Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 202.00km
  • Czas 07:17
  • VAVG 27.73km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 155 ( 79%)
  • HRavg 133 ( 68%)
  • Kalorie 5172kcal
  • Podjazdy 1240m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 19

Czwartek, 12 marca 2020 · dodano: 14.03.2020 | Komentarze 0

Prawdziwie wiosenny dzień musiałem wykorzystać. Nic nie stało na przeszkodzie aby poświecić większą część dnia na trening. Po raz pierwszy zdecydowałem się na zabranie mniejszej ilości jedzenia i picia i uzupełnianie zapasów w trasie. Wybrałem optymalny zestaw ciuchów zabierając do kieszeni lżejsze rękawiczki i nogawki aby ewentualnie móc je zmienić po drodze. Po sytym śniadaniu byłem gotowy do jazdy i wyruszyłem nawet szybciej niż planowałem. Na starcie zmodyfikowałem trasę, zamierzałem zaliczyć ciekawą pętlę której spora cześć prowadziła przez Czechy ale zdecydowałem się nie wykraczać poza granice Polski wiec odkopałem projekt trasy który nakreśliłem już kilka lat temu, również musiałem go zmodyfikować bo fragment prowadził przez Czechy, odległościowo wyszło to samo ale pojawiło się kilka dodatkowych podjazdów. Rower przygotowałem już dzień wcześniej i nic nie stało na przeszkodzie aby jechać na rowerze startowym. Po starcie już odruchowo skręciłem na Jaworze a nie w kierunku głównej drogi i na rozgrzewkę miałem około kilometrowy odcinek prowadzący non stop po górę. Spokojną jazdę kontynuowałem aż do Jasienicy gdzie spodziewałem się kolejki samochodów ale o dziwo było pusto na drodze. Z wiatrem jechało się bardzo przyjemnie ale w końcu nadszedł moment aby mocniej przycisnąć i jechać w 2 strefie mocy. Podjazdy w Rudzicy przy wietrze w plecy poszły jak z płatka, po zjeździe kierunek wiatru się zmienił i wiał bardziej z boku, gdy zacząłem kierować się na zachód to było już znacznie ciężej, łatwiej utrzymywałem moc ale często musiałem zmieniać biegi a wcale szybko nie jechałem. Drugi newralgiczny punkt na trasie czyli Chybie również przejechałem dosyć sprawnie. Walcząc ze zmiennym wiatrem zostałem przystopowany dopiero w Zbytkowie i przekroczenie Wiślanki okazało się trudną sprawą bo na jednej zmianie świateł przejeżdżały maksymalnie 3 samochody. Za Wiślanką przekonałem się jak silny jest wiatr. Na prostym odcinku drogi trzymając 200 Wat nie byłem w stanie jechać szybciej niż 20-22 km/h. Czekało mnie wiele kilometrów z wiatrem wiejącym w twarz i to był dopiero początek. Podjazd w Golasowicach okazał się trudniejszy niż zwykle i ciężko było złapać swój rytm. Na nowym dla mnie odcinku z Pielgrzymowic do Libowca zaczynałem czuć potrzebę postoju ale opóźniałem ten moment jak tylko mogłem. Pagórkowaty odcinek Jastrzębski dał mi nieźle w kość, czułem się jakbym jechał w tempie wyścigowym a to był tylko wysoki tlen z prędkością jazdy regeneracyjnej. Postój zrobiłem dokładnie w tym samym miejscu co 2 tygodnie temu tylko przyjechałem z drugiej strony. Po postoju droga stopniowo zaczęła się piać w górę aż do węzła przy Autostradzie A1 w Łaziskach. Później jechało się bardzo dziwnie, raz byłem w stanie jechać 40 km/h by chwile później nie być w stanie przekroczyć 25 km/h przy tym samym nachyleniu drogi. Przed dojazdem do głównej drogi próbowałem włączyć nawigacje i ślad który wgrałem na wypadek gdybym nie był pewny jak jechać. Okazało się, że nawigacja nie działa i nie wiedziałem jak temu zaradzić. Na skrzyżowaniu zdecydowałem się skręcić w lewo i w Gorzycach w prawo. Dojechałem do skrzyżowania i okazało się, że droga jest nieprzejezdna i objazd prowadzi przez wały nad Odrą. Jechałem już tam kiedyś ale w drugą stronę i dosyć dobrze wspominam tą drogę. Długi zjazd do tego skrzyżowania tym razem był bardzo długi, cały czas pod silny wiatr i dosyć duży ruch wymuszający dwukrotne wytracenie prędkości spowodowały, ze był to najgorszy dla mnie odcinek tego dnia. Po skręcie w prawo na wały zacząłem czerpać przyjemność z jazdy, początek jeszcze nie był tak fajny bo boczne podmuchy wybijały mnie z rytmu. Za miejscowością Odra poczułem wiatr wiejący idealnie w plecy i 40 km/h z licznika nie schodziło, w końcówce nawet pojawiło się 50 km/h mimo zerowej różnicy wysokości na kilku kilometrach. Siła wiatru jest ogromna i nawet największy koń wśród rowerzystów z naturą nie wygra. Dobre skończyło się w momencie dojazdu do kolejnego skrzyżowania gdzie znów miałem dylemat, jechać w prawo i trzymać się objazdu do drogi którą planowałem jechać czy skręcić w lewo i wskoczyć na drogę krajową w kierunku Opola. Ostatecznym czynnikiem jaki zdecydował był fakt, że jadąc krajówką miałbym problem z przekroczeniem Odry, pierwszy most był w Raciborzu, następny w Cisku pod Kędzierzynem co znacznie wydłużyłoby trasę. Szybko dojechałem do drogi w kierunku Raciborza z mniejszym ruchem niż na krajówce i z wiatrem nawet kilka krótkich podjazdów na trasie nie było problemem. Sprawnie minąłem miasto i trafiłem na fajną ścieżkę rowerową, jadąc nią znów musiałem zmagać się z czołowymi podmuchami wiatru. Nie trwało to jednak długo i gdy odbiłem na północ znowu miałem wiatr boczny a momentami w plecy. Droga wyglądała całkiem fajnie a ruch był niewielki. To co dobre szybko się kończy bo za większą miejscowością na tej trasie asfalt się skończył i przez kilka kilometrów droga była w remoncie. Jedyna trasa objazdowa również była rozkopana wiec nie opłacało się nadkładać kilometrów i trzymałem się tej drogi. Po kilku kilometrach pojawiły się na drodze osoby i sprzęt do robót nawierzchniowych i jeden pas już miał równy dywanik ale nie można było nim jechać. Na ostatnim zwężeniu przyblokowało mnie czerwone światło. Jechałem już bez picia i szukałem sklepu. Znalazłem jakiś mały sklepik przy którym było pełno rowerów, ustawiłem swój w takim miejscu, ze nie był widoczny z drogi i wstąpiłem do sklepu. Kupiłem co trzeba, udało się nie stać w kolejce i po paru minutach ruszyłem dalej. Od razu zauważyłem problem z miernikiem mocy, najpierw nie działał wcale a później pokazywał głupoty. Nie przejmowałem się tym zbytnio bo pojawił się niewielki kryzys i przyjąłem większą niż zwykle dawkę węglowodanów. Ciężko jechało się przez kilka kilometrów i w Rudach zdecydowałem się na krótki postój. Nie był na to odpowiedni moment i wtedy wydarzyło się kilka sytuacji którym mógłbym zapobiec. Najpierw nie umiałem zlokalizować telefonu i już się bałem, że go zgubiłem. W trakcie grzebania po kieszeniach podmuch wiatru przewrócił mój rower do kałuży. Na szczęście nic się nie obtarło ale cała owijka była brudna i mokra i chwilę trwało zanim doprowadziłem ją do stanu używalności. Kolejne minuty poświeciłem na dokładne oględziny roweru ale żadnych usterek nie zlokalizowałem. Gdy miałem już ruszać to na skrzyżowaniu zakleszczyła się ciężarówka, kierowca próbował wykonać manewr skrętu i wjechać w drogę pod kątem około 130 stopni co się nie udało i musiałem zejść z roweru i przejść kawałek poboczem. Ruszyłem dalej i stwierdziłem, że do najbliższego większego miasta zostało około 25 kilometrów i w tym czasie lepiej stanąć w sklepie niż później gdy skupiska ludzi są większe. Pierwszy sklep był pełen ludzi i nie było tych produktów jakie potrzebowałem wic pojechałem do kolejnego. Bardzo podobały mi się te leśne drogi z niewielkim ruchem, do życzenia pozostawiała nawierzchnia ale nie był to powód do narzekań. Szybko uzupełniłem zapasy, potrzebne na wypadek kolejnego kryzysu i ruszyłem w kierunku cywilizacji. Kryzys minął ale szwankować zaczął sprzęt, pojawił się problem z przerzutką i co jakiś czas łańcuch przeskakiwał na niektórych koronkach. Miernik mocy w dalszym ciągu nie działał, pokazywał głupoty i zazwyczaj zaniżał wartości. Dobrze się jechało i wydłużyłem sobie trasę i dłuższą drogą dojechałem doi Rybnika. Na wjeździe do miasta niewielkie spowolnienie a później już raz ścieżką, raz drogą minąłem sprawnie miasto. Zdecydowałem się na kolejny postój, zmieniłem nogawki i rękawiczki na letnie i jazda. Nie miałem ochoty na jazdę Wiślanką, na Pszczynę też nie chciałem się pchać i skręciłem na Żory i przez miasto głownie bocznymi drogami wyjechałem w kierunku Krzyżowic. Na jednym ze skrzyżowań spadł mi łańcuch, zapomniałem, że nie powinienem jeździć na największej koronce kasety i blacie jednocześnie i łańcuch zamiast spaść na małą tarcze zleciał z korby. Szybko to naprawiłem i zacząłem kolejną walkę z wiatrem. Miernik mocy pokazywał jeszcze większe głupoty niż wcześniej ale skupiłem się na równej jeździe co nie było tak prostą sprawą. W Jastrzębiu znów problem z wjazdem na główną, musiałem czekać kilka zmian świateł aż na moim pasie pojawi się samochód i czujka zapali zielone światło. Od tego momentu jechałem raz z wiatrem, raz z bocznym, momentami przeciwnym. Podjąłem decyzje o wjechaniu na Wiślankę i dojeździe do Zbytkowa. Jakoś 4 kilometry przetrwałem ale ruch był spory i nie miałem możliwości przeskoczyć na pas dla skręcających w lewo. Zjechałem na drogę w kierunku Zbytkowa i zawróciłem. Ruszając ze skrzyżowania znowu spadł mi łańcuch. Tym razem dłużej męczyłem się z jego założeniem i dopiero za drugim podejściem się udało. Gdy już ruszyłem i złapałem rytm to łańcuch strzelił. Nie miałem ochoty na skuwanie, usunąłem tylko jedno ogniwo i założyłem spinkę. Owijka i tak do prania ale ręce starałem się wyczyścić, chociaż nie były bardzo brudne. Ostatnia godzina jazdy była całkiem przyjemna. Noga podawała całkiem nieźle, jakby poprzednich 6 godzin nie było a ja dopiero wyjechałem z domu. Wiatr nie był już tak odczuwalny, myślałem, ze postój nie będzie już konieczny ale myliłem się. Na około 15 kilometrów przed domem Garmin się wyłączył, powód był jeden – słaba bateria. Miałem ze sobą powerbanka i zatrzymałem się by go podłączyć, przy okazji zrobiłem parę zdjęć, opróżniłem zbiornik i ruszyłem w kierunku domu. Po kilku minutach od podłączenia powerbanka stan baterii już był odpowiedni aby załączyć spowrotem licznik. Powrót pod wiatr nie był tak zły jak się spodziewałem, po tylu kilometrach w nogach odczułem dosyć wymagający podjazd po którym już w rozjazdowym tempie dojechałem do domu. Z przerwami wyszło ponad 8 godzin jazdy. Ciekawa trasa, dobra noga i brak większego kryzysu który zwykle pojawiał się w końcówce. Problemy ze sprzętem i elektroniką nie zabrały uśmiechu z twarzy. Takie trasy i długie jazdy bardzo lubię i tylko wiosną i jesienią mam na to czas. Głównym aktorem tego dnia był wiatr i w znacznym stopniu wpłynął na moją jazdę. W bezwietrznych warunkach pokonanie tej trasy nawet 30 minut szybciej nie byłoby problemem. W domu kolejne problemy z Garminem, nie mogłem zgrać pliku, musiałem go podzielić aż na 3 części i połączyć i dopiero plik dało się wgrać do Golden Cheetach i na Stravę. Dużo czasu poświeciłem na postoje ale mogłem sobie na to pozwolić. Tempo było idealne. Musze znów ustawić tylną przerzutkę, spróbować rozwiązać problem z Miernikiem Mocy i zreanimować po raz kolejny Garmina który ma już swoje lata i działa coraz gorzej, coraz częściej się zawiesza i co jakiś czas pojawia się problem z trzymaniem baterii. Po resecie trzyma ponad 10 godzin a po kilku tygodniach potrafi się rozładować po 4 godzinach, nawigacja i jazda po śladzie nie działa. Jedyny plus tego licznika to slot kart Micro SD którego nie mają wyższe modele. Jak nie będzie wyjścia to chyba zdecyduje się na wymianę licznika na nowszy model w którym da się aktualizować oprogramowanie. 





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa mocho
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]