Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2021

Dystans całkowity:1580.00 km (w terenie 11.00 km; 0.70%)
Czas w ruchu:62:14
Średnia prędkość:25.39 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:21650 m
Maks. tętno maksymalne:184 (94 %)
Maks. tętno średnie:141 (72 %)
Suma kalorii:37834 kcal
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:58.52 km i 2h 18m
Więcej statystyk

Podsumowanie 24 tygodnia 2021

Niedziela, 13 czerwca 2021 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: min/km:
Pr. maks.: Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m
Ostatni tydzień nie przyniósł żadnych zmian w treningach. Utrzymałem to co było wcześniej. Zwykle dobrze sobie radziłem w wysokich temperaturach ale tym razem przejście z kilkunastu stopni na 25 odczułem dosyć wyraźnie. Wciąż nie jestem w pełni zdrowy i muszę na siebie uważać. Po raz kolejny musiałem podjąć pewne decyzje i postanowiłem ten rok poświecić na naukę i nadrobienie braków w tych elementach jakie szwankują u mnie a jest ich całkiem sporo. Wiem na co mnie stać ale w tym roku nie będę w stanie się wspiąć na wyżyny własnych możliwości. Poprawa tych braków i regularność w treningach też powinny dać dużo satysfakcji. Realizację planu rozpocząłem już jakiś czas temu od podstaw techniki pokonywania zakrętów i zjazdów i już zauważyłem postęp. W późniejszej części chciałbym popracować także nad jazdą w grupie czy tym aby całkowicie wyeliminować stres bo rower ma być przyjemnością. Już od dłuższego czasu skupiam się na sobie, guzik mnie obchodzi jak trenują inni, kiedyś było inaczej, przejmowałem się wszystkim i poziomu przeciętności przeskoczyć nie umiałem. Zamierzam też nieco poeksperymentować z treningami bo i tak nie mam nic do stracenia, nawet jeżeli miało by to przynieść zły skutek.
1.Waga w ostatnim tygodniu:
Spadek wagi stał się faktem i udało się utrzymać poziom przez cały tydzień. Pozostałe dane również nie odbiegały od przyjętych norm.
2.Obciążenie treningowe:
Mimo niewielkiej ilości TSS udaje się utrzymać CTL a TSB również ustabilizowało się i duże odchyłki nie występują.
3.Najlepsze moce:
Dobrych mocy nie było ponieważ nie trenowałem na obciążeniach wynikających z wyższych wartości mocy.
4.Dane liczbowe:
5.Podjazdy:
Podobnie jak tydzień temu zaliczyłem niezłą ilość podjazdów w tym jeden którego nie znałem.

Trening 56

Niedziela, 13 czerwca 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 60.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:01 km/h: 29.75
Pr. maks.: 57.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: 138138 ( 70%) HRavg 120( 61%)
Kalorie: 1350kcal Podjazdy: 420m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Luźny wyjazd po solidnej dawce snu której brakowało w ostatnich dniach. Nie miałem zbyt wielu czasu a temperatura nie zachęcała do postojów więc przejechałem cały dystans ciągiem zahaczając o kilka odcinków dróg z nową nawierzchnią. Ta niższa temperatura podziałała na mnie bardzo mobilizująco bo jechało mi się całkiem nieźle. Powoli te tlenowe treningi zaczynają wychodzić mi bokiem. Czasami chociaż warto zrobić odmianę i pojeździć trochę po płaskim. Wyjechałem dosyć późno i pustek na drogach nie było, duży ruch też to nie był ale to wystarczyło aby pojawiło się kilka niebezpiecznych sytuacji. Pierwszy odcinek z nową nawierzchnią to słynny lasek między Pierścem a Iłownicą, takie fragmenty dróg często są problemem bo nie wiadomo kto faktycznie za nie odpowiada i pewnie dlatego wcześniej odnowiono drogi dochodzące do tego miejsca a około 500 metrowy odcinek został bez zmian. Wyczyszczony rower został zabrudzony bo w lesie było mokro i trochę błota, na szczęście to jedyny taki punkt na trasie. Dalej walczyłem już ze zmiennym wiatrem, zahaczyłem o takie miejsca które zazwyczaj omijam szerokim łukiem, np. Czechowice-Dziedzice. Miałem jeszcze czas i siły więc wróciłem przez Bestwinę, zaskoczony byłem, że przez kilka kilometrów nie minął mnie żaden samochód i to na terenie Bielska. Wracając już przez miasto postanowiłem sprawdzić łącznik między al. Andersa a Hulanką, kawałek jechałem główną drogą na której teoretycznie jest zakaz jazdy rowerem. W pewnym momencie podbiło mi rower, wypadł korek z kierownicy który został zmiażdżony przez koło wyprzedzającego mnie samochodu. Ostatni sprawdzony odcinek to wreszcie otwarta dla ruchu ulica Cieszyńska, na zjeździe rozpędziłem się zbyt mocno i miałem problem z wyhamowaniem przed rondem. Trochę było mi zimno, ale do domu blisko więc od razu po jeździe zafundowałem sobie ciepłą herbatę. Po tej jeździe znowu uwierzyłem w to, ze coś dobrego mnie w tym roku jeszcze czeka. Ja taki stan się utrzyma to za tydzień wracam do wyższych obciążeń treningowych i akcentów ponad progowych.


Trening 55

Sobota, 12 czerwca 2021 Kategoria 100-200, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 118.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:21 km/h: 27.13
Pr. maks.: 74.00 Temperatura: 23.0°C HRmax: 159159 ( 81%) HRavg 131( 67%)
Kalorie: 2855kcal Podjazdy: 1570m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy od jakiegoś czasu trening z którego mogę być zadowolony. Postanowiłem chociaż w pewnym sensie nawiązać do tego co było jeszcze miesiąc temu i pojechałem trasę o podobnej długości, poziomie trudności i w bardzo podobnym tempie. Przed wyjazdem wahałem się czy jechać po raz kolejny Pętlę Beskidzką, nieco mniej kilometrów i więcej przewyższenia czy wybrać się w Beskid Żywiecki i dojechać do Korbielowa. Ten drugi wariant był bardziej kuszący wiec nie zastanawiałem się dłużej. Początkowo strasznie się męczyłem i dlatego do Żywca dojechałem najprostszą drogą. Po wyjeździe z Bielska jechało mi się zadziwiająco lekko, według prognoz miało wiać z południowego zachodu a widocznie wiało z północy i stąd szybka jazda aż do Żywca. Za Żywcem pojawiły się jednak podjazdy które o dziwo poszły gładko, potrzebna była prawie godzina spokojnej jazdy bez wymagających odcinków aby noga zaczęła kręcić. Po pierwszym podjeździe był bardzo krótki zjazd na którym poćwiczyłem hamowanie, pojawiło się nagle kilka samochodów i korek do skrzyżowania w Juszczynie gotowy. Drugi podjazd również poszedł nieźle, nagrodą był piękny widok na góry z Babią na czele, nie zatrzymywałem się jednak, na zjeździe puściłem się zbyt odważnie i cudem wyhamowałem przed skrzyżowaniem. Na tym zjeździe coś stało się z miernikiem mocy i przestał pokazywać dane o mocy i kadencji, nie zauważyłbym tego gdybym stale nie monitorował ilości obrotów korbą. Musiałem się więc pierwszy raz zatrzymać. Szybko wyeliminowałem problem, poza spadkiem o kilka Wat średniej mocy nie wpłynęło to w żaden sposób na dalszą jazdę. Po zjeździe do Jeleśni spodziewałem się dużego ruchu na tarsie do Korbielowa, ale nie było tak źle. Przez moment wahałem się czy nie jechać na Koszarawę i odkryć podjazd na Klekociny gdzie jeszcze mnie nie było. Nie zmieniłem jednak trasy i ciąłem dosyć szybko w kierunku Słowacji. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się w Korbielowie. Ostatnie 2500 metrów jest bardziej wymagające i po gorszej nawierzchni, zupełnie zapomniałem jak wygląda ten podjazd bo nie jechałem go chyba 5 lat. Na przełęczy było sporo ludzi, symbolicznie przekroczyłem granicę i zawróciłem. Przed zjazdem się zatrzymałem, odcinek w dół podobnie jak ostatnimi czasy wyglądał dobrze technicznie ale nie dokręcałem na maksa na prostych. Po wyjeździe z lasu przekonałem się, że dobrze szło na podjeździe głównie dzięki pomocy wiatru. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie popełnił choćby jednego, głupiego błędu na trasie. Takim okazał się skręt w nieznaną dróżkę do Sopotni Wielkiej. Starałem się jechać jak najlżej ale gdy nachylenie skoczyło do 15 % musiałem pogodzić się z ugniataniem mięśni. Już po minucie takiej jazdy wcale nie na wysokiej mocy bardzo czułem nogi, skupiłem się na tym aby nie bujać za bardzo rowerem ale i tak efektywność jazdy wynosiła maksymalnie 50 % czyli połowa mocy szła w gwizdek. Na tym odcinku były aż trzy ścianki z kilkunasto % nachyleniem. Jakoś przetrwałem ten czas ale później długo dochodziłem do siebie a czekały mnie jeszcze dwie ścianki. Przed nimi jednak musiałem zatrzymać się w sklepie bo bidony były już puste. Postój nie był zbyt długi ale nieco się zregenerowałem. Powrót do domu był całkiem przyjemny, na ściankach już się tak nie męczyłem ale brak przełożeń zmusił mnie do bardzo twardej jazdy. Na przełęczy u Poloka zatrzymałem się na moment by zrobić zdjęcie pięknie oświetlonej Babiej Góry. Był to ostatni postój na trasie, później już ciąłem prosto do domu, zjazdy starałem się pojechać dobrze technicznie i szybko, wyszło tylko to pierwsze bo samochody i kierowcy nie pozwolili na szybszą jazdę. Problemy cały czas się pojawiały i najpierw był to zakorkowany Żywiec, później silny wiatr który strasznie mnie hamował, a miało na tym odcinku wiać z boku lub w plecy a następnie kolejni kierowcy wymuszający pierwszeństwo na zjeździe zmuszający mnie do hamowania. Jak tak dalej pójdzie to nowe okładziny hamulcowe zużyją się po 2 tygodniach jazdy. W Bielsku tradycyjnie zahaczyłem o ścieżkę rowerową wokół lotniska i wróciłem bezpieczniejszą drogą chociaż nawet tam pojawił się samochód zaparkowany na środku ścieżki rowerowej bo przejście kilkuset metrów po to by znaleźć się nad wodą to dla niektórych za dużo. W normalnych warunkach cieszyłbym się z takiego treningu jakby w kalendarzu był marzec, obecnie muszę być zadowolony bo wiem na co w tym momencie stać mój organizm.

Trening 54

Czwartek, 10 czerwca 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 53.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:06 km/h: 25.24
Pr. maks.: 65.00 Temperatura: 24.0°C HRmax: 160160 ( 82%) HRavg 135( 69%)
Kalorie: 1301kcal Podjazdy: 930m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Pogoda w ostatnich dniach jest plażowa więc postanowiłem też zaznać nieco relaksu nad wodą. Idealnym miejscem było Międzybrodzie bo by tam dojechać musiałem się trochę pomęczyć by zasłużyć na odpoczynek. Po trzech dniach pracy po 10 godzin nie byłem tak zmęczony jak się spodziewałem ale gdzieś to jednak w organizmie zostało. Jechało się odrobinę lepiej niż w poprzednich dniach, pilnowałem tych parametrów na których mi zależało, tętno znów skakało między strefami nawet przy podobnej mocy. Podjazdy poszły jakby odrobinę lepiej, na zajazdach starałem się jechać odrobinę szybciej niż zwykle ale nie wyszło. Zmiany organizacji ruchu w Międzybrodziu coraz bliżej co oznacza, że już niedługo lista tras które da się przejechać bez korków, spowolnień i dużej ilości skrzyżowań znowu się skurczy. Prawie godzinę jechałem do Międzybrodzia aby odpocząć 15 minut i ruszyć w powrotną drogę. Chętnie posiedziałbym tam i godzinę ale nie miałem na to czasu. Czas jednak znalazł się na kolejną pętelkę wokół lotniska, staje się to powoli tradycją, że po każdej jeździe zaliczam jedno lub kilka okrążeń. Wracałem podobnie jak w ostatnim czasie bezpieczniejszą drogą. Wciąż potrzebuję czasu i spokojnych jazd aby wrócić na tory jakimi jechałem jeszcze w marcu.

Rozjazd 13

Środa, 9 czerwca 2021 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube '21, Samotnie, Szosa
Km: 40.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:45 km/h: 22.86
Pr. maks.: 58.00 Temperatura: 26.0°C HRmax: 141141 ( 72%) HRavg 114( 58%)
Kalorie: 826kcal Podjazdy: 560m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Przed jazdą założyłem nowy łańcuch i kasetę bo na poprzedniej łańcuch przeskakiwał już na kilku koronkach a jej przebieg dobijał do 30000 kilometrów. Dopiero zamówiłem 11-32 i na razie założyłem 11-28 i postanowiłem zrobić eksperyment, na kołach karbonowych będę jeździł na kasecie 11-28 i łańcuchu KMC a na aluminiowych na chińskim zestawie z większym wachlarzem zębów na kasecie. Siły, czasu i motywacji nie było na kolejny trening więc zmusiłem się jedynie do jazdy regeneracyjnej. Patrząc na taki parametr jak moc to było spokojnie, tętno natomiast dalej jest w swoim świecie i tylko czasami schodzi na ziemię. Pulsometr biorę z przyzwyczajenia i tylko po to aby stale monitorować swój organizm. Kolejna wizyta na Przegibku także nic nie wniosła, podjazd przemęczyłem, na zjeździe nie byłem w stanie pojechać dobrze technicznie. Aby wszystko do siebie pasowało rundy wokół lotniska które dołożyłem tradycyjnie na koniec też były wolne i jakościowo słabe. Nie mogę się wydobyć z tego marazmu, ciągle coś nie gra i dochodzą kolejne problemy.

Trening 53

Wtorek, 8 czerwca 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 61.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:16 km/h: 26.91
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: 164164 ( 84%) HRavg 140( 71%)
Kalorie: 1436kcal Podjazdy: 820m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Po pierwszym dniu w nowych warunkach pracy nie byłem w najlepszej kondycji. Dodatkowo miałem opcję wyjechać tylko rano po 3 godzinach snu. Mimo wczesnej pory było na tyle ciepło, że rękawki wylądowały prowizorycznie w kieszeni. Wybrałem trasę której jeszcze w tym roku nie jechałem czyli Przegibek i powrót przez Zarzecze. Jadąc przez miasto nie było tak źle jak zwykle i tylko kilka razy musiałem się zatrzymać na skrzyżowaniach. Noga podawała całkiem nieźle ale tętno było bardzo wysokie, już przestałem rozumieć swój własny organizm. Podjazd na Przegibek szedł ciężko, z trudem utrzymywałem założoną kadencję. Niestety skupisko problemów pojawiło się na zjeździe i musiałem zrezygnować z technicznej jazdy. Dokręciłem nieco podczas drugiej części zjazdu ale do dobrego i szybkiego zjazdu brakowało sporo. Kolejne niemiłe zaskoczenie to ruch wahadłowy w Czernichowie. Później dowiedziałem się, że to początek kolejnego dużego remontu w regionie, ograniczony dojazd do Wisły stwarza już duże problemy dla przyjezdnych, w Beskidzie Małym może być podobnie. Nie miałem jednak czasu by się nad tym zastanawiać bo nie miałem zbyt wiele czasu. Hopki nad jeziorem były męczące, starałem się nie wychodzić poza 2,3 strefę i zazwyczaj się udawało. Musiałem się jednak bardzo pilnować, przed Wilkowicami na podjeździe kilka razy przeskoczył mi łańcuch i w domu postanowiłem sprawdzić przymiar łańcucha. Na zjeździe z kolei próbowałem znowu technicznej i szybkiej jazdy ale samochody i warunki nie pozwoliły na to. Przez miasto znowu przejechałem sprawnie i znalazłem czas na jedną pętlę wokół lotniska. Przejechałem ją w dobrym tempie notując najlepszy swój czas na tym odcinku. Ten wyjazd w żaden sposób nie przybliżył mnie do lepszej dyspozycji, wciąż sporo brakuje aby myśleć o mocniejszej jeździe.

Miasto 19

Poniedziałek, 7 czerwca 2021 Kategoria Miasto
Km: 66.00 Km teren: 4.00 Czas: 03:04 km/h: 21.52
Pr. maks.: 49.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 1890kcal Podjazdy: 650m Sprzęt: Hercules Aktywność: Jazda na rowerze

Podsumowanie 23 tygodnia 2021

Niedziela, 6 czerwca 2021
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: min/km:
Pr. maks.: Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m
Na początku tygodnia nie sądziłem, że już w środę wsiądę na rower. Nie jest to powrót do tego co było wcześniej ale sama możliwość jazdy na rowerze w tym momencie już jest dobrym znakiem, że powoli wracam na właściwe tory. Bez sprawnego układu oddechowego męczyłem się strasznie przy mocniejszym wysiłku, kiedyś zmęczenie łapało mnie po trzech, czterech podjazdach na mocy powyżej FTP a w tym roku już po jednym byłem ujechany i nic się nie zmieniało przez dłuższy czas. Ostatecznie zdecydowałem się na konsultację lekarską, odwiedziłem kilku specjalistów którzy zalecili mi trzy dniową kurację antybiotykową. Od marca zrobiłem kilka testów na przeciwciała i za każdym razem wynik wyszedł pozytywny, ilość przeciwciał była zbyt duża aby poddać się szczepieniu. Wychodzi na to, że Covida miałem w okresie Grudzień-Luty i od tego momentu czułem się znacznie gorzej, byłem osłabiony, spadła moja odporność a od kwietnia obserwowałem stały spadek wydajności płuc która po badaniu wyszła tak niska, że gdyby nie to, że prowadziłem przez lata aktywny tryb życia i miałem ponad przeciętne Vo2Max to musiałbym na jakiś czas zostać podpięty na stałe pod tlen. Moja wydolność w krytycznym momencie była na granicy i niewiele brakowało abym musiał poddać się hospitalizacji. Jak sobie przypomnę walkę z wirusem który powoli zajmował mój organizm i dwa tygodnie w śpiączce w szpitalu to mi ciarki po plechach przechodzą. Od tego momentu minęło ledwie 2,5 roku, wówczas moja wydolność spadła do 0, obawiałem się powtórki bo przy ograniczonym dostępie do medycyny, rehabilitacji wracałbym do siebie przez kilka miesięcy. Po bezobjawowym zakażeniu Covid i silnych powikłaniach w najlepszym wypadku na jesień organizm wróci do normy ale w zasadzie ten sezon mam już z głowy. Walczyłem dzielnie z Covidem, robiłem wszystko aby się nie zakazić ale się nie udało. Tego co mnie spotkało w ostatnim czasie czy 2,5 roku temu nie życzę nikomu, nawet najgorszemu wrogowi. Czasem myślę, że swoje już wycierpiałem, limit pecha wyczerpałem ale życie pisze własny scenariusz i wychodzi na to, że moje jest pełne przeszkód i trudności. Wiem, że nie wszyscy tak na to patrzą, sądzą, że mają pecha bo np. nie są w stanie wycisnąć z własnego organizmu tyle ile ja byłem w stanie wycisnąć w 2019 i 2020 roku. Nic tak bardzo innych nie uwiera jak dobrobyt czy moc rywala, to jest typowe nie tylko dla kolarzy ale i innych ludzi w naszym kraju. Szukając pozytywów w tej sytuacji idzie wyciągnąć dobry wniosek, dla wielu poziom jaki obecnie prezentuję będąc bez formy i zdrowia jest nieosiągalny w szczycie możliwości.
Nie mogąc skupiać się na treningach i śrubowaniu FTP czy mocy szczytowych w krótszym czasie zająłem się techniką którą wciąż można poprawić. Korzystając z Garmina Edge 830 dostałem masę danych z miernika mocy których nie było na innych licznikach. Na pierwszy rzut wziąłem kadencję, już na starcie musiałem skorygować ustawienie bloków, konieczna była wymiana podkładki pod prawym blokiem z 2 na 1 mm i udało się równomiernie ustawić bloki względem osi pedału. Sama zmiana nie wpłynęła na komfort jazdy ale balans zmienił się i odchyłki rzędu 8 czy 10 % miedzy nogami spadły do maksymalnie 4 % co zdarzało się bardzo rzadko ponieważ zazwyczaj kręciłem równomiernie. Wszystko zależało jednak od kadencji, na podjeździe przetestowałem cztery pozycje. Pierwsza z nich to trzymanie kadencji 90-100 rpm na siedząco. Efektywność pedałowania wyszła na poziomie około 85 %. Uważam to za dobry wynik, stosując inną technikę wyszło mniej, ugniatając mięśnie na siedząco przez kilkanaście sekund efektywność nie przekraczała 70 %, przepychając korby na stojąco przez niecałą minutę efektywność była kolejne 10 % niższa a dodatkowo bujając rower na boki było jeszcze kilka % mniej. W tych wypadkach kadencja nie była wyższa niż 75 rpm. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że jeżdżąc na wysokiej kadencji wykorzystywałem w najwyższym stopniu moc jaką byłem w stanie generować. Kolejny dowód na to jest taki, że kiedyś jeżdżąc na niskich kadencja po każdym treningu bolały mnie nogi i mięśnie a obecnie przy jeździe na kadencji ponad 90 nie bolą mnie nogi, obciążając układ oddechowy czy serce organizm szybciej się regeneruje niż przy siłowej jeździe gdy całe obciążenie idzie w mięśnie. Taki wniosek wyciągnąłem już w czasach gdy byłem kompletnym laikiem i łatwiej było znaleźć moje nazwisko studiując listę wyników od końca. Długo zajęło mi wyeliminowanie tego błędu ale obecnie siłowa jazda w ogóle mi nie podchodzi i nawet jak nie jestem w stanie jeździć miękko, 90 rpm nie jest problemem. Obecnie w tym elemencie nie widzę rezerw ale pewnie jakieś są i aby je wykorzystać musiałbym się udać na profesjonalny bike fitting, dokładniej ustawić bloki i zmienić nieco kąt ułożenia nogi podczas kręcenia korbą ale czy dałoby to wynik lepszy niż 1-2 % to nie jestem przekonany. Garmin Edge 830 daje dużo danych które uzyskiwałem dopiero podczas analizy treningu w programie np. przy dwóch bardzo podobnych treningach przy intensywności około 65 %, TSS około 150 i różnych kadencjach licznik podał różne czasy regeneracji. Różnica wyniosła 5 godzin na korzyść wyższej kadencji. Przy 95 czas regeneracji był niższy niż przy 91. To tylko potwierdza wcześniej wyciągnięte wnioski, pomijam już fakt, że jeżdżąc na wysokich kadencjach jestem w stanie również jeździć na dużo niższych, natomiast ugniatając mięsnie na kadencjach 70 czy przepychając korby na stojąco podczas większości aktywności mogę mieć problemy przy wyższych i nawet przy braku mocy jestem w stanie robić różnicę kadencją. Technika pedałowania jest bardzo ważna, w moim przypadku nie ma już praktycznie żadnych rezerw w tym aspekcie i przy obecnej technice pracują wyłącznie mięśnie nóg i mimo stałych ćwiczeń nad pozostałymi partiami mięśni bardzo rzadko zmuszam je do pracy podczas jazdy na rowerze.
Druga rzecz nad jaką pracowałem to technika zjazdu. Ostatnio przekonałem się, że dobry zjazd niekoniecznie musi być szybki, wystarczy go dobrze pokonać technicznie a dopiero później dołożyć nieco szybkości. Technika zjazdu wywodzi się w zasadzie od techniki pokonywania zakrętów, dodatkowo należy nauczyć się tzw. Refleksu czyli momentu w którym zacząć hamowanie i z jaką siłą to robić. Trening zjazdu zacząłem od jazdy po ścieżce rowerowej wokół lotniska gdzie znajduje się kilka wymagających łuków. Podczas kilku okrążeń wyćwiczyłem dobre nawyki których brakowało przez ostatnie miesiące. Jako testowy odcinek wziąłem sobie zjazdy z Przegibka. Początki oczywiście były trudne ale ostatnie zjazdy technicznie już wyglądały całkiem nieźle, znacznie ograniczyłem ilość naciśnięć na klamki do kolejno 2 na zjeździe do Międzybrodzia czy 3 na odcinku do Bielska. Zrezygnowałem z dokręcania na maksa na prostych ale i na to przyjdzie czas. Po treningu zawierającym po 5 zjazdów z Przegibka do Międzybrodzia I Straconki mógłbym już te zjazdy pokonywać z zamkniętymi oczami. Dobrym zjazdowcem nigdy nie byłem ale zawsze mogę się w tym elemencie poprawić. Motywować powinien mnie fakt, że zdesperowane osoby na zjeździe nadrabiają nade mną 20-40 % czasu jaki straciły na podjeździe. Już dawno nie biorę pod uwagę innych osób i skupiam się tylko na sobie. Zadowoli mnie każdy progres w technice bo tutaj mam ogromne rezerwy, może kiedyś spróbuję swoich sił w MTB gdzie technika ma chyba większe znaczenie niż siła czy moc a tej mi nie brakuje nawet w gorszym dla mnie momencie.
Obecnie moja technika pokonywania podjazdów jest na tyle dobra że nie ma co poprawiać. Do dobrego poziomu brakuje jedynie lepszej wydolności organizmu.
Mimo wyeliminowania wielu błędów w technice nie widać wyraźnego progresu. Kolarstwo jak każdy sport wymaga jednak dopasowania wielu elementów, w moim przypadku brakuje zdrowia co przekłada się na znacznie gorszą wydolność organizmu ale i tak wielu kolarzy chciałoby znaleźć się na poziomie jaki obecnie prezentuję będąc bez formy i daleki od szczytu możliwości które pozwalały nawet walczyć o zwycięstwo OPEN w czasówkach czy miejsce w TOP 20 w dosyć mocno obstawionym wyścigu. Już sam fakt, że byłem w stanie walczyć na takim poziomie mówi wiele i jeżeli miałbym wybierać pomiędzy stałą przeciętnością a dnem z okresem w którym miałem swoje 5 minut i zaliczyłem kilka wartościowych wyścigów czy czasówek to zdecydowanie wybieram tą drugą opcję. Przez ostatnie kilka lat nigdy nie olałem treningów z lenistwa czy na siłę wymyślanych powodów a jedyne przerwy zafundowały mi jedynie problemy zdrowotne. Biorąc pod uwagę to, że nie miałem styczności z profesjonalnym trenerem, wszystkie treningi opieram na własnym doświadczeniu, wnioskach wyciągniętych z kilku lat treningów prowadzonych metodą prób i błędów mogę czuć się spełnionym kolarzem. Słabszy okres w jakim się znalazłem może być dla mnie tylko motywacją do powrotu do tego co było wcześniej. Sport zawsze był moją wielką pasją ale tylko pasją, dodatkiem do życia, co odróżnia mnie od wielu osób które są w stanie zaniedbać pracę czy rodzinę tylko po to by zrobić wynik na jakimś wyścigu. Kiedyś też za bardzo przejmowałem się kolarstwem, niepowodzeniami których doznałem więcej niż inni ale w porę się opamiętałem, obecnie nie wymagam od siebie cudów, nie stawiam celów których nie jestem w stanie zrealizować, nie mam oczekiwań wynikowych. Jeżeli w ostatnich latach zawodziła mnie głowa to tylko przez „ Gwizdy Kolarskie”, do takich należą osoby które po zajęciu 7 czy 9 miejsca OPEN podczas TRR chciały rzucać rowerem i rezygnować z kolarstwa czy szpanowały wyższą średnią prędkością czy współczynnikiem mocy do tętna by na zawodach tracić po 30 minut czy godzinę na 100 kilometrowych wyścigach lub minutę na kilometr podczas kilkunastominutowych czasówek. Jeżeli byłem zły po zawodach to tylko na siebie, że popełniałem głupie błędy czy na to, że inni dawali mi zmiany na kresce po przejechaniu całej trasy na kole. Nie należę do wszechstronnych kolarzy ale moc miałem w najlepszym czasie ponad przeciętną i potwierdziłem to nie tylko podczas czasówek ale i treningowych przejazdów gdzie notowałem wiele życiówek na podjazdach. Osiągnąłem dobry poziom maksymalny i dlatego ciężko mi się pogodzić z tym, że obecnie nie jestem w stanie do niego nawiązać. Wiele osób się ze mnie obecnie śmieje nie biorąc pod uwagę faktu, że nawet teraz nie jest w stanie się utrzymać na moim kole nie mówiąc już o zostawieniu mnie w tyle. Gdybym mógł postawić wszystko na kolarstwo to mój poziom maksymalny pewnie by jeszcze wzrósł, dotarłem jednak do momentu w życiu, że wartościami nadrzędnymi są zdrowie, praca czy rodzina i to chyba już się nie zmieni. Jeden rok poświeciłem wyłącznie na kolarstwo i miałem z tego powodu same problemy, nie żałuję tego ale drugi raz tak bym nie postąpił. Moje poświęcenie było nic nie warte i dlatego nie zamierzam się już w ten sport za bardzo angażować. Inni są ważniejsi ale ich pracy nie widać. Jeżeli po raz kolejny miałbym wybierać pomiędzy kolarstwem i pracą za najniższą krajową a pracą za kilku krotnie wyższą pensję to bez zastanowienia wybrałbym opcję drugą, z roweru poza coraz mniej przyjemnymi wspomnieniami nie ma nic a bez pracy nie da się uczciwie żyć, zwłaszcza, że spokojna starość zależy tylko od tego ile uda się za życia oszczędzić i na to już zacząłem pracować. Rower dał mi dużo radości ale nie może być najważniejszy im jestem starszy tym bardziej to rozumiem. Przez większość życia uczyłem się, poświeciłem na to ponad 20 lat i w zasadzie nauka cały czas trwa i nie robiłem tego po to aby jeździć na rowerze tylko pracować za konkretne pieniądze nawet jeżeli wymaga to z mojej strony dużego poświęcenia.
Przez ostatnie 6 miesięcy miałem dużo czasu na przemyślenia, z pewnych względów było to potrzebne, mogłem przekonać się po raz kolejny, że piekło na ziemi może zdarzyć się więcej niż raz w życiu, mam nadzieję, że wyjdę z tej sytuacji silniejszy i z większą motywacją do dalszego życia, obfitującego w mniejszą ilość problemów i styczności z mniejszą ilością ludzi którzy nie będą w stanie zaakceptować tego, że mi coś wyszło lepiej niż im.
1.Waga w ostatnim tygodniu:
Chyba jedyny plus dni spędzonych w łóżku to spadek wagi o kilogram, straciłem głównie mięsnie i od razu to odczułem. Dane o tętnie spoczynkowym czy ciśnieniu nie odbiegały od normy, natlenienie też nie spadło poniżej 95 %. Powoli wracam do pełni zdrowia i może przy niższej wadze nie będę się tak męczył.
2.Obciążenie treningowe:
Przy przerwie w treningach pojawiły się wahania wartości ATL czy CTL oraz TSB którego wartości były cały czas dodatnie.
3.Najlepsze wartości mocy:
Nie było mocnych treningów więc i dobrych wartości mocy.
4.Dane liczbowe:
5.Informacje o podjazdach:
Podjazdów wyszło sporo ale katowałem tylko przełęcz Przegibek. Jakość może słaba ale obecnie muszę nadrabiać ilością.

Trening 52

Niedziela, 6 czerwca 2021 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 91.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:01 km/h: 30.17
Pr. maks.: 49.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 155155 ( 79%) HRavg 129( 66%)
Kalorie: 2131kcal Podjazdy: 500m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjazd przed którym miałem dużo wątpliwości. Bardzo ciągło mnie w góry ale nie chciałem znów przesadzić. Miałem opcję jechać po płaskim w grupie ale bałem się tego, że tempo narzucone przez konie pociągowe będzie zbyt mocne, nawet będąc zdrowy i dużo mocniejszy zostawałem za grupą prędzej czy później, z różnych powodów. Nie widziałem innej opcji jak samotna pętla po płaskim. Nakreśliłem ciekawą pętlę, z postojem w Pszczynie. Tak długo się zbierałem, zastanawiałem, że wyjechałem 15 minut później niż planowałem, miałem jednak bufor czasowy który był większy niż wspomniane 15 minut. Przed jazdą tradycyjne sprawdzenie sprzętu, m.in. ciśnienia w szytkach, wszystko było w normie więc ruszyłem spokojnym tempem. Po odpoczynku i dużej ilości snu noga podawała już od startu. Przez Bielsko przejechałem najkrótszą drogą zahaczając m.in. o nieotwarty jeszcze odcinek ulicy Cieszyńskiej, zaskoczył mnie za to brak asfaltu przed Hulanką gdzie o mało nie wpadłem w dziurę którą zauważyłem w ostatniej chwili. Ogólnie przez Bielsko przejechałem bez większych problemów, pomijając samochód który zatrzymał się na środku wiaduktu na podwójnej ciągłej nie musiałem ryzykować zdrowia na jakieś gwałtowne manewry. Za Bielskiem niemal zerowy ruch i tak przez wiele kilometrów, gdyby nie świtała w Jawiszowicach czy Brzeszczach nie musiałabym się zatrzymywać aż do Chrzanowa. Jazda głównymi drogami w weekend jest nawet przyjemna, nawierzchnia na większości trasy do Chrzanowa była niemal idealna. Dalej też nie było gorzej, po prawie 60 kilometrów zdecydowałem się na krótki postój który przedłużył się do kilku minut. Miałem jechać inną drogą na Chełm Śląski ale nawigacja poprowadziła mnie na Chełmek, odcinek przez las znam bardzo dobrze ale jechałem go tylko w drugim kierunku. W pewnym momencie nawigacja wyprowadziła mnie w las a konkretnie na szuter, odcinek według mapy nie był długi ale nie chciałem ryzykować i pojechałem inną ale ciekawą drogą, widoki były ładne ale nawierzchnia już niekoniecznie, nawigacja prowadziła mnie jakimiś drogami i miałem wrażenie, że kręcę się w kółko, szyb kopalni Bieruń raz był z lewej, raz z prawej strony, w końcu dojechałem do Bierunia gdzie coś schrzaniłem i znowu zaufałem za bardzo nawigacji aż w końcu trafiłem na właściwy szlak. Nie przypuszczałem, że moja jazda skończy się za kilka minut. Zwykle do Pszczyny jeździłem przez Wolę i inny wybór okazał się dużym błędem. W pewnym momencie jadąc równą drogą bez dziur strzeliła szytka, zatrzymałem się, próbowałem ją załatać na różne sposoby, stwierdziłem, że uszkodzenie jest przy wentylu, posmarowałem odruchowo klejem aby coś chwyciło, wlałem sporą ilość uszczelniacza do środka. Próbowałem lekko pompować, ale bezskutecznie, pomoc osób trzecich nic nie pomogła, w bezsilności i zrezygnowaniu zrobiłem kolejną głupią rzecz i wpakowałem cały nabój CO2. Pozostało szukać transportu do domu, najpierw minęła chwila aż miłe państwo z rowerami zatrzymało się i podwiozło mnie do Pszczyny, tam chwilę czekałem na PKP do Bielska gdzie zostawiłem rower u znajomego w centrum, do domu wróciłem komunikacją miejską a później już samochodem podjechałem po rower. Cała akcja ewakuacyjna trwała ponad 2 godziny, wykorzystałem w ten sposób cały bufor czasowy. Czasami zastanawiam się co mnie jeszcze trzyma przy tym sporcie, z formą jestem na dnie, zdrowia nie ma za grosz a problemy sprzętowe przypominają mi „najlepsze lata”, każdy z nich byłby dobrym pretekstem aby rzucić kolarstwo w kąt. Jeszcze nie zdobyłem nowej śruby do korby a już muszę kupić nową szytkę, już chyba na zawsze wyleczyłem się z firmy Continental, wiele osób chwali produkty tej firmy a ja mam najgorsze z nimi wspomnienia. Nie tylko w rowerze ale i w samochodzie opony Continentala kończyły żywot szybciej niż powinny. Na razie zmienię koła na aluminiowe gdzie mam dobre opony i przy najbliższej okazji wymienię tą uszkodzoną szytkę. Gdyby nie ten defekt ten wyjazd byłby całkiem udany i przyjemny. Szukając jednak plusów, po raz pierwszy w tym roku na końcu jazdy miałem więcej niż 30 km/h na liczniku. Nie jeżdżę dla średnich i mają one dla mnie charakter statystyczny, ostatni taki rok w którym nie byłem w stanie do czerwca osiągnąć 30 km/h to był 2009 kiedy byłem jeszcze żółtodziobem. Nie przywiązuję do tego jednak wagi bo jakby to miało jakieś znaczenie to zamiast ponad 30 miejsc na podium w zawodach miałbym znacznie więcej lokat w ogonie stawki a takich mam tylko kilka, zazwyczaj zajmowanych po mniejszych lub większych defektach na trasie.

Rozjazd 12

Sobota, 5 czerwca 2021 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube '21, Samotnie, Szosa
Km: 40.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:36 km/h: 25.00
Pr. maks.: 55.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 126126 ( 64%) HRavg 107( 54%)
Kalorie: 777kcal Podjazdy: 280m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Luźny wyjazd z konkretnymi celami do zrealizowania. Ostatnio polubiłem jazdę ścieżką rowerową wokół lotniska wiec postanowiłem zrobić aż 10 okrążeń co dawało ponad godzinę jazdy plus dojazd. Postawiłem tego dnia na ścieżki rowerowe i tylko niecałe 5 kilometrów prowadziło zwykłą szosą. Wyjechałem o niezbyt sprzyjającej porze, było już ciepło a w słońcu nawet gorąco a ludzi wszędzie cała masa, ze słońcem poradziłem sobie szybko, posmarowałem się kremem z filtrem i zabrałem dwa bidony wody, z ludźmi jednak musiałem walczyć przez prawie cały czas. Po kilku tygodniach a nawet miesiącach walki z układem oddechowym muszę sobie wyrobić na nowo nawyki i podczas jazdy ćwiczyłem oddech. Kwestie techniczne czy dane na liczniku olałem ale mimo to nie jechałem za mocno, nie musiałem często hamować, przyśpieszać. Przełożenia jednak zmieniałem cały czas, przyzwyczaiłem się do jazdy na wysokiej kadencji i nawet nie zwracając na nią uwagi kręciłem cały czas 95-100 obrotów na minutę. Po godzinie wpadłem w monotonię z której wybił mnie dopiero spadnięty łańcuch na końcu 9 okrążenia, musiałem się zatrzymać by go nałożyć. Ostatnie okrążenie okazało się najszybszym z 9 pokonanych w prawie identycznym czasie. Miałem ochotę na szybki zjazd z lotniska ale nie tym razem. Na więcej okrążeń nie miałem już ochoty więc wróciłem do domu. Czasami trzeba takich spokojnych wyjazdów, nie czuję by w jakiś szczególny sposób mi to pomogło ale próbować trzeba, gorzej już chyba być nie może.

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum