Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 143.00km
  • Czas 04:20
  • VAVG 33.00km/h
  • VMAX 75.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 196 (100%)
  • HRavg 159 ( 81%)
  • Kalorie 2298kcal
  • Podjazdy 2050m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mamut Tour 2019

Sobota, 25 maja 2019 · dodano: 26.05.2019 | Komentarze 0

Długo czekałem na ten start. Wyścig o którym myślałem już dwa lata temu był idealną okazją do sprawdzenia swojej aktualnej formy. Do końca nie wiedziałem czy uda się wystartować a w dodatku przez kilka dni walczyłem z przeziębieniem którego do końca nie zdołałem wyleczyć. Mając do wyboru trzy dystanse wybrałem ten średni z wysokim poziomem i dużą liczbą uczestników. Będąc na miejscu zaskoczyła mnie baza w której zlokalizowane było miasteczko zawodów, teren dosyć spory, dużo miejsc parkingowych, dostęp do kilku toalet, pryszniców, bufetów. Trasa wyścigu zaczynała się i kończyła około 200 metrowym odcinkiem kostki brukowej. Załatwienie formalności w biurze było chwilą, każdy wiedział w której kolejce się ustawić i dlatego wszystko szło szybko i sprawnie. Na starcie wszystkich dystansów oraz maratonu MTB i wyścigów dla poszczególnych kategorii młodych kolarzy zebrało się około 800 osób. Organizacyjnie było to załatwione perfekcyjnie. Na początek startował dystans C ( 80 km ) później łączony A ( 220 km ) i B ( 143 km ) a następnie MTB i Gravel. Dopiero po wystartowani u głównych wyścigów do boju ruszyli młodzi miłośnicy kolarstwa. Z pierwszego pozoru wydawało mi się, że dystanse A i B powinny startować przed dystansem C ale rozwidlenie dróg na trasie było w takim miejscu, że wyprzedzenie słabszych zawodników z wyścigu startującego wcześniej w przyjętym układzie startów było bezkolizyjne.
Przed startem przygotowałem odpowiednią ilość jedzenia oraz dwa bidony picia. Pojechałem na rozgrzewkę i nie zdążyłem z niej wrócić a już startował pierwszy dystans. Już po starcie się podzielił na kilka grup a tempo nie było jakoś ekstremalnie wysokie. Gdy dojechałem już na start to sektor już był pełny i podobnie jak około 80 osób musiałem stanąć w drugiej części. Gdy ruszyliśmy to od razu tempo było wysokie, chyba za wysokie jak dla mnie. Męczyłem się strasznie i musiałem być maksymalnie skupiony bo w ponad 200 osobowym peletonie o kraksę nie było trudno. Udało się przedostać kilka pozycji do przodu ale na większy zysk nie było co liczyć. Skupiłem się na utrzymaniu pozycji w peletonie, runda nie była zamknięta i co jakiś czas pojawiały się samochody co powodowało tzw. Efekt sprężyny. Nawierzchnia nie była najlepsza a po około 10 kilometrach pojawiła się kostka brukowa. Dłuższego i trudniejszego podjazdu nie było widać i tak było jeszcze przez wiele kilometrów. Po około 15 kilometrów pojawił się lekki zjazd i tam miałem delikatne problemy i zostałem za peletonem. Zebrało się nas kilka osób i udało się dogonić główną grupę. Na około 20 kilometrach popuściła śruba od mocowania licznika, wypadła gumowa uszczelka która zabezpieczała uchwyt przed przesunięciem się i uchwyt był całkiem luźny. Przesunąłem go w prawo na nieco grubszą cześć kierownicy ale przeszkodą były linki i przy całkiem równej drodze może zdałoby to egzamin ale na tej trasie ciężko było o super nawierzchnie i nie ryzykowałem takiego rozwiązania. Chcąc czy nie chcąc licznik wylądował w kieszeni i to było już dla mnie poważne utrudnienie. Jestem przyzwyczajony do jazdy z czujnikami i nie bardzo byłem pewny jazdy „na oko”. Największym problemem jaki się pojawił było mierzenie czasu w którym miałem przyjmować kolejne dawki energii. Przestałem się tym przejmować i znowu skupiłem się na trzymaniu w grupie. Peleton dzielił się i łączył wiele razy, powoli przesuwałem się do przodu ale czub był za daleko. Gdy pojawił się fajny fragment a stawka była przerzedzona na tyle, że swobodnie mogłem przeskoczyć kilkanaście miejsc do przodu to wydarzyła się kraksa i przede mną pojawili się zawodnicy którzy chcieli ją minąć. Ucierpiało 4 zawodników a kilkunastu musiało się zatrzymać. Pojawiła się dziura którą zacząłem spawać, na szczęście droga prowadziła lekko w górę i miałem łatwiej. Udało się doskoczyć i dociągnąć za sobą kilku zawodników a kilkunastu kolejnych miało problemy. Do pierwszego dłuższego podjazdu coraz mniej czasu a peleton znowu się podzielił na kilka grupek. Byłem w trzeciej z nich, różnice były małe i szybko znowu się połączyliśmy. Nie wiem co działo się z przodu ale wiedziałem, że na tym pierwszym odcinku trasy straciłem sporo sił. Przed podjazdem byłem w peletonie który zaczął się dzielić na podjeździe. Z przodu szło mocne tempo a moja jazda pozwoliła coś nadrobić i na szczycie znaleźć się za drugą grupą. Zjazd był bardzo niepewny, momentami mokro, żwir i wyrwy. Gdy nachylenie spadło to przeleciała koło mnie kilkuosobowa grupa i nie miałem szans na reakcję. Nie lubię takich zjazdów gdy nachylenie nie przekracza 3 %. Po zjeździe i skręcie w prawo dogoniła mnie dosyć duża grupa zawodników i udało się do niej załapać. Na początku nie pracowałem a później dałem dwie bardzo mocne zmiany co zaowocowało dogonieniem najpierw jednej a później drugiej dużej grupy. Nie wiem kiedy minęliśmy bufet a w bidonach picia ubywało. Przez brak ciągłego podglądu na licznik nie jadłem regularnie. Jechało się bardzo dobrze, wiedziałem, że znalazłem się w właściwym towarzystwie. Mając już pewne doświadczenia z krajowych wyścigów nie pchałem się na czoło a jazda w peletonie nie sprawiała mi tak dużych problemów jak jeszcze rok temu. Dobrą dla mnie sytuacją był fakt, że w grupie było po kilku zawodników z tych samych grup i to właśnie oni głównie nadawali tempo. W połowie trasy pojawił się krótki ale ciekawy podjazd na którym grupa się podzieliła, kilku zawodników odpadło, ja czułem, że nie jadę na maksa a i tak wjechałem z przodu. Początek zjazdu nie wyglądał dobrze a druga część już dużo lepiej i dzięki temu nie puściłem grupy. Za późno zjadłem żela i w dalszej części wyścigu za to zapłaciłem. Do następnego podjazdu nie działo się nic ciekawego, tempo nie tak wysokie jak na początku wyścigu i dlatego nie musiałem skupiać się na utrzymaniu koła grupy. Przed podjazdem kilku zawodników się zatrzymało, nastąpiło rozluźnienie i wykorzystałem ten fakt do przesunięcia się do przodu. Przegapiłem moment podkręcenia tempa i kilku zawodników odjechało. Ja jechałem swoje i na szczycie stawka była dosyć rozciągnięta. Na zjeździe nieco zaryzykowałem ale przed jednym z zakrętów się zawahałem i wytraciłem zbyt dużo prędkości. Przed ostatnim, najdłuższym podjazdem dojechało do mnie kilku zawodników. Dwóch zawodników przy dużej prędkości się zderzyło, bardzo nieciekawie to wyglądało ale nie było czasu aby się zatrzymać. Wcześniej zdążyłem skonsumować kolejnego żela i myślałem, że starczy energii na cały podjazd. Na początku pojawiło się dosyć duże nachylenie i zaczynałem zbliżać się do osób które były z przodu. Gdy skończył się teren zabudowany i krótki odcinek w lesie to wyjechało się na otwartą polane i pojawiała się ściana do nieba. Bardzo ciekawy widok, kilkadziesiąt różnych koszulek na tle nieba i trawy wyglądało bardzo ładnie. Jechałem cały czas dosyć dobrym tempem. Wyprzedzałem kolejnych zawodników i przed wypłaszczeniem dojechałem do zawodników którzy mi odjechali na poprzednim podjeździe. Do początku zjazdu prowadził jeszcze odcinek z bardzo zmiennym nachyleniem. W tym momencie dopadł mnie spory kryzys z którym później długo walczyłem. Zaczynałem tracić kontakt z nimi a z tyłu nie było nikogo. Jeden z zawodników minął mnie na początku zjazdu, kolejny kawałek dalej i dopiero gdy trzeci mnie minął to udało mi się złapać koło. Zjechałem dosyć dobrze ale jazda bez grupy w względnie łatwym terenie nie miała większego sensu. Szybko dojechała do mnie mała grupa i w sumie było nas około 10 osób. Kryzys nie chciał mnie opuścić ale walczyłem dzielnie i zawziąłem się na tyle aby w dobrze współpracującej grupie dojechać do bufetu. W tej grupce wszyscy pracowali i o to chodziło. Niestety na bufecie musiałem się zatrzymać. W bidonach było już zupełnie pusto, jedzenia na styk. Zatrzymało się nas kilku a reszta pojechała. Postój był szybki i sprawny, napełnienie dwóch bidonów i zabranie banana zajęło mi około 40 sekund. W oddali było widać dwie grupy, samotnie ciężko było dogonić. Zaczynałem tracić motywację i włączyłem tryb ekonomiczny. Dojechał do mnie zawodnik który jechał na 220 kilometrów. Nie miałem ambicji aby za wszelką cenę jechać jego tempem i po kilku minutach odpuściłem. Minąłem rozwidlenie dróg skąd do mety pozostało 21 kilometrów. Samotnie walczyłem z trasą, z tyłu nie było widać nikogo. Dopiero po kilku kilometrach jazdy równym tempem dojechało do mnie trzech zawodników, chwile z nimi jechałem a później zostałem z jednym z zawodników i już we dwóch do mety. Najpierw po równych zjazdach a później gdy widziałem, że kolega nie daje rady wychodzić na zmian to popuściłem lekko i w równym tempie dojechaliśmy do kostki brukowej prowadzącej do mety. Nie byłbym sobą gdybym nie próbował zafiniszować. Ruszyłem mocno i bez problemu byłem w stanie wygenerować ponad 700 Wat. Nie byłem przesadnie zmęczony, ostatnie 30 kilometrów po bufecie mogłem pojechać mocniej, lepiej i wtedy pewnie bardziej czułbym nogi.
Z przebiegu wyścigu jestem zadowolony. Do zwycięzcy straciłem około 25 minut, do zawodników z którymi się trzymałem przez większą część wyścigu około 10 minut. Pojechałem dobrze, na miarę obecnych możliwości. Taktyka jaką obrałem była dobra, siły wyższe spowodowały, że mój wynik był nieco gorszy. Sprzęt przygotowałem perfekcyjne, poza uchwytem do licznika nic nie zawiodło. Koła spisały się dobrze, przetrwały tą trasę a w najbliższym okresie wysyłam je na serwis w celu sprawdzenia naciągu szprych i stanu bębenka. Najbardziej żałuję, że nie miałem stałego podglądu na licznik. Mając dostęp do danych a w szczególności do czasu byłbym w stanie dokładnie rozplanować siły, wiedzieć kiedy mam jeść i może tego kryzysu by nie było. Przegapiłem pierwszy bufet a na drugim nie było już bidonów do zabrania i musiałem się zatrzymać. Wiele zawodników miało przewagę w postaci własnych bufetów i samochodów technicznych co było dozwolone.
Organizacja tego wyścigu stała na bardzo wysokim poziomie, wszystkie szczegóły dopięte na ostatni guzik. Super zabezpieczona trasa pomimo faktu, że wyścig odbywał się w otwartym ruchu a zabezpieczone były wszystkie skrzyżowania. W Polsce nieraz po przejechaniu czołówki znikają także osoby zabezpieczające trasę a na tym wyścigu służby stały jeszcze długo po przejechaniu czołówki. Przed czołowymi zawodnikami jechał radiowóz policyjny a dalsze grupy były pilnowane przez motocykl. Jeden z nich filmował cały wyścig, dzięki dobrej jeździe w pierwszej części wyścigu dosyć często byłem filmowany. Bufety dobrze zaopatrzone, szybka obsługa, na podobnym poziomie co w Polsce. Poziom zawodów bardzo wysoki, czołowi zawodnicy w Polsce mieli problem z utrzymaniem czołowej grupy a liczba zawodników w poszczególnych kategoriach i prezentującej wysoki poziom jest bardzo duża. O przynależności do poszczególnych grup decydowały detale. Jedynym elementem który mógł wyglądać lepiej to drogi, sporo nierównych, wąskich dróg z niezbyt dobrą nawierzchnią. Bogate pakiety startowe, atrakcyjne nagrody i wiele innych decydują, że wyścig ten doczekał się już fajnego jubileuszu – 25 lat. W Polsce na palcach jednej ręki można policzyć takie wyścigi.
Wszystkie osoby które narzekają na wysoki poziom kolarstwa amatorskiego w Polsce polecam ten wyścig jako porównanie. Zawodnicy którzy w Polsce nie mają konkurencji tutaj ją znajdą. Ciekawostką dotyczącą tego wyścigu jest fakt, że w poprzednich latach na starcie pojawiali się zawodnicy którzy mają w swoim CV także starty w wyścigach World Tour i niekoniecznie wygrywali ten wyścig.
Wracając do celu w jakim pojechałem do Czech mogę stwierdzić, że w mniejszym lub większym stopniu zrealizowałem wszystkie zadania. Najważniejszym celem było sprawdzenie swojej aktualnej formy. Profil trasy i tempo w pierwszej części spowodowały weryfikacje założeń, na początku straciłem sporo sił i na podjazdach nie pokazałem rzeczywistych możliwości. Dobrze czułem się w peletonie, byłem w stanie trzymać się wyżej niż na samym ogonie a gdyby tempo było lżejsze to być może byłoby jeszcze lepiej. Dużo lepiej zjeżdżam, już nie tracę tyle sił na doganianie grupy po zjazdach. Brak podglądu na licznik spowodował, że nie rozłożyłem dobrze sił, nie jadłem regularnie i doprowadziłem do niepotrzebnego kryzysu który sprawił, że w drugiej części wyścigu nie szło mi już tak dobrze. Pewien wpływ miało także przeziębienie z którym walczyłem w ostatnich dniach, zwykle taki stan odbierał mi znaczne pokłady energii a tym razem osłabienie nie było tak widoczne. Moja forma na tym etapie sezonu jest dobra. Lepiej czuję się w dużej grupie a zjazdy wyglądają dużo lepiej. Wiem nad czym mam pracować aby poprawić swoją dyspozycję wyścigową.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa asudo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]