Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 122.00km
  • Czas 04:23
  • VAVG 27.83km/h
  • VMAX 78.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 180 ( 92%)
  • HRavg 162 ( 83%)
  • Kalorie 2430kcal
  • Podjazdy 3200m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tatra Road Race 2019

Sobota, 13 lipca 2019 · dodano: 14.07.2019 | Komentarze 0

Najważniejszy start a zarazem jeden z głównych celów na ten rok mam już za sobą. Przygotowywałem się do tego wyścigu bardzo starannie i przy moim zdrowiu, ilości czasu jaki mogłem poświęcić na trening oraz możliwościach mojego organizmu zrobiłem wszystko aby się do tego wyścigu jak najlepiej przygotować i szczyt formy przypadł właśnie na ten wyścig. W ostatnim tygodniu walczyłem z silnym przeziębieniem a także przez trzy dni nie miałem możliwości jeździć na rowerze. Przy moim zdrowiu jazda w deszczu nie jest wskazana i dlatego długo wahałem się czy w ogóle jechać. Dopiero po 18 w piątek wyjechałem w towarzystwie znajomych w kierunku Zakopanego. Po dojeździe wykorzystałem moment i sprawdziłem sprzęt. Po dobrej kolacji długo nie mogłem zasnąć, poziom adrenaliny był tak wysoki, że nie byłem zmęczony przed startem. Rano pojechałem odebrać bogaty pakiet startowy i wróciłem na śniadanie. Czas szybko zleciał i musiałem jechać na rozgrzewkę. Ubrałem się zachowawczo, potówka, ochraniacze na buty oraz rękawki przydały się dopiero w końcowej fazie wyścigu. Rozgrzewka była odpowiednio długa i intensywna, zabrakło tylko dłuższego odcinka na FTP. Przed startem postawiłem przed sobą cele które w całości udało się zrealizować. Pierwszym z nich było pojawienie się na starcie i pomimo startu z ostatniego sektora w którym nie miałem dobrej pozycji, wolałem dobrze się rozgrzać i nadrabiać pozycje na trasie niż wystartować z lepszej pozycji i nie potrafić jechać odpowiednio mocno aby tą pozycję utrzymać. 
   Gdy nadeszła pora startu i sygnał to ponad minuta minęła zanim ruszyłem. Od startu jechałem mocno, przesuwałem się do przodu i gdy w peletonie zrobiły się dziury to nie musiałem spawać i dzięki temu oszczędziłem trochę sił. Przed podjazdem pod Salamandrę będącym pierwszą wspinaczką dnia byłem w dobrym miejscu, przede mną spora liczba osób a z tyłu nikogo. Odcinek dojazdowy do pierwszego podjazdu był jednym z najlepszych początków wyścigów w jakich brałem udział, zwykle popełniałem tam masę błędów a tym razem pomijając pozycję startową nie ma nic co mógłbym zrobić lepiej. Przy tym elemencie stawiam plusa, już drugiego tego dnia. Nie chcąc powtórzyć sytuacji z Pętli Beskidzkiej gdy pierwszy podjazd pojechałem za mocno a później długo cierpiałem i dochodziłem do siebie zacząłem podjazd na mocy progowej i cały czas się jej trzymałem. Wyprzedziłem sporo osób, w tym kilku startujących z pierwszego sektora a strata do najlepszych po 5 kilometrach wynosiła już ponad 2 minuty. Zaczął się zjazd a także pierwsze tego dnia problemy. Wróciły stare czasy gdy wszyscy zostawiali mnie na zjeździe jak chcieli, aby było jeszcze ciekawiej to na bardzo nierównej nawierzchni przy zmianie przełożenia spadł mi łańcuch, nałożenie go nie było łatwą sprawą i dobre 2 kilometry jechałem bez kręcenia. Dopiero gdy droga stała się równiejsza to udało się naprawić usterkę. Straciłem na tym trochę czasu a także sił na późniejszą gonitwę. Pogoń zakończyłem dopiero na podjeździe pod Ostrysz. O odpoczynku nie było mowy bo zaczął się zjazd na którym znowu prawie zostałem odczepiony. Na trzecim podjeździe dnia starałem się przesunąć do przodu ale nie bardzo mi to wyszło. Wjechaliśmy na dobrze znaną mi drogę w kierunku Ratułowa, moja jazda wyglądała już lepiej i mogłem chwilę odpocząć. Nie przeczuwałem, że już niedługo będę skazany na samotną jazdę. Podjazd w Czerwiennem przejechałem w środku grupy a gdy skręciliśmy w boczną drogę i zrobiło się stromiej to wyszedłem na czoło i nawet zrobiłem niewielką przewagę. Nie trwało długo jak zostałem złapany i znowu znalazłem się na tyle. Kolejny podjazd był krótki i stromy. Na takich sobie nie radzę najlepiej i wjechałem z tyłu a po minięciu premii górskiej popełniłem największy błąd. Odpuściłem na moment i zrobiła się różnica którą powiększył zjazd. Od tego momentu już jechałem głównie solo. Oczywiście próbowałem gonić, złapałem najpierw jednego a następnie drugiego zawodnika ale pogoń nie mogła się udać bo czekał nas trudny technicznie zjazd do Skrzypnego. Po zjeździe na moment zostałem zmieniony na czele i to był koniec współpracy w tej grupce. Na podjeździe pod Pitoniówkę chciałem wykrzesać z siebie więcej i gdy tylko nachylenie wzrosło to swobodnie odjechałem i dokładając do pieca zbliżyłem się do grupy której dałem wcześniej odjechać na około 15 metrów. Ta różnica była za duża do zniwelowania na zjeździe i byłem skazany na dalszą solową jazdę. Zjazdy mi tego dnia potwornie nie wychodziły i szybko straciłem grupę z pola widzenia. Przewaga jaką udało się im wypracować była tak duża, że pomimo mocnej jazdy i łapania pojedynczych zawodników większe skupisko kolarzy zobaczyłem dopiero na podjeździe pod Czerwienne. Gdy zaczynałem ten podjazd to grupka była już w połowie wzniesienia. Jechałem cały czas swoje, noga pracowała jakby lepiej niż wcześniej i dzięki temu dystans szybko leciał. Na bufecie wymieniłem bidon, zjazdem arbuza i jechałem dalej. Starałem się jechać cały czas równie mocno jak wcześniej i nawet to wychodziło. Zjazdy o ile to możliwe były jeszcze gorsze niż wcześniej co nie wpłynęło zupełnie na moją motywację a tylko powiększyło moją stratę do najlepszych. Z ulgą dojechałem do początku podjazdu na Pitoniówkę gdzie znowu mogłem nadrobić trochę czasu. Wjechałem równie mocno jak za poprzednim razem i zbliżyłem się po raz kolejny do grupy ale jej nie złapałem. Zjazd jakby poszedł odrobinę lepiej. Zbliżyłem się do kilku zawodników a na kolejnym podjeździe już ich miałem. Po trzech godzinach jazdy zaczęło padać. Byłem na to przygotowany i dlatego moja wydajność nie spadła. Przed Czerwiennem zbliżyłem się do grupy, na podjeździe wyprzedziłem i na ostatni bufet wjechałem samotnie Ponowna zmiana bidonu, banan i kierunek meta. Na rozjeździe miałem około 25 minut straty do najlepszego zawodnika. Pomimo deszczu sprawnie dostałem się do Zębu i zacząłem zjazd do Nowego Bystrego. Wyprzedziłem kilka osób, o dziwo w deszczu nie zjechałem gorzej niż w suchych warunkach. Do mety zostało około 20 kilometrów z kilkoma podjazdami. Pierwszy z nich to znany mi odcinek w kierunku Butorowego z inną, dosyć trudną końcówką. Wjechałem całkiem sprawnie i znowu wyprzedziłem kilka osób a czułem się cały czas dobrze. W międzyczasie przestało już padać ale ciężkie chmury wciąż wisiały w powietrzu. Odcinka do Butorowego nie znałem zupełnie, dwa kolejne podjazdy były ciekawe. Dokładnie takie jak lubię i na jakich tego dnia czułem się najlepiej. Jechałem swoje i wyprzedzałem kolejnych zawodników. Na szczycie ostatniej tego dnia premii górskiej znowu zaczęło padać i droga w dół przypominała rzekę. Dosyć szybko i bezpiecznie zjechałem do Dzianisza. Ostatni podjazd zupełnie mi nie podszedł. Nie umiałem jechać odpowiednio mocno a rezerwy sił były. Puściłem tylko jednego zawodnika, sam dogoniłem kilku, ktoś dojechał z tyłu i ostatni zjazd zaczynaliśmy w 7 osób. Puściłem się bardzo odważnie w dół i w Kościelisku było nas dwóch. Na finiszu nie miałem najmniejszych szans więcej postanowiłem dać mocną zmianę przed wjazdem na metę. Droga cały czas biegła w dół, utrudnienia na drodze spowodowały, że dwukrotnie musiałem hamować. Po skręcie na ostatnie 400 metrów zacząłem tracić. Na długim finiszu byłem w stanie wygenerować ponad 450 Wat co okazało się za mało i straciłem 5 sekund.
Na mecie byłem zadowolony ale i zmęczony. Zrobiłem swoje, popełniłem trochę błędów przez które straciłem trochę czasu, pod wieloma względami moja jazda nie była wzorowa ale byłem na tyle skuteczny aby pojechać na miarę ambicji, możliwości i oczekiwań. Mijając metę zrealizowałem kolejny cel, ukończyłem ten piekielnie trudny wyścig. W nagrodę dostałem piękny medal. Niestety szybko się wychłodziłem i nie czułem się za dobrze. Szybko oddałem numer z pleców, zjadłem kilka kawałków arbuza i zdecydowałem, że najpierw pójdę na posiłek a później pojadę na ciepły prysznic. Trochę czasu zajęło oddanie roweru do depozytu i zejście w miejsce gdzie dostępny był posiłek. Tutaj kolejne zaskoczenie, samoobsługa, można sobie było nabrać tyle makaronu i sosu z mięsem ile się chciało a i dokładka była możliwa. Ja wsunąłem jedną dużą porcję. Gdy chciałem sobie sprawdzić dane w liczniku to okazało się, że po raz kolejny licznik nie zapisał mi dobrze aktywności. Jest to już kolejny wyścig z którego nie mam pełnych danych a co za tym idzie, nie mogę dokładnie przeanalizować jazdy i wyszukać rzeczy które musze poprawić. Dużo lepiej mi się zrobiło gdy zobaczyłem wyniki. W kategorii zameldowałem się na 6 miejscu, tym samym co tydzień temu na Pętli Beskidzkiej z mniejszą stratą do podium. Trochę gorzej wyglądało to w OPEN gdzie sklasyfikowano mnie jako 40 zawodnika. Przed sezonem postawiłem sobie za cel miejsce w najlepszej 10 kategorii wiekowej na tym wyścigu i to się udało zrealizować. Na dzień dzisiejszy mam też zapewniony pierwszy sektor startowy na następny rok. Aby go utrzymać będę musiał zanotować solidne wyniki na początku przyszłego sezonu co przy odpowiednim treningu jest całkiem możliwe. Własne cele zrealizowałem, pojechałem całkiem dobry wyścig i jestem bardzo zadowolony. Wyciągnąłem też masę wniosków które myślę, że pomogą wyeliminować mi błędy i skuteczniej walczyć w następnym sezonie. Po posiłku szybko odebrałem rower i w luźnym tempie dojechałem na kwaterę pod ciepły prysznic. Buty i ciuchy do suszenia, w rowerze szybko przeczyściłem napęd i nasmarowałem aby nie zardzewiał i powoli piechotą ruszyłem w kierunku hotelu Merkury na dekoracje. Zdążyłem w odpowiednim momencie gdy zaczynali dekorować dystans HARD. Dla Jas-Kółek indywidualne podium wywalczyła tylko Angelika, poza tym trzy miejsca w 6 kategorii wiekowej i start 9 innych zawodników głownie na dystansie HELL pozwolił naszej drużynie stanąć na 3 miejscu podium. Było to pewne zaskoczenie bo sporo drużyn było liczniejszych a o ostatecznym układzie zdecydował wynik naszego najwytrwalszego zawodnika który pomimo bardzo małej ilości treningów zdecydował się na start na dystansie HELL i ukończył go zaledwie 10 minut przed regulaminowym czasem. Gdyby zdecydował się na HARD i go przejechał to także byłoby podium ale różnica byłaby zaledwie kilkukilometrowa. Wyniki drużynówki sprawdziłem tylko z ciekawości. Gdyby nikt ich nie sprawdził to byłoby zaskoczenie i brak czasu na przygotowanie do wejścia na pudło. Liczba dekoracji była tak ogromna, że na Drużynówkę czekać było trzeba ponad godzinę. Po wejściu na scenę byliśmy najmniej liczną drużyną ale te dwie pierwsze wyraźnie z nami wygrały i nie było szans na nic więcej. Był to bardzo przyjemny moment bo po kilku wyścigach z cyklu Road Maraton w których Jas-Kółka zdobywała najwięcej punktów nie było dekoracji Drużyn a dla niektórych była to pierwsza okazja do stanięcia na podium w tym sezonie a dla innych także pierwsza wśród Jas-Kółek. Na koniec czekały jeszcze nagrody przekazane przez sporą ilość sponsorów. Opłacało się zostać do końca bo ostatnim numerem jaki został wybrany był mój numer. Byłem trochę oszołomiony a zarazem zmęczony po całym dniu i nie byłem w stanie okazać zadowolenia tym faktem. Na scenę dotarłem z dużymi problemami a pytanie jakie dostałem było dosyć podchwytliwe ale udało się na nie odpowiedzieć. Nagroda jaką dostałem jest idealną rekompensatą za te wszystkie niepowodzenia jakie mnie spotkały w ostatnich latach. Jedynym problemem był rozmiar tej nagrody, maszerując z dużym Voucherem przez Zakopane wyglądałem co najmniej dziwnie. Pomimo wielu obaw i zwątpień zaliczam ten weekend do udanych.
Organizacja tego wyścigu stała na bardzo wysokim poziomie, najwyższym w Polsce. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Obsługa wszystkich stoisk, od biura zawodów, przez stoisko z pamiątkami, bufety czy osoby zabezpieczające miejsce depozytu rowerów byli bardzo mili i pozytywnie nastawieni w odniesieniu do wszystkich zawodników. Służby porządkowe, zabezpieczające trasę spisały się na medal a Organizatorzy wykonali kawał dobrej roboty za którą należą się duże brawa i podziękowania. Nie sądziłem, że w naszym kraju da się zorganizować wyścig na takim poziomie przewyższającym organizacje chwalonych przeze mnie wyścigów w Czechach. Dodając do tego trudną trasę jestem pełen podziwu i z wielką przyjemnością stanę na starcie za rok.
Podsumowując swój start dopatrzyłem się zarówno plusów jak i minusów:
Zacznę może od plusów:
Na duży plus rozgrzewka która była dla mnie idealna i od startu mogłem jechać mocno i przesuwać się do przodu.
Dobrze pojechałem pierwsze trzy kilometry do początku podjazdu na Salamandrę. Jakby tak wyglądały początki każdego wyścigu w moim wykonaniu to mógłbym mówić o dużym progresie w tym zakresie.
Dobra i równa jazda na podjazdach. Szczególnie dobrze czułem się na odcinkach o nachyleniu 7-12 %, trudniejsze sekcje były także niezłe a niezadowolony mogę być jedynie z ostatniego podjazdu pod Butorowy gdzie po prostu nie byłem sobą i nie potwierdziłem poziomu jaki prezentowałem na wcześniejszych podjazdach.
Bardzo dobra jazda w deszczu. Zwykle gdy było mokro to nie istniałem, traciłem sporo czasu, szybko się wychładzałem a zdarzyło się nawet, że wycofałem się z dalszej rywalizacji. Najwięcej zyskałem właśnie wtedy gdy padało, na podjazdach jechałem swoje a na zjazdach szytki Vredestein Fortezza Senso spisały się na medal i nie zjeżdżałem wcale wolniej jak w suchych warunkach.
Bardzo duża motywacja i walka do samego końca. Często jak miałem trudne początki to odpuszczałem. Pomimo problemów i słabej jazdy na początku wyścigu w dalszej części złapałem wiatr w żagle i jechałem swoim tempem. Znalazło się może kilka osób które potrafiło się ze mną utrzymać dłużej i dwie osoby które mnie dogoniły były przede mną na mecie. Wytrzymałościowo jestem bardzo dobrze przygotowany a umiejętne przyjmowanie kolejnych dawek jedzenia i picia nie spowodowało najmniejszego kryzysu.
W pewnym stopniu udało się przełożyć dyspozycję z treningów na wyścig, często się to nie udawało. Muszę jeszcze popracować nad tym elementem a efekty będą jeszcze większe.
Sprzęt po raz kolejny spisał się perfekcyjnie. Problemy z łańcuchem powtarzają się często i już wiem gdzie jest problem i dlatego tej usterki nie biorę pod uwagę przy ocenie.
Ostatni plus jest taki, że zaczynam się cieszyć z tych małych sukcesów. Wyniki może nie powalają na kolana, wiem, że stać mnie na więcej ale będąc niezadowolonym z osiąganych wyników mogę tylko pogorszyć sprawę. W ostatnich latach rzadko się cieszyłem z rezultatów i to było także przyczyną wielu błędów i porażek jakich doświadczyłem.
Z minusów na tym wyścigu mogę wymienić:
Słabą pozycje startową wynikającą z braku wyników wartych odnotowania w pierwszej części sezonu, debiutu na tym wyścigu który z automatu przypisywał mi miejsce w 4 sektorze startowym a także rozgrzewki którą skończyłem na tyle późno, że większość uczestników była już ustawiona w sektorze.
Bardzo słabe zjazdy, traciłem na tym sporo, szczególnie źle czułem się na wąskich, krętych i szybkich, stromych zjazdach. O dziwo lepiej było w końcówce gdzie na mokrych szosach nie traciłem prawie wcale.
Złą taktykę na pierwszy podjazd gdzie startując z dalekiej pozycji nie jadąc na maksa nie nadrobiłem tyle ile byłem w stanie.
Błędy techniczne powodujące, że kilka razy musiałem gonić grupę. W jednym momencie błąd był tak poważny, ze grupa odjechała na dobre i przez wiele kilometrów walczyłem samotnie. Pomijam problem z łańcuchem na pierwszym zjeździe bo tutaj problem leży zarówno po mojej stronie jak i złej nawierzchni .
Problemy z licznikiem który nie wiem czemu nie zapisał całości trasy. Miałem cały czas podgląd na licznik ale danych z drugiej połowy trasy nie mam. Kolejny wyścig z którego nie bardzo mam co analizować a na samych odczuciach z jazdy dużych postępów nie zrobię.
Podsumowując, był to zdecydowanie najtrudniejszy wyścig w jakim brałem udział. Dałem z siebie wszystko, walczyłem dzielnie i przy tych wszystkich okolicznościach jakie pojawiły się na trasie wiele lepiej być nie mogło. Poziom wyścigu dosyć wysoki, zawodnicy z którymi walczyłem na równi podczas Pętli tym razem okazali się lepsi. Musze być zadowolony z wyścigu bo wszystkie cele zrealizowałem, dojechałem cały i zdrowy, bez poważnego defektu sprzętu. Jedynie po raz kolejny zawiódł licznik który zapisał zaledwie połowę trasy pomimo tego, że podgląd na dane miałem cały czas, jedynie w deszczu wysokościomierz nie działał i dlatego nie miałem danych o nachyleniu i przewyższeniu w końcówce trasy. Mimo wszystko był to jeden z lepszych wyścigów jakie przejechałem. Aby prezentować lepszy poziom sportowy musze więcej i mocniej trenować aby w przyszłości spróbować nawiązać walkę z czołówką.

Informacje o podjazdach:

Nie mam wszystkich danych. 








Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa apotk
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]