Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2021

Dystans całkowity:1543.00 km (w terenie 1.00 km; 0.06%)
Czas w ruchu:60:45
Średnia prędkość:25.84 km/h
Maksymalna prędkość:73.00 km/h
Suma podjazdów:23560 m
Maks. tętno maksymalne:189 (96 %)
Maks. tętno średnie:142 (72 %)
Suma kalorii:38074 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:77.15 km i 2h 53m
Więcej statystyk
  • DST 85.00km
  • Czas 03:15
  • VAVG 26.15km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 180 ( 92%)
  • HRavg 135 ( 69%)
  • Kalorie 2213kcal
  • Podjazdy 1410m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 46

Środa, 19 maja 2021 · dodano: 23.05.2021 | Komentarze 0

Pierwszy dzień urlopu w którym normalnie dało się wyjechać z domu bez większych obaw o pogodę. Przed wyjazdem popełniłem duży błąd dopompowując 0,5 bara do każdej szytki. Zawór w przedniej jest dalej wadliwy o czym boleśnie przekonałem się na trasie. Gdy tylko ruszyłem już zaczęło padać ale po chwili przestało. Nie umaiłem wskoczyć na obroty, jakoś dziwnie pusto było na drogach ale to tylko złudzenie bo gdy dostałem się bliżej centrum już samochodów i pieszych więcej. Po rozgrzewce nie byłem zadowolony ze swojej dyspozycji ale zaplanowany trening należy do moich ulubionych więc nie chciałem z niego rezygnować. Za pierwszym błędem poszły kolejne, wybierając trasę nie wziąłem pod uwagę tego, że na drodze z ograniczeniem prędkości może pojawić się więcej samochodów i przez dłuższy czas częściej hamowałem niż kręciłem korbami. Ostatni strzał przed Przegibkiem pokazał już lepszą nogę ale jakoś przekonania nie miałem. Pierwszy podjazd szedł ciężko, jechałem głównie z wiatrem ale nie było tego w ogóle czuć, starałem się jechać równo i nie miałem problemów z utrzymaniem kadencji co oznaczało, że było dobrze. Zjazdy kompletnie mi nie wychodziły ale nie było to nadrzędnym celem. Po pierwszym zjeździe krótki postój który jednak przedłużył się do kilku minut. Dałem sobie 2 minuty na rozkręcenie i dopiero przyłożyłem w korby. Początek był trochę zbyt mocny ale później już złapałem rytm i trzymałem założony pułap mocy. Idealnie wymierzyłem odcinek bo na Przegibku pojawiłem się dokładnie po 8 minutach mocnej jazdy. Jeszcze się wahałem czy zjeżdżać do bielska czy Międzybrodzia. Ostatecznie wybrałem Międzybrodzie skąd podjeżdża mi się zazwyczaj lepiej. Po zjeździe zauważyłem brak powietrza w przednim kole, musiałem się zatrzymać i dopompować, nie chciało mi się machać ręczną pompką więc nabiłem powietrza z naboju. Jak się okazało problemem był wciąż nieszczelny zawór, nie sprawdziłem go jednak dokładnie i powietrze dalej uchodziło. Ostatni podjazd szedł znacznie ciężej ale zaczynając z tego samego miejsca byłem na Przegibku ponad 10 sekund szybciej. Końcówkę już jednak pokonałem na oparach, nie zatrzymywałem się na Przegibku tylko zjechałem kolejny raz na Międzybrodzie. Po zjeździe już powietrza w szytce nie było, dopompowałem tym razem ręczną pompką do około 5 bar, dokręciłem zawór ile się dało i ostrożnie jechałem dalej. Powietrze już nie schodziło ale jechało się ciężko, byłem ujechany po 3 podjazdach w S5, zwykle po takim treningu wracałem prosto do domu, tym razem miałem czas, pogoda też była dobra więc żal było nie wykorzystać tej sytuacji. Po drodze oczywiście masa niespodzianek, m.in. roboty drogowe na wielu odcinkach, typowe dla Polski jest to, że znaki informujące o robotach pojawiają się dopiero 100 metrów przed utrudnieniami a na skrzyżowaniach nie ma informacji, że skręcając w lewo trafimy na drogę bez przejazdu lub objazd. Jadąc objazdem jednej z zamkniętych dróg trafiłem na szuter, przy małej ilości powietrza w szytce i kołach karbonowych nie chciałem ryzykować i wybrałem inną drogę. Trafiłem na główną i musiałem się męczyć wśród ciężarówek. Przejazd przez miasto też przyniósł niespodzianki, jedną z nich był odcinek brukowy na którym radziłem sobie jednak całkiem nieźle jak na moje możliwości. Gdyby nie to, że mam urlop mógłbym narzekać, że trening trwał zbyt długo przez te nieplanowane atrakcje ale w tej sytuacji nie miało to znaczenia. Zmęczenie na trasie i problemy z szytką sprawiły, że nie był to całkiem przyjemny dzień.




  • DST 25.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 25.00km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 140 ( 71%)
  • HRavg 121 ( 62%)
  • Kalorie 703kcal
  • Podjazdy 270m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 8

Wtorek, 18 maja 2021 · dodano: 22.05.2021 | Komentarze 0

Gdy pojawiło się pierwsze dłuższe okno pogodowe nie wahałem się i wyjechałem na pierwszą od miesiąca przejażdżkę regeneracyjną. Mając urlop jest więcej czasu i można obserwować przez okno jak deszcz pada. W tym czasie zacząłem nawet uczyć grać się w szachy, tutaj warunki atmosferyczne znaczenia nie mają. Liczyłem na to, że uda się dojechać na sucho ale było to zbyt duże życzenie. Już po wyjeździe zauważyłem wysokie tętno które utrzymało się do końca. Po 20 kilometrach zaczęło padać i z każdą minutą było coraz gorzej, ostatnie minuty już w intensywnym deszczu. Godzinka jazdy musiała wystarczyć, widać, że w tym roku nawet na urlopie nie jest dane mi normalnie trenować. Pora chyba jednak dać sobie z tym spokój, coraz gorzej to wygląda.




Podsumowanie 20 tygodnia 2021

Niedziela, 16 maja 2021 · dodano: 19.05.2021 | Komentarze 5

Tydzień regeneracyjny zwykle nie jest dla mnie wyłącznie czasem odpoczynku. Zazwyczaj obowiązki którym nie poświęcam zbyt dużo czasu w tym okresie zabierają mi go więcej. Tym razem nie byłem w stanie wygospodarować zbyt wiele czasu na trening i łatwiej byłoby zrobić 2 treningi po 45 minut w ciągu dnia niż jeden 90 minutowy. Takie już są uroki życia i w sumie nawet nie mam ochoty aby z tym walczyć i za wszelką cenę szukać czasu na rower bo na razie w weekendy mam go dosyć dużo i wtedy mogę spokojnie trenować. Mimo małej ilości czasu, w tym snu zdążyłem nieco odpocząć. Brak czasu na rower a także kapryśna pogoda spowodowały, że testy sprzętu które miałem rozplanowane na cały tydzień skumulowały się do jednego dnia. Karbonowe koła dały dużo większą różnicę niż się spodziewałem, komfort jazdy wzrósł dwukrotnie a jeździ się szybciej zarówno na płaskim, zjazdach ale i podjazdach gdzie jednak różnica jest minimalna. Po wielu problemach z opaskami do pomiaru tętna, które raz działały dobrze, innym razem gubiły sygnał, dużo zależało od stroju zdecydowałem się na zakup opaski mierzącej tętno z nadgarstka lub innej części ręki. Przy tej opasce pomiar będzie już bardziej bezpośredni ale czy tak dokładny jak z piersi to nie wiem. Od pewnego czasu jest to dla mnie tylko dodatek i statystyka. Opaska na rękę reaguje dosyć szybko na zmiany obciążeń ale dosyć wolno tętno opada do redukcji mocy, wygląda na to, że rozkład tętna jest nieco inny niż przy tradycyjnym pomiarze. Po ostatnich problemach z butami rowerowymi zdecydowałem się na wymianę bloków na oryginalne Locka. Komfort jazdy wzrósł i zniknął problem z wypinaniem się bloków podczas jazdy. Ustawiłem je na oko i po pierwszych jazdach problemów z kolanami ani innymi częściami ciała nie stwierdziłem. Na razie wciąż czekam na zamienne części do miernika mocy ale po problemach jakie się pojawiły i kilku konfiguracjach miernik znów działa poprawnie ale wydaje się, że wskazuje niższe wartości. Może to być wyłącznie zasługa kół czy bloków ale chyba takich różnic sprzętem nie da się uzyskać. Na początku wydawało mi się, że miernik zaniża, w perspektywie testów jakie mnie czekały nie była to sprzyjająca okoliczność. Z zaplanowanych 5 prób zrobiłem tylko 4, dwie z nich były udane, dwie kolejne już nie. Same testy potwierdziły kilka wniosków jakie wyciągnąłem z ostatnich tygodni. Moce stopniowo są coraz lepsze ale zmęczenie po każdym mocnym zrywie jest ogromne, nawet będąc bez formy i zmęczony sezonem mój organizm szybciej się regenerował. To nie jest normalne, wystarczy kilka minut w trupa aby organizm odmówił posłuszeństwa i na regenerację potrzebował znacznie więcej czasu niż dotychczas po kilku godzinnym wymagającym treningu w górach. W dalszym ciągu mogę jeździć długo na niskiej intensywności ale bardzo krótko na wysokiej. W tym stanie o ściganiu mowy być nie może więc świadomie z tego rezygnuję. Liczę na to, że jeszcze w tym roku wrócę na właściwe tory ale nie stawiam tego za cel. Próby czerpania przyjemności z jazdy, mimo problemów często kończą się porażką, nie wszystko zależy ode mnie, na drogach jest niebezpiecznie, wielokrotnie cudem udaje się uniknąć zderzenia z samochodem czy upadku. Bardzo cierpi na tym głowa która potrzebuje resetu, kiedyś podczas jazd byłem w stanie całkowicie uwolnić myśli i czerpać przyjemność z życia a obecnie o to coraz trudniej. W życiu człowieka jest kilka ważnych momentów kiedy przychodzi czas na zmiany i jeden z nich właśnie nastał. Po kilku latach uczciwej i sumiennej pracy zdecydowałem się na zmianę pracodawcy. Złożyło się na to wiele czynników i poniekąd zmusiły mnie do tego okoliczności. Jest to jednak początek zmian życiowych i być może wywrócenie życia o 180 stopni. Jestem jednak na to przygotowany i nie żałuję niczego. Uważam, że przez kilka ostatnich lat zrobiłem bardzo dużo dla siebie, skorzystałem z życia i powoli przychodzi czas na zbudowanie czegoś trwałego co będzie można pozostawić innym. Zmiana pracy to dopiero początek, na ten moment nie wiem jak to wszystko będzie wyglądać dalej, nawet jeżeli będę musiał tylko patrzeć na rower lub jeździć jedynie w weekendy to uważam, że jest to właściwy ruch który może dać więcej korzyści niż szkód przyniosłoby po raz kolejny zbyt duże poświęcenie się rowerami bo żaden puchar czy inne trofeum nie jest warte zaniedbań które odczuwalne będą przez kolejne lata. Patrząc na to co dzieje się na świecie to zbytniego wyboru nie ma, kiedyś był bardzo bogaty wybór, trzeba było kombinować czy lepiej pojechać w sobotę na wyścig czy z bliskimi osobami pozwiedzać jakieś ciekawe zabytki czy zjeść obiad w dobrej restauracji. Dzisiaj kombinuje się, żeby wyjść gdziekolwiek a wyścigów szuka się już po całym kraju i wyboru dużego nie ma. Pomijam już fakt, że sporo się zmieniło w organizacji zawodów i wiele z nich jest niebezpiecznych, wypadków coraz więcej a gdy trzeba brać za nie odpowiedzialność to każdy broni się jak może by nie ponieść konsekwencji. Nic nie jest warte utraty zdrowia czy życia i dlatego świadomie rezygnuję z wyścigów. Gdy będę miał czas i chęci a termin mi spasuje to pewnie gdzieś wystartuję ale specjalne planowanie urlopu, noclegów po to aby ścigać się o kawałek plastiku lub komuś coś udowadniać mija się już dla mnie z celem. Są rzeczy ważne i ważniejsze i przyjemności nigdy nie mogą stać ponad obowiązkami zwłaszcza wtedy gdy przez lata było odwrotnie. Swoje już w życiu przejechałem, mam za sobą ponad 100 startów w zawodach, nie kręci mnie to tak jak kiedyś, jest coraz więcej osób z którymi muszę i chcę się liczyć, trochę przygód zaznałem a zmiany w życiu osobistym są wystarczającym argumentem aby nie myśleć już o głupotach a takimi są m.in. wyścigi i zajeżdżanie się w trupa bez celu, zdrowie mamy tylko jedno, ja już wiele z tego tytułu w życiu wycierpiałem i pora zacząć szanować swój organizm. Ostatnie dwa lata to były wyżyny moich możliwości, w zawodach startowałem mało, postawiłem na jakość ale obecnie jak nic nie wychodzi to nawet na dobrą jakość nie ma co liczyć. Uświadomiłem sobie, że bez regularnych startów mam dużo więcej czasu na inne, ważniejsze sprawy i nie wyobrażam sobie powrotu np. do 2018 gdy postawiłem zbyt wiele na szali i ani nie było z tego przyjemności ani żadnych wymiernych efektów a tylko same problemy to stwierdziłem, że drugi raz tego błędu nie popełnię. Wyścigi szosowe w Polsce raczej przeżywają kryzys i przy małej ich ilości zainteresowanie jest duże a co za tym idzie, większe parcie na wynik i mniejsze bezpieczeństwo. Ja nawet w dobrych czasach nie czułem się pewnie w peletonie a teraz jest z tym znacznie gorzej. Większej ilości argumentów nie potrzebuję, może za jakiś czas sytuacja się zmieni i znów będę miał więcej możliwości i wrócę do wyścigów ale na ten moment mam ważniejsze sprawy na głowie i nie chcę czegoś znów zaniedbać. W ciągu dwóch najbliższych tygodni wykorzystuję tegoroczny urlop, niestety prognozy są fatalne i to kolejny kubeł zimnej wody jaki wylewa się na moją głowę. Jedyny plus jest taki, że łatwiej trafić na okno pogodowe co przy 8 godzinnej pracy zazwyczaj było niemożliwe.
1.Waga w ostatnim tygodniu:

Po wielu tygodniach walki o zbicie wagi wreszcie coś ruszyło, nie mam za bardzo z czego zrzucać bo widać, że przybyło sporo masy mięśniowej i aby zejść z wagą jeszcze niżej będę musiał się jej trochę pozbyć. Pozostałe parametry w normie i bez dużych wahań.
2.Obciążenie treningowe:

Przy małej ilości treningów wystąpiły duże wahania wartości danych zarówno ATL, CTL jak i TSB.
3.Najlepsze wartości mocy:

Dobre wyniki mocy udało się wygenerować w czasie 5,20 oraz 30 minut.
4.Dane liczbowe:

5.Dane o podjazdach:

Zaliczyłem mało podjazdów ale z lepszymi czasami niż dotychczas.
6.Analiza wyników testów:
Jedną z najbardziej ulubionych czynności po treningowych jest dla mnie analiza danych liczbowych. W tym roku testuję się regularnie co 8 tygodni, wypada to dokładnie w co drugim tygodniu regeneracyjnym. Do tych testów byłem bardzo sceptycznie nastawiony i nie mogłem być pewny, że są konieczne. Ostatnie tygodnie to pasmo niepowodzeń i walki ze słabościami i problemami zdrowotnymi które nie chciały mnie opuścić. Nie miałem jednak nic do stracenia i zdecydowałem się jedynie na drobne modyfikacje w sposobie przeprowadzenia testów. Pogoda oczywiście trafiła się najgorsza z możliwych czyli deszcz i zimno ale nie zniechęciło mnie to do jazdy. Testy poszły podobnie jak większość treningów w tym roku, część była dobra a część lepiej przemilczeć. Wśród 4 prób dwie pokazały regres, pozostałe niewielki lub większy progres. Na testach osiągnąłem następujące wyniki:

Wynik z testu 30 minutowego jest identyczny jak pokazał licznik. Próba 5 minutowa różni się o 2 Waty. Większa różnica jest już podczas wysiłku 1 minutowego gdzie licznik pokazał 30 Wat mniej niż faktycznie było. Sprintu nie monitorowałem na bieżąco i nie jestem w stanie stwierdzić jaka jest dokładnie różnica. Trenowanie z licznikiem iGPSPORT nie jest takie łatwe jak się wydawało i wychodzą dużo większe różnice niż wówczas gdy trenowałem z Garminem czy Brytonem.
Przez dwa miesiące nastąpiły jednak zmiany i moje maksymalne moce się różnią:

Spory wzrost maksymalnej mocy 5 minutowej napawa optymizmem, zwłaszcza w wypadku gdy jest to wynik niewiele gorszy niż życiowy. Lepiej spisałem się także podczas próby 30 minutowej, dopiero w tym roku wykonuję takie próby i za każdym razem wynik wychodzi lepszy, obecnie tylko o 1 % ale poprzedni test robiony był na trenażerze gdzie cały czas kręci się równo i mocno a na szosie następują momenty nawet z zerową mocą. Z maksymalnej 30 minutowej mocy można dokładniej wyznaczyć FTP niż z 20 minutowej czasówki. Wyniki na 1 minutę oraz sprintu wyszły gorsze niż 8 tygodni. Temu, złożyło się na to wiele czynników ale na pewno nie obniżenie możliwości. Moje doświadczenia z krótkimi wysiłkami nie są najlepsze i dobrych wyników nigdy nie miałem więc nie ma co się tym przejmować. Wyniki testu wyszły dobre ale same moce nie wystarczą aby określić formę. Wiele innych elementów leży i nad nimi muszę pracować.




  • DST 58.00km
  • Czas 02:04
  • VAVG 28.06km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 156 ( 80%)
  • HRavg 132 ( 67%)
  • Kalorie 1428kcal
  • Podjazdy 810m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 45

Niedziela, 16 maja 2021 · dodano: 18.05.2021 | Komentarze 0

Po dwóch dniach testów odczuwałem duże zmęczenie. W dalszym ciągu organizm potrzebuje więcej czasu na regenerację, nie zakładałem żadnego treningu ale po południu pogoda się poprawiła i patrząc na prognozy na kolejne dni, szkoda było tego nie wykorzystać. Mimo zachodniego wiatru wybrałem się w innym kierunku co okazało się jednym, wielkim błędem. Na początku było fajnie bo jechałem z wiatrem i bez przeszkód przez pierwsze 10 minut. Gdy tylko dojechałem do terenów rekreacyjnych przy lotnisku zaczęły się problemy. Ludzi było jak mrówek a większość z nich zachowywało się jak bydło wypuszczone na wybieg po zimie. Po kilku minutach jazdy slalomem wśród pieszych miałem dość, na tym odcinku prawie wogóle nie kręciłem korbą. Później próbowałem nadrobić trochę czasu na zjazdach, z wiatrem nie było to trudne. Na tych kołach nie czuję się jeszcze pewnie ale na prostych zjazdach jestem w stanie już puścić całkiem hamulce, gdyby nie było samochodów kilka sekund jeszcze bym urwał na końcówce ale i tak kolejny podjazd wjechałem z rozpędu. Tradycyjnie zatrzymywały mnie skrzyżowania ale i kolejny zjazd pokonałem szybko i pewnie, na końcu jednak musiałem się zatrzymać. Zatrzymały mnie wszystkie większe skrzyżowania ale nieco szczęścia miałem na przejeździe kolejowym gdzie sygnał pojawił się w momencie jak przez nie przejechałem. Za Bielskiem ruch samochodów jakby mniejszy ale lepiej przez to się nie jechało. Nogi po wczorajszym treningu nie pozwalały na zbyt wiele na podjazdach, łatwiej było utrzymywać wysoką kadencję. Z wiaterkiem jechało się fajnie ale co dobre szybko miało się skończyć. Już w Zarzeczu zaciągało z boku i częste zmiany przełożenia stały się faktem, widoków nie było więc nie było jak się oderwać od śledzenia cyferek na liczniku, podjazdy szły nieźle ale utrzymywanie się w 2 czy 3 strefie nie pozwalało na dynamiczne i szybkie pokonywanie kolejnych hopek. Z rytmu wybił mnie skutecznie odcinek brukowy w Tresnej, jak już poczułem się pewniej samochody zaczęły mnie wyprzedzać na centymetry i musiałem zmienić optymalny tor jazdy. Nie miałem ochoty na postoje i szybko chciałem dojechać do Międzybrodzia. Słusznie bałem się tego odcinka wzdłuż jezior, dziur cała masa, samochodów jeszcze więcej i ciężko było wszystkie omijać. Jakoś przetrwałem ale na horyzoncie pojawił się kolejny problem. Cały podjazd na Przegibek walczyłem z wiatrem a w końcówce także z rowerzystami próbującymi mi odjechać co im się nie udało i jeszcze do mnie mieli o to pretensje, jadąc spokojnym, równym tempem pod górę nie patrzę co dzieje się wokół a to, że inni chcą mnie za wszelką cenę objechać to już inna sprawa. Na zjeździe chciałem poćwiczyć trochę technikę ale nie wyszło, za dużo samochodów i rowerzystów, wiatr też robił swoje. Gdy tylko wjechałem do Bielska znowu zaczął się horror, co rusz jakiś pieszy pojawił się na drodze, najczęściej poza przejściem dla pieszych. Nie było to bezpieczne ale oczywiście winny byłem ja bo niby miałem obowiązek się zatrzymać, jak kierowcy wymuszają pierwszeństwo to też nie jest ich wina. Ten kraj przez ostatni rok stał się jeszcze bardziej chory o ile w ogóle to jest możliwe. Postanowiłem wrócić inną niż zwykle drogą, przez wiele kilometrów miałem spokój z pieszymi ale skumulowało się to na ostatnich 4 kilometrach. Moja głowa już miała dość ale musiałem jakoś przetrwać w tym tłumie pieszych. Mimo wszystko byłem zadowolony ze swojej jazdy, podjazdy faktycznie wyglądają coraz lepiej, nad zjazdami muszę pracować ale ogólnie nie jest już tak źle jak było jeszcze 2 tygodnie temu.




  • DST 81.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 27.00km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 189 ( 96%)
  • HRavg 133 ( 68%)
  • Kalorie 1928kcal
  • Podjazdy 1270m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 44

Sobota, 15 maja 2021 · dodano: 17.05.2021 | Komentarze 0

Pierwszy test FTP w terenie. Ze względu na prognozy pogody, czas, samopoczucie zrezygnowałem z testu który robiłem w tym roku już dwukrotnie obejmującego 5 prób czasowych, na 12 sekund, 1,6,12 oraz 30 minut. Wczoraj udało się zrobić próbę 5 minutową która niewiele różni się od 6 sekundowej i dwie imitacje „sprintu” które jednak mi nie wyszły. Zastanawiałem się czy robić próbę 20 czy 30 minutową i na jakim podjeździe, w grę wchodziły Równica od Jaszowca, Salmopol od Szczyrku, Salmopol od Wisły, Przegibek z Międzybrodzia, Żar czy Kocierz z Andrychowa. Tylko dwa z nich umożliwiały wysiłek 30 minutowy i ostatecznie na taki się zdecydowałem. Wyjechałem z lekkim opóźnieniem w kierunku Szczyrku. W ramach rozgrzewki miałem przeprowadzić jeszcze próbę 1 minutową. Ostatnio pobawiłem się ustawieniami licznika i coś omyłkowo przestawiłem, w efekcie po zakończeniu każdego okrążenia automatycznie zatrzymuje się zapis i jak nie nacisnę od razu drugi raz przycisku zapis nie jest kontynuowany. Tak właśnie kilka razy się stało na trasie i niektóre okrążenia nie zapisały się co jednak nie miało większego znaczenia. Już po rozgrzewce byłem zmęczony co nie wróżyło niczego dobrego. Próba 1 minutowa wyszła tragicznie ale złożyło się na to sporo czynników, pierwszy z nich to źle dobrany odcinek testowy na którym musiałem kilka razy wyraźnie korygować przełożenie i tak to nic nie dało bo zakres kadencji w ciągu minuty wyszedł bardzo duży. Wynik o 50 Wat słabszy niż w marcu osiągnąć mogłem tylko wtedy gdybym te dwa miesiące przeleżał na kanapie, nie dałem z siebie wszystkiego i minutowy maksymalny wysiłek jest do powtórzenia w najbliższym czasie albo całkowicie to oleję bo i tak nie jestem w tym na tyle dobry aby osiągać jakieś konkretne moce. Byłem zrezygnowany po tym teście ale i tak chciałem chociaż przystąpić do próby 30 minutowej nawet jeżeli musiałbym odpuścić w trakcie. Jakoś dojechałem do Buczkowic gdzie za rondem chciałem ruszyć mocno. Wybrałem nieco inny wariant który okazał się bardzo problematyczny. Już po kilku sekundach musiałem puścić korby więc zanotowałem falstart. Chwilę później jednak ruszyłem mocno, po skręcie w ulicę Grunwaldzką już wiedziałem, że popełniłem błąd w wyborze trasy. Okazało się, że droga jest w remoncie i trzeba uważać na przeszkody. Kilka minut testu wystarczyło aby stwierdzić, że nie jest to mój dzień. Gdyby było dobrze trzymanie kadencji ponad 90 niezależnie od mocy byłoby możliwe a teraz był z tym problem, jechałem dosyć twardo ale tylko to pozwoliło na generowanie przyzwoitej mocy. Pierwsze miejsce gdzie mogłem stracić prędkość, moc czy kadencję przejechałem dosyć płynnie ale przejazd przez centrum Szczyrku wyglądał naprawdę niebezpiecznie bo by jechać równym, mocnym tempem musiałem jechać środkiem a nieraz przekraczać oś jezdni. Trochę na tym straciłem ale gdy przekroczyłem skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną gdzie jedyny raz na trasie nie musiałem się zatrzymywać na czerwonym świetle już mogłem liczyć na jazdę bez większych przeszkód. Po niecałych 10 minutach generowałem średnio 330 Wat ale nie bardzo było z czego dołożyć więc trzymałem w miarę równe tempo. Jechałem całkiem szybko, koła robiły robotę a wiatr wiał z boku i na tym odcinku lekko w plecy więc warunki nieco utrudniały sprawę bo moc lepiej utrzymuje się jak jest ciąg w twarz. Kadencja dalej była jak na mnie niska ale każda próba jej zwiększenia przynosiła coraz gorsze rezultaty. Po kilkunastu minutach już miałem dość ale nie zamierzałem się poddawać zbyt łatwo. Po 20 minutach moc była wyższa niż po 10 o kilka Wat. W sumie mogłem już przerwać test ale zagiąłem się już na maksa, moja jazda przez ostatnie minuty była już strasznie szarpana, moc jednak nie spadła i utrzymałem ją w zasadzie do końca. Przez ostatnią minutę już niewiele myślałem, ledwo widziałem na oczy i po 30 minutach puściłem korby. Ostatnie 100 metrów podjazdu jechałem chyba z 40 sekund, brakło jakiś 20 do szczytu. Gdy dojechałem na pełną ludzi przełęcz musiałem się przytrzymać barierki aby nie spaść z roweru, tak ujechany nie byłem już dawno, za każdym razem taki stan po czasówkach towarzyszył mi gdy byłem bez formy. Pierwotnie myślałem o tym aby zjechać do Wisły i podjechać jeszcze raz Salmopol ale nie byłem w stanie się szybko zregenerować. Na przełęczy też długo nie zabawiłem, byłem tak zmęczony, że musiałem kompletnie odpuścić zjazd, omijanie dziur na dużej prędkości było ponad moje siły, w połowie dziurawego odcinka wypadła mi lampka z mocowania i musiałem się po nią wrócić. Dopiero gdy nawierzchnia się poprawiła puściłem hamulce, jak na pierwszy trochę asekuracyjny zjazd na tych kołach w tym roku nie było źle na ostatnim kilometrze. Przejazd przez Szczyrk znowu był tragiczny, bardziej przypominał „najlepsze lata” gdy zostawałem na zjazdach na całe minuty niż ostatnie gdy udało się nieco poprawić ten element. Postanowiłem wracać dłuższą drogą omijającą ścieżkę rowerową na wjeździe do Bielska. Po drodze krótki postój po którym znowu miałem okazję oglądać ciekawe przedstawienie. Jakieś 200 metrów przede mną jechał kolarz, po chwili zacząłem się do niego zbliżać, gdy brakowało 50 metrów zorientował się i próbował odjechać. Sposób jaki to robił jednak wcale mi nie imponował, pracował całym ciałem, kiwając się na tym rowerze, nie wytrzymywał jednak długo i gdy tylko zwiększył dystans do 100 metrów odpuszczał i tak w kółko. Na skrzyżowaniu ze światłami dojechałem do niego, sprzęt miał lepszy, wyglądał jak kolarz a nie takie straszydło jak ja ale odjechać nie był w stanie. Pomogłem mu i za skrzyżowaniem odpuściłem na tyle aby stracić go z oczu, kiedyś próbowałem zrozumieć takie zachowanie, obecnie mogę się już tylko z tego śmiać. Wjeżdżając do Bielska postanowiłem jeszcze wjechać na Przegibek bo jeszcze w tym tygodniu nie byłem. Po drodze zaliczyłem jeszcze ulicę Wczasową, bardzo polubiłem ten podjazd a przy okazji omija się ruchliwy fragment ulicy Górskiej. Na początku podjazdu znowu dojechałem do tego kolarza ale tym razem miałem przewagę i szybko odjechałem. Jechałem całkiem dobrym tempem, mimo tego, że nie śledziłem danych o mocy, kadencji czy czasu czułem, że jest nieźle, zmęczenie było jednak duże i na więcej raczej nie było mnie stać. Zjazd całkiem niezły technicznie ale niezbyt szybki, wydawało mi się, że nie było tak źle, w tym roku szybciej jednak nie zjechałem. Powrót do domu nieco trudniejszą trasą z przelotnymi opadami deszczu po drodze. Byłem jednak zmęczony i przyjemności z jazdy nie było. Mogę jednak znaleźć jakieś pozytywy, podjazdy wyglądały lepiej niż wcześniej, może sztywniejsze i lżejsze koła pomogły. Moja dyspozycja w tym roku jest jednak tak zmienna i na ogół słaba, że nawet niezła moc z testu nie przybliża mnie do formy której wciąż sporo brakuje . Na czasówkach gdzie wystarczy utrzymać moc przez kilkanaście minut mam jakieś szanse a podczas wyścigów gdzie trzeba m.in. powtarzalności moje akcje stoją bardzo nisko.




  • DST 16.00km
  • Czas 00:38
  • VAVG 25.26km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • HRmax 178 ( 91%)
  • HRavg 137 ( 70%)
  • Kalorie 370kcal
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 43

Piątek, 14 maja 2021 · dodano: 17.05.2021 | Komentarze 0

Po 2 dniach gdy nie miałem czasu na trening za dnia przystąpiłem do kilku testów. Warunki do sprawdzenia sprzętu czy nogi były dokładnie takie jakich bardzo nie lubię czyli zimno, mokro a w trakcie także opady deszczu. Są to jednak idealne warunki na testy sprzętowe a takich miałem kilka. Po ostatniej jeździe gdy szwankował miernik mocy odkręciłem go z roweru, wyczyściłem, wysuszyłem czujniki, na nowo zainstalowałem oprogramowanie i zamontowałem. Drugi test to bloki które wymieniłem z czerwonych ze zbyt dużym dla mnie luzem na szare z połowę mniejszym. Ustawienie było dokładnie takie samo jak wcześniej i zauważyłem, że bloki już się nie wypinają w trakcie jazdy. Trzeci test to karbonowe koła, miałem je testować już jakiś czas temu ale cały czas zwlekałem, dopiero ostatnio udało się uszczelnić zawory w szytkach i przykleić je do obręczy, tylna niestety leży nierówno ale nie czuć tego podczas jazdy. Szkoda mi było nowych okładzin więc wykorzystałem te które zostały z zeszłego roku. Rower przed jazdą zważyłem i z miernikiem mocy, koszykami na bidon czy uchwytem na licznik wyszło 7,19 kg, czyli całkiem nieźle. Pierwsze wrażenie jakie miałem było takie, że rower sam jedzie mimo wiatru w twarz, na tych kołach jazda jest przyjemniejsza i chyba szybsza. Wskazania mocy wyglądały dobrze ale wydawało mi się, że są dosyć niskie, sprawdziłem jeszcze ustawienia miernika w liczniku i wszystko było w porządku więc po prostu potrzebowałem mniej mocy aby jechać szybciej niż zwykle. Kolejny test to nowa opaska tętna, tym razem na rękę. Ostatnie testy były już sprawdzianami dla organizmu. Niestety trochę zawaliłem sprawę, zachowałem się jakbym pierwszy raz przystępował do takiego testu. Znowu źle dobrałem trasę bo z planowanych 6 minut już po 5 byłem na końcu podjazdu którego w żaden sposób nie dało się przedłużyć nie zahaczając o terenowy odcinek. Już w trakcie byłem tego świadomy więc w końcówce dołożyłem kilka Wat, nie śledziłem średniej mocy ale wydawało mi się, że wyszła dosyć niska bo nie czułem się zbyt dobrze. Niestety ta próba była ostatnią o której mogę powiedzieć chociaż trochę dobrego. Kolejne dwie już w większym deszczu wyszły takie jak zwykle u mnie czyli żałosne. Nigdy nie byłem sprinterem ale minimum przyzwoitości to 10 W/kg przez kilkanaście sekund a ja nie potrafię nawet tego. Na siłowni sporo ćwiczeń wykonałem w tym kierunku a jak przychodzi do testu to nie potrafię się zagiąć, albo to jest maksimum moich możliwości albo potrzebuję innych czynników które pozwolą wygenerować 1oo Wat więcej, nie wygląda to w dalszym ciągu dobrze. Nawet po tak żałośnych sprintach czułem wyraźne zmęczenie to kolejna oznaka, że w tym roku z tej mąki nie będzie dobrego chleba. Zrezygnowany wróciłem do domu, rower do mycia, ciuchy do prania a nogi do wymiany tak w skrócie można ocenić to co działo się ze mną po tym treningu.




  • DST 47.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 27.12km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 152 ( 77%)
  • HRavg 124 ( 63%)
  • Kalorie 1182kcal
  • Podjazdy 580m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 42

Wtorek, 11 maja 2021 · dodano: 16.05.2021 | Komentarze 0

Szybki wyjazd z wieloma problemami. Czas nie pozwolił na wcześniejszy wyjazd i miałem niecałe 2 godziny na jazdę. Planowałem przetestować koła karbonowe ale nie zdążyłem przekręcić kasety i wymienić okładzin hamulcowych co zajęłoby kolejne kilka minut. Wyjechałem w niezbyt dobrym nastroju i wtedy stwierdziłem, że miernik mocy nie działa, pokazuje jakieś głupoty i nawet kolejne kalibracje nie przynosiły zmian. W pewnym momencie olałem już ten temat. Mimo niezbyt dobrego samopoczucia noga kręciła całkiem nieźle, powoli już przestaję rozumieć swój organizm, raz jest dobrze, innym razem wręcz fatalnie. W tym roku jest to bardziej odczuwalne i widoczne niż wcześniej. Jakby problemów było mało to musiałem się zatrzymać na każdym większym skrzyżowaniu, przejeździe kolejowym tracąc sporo cennego czasu. Samochodów na drogach było sporo i w zasadzie cały czas drżałem o bezpieczeństwo. Po raz kolejny postanowiłem sprawdzić jedną nieznaną drogę która na mapie wyglądała ciekawie, ale tylko na mapie bo po 300 metrach asfalt się skończył i musiałem zawrócić. Niewielką nagrodą za wysiłek był wiatr w plecy na kilku kilometrach. Po raz pierwszy od dawna zrezygnowałem z jazdy ścieżką rowerową i w pierwszym możliwym miejscu skręciłem w lewo w boczną drogę. Przejazd przez Bielsko już w mniejszym ruchu niż na przeważającej części trasy ale wiele mi to nie dało. Nie miałem już czasu aby dokręcić kilka dodatkowych kilometrów aby do domu wrócić po 2 godzinach jazdy. Bardzo słabo wygląda na razie ten tydzień a widoków na lepsze nie widać.




  • DST 60.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 24.00km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 1190kcal
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto 18

Poniedziałek, 10 maja 2021 · dodano: 18.05.2021 | Komentarze 0


Kategoria Miasto


Podsumowanie 19 tygodnia 2021

Niedziela, 9 maja 2021 · dodano: 16.05.2021 | Komentarze 0

W poprzednim tygodniu nie udało się zrealizować wszystkich treningów i postanowiłem nadrobić braki w kolejnym co z kolei się udało. Zaliczyłem dwa dobre treningi z mocnymi akcentami oraz trzy tlenowe a także przejechałem dwie ciekawe trasy. Był to dobry tydzień po którym należy się odpoczynek. Zbiega się to z kolejnym tygodniem w którym ciężko będzie o wolny czas. Wciąż walczę o to by organizm wrócił na właściwe tory, coraz częściej pojawiają się przebłyski ale wciąż są to tylko przebłyski, nie forma. W ostatnich dniach testowałem również różne funkcje licznika IGPSPORT i rozwiązania które poprawią jego działanie. Jeszcze tydzień temu zupełnie nie byłem przekonany do tego licznika a obecnie myślę, że zostanie ze mną na dłużej. Pojawiły się też drobne problemy sprzętowe, jeżdżąc więcej miałem automatycznie mniej czasu na serwis sprzętu i nie zrobiłem pełnego przeglądu jaki robię co tydzień. Jak czas i pogoda pozwoli to w weekend przystąpię do kolejnych testów mocy. Jak się nie uda to przesunę testy na czerwiec gdy zwykle osiągam najlepsze wartości mocy w przeciągu sezonu. W ostatnim czasie muszę brać pod uwagę więcej czynników i jak w poprzednich latach nie miałem zbyt dużo wolnego czasu, obecnie jest z tym nieco gorzej ale zawsze może być gorzej. Nie przejmuję się tym bo rower w moim życiu jest tylko dodatkiem, przy tym ile czasu i uwagi mogłem poświęcać rowerami wskoczyłem na naprawdę dobry poziom który utrzymałem kilka lat. Za młodu dużo jeździłem, później zacząłem konkretniej trenować i to po latach przyniosło efekty. Każdy organizm ma też pewne granice wytrzymałości i po kilku latach odpoczynek od wytężonego wysiłku się po prostu należy aby za kilka lat nie zostać kaleką utrzymywanym przez Państwo i nie nadającym się do żadnej pracy. Wiele ludzi próbuje mi narzucić swój punkt widzenia, nauczyłem się nie brać opinii „fachowców” pod uwagę i m.in. dlatego doszedłem do miejsca w którym jestem teraz a „doradcy” zostali tam gdzie byli. Życie to nie tylko rower i każdy kolejny rok coraz bardziej mnie o tym przekonuje.
1.Waga w ostatnim tygodniu:

Waga poszła nieco w dół i udało się ją utrzymać bez większych skoków.
2.Obciążenie treningowe:

Wyjątkowo intensywny tydzień z bardzo dużą ilością TSS przyniósł także duże wahania ATL, CTL czy TSB.
3.Najlepsze wartości mocy:

Podczas 2 mocnych treningów byłem w stanie wygenerować dobre moce na 2 czy 10 minut. Pozostałe były niezłe ale do najlepszych wartości brakowało sporo. Z powtarzalnością jednak był duży problem.
4.Dane liczbowe:

5.Dane o podjazdach:

W ostatnim tygodniu zaliczyłem sporo podjazdów. Wpadło kilka rekordów ale i jeden nowy podjazd. Zaczynają się pojawiać coraz lepsze czasy ale do poziomu sprzed roku wciąż trochę brakuje.




  • DST 137.00km
  • Czas 05:11
  • VAVG 26.43km/h
  • VMAX 70.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 156 ( 80%)
  • HRavg 132 ( 67%)
  • Kalorie 3660kcal
  • Podjazdy 2060m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 41

Niedziela, 9 maja 2021 · dodano: 13.05.2021 | Komentarze 0

Kończący wyjątkowo intensywny tydzień dzień był jednym z najlepszych w tym roku, zarówno pod względem pogody, dyspozycji jak i trasy jaką wybrałem. Niestety znowu nie ominęły mnie problemy techniczne z rowerem ale ich wpływ na jakość treningu nie był zbytnio odczuwalny. Wyjechałem względnie wcześnie w całkowicie letnim stroju, to zupełnie inna jazda niż w ciepłych ciuchach. Miałem zaplanowaną ciekawą trasę w dwóch wariantach ale tym razem poszedłem na łatwiznę i wybrałem ten łatwiejszy omijający dwa podjazdy. Na początek jednak musiałem przejechać całe Bielsko, w weekendy zwykle wybieram trasę głównymi szosami i tak też było tym razem. Standardowo w tym roku musiałem się zatrzymać na każdym większym skrzyżowaniu i ponad 20 minut zajął mi dojazd do ulicy Górskiej gdzie zaczyna się pierwszy dłuższy na trasie podjazd na Przegibek. Podobnie jak wczoraj podjazd pokonałem w spokojnym tempie a ograniczała mnie tylko korba, chciałem trzymać kadencję powyżej 80 i się udało, wczoraj na podjeździe wiatr miał większy wpływ na jazdę, dzisiaj cały czas było z bocznym a tylko momentami pod wiatr a w końcówce z wiatrem, czas wyszedł bardzo zbliżony, moc również. Zjazd był dobry technicznie ale mógł być szybszy, w końcówce pojawiło się sporo samochodów które nie były w stanie wyprzedzić dwóch rowerzystów jadących obok siebie, bez pedałowania i w całkowicie wyprostowanej pozycji. Dopiero za skrzyżowaniem się rozładowało, rowerzyści oczywiście jechali na topowych rowerach, z wygolonymi i wytatuowanymi łydami. Jakiś dziwny trend ostatnio się narodził, ja ze swoimi zarośniętymi nogami i sprzęcie poskładanym z komponentów różnych firm wyglądam przy innych jak dziad. Bez problemu jednak wyprzedziłem dwójkę „ zawalidróg” i w swoim tempie jechałem dalej. Temperatura rosła szybko i jak rano było mi zimno to po godzinie już całkiem komfortowo. Walka z wiatrem nie była tak uciążliwa jak mogło się wydawać, podjazdy chyba bardziej dawały w kość ale na ogół idą ciężko więc żadnej różnicy mi to nie zrobiło. Od wiatru mogłem odpocząć na kilkunastokilometrowym odcinku z Żywca do Koconia. Równym tempem fajnie się kręciło, szybko przejechałem ten odcinek i zbyt późno zorientowałem się, że powinienem włączyć nawigację bo miałem wjechać w nieznane mi drogi. Musiałem zwolnić na moment aby upewnić się, że dobrze jadę, nie bardzo było jak pomylić skrzyżowania bo było tylko jedno na którym można było skręcić w prawo na Kocoń. Trzymając się głównej trafiłem w zupełnie nieznany mi teren, nawigacja przegapiła gdzieś jedno skrzyżowanie na którym miałem trzy nieznane drogi do wyboru, w prawo do głównej drogi na Suchą, prosto na jakiś przysiółek Lasu lub w prawo na Hucisko. Spojrzałem na mapę by się upewnić, że mam jechać w prawo, po pokonaniu sztywnego podjazdu trafiłem na bardzo niebezpieczny zjazd, technicznie nie było źle ale jakość drogi pozostawiała do życzenia, w okolicy Jastrzębia takie wyboje są normą ale w górach i środku lasu to chyba skutek rozrośniętych korzeni drzew, droga w takim wypadku nadaje się do remontu bo nawet samochodem nie jest bezpiecznie. Po zjeździe do kolejnej głównej drogi zrobiłem pierwszy dłuższy postój na trasie. Na postoju popełniłem poważny błąd nawigacyjny, testując różne ustawienia licznika zmieniłem orientację mapy i północ zwykle znajdowała się na górze a tym razem była na dole czyli tam gdzie rzeczywiście się znajduje i omyłkowo skręciłem w lewo, nie żałowałem tej pomyłki mimo dodatkowych 6 kilometrów jakie musiałem przejechać. Dojechałem do Lachowic ale zawróciłem by nie jechać znów na Koszarawę gdzie byłem ledwie 3 tygodnie temu. Odcinek w lesie był bardzo przyjemny ale później znowu pojawił się wiatr który utrudniał jazdę przez wiele kolejnych kilometrów. Po raz ostatni tą drogą w tym kierunku jechałem w 2010 roku, walcząc z wiatrem nie było możliwości aby cieszyć się widokami górskich szczytów z ośnieżonym Pilskiem na czele. Zaległości miałem jednak okazję nadrobić później, wybrałem się do Sopotni gdzie po raz pierwszy zawitałem w ubiegłym roku. Jadąc cały czas na południe walczyłem z czołowym wiatrem, mając przed sobą Pilsko było łatwiej oderwać myśli od dłużącego się podjazdu. Dla urozmaicenia w połowie dogonił mnie jakiś „kolarz” na elektrycznej szosie. Próbował mnie wyprowadzić z równowagi swoimi opowieściami o sportowej przeszłości wyssanymi oczywiście z palca, na początku próbowałem go nawet słuchać ale gdy wykład zszedł na pomiar mocy to zrozumiałem, że w tym nie ma ziarenka prawdy, 30-40 lat temu gdy ten „kolarz” był w moim wieku nie było jeszcze mierników mocy a generując takie wartości odjeżdżał by na całe minuty zawodowemu peletonowi a takiego kolarza w Polsce chyba nawet nie było, inne aspekty rozmowy również sugerowały, że ten osobnik ma coś z głową bo zaczął wyjeżdżać z tym co powinien robić a czego nie robić kolarz i gdy powiedział, że kolarz powinien skupiać się tylko na rowerze nie zawracając sobie głowy pracą ostatecznie przestałem go słuchać, na szczęście droga zrobiła się węższa i trzeba było jechać slalomem między turystami. Do końca podjazdu miałem spokój, na postoju próbowałem wytracić się wśród pieszych i odjechać ale się nie udało. Szybko poczułem ogon za plecami, ostatecznie po dosyć szybkim zjeździe zgubiłem szkodnika. Niestety hamując przed skrzyżowaniem zrobiłem to szybciej niż rowerzysta jadący za mną i wjechał mi w tylną przerzutkę. Usłyszałem trzask i byłem pewny, że pozbyłem się haka tylnej przerzutki ale konsekwencje nie były tak drastyczne, strzeliła tylko szprycha i po poluzowaniu hamulca dało się normalnie jechać. To była cena za święty spokój na dalszej trasie. Tak się złożyło, że w ciągu kilku minut miałem dwa postoje, po przymusowym na oględziny roweru musiałem zatrzymać się w sklepie bo w bidonach już była susza. Jedzenia miałem sporo w zapasie więc kupiłem tylko dużą butelkę wody i szybko ruszyłem w dalszą drogę. Jechałem już w większości z wiatrem ale dosyć asekuracyjnie na zjazdach i dziurawych odcinkach, mogłem zyskać nawet kilka minut ale postawiłem na bezpieczną jazdę. Momentami było trochę niebezpiecznie, w każdym miejscu gdzie mogłem spodziewać się pieszych były ich dziesiątki, nie utrudniało to aż tak bardzo jazdy ale wymagało koncentracji której po prawie 5 godzinach jazdy już brakowało. Lepsza pogoda to od razu dobre samopoczucie i całkiem przyjemna jazda, spokojnie mogłem wybrać trudniejszy wariant bo w domu byłem ze sporym zapasem mimo tego, że ostatnie 45 kilometrów przejechałem na uszkodzonym kole, bez jednej szprychy, nie wpłynęło to jednak na większe rozcentrowanie się koła bo wymiana i przykręcenie szprychy zajęło mi dokładnie 5 minut, musiałem też niestety uszkodzić opaskę TL w kole ale i tak jeżdżę z dętką więc nie miało to aż tak dużego znaczenia. Koło po wymianie szprychy kręci się tak samo jak przed uszkodzeniem. Tym treningiem zakończyłem wymagający cykl treningowy.