Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 136.00km
  • Czas 05:48
  • VAVG 23.45km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 3922.0°C
  • HRmax 178 ( 91%)
  • HRavg 139 ( 71%)
  • Kalorie 22kcal
  • Podjazdy 3500m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 106

Niedziela, 30 sierpnia 2020 · dodano: 01.09.2020 | Komentarze 0

Bardzo wymagający trening. Tą trasę planowałem już dawno, miałem kilka nieudanych podejść ale w końcu musiało się udać. Nocna burza i deszcz nie były w stanie przeszkodzić i wyjechałem co prawda z opóźnieniem ale zaplanowanym szlakiem. Na trasie znajdowało się 7 podjazdów w tym kilka bardzo trudnych i 3 krótkie ścianki. W sumie prawie 3500 metrów w pionie na około 135 kilometrach, było gdzie dołożyć dystansu i przewyższenia ale nie zdecydowałem się na taki krok. Jak wyjeżdżałem to było chłodno, pochmurno a drogi były mokre, z każdą chwilą miało być ładniej i cieplej wiec nie brałem dodatkowych warstw ubrań i na początku nie było zbyt komfortowo. Po chwili miałem brudny rower, ciuchy, buty itp. Jak na porę dnia to na drogach i chodnikach było tłoczno, zwykle w niedziele lubiłem jeździć wcześnie rano ze względu na puste drogi. Na kilku skrzyżowaniach musiałem swoje odstać ale mimo to sprawnie wyjechałem z Bielska. Remonty w obrębie ulicy Żywieckiej spowodowały, że wolałem jechać przez Bystrą. Dokładnie 30 minut zajął mi dojazd do Wilkowic gdzie zaczynał się pierwszy podjazd dnia. Dojazd do właściwej wspinaczki zajął mi dodatkowe kilka minut. Bałem się tego podjazdu a konkretnie stanu nawierzchni, przy ładnej pogodzie leży na drodze sporo kamieni a liczba dziur stale rośnie. Miał to być też prawdziwy test dla opon. Chcąc trzymać się założeń zdecydowałem się rozpocząć podjazd spokojnym tempem, tak też było, jedynie na trudniejszych fragmentach z nachyleniem ponad 15 ?wałem z siebie więcej. Dużo dało mi przełożenie 34x32, ani na moment nie musiałem wstawać z siodełka. Chciałem wjechać w około 20 minut, udało się około 50 sekund szybciej. Tak spokojnie jeszcze nigdy nie pokonałem Magurki ale dzięki temu zachowałem sporo sił na kolejne podjazdy. Zjazd jak zwykle wolny, momentami robiło się niebezpiecznie, dobrze, że było mało ludzi i mogłem skupić się tylko na sobie. Po zjeździe do Wilkowic złapałem wiatr w żagle i szybko dostałem się do Łodygowic. Odcinek wzdłuż jeziora pokonałem spokojnie, zbliżając się do Góry Żar znów czułem jakby siły odchodziły. Krótki podjazd przed Żarem niewiele mi powiedział. Najdłuższy podjazd na trasie zacząłem znów spokojnie, na trudniejszych fragmentach dociskałem. Nie czułem żadnych oznak kryzysu ale nie byłem zadowolony ze swojej dyspozycji na podjeździe. Na Górze sporo ludzi jak na wczesną porę. Na zjeździe chciałem poćwiczyć technikę, na początku musiałem coś zjeść ale później już skupiłem się na założeniach. Połowa zjazdu wyglądała dobrze a druga dużo słabiej, jest nad czym pracować. Po zjeździe znów zaliczyłem krótką ściankę, na najtrudniejszym fragmencie po raz pierwszy wstałem z siodełka, tylne koło w momencie straciło przyczepność na mokrej i śliskiej nawierzchni. Dalej jechałem już w siodle. Miałem za sobą ponad 50 kilometrów i 1400 metrów w pionie. Czułem się nieźle wiec ruszyłem w kierunku kolejnego podjazdu. Po drodze planowałem uzupełnić prawie puste już bidony. Niestety nie znalazłem otwartego sklepu. Podjazd na Łysinę rozpoczynałem z resztką picia które przyjąłem w końcówce podjazdu. Znowu nie szalałem z tempem ale szczególnie wolno nie podjeżdżałem. Na ostatniej ściance dałem z siebie nieco więcej ale w granicach rozsądku. Nie przypuszczałem, że przez najbliższe 20 minut będę walczył z kryzysem, doga prowadziła głównie w dół ale brak wody doskwierał bardzo. Zjadałem w tym czasie żela i wypiłem magnez czyli zestaw na kryzysowy moment został w momencie wyczerpany. Wiele to nie dało i słabłem do momentu aż trafiłem na otwarty sklep przed podjazdem na Kocierz. Podjąłem decyzje o odpuszczeniu Widokowej i wjeździe główną bo później czekało na mnie jeszcze kilka podjazdów w tym dwa bardzo trudne. Kupiłem dużo wody, sporo wypiłem na poczekaniu, dobrałem też jedzenia i po około 10 minutach ruszyłem w dalszą drogę. Nie umiałem się rozkręcić, męczyłem się cały podjazd próbując złapać swój rytm. Nie udało się i miałem mieszane uczucia po podjeździe. Na Kocierzy sporo samochodów i ludzi, nie zabawiałem tam długo, zjazd znowu w połowie dobry a w połowie słaby technicznie. Złożyło się na to kilka elementów, m.in. przyjmowanie jedzenia czy żwir na niektórych fragmentach zjazdu. Kolejny podjazd był krótki ale następował szybko po zjeździe z Kocierza. Podobnie jak na poprzednich krótkich sztajfach trzymałem na podjeździe moc w okolicy progu FTP. Cały czas czułem rezerwy mocy ale nie zdecydowałem się ich użyć, nie zatrzymując się zjechałem wolnym tempem w stronę Wielkiej Puszczy. Tam męczyłem się szukając żela w kieszeni i ostatecznie postanowiłem się zatrzymać. W końcu wydobyłem żela na absolutnie czarną godzinę i ruszyłem dalej. Na zjeździe do Porąbki jechałem najwolniej jak się da, na tym odcinku zostawiłem dobre 2 minuty ale przynajmniej maksymalnie zregenerowałem siły przed trzema ostatnimi podjazdami. Tam chciałem dać z siebie maksymalnie dużo. Na początek Hrobacza Łąka czyli około 2 kilometrowy ciężki podjazd. Jeżdżę tam niezwykle rzadko ale jeszcze nigdy nie podjeżdżałem mając prawie 100 kilometrów w nogach. Na początku zablokował mnie samochód, mało brakowało abym musiał się zatrzymać. Wybiło mnie to z rytmu, trochę zrezygnowany pokonywałem pierwszy fragment podjazdu, później wrzuciłem 34x32 i na tym przełożeniu jechałem resztę podjazdu, tam gdzie nachylenie spadało malała także moc, ostatecznie wjechałem jednak z dobrą mocą średnią, kadencją oraz w niezłym czasie. Znowu czułem, że nie jechałem na maksa. Tym razem nie zatrzymywałem się przed zjazdem, postanowiłem sprawdzić drogę która dochodzi do podjazdu na pierwszym łuku. Dojechałem do drogi na Żarnówkę i chwile później byłem na głównej. Minąłem niebezpieczne skrzyżowanie z ostrym skrętem w prawo, znowu brakowało wody i ostatnie tankowanie na trasie miało miejsce w Międzybrodziu przed dwoma ostatnimi podjazdami na trasie. Po prawie 110 kilometrach czułem już nogi a Nowy Świat błędów nie wybacza wiec zacząłem zachowawczo, gdy tylko zrobiło się stromo to wrzuciłem 34x32 i jechałem swoje. Bałem się wstawać z siodełka oraz wydobywać z siebie więcej mocy i trzymałem poziom jaki prezentowałem na Hrobaczej Łące. W końcówce pojawiło się więcej pieszych i musiałem kilka razy odpuszczać, jakoś dojechałem do końca w nie najgorszym czasie i od razu szukałem cienia. Zrobiło się gorąco, było południe i temperatura prawie 30 stopni. Zbyt długo jednak nie odpoczywałem i zacząłem zjazd. Ten zjazd olałem totalnie, popełniłem jeden karygodny błąd który mógł zakończyć przedwcześnie trening. Udało się bezpiecznie wyjść z opresji ale trochę strachu miałem. Ostatni podjazd to dobrze znany Przegibek. Nie należy do najtrudniejszych ale po takim wysiłku jaki miałem w nogach wydawał się dużo trudniejszy. Na ostatnich 3 kilometrach chciałem dać z siebie wszystko, oczywiście niewiele z tego wyszło, nie umiałem dobrać przełożenia pozwalającego na równą i efektywną jazdę. Na łukach musiałem zwalniać, miałem dużo szczęścia, że na każdym trafiałem na wolniej jadących rowerzystów lub kolarzy i samochody z przeciwka co nie pozwalało na wyprzedzanie. Liczyłem na czas poniżej 10 minut ale musiałem się zadowolić o 10 sekund gorszym. Mimo to byłem zadowolony, zwykle w takich warunkach, na takim dystansie ostatnie podjazdy jechałem już resztką sił a tym razem było inaczej. Najwięcej dawałem z siebie na 3 ostatnich górach. Nie było czasu na myślenie bo zaczął się zjazd, mijałem sporo kolarzy, czując już zmęczenie po ciężkiej trasie i tak wyglądałem chyba lepiej niż większość mijanych kolarzy. Zjazd znów był dobry technicznie, nie hamowałem przed łukami, dopiero w końcówce gdy pojawiło się więcej samochodów musiałem zwolnić. W mieście sporo samochodów ale jakoś przedostałem się przez newralgiczne miejsca. Na koniec dołożyłem kilka podjazdów aby przewyższenie przekroczyło 3500 metrów. Nogi już odmawiały posłuszeństwa ale nie dziwiłem się, zdecydowanie zbyt rzadko jeżdżę trasy dłuższe niż 5 godzin. Był to kolejny test przed Tatra Road Race i zaliczyłem go na 5. Myślę, że byłbym w stanie dołożyć 10-15 Wat na każdym podjeździe, dużo szybciej i lepiej zjeżdżać i przede wszystkim efektywniej pokonywać odcinki miedzy podjazdami gdzie odpuszczałem najbardziej. W końcu zaliczyłem Koronę Beskidu Małego, zwykle brakowało jednego podjazdu, najdłuższe zrobiłem na początku ale w końcówce były dwa trudne które po 100 kilometrach dały mi nieźle w kość. Takiej trasy nie da się jechać na czas, wystarczy przesadzić na początku i później braknie sił i wiary na ostatnie podjazdy. Być może to ostatni tak trudny trening w tym roku, coraz bliżej ulubiony okres roztrenowania na który czekam cierpliwie.


Kategoria Szosa, Samotnie, 100-200



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa argiw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]