Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223022.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2020

Dystans całkowity:1019.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:45:56
Średnia prędkość:24.70 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:15858 m
Maks. tętno maksymalne:190 (97 %)
Maks. tętno średnie:180 (92 %)
Suma kalorii:25892 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:48.52 km i 1h 50m
Więcej statystyk
  • DST 75.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 18.75km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 1490kcal
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyrównanie kilometrów

Sobota, 31 października 2020 · dodano: 31.12.2020 | Komentarze 0


Kategoria Szosa, w grupie


Podsumowanie października

Sobota, 31 października 2020 · dodano: 02.11.2020 | Komentarze 0

Październik zwykle oznacza dla mnie koniec sezonu, nie inaczej było w tym roku. Ostatnie trzy sezony kończyłem około 20 października, tegoroczny przeciągnąłem prawie do końca miesiąca. Jednym z powodów wydłużenia sezonu były dwie ostatnie czasówki które zaliczyłem na początku miesiąca. Moja forma we wrześniu była jeszcze na zadowalającym poziomie wiec zrobiłem wszystko aby ją utrzymać do października. Pierwsza z czasówek, kameralna w okolicy Wadowic bardzo mi się podobała w poprzednim roku. Do końca nie było wiadomo czy się odbędzie i mój start był spontaniczny. Zmiana podejścia do startów przyniosła efekty w postaci zwycięstwa OPEN mimo nieco słabszej jazdy niż się spodziewałem i na jaką było mnie stać. Ostatnia czasówka była chyba moją najlepszą jaką udało się przejechać. Wszystko zagrało jak należy i mimo 2 miejsca OPEN byłem bardziej zadowolony niż tydzień wcześniej z wygranej. Po czasówkach przeznaczyłem trzy tygodnie na roztrenowanie z powolnym spadkiem obciążenia treningowego. Do książkowego roztrenowania w tym roku brakowało, już pierwszy tydzień z kapryśną pogodą zaburzył cały proces. Wykorzystałem ten czas na test Zwifta do którego wcześniej byłem uprzedzony ale po kilku dniach nieco się do niego przekonałem. Kolejne dwa tygodnie to luźne przejażdżki i dwie dłuższe trasy. Forma z każdym dniem ulatywała i sezon kończyłem już na oparach ale jestem zadowolony z końcówki sezonu bo wyglądała podobnie jak w ubiegłym roku, wówczas pozwoliło to płynnie przejść do treningu ogólnorozwojowego i zimowego i z wysokiego poziomu rozpocząć najlepszy jak dotąd sezon. Czas roztrenowania poświeciłem także na serwis roweru zimowego oraz studiowanie literatury aby dokształcić się z zakresu treningu i wprowadzić drobne zmiany urozmaicające trening. Zdrowie nieco szwankowało w ostatnich tygodniach ale w porównaniu z tym co było 2-3 lata temu to są to tylko drobne problemy z którymi szybko powinienem się uporać aby móc trenować na 100%.
1.Waga w październiku:

Wraz z przebiegiem miesiąca moja waga rosła ale nie ma to znaczenia na tym etapie sezonu a właściwie po sezonie.
2.Obciążenie treningowe:

Wartości ATL i CTL spadały od początku października, spadek był w miarę stały ale tygodniowe zmiany nie były tak równe.
3.Najlepsze wartości mocy:

W ostatnim miesiącu byłem w stanie wyrównać najlepszą moc w czasie 12 minut oraz zbliżyć się do najwyższej w czasie 15 minut. W pierwszym wypadku jednak waga była niższa niż w poprzedniej, życiowej próbie a gdy wygenerowałem najwyższą moc w czasie 15 minut ważyłem dokładnie tyle samo jak w momencie gdy osiągnąłem wynik o 1 Wat gorszy.
4.Dane liczbowe:

5.Podjazdy:

Umiarkowana liczba podjazdów z dwoma rekordami i jednym nowym segmentem. Dobry koniec sezonu i pożegnanie z górami na kilka miesięcy.




Ranking wyścigów

Piątek, 30 października 2020 · dodano: 30.10.2020 | Komentarze 0

Kolejne ciekawe zestawienie dotyczące w tym przypadku wyścigów i maratonów w jakich brałem udział. Zaliczyłem już około 100 startów w zawodach, większość z nich to wyścigi jednodniowe. Z zestawieniu znalazły się tylko maratony i wyścigi, czasówki rozpatrzę osobno. Wśród zaliczonych imprez znalazło się blisko 40 różnych wyścigów lub maratonów. Wiele z nich zaliczyłem tylko raz , do rankingu zakwalifikowałem 20 które mniej lub bardziej przypadły mi do gustu. Ocena i miejsce w rankingu są bardzo subiektywne, oceniałem na podstawie wielu kryteriów m.in. organizacja, atmosfera, trasa czy moje osiągniecia. W rankingu znalazły się głównie imprezy rozgrywane w terenie górskim gdzie czuję się jak ryba w wodzie. Ranking będzie uzupełniany na bieżąco od najniżej sklasyfikowanych do zajmujących wyższe miejsce w rankingu.
1. TATRA ROAD RACE:
Najtrudniejszy wyścig w rankingu. W zasadzie od pierwszej edycji chciałem startować w tym wyścigu ale zawsze coś nie pasowało i dopiero w 2019 roku pojawiłem się na starcie. Wyścig zaskoczył mnie pod każdym względem. Organizacja na najwyższym poziomie, bardzo obszerne biuro zawodów, duże zainteresowanie mediów i bardzo dużo uczestników na starcie. Trasy zabezpieczone wzorowo, bardzo trudne warunki i wysoki poziom sportowy szybko zweryfikował moje miejsce w szeregu. Już po zakończeniu edycji 2019 chciałem wystartować w kolejnej. Po problemach organizacyjnych i przeniesieniu wyścigu na wrzesień przygotowałem się najlepiej jak potrafiłem ale znów spisałem się co najwyżej średnio. Pewnie tak jak w przypadku innych zawodów dopiero po kilku startach uda się odczarować ten wyścig. Aby tak się stało musze podnieść swój poziom sportowy bo na razie jestem za słaby na wyższe miejsca. Wyścig chyba znajdzie stałe miejsce w moim kalendarzu ze względu na trudność, atmosferę i to, że nie wybacza nieprzygotowania o czym sam się przekonałem w tym roku.
Moje starty w Tatra Road Race:

2. PĘTLA BESKIDZKA:
Wyścig do którego mam bardzo duży sentyment. To tam w 2009 gdy po raz pierwszy pojawiłem się na starcie maratonu rozpoczęła się moja przygoda ze startami w amatorskich zawodach rowerowych. Pętla Beskidzka ma stałe miejsce w moim kalendarzu, zazwyczaj najlepszą formę w sezonie mam właśnie na tym wyścigu ale również kilka lat minęło zanim byłem w stanie pokazać się z dobrej strony na Pętli. Trasa wyścigu zmieniała się wielokrotnie i gdy tylko nie była to tradycyjna Pętla Beskidzka prowadząca przez Salmopol, Kubalonkę czy Ochodzitą to była trudna i wymagająca. W okolicy jest to najdłużej organizowany wyścig i co roku przyciąga wielu sympatyków jazdy rowerem. W 2020 roku z wiadomych względów wyścig nie doszedł do skutku. Szczególnie dobrze wspominam Pętlę z 2019 roku, był to najlepszy mój wyścig co w połączeniu z ciekawą trudną trasą i wspaniałą atmosferą powoduje, że zapamiętam ten dzień na długo.
Moje starty w Pętli Beskidzkiej:

3. RAJCZA TOUR:
Wśród trzech najwyżej punktowanych u mnie wyścigów znalazły się tylko wyścigi z którymi wiążę dobre wspomnienia. Ciężko było ustalić kolejność i ostatecznym kryterium jakie wziąłem pod uwagę jest trudność tras. W Rajczy startowałem już w pierwszej edycji, wyścig z reguły odbywał się we wrześniu, dwie edycje rozegrano wiosną a jedną latem. Trasy wyścigu były bardzo zróżnicowane, w latach 2011-2012 do wyboru były dwa wariant, pierwszy to tradycyjna pętla wokół Pilska a drugi, dłuższy okrążał dodatkowo Babią Górę. Zaliczyłem oba warianty ale bez satysfakcjonujących efektów. Dopiero w 2015 roku odczarowałem ten wyścig, po odpuszczeniu wyścigu w 2016 do kolejnych edycji przystępowałem przygotowany. Zwłaszcza w 2017 roku spisałem się bardzo dobrze. Dwie ostatnie to już słabsza dyspozycja, ostatnie trasy były trudne, takie jak lubię najbardziej. Ten wyścig ma stałe miejsce w moim kalendarzu startów. Atmosfera na tym wyścigu jest dobra, zazwyczaj klimatu dodaje góralska kapela dająca koncert w trakcie lub po wyścigu.
Moje starty w Rajcza Tour:

4. ROAD TROPHY:
Pierwszy szosowy wyścig etapowy w Polsce. Kolejne pojawiły się w momencie gdy odbyły się już 3 edycje RT. Pierwsze RT miało wyjątkowy charakter gdyż na starcie pojawiło się kilku czołowych polskich kolarzy znanych m.in. z najważniejszych wyścigów World Tour. Kolejne już miały mniejszą otoczkę i przyciągały stopniowo coraz mniej ludzi. Impreza charakteryzuje się przede wszystkim trudnością, trasy są zróżnicowane ale nigdy nie były łatwe. To właśnie odróżnia Road Trophy od innych etapówek w Polsce. Organizacyjnie wszystko wygląda dobrze, trasy są odpowiednio przygotowane i zabezpieczone, w przeszłości zdarzały się niedociągnięcia i wypadki na trasie ale bardziej z winy zawodników niż organizatorów. Wyścig nie przyciąga wielu chętnych, jedna z edycji odbywała się we wrześniu a pozostałe w połowie sierpnia. W zależności od edycji w skład wyścigu etapowego wchodziły 3-4 etapy, kilka edycji zaczynało się czasówką a w 2018 roku również ostatni etap był jazdą indywidualną na czas, oczywiście pod górę. Jak dotąd nie znalazł się wyścig etapowy mogący trudnością dorównać RT. Moje wspomnienia z tym wyścigiem nie są dobre. Jeszcze nie udało mi się ukończyć etapówki bez przygód, zazwyczaj jeden etap był nieudany, najczęściej przez defekt roweru. Wciąż czekam na odczarowanie tego wyścigu ale mimo to znajduje się wysoko w rankingu. Mam duży szacunek do gór i moje słabe wyniki są również pokłosiem mojego słabego przygotowania, ciężko mi trafić z formą na ten wyścig. W 2020 roku gdy w zastępstwie Road Trophy odbyły się dwie czasówki połączone klasyfikacją generalną spisałem się świetnie ale nie było to tradycyjne Road Trophy.
Moje starty i wyniki w Road Trophy:

5. VELO CARPATHICA:
Kolejny wyścig który zniknął kilka lat temu z kalendarza. W 2010 wyścig zastąpił Supermaraton „Green Cyklo Bies” który odbył się w 2009 roku w Polańczyku. Pierwsza edycja wyścigu miała bardzo kameralny charakter, przyciągnęła bardzo małą ilość osób i do dzisiaj jest to chyba impreza z najlepszą otoczką. Bardzo bogate pakiety startowe, m.in. noclegi w ekskluzywnym hotelu w cenie czy duża ilość nagród nie wpłynęła na frekwencję w kolejnych edycjach wyścigu. Od 2011 roku wyścig startował z Ustrzyk Górnych, na dwóch edycjach można było wybrać dwa warianty trasy, wtedy też miałem okazję przejechać Dużą Pętlę Bieszczadzką z dodatkowymi podjazdami w Górach Słonych. Na tym wyścigu bardzo odpowiadało mi tempo, które było umiarkowane i pozwalało długo utrzymywać się w peletonie. Moja forma nie była wtedy najlepsza, rok później byłem jeszcze słabszy ale w 2013 roku odczarowałem ten wyścig. Wtedy też nie było już możliwości wyboru dystansu i wszyscy jechali trasę długości 125 kilometrów. Udało się w ostatniej edycji tego wyścigu stanąć na podium, jedyny raz w tamtym sezonie.
Moje starty w Velo Carpathica:

6. GALICJA ROAD MARATON:
Wyścig którego trasa szczególnie mi pasowała. Nie zapisał się na stałe w kalendarzu i odbyły się tylko trzy edycje na różnych trasach w okolicy Brzeska, Limanowej. Start i meta znajdowały się w Nowym Wiśniczu. Pierwsza edycja szczególnie dobrze była zorganizowana, kolejne już słabiej ale i tak na wyższym poziomie niż w przypadku pozostałych wyścigów z cyklu Road Maraton. Zabezpieczenie trasy nie odbiegało od innych zawodów, w otwartym ruchu zabezpieczone były najważniejsze skrzyżowania. Mam różne wspomnienia z tego wyścigu, na tym wyścigu m.in. pomyliłem raz trasę zaliczając dodatkowy podjazd i straciłem na tym ponad 10 minut oraz miałem defekt który zabrał mi kolejne kilka minut. Dobrze wówczas czułem się w peletonie i do momentu defektu jechałem w dobrej grupie z której na podjazdach byłem w stanie odjeżdżać. Na tym wyścigu również po raz pierwszy stanąłem na podium w 2012 roku. Większość wspomnień jest dobrych i dzięki temu wyścig znajduje się w czołówce rankingu.
Moje starty w Galicja Road Maraton:

7. DOLINA OPATÓWKI:
Jedyny wyścig w rankingu rozgrywany bardzo daleko od gór. Bardzo odpowiada mi termin tego wyścigu oraz interwałowa trasa. Zawsze na tym wyścigu prezentowałem wysoką formę, nie zawsze dopisywało szczęście. Wyścig odbywa się już chyba dlatego, że na tej samej trasie walczą strażacy o tytuł Mistrza Polski. Poza tym nie ma wielu chętnych do startu. Trasa zabezpieczona jest dobrze, na trasie zazwyczaj doskwiera upał ale kurtyny wodne skutecznie studzą emocje i rozgrzane ciała zawodników. To na tym wyścigu po raz ostatni stanąłem na podium, później już tylko na czasówkach byłem w stanie plasować się wśród trzech najlepszych wśród rówieśników.
Moje starty w Dolinie Opatówki:

8. KLASYK RADKOWSKI:
Maraton z którym wiążę dobre wspomnienia mimo tego, że w 2018 roku został zorganizowany po raz ostatni. Jego cechą charakterystyczną była zła lub bardzo zła nawierzchnia na połowie trasy z jednym bardzo dziurawym zjazdem na którym złapałem jedyną podczas startów w tym cyklu gumę a także miałem problem z klamkomanetką. Mimo to trudna trasa z długimi ale niezbyt stromymi podjazdami bardzo mi odpowiadała. Jak kiedyś maraton znów będzie organizowany to chciałbym znów stanąć na starcie. Moje wyniki są adekwatne do moich możliwości mimo tego, że na długich dystansach zwykle miałem problemy.
Moje starty w Klasyku Radkowskim:

9. MARATON LICZYRZEPA:
Kolejny maraton w polskich górach. Zawody odbywały się regularnie od 2010 do 2016 roku. Próba reaktywacji była w 2020 roku ale z wiadomych powodów maraton nie doszedł do skutku. Maraton odbywał się na różnych trasach o zróżnicowanej trudności i zazwyczaj były do wyboru trzy dystanse. Termin zawodów również nie był stały, ostatnie edycje jednak odbywały się we wrześniu. Atmosfera podobnie jak na innych zawodach z cyklu Supermaratonów była wyjątkowa, nie do podrobienia na innych wyścigach. Niestety nawierzchnie również na tym maratonie były różnej jakości. Jakiś sentyment mam jednak do tego maratonu. Dobrze czułem się w Karkonoszach i żałuję, że dopiero w 2016 roku zdecydowałem się na start. Mój wynik nie wyszedł dobry ale znowu jechałem solo i więcej po sobie oczekiwać nie mogłem.
Moje starty w Maratonie Liczyrzepa:

10. KARPACKI MARATON ROWEROWY:
Wyścig słynący z niezbyt dobrej organizacji. Pierwsze trzy edycje nie były przystosowane do startu na rowerach szosowych a trasy poprowadzone totalnie orientacyjnie bez logicznego porządku. Dopiero w 2012 roku sytuacja wyglądała lepiej, trasa dalej nie była zbyt łatwa orientacyjnie ale nadawała się do wyścigu szosowego. Przez kolejne cztery lata wyścig przebiegał tymi samymi drogami, startował z Nowego Sącza a meta znajdowała się przed wjazdem do miasta. Mi osobiście ten wyścig bardzo odpowiadał, dobrze czułem się na tej trasie i przy niezbyt licznej i silnej obsadzie notowałem niezłe wyniki. Od 2017 roku wyścig nie jest organizowany a w jego zastępstwie pojawił się nowy wyścig w Beskidzie Niskim – Przełomy Wisłoka.
Moje starty w Karpackim Maratonie Rowerowym:

11. KLASYK KŁODZKI:
Tradycja organizacji tego maratonu sięga 2004 roku, w sumie odbyło się 16 edycji na różnych trasach i zazwyczaj 3 dystansach. Start odbywał się w kilkunastoosobowych grupach w Zieleńcu należącego administracyjnie do Dusznik Zdroju. Atmosfera wokół zawodów była inna niż w przypadku innych wyścigów w górach. Klasyk Kłodzki miał swoich fanów i oprócz stałych bywalców przyciągał też inne osoby chcące przeżyć przygody na górskich trasach oraz tych co walczą o wysokie miejsce w generalce Supermaratonów. W ostatnich latach przebiegała przez Polskę i Czechy gdzie do zaliczenia były trzy różne długości, jakości i trudności podjazdy. Początek był szybki, przez pierwsze kilkanaście kilometrów droga prowadziła w dół a do mety dojeżdżało się lekkim podjazdem z krótkim trudniejszym fragmentem. Do życzenia sporo pozostawiała nawierzchnia zwłaszcza po polskiej stronie. Bardzo podobał mi się ten maraton, szczególnie dwa podjazdy na trasie bardzo przypadły mi do gustu. Moja jedyna styczność z Klasykiem nie była zbyt fortunna, w zasadzie cały dystans pokonałem na solo zyskując na podjazdach tracąc z nawiązką na zjazdach i płaskich odcinkach których nie brakowało. Termin wyścigu zwykle pokrywał się z innymi zawodami, m.in. Karpackim Maratonem w Nowym Sączu i dlatego tylko raz pojawiłem się na stracie.
Moje starty w Klasyku Kłodzkim:


12. KRAKONOSUV CYKLOMARATON:
Ten maraton bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie mam nic do zarzucenia w kwestii organizacji zawodów. Biuro zawodów znajduje się w malowniczej czeskiej miejscowości Trutnov u podnóża Karkonoszy. Trasa była bardzo ciekawa, szczególnie odcinek po czeskiej stronie, zamknięty dla ruchu samochodowego zapierał dech w piersiach. W 2020 roku nie było mi dane wystartować, na zmienionej trasie znowu znalazł się ten ciekawy odcinek z bardzo trudnym podjazdem. Bardzo dobra atmosfera również świadczy za tym wyścigiem. Akurat moja jazda w tym dniu nie wyglądała najlepiej i dlatego ten wyścig nie znalazł się w TOP 10. Rywalizacja z elitą zawsze dodaje smaku rywalizacji i gdyby była osobna kategoria to mój wynik nie byłby tak zły. To jeden z tych wyścigów których chciałbym zaliczyć kolejny raz.
Moje starty w Krakonosuv Cyklomaraton:

13. UJSOŁY-NOVOT:
Stosunkowo nowy wyścig w kalendarzu przebiegający przez dwa kraje. Jak dotąd odbyły się dwie edycje na tej samej trasie. W rzeczywistości były to dwa różne wyścigi, pierwszy spokojny z finiszem z większej grupki a drugi to ostre ściganie od startu do mety. Trasa przebiegała głównymi drogami w otwartym ruchu wiec zabezpieczenie trasy nie było tak dobre jak na niektórych wyścigach. Trzecia edycja nie doszła do skutku, trasa miała być inna, z profilu trudniejsza i być może wówczas wyścig zyskałby kilka pozycji w rankingu. Startując w pierwszej edycji miałem mieszane uczucia. Inaczej jest przegrać wyścig o kilkanaście minut niż zostać pokonany na finiszu. Trasa w sumie nie była najgorsza ale przy dosyć umiarkowanym tempie nie podzieliła wystarczająco peletonu. Jeżeli ten wyścig się rozwinie to zapewne będzie jednym z ciekawszych w regionie.
Moje starty w Ujsoły-Novot Road Maraton:

14. PODHALE TOUR:
Wyścig cyklicznie odbywający się w latach 2011-19. Najpierw w formie jazdy indywidualnej na czas a następnie także ze startu wspólnego. W ciągu roku rozgrywano 4-5 edycji z klasyfikacją generalną na koniec roku. O końcowym miejscu decydował całkowity czas. Trasy wyścigu również były zróżnicowane i promowały różnych zawodników. Organizacja wyścigu na dobrym poziomie, zabezpieczone i bezpieczne trasy i zazwyczaj mocna obsada zawodów były punktem charakterystycznym Podhala. Potrzeba zmian była przyczyną zaprzestania organizacji zawodów w tej formie. Na starcie tego wyścigu pojawiłem się tylko raz i mój występ lepiej przemilczeć.
Moje starty w Podhale Tour:

15. PUCHAR RÓWNICY:
Pierwszy z wyścigów w rankingu z którym nie mogłem się zaprzyjaźnić. Pierwsza edycja odbywała się na dosyć łatwej orientacyjnie trasie biegnącej przez Śląsk Cieszyński. Później trasa zmieniała się wielokrotnie, od 2013 roku wyścig odbywał się na rundach w Ustroniu. Meta wyścigu za każdym razem znajdowała się na Równicy. Organizacja zawodów zwykle stała na dobrym poziomie, zmiana trasy na krótszą rundę pozwoliła lepiej zabezpieczyć trasę po tym jak w 2012 zdarzyły się poważne w skutkach wypadki kilku zawodników. Pierwsza runda była moim zdaniem najbardziej optymalna, z jednym wymagającym podjazdem, technicznym zjazdem i szybkim, płaskim odcinkiem wzdłuż Wisły. Kolejne zmieniały się już tylko na gorsze. Wyścig znalazł się tak nisko w rankingu z kilku powodów. Jak na to, że jest rozgrywany na terenie który znam jak własną kieszeń a na metę prowadzi jeden z moich ulubionych podjazdów to moje osiągnięcia są dosyć słabe. Dwa razy nie ukończyłem zawodów i dopiero w 2015 roku odczarowałem ten wyścig i od tego czasu stopniowo coraz wyżej byłem notowany. Trasa specjalnie mi nie odpowiada i to również jeden z powodów niskiej pozycji. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z czasówkami które odbywały się już trzykrotnie ale to nie ma wpływu na ocenę tego wyścigu.
Moje starty w Pucharze Równicy:

16. ŻĄDŁO SZERSZENIA:
Impreza z bardzo długą historią i wyjątkową atmosferą. Przez kilka lat maraton w Trzebnicy otwierał sezon Supermaratonów. Kilka razy do wyboru były aż 3 dystanse ze startem w kilkunastoosobowych grupach co jest wyznacznikiem tego cyklu. Organizacja zawodów nie pozostawiała zbyt dużo do życzenia. Kilka lat temu impreza znikła z kalendarza co szczególnie zmartwiło stałych jej bywalców. Trasa przebiegała m.in. przez Kocie Góry czy Dolinę Baryczy, na trasie znajdowały się odcinki brukowe, dziurawe jak ser asfalty czy podjazdy z kultową Prababką na czele. Mój jedyny start w tym maratonie był udany. Wówczas byłem jeszcze bardzo słabym, początkującym kolarzem, bez doświadczenia z jazdą w grupie i większość dystansu przejechałem samotnie. Był to mój pierwszy maraton na dystansie dłuższym niż 200 kilometrów. W kolejnych latach nie miałem okazji stanąć na starcie tego unikatowego maratonu.
Moje starty w Żądle Szerszenia:

17. MAMUT TOUR:
Pierwszy z wyścigów czeskich jakie znalazły się w tym rankingu. Organizacja wyścigu stała na bardzo wysokim poziomie, zabezpieczenie trasy również. Trasa jest bardzo zróżnicowana, sporo płaskiego i kilka podjazdów w drugiej części średniego i długiego dystansu. Dużym plusem jest możliwość wyboru aż trzech dystansów oraz start wspólny wraz z zawodnikami Elity. W wyścigu wystartowałem jeden raz ze średnim rezultatem. Gdybym miał więcej startów to ocena zapewne byłaby wyższa.
Moje starty w Mamut Tour:

18. SOWIOGÓRSKI ROAD MARATON:
Zawody w formie maratonu ze startu wspólnego. Rozgrywane w latach 2011-15 na nie najlepszych drogach ale w pięknych Górach Sowich. Start znajdował się w Srebrnej Górze a meta niektórych edycji przy Twierdzy znajdującej się na wzgórzu nad miastem. Organizacja i zabezpieczenie trasy pozostawiało sporo do życzenia. W latach 2012-13 zawody znajdowały się w kalendarzu Road Maraton. Niestety w 2013 roku wydarzyły się dwa poważne wypadki w tym jeden śmiertelny. Wyścig miał swój klimat i szkoda, że nie jest już rozgrywany. Na tym wyścigu pojawiłem się tylko raz i nie mam najlepszych wspomnień. Wówczas przeżywałem „najlepsze sportowe lata” i na tym wyścigu szybciej podjeżdżałem niż zjeżdżałem i zanim trafiłem na metę kilkanaście minut siedziałem na poboczu walcząc z mocnymi skurczami. Później już termin wyścigu mi nie odpowiadał i nie było szansy na wyrównanie rachunków.
Moje starty w Sowiogórskim Road Maratonie:

19. PRZEŁOMY WISŁOKA:
Wyścig który na stałe wpisał się już w kalendarz szosowych imprez w Polsce. Odbywa się od 2017 roku na stałej trasie, ze startem w Besku i metą w Puławach Górnych znajdujących się w Beskidzie Niskim. Ukształtowanie terenu w tym regionie jest takie a nie inne i mimo, że odbiega np., od Beskidu Śląskiego to wyścig klasyfikowany jest jako górski. Wyścig zwykle jest szybki i promuje raczej dobrze zbudowanych, mocnych kolarzy. Organizacja stoi na wysokim poziomie, wyścig odbywa się na mniej zaludnionym terenie co tworzy wyjątkową atmosferę. Jak dotąd wystartowałem w dwóch edycjach tego wyścigu, za każdym razem nie byłem w najwyższej formie i moje wyniki to potwierdzają. Wyścig a konkretnie jego trasa nie przypadły mi jak na razie do gustu i dlatego w rankingu nie znalazł się wyżej. Być może wrócę na trasę wyścigu o ile będzie dalej organizowany. Dużym plusem tego wyścigu jest jego termin. Środek lata sprzyja wypoczynkowi w tym regionie, dojazd nie jest najgorszy ale wyścig nie cieszy się zbyt dużą popularnością. Nawet w 2020 roku przy ograniczonej liczbie wyścigów i ogólnych warunkach panujących w kraju nie przyciągnął więcej fanów niż w trzech poprzednich edycjach.
Moje starty w Przełomach Wisłoka:

20. KLASYK ANNOGÓRSKI:
Jeden z niewielu wyścigów z którymi jak dotąd się nie zaprzyjaźniłem. Dotychczas rozegrano 6 edycji tego wyścigu, ja wystartowałem w pięciu i spisywałem się raczej słabo. Na trasie wyścigu za każdym razem znajdowała się Góra Świętej Anny jako punkt charakterystyczny. Pierwsze dwie edycje zaczynały się i kończyły w Leśnicy. Od 2016 roku meta znajduje się na Górze Świętej Anny lub w jej pobliżu. Wyścig nie kwalifikuje się do stricto górskich ale nie można go klasyfikować jako płaski. Od pierwszej edycji wyścig rozgrywany jest na różnych rundach z bardzo zróżnicowaną nawierzchnią. Od kilku lat wyścig przyciąga dużo zawodników i w latach 2015-18 był najpopularniejszym wyścigiem z cyklu Road Maraton. Położenie na mapie Polski jest bardzo korzystne, bardzo dobra lokalizacja w pobliżu Autostrady A4 przyciąga dużo uczestników. Wyścig promuje przede wszystkim specjalistów od wyścigów jednodniowych, dobrzy sprinterzy nie mający problemów na krótkich podjazdach czy górale potrafiący skutecznie finiszować mają tutaj o co walczyć. Organizacja tego wyścigu podobnie jak większość innych w cyklu Road Maraton stoi na dobrym poziomie ale odbiega od czołowych imprez w Polsce. Wielu zmian od początku organizacji imprezy nie było i dlatego np. w 2019 roku wyścig przyciągnął mniej osób. Ciekawostką jest fakt, że z każdym rokiem wyścig odbywał się wcześniej, pierwsza edycja odbyła się początkiem czerwca a ostatnia już końcem kwietnia. Moja dyspozycja na tym wyścigu pozostawiała do życzenia, trasa nie zupełnie mi odpowiadała. Na miejsce w rankingu wyraźny wpływ miały moje wyniki, jedynie w 2017 roku spisałem się średnio a poza tym był to zazwyczaj najsłabszy start w sezonie, dojeżdżałem ze sporymi startami do czołówki, nie potrafiąc się odnaleźć w peletonie. Traktowałem zazwyczaj ten wyścig jako trening i w tym aspekcie ten wyścig się sprawdzał. Duża ilość startów w tym wyścigu spowodowała, że znalazł się w rankingu.
Moje starty w Klasyku Annogórskim:


Kategoria Inne


  • DST 67.00km
  • Czas 02:37
  • VAVG 25.61km/h
  • VMAX 70.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 163 ( 83%)
  • HRavg 141 ( 72%)
  • Kalorie 1832kcal
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Roztrenowanie 7

Czwartek, 29 października 2020 · dodano: 30.10.2020 | Komentarze 0

Chciałbym napisać, że jaki sezon taki jego koniec ale tak niestety nie było. Na zakończenie bardzo dobrego sezonu trafił się słabszy dzień albo trasa jaką wybrałem okazała się za trudna. Chciałem ten sezon zakończyć z przytupem i zdecydowałem się na dosyć wymagającą trasę z podjazdami. Wyjechałem już o 8 rano, nie liczyłem na to, że później będzie wiele lepiej i cieplej wiec 10 stopni na termometrze i zmienny wiatr uznałem za optymalne warunki do których dostosowałem swój ubiór. Jakoś specjalnie nie chciało mi się jechać, mój organizm dzisiaj był wyjątkowo słaby i nieprzygotowany na wysiłek. Od wyjazdu z domu czułem zmęczenie ale nie chciałem zawracać ani zmieniać trasy bo to chyba ostatnia okazja aby pojechać w góry. Przejazd przez Bielsko tym razem zajął mi więcej czasu niż zwykle, na zjazdach nie było dobrej techniki i szybkości a najczęściej powtarzanym zachowaniem było hamowanie w najmniej spodziewanych momentach. Mimo wczesnej pory duży ruch na drogach utrudniał wyraźnie jazdę. Gdy wjechałem w boczne dróżki i ścieżki rowerowe przed Straconką musiałem uważać na służby porządkowe usuwające nadmiar liści z chodników i jezdni. Pieszych nie było i mogłem skupić się na jeździe a nie rozpraszać uwagi na rozglądanie się wokół. Schody pojawiły się gdy zacząłem podjazd na Przegibek. Długo szukałem optymalnego przełożenia i pozycji na rowerze. W końcu się udało ale podjazd nie dawał mi tyle przyjemności jak zwykle, mocy w nogach wyraźnie brakowało a dodatkowa warstwa ciuchów też robiła swoje. Jakoś przemęczyłem podjazd i skupiłem się na zjeździe, poza dwoma momentami zrobiłem wszystko jak trzeba i nie był to najgorszy zjazd w moim wykonaniu, w Międzybrodziu mimo starań jechałem wolno, południowy wiatr utrudniał jazdę. Mimo wszystko biorąc pod uwagę wszystkie składowe w dobrym tempie dojechałem do Międzybrodzia. Najtrudniejsze momenty jeszcze były przede mną, drugi podjazd na trasie to Góra Żar którą chciałem zaliczyć po raz 10 w tym roku. Przed podjazdem krótka przerwa, później drobne utrudnienia na drodze i zupełnie wolne od przeszkód ponad 7 kilometrów podjazdu. Zwykle ten podjazd mnie meczy, łapie mnie kryzys którego nie ma na innych podjazdach, tym razem czułem się nie gorzej niż na Przegibku. Jeszcze nigdy nie było takich pustek na Górze Żar, zupełnie odwrotna sytuacja niż ostatnio na Białym Krzyżu. Wykorzystałem to na krótki postój, był jednak za długi bo rozpoczynając zjazd czułem chłód. Mimo to puściłem się odważnie w dół, gdyby nie wiatr w twarz mógłbym powiedzieć, że był to mój najlepszy zjazd z tej góry, technicznie wszystko było w porządku ale brakowało szybkości i przełożenia aby dokręcać na prostych. Po zjeździe przez moment jechało się odrobine lepiej ale gdy tylko skierowałem się na Bielsko i Przegibek znów brakowało mocy a zmęczenie brylowało. Lepszy chyba brak mocy niż bolące mięsnie z którymi walczyłem w ostatnim czasie i szukałem przyczyny dolegliwości. Podjazd na Przegibek znów przemęczyłem licząc na szybki zjazd. Wycinając pierwsze 700 metrów gdzie bezskutecznie próbowałem wyprzedzić ciężarówkę która minęła mnie na początku zjazdu gdy nie zdążyłem nabrać jeszcze prędkości to zjazd wyglądał dobrze. Do domu wróciłem już najkrótszą drogą bo kończył mi się wolny czas. Fajna trasa na koniec sezonu ale z tak słabymi nogami nie była dzisiaj przyjemnością, słabość odczuwalna byłaby nawet na płaskim i chyba ostatecznie wygrałem z pokusą która często u mnie występowała czyli w słabszych momentach starałem jak najbardziej ułatwić sobie trasę, w tym roku tak nie było i nawet na roztrenowaniu gdy skupiałem się tylko na ułamku ważnych rzeczy i elementów nie wróciłem do starych nawyków i błędów. To dobry znak przed kolejnym sezonem. Na razie jednak czas na zasłużony odpoczynek , domowe zabiegi i masaże oraz przygotowanie miejsca na zimowy trening. Jak nic nie stanie na przeszkodzie to 11 listopada startuje misja 2021.


Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa


  • DST 31.00km
  • Czas 01:14
  • VAVG 25.14km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 180 ( 92%)
  • HRavg 137 ( 70%)
  • Kalorie 822kcal
  • Podjazdy 530m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Roztrenowanie 6

Wtorek, 27 października 2020 · dodano: 30.10.2020 | Komentarze 0

Następny krótki wyjazd na okoliczne pagórki. Nie oddalałem się zbytnio od domu aby móc w razie potrzeby szybko wrócić. Jednak nie było to konieczne bo bez problemu zagospodarowałem całe dostępne 90 minut i nie musiałem szybciej wracać. Zaliczyłem w sumie kilkanaście krótkich podjazdów, kilka dobrych zjazdów oraz 2 sprinty. W porównaniu do ostatnich jazd widać delikatny postęp, na sprintach udało się wygenerować 20 Wat więcej niż ostatnio, aż 3 dobre techniczne zjazdy oraz brak problemów z utrzymaniem wysokiej kadencji spowodowało duże zadowolenie. Nawet drobne problemy zdrowotne z jakimi zmagam się już kilka dni nie wpłynęły negatywnie na moje samopoczucie podczas jazdy. Wszystko wskazuje na to, że była to przedostatnia jazda w najbliższym czasie.




  • DST 59.00km
  • Czas 02:29
  • VAVG 23.76km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Kalorie 1170kcal
  • Podjazdy 850m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto 37

Poniedziałek, 26 października 2020 · dodano: 30.12.2020 | Komentarze 0


Kategoria Miasto


Podsumowanie 40 tygodnia 2020

Niedziela, 25 października 2020 · dodano: 28.10.2020 | Komentarze 0

Pierwszy prawdziwy tydzień roztrenowania był całkiem niezły zarówno pod względem pogody jak i czasu wykorzystanego na jazdę na rowerze. Zaliczyłem kilka krótkich tras a także jeden dłuższy wyjazd w góry. Moja forma ulatuje i nawet podczas tak krótkich jazd męczyłem się strasznie, mimo tego, że nie pilnowałem planu treningowego skupiałem się na kilku ważnych elementach. Główną sprawą była kadencja z którą zwykle mam problem, w ostatnich latach na roztrenowaniu wracałem do starych błędów na których wyeliminowanie musiałem poświecić później nawet miesiąc, wyglądało to różnie ale przy dobrym dniu nie miałem najmniejszych problemów z tym elementem. Druga sprawa na jaką zwracałem uwagę to technika pokonywania zakrętów i zjazdów. Tutaj już miałem większe problemy ale tylko wtedy gdy pojawiały się dodatkowe przeszkody typu piesi czy samochody. W sumie wygląda to lepiej niż jeszcze rok czy 2 lata wstecz. Podczas przejażdżek robiłem sobie sprinty na około 30 sekund głównie na podjazdach. Za każdym razem wyglądało to podobnie, granica 600 Wat nie została złamana, musze coś zrobić aby nawet w minimalnym stopniu poprawić ten element choćby po to aby mieć czym depnąć gdy będę tracił kontakt z peletonem co dzieje się praktycznie przy każdej styczności z jazdą w grupie. Powoli już mam wstępny plan na kolejne miesiące, drobne zmiany powinny zapobiec monotonii, większych nie planuje bo wprowadzone w poprzednim roku nowe elementy i ćwiczenia przyniosły korzystane dla mnie rezultaty. Zanim jednak ruszę z przygotowaniami do kolejnego sezonu czeka mnie jeszcze tydzień roztrenowania i kilkanaście dni odpoczynku na podreperowanie zdrowia. W najbliższym czasie pojawi się kilka podsumowań i rankingów, tradycyjne, obszerne podsumowanie na koniec roku.
1.Waga w ostatnim czasie:

Pojawiły się wahania wagi które jednak w tym momencie nie mają najmniejszego znaczenia, nie zanotowałem wyraźnego wzrostu ani spadku wagi w przeciągu tygodnia.
2.Obciążenie treningowe:

Od pewnego czasu wartości ATL i CTL stale spadają, zmęczenie sezonem jest już odczuwalne i nie wpływa to na zbyt dużą świeżość organizmu która pojawiłaby się jeszcze kilka tygodni temu.
3.Najlepsze wartości mocy:

Poza 30 sekundowymi sprintami udało się wygenerować niezłą moc w czasie 2 minut.
4.Dane liczbowe:

Czas w strefach:

5.Podjazdy:

Znowu zaliczyłem nowy podjazd, po raz kolejny zaliczyłem także Salmopol i Przegibek.




  • DST 65.00km
  • Czas 02:26
  • VAVG 26.71km/h
  • VMAX 71.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 173 ( 88%)
  • HRavg 135 ( 69%)
  • Kalorie 1590kcal
  • Podjazdy 1098m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Roztrenowanie 5

Niedziela, 25 października 2020 · dodano: 28.10.2020 | Komentarze 0

Nieco dłuższy wyjazd niż w ostatnich dniach. Nie miałem konkretnego planu na trasę ale bardzo ciągnęło mnie w góry. Wyjeżdżając z domu postanowiłem jechać do Lipowej i doliny Zimnika gdzie jeszcze nie dotarłem. Miałem jechać z samego rana ale warunki pogodowe nie zachęcały do wyjścia z domu przed południem. Ubrałem się ciepło, zabrałem duży zapas jedzenia i ruszyłem w drogę. Nie czułem się najlepiej o czym świadczyło wiele rzeczy, m.in. bardzo nierówna i szarpana jazda i problemy z utrzymaniem kadencji. Nie było to jednak najważniejsze i starałem się czerpać przyjemność z jazdy. Zwykle odpuszczałem jazdy w niedzielne popołudnia z bardzo prostego powodu, na ulicach, chodnikach i w parkach jest znacznie więcej ludzi niż przed południem czy w inne dni tygodnia i tak też było tym razem. Mimo utrudnień starałem się jak najlepiej zjeżdżać i pierwszy zjazd na trasie wyszedł bardzo dobrze, musiałem w pewnym momencie zwolnić ale nie wybiło mnie to z rytmu jak zazwyczaj. Niestety kolejne zjazdy już tak fajnie nie wyglądały, musiałem w głównej mierze jechać na klamkach i często używać hamulców. Przed wyjazdem z Bielska nie było już wiele przeszkód na drodze. Za miastem już zacząłem kombinować jak sobie urozmaicić trasę. W Bystrej skręciłem w prawo i zupełnie nieznaną mi drogą dojechałem do Mesznej, na mapie było jeszcze kilka dróg którymi dałoby się ominąć główną drogę na Szczyrk. W Buczkowicach podjąłem decyzje o zaliczeniu po raz kolejny podjazdu na Salmopol, być może po raz ostatni w tym roku. Jadąc przez Szczyrk strasznie męczyłem się, nie tylko droga mi się dłużyła ale i warunki na trasie nie należały do najłatwiejszych. Zupełnie odzwyczaiłem się od jazdy w grubych ciuchach i na podjeździe strasznie mi to przeszkadzało, w sumie sam sobie jestem winien bo wszyscy których mijałem byli ubranie jeszcze w letnie stroje. Z drugiej strony jednak czułem komfort termiczny i nie żałowałem, że ubrałem ciepłą bluzę i nogawki. Na Salmopol wjechałem w równym tempie ale nie wiem po co. Widok jaki zobaczyłem na przełęczy zaskoczył mnie bardzo. Jeszcze nigdy nie widziałem tyle samochodów na przełęczy a podobną ilość ludzi chyba tylko na TDP. Oczywiście większość z nich nie miała masek i nie zachowywała odległości. To jest typowe dla Polaków, jak czegoś zakażą to nie trzeba się stosować do przepisów ale jak zwolnią z pełnienia obowiązków to od razu wszyscy się stosują. Przez chwile szukałem miejsca na krótki postój, znalazłem go dopiero na zjeździe do Wisły miedzy zaparkowanymi wzdłuż drogi samochodami. Nie zabawiłem tam długo i ruszyłem w drogę powrotna, po słabym początku zjazdu jechałem stopniowo coraz lepiej, najpierw poprawiłem technikę a w końcówce pojawiła się jeszcze szybkość. Nie byłbym sobą gdybym poprzestał na jednym podjeździe i zaliczyłem jeszcze drugi, krótki, z kilkoma ściankami podjazd w kierunku Malinowa. Z rytmu wybijały mnie rynny odprowadzające wodę, jechałem spokojnym tempem ale i tak musiałem się postarać aby nie poprawić swojego najlepszego czasu na tym podjeździe. Wyjeżdżałem całe 2 sekundy dłużej niż poprzednim razem, nie zależało mi na kolejnym rekordzie. Zjazd bardzo asekuracyjny i wolny i szybka ucieczka ze Szczyrku, udało się sprawnie przejechać kilkanaście kilometrów aż do Bystrej. Tam postanowiłem zafiniszować na krótkim podjeździe, można powiedzieć, że powtórzyłem sprint sprzed 2 dni, przez 30 sekund wygenerowałem dokładnie taką samą moc. Najlepsi generują podobne na finiszach ale przy pomocy jednej nogi, tyle brakuje do sprinterów. Jestem po prostu słaby i każdy kolejny sprint to potwierdza. Do domu wróciłem już spokojniejszym tempem, dołożyłem dwa krótkie podjazdy. Warunki też robiły się trudniejsze, coraz gorsza widoczność i niższa temperatura były wystarczającym powodem aby wrócić do domu. Być może było to pożegnanie z górami na kolejne 4-5 miesięcy. Formy już nie ma, męczę się coraz szybciej, idealny moment na koniec sezonu.


Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa


Ranking podjazdów 2020 cz. 1

Sobota, 24 października 2020 · dodano: 24.10.2020 | Komentarze 0

Od jakiegoś czasu bardzo interesuję się różnego rodzaju statystykami. Co jakiś czas tworzę różnego rodzaju rankingi m.in. o podjazdach. Pierwszy z tegorocznych rankingów dotyczy podjazdów a konkretnie rekordów czasowych jakie udało się ustanowić w tym roku lub poprawić dobre już czasy z poprzednich lat. Stworzyłem kilka rankingów na podstawie różnych kryteriów. Pierwszy podział jaki mógłbym wprowadzić to uszeregowanie podjazdów według podejścia. Na kilku podjazdach robiłem sobie czasówki i nastawiałem się na dobre czasy, inne rekordy wpadły dosyć przypadkowo a jeszcze inne to spontaniczne ataki bez specjalnego przygotowania. Ciężko podzielić podjazdy na te trzy grupy i zastosowałem inny podział. Do pierwszej grupy trafiły podjazdy znane, bardzo popularne które zaliczyłem już minimum 10 razy a wiele z nich po kilkadziesiąt razy. Druga grupa to podjazdy nowe które jechałem pierwszy raz. Trzeci zbiór podjazdów to pozostałe które już zaliczyłem ale niezbyt dużo razy i takie które są mniej popularne wśród kolarzy. Pozostałe rankingi to uszeregowanie podjazdów w oparciu o różne kryteria m.in. najlepsza moc na podjeździe czy różnica miedzy aktualnym a poprzednim rekordem. Ten rok ułożył się tak, że już w marcu atakowałem rekordy na podjazdach, później trenowałem w domu i od kwietnia do października regularnie poprawiałem rekordy na podjazdach. W pierwszej połowie roku gdy nie odbywały się zawody, większość wyścigów zostało odwołanych, w kalendarzu pojawiło się kilka czasówek na których radziłem sobie bardzo dobrze. W pierwszej połowie roku gdy moja forma rosła zrobiłem kilka czasówek na znanych podjazdach. W oparciu o portal Strava wybrałem segmenty które mnie interesują, nie zawsze pokrywają się z oficjalnymi podjazdami z różnych baz dostępnych w sieci. W ten sposób poprawiłem swoje czasy na takich podjazdach jak: Kubalonka, Salmopol, Kocierz, Łysina czy Żar. Nie zawsze byłem w stanie dać z siebie wszystko i w końcu zrezygnowałem z tej formy i atakowałem podjazdy spontanicznie. W ten sposób wpadły rekordy na takich podjazdach jak: Przegibek ( z obu stron ), Tokarnia, po raz drugi Salmopol od Szczyrku, Magurka ( dwukrotnie ), Orle Gniazdo od Biłej czy Równica ( na wielu segmentach). Zaliczyłem wiele podjazdów nowych, niekoniecznie z dobrymi czasami. Kilka rekordów wpadło przypadkowo m.in. krótkie ścianki w Międzybrodziu Bialskim które zaliczyłem tylko w celu dołożenia metrów w pionie. Podczas czasówek poprawiłem swoje czasy na takich podjazdach jak: Równica od mostu na Wiśle czy Łysa Góra. Pozostaje niedosyt bo nie udało się poprawić rekordów na takich podjazdach jak. Salmopol od Wisły czy Równica od Jaszowca ul. Wczasową czy Zameczek a także innych podjazdach w Czechach. Na wszystko zabrakło czasu a czasami lepszej dyspozycji dnia. Sumując wszystkie podjazdy udało się na ponad 60 różnych segmentach poprawić swoje czasy lub ustanowić pierwsze rekordy. Na podstawie tego rankingu będę starał się poprawić kolejne rekordy w 2021 roku a także próbować atakować czasy które w tym roku udało się wyśrubować do bardzo dobrych wyników. Mimo braku wyścigów był to dla mnie najlepszy sezon, w górach zawsze czułem się jak ryba w wodzie a w tym roku szczególnie dobrze czułem się na podjazdach. Nie miało dla mnie znaczenia czy podjazd jest długi czy krótki i sztywny. Wypracowałem dobrą technikę jazdy i stałem się bardzo dynamicznym kolarzem. Brakuje mnie jeszcze na bardzo krótkich podjazdach ale jestem w stanie pokonać około 5 kilometrowy podjazd z równą wysoką mocą i kadencją ponad 90, kiedyś było to nie do pomyślenia. Zazwyczaj patrzono na mnie przez palce, nie traktowano mnie poważnie, zazwyczaj moje dobre wyniki na podjazdach traktowano jako przypadkowe. W tym roku potwierdziłem po raz kolejny, że na podjazdach jestem jednym z czołowych kolarzy. Biorąc na tapetę wszystkie podjazdy z tego roku można naliczyć 20-30 kolarzy którzy potrafili pojedynczy podjazd pojechać lepiej niż ja, na wielu jest to ledwie 2-3 kolarzy. Na prawie każdym segmencie Stravy na którym atakowałem rekord jestem w najlepszej 10 wśród amatorów, kilka lat temu przy 1/3 zawodników zarejestrowanych na segmentach również balansowałem około 10 miejsca. Najlepszy jak dotąd 2017 rok do którego nie byłem w stanie nawiązać w dwóch poprzednich latach był słabszy niż 2020 rok mimo tego, że zaliczyłem mniej podjazdów i regionów. W 2020 roku nie planuję już atakować podjazdów na czas i ranking rekordów jest już raczej ostateczny. Wciąż są podjazdy na których mam słabe rekordy i w przyszłych latach będzie co atakować.
1.Zestawienie rekordów czasowych na znanych i popularnych podjazdach zaliczonych w 2020 roku z uwzględnieniem danych o tętnie, mocy i różnicy w odniesieniu do poprzedniego rekordu:

2.Zestawienie nowych podjazdów zaliczonych w 2020 roku z uwzględnieniem danych o tętnie i mocy:

3.Zestawienie rekordów czasowych na pozostałych podjazdach zaliczonych w 2020 roku z uwzględnieniem danych o tętnie, mocy i różnicy w odniesieniu do poprzedniego rekordu:

4.Zestawienie rekordów czasowych na wszystkich podjazdach zaliczonych w 2020 roku z uwzględnieniem danych o tętnie, mocy i różnicy w odniesieniu do poprzedniego rekordu:

5.Zestawienie rekordów czasowych na wszystkich podjazdach zaliczonych w 2020 roku z uwzględnieniem danych o tętnie, mocy i różnicy w odniesieniu do poprzedniego rekordu, uszeregowanych według różnicy czasu w sekundach:

6.Zestawienie rekordów czasowych na wszystkich podjazdach zaliczonych w 2020 roku z uwzględnieniem danych o tętnie, mocy i różnicy w odniesieniu do poprzedniego rekordu, uszeregowanych według różnicy czasu w procentach:

7.Zestawienie rekordów czasowych na wszystkich podjazdach zaliczonych w 2020 roku z uwzględnieniem danych o tętnie, mocy i różnicy w odniesieniu do poprzedniego rekordu, uszeregowanych według daty poprzedniego rekordu:

8.Zestawienie rekordów czasowych na wszystkich podjazdach zaliczonych w 2020 roku z uwzględnieniem danych o tętnie, mocy i różnicy w odniesieniu do poprzedniego rekordu, uszeregowanych według najlepszych mocy:




  • DST 37.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 24.94km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 179 ( 91%)
  • HRavg 135 ( 69%)
  • Kalorie 958kcal
  • Podjazdy 660m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Roztrenowanie 4

Piątek, 23 października 2020 · dodano: 23.10.2020 | Komentarze 0

Ostatni popołudniowy wyjazd przed planowaną przerwą od roweru a być może po raz ostatni w tym roku. Tym razem wybrałem się do Bystrej przez którą zwykle tylko przejeżdżam główną drogą a w dolinie ciągnącej się w górę rzeki Białej nie było mnie już dobre kilka lat. Znowu nie patrzyłem na dane z licznika, co jakiś czas kontrolujący tylko kadencję. Pierwszy zjazd na trasie mimo tego, że był zepsuty przez samochody był szybki, później znowu walka z samochodami na ścieżce rowerowej, z tego powodu zrezygnowałem z jazdy traktem i trzymałem się szosy. Po dniu przerwy noga znów była słabsza a samopoczucie nienajlepsze. Nim dojechałem do Bystrej zaliczyłem dodatkowy podjazd w Cygańskim Lesie. Nawierzchnia na całej długości bardzo nierówna ale to był dzisiaj standard. Najbardziej przeszkadzało to na zjazdach gdzie nie czułem się zbyt pewnie ale nie przejmowałem się tym faktem. Sporo czasu i cierpliwości straciłem na skrzyżowaniu gdzie nie mogłem doczekać się zielonego światła. Wcześniej wjechać na skrzyżowanie nie chciałem bo w pobliżu były minimum dwa radiowozy, po co rzucać się w oczy. Upewniłem się czy chusta odpowiednio przykrywa usta i noc i czekałem na wjazd na skrzyżowanie. Po kilku minutach wreszcie pojawiło się zielone światło. Jazda główną drogą znów nie miała nic wspólnego z przyjemnością, kawałek musiałem się pomęczyć wśród samochodów. Po wjeździe do Bystrej skręciłem w prawo gdzie pojawiła się nowa nawierzchnia, kiedyś dało się dojechać na szosie tylko do wjazdu do lasu a obecnie da się aż do skoczni gdzie przy zamkniętej bramie trzeba zawrócić. Cały podjazd miał może 300-400 metrów, dłuższy czekał mnie kilka minut później. Wjeżdżając na główną trafiłem na spokojniejszy moment i minęło mnie ledwie parę samochodów. Po zjeździe z głównej zniknął problem z wyprzedzaniem na centymetry, na całym ponad 4 kilometrowym podjeździe spotkałem ledwie kilkanaście samochodów. Droga pozostawiała sporo do życzenia, w końcówce zaskoczyło mnie nachylenie, będąc pewnym, że nie mam już rezerwowej zębatki stanąłem w pewnym momencie na pedałach i koło zaczęło się ślizgać. Cudem uniknąłem gleby ale wtedy też zorientowałem się, że do dyspozycji mam jeszcze 32 z tyłu, na moment skorzystałem z tej możliwości. Podjazd zmęczył mnie dosyć konkretnie i podobnie jak wcześniejszy zakończył się zamkniętą bramą. Zjazd wyglądał słabo, nie umaiłem się skupić, kilka razy byłem bliski upadku, sprzęt wytrzymał trudy mimo bardzo złych warunków. Jakoś nie śpieszyło mi się do domu i dlatego wróciłem dłuższą drogą, nawet jazda ścieżką nie była tak uciążliwa jak zwykle. Postanowiłem zmęczyć nogi finiszując na krótkim podjeździe. Niestety w moich nogach pozostały już resztki mocy i moja jazda wyglądała bardzo słabo. Na ostatnim zjeździe chciałem znów sobie poszaleć ale kierowca ciężarówki wyjaśnił mnie już na samym początku, wyprzedził mnie i cały zjazd pokonał hamując. Doprowadziło to do bardzo niebezpiecznej sytuacji na kolejnym skrzyżowaniu gdzie nie byłem w stanie skręcić w lewo. Musiałem przejechać kawałek dalej, zjechać na chodnik i odczekać na bezpieczny moment. Odechciało mi się dalszej jazdy i spokojnie wróciłem do domu. Jeszcze tydzień i zasłużona przerwa od roweru.


Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa