Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223022.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2020

Dystans całkowity:1936.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:74:55
Średnia prędkość:25.84 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:30720 m
Maks. tętno maksymalne:187 (95 %)
Maks. tętno średnie:139 (71 %)
Suma kalorii:43996 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:69.14 km i 2h 40m
Więcej statystyk

Podsumowanie Lipca

Piątek, 31 lipca 2020 · dodano: 02.08.2020 | Komentarze 0

Lipiec był bardzo dziwnym miesiącem. Niby trenowałem dużo ale bez większego ładu i składu. Forma wahała się dosyć znacznie i ciężko stwierdzić na jakim właściwie jestem poziomie. Wielokrotnie brakowało motywacji aby wziąć się za siebie, wiosna pod tym względem wyglądała dużo lepiej. Przyczyn dużych zmian formy i braku stabilizacji jest wiele, nie wszystkie dałoby się wyeliminować ale w dużym stopniu wszystkie decyzje jakie podjąłem mogły być inne. Przede wszystkim brakowało jakiegoś wyraźnego celu, kierunku w którym miałem iść i to mnie trochę zgubiło. Wraz ze zmianami formy pojawiły się wahania wagi a nawet słabsze dni w których nie miałem sił na nic. W poprzednich latach też się takie momenty zdarzały, było ich nawet więcej. Obecnie już wyznaczyłem sobie cele dzięki którym mój trening być może będzie bardziej spójny i jesienią poziom sportowy będzie równy i na dobrym poziomie. Moim celem jest Tatra Road Race, wiem czego mi brakuje aby być w formie umożliwiającej pokazanie swoich możliwości i do tego będę dążył. Cały czas pracuje nad zjazdami, w sierpniu duży nacisk położę na jazdę w grupie a także prace w wyższych strefach mocy. Aby złapać rytm startowy wystartuje w kilku zawodach, wyścigach pod górę lub czasówkach. Powrót do sprawdzonych metod powinien pomóc i może głowa będzie spokojniejsza. Coś trzeba zrobić aby pozostać przy sporcie, jak nie idzie to różne myśli chodzą po głowie m.in. rzucenie roweru w kąt. Ten sezon ułożył się jak się ułożył i może gdyby od wiosny była możliwość bezpośredniej konfrontacji z rywalami byłbym w innym miejscu, miałbym inne nastawienie i spojrzenie na wszystko. Może zaspokojenie głodu rywalizacji będzie kluczowym elementem układanki i wszystko znów zatrybi jak trzeba. Nie od dziś wiem, że jestem chimerycznym kolarzem i czasami jeden element decyduje o tym, że jestem w formie czy nie. Zwykle byłem zniechęcony słabymi wynikami a obecnie brakuje bodźców treningowych i wiele decyzji jakie podjąłem nie było trafnych a skutkami były m.in. kolejne poważne defekty sprzętu które w końcówce lipca znacznie wpłynęły na moją stronę psychiczną. Już w zeszłym roku wszystko szło w dobrą stronę, pech mnie opuścił, poprawiałem swoje słabe strony i wyniki były coraz lepsze, to dobry kierunek którego nie powinienem zmieniać. Przed każdym starem stawiam sobie jakieś cele, małe i staram się je realizować. W żadnym wypadku nie mogą być to cele wynikowe bo wtedy nic z tego nie ma. Wciąż czuje zapas energii i liczę, że starczy jej do końca sezonu, do tego momentu muszę utrzymywać organizm w dobrej formie fizycznej i duży nacisk kłaść na regeneracje a wtedy pewnie nie raz sam siebie zaskoczę.
1.Waga w lipcu:

Wahania wagi były spore, największe od wielu miesięcy. Na koniec lipca waga osiągnęła najniższe od kilku miesięcy wartości.
2.Obciążenie treningowe:

Początkiem miesiąca mniej trenowałem, po czerwcowych problemach odpuściłem mocne treningi i dopiero w drugiej połowie lipca zacząłem więcej trenować. Ostatni tydzień to znów spadek objętości. Mimo to najwyższe wartości ATL i CTL osiągnąłem właśnie w lipcu.
3.Najlepsze moce:

Wraz ze spadkiem wagi spadła moc. Jedyna próba z jakiej mogę być zadowolony to moc 20 minutowa będąca fragmentem dłużej próby czasowej.
4.Intensywność treningów:

Objętość i intensywność treningów zmieniała się jak w kalejdoskopie. Każdy tydzień był inny, ciężko porównywać te dane ze sobą.
5.Dane liczbowe:

Niewiele brakowało aby w lipcu przekroczyć 2000 kilometrów. Udało się za to zaliczyć ponad 3000 TSS oraz 30 kilometrów przewyższeń.
Czas w strefach:

Dane szczegółowe:

6.Podjazdy:

Pod tym względem był to dobry miesiąc. Zaliczyłem nowy podjazd oraz poprawiłem kilka rekordów na znanych podjazdach. Wiele z nich jest jeszcze do poprawienia ale są też takie gdzie czas jest już mocno wyśrubowany.




  • DST 29.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 24.86km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 171 ( 87%)
  • HRavg 121 ( 62%)
  • Kalorie 581kcal
  • Podjazdy 390m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 91

Piątek, 31 lipca 2020 · dodano: 01.08.2020 | Komentarze 0

Rower nie nadaje się na razie do jazdy. Musiałem przygotować rower treningowy, zajęło mi to trochę czasu i na sam trening miałem około 90 minut. Dawno nie trenowałem w wyższych strefach mocy i chciałem to nadrobić. Miałem duże problemy aby prawidłowo ustawić i skalibrować miernik mocy i nie działał poprawnie wiec wartości mocy musiałem brać z przymrużeniem oka. Już na rozgrzewce wiedziałem, że moc jest dosyć niska. Nie przejmowałem się tym zbytnio bo właściwy trening i sprinty miały dać odpowiedź na pytanie w jakiej właściwie jestem dyspozycji. Czułem się dosyć dobrze i dlatego liczyłem na to, że jeżeli miernik nie działa poprawnie to zaniża wartości. Po rozgrzewce byłem nastawiony pozytywnie. Nie chciałem robić sprintów na podjeździe wiec wybrałem drogę do Nałeża gdzie dopiero w drugiej części pojawia się wyższe nachylenie. Pierwszy sprint był słaby, na rozpoznanie, kolejne coraz lepsze, wszystko zależało od tego kiedy włączyłem i wyłączyłem okrążenie. Przy czwartym już wyglądało to całkiem dobrze technicznie ale brakowało mocy. Ostatni sprint zakończyłem wypchaniem roweru czego jeszcze nigdy nie robiłem. Przed drugą serią 5 sprintów zrobiłem ponad 10 minut przerwy. Musiałem ją wydłużyć i zaczekać aż będzie pusta droga. Technika sprintów drugiej serii wyglądała nieźle, dwa lub trzy razy wypchałem rower do przodu ale mocy znów brakowało, mogło to być spowodowane tym, że ponad 60 % mocy szło z prawej nogi a niecałe 40 % z lewej i tak cały czas. Różnica we wskazaniach to nawet 120 Wat i więcej. Nigdy nie byłem dobry w sprincie i dlatego zwisało mi jakie wartości wyszły, to na czym się skupiłem zrealizowałem i dlatego mogłem wrócić z czystą głową do domu. Idealny trening przed niedzielnym startem w zawodach.





  • DST 28.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 21.00km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 486kcal
  • Podjazdy 480m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 25

Czwartek, 30 lipca 2020 · dodano: 01.08.2020 | Komentarze 0

Po dwóch treningach dałem nogom odpocząć. Kiedyś bym zafundował jeszcze trzeci trening pod rząd ale obecnie stawiam na więcej odpoczynku. Długo biłem się z myślami czy jechać po raz kolejny na Przegibek czy wybrać trasę z pagórkami i krótkimi zjazdami. Wszystkie jazdy regeneracyjne staram się łączyć z nauką techniki zjazdu która u mnie kuleje i zwykle wybieram Przegibek z technicznym zjazdem. Po poniedziałkowym pechowym zjeździe liczyłem na przełamanie, wyjeżdżając z domu miałem jasną wizje zjazdu a także chciałem na każdym odcinku w dół ćwiczyć technikę. Po pierwszym podjeździe czułem, że jest to dobry dzień na ćwiczenie zjazdów. Już pierwszy z nich wyglądał obiecująco i szybko, na końcu musiałem przyhamować ale niewiele na tym straciłem. Drugi podjazd był szarpany, w połowie musiałem zjechać ze ścieżki na jezdnie i to wybiło mnie z rytmu. Kolejne zjazdy nie były gorsze niż ten pierwszy. Momentami brakowało szybkości i kilka razy musiałem zwalniać. Nigdy tak szybko nie dojechałem do Straconki ale na tym kończą się pozytywy. Podjazd na Przegibek zacząłem w dobrym tempie, później jechało się coraz ciężej. W połowie zaczęły się problemy z napędem i w pewnym momencie łańcuch zablokował się, pociągnął wózek który pękł ostatecznie uszkadzając hak i jazda się skończyła. Na szczęście rama jest cała i to jedyny pozytyw. Z kołem nic się nie stało, skróciłem łańcuch, pozbierałem wszystko oprócz resztki łańcucha i ruszyłem dalej. Postanowiłem dojechać do końca podjazdu, zjeżdżając w dół zatrzymałem się aby pozbierać resztki łańcucha. Po zjeździe zaczęły się dalsze problemy z napędem, łańcuch samoczynnie wskoczył na większą zębatkę. Nie działało to najlepiej, kilka razy zatrzymywałem się by przełożyć łańcuch. Na szczęście na trasie były podjazdy i zjazdy wiec momentami nie musiałem kręcić. Około 3 kilometry od domu niezbyt dobrze skuty łańcuch się urwał i postanowiłem dojść do domu pieszo niż po raz kolejny po łepkach skuwać łańcuch. Byłem mega zły, po raz kolejny znalazłem się na dnie, mam nadzieje, że jest ono dosyć twarde żeby szybko się z niego odbić.





  • DST 61.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 30.25km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 146 ( 74%)
  • HRavg 130 ( 66%)
  • Kalorie 1228kcal
  • Podjazdy 530m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 90

Środa, 29 lipca 2020 · dodano: 01.08.2020 | Komentarze 0

Nie miałem dzisiaj zbytnio czasu na rower. Miałem wyjechać rano ale moje nogi jednoznacznie dawały sygnały, że nie nadają się do jazdy. Przez moment chodził mi po głowie trening z TwomarkSport ale szybko odpuściłem ten pomysł. Nie wyrobiłbym się czasowo a z takimi nogami jechałbym tak czy siak solo za grupą. Kolejny dzień z rzędu organizm się nie zregenerował. Coraz więcej czynników mówi, że prawdopodobnie jestem przetrenowany, zeszły tydzień był naprawdę intensywny ale w poprzednich latach zdarzały się intensywniejsze. Nie chciałem bardziej ubijać nóg i postawiłem na trening typowo tlenowy i to na dosyć łatwej trasie, dla odmiany po kilkunastu dniach rzeźbienia podjazdów. Wyjeżdżałem w najcieplejszym momencie dnia, grzało strasznie, dzień wcześniej takie warunki mnie sponiewierały i bałem się, że może być podobnie. Mój organizm ostatnio jest strasznie rozregulowany i zaczyna mnie to coraz bardziej irytować. Przestałem o tym myśleć i ruszyłem w trasę. Początek cały czas pod górę wyglądał nieźle, nawet tętno było umiarkowane jak na profil trasy, bywało już gorzej. Ruch na trasie również umiarkowany i dzięki temu było przyjemniej. Mały zator na skrzyżowaniu w Jasienicy spowodował, że pojechałem na Skoczów, zamiast na Strumień. Tym samym zamiast 350 metrów przewyższenia miałem do pokonania 600 metrów. Dla mnie nie miało to znaczenia, prawie pustą drogę miałem do Skoczowa. Kilka dodatkowych podjazdów na trasie nie stanowiło najmniejszej trudności mimo wiatru w twarz. W Skoczowie tradycyjnie kolejka samochodów, tym razem miedzy rondem a skrzyżowaniem z Wiślanką. Na moje szczęście wszystkie samochody czekały na lewym pasie a prawy był zupełnie pusty. Szybko i sprawnie wiec pokonałem skrzyżowanie. Duży ruch był także w okolicy dworca autobusowego, momentami robiło się niebezpiecznie. Musiałem mocno zwolnić ale nie zatrzymywałem się, podjazd w kierunku Simoradza zupełnie odpuściłem, mimo wszystko jechało się nieźle, bałem się zjazdów i próbowałem się przełamać. Już pierwszy zjazd za Skoczowem wyglądał nieźle, z rozpędu wjechałem kolejny podjazd, z kolejnym już nie było tak łatwo. Zawsze jadąc przez Dębowiec narzekam na nawierzchnie, wybija z rytmu a zwykle wtedy przychodzi pora na jedzenie. Przemęczyłem ten odcinek po którym wiatr już miał być bardziej sprzyjający. Najbliższe 25 kilometrów zapowiadało się na szybie a zarazem nudne i tak też było. Kilka zmarszczek pokonywałem z rozpędu na dużej kadencji i dosyć równej mocy a na płaskim rozwinąłem większą prędkość. Jedynie w Chybiu musiałem mocno zwolnić w kilku miejscach a później znowu szybki odcinek aż do Rudzicy. Urozmaiceniem trasy był niespełna 2 kilometrowy podjazd do ronda. Złapałem dobry rytm i w niezłym tempie wjechałem cały odcinek. Później już jakoś nie szło tak dobrze. Lubię jeździć w trudniejszym terenie ale jakoś to nie wychodziło. Po 2 godzinach byłem w domu, nie spodziewałem się, że jest to ostatni tak długi wyjazd w tym tygodniu. Niestety ten tydzień w dalszym ciągu nie układa się po mojej myśli, chyba lepiej chodzić do pracy niż być na urlopie bo wtedy zwykle mam czas na rower a teraz przy innych obowiązkach w dużym stopniu go brakuje. Mimo wszystko nogi pracowały całkiem nieźle, dużo lepiej niż we wtorek.


Kategoria 50-100, avg>30km\h, Szosa


  • DST 85.00km
  • Czas 03:43
  • VAVG 22.87km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 139 ( 71%)
  • Kalorie 2514kcal
  • Podjazdy 2060m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 89

Wtorek, 28 lipca 2020 · dodano: 30.07.2020 | Komentarze 0

Po wczorajszych przygodach wróciłem do starych opon. Nie miałem popołudniu czasu aby ogarnąć rower wiec zrobiłem to rano i dopiero o 8:30 mogłem wyjechać z domu. Miałem do wyboru kilka tras w tym pełną koronę Beskid Małego i taki cel obrałem. Nogi na starcie całkiem niezłe, przejazd przez miasto też nie wyglądał najgorzej. Jedyny problem był taki, że gotowałem się strasznie. Na trasie było 10 podjazdów z czego 2 chciałem pojechać mocno a resztę możliwie spokojnie. Rozpocząłem od najtrudniejszej na trasie Magurki. Ten podjazd zawsze wyciska ze mnie siódme poty, jest trudny, zwłaszcza te fragmenty z nachyleniem ponad 15 %. Dojechałem spokojnie do Wilkowic skąd zaczyna się ponad 3500 metrowy podjazd. Rozpocząłem dosyć spokojnie ale już po chwili jechałem mocno, nie monitorowałem czasu ale miałem cichą nadzieję na nowy rekord. Tętno stale szło do góry, moc powoli spadała, mimo jazdy w lesie było gorąco a wokół pełno różnych owadów. Ludzi było mniej niż ostatnim razem i nie przeszkadzali w jeździe. W czarnym dla mnie punkcie na tym podjeździe gdzie ostatnio zostałem zablokowany przez pieszych zostałem użądlony przez jakiegoś owada. Nie wiem czy to była pszczoła czy coś innego ale żądło zostało w moim ciele. Piekło, nie byłem w stanie usunąć go podczas jazdy i musiałem się zatrzymać, zanim znów ruszyłem to minęło sporo czasu. Już nie liczyłem na poprawę czasu z 2017 roku i chciałem w możliwie dobrym tempie dojechać do końca. Nogi już nie pracowały jak należy i gdy dojeżdżałem do końca asfaltu miałem dobry czas który nawet z doliczonym postojem był rekordowy. Poprawiłem czas o 3 sekundy a na postoju straciłem 20. Była szansa na 16:45 co w dzisiejszych warunkach byłoby dobrym czasem. Moc nie wyszła najgorsza. Na zjeździe nie szalałem, zjechałem bezpiecznie nie zagrzewając obręczy, opanowałem już to do perfekcji. Zjazd był długi i w końcówce już bolały mnie dłonie, dopiero na samym dole mogłem coś zjeść i się napić. Czułem, że nie jest to mój dzień co w połączeniu z upałem jaki doskwierał coraz bardziej nie wróżyło niczego dobrego. Drugi podjazd na trasie to Góra Żar. Od dyspozycji na nim zależało czy pojadę dalej zaplanowaną trasa czy wrócę do domu. Już hopki w Biernej czy Zarzeczu męczyły mnie bardzo, mimo wiatru wiejącego w plecy. Krótki podjazd przed Żarem też był straszną męczarnią, niejako zapowiadał to co wydarzy się jakiś czas później. Płaski początek nie wyglądał jeszcze źle, z każdym kilometrem jednak byłem coraz słabszy. Przed zjazdem już miałem ochotę zejść z roweru, po krótkim odpoczynku przemęczyłem jeszcze ostatni odcinek i wjechałem na szczyt pełnej ludzi Góry Żar. Dawno tak nie męczyłem żadnego podjazdu, podjeżdżając na Żar już wielokrotnie miałem kryzys ale czy aż taki to nie wiem. Odechciało misie dalszej jazdy, po słabym zjeździe zatrzymałem się by uzupełnić bidony, zjadłem coś, wypiłem ponad 500 ml płynów i ruszyłem w kierunku domu. Korona Beskidu małego będzie musieć poczekać na lepszy dla mnie dzień. Po tej dobrej decyzji kolejna była najgorsza z możliwych. W Międzybrodziu zamiast jechać na Przegibek skręciłem w prawo na Nowy Świat. Podjazd był walką o przetrwanie, jechałem możliwie mocno ale sporo słabiej niż na Magurkę. Końcówka wyjątkowo dała mi w kość, że po dotarciu do końca podjazdu zszedłem z roweru i położyłem się na trawie. Butelka wody którą miałem na zapas nie wystarczyła aby schłodzić ciało oraz zwilżyć usta. Szybko się jednak zebrałem i ruszyłem w dół. Poczułem ulgę gdy bezpiecznie dostałem się do skrzyżowania. Od tego momentu toczyłem się w kierunku Bielska. Podjazd na Przegibek dawno nie wyglądał tak fatalnie jak dzisiaj. Dopiero w końcówce poczułem, że żyje, nogi zaczęły boleć. Zjazd odpuściłem i miasto przejechałem również spokojnie i bezpiecznie. Ostatnie kilka kilometrów już bez picia. Jedzenia starczyło na styk. Spalanie miałem wyjątkowo wysokie, nogi nie współpracowały a w końcówce i głowa się wyłączyła. Ogólnie nie najlepszy dzień, wczoraj zastrajkował sprzęt, dzisiaj organizm, ciągle coś a okres w którym mam więcej czasu na rower powoli dobiega końca.


Kategoria 50-100, Szosa


  • DST 19.00km
  • Czas 00:55
  • VAVG 20.73km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 331kcal
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 24

Poniedziałek, 27 lipca 2020 · dodano: 29.07.2020 | Komentarze 0

Po niedzielnej jeździe nie byłem specjalnie zmęczony ale postanowiłem dać organizmowi więcej odpoczynku. Wciąż staram się poprawić zjazdy które u mnie wyglądają w dalszym ciągu słabo i dlatego znowu pojechałem na Przegibek. Wyjechałem nieco wcześniej niż ostatnio by sprawdzić czy ruch na mieście będzie mniejszy. Wielkiej różnicy nie było, sporo samochodów i pieszych. Już na początku musiałem kilka razy zwalniać. Później już pojawiły się większe problemy. Dojeżdżając dwa razy do Straconki dobiłem mocno przednie koło. Na szczęście nie złapałem kapcia. Nowe opony nie zawiodły, stare miały już przejechane prawie 10 tysięcy kilometrów, były już spękane, z wieloma małymi dziurami, kilka razy łatane i jedna z opon zaczęła robić się kwadratowa. To najlepszy moment za zmianę, postawiłem na zachwalane przez wszystkich Continental Grand Prix 5000. Nie były to tanie opony a nigdy nie miałem dobrej opinii o tej firmie. Chciałem się przekonać do tej firmy po raz kolejny ale nic mnie nie przekonało. Nie czułem większej różnicy w porównaniu do starych Michelinów Pro 3. Na podjeździe może jechało się lżej, na gorszych nawierzchniach komfort był porównywalny jak nie gorszy. Ostatnim sprawdzianem miał być zjazd. Po niedzielnych deszczach na drodze było pełno żwiru i luźnych kamieni, w kilku miejscach woda płynęła drogą. Nie były to najlepsze warunki ale nie w takich się jeździło. Zjazd zacząłem dosyć szybko, pierwsze zakręty niepewne a później było coraz lepiej. Na jednym z szybszych musiałem ominąć żwir i zwolniłem nieco, później jednak zjazd wyglądał całkiem dobrze. Trochę straciłem w drugiej części, dwa zakręty były bardzo zanieczyszczone ale nie tak jak jedno miejsce na ostatniej prostej przed Straconką. Jechałem bardzo pewnie i wpadłem w kupę kamieni i żwiru, od razu usłyszałem strzał i szybko zaczęło uciekać powietrza z przedniego koła. Zanim się zatrzymałem jechałem już na 2 obręczach. Wymieniłem przód podklejając dziurę łatką, okazało się, że mam dwie dobre dętki ale tylko 2 łatki, tylna opona była całkiem zniszczona, w dziurę byłem w stanie włożyć palec, próbowałem to załatać ale po chwili zauważyłem, że mimo niskiego ciśnienia dętka wychodzi na zewnątrz. Byłem mega zły, gdy walczyłem z naprawą defektów minęło mnie kilkanaście jak nie więcej kolarzy, nikt nawet nie spojrzał w moją stronę. W końcu uświadomiłem sobie, że poległem i musiałem dzwonić po wóz serwisowy. Zanim przyjechał minęło sporo czasu. Kawałek podszedłem piechotą ubijając niepotrzebnie nogi. W pewnym momencie przez nieuwagę rower się przewrócił i oczywiście pojawiło się sporo rys. Źle zaczął się ten tydzień.




Podsumowanie 29 tygodnia 2020

Niedziela, 26 lipca 2020 · dodano: 28.07.2020 | Komentarze 0

Najbardziej wymagający tydzień treningowy w tym roku. Ni byłoby go gdyby nie to, że jestem na urlopie od pracy. W związku z tym miałem dużo więcej czasu i zaliczyłem trzy ciekawe treningi. Swoja dyspozycje mogę ocenić jako zmienną. Przy mocniejszych akcentach odczuwałem mniejsze lub większe zmęczenie, czy jest to już zmęczenie sezonem ciężko jest na ten moment stwierdzić. Czas regeneracji wyraźnie się wydłużył, czasami zapominam o wypracowanych rytuałach a powinienem na nie poświęcać więcej czasu niż wcześniej. Przy ponad 20 godzinach treningu zdarzył mi się jeden defekt sprzętu, koła karbonowe wciąż nie działają jak powinny. Powoli się zastanawiam nad pozbyciem się tych kół i zakupie solidnych, lekkich aluminiowych z którymi będą mniejsze problemy i dużo niższe ryzyko uszkodzenia. Pozostałe problemy z rowerem to błahostki, mało czasu poświeciłem na dokładniejszy serwis i przegląd i stąd te drobne niedogodności. Powoli mam dosyć tego sezonu i chyba jedyna alternatywa to ograniczenie ilości treningu i skupienie się na kilku ważniejszych sprawach, dużo ostatnio eksperymentowałem i nie wszystkie testowane rozwiązania były dobre. Ten rok jest już stracony, niestety sporo rzeczy zaniedbałem ale często wybierałem mniejsze zło i jeden gorszy rok niewiele zmieni a zaniedbanie innych rzeczy pewnie skończyłoby się dużo gorzej. Za kilka lat pewnie inaczej spojrzę na te sprawy ale teraz myślę, że nie miałem innego wyjścia.
1.Waga w ostatnim czasie:

Waga poszła ostro w dół, wciąż jest wyższa niż minimum przy którym mój organizm nie funkcjonuje normalnie.
2.Obciążenie treningowe:

Spora ilość treningów, TSS wpłynęła na wartości ATL i CTL. Ten drugi parametr jest najwyższy w tym roku wiec mam prawo odczuwać zmęczenie.
3.Najlepsze moce:

Najlepsze wartości mocy są sporo niższe od życiowych. Nie przejąłem się tym faktem i dalej robię swoje a moce może wrócą na wyższy poziom.
4.Intensywność treningów:

Jeden trening był dosyć intensywny. Podczas pozostałych pojawiły się mocne akcenty ale nie było ich wiele.
5.Dane liczbowe:

Czas w strefach:

Dane szczegółowe:

6.Podjazdy:

W ostatnim tygodniu zaliczyłem wyjątkowo dużo podjazdów aż w trzech regionach. Odwiedziłem dawno nie pokonywane odcinki, wpadł jeden rekord a cztery razy próbowałem poprawić swoje czasy. Za każdym razem osiągnąłem swój drugi czas, w każdym przypadku do poprawienia rekordu zabrakło mniej niż 30 sekund.
7.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:
Wszystko wskazuje na to że po raz pierwszy wystartuje w zawodach. Będzie to mój ulubiony rodzaj rywalizacji czyli podjazd pod górę. W tym celu zafunduje organizmowi specjalny trening, chciałbym także maksymalnie wykorzystać urlop i zaliczyć jedną wymagającą trasę po górach. Mam też inne obowiązki i połączenie ich z regeneracją będzie kluczowym elementem. Zachowanie świeżych nóg będzie arcytrudnym zadaniem.




  • DST 145.00km
  • Czas 05:20
  • VAVG 27.19km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 183 ( 93%)
  • HRavg 136 ( 69%)
  • Kalorie 3495kcal
  • Podjazdy 2400m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 88

Niedziela, 26 lipca 2020 · dodano: 27.07.2020 | Komentarze 0

Następny sprawdzian formy zaliczony. Dwa wcześniejsze dni odpoczywałem po czwartkowym treningu w górach i liczyłem na solidną nogę i dobry wjazd na Łysą Górę. Ten podjazd zawsze daje mocno popalić i jest najlepszą weryfikacją formy. Najlepszy czas osiągnąłem tam w maju by w czerwcu na wyścigach notować ówczesne życiowe wyniki. Później nie umiałem się zbliżyć do tego wyniku nawet na 2 minuty i ostatnie kilka wjazdów to czasy rzędu 33:50 – 35:20. Miałem dużo czasu, najpóźniej o 15 chciałem być w domu. Nie miałem innych planów na ten dzień, chciałem zaliczyć tylko Łysą a zarazem 2230 metrów w pionie których brakowało do 10 kilometrów w całym tygodniu. Z obliczeń wynikało, że dojazd i powrót najkrótszą drogą na Łysą wystarczy aby spełnić ten cel. Z różnych doświadczeń wiem, że lepiej wyjechać wcześniej niż później forsować własny organizm po to aby na określoną godzinę być np. w Dobrej. Po obserwacji prognoz pogody stwierdziłem, że deszcz ma spaść dopiero popołudniu i w okolicy Łysej również nie był prognozowany. Ciekawie przedstawiały się wykresy wiatru, do 8 miało wiać z południowego wschodu a im później tym bardziej z zachodu. Prognoza sprawdziła się , na początku jechałem z wiatrem, później z bocznym aż w końcu z przeszkadzającym. Trasa na Cieszyn była opustoszała, do Skoczowa minął mnie jeden samochód, kolejny już za rogatkami Cieszyna a w samym mieście całe 3 samochody. Więcej czasami przepuszczam aby wyjechać z placu na drogę. Jadąc spokojnie dojazd do Czech zajął mi 3 minuty więcej niż zakładałem, miałem drobny zapas wiec trzymałem się spokojnego tempa. Podjazdy za Cieszynem nieźle wchodziły w nogi mimo spokojnego tempa, ostatecznie na tym odcinku nie straciłem już tak dużo i na skrzyżowaniu przed wjazdem do Dobrej byłem po 8:20. Niespodzianką były remonty nawierzchniowe na głównej drodze i objazd, wiedziałem, że obok biegnie równoległa droga, swoje musiałem odstać i po prawie 2 minutach mogłem jechać. Objazd był dobrze oznaczony ale tylko do pierwszego skrzyżowania, znałem tą drogę wiec wiedziałem, że trzeba jechać prosto a oznakowanie mówiło o skręcie w prawo. Pewnie objazd był poprowadzony drugą drogą do Raszkowic gdzie dochodzi główna szosa z Dobrej. Nie zastanawiałem się nad tym, po drodze wypatrywałem grupy do której miałem dołączyć, nigdzie ich nie było. W stałym miejscu spotkania byłem równo o 8:30, jak się okazało sporo przed czasem. Czekałem prawie 10 minut i dojechał Norbert. Myślał, że goni grupę i nawet ja zacząłem się poważnie zastanawiać czy faktycznie nie byłem za późno a grupa już daleko z przodu. Czekaliśmy jednak dalej, w końcu dojechały dwie osoby od których dowiedzieliśmy się o kłopotach na trasie i podziale grupy. Duże zamieszanie zrobiły roboty w Dobrej, tam znów się podzieliło i kilkoma różnymi drogami towarzystwo porozjeżdżało się. W końcu jednak ktoś dojechał i w niewielkiej grupce zgodnie współpracując dotarliśmy do Raszkowic. Tam krótki postój i kolejny podział, zbliżając się do Krasnej zobaczyliśmy w oddali znajome koszulki, zrobił się chaos bo nie wszyscy dojechali i brakowało 2 osób które zgubiły się w Dobrej. Kolejne minuty mijały i w końcu wszyscy się odnaleźli. Ciężko się zgubić w tych okolicach, przy dobrej pogodzie punktem orientacyjnym jest wieża na Łysej Górze widoczna z daleka. Jadąc w jej kierunku jest duże prawdopodobieństwo, że trafi się na właściwą drogę. Zanim jednak ruszyliśmy na podjazd minęła jeszcze chwila. Mi kolejne minuty postoju różnicy już nie zrobiły i postanowiłem rozpocząć podjazd o 10, dobre 3 minuty za resztą grupy. To była dobra motywacja dla mnie ale i dla innych. Ruszyłem dosyć mocno i trzymałem tempo. Jechało się zadziwiająco lekko, liczyłem, że taką moc uda się utrzymać do końca podjazdu. Nigdy nie lubiłem początku tego podjazdu, nachylenie jest zbyt nierówne aby złapać swój rytm. Tym razem jednak nie przeszkadzało to tak bardzo. Dojeżdżając do krótkiego zjazdu miałem bardzo dobry czas, na zjeździe może nieco straciłem ale później szło dalej dobrze i w charakterystycznym dla mnie punkcie miałem dużo lepszy czas niż zwykle co nakłoniło mnie do podjęcia próby walki o nowy rekord. Jechałem równo, mocno, agresywnie starając się trzymać niższą niż preferuje kadencje. Nie wychodziło to idealnie, moc również spadła, najgorsze było dopiero przede mną, długi odcinek w słońcu z nachyleniem około 10 % zawsze mnie męczył bardziej niż inne fragmenty podjazdu. Postanowiłem nie patrzyć jednak przed siebie tylko skupiłem wzrok na przednim kole, nie był do dobry pomysł, kilka razy w ostatniej chwili minąłem wolniej jadącego kolarza czy pieszego. Za zakrętem po którym jeszcze trzeba przez blisko 400 metrów męczyć się z wysokim nachyleniem nie udało mi się ominąć pieszych. Zwolniłem bardzo, miałem do tego delikatny kryzys, brakowało mocy, motywacji. Straciłem dobre 10 sekund za nim na nowo zmotywowałem się do jazdy, przez moment jechałem tak wolno, że w liczniku włączyła się pauza, później jechałem już asekuracyjnie ale wciąż walcząc o jak najlepszy czas. Niestety duża ilość rowerów i ludzi nie pozwalała na szybkie pokonywanie zakrętów i pewnie kilka sekund straciłem. Gdy przed oczami pojawił się napis 500 metrów do końca już nie kalkulowałem, jechałem już prawie na maksa, oszcesdajć siły na finisz. Na dwóch zakrętach znów musiałem zwolnić, ten drugi był kluczowy bo do końca zostało 150 metrów. Zanim na nowo złapałem rytm było już za późno i finisz nie była tak efektowny na jaki się przygotowałem. Mimo to wygenerowałem dobrą moc, po przekroczeniu linii zapomniałem wyłączyć stoper i zrobiłem to dopiero prawie 50 metrów dalej. Autopauza zabrała ostatecznie 16 sekund, do rekordu brakło 15 wiec przy pustej drodze i równie wysokiej motywacji mogłem pokusić się o poprawę czasu z 2017 roku. Nie ma jednak co wybrzydzać i patrząc na to z innej strony, przez ostatnie 2 lata nie wjechałem tak szybko a wcale nie generowałem wyższej mocy niż wtedy a przy super dniu dołożenie 10-15 Wat na tym odcinku jest jak najbardziej możliwe. Bezpośrednio po podjeździe musiałem ochłonąć, później podziwiałem widoki a gdy większość osób dojechała poszedłem do wodopoju. Siedząc nagle zrobiło się chłodno, ubrałem wiec rękawki i kamizelkę na zjazd. Jadać w dół odpuściłem, technikę hamowania na długich i trudnych zjazdach już opanowałem i nie zagrzałem obręczy. Zbliżając się do końca zjazdu droga była coraz bardziej mokra by przy parkingu być całkiem mokrą. Nie byłem ostatni na dole co też jest jakimś delikatnym plusem. Później moje możliwości i technika jazdy w grupie została wystawiona na próbę. W pewnym momencie tempo wzrosło, większość osób zaczęła współpracować na zmianach. Ja skupiłem się na utrzymaniu koła, na zmiany nie byłem w stanie wyjść, dysponując przełożeniem 50x12 byłem skazany na pożarcie. Spory czas utrzymywałem się na końcu pociągu, później zacząłem tracić, cały czas miałem grupę w zasięgu wzroku ale widziałem jak się oddala. Na szczęście był postój po którym było spokojniej i znów mogłem pracować na czele. Tempo było niemrawe, nie było dalszych prób rozerwania grupy. Na mojej zmianie jednak wszystko się porwało, nie jechałem mocno, nie przyśpieszyłem zbyt gwałtownie a mimo to zostało nas trzech. Później ktoś doskoczył i postanowiliśmy czekać, tempo siadło i po paru kilometrach znów dołączyłem do peletoniku. Na niebezpiecznym wąskim i szybkim odcinku jechałem asekuracyjnie, trzymałem się kilka metrów za grupką, gdy zrobiło się bezpieczniej to dociągnąłem kilka osób jadących z tyłu do reszty. Na podjeździe znów delikatny zryw ale nie rozwinęło się to w poważniejszy atak. Mocne tempo zrobiło się na zjeździe i płaskim odcinku. Tam już miałem większe problemy z utrzymaniem się i świadomie odpuściłem wiedząc, ze czeka mnie jeszcze 40 kilometrów najeżonej pagórkami trasy. Po prawie 4 godzinach jazdy nie wyczuwałem żadnego kryzysu, musiałem pilnować tylko regularnego jedzenia i picia. Podjazd pod Żuków jak zwykle dał mi popalić, w słońcu i wysokiej temperaturze nie wszedł tak dobrze jak się spodziewałem. Na zjeździe nie kręciłem, skupiłem się na przybraniu jak najbardziej aerodynamicznej pozycji, na tym rowerze mam z tym duży problem i tak też było tym razem. Ostatecznie jednak zjechałem dosyć szybko do Cieszyna. Po przekroczeniu granicy pojawiła się szansa na dojazd przed 14 do domu. Jadąc z wiatrem nawet podjazdy szybko szły. Traciłem za to na zjazdach czy skrzyżowaniach. Picia w bidonach ubywało ale miałem tak wyliczone, że nie braknie. Kilka kilometrów przed Bielskiem już odpuściłem. Przewyższeń wyszło ponad 100 metrów więcej niż zakładałem, dlatego nie zdecydowałem się na powrót przez pagórkowate Jaworze tylko jechałem główną. Nawet ruch wahadłowy na krótkim odcinku mi tak bardzo nie przeszkadzał. Sporo czasu straciłem na postojach, przejechanie tej trasy zajęło mi sporo mniej niż 6 godzin. Kolejny dobry dzień, pogoda pozwoliła na dobry trening a także relaks w ogrodzie i basenie. Więcej mi nie potrzeba, nawet na urlopie. Mimo dużego obciążenia treningami nie czułem zmęczenia, umiejętnie rozplanowałem czas przeznaczony na trening i odpoczynek. Może jeszcze coś więcej uda się wycisnąć z tych nóg, utrzymanie niskiej wagi może być zbyt dużym problemem i ewentualnych rezerw trzeba szukać gdzie indziej.





  • DST 58.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 25.97km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 155 ( 79%)
  • HRavg 128 ( 65%)
  • Kalorie 1287kcal
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 87

Sobota, 25 lipca 2020 · dodano: 27.07.2020 | Komentarze 0

Spokojny sobotni trening. Miałem wiele opcji na ten dzień ale ostatecznie wpadło kilka dodatkowych zadań do wykonania i zdecydowałem się na niezbyt długi i wymagający trening. Nie byłbym sobą gdybym trasy nie naszpikował podjazdami, postanowiłem sprawdzić jak wygląda droga która odchodzi w prawo podczas podjazdu na Żar. Mogłem tam dojechać kilkoma drogami ale jak tylko mogę zaliczam Przegibek i już opcja była tylko jedna. Wyjechałem już w dosyć wysokiej temperaturze i musiałem pamiętać o regularnym nawadnianiu i odżywianiu bo ostatni posiłek jadłem ponad 2 godziny przed wyjazdem gdy zwykle ten czas jest najmniej połowę krótszy. Niby to drobiazg ale może mieć kolosalne znaczenie. Na wstępie odpuściłem jazdę główną drogą i wybrałem drogi którymi zwykle jeżdżę z jedna różnicą, nie jechałem bulwarem wzdłuż rzeki w Straconce tylko zdecydowałem się na wariant z dodatkowym przejazdem kolejowym i trzema skrzyżowaniami, czasowo nie wyszło lepiej, na jednym ze skrzyżowań musiałem odstać i czekać na zielone światło. Przejazd przez Straconkę był o dziwo szybki, chyba jechałem z wiatrem, po drodze spotkałem znajomych a później dojechałem do jakiegoś kolarza który jak tylko mnie zobaczył to od razu przyśpieszył. Cały podjazd trzymałem się blisko niego, jechałem bardzo spokojnie podczas gdy on robił wszystko abym tylko go nie wyprzedził. Na zjeździe chciałem znów popracować nad techniką, pierwsza połowa technicznego zjazdu wskazywała na to, że jest dobrze. Później musiałem znów hamować i druga cześć tego zjazdu była najmniej klasę gorsza. Na ostatnich kilometrach przed Międzybrodziem walczyłem z wiatrem, nie chciało mi się dokręcać wiec jechałem spokojnie i wolno. Mimo to szybko jak na mnie byłem na skrzyżowaniu. Miałem dużo zapasu, wystarczyłoby nawet na podjazd na Żar ale już ilość pieszych i samochodów w Międzybrodziu wskazywała na to, że nie ma sensu tam jechać. Spokojnie dojechałem do Czernichowa i przejechałem przez most. Początek podjazdu na Żar zwykle mi się dłuży i tak było tym razem, przed pierwszym łukiem na którym już stały samochody czekające na to by dojechać do dolnej stacji kolejki na Żar odległej o dobre 800 metrów odbiłem w prawo. Po krótkim zjeździe droga zaczęła piąć się do góry. W lesie wzdłuż potoku panował przyjemny chłodek, podjazd nie wyróżniał się zbytnio spośród innych w okolicy, momentami nachylenie przekraczało 10 %, czasami nawierzchnia nie była najlepsza. Asfalt skończył się nagle i zawróciłem. Po dojeździe do głównej zatrzymałem się uzupełnić zapasy płynów. Trochę mało jadłem i później za to zapłaciłem ale o odwodnieniu mowy być nie mogło. Mimo dużego ruchu sprawnie dojechałem do drogi prowadzącej na Przegibek. Podjazd dłużył mi się strasznie, nogi nie kręciły i dlatego wjeżdżałem bardzo długo, tylko dwa razy w tym roku zdarzyło mi się pokonać ten podjazd wolniej. Za to zjazd wyglądał dużo lepiej, mimo tego, że dwa razy musiałem dosyć mocno hamować zjechałem dobrze technicznie i całkiem szybko. Przejazd przez Bielsko to już pestka. Po powrocie do domu zasłużony relaks w basenie a później kolejne zadania obciążające organizm.


Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa


  • DST 32.00km
  • Czas 01:26
  • VAVG 22.33km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 520kcal
  • Podjazdy 520m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 23

Piątek, 24 lipca 2020 · dodano: 27.07.2020 | Komentarze 0

Kolejny luźny wyjazd na Przegibek. Pojechałem niemal dokładnie tą samą trasą, kilkanaście minut później niż w poniedziałek. Sprawdziłem kolejną nieznaną funkcje w liczniku czyli jazda po śladzie i kontrolowałem różnice czasowe. Na początku jechałem niemal dokładnie tak samo z sekundowymi odchyłkami, później zrobiła się prawie minuta straty aby na wjeździe do Straconki było blisko 80 sekund zapasu. Podjazd na Przegibek wyglądał niemal identycznie, warunki wietrzne i temperaturowe bardzo podobne i przy tej samej mocy uzyskałem czas lepszy o 3 sekundy. Na zjeździe wreszcie miałem więcej swobody i wykorzystałem to na dobrą technicznie jazdę, przytrzymało mnie na dwóch zakrętach ale była to kwestia jadących z przeciwka samochodów a nie zjeżdżających wolniej przede mną. Na powrocie do domu zyskałem kolejną minutę mimo tego, że dłuższy odcinek niż zwykle pokonałem ścieżką rowerową. Blisko 3 minuty różnicy to sporo na tej trasie. Pozostałe parametry zbliżone i proces regeneracji przebiegał prawidłowo.