Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 91.00km
  • Czas 03:12
  • VAVG 28.44km/h
  • VMAX 86.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 186 ( 95%)
  • HRavg 167 ( 85%)
  • Kalorie 2088kcal
  • Podjazdy 2170m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętla Beskidzka 2019

Sobota, 6 lipca 2019 · dodano: 10.07.2019 | Komentarze 0

Połowa sezonu już za nami a wiec przyszedł czas na Pętlę Beskidzką – kultowy już wyścig znajdujący stałe miejsce w moim kalendarzu startów. Miał to być ostatni sprawdzian przed Tatrą Road Race i dlatego chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. W ostatnim tygodniu przed startem pojawiło się sporo dodatkowych problemów, m.in. zamknięcie kolejnych dróg i wprowadzenie dodatkowych odcinków z ruchem wahadłowym wpłynęło na ostateczną długość przebieg trasy. W tym roku najdłuższy dystans liczył 92 kilometry z sumą przewyższeń prawie 2200 metrów. Z jednej strony idealna trasa na sprawdzenie nogi a z drugiej nastawiałem się na dłuższe dystanse i takie 90 kilometrów w dobrym tempie jechałem po raz ostatni w zeszłym sezonie.
Przed startem przespałem całą noc a w poprzedzającym wyścig tygodniu regularnie się nawadniałem. Myślałem, że wszystko zrobiłem dobrze i w dzień startu popełniłem jeden błąd. Zjadłem bardzo syte śniadanie około 3,5 godziny przed startem a później tylko banana i batona a powinienem coś konkretniejszego. Rozgrzewka była dosyć dobra i z wyprzedzeniem zjawiłem się w sektorze startowym. Stanąłem w miejscu które było określone jako pierwsza linia startu, później jednak zjawili się czołowi zawodnicy i stanęli z przodu a cześć także poza wyznaczonym miejscem. Na starcie pojawili się także mocni zawodnicy bez numerów co już zmniejszyło moją chęć do ścigania.
Gdy nadeszła godzina startu to zrobił się straszny ścisk. Nie umiałem ruszyć normalnie i już kilka miejsc w plecy, później zaczęli mnie wyprzedzać zawodnicy i z bardzo dobrej pozycji na starcie zrobiła się średnia przed podjazdem na Zameczek. Już wtedy pomimo umiarkowanie mocnego tempa zaczynały się robić dziury, nie wiem czego niektórzy oczekiwali stając z przodu i zdając sobie sprawę, że tempa czołówki i tak nie utrzymają a mogą innym rozwalić wyścig. Zamiast jechać spokojnie w zwartej grupie już musiałem gonić odjeżdżającą czołówkę. Selekcja trwała cały czas i tego przeciskania się i jazdy slalomem pomiędzy innymi zawodnikami było sporo. Były momenty, że się nie dało i za górną bramą gdy czołówka podkręciła tempo miałem już starte i nie byłem w stanie odpowiedzieć na atak. Jechałem cały czas bardzo mocno, niemal na maksa ale to nic nie dało. Łapałem pojedyncze osoby, kilku było w zasięgu ale czołówki nie było widać. Dla mnie wyścig się skończył i zaczęła walka o złapanie się do jakiejś dobrej grupy która ścigać się będzie już nie o podium a o miejsce w 2 czy 3 dziesiątce OPEN. Z jednej strony byłem zadowolony, dawno nie pojechałem tak mocno pierwszego podjazdu na wyścigu a z drugiej byłem zrezygnowany, że tak szybko musiałem pożegnać się z czołówką. Kończąc Zameczek miałem już 30 sekund w plecy, w niedalekiej odległości widziałem przed sobą kilku zawodników, za moimi plecami też było parę osób wiec była szansa na stworzenie dosyć licznej grupy. Nie odpuściłem nawet na moment, praktycznie sam dociągnąłem do dwójki zawodników a na bardzo szybki, niebezpiecznym i pełnym różnych sytuacji zjeździe ze Stecówki dojechali kolejni. Zjechałem całkiem dobrze chociaż miałem spore problemy aby utrzymać tempo towarzyszy i w Zaolziu zjechaliśmy się w jedną grupę. Byłem już zmęczony, zdecydowanie za mocno pojechałem pierwsze 10 kilometrów a moc znormalizowana ponad 300 Wat potwierdziła tylko jak musiałem się namęczyć aby znaleźć się w tym miejscu. Skupiłem się na utrzymaniu koła grupy i do Koczego Zamku nie dawałem zmian. Tam powinienem spróbować nadawać tempo grupie ale nie byłem w stanie. Przy okazji złapaliśmy jeszcze jedną osobę która już odpadła od wcześniejszej grupy. Przez ten chaos na Zameczku nawet nie wiedziałem ile rzeczywiście osób jedzie z przodu ale nie miałem ani czasu ani ochoty aby o tym myśleć. Jakoś przetrwałem do końca podjazdu i liczyłem na chwile wytchnienia na zjeździe. Zaczynając go z tyłu bałem się, że odpadnę od grupy i już jej nie dogonię. Niestety moje przypuszczenia okazały się słuszne, ku mojemu zdziwieniu nie byłem najsłabszy na zjazdach w tej grupie i pomimo tego, że zjechałem jako ostatni to miałem przed sobą dwójkę zawodników. Początkowo jechaliśmy po zmianach, starałem się jechać bardzo mocno i w pewnym momencie zauważyłem, że zaczynamy się zbliżać do grupy. Po jednej ze zmian zluzowałem na moment i nie złapałem koła i dwójka odskoczyła na kilkanaście metrów. Przewaga trochę wzrosła i gdy zaczął się krótki ale stromy podjazd to grupa zwolniła. Jeden zawodnik zdołał doskoczyć do reszty a ja wciąż miałem stratę. W tym momencie dalej moc znormalizowana była bliska 300 Wat a w nogach już ponad 20 kilometrów. Zjadłem żela i zagiąłem się aby spróbować jeszcze dołączyć. Tempo w grupie było mocne bo dwie lub trzy osoby odpadły a ja wciąż miałem grupę w zasięgu. Po łatwiejszym fragmencie z krótkim zjazdem zaczął się około 500 metrowy podjazd z nachyleniem przekraczającym miejscami 10 %. Zrzuciłem ząbek niżej i zdołałem dojechać do grupy. Odpocząłem trochę na kole grupy i na zjeździe odpiął mi się czujnik od miernika mocy. Na początku nie wiedziałem co to jest ale gdy skręciliśmy na krótki ale stromy podjazd w Suchem to się zorientowałem. Trzymałem się z tyłu i gdy tylko się wypłaszczyło to naprawiłem usterkę. Oczywiście straciłem kilkanaście metrów i musiałem znowu gonić. Udało się dopiero na końcu zjazdu przed rondem i na podjeździe przesunąłem się do środka. Gdy tylko skręciliśmy w kierunku Jaworzynki to wyszedłem na zmianę. Jechało się dobrze, dosyć szybko i mocno. Powoli zaczynałem dochodzić do siebie po zbyt mocnym początku i tych wszystkich pogoniach po zjazdach czy problemach z utrzymaniem koła. Z przodu trzymałem się do początku zjazdu i wtedy prawie wszyscy mnie wyprzedzili. Wiedziałem, że niedługo zacznie się podjazd i nawet gdy starce kilka metrów to powinienem doskoczyć na stromiźnie. Na szczęście nie byłem ostatni i podjazd na WyrchCzadeczkę wjechałem w grupce. Na wypłaszczeniu dałem krótką zmianę a na zjeździe nie czułem się zbyt pewnie i ponownie straciłem dystans. Dołączyłem dopiero na początku kolejnego podjazdu w kierunku Istebnej. Do bufetu trzymałem się z tyłu, wymieniłem bidon na pełny i zacząłem przesuwać się do przodu. Na główną wjechałem już na dobrej pozycji i starałem się ją utrzymać do początku podjazdu na Ochodzitą. Pagórkowaty odcinek do Koniakowa przejechałem z przodu a gdy tylko droga zaczęła się wznosić do góry to wyszedłem na czoło i dyktowałem tempo aż do końca podjazdu. Tempo było mocne ale z rezerwami, wystarczyło to jednak aby rozciągnąć stawkę, nie wiem czy wszyscy się utrzymali bo wolałem skupić się na zjeździe. Tym razem lepiej poszedł ale i tak musiałem hamować bo nie wszyscy jechali całkiem pewnie. Przez Kamesznice współpracy nie było wcale, kto mocniej pociągnął to odjeżdżał. Ja dobrze 2 kilometry jechałem około 30 metrów przed grupą. Na podjeździe wzdłuż ekspresówki sam prowadziłem grupę, na zjeździe odpuściłem i stromy podjazd w Suchem znowu jechałem na końcu. Na zjeździe tym razem bez gonienia innych i na zmianę wyszedłem przed skrętem w kierunku Jaworzynki. Po kilkuset metrach gdy schodziłem ze zmiany to na czoło wyszedł Przemek Szlagor i zaczynał zyskiwać przewagę. Ja nie miałem ochoty go gonić a inni tez najwidoczniej nie chcieli a przy dobrej współpracy na pewno odjazd by nie wyszedł. Gdy zaczął się zjazd popełniłem błąd przy zmianie przełożeń i spadł mi łańcuch, szybko udało się wrzucić go spowrotem na blat bez zatrzymywania się. Do mety pozostało niecałe 20 kilometrów, w kieszeni powinienem mieć jeszcze dwa żele a tam był tylko jeden. No cóż, wziąłem tego ostatniego żela z myślą, że na tym dojadę do mety. Na zjeździe poprzedzającym podjazd do bufetu jeden z zawodników prawie wypadł z trasy. Jechałem bezpośrednio za nim i musiałem mocno hamować, na szczęście wszystko dobrze się skończyło i dalsza część zjazdu była już zachowawcza. Na podjeździe w kierunku bufetu i głównej drogi w Istebnej zrobiła się delikatna selekcja. Ja wjechałem z przodu i dzięki temu mogłem kontrolować to co się dzieje. Jeden z zawodników odpadł, zostało nas 8 osób. Na interwałowym odcinku do Jaworzynki zrobiła się kolejna selekcja, trzech zawodników odjechało na zjeździe a gonitwa jakoś nie przynosiła rezultatów lub nie każdy jechał na tyle mocno aby dojechać do uciekinierów na podjeździe za granicą. Zostało nas 5 i w takim składzie wjechaliśmy spowrotem do Polski. Wśród 4 osób które mi towarzyszyły były aż dwie z mojej kategorii wiekowej. Niestety zaczynałem czuć, że zbliżają się skurcze, brakło tego jednego żela oraz chyba większej ilości picia na trasie. Sięgnąłem po magnes który wziąłem na wszelki wypadek. Gdy go skończyłem to jadącego przede mną Mateusza Kwiatkowskiego zaatakowały skurcze. Pewnie więcej osób miało ten sam problem. Mimo faktu, że byłem już ujechany i świadomy tego, że magnes może nie pomóc starałem się trzymać w grupce. Po kilku minutach strzelił jeden zawodnik z mojej kategorii wiekowej i zostało nas trzech. Wiedziałem, że chcąc wjechać ostatni podjazd w jakimś rozsądnym tempie to muszę trochę zwolnić i oszczędzić trochę sił. Tak też zrobiłem, dwójka odjechała ale chwile później już każdy jechał sam. Sądziłem, że na koniec jest trudniejsza wersja podjazdu na Olecki. Była ta łatwiejsza i dzięki temu nie straciłem tyle na samym podjeździe. Podjazd zacząłem około minutę za Kubą i 30 sekund za Pawłem. Zmotywowałem się aby dać z siebie więcej i cisnąłem ile mogłem w kierunku mety. Udało się odrobić jedną pozycję, na ostatnich ściankach dałem z siebie już maksimum i nie odpuściłem aż do mety. Zdecydowałem się na finisz, nie łatwo się ściga z samym sobą i nie byłem w stanie wycisnąć z siebie więcej niż 650 Wat. Byłem pewien, że jestem 6 w kategorii A i zapewne w 3 dziesiątce OPEN. Nim sprawdziłem wyniki to zdążyłem lekko rozjechać nogi i zjeść sporo kawałków arbuza. Ostatecznie sklasyfikowano mnie jako 15 zawodnika całego wyścigu. Całkiem nieźle biorąc pod uwagę przebieg całej rywalizacji oraz moje tego sezonowe osiągnięcia. Przez większą cześć wyścigu pozostawałem w grze o pierwszą 10 OPEN co do tej pory zdarzało mi się bardzo rzadko a najczęściej kończyło już w pierwszej połowie wyścigu. Do najlepszych straciłem prawie 20 minut co mówi tylko o tym ile mnie jeszcze pracy czeka aby wskoczyć poziom wyżej. Jest to trzeci wyścig ze startu wspólnego który kończę na 15 miejscu OPEN. Poprzednio mi się to zdarzyło w 2014 roku w Toruniu gdy klasyfikowany byłem jeszcze w kategorii H a wyścig ukończyło zaledwie 25 osób oraz w 2018 roku w Ujsołach gdy dojechałem w czołówce w słabiej obsadzonym i rozgrywanym na dużo łatwiejszej trasie wyścigu w którym o zajętym miejscu decydował finisz około 20 osobowej grupy.
Wynik z Pętli Beskidzkiej oceniam jako największy sukces jeżeli chodzi o moje starty w wyścigach. Praktycznie przez cały wyścig jechałem maksymalnie w 10 osobowej grupie bez pomocy osób bez numerów, pokonałem całą bardzo trudną trasę w dobrym tempie, z problemami które nie miały dużego wpływu na wynik. Na słabiej obsadzonym krótszym dystansie z taką jazdą zmieściłbym się w 10 OPEN i być może na podium w kategorii. Lepszej możliwości sprawdzenia swojej formy nie było.
Popełniłem kilka błędów, dużo ryzykowałem ale się opłaciło, wycisnąłem z siebie tego dnia bardzo dużo i na mecie czułem zmęczenie. Nigdy tak mocno nie pojechałem żadnego początku wyścigu, płaciłem za to przez pierwszą godzinę wyścigu. Za mało zjadłem przed startem a na trasie o jeden żel za mało, ten którego nie umiałem znaleźć a był w innej kieszeni niż pozostałe. Zbyt mało piłem co doprowadziło do stanu przed skurczowego i chyba zbyt dużo czasu spędzałem na zmianach. Inną sprawą jest, że po mocnym początku nie byłem w stanie generować na podjazdach więcej niż 300 Wat w dłuższym czasie. W każdym z tych elementów są jakieś rezerwy do wykorzystania. Może by to nie dało zbyt wiele ale przynajmniej wiem jak lepiej przygotować się do startu przed Tatra Road Race.
Po wyścigu zjechałem do Wisły i dosyć sprawnie przejechałem remontowany odcinek i około 15:30 byłem już w domu. Później równie przyjemna część soboty która mogła trochę zaburzyć regeneracje przed niedzielną czasówką.



 





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ndrec
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]