Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223022.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2021

Dystans całkowity:1543.00 km (w terenie 1.00 km; 0.06%)
Czas w ruchu:60:45
Średnia prędkość:25.84 km/h
Maksymalna prędkość:73.00 km/h
Suma podjazdów:23560 m
Maks. tętno maksymalne:189 (96 %)
Maks. tętno średnie:142 (72 %)
Suma kalorii:38074 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:77.15 km i 2h 53m
Więcej statystyk

Podsumowanie Maja

Poniedziałek, 31 maja 2021 · dodano: 04.06.2021 | Komentarze 1

Maj zwykle był miesiącem w którym dochodziłem do najwyższej formy która była już ze mną w drugiej połowie czerwca, tak było przez dobre kilka lat z rzędu. Tym razem sytuacja wygląda zupełnie inaczej, zamiast pracować nad formą sportową walczę o swoje zdrowie. Zwykle jest tak. Że zwyczajne przeziębienia czy grypy omijają mnie szerokim łukiem a jak już zachoruję to poważnie i od kilku dni do nawet kilku tygodni mam wyjęte z życia. To że coś jest nie tak czułem już od kilku miesięcy, byłem dziwnie osłabiony, odnawiały mi się stare urazy miałem problemy z wagą, nie byłem w stanie normalnie się regenerować, musiałem ograniczyć wysiłek fizyczny ale nic nie pomogło. Dopiero po wizycie u lekarza i zdiagnozowaniu problemu z płucami mającego ogromy wpływ na moje samopoczucie i wydolność mojego organizmu pojawiła się jakaś nadzieja, że wyjdę z tego. Oczywiście nie należę do największej grupy ryzyka a to, że prowadziłem przez lata bardzo aktywny tryb życia pozwoliło mi uniknąć hospitalizacji ale przez trzy dni bardzo cierpiałem. Po tym jestem w stanie powoli wracać do tego co było, muszę się pilnować, traktować rower jako formę rehabilitacji dla płuc i przynajmniej na razie zapomnieć o mocnych treningach. Najważniejsze, że zauważyłem poprawę stanu mojego zdrowia i jedyne czego mogę żałować to fakt, że tak późno poszedłem do lekarza zdiagnozować ten problem. Zdrowie od pewnego czasu jest dla mnie najważniejsze ale przy każdej kontrolnej wizycie u lekarza nie było żadnych przesłanek o tym, że coś jest nie tak, dopiero ostatnie 7 tygodni znacznie ograniczyło wydajność moich płuc i chyba w ostatnim momencie wziąłem się za leczenie. Nikt już nie ma złudzeń i potwierdza, że jest to silne powikłanie po bezobjawowym zakażeniu Covid 19. Prawdziwym testem dla organizmu będzie jednak szczepienie któremu poddam się w połowie czerwca. Nie myślę na razie o treningach, będę jeździł, być może tak samo regularnie jak wcześniej ale bez napinki na moce, czasy czy powtórzenia i dopiero jak będę całkowicie zdrowy i zdolny do wysiłku pozwolę sobie na coś mocniejszego. Ostatnio miałem bardzo stresujący czas nie tylko ze względu na własne zdrowie, w rodzinie jest kilka równie poważnych spraw i żadnej nie można lekceważyć. Dodatkowy stres przyniosła zmiana pracy czy w niedalekiej przyszłości stanu cywilnego czy miejsca zamieszkania. Ostatnie miesiące to dla mnie istny koszmar i nie widziałem nawet najmniejszej szansy na poprawę tej sytuacji. Teraz już jest nieco lepiej i widzę przysłowiowe światło w tunelu, nie wiem jakiego koloru bo jest daleko, czerwone oznacza, że jadę za pociągiem w dobrym kierunku a żółte mówi o tym, że przysłowiowy pociąg zaraz mnie rozjedzie i pozostanę w tym tunelu na zawsze. Przed tym sezonem miałem jeden główny cel – być zdrowy, chyba to była za wysoko powieszona poprzeczka bo ciężko ten cel zrealizować.
Poza walką o zdrowie były też inne nieco bardziej przyjemne rzeczy jakie udało się w maju zrobić. Przetestowałem wreszcie koła karbonowe na nowych szprychach czy miernik mocy po wymianie łożysk i korpusów. Mam też przyjemność testować licznik Garmin Edge 830 i na razie jestem z niego bardziej niż zadowolony, spełnia wszystkie moje oczekiwania i ma funkcje których musiałem szukać w bardzo rozbudowanych programach do analizy treningu. W tym momencie wpisuję się w grupę o której potocznie mówi się „ więcej sprzętu niż talentu” ale mam nadzieję, że jest to tylko stan chwilowy o którym na koniec roku nie będę pamiętał.
1.Waga majowa:
Wahania wagi na przestrzeni maja były duże, próby powrotu do wagi jaką miałem przez cały zeszły rok kończyły się powrotem do punktu wyjścia. Nie było problemów z ciśnieniem a mierzony od jakiegoś czasu poziom dostarczania tlenu do organizmu był niższy niż dla zdrowej osoby zazwyczaj o kilka % poniżej przyjętej normy wynoszącej 95-100 %.
2.Obciążenie treningowe:
Niskie jak na maj TSS wpłynęły w dużym stopniu na słabsze wartości ATL i CTL, odkąd korzystam z miernika mocy zawsze na koniec maja miałem ponad 90 CTL. Nie mogąc trenować na 100 % i nie będąc w stanie zastąpić intensywności objętością nie mogłem spodziewać się niczego innego.
3.Najlepsze wartości mocy:
Poza bardzo dobrą mocą na 5 minut i życiową na 30 minut nie ma się czym chwalić. Nie było powtarzalności na żadnym poziomie a pojedyncze strzały nic nie znaczą w kontekście formy której nawet nie wiem gdzie szukać.
4.Dane liczbowe:
5.Podjazdy:
Do pewnego momentu podjazdy to była jedyna rzecz którą próbowałem nawiązać do poprzedniego roku. Ich ilość w połowie maja była podobna jak rok wcześniej ale później nie udało się tego podtrzymać. Zaliczyłem kilka nowych odcinków i poprawiłem niewyśrubowane czasy na mniej znanych i popularnych podjazdach.




Podsumowanie 22 tygodnia 2021

Niedziela, 30 maja 2021 · dodano: 31.05.2021 | Komentarze 0

Ostatni tydzień był dla mnie bardzo trudny ale jednocześnie najgorszy sportowo od bardzo długiego czasu. Udało się zrobić aż jeden trening, co prawda długi ale nie ratuje to z w żaden sposób tego tygodnia. Z drugiej strony jest to może punkt zwrotny w tym roku ponieważ musiałem podjąć kilka ważnych decyzji i jedną z nich jest rezygnacja z treningów na rowerze. Przez ostatnie 6 miesięcy nic mi nie wychodziło, po lepszym okresie który trwał całe 18 miesięcy wróciłem tam gdzie byłem przez większość życia czyli na drogę pełną przeszkód i problemów i ostania rzecz jaką na tej ścieżce mogę spotkać to choćby najmniejsza ilość szczęścia. W zasadzie od momentu w którym odstawiłem rower po zeszłym sezonie nic nie działo się tak jak powinno. Problemy zdrowotne i tragedie w rodzinie, duża ilość pracy obciążająca organizm i głowę, upadek na rowerze będący początkiem walki z organizmem, odnowienie się starych urazów takich jak staw skokowy, kolano czy plecy, problemy z wagą aż wreszcie spadek odporności organizmu i wydolności układu oddechowego a w konsekwencji zmiany płucne to wszystko wpływa na moje codzienne życie i eliminuje mnie z wytężonego wysiłku fizycznego. Trochę za dużo tego nazbierało się w tak krótkim czasie tylko na moich barkach. Niestety zdrowie ostatnio mi nie dopisuje a że jest na pierwszym miejscu zbyt dużo czasu i nerwów tracę na myślenie i szukanie rozwiązań które wpłyną na znaczną poprawę mojego samopoczucia.
1.Dane o wadze:

Gdy ostatnio waga zaczęła iść w dół byłem zadowolony, przy obecnym stanie zdrowia kolejny wzrost masy ciała jest dla mnie obojętny.
2.Obciążenie treningowe:
Po kilku dobrych tygodniach ze wzrostem ATL czy CTL teraz pojawił się wierzchołek i początek spadku wartości.
3.Najlepsze moce:
Wśród trzech jazd znalazły się dwie regeneracyjne i jeden trening tlenowy. W takim wypadku nie ma czego analizować.
4.Dane liczbowe:
5.Podjazdy:
Jak ostatni tydzień był bardzo dobry pod względem podjazdów ten wyszedł najgorszy od dłuższego czasu.
6.Porównanie danych między licznikami:
Testując topowy licznik Garmin Edge 830 zwracam dużą uwagę na porównanie danych z drugim licznikiem. Różnice pomiędzy urządzeniami nie zawsze były takie same. W ostatnim tygodniu dwukrotnie porównywałem dane z dwóch liczników. Pierwszy raz podczas jazdy regeneracyjnej a drugi raz podczas 8 godzinnej jazdy do Krakowa.
W pierwszym przypadku dane na obu urządzeniach były pobierane z czujnika mocy oraz GPS:
Liczniki włączyłem w bardzo zbliżonym czasie, różnice wyszły dosyć zauważalne, szczególnie w przypadku TSS oraz temperatury.
Drugi przypadek przyniósł już większe różnice w przypadku wielu parametrów. Dane o prędkości pobierane były z różnych protokołów, Garmin Edge 830 pobierał dane z czujnika prędkości a IGPSPORT IGS 620 z GPS:

W przypadku długiej, względnie płaskiej trasy największa różnica wyszła w przypadku przewyższenia, zauważyłem, że temperatura w Garminie zawsze jest wyższa o dokładnie 4,3 ‘C niż w IGPSPORT. Dużo mniejsza ilość kalorii może wynikać z większej ilości danych o ciele niż w IGPSORT i być bardziej dokładna. Różnica w średniej wartości mocy czy TSS też jest zauważalna. Z punktu widzenia treningowego dużo bardziej rozbudowany i dokładny jest Garmin więc dane z tego licznika są bardziej prawdopodobne.




  • DST 24.00km
  • Czas 01:02
  • VAVG 23.23km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 660kcal
  • Podjazdy 190m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 10

Czwartek, 27 maja 2021 · dodano: 30.05.2021 | Komentarze 0

Krótki wyjazd po wczorajszej trasie. Nie czułem w nogach tego co przejechałem, spokojne tempo i wysoka kadencja zrobiły swoje. Mój organizm jednak jest w złej kondycji. Marnuję drugi tydzień urlopu na wizyty u specjalistów, testy Covidove i inne zabiegi szukając rozwiązania problemów z którymi zmagam się już blisko 2 miesiące. Przy spokojnych jazdach nie ma problemu, mocny wysiłek jednak stwarza znaczne problemy. Nie chciałem znów przeforsować organizmu więc wybrałem możliwe prostą trasę, kilka okrążeń wokół lotniska było idealnym wyborem. Po trzech pętlach prawoskrętnych zmieniłem kierunek, warunki wietrzne bardziej sprzyjały na ostatnich 3 pętlach. Myślałem nad tym aby dołożyć jeszcze jedną ale rozmyśliłem się w trakcie i wróciłem do domu. Ponownie nie zabrałem opaski tętna i tylko jeden licznik, tym razem iGPSPORT.
Po tej jeździe zdecydowałem się na konkretniejsze badania i moje przypuszczenia zostały potwierdzone. Obecny stan to efekt silnych powikłań po zakażeniu Sars-Cov 2. Już chyba wolałbym przejść tą chorobę objawowo niż męczyć się z powikłaniami po czymś o czego istnieniu nie miałem pojęcia. Dla mnie jest to po prostu kolejna choroba z którą walczę, w zasadzie od małego nie byłem okazem zdrowia a to, że przez dłuższy czas zwykłe przeziębienia, grypy, itp. mnie omijały jest efektem solidnej odporności jaką udało mi się zbudować. Ostatnia choroba jaką musiałem leczyć w szpitalu była bardzo poważna i kolejnego jej nawrotu który może zdarzyć się w każdej chwili mój organizm może już nie przetrwać. Tym razem objawy jednak były inne, spadek odporności do zera, niewydolność układu oddechowego nie biorą się z niczego. Muszę ograniczyć aktywność fizyczną do minimum, poddać się leczeniu które przywróci mój organizm do pełni funkcjonalności. Przez kilka tygodni walczyłem z organizmem, szybko się męczyłem, nie potrafiłem złapać oddechu po wysiłku i znacznie dłużej dochodziłem do siebie. Gdyby nie to, że przez lata prowadziłem aktywny tryb życia nie leżę teraz w szpitalu pod tlenem czy respiratorem i to jest jasny punkt tej całej sytuacji.




  • DST 229.00km
  • Czas 08:11
  • VAVG 27.98km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 163 ( 83%)
  • HRavg 130 ( 66%)
  • Kalorie 4844kcal
  • Podjazdy 1250m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 50

Środa, 26 maja 2021 · dodano: 29.05.2021 | Komentarze 0

Już dawno planowałem odwiedzić Kraków, zwykle coś nie pasowało, teraz pojawiły się sprzyjające okoliczności i zdecydowałem się je wykorzystać. Już niedługo Kraków być może będzie mi bliższy niż obecnie ale do jazdy rowerem nie jest to najlepsze miejsce. Wyjeżdżając z domu nie przypuszczałem, że jazda skończy się już po 300 metrach. Miałem spory zapas czasowy, planowałem wyjechać o 8 ale byłem gotowy już 40 minut szybciej i ruszyłem. Był to pierwszy wyjazd po serwisie miernika mocy i ponownie na karbonowych kołach więc wyjazd miał także charakter testowy. Po 300 metrach wstałem z siodełka, mocniej nacisnąłem na pedał i coś strzeliło, sekundę później lewe ramię odpadło od reszty korby, śruba mocująca pękła i musiałem zawrócić. Ponad 30 minut walczyłem z wymianą, założyłem ponownie Ultegrę R8000, to duża zmiana, nie tylko mniejsza sztywność mechanizmu ale także krótsze ramię i mniejsze tarcze. Większy problem pojawił się w przypadku miernika mocy, nie umiał się połączyć z licznikiem, po kilku próbach się udało. Po około kilometrze miernik zaczął działać poprawnie, włączyłem więc pomiar na dwóch licznikach. Do Karkowa w zasadzie miało być cały czas z wiatrem więc nie miałem obaw, że nie zdążę na 12. Nie wziąłem pod uwagę tego, że na trasie mogą być korki a także pojawić się może jakiś defekt a cały zapas czasowy wykorzystałem startując blisko godzinę później. Początek jazdy dosyć szybki, dopiero za miastem na podjeździe musiałem wyraźnie zwolnić, moce nie były jakieś piorunujące ale składałem to na ramię silnego wiatru w plecy, starałem się jechać spokojnie i przez długi czas nie wchodziłem nawet do 2 strefy. Zaskoczeniem były niemal puste drogi aż do Zabrzega, przelot przez wał też był bezproblemowy. Gdy skręciłem na wschód już co jakiś czas pojawiały się boczne podmuchy wiatru co na stożkach oznaczało walkę o utrzymanie na szosie. Po 35 minutach jazdy wrzuciłem wyższy bieg i nawet nie musiałem się co chwila zatrzymywać na skrzyżowaniach. Z wiatrem jechało się lekko i przyjemnie, nie czułem żadnych oporów i w związku z tym był problem z utrzymaniem mocy, balansowałem między 1 a drugą strefą ale na wysokiej kadencji. Jazda z wiatrem miała swoje plusy, kilometry szybko uciekały. Już po 40 kilometrach od domu musiałem się zatrzymać, postój był wymuszony przez problemy zdrowotne. Trochę żałowałem, że wybrałem tą trasę bo już w Bieruniu pojawił się komunikat o zamkniętym przejeździe kolejowym w Chełmku, miałem jednak nadzieję, że da się to objechać nie nadkładając kilkunastu kilometrów przez Oświęcim lub Jaworzno. Nawigacja prowadziła mnie jakoś bokiem ale znowu trafiłem na zamkniętą drogę i tak czy siak dojechałem do przejazdu w remoncie. Dało się obejść to bokiem ale musiałem się zmagać z grupą emerytek mających sporo czasu i idących sobie bardzo wolno, próba zwrócenia uwag skończyła się tym, że dostałem solidny ochrzan, wolałem już nie dolewać kolejnej oliwy do ognia i przemęczyłem się jakoś. Gdy ostatni raz byłem w Krakowie, jakieś 10 lat temu wracałem do domu przez Kryspinów i Alwernię, kiedyś był to najlepszy wariant dojazdu i chyba nic się nie zmieniło. Zmienił się za to kierunek wiatru który wiał już coraz częściej z boku, szczególnie w lasku przed Babicami było to odczuwalne, nie skorzystałem tym razem z obwodnicy i jechałem cały czas prosto, koło zamku w Wygiełzowie. Od nowego ronda kończącego obwodnicę był drogowskaz, że do centrum Krakowa zostało jeszcze 36 kilometrów. Czasowo byłem na styk, nie wiedziałem jak dalej sytuacja będzie wyglądać na drogach więc nieco stresu się już pojawiło. Całkiem sprawnie pokonałem jednak pagórkowaty odcinek do Liszek. Po drodze zrobiłem drugi przymusowy postój, dokładnie 25 kilometrów przed Krakowem. Jak ruszałem miałem już tylko godzinę. Nie spodziewałem się dużego korka jaki zastałem w Liszkach, nie byłem tam lata więc trochę zdziwiony byłem wiejskim targiem jaki działał w centrum miejscowości. Musiałem szybko przedostać się przez korek więc slalomem między samochodami jakoś przejechałem. Z ulgą odetchnąłem gdy bezpiecznie dojechałem do Kryspinowa, skąd już tylko chwila do Karkowa. Tablicę z nazwą miasta minąłem mając ponad 20 minut czasu by dostać się na rynek. W mieście już szukałem ścieżek rowerowych i się ich trzymałem, popełniłem jeden błąd nawigacyjny który kosztował mnie sporo nerwów, w stresie włączyłem nawigację która uporczywie kierowała mnie do wyjazdu z Krakowa bo znalazłem się na ścieżce którą miałem wyjechać z miasta. Dostałem się pod Wawel a potem nieco błądząc dotarłem na rynek z kilkuminutowym opóźnieniem. Mając za sobą długą drogę nie było w tym nic dziwnego. Sprawy załatwiłem szybko, wypiłem szybko kawę, odpocząłem na chwilę na rynku i ruszyłem w drogę powrotną. Ponownie nawigacja nie działała jak trzeba i po kilku minutach zastanawiania się gdzie mam jechać trafiłem na właściwy trakt. Najpierw jechałem lewą stroną Wisły ale gdy szlak się skończył musiałem dostać się na prawo, po drodze nie trafiłem na otwarty sklep więc zatrzymałem się na stacji by uzupełnić puste już bidony. Kolejne minuty były nerwowe, kurs prowadził mnie po bezdrożach lub szutrach, na szytkach bałem się jechać takimi odcinkami wiec do Czernichowa dojechałem głównymi drogami ale bez dużego ruchu. Okolica okazała się bardzo ciekawa zarówno pod względem widoków jak i dróg których nie znałem. Powrót bocznymi drogami okazał się jednak dobrym wyborem bo na głównych o tej porze ruch jest ogromny. Za Czernichowem trafiłem na około 500 metrowy odcinek szutrowy ale przejechałem go całkiem pewnie, chwilę później znowu miałem kilkukilometrowy odcinek bez samochodów poprzedzający dojazd do ścieżki wzdłuż Wisły, nie wiem gdzie zaczyna się ten odcinek ale w pobliżu Krakowa próżno było szukać asfaltowej dróżki tuż przy Wiśle. Przed wjazdem na ścieżkę zrobiłem krótki postój po którym poczułem silniejsze podmuchy wiatru w twarz. Z żywiołem miałem walczyć aż do samego Bielska, jechało się jednak o dziwo dobrze, wiatr nie robi już na mnie wrażenia i nie ma dużego znaczenia, od niego zależy dobór przełożenia aby utrzymać założoną moc i kadencję. Jedyny problem jaki dawał o sobie znać to nawigacja, kurs robiłem na szybko, punkty znajdowały się poza ścieżką i kilka razy omyłkowo z niej zjechałem. Ścieżką jechało się przyjemnie ale wszystko co dobre szybko się kończy i w pobliżu Oświęcimia ścieżka kończy się nagle i ten kto ją projektował powinien siedzieć za to w kryminale, najpierw trzeba jechać pod prąd wzdłuż ruchliwej drogi a później przejechać na drugą stronę w niebezpiecznym i nieoznakowanym miejscu, ciekawe ile wypadków już w tym miejscu było. Ja na bezpieczne włączenie się do ruchu czekałem prawie 5 minut a później wlekłem się w korkach przez cały Oświęcim. Przejechałem bezpiecznie ale miłe przeżycie to nie było, w międzyczasie bidony znowu zrobiły się suche więc zatrzymałem się w pierwszym napotkanym sklepie. Postój nie był zbyt długi mimo dużego już zmęczenia, w dalszym ciągu musiałem zmagać się z dużą ilością samochodów. Raz nawet zatrzymałem się na moment ale niewiele to dało. Wiatr był coraz bardziej uciążliwy ale to chyba ze względu na zmęczenie i duży dystans w nogach. Po 205 kilometrach wysiadł mi tyłek, za mało jechałem na stojąco i nawet najlepsze spodenki nie pomogły. Ostatnie 20 kilometrów to była już walka o dojechanie do domu. Nogi już powoli miały dość, warunki na trasie były trudne, zdrowie i problemy jakie mi doskwierają miały w tym również swój udział. Najważniejsze, że przejechałem tą trasę bez większych problemów, taki stan przed wyjazdem mogłem brać w ciemno. Wyjazd do Karkowa był jednym z ostatnich punktów na mojej rozpisce które chciałem odwiedzić, w tym roku zacząłem odwiedzać miejsca gdzie nie było mnie x lat, w zasadzie od momentu jak zacząłem jeździć po wyścigach nie byłem w tych miejscach. Odwiedzić mi pozostało tylko okolice Ogrodzieńca i przypomnę sobie wszystkie sentymentalne miejsca. Ten rok jest idealny na tego typu wojaże, spinam w ten sposób klamrą ostatnie 11 lat bo być może do ścigania które zatruwało mi życie przez ostatnie lata już nie wrócę. Podczas jazdy znowu korzystałem z dwóch liczników, rozbieżność danych wyszła dosyć duża. Tym razem Garmin był połączony z wszystkimi czujnikami a IGPSORT pobierał dane o prędkości z GPS, w Garminie kilka razy włączyła się auto-pauza, m.in. wtedy gdy przechodziłem przez zamknięty przejazd w Chełmku czy krążąc po centrum Krakowa. Są to jednak różnice rzędu kilkuset metrów i 2-3 minut czasu pomiaru, reszta już zależy od licznika. Podobnie jak wcześniej pojawiły się odchyłki danych i są to % podobne różnice niż podczas wcześniejszych porównań.




  • DST 38.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 21.92km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 816kcal
  • Podjazdy 570m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 9

Poniedziałek, 24 maja 2021 · dodano: 28.05.2021 | Komentarze 0

Lekki wyjazd po weekendzie. Pogoda całkiem niezła jak na ostatnie dni kiedy trzeba było szukać okien pogodowych. Mimo niezbyt wysokiej jak na maj temperatury pojechałem w letnim stroju, nie zabrałem nawet rękawków. Na aluminiowych kołach było mi wszystko jedno czy jadę drogą czy korzystam ze ścieżek rowerowych, warunki na drogach sprawiły, że gdzie tylko się dało uciekałem na ścieżkę rowerową. Jechałem tak wolno, że dojazd do Straconki zajął mi więcej niż 30 minut. Podjazd na Przegibek za to szedł całkiem nieźle, cały czas trzymałem się najlżejszego przełożenia, zmienna była kadencja ale starałem się jechać tak aby kadencja nie spadała poniżej 75. Kilka razy wstałem z siodełka na kilka sekund, na Przegibku było dużo ludzi, już nie ma znaczenia czy jest weekend czy inny dzień tygodnia, sporo osób jest w takich miejscach, zwłaszcza tam gdzie jest jakiś punkt gastronomiczny. Na podjeździe też sporo kolarzy, kilku z nich mnie wyprzedziło, większość jednak jechało wolniej niż ja. Dwie osoby które dogoniłem wyszły mi z koła przed przełęczą, cieszyły się z tego jak Michał Kwiatkowski ze zdobycia Mistrzostwa Świata, ja z tego mogę się tylko śmiać bo przy tak nisko zwieszonej poprzeczce i tempie w jakim jechałem to nawet pies z kulawą nogą jest w stanie mnie wyprzedzić. Takie sytuacje już mnie nie ruszają, nie mają znaczenia i żadnego wpływu na moją głowę. Zjazd wydawał mi się słaby, zarówno technicznie jak i szybkościowo ale nie wyszedł gorszy niż najlepsze z tego roku. Powrót z wiatrem należał do przyjemnych, udało się przedostać przez miasto przed szczytowymi godzinami na drogach. Miałem jeszcze trochę czasu i postanowiłem przejechać dwie pętle wokół lotniska. Zaletą jazdy po ścieżce wokół lotniska jest niewątpliwe brak samochodów, okrążenie w zasadzie nie zawiera żadnych podjazdów a różnicę robi tylko wiatr który jednak dzisiaj nie mieszał tak bardzo. Wychodząc z domu nie zorientowałem się, że nie zabrałem opaski mierzącej tętno, do niczego nie jest mi potrzebna i tylko ubyła jedna kolumna z danych statystycznych, w kontekście jakości nie miało to najmniejszego znaczenia.


Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa


Podsumowanie 21 tygodnia 2021

Niedziela, 23 maja 2021 · dodano: 27.05.2021 | Komentarze 0

Ten tydzień był kolejnym w którym walczyłem o lepsze samopoczucie. Zdrowie dalej szwankuje, zmęczenie o treningach trzyma długo i zmiany tego stanu rzeczy nie widać. Już powoli mogę spisywać ten sezon na straty ponieważ w drugiej części roku nie będę miał już tyle czasu wolnego jak wcześniej a samo czekanie na poprawę nic nie da. Podczas treningów nie narzekałem zmęczenie ale musiałem zweryfikować założenia, nie wiem dlaczego ale żadne zmiany i nowe pomysły na wyjście z trudnej sytuacji nie pomagają i chyba będę musiał na jakiś czas odstawić rower w kąt. Już kiedyś jeździłem na siłę i nic dobrego z tego nie było. Może samo przejdzie i dlatego daję sobie jeszcze kilka dni na ewentualną poprawę zanim odpuszczę treningi.
1.Waga w ostatnim tygodniu:

Waga w ostatnim czasie znów jest stabilna, wolałbym jednak aby nieco spadła
2.Obciążenie treningowe:

Kolejny raz występowały duże wahania wartości ATL oraz TSB.
3.Najlepsze wartości mocy:

Poza niezłą mocą 8 minutową którą udało się powtórzyć 3 razy pozostałe nie były już tak dobre.
4.Dane liczbowe:

5.Dane o podjazdach:

Był to dobry tydzień na podjazdach. Zaliczyłem ich sporo, jednak bez żadnych fajerwerków.




  • DST 90.00km
  • Czas 03:43
  • VAVG 24.22km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 173 ( 88%)
  • HRavg 131 ( 67%)
  • Kalorie 2473kcal
  • Podjazdy 2020m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 49

Niedziela, 23 maja 2021 · dodano: 26.05.2021 | Komentarze 0

Po dniu przerwy postanowiłem nieco przepalić nogę i podjąć decyzję o dystansie podczas sobotniego Rajdu. W „dobrych czasach” jeden dzień wolny wystarczył aby zregenerować się po kilku treningach a obecnie to nie wystarczyło i nie byłem odpowiednio wypoczęty aby mocno jechać wszystkie zaplanowane podjazdy, a chciałem zaliczyć ich aż cztery co w zeszłym roku było normą. Wyjechałem w ostatniej chwili aby zdążyć do domu przed deszczem, nie skracając trasy. Już na pierwszy rzut zafundowałem sobie najtrudniejszy podjazd dnia i jeden z najtrudniejszych w okolicy zwany potocznie Beskidzkim Zoncolanem – Magurkę. Zanim dojechałem do podjazdu musiałem się pomęczyć z wiatrem. Noga nie była najgorsza ale nie zamierzałem się zajechać już na pierwszej górze. Przed zasadniczym podjazdem zatrzymałem się i rozebrałem zbędne ciuchy aby mieć pełen komfort na podjeździe. Z obecną wagą na całkiem luźną jazdę liczyć nie mogłem, podjąłem też ryzykowną decyzję i zachowałem sobie w rezerwie jedną koronkę więc jechałem dosyć twardo i sporo na stojąco. W połowie podjazdu wrzuciłem już co miałem do dyspozycji, sam podjazd szedł mi nieźle, lepiej by było gdybym nie musiał co chwilę mijać wolniej jadących rowerzystów. Pieszych nie było zbyt wielu i bez zbędnych postojów się obyło. Przed końcem podjazdu pierwszy raz spojrzałem na licznik, czas był całkiem niezły, moc ponad 300 Wat przy oszczędnej jeździe to jak najbardziej pozytywny akcent tego dnia. Zjazd oczywiście bardzo wolny, asekuracyjny, droga w strasznym stanie po zimie i skupiłem się na bezpiecznej jeździe. Udało się bez zatrzymywania, po wymianie kół na aluminiowe nie bałem się o przegrzanie obręczy. Po 3500 metrach zjazdu było mi zimno a kolejne kilometry również prowadziły w dół. Temperatura powoli szła do góry i dopiero po interwałowym odcinku do Tresnej trochę się rozgrzałem. Podjazd na Żar był najdłuższym na trasie i prawie tradycyjnie złapał mnie tam kryzys. Mimo niższej mocy i w miarę równej jazdy byłem na szczycie bardziej zmęczony niż po Magurce. Zjazd pod wiatr nie był przyjemny, kilka razy musiałem awaryjnie hamować, o tej porze już w górach były tłumy. Po Żarze miałem już tylko wrócić do domu przez Przegibek, podjazd chciałem pokonać równym tempem zaczynając już na skrzyżowaniu w Międzybrodziu. Początek był mocny i trzymałem poziom przez pierwsze 3 kilometry, na ostatnich 3 dołożyłem jednak 50 Wat, nie było to planowane, jakoś tak samo wyszło. Podobnie sytuacja wyglądała z dodatkowym podjazdem na Przegibek. Po zjeździe do Straconki który musiałem totalnie odpuścić zdecydowałem się na kolejny podjazd. Ilość kolarzy na tym podjeździe czy zjeździe to jakaś masakra, większość z nic to jednak niedzielni rowerzyści pokonujący podjazd slalomem. Nie patrząc na licznik wjechałem na przełęcz w równym tempie. Ostatni zjazd był dobry do momentu jak musiałem zjechać do krawędzi jezdni jak jakiś kierowca zajechał mi drogę wymijając szerokim łukiem niedzielnego rowerzystę. W tym momencie najechałem na duży kamień, na szczęście obyło się na strachu i gumy nie złapałem. W Straconce zatrzymałem się pod sklepem, postój był krótki bo zbliżał się deszcz. Do domu wróciłem niemal w ostatniej chwili bo 5 minut później już padało. Wyjazd jest niewielkim krokiem w dobrą stronę, po 4 podjazdach byłem zmęczony ale były momenty, że szybciej dochodziłem do siebie po wysiłku ale niewiele ich było. Jeszcze kilka takich wyjazdów potrzeba aby myśleć o jakiejś formie. Wyjazd potwierdził też, że na razie nadaję się tylko na rajdy rowerowe i dystans 151 kilometrów bez ścigania w sobotę będzie dla mnie idealny.




  • DST 109.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 26.16km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 159 ( 81%)
  • HRavg 131 ( 67%)
  • Kalorie 2549kcal
  • Podjazdy 1520m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 48

Piątek, 21 maja 2021 · dodano: 25.05.2021 | Komentarze 0

Kolejny wyjazd bez fajerwerków. Tym razem zrezygnowałem z dwóch liczników i zabrałem tylko Garmina. Udało się wyjechać już po 12 i dzięki temu miałem czas aby po drodze stanąć w bufecie. Już dawno miałem ochotę na najlepszą Szarlotkę w okolicy ale dopiero kilka dni temu otwarto lokale gastronomiczne i teraz już nic nie stało na przeszkodzie i była większa motywacja aby zaliczyć Ochodzitą gdzie pojawiam się stosunkowo rzadko. Przez Bielsko przejechałem głównymi drogami ale w dosyć dużym ruchu więc wcale szybciej i lepiej nie było niż jadąc dobrze znaną trasą przez Kamienicę. Tym razem podarowałem sobie podjazd pod Piekło w Bystrej i ruszyłem na Wilkowice. Gdy tylko wyjechałem z Bielska poczułem jak mocno dmucha z południa. Aby zasłużyć na ciasto i kawę musiałem się dwie godziny męczyć z wiatrem. Postanowiłem nie patrzeć na licznik i w dużej mierze się to udawało, włączyłem sobie różne komunikaty i sygnały dźwiękowe przypominały mi gdy moc wykraczała poza 3 strefę, gdy łańcuch z tyłu lądował na największej koronce, pojawił się problem z komunikatami z telefonu i niestety nie widziałem ich na liczniku. Wiatr nie zelżał ani na chwilę, w Szczyrku zaszła potrzeb krótkiego postoju więc się nie wahałem i stanąłem na około 2 minuty. Nic to nie pomogło i strasznie męczyłem się pod Salmopol, nie potrzebnie włączyłem segmenty Strava w liczniku, na przełęczy licznik powiadomił mnie o tym, że wykręciłem swój trzeci czas na Strava, od końca, gorzej tylko było podczas kryzysowych Pętli Beskidzkich w 2013 i 2015 roku. Nie miało to jednak znaczenia i po krótkim postoju ruszyłem w dół, wiatr nie pozwolił na zbyt wiele, przy silnych podmuchach nawet nie byłem w stanie dobrze ułożyć się technicznie o szybkości już nie wspominając i 6 minut na tym zjeździe to wciąż granica nie do przejścia dla mnie w tym roku. W Wiśle dojechałem do dwójki kolarzy którzy od razu pojawili się na moim kole, nie czułem się bezpiecznie ale musiałem przetrwać aż do skrętu na Czarne. Jazda po nowym asfalcie była przyjemna ale ostanie 1500 metrów przez Zameczkiem to już stare, dobrze znane dziury i wyboje. Podjazd na Zameczek z czystym sumieniem sobie odpuściłem i wybrałem najłatwiejszy wariant dojazdu do Istebnej czyli Czarną Wisełkę. W lesie wiatr nie był tak odczuwalny jak wcześniej i dopiero ostatnie 600 metrów po lepszej jakości nawierzchni było wymagające. Zjazd do Istebnej zanieczyszczony a zadania nie ułatwiały również rynny na wodę więc bezpiecznie zjechałem, inaczej się nie dało. Objeżdżanie Złotego Gronia sensu nie miało, pchanie się za wszelką cenę do Istebnej również, Koczy był za trudny jak na lekką jazdę więc została Jasiówka, tej wersji podjazdu nie jechałem już kilka lat. Po drodze do pokonania były dwie wymagające ścianki i musiałem pogodzić się z tym, że kadencja była niska. Na szczęście kolana i plecy nie protestowały i jakoś przetrwałem tą męczarnię. Ostatnie 1500 metrów główną drogą już szybko przeleciało, wiatr zaczął w końcu pomagać. Po ponad 2 i półgodzinnej walce z wiatrem i protestującym organizmem byłem na Ochodzitej. Widoczność była całkiem niezła i w oddali widać było Tatry. Przerwa na kawę nie była tak długa jak się spodziewałem. Zjadłem pyszną szarlotkę i ruszyłem w stronę Kamesznicy. Zjazd ściankami nie był najlepszym pomysłem, skupiłem się raczej na tym by nie zwiało mnie z drogi niż na rozwinięciu jak największej prędkości. Przejazd przez Kamesznicę za to był szybki, nie byłem w stanie dokręcać bardziej, wiatr miał być sprzyjający na 80 % trasy powrotnej ale nie wziąłem pod uwagę tego, że na drogach będą korki. Już w Milówce pojawił się ciągnik rolniczy i nie mogąc go wyprzedzić gdy z przeciwka był sznurek samochodów zatrzymałem się na chwilę. Jak na drodze zrobiło się pusto to ruszyłem, sielanka nie trwała długo, wjeżdżając do Węgierskiej Górki już był korek, jakoś go minąłem jadąc slalomem i uciekłem w kierunku Cięciny. Po drodze w końcu zdjąłem rękawki by złapać trochę opalenizny. Na dłuższe, szybsze odcinki liczyć nie mogłem, raz musiałem hamować po czym na moment była pusta droga. Przejazd przez Żywiec nie był przyjemny ale na dłuższe postoje się nie załapałem. Za Żywcem wiatr już bardziej wiał z boku i musiałem się znów męczyć. Uratował mnie postój pod sklepem gdzie musiałem zatankować bidony. Po krótkim odpoczynku jechałem dalej, nie spodziewałem się sparaliżowanego Bielska jakie zastałem kilkanaście minut później. Jak się okazało w okolicy było kilka poważnych zdarzeń drogowych i stąd większość dróg w okolicy Olszówki było zakorkowanych. Część utrudnień udało się minąć ścieżkami rowerowymi. Duży ruch i korki towarzyszyły mi już do końca. Gdyby nie to, że celem była Ochodzitą i postój na deser nie wyciągnął bym żadnych pozytywów z jazdy, podjazdy słabe, zjazdy fatalne a ogólna dyspozycja jeszcze gorsza niż w ostatnim czasie a już wtedy było źle. Nie wiem co w tym roku dzieje się z moim organizmem, nie pomaga pogoda, ogólna sytuacja i szczęście którego znowu mi brakuje. Mam nadzieję, że powoli sięgam dna, będę w stanie szybko się odbić i powoli wracać na właściwe tory chociaż na razie na to się nie zanosi.




  • DST 101.00km
  • Czas 03:53
  • VAVG 26.01km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 161 ( 82%)
  • HRavg 135 ( 69%)
  • Kalorie 2442kcal
  • Podjazdy 1700m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 47

Czwartek, 20 maja 2021 · dodano: 23.05.2021 | Komentarze 0

Po wczorajszym treningu szybko rozwiązałem problem z nieszczelnym zaworem w szytce, powietrze trzyma ale by go spuścić muszę odkręcać zawór bo naciskając jest bardzo duży opór, nie przeszkadza mi to ale tak chyba być nie powinno. Najważniejsze, że powietrze nie schodzi, resztą zajmę się w odpowiednim czasie. Wreszcie pogoda poprawiła się na tyle, że można cieszyć się jazdą a nie zastanawiać czy uda się objechać na sucho. Zasłużony urlop trzeba jak najlepiej wykorzystać bo w lecie nie będzie takiej możliwości. Mój organizm dalej nie działa jak trzeba i postawiłem na trening tlenowy ale na wymagającej trasie. Ostatnio udało się załatwić na testy licznik Garmin Edge 830 i chciałem przetestować go podczas jazdy. Od samego działania bardziej ciekawy byłem porównania z IGPSPORT z którego nie jestem zbytnio zadowolony. Wyjechałem w ostatniej chwili by uniknąć korków i spowolnień w Bielsku. Pomiar w licznikach uruchomiłem w jednej chwili i już po 2 kilometrach były rozbieżności. Jedyna różnica to pomiar prędkości, Garmina nie połączyłem z czujnikiem prędkości i dane pochodziły z GPS a IGPSORT pobierał je z czujnika prędkości. Rozbieżności w tym aspekcie nie były duże ale w czasie prawie 4 godzin jazdy widoczna była różnica. Od samego startu szwankował czujnik tętna, często pokazywał głupoty a chwilowe rozbieżności sięgały nawet 20 bpm przy równej mocy. Założeniem było nieskupianie się na cyferkach i jedyne co śledziłem to różnice wartości danych. Już po 30 minutach było wiadomo, że żaden z parametrów na obu urządzeniach nie zgadza się. IGPSPORT pokazywał więcej niż Garmin i tylko średnia wartość tętna na Garminie była wyższa niż na IGS 620. Przy okazji sprawdziłem wiele funkcji Garmina których nie posiada IGPSPORT IGS 620. Jest to urządzenie dużo bardziej rozbudowane i pozwalające przeprowadzić bardzo dokładny trening oraz zaoszczędzić sporo czasu na analizy po treningu które licznik wykonuje sam. Już po 2 godzinach jazdy byłem bardziej zadowolony z działania Garmina niż po 4 tygodniach z IGPSORT. Żeby nie okazało się, że jedynym celem jazdy był test licznika starałem się zjeżdżać jak najlepiej technicznie. Miałem do pokonania 3 podjazdy i zarazem zjazdy. Pierwszy z nich nie wyszedł najlepiej, drugi był już lepszy ale nie na tyle aby być z niego zadowolonym , ze swojej strony zrobiłem wszystko ale na czołowy wiatr i dużą ilość samochodów wpływu nie miałem. Po raz kolejny doceniłem karbonowe koła na końcówce zjazdu i dojeździe do Andrychowa, mimo walki z czołowym wiatrem nie miałem problemu z utrzymaniem prędkości, jedynym utrudnieniem po raz kolejny okazały się samochody. Mimo odpuszczenia przejazdu przez Wielką Puszczę zaliczyłem kilka krótszych podjazdów i już w Andrychowie miałem 1000 metrów w pionie. Różnica między urządzeniami wynosiła około 30 metrów na korzyść IGPSPORT. Po wyjeździe z Andrychowa złapał mnie lekki kryzys, jechało się ciężko ale gdy zaczął się zjazd problemy zniknęły. W Czańcu włączyłem nawigację po śladzie, skręciłem gdzieś w boczną dróżkę i objechałem cały Czaniec od północnej i zachodniej strony, drogi były wąskie ale całkiem dobrej jakości i co najważniejsze puste, wyjechałem w takim miejscu, ze jadąc główną byłbym tam po 500 metrach od zmiany kierunku a w tym czasie przejechałem ponad 4 kilometry. Kolejnym testem była nawigacja do punktu startu, nim do tego przystąpiłem przetestowałem jeszcze jedną rzecz, w tym samym momencie włączyłem kurs w Garminie i IGPSPORT, IGP od razu załapał trasę a Garmin przeliczał ją około 45 sekund. Jednak nie wszystkie funkcje lepiej działają w Garminie. Po drodze też cały czas Garmin gubił kontakt z telefonem i nie mogłem sprawdzać na bieżąco powiadomień. Jednak muszę jeździć cały czas z włączonym głosem w telefonie aby wiedzieć co się dzieje. W Porąbce zorientowałem się, że jeszcze nie miałem żadnego postoju, zatrzymałem się więc na moment rozprostować kości. To był chyba błąd bo później nie jechało się już tak dobrze a tętno osiągało wartości wręcz kosmiczne. Nie zmieniło to jednak nic w moich założeniach i dalej jechałem w podobnym tempie. Zjazd z Przegibka tym razem znowu był niezły technicznie ale szybkości brakowało, w Bielsku kilka razy musiałem hamować. Zdecydowałem się wrócić dłuższą drogą by trasa liczyła minimum 100 kilometrów. Około 500 metrów przed domem wyłączyłem pomiar w IGPSPORT a Garmina dopiero pod domem. Porównując wartości wyszły mniejsze lub większe rozbieżności. Na razie będę testował Garmina pod kątem treningowym i od czasu do czasu porównywał go z IGPSPORT. Ten test był wspaniałą odskocznią, nie myślałem tyle o tym co zrobić aby organizm wrócił na właściwe tory.
Porównanie danych z dwóch liczników:

Większość danych różni się między sobą. W Garminie Edge 830 prędkość pochodziła z GPS, średnia wartość kadencji nie uwzględniała zer, przy średniej mocy brane pod uwagę były również zera. Rozbieżność w wartościach spalonych kalorii czy temperaturze są znaczne. Pomiar tętna w obu urządzeniach jest identyczny i wartości wyszły takie same. Biorąc pod uwagę opinie użytkowników Garmina przewyższenia są nieco zaniżone wobec właściwych, pomiar z GPS jest dosyć dokładny. IGPSPORT z kolei zawyża nieco metry w pionie a długość odcinka pokonywanego przez koło podczas pełnego obrotu jest wpisywana ręcznie i wygląda na to, że jest zawyżona. Czas mimo dużych rozbieżności podczas jazdy jest niemal identyczny po prawie 4 godzinach jazdy. Rozbieżności w danych o mocy czy kadencji zależą pewnie tylko od tego jakie wartości są brane pod uwagę i stąd różnice w Watach, obrotach na minutę czy TSS. Pośrednio wpłynęło to na moc znormalizowaną. Pomiar mocy kalibrowany był za pomocą Garmina Edge 830, wartości mocy jakie pojawiały się na urządzeniach wydawały mi się za niskie, na podjazdach przy podobnych czasach jak ostatnio potrzebowałem 10 Wat mniej przy bardzo podobnej wadze. Warunki jakieś znaczenie miały ale po tym jak zacząłem używać Garmian Edge 830 wartości watów spadły ale ma to także swoje plusy, znacznie więcej czasu spędziłem w 2 strefie niż zwykle gdy sporo było 3 strefy. Kolejne porównanie nastąpi chyba na płaskie trasie lub treningu z przynajmniej jednym mocnym podjazdem na trasie.




IGPSPORT IGS 620

Czwartek, 20 maja 2021 · dodano: 20.05.2021 | Komentarze 0

IGPSPORT IGS 620 - Funkcjonalny komputer rowerowy


Firma IGPSORT nie należy do topowych marek produkujących sprzęt elektroniczny dedykowany sportowcom, nie ma wielu zwolenników i ciężko znaleźć większą ilość opinii na temat liczników IGPSPORT.
W ofercie producenta jest kilka modeli, ja na tapetę wziąłem ten najdroższy, z największą ilością funkcji. Licznik można kupić w 2 wersjach:
  •  Bez czujników – 699 złotych
  •  Z czujnikami – 899 złotych
Licznik bez problemu łączy się z wszelkimi czujnikami działającymi w standardzie Ant + oraz Bluetooth, moje poprzednie czujniki jakich używałem są sprawne i wybrałem wersję bez czujników.
W opakowaniu oprócz licznika ważącego 90 gram znajdują się również: dwa uchwyty na kierownicę wraz z gumkami mocującymi i uszczelkami, kabel USB do podłączenia do komputera lub ładowarki sieciowej oraz podręczna instrukcja obsługi. Brakuje w zestawie smyczy służącej do zabezpieczenia licznika przed upadkiem w przypadku wypięcia się licznika z mocowania.

Po wypakowaniu urządzenia z pudełka stwierdziłem, że jest dosyć solidnie wykonane, obsługiwane jest trzema przyciskami, pierwszy z nich służy do włączenia urządzenia, wyjścia do menu w trakcie aktywności, zakończenia aktywności lub wyjścia do poprzedniego pola w trakcie poruszania się po menu. Środkowy przycisk służy do rozpoczęcia aktywności lub nowego okrążenia a trzeci do poruszania się po menu lub przechodzenia z ekranu na ekran w trakcie aktywności. Poruszać się możemy tylko w jednym kierunku, aby wrócić do poprzedniego widoku musimy przejść przez wszystkie ekrany lub parametry w menu aż dojdziemy do pierwszego i tego który nas aktualnie interesuje.
Po pierwszym włączeniu ustawiamy podstawowe dane takie jak: język menu, dane o użytkowniku, rowerach, strefach mocy, tętna, itd. Niestety w oczy rzuca się brak polskiego menu. Te opcje można ustawić pobieżnie i gdy wejdziemy już do urządzenia łączymy urządzenie z aplikacją w telefonie. Dużym plusem tego modelu licznika jest opcja ustawień licznika w aplikacji na telefonie. Poza stronami danych, ustawieniem roweru, użytkownika, stref treningowych możemy włączyć także powiadomienia z telefonu. Warunkiem działania tej funkcji jest stałe połączenie z telefonem przez Bluetooth. W tym liczniku mamy jeszcze dodatkowe funkcje takie jak aktualna pogoda w miejscu w jakim się znajdujemy i prognozowana pogoda na kolejne godziny oraz śledzenie urządzenia na bieżąco. Warunkiem działania tej funkcji jest również stałe połączenie z telefonem poprzez Bluetooth. W ustawieniach łatwo się połapać, nawet nie znając dobrze języka angielskiego. Nie wszystkie parametry da się ustawić i już na tym etapie wychodzą błędy oraz niedopracowanie softu.
Po ustawieniu podstawowych parametrów przychodzi kolej na bardziej zaawansowane czynności. Jedną z nich jest sparowanie urządzenia z czujnikami, możemy je podłączyć w standardzie Bluetooth lub Ant +. Licznik współpracuje zarówno z czujnikami prędkości kadencji czy tętna jak i miernikami mocy różnych firm. Czas łączenia jest dosyć długi ale po kilkunastu sekundach już wszystko działa albo nie, zdarzają się nieudane próby ale wystarczy próbować kolejny raz i jak dalej nic się nie dzieje to znaczy, że czujnik nie działa. Po połączeniu z czujnikami przechodzimy do ustawienia stref treningowych, w tym urządzeniu możemy ustalić zarówno strefy mocy jak i tętna. Strefy określa się na podstawie określonej wartości FTP lub LTHr lub ręcznie wpisuje zakresy parametrów. Jest jeszcze opcja ustawienia stref kadencji ale z reguły nie jest praktykowana. Mając ustawione strefy przechodzimy do ustawień stron danych. Możemy ustawić aż 5 stron z 10 polami danych, wybór jest szeroki ponieważ licznik oferuje około 80 funkcji. Wiele z nich jest kompletnie nie przydatnych, część z nich jest niezbędna w określonych sytuacjach i przy codziennym użytkowaniu. Funkcje wybieramy z kilku kategorii: prędkość, czas, dystans, kadencja, moc, tętno, nawigacja, ogólne, kalorie czy wysokość. Bardzo łatwo ustawia się ekrany w aplikacji, robienie tego bezpośrednio w liczniku jest czasochłonne i wymaga dużego skupienia.
Urządzenie działa także jako nawigacja. Istnieje możliwość nawigacji po śladzie. Kurs wybiera się na kilka sposobów m.in. wgranie pliku gpx do licznika bądź ustalenie trasy na podstawie wcześniej zakończonej aktywności. Nawigacja w tym liczniku jest słaba, mimo kolorowej i dokładnej mapy brakuje opcji zapamiętywania położenia i nawigacji do określonego punktu. Podczas jazdy z kursem wielokrotnie gubi się sygnał i urządzenie przestaje nawigować, jedyna opcja trzymania się śladu to stałe kontrolowanie mapy. Ustawienia mapy nie są skomplikowane, możemy skorygować orientację tak aby północ była zawsze na górze lub tam gdzie rzeczywiście się znajduje. Mapę można przybliżać środkowym przyciskiem, od 250 do 1000 metrów a przy śladzie do momentu jak widoczna jest cała trasa na ekranie czyli nawet do 100 kilometrów.
Przed pierwszą jazdą należy dokładnie sprawdzić wszystkie ustawienia, fabrycznie ustawione są m.in. autostart, auto okrążenia czy sygnał dźwiękowy przy kliknięciu, zmienić można także kolor ikonek w menu czy protokół na podstawie którego urządzenie pobiera sygnał GPS. Ustawienie urządzenia trwa od kilku do kilkudziesięciu minut, wszystko zależy od ilości parametrów jakie chcemy zmienić czy ustawić.
Licznik dosyć często gubi sygnał z GPS, wystarczy wjechać w bardziej zalesiony teren i już są problemy. Jazda z czujnikiem prędkości rozwiązuje problem. Zastrzeżenia można mieć także do szybkości działania urządzenia, zwykle reaguje z niewielkim opóźnieniem, przy postojach krótszych niż 15 sekund autopazuza nie zdąży się włączyć. W porównaniu do Garmina czy nawet Brytona jest to niedopracowany element. Licznik z automatu uwzględnia zerowe momenty przy uśrednianiu kadencji i nie da się tego zmienić. Przy jeździe na czujnikach tętna i mocy urządzenie wytrzymało ponad 15 godzin na jednym ładowaniu. Gdy dodałem czujnik prędkości i moduł Di2 czas spadł i przed upływem 15 godzin wyświetlił się komunikat o słabej baterii. Przy braku czujników całkiem realne jest 20 godzin jazdy na jednym ładowaniu.
Oczywiście jak każde tego typu urządzenie ma swoje zalety oraz wady:
  • Pierwszą zaletą jest na pewno cena, za 700 złotych mamy kompletne urządzenie z wieloma funkcjami których nie mają nawet droższe produkty konkurencji.
  • Firma ma swojego dystrybutora w Polsce i podobnie jak inne firmy produkujące elektronikę posiada 24 miesięczną gwarancję. Nie trzeba reklamowanego urządzenia wysyłać do Chin i długo czekać na naprawę bądź wymianę.
  • Urządzenie jest kompatybilne niemal z wszystkimi czujnikami działającymi w standardzie Bluetooth oraz Ant+.
  • Mocowanie urządzenia jest na tyle silne, że nie potrzeba dodatkowego zabezpieczenia na smyczy. Pasuje do mocowań z innych liczników np. Garmin.
  • Nie trzeba urządzenia podłączać do komputera by zgrać dane. Zgrywanie po kablu jest jednak szybkie dzięki zastosowaniu najnowszego portu USB.
  • Funkcja śledzenia czy informacje o pogodzie nie są standardem w licznikach i mają je tylko urządzenia warte znacznie więcej.
Wśród wad można wymienić:
  • Częste problemy z łącznością bluetooth i problemy z parowaniem z aplikacją w telefonie.
  • Brak kilku opcji które są niezbędne dla bardziej zaawansowanego użytkowania urządzenia np. w celach treningowych czy nawigacyjnych.
  • Niedopracowany soft, wolna synchronizacja z aplikacją, opóźniona reakcja po użyciu guzików.
  • Słaba reklama i brak większej ilości recenzji w sieci.
  • Brak współpracy ze Strava Live Segments oraz możliwości wgrania treningu oraz wsparcia dla Trening Peaks.
Podsumowując, nie jest to urządzenie dla każdego. Dla osób mających problemy z cierpliwością działanie tego licznika będzie irytujące. Dla maniaków cyferek również to urządzenie okaże się bublem, występuje duża rozbieżność między tym co pokazał licznik a tym co widoczne jest w podsumowaniu w aplikacji IGPSPORT. Dla osób potrzebujących dobrej nawigacji to urządzenie również się nie nadaje. Jako podstawowy komputer rowerowy obsługujący czujniki prędkości, kadencji, tętna czy mocy i pokazujące podstawowe i bardziej rozbudowane dane urządzenie działa doskonale. W tej klasie cenowej ciężko znaleźć bardziej rozbudowany komputer rowerowy . Cena jest dużo niższa niż Garmina Edge 530 który posiada większość funkcji IGS 620 a także inne których nie ma IGPSORT ale precyzja działania, jakość wykonania i soft odstają wyraźnie od Garmina. Po prawie 4 tygodniach testów nie jestem przekonany do tego licznika, może się przyzwyczaję do nieco „ innego działania” niż Brytona Aero 60 czy Garmina Edge 800 lub wymienię na coś bardziej popularnego i dopracowanego w kontekście oprogramowania i funkcjonalności.