Lubelska Vuelta 2018 Etap 2
Piątek, 1 czerwca 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: | 94.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:40 | km/h: | 35.25 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 154( 78%) |
Kalorie: | 2148kcal | Podjazdy: | 70m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po szybkiej
regeneracji i dobrym obiedzie przyszedł czas na etap 2. Przed samym wyjazdem z
hotelu zauważyłem, że w przednim kole mam kapcia. Nie traciłem czasu, sił i
nerwów na naprawę tylko skorzystałem z zapasowego koła od Darka i mogłem jechać
na start. Ponad 8 kilometrowy dojazd na start był bardzo dobrą rozgrzewką, było
dosyć ciepło i szukałem cienia. Na starcie ustawiłem się w miarę z przodu w
zacienionym miejscu. Po starcie tempo
nie było zbyt mocne, oczywiście zaczęły się przepychanki i wszystkie blokady w
mojej głowie się uruchomiły i zacząłem spływać na tył peletonu. Te wszystkie
kraksy i upadki nie pozwalają mi swobodnie jechać w peletonie, boję się kraksy
i nawet przy tej dosyć niskiej prędkości było kilka niebezpiecznych sytuacji
które mogły skończyć się źle. Myślałem, że później jakoś się to ułoży i słabsi
zawodnicy poodpadają i zrobi się trochę bezpieczniej. Z czasem tempo wzrosło, nie
było równe i moja pozycja w peletonie ulegała zmianie. Po około 15 kilometrach zrobiło
się bardzo niebezpiecznie, pojawiło się rondo, ktoś przyhamował i ja musiałem
odbić w lewo, jadący obok Darek znalazł lukę z prawej i jakoś przemknął, ja
musiałem całe rondo objechać i miałem już około 200 metrów starty. Darek też
tracił ale mniej i był w stanie jeszcze dołączyć do peletonu. Tempo oczywiście
poszło mocne i nie miałem praktycznie żadnych szans na dołączenie do peletonu.
Zacząłem gonić, bardzo mocno pracowałem i powoli zmniejszałem stratę do reszty,
z peletonu strzelały kolejne osoby a ja dalej goniłem. Miałem około 100 metrów
starty i przez ponad 2 kilometry jechałem tempem grupy. Powoli zaczynało
brakować i już nie miałem szans dogonić. Jechałem cały czas mocno, nie miało to
zbytniego sensu, bo raczej nikt już z peletonu nie odpadł a kolejna czasówka
nie miała sensu. Na około 25 kilometrze odpuściłem gonitwę i zacząłem myśleć o
bufecie. Udało się dostać wodę od strażaka i dalej jechałem spokojnie czekając
na Izę. Po ponad 10 kilometrach samotnej spokojnej jazdy dojechała do mnie Iza
w towarzystwie Kuby. Po chwili dogoniliśmy jeszcze jednego zawodnika i dalej
jechaliśmy już w 4 osobowej grupce. Początkowo wszyscy dawali zmiany,
próbowałem przekonać Izę, że nie musi tego robić i od tego momentu pracowaliśmy
praktycznie we dwóch. Kuba narzekał na skurcze, daliśmy się na to nabrać a to
była tylko podpucha. Przez cały czas namawiał mnie na atak, odjazd, ściganie a
nie miało to sensu. Na około 10 kilometrów do mety zostałem sam na czele i
przez większość czasu dyktowałem tempo. Około kilometr do mety poszedł atak,
Kuba wyrwał do przodu a za nim pognał drugi kolega. Ja nie miałem ochoty na
finisz i dopiero ostatnie 300 metrów pojechałem mocniej. Iza dojechała zaraz za
mną awansując na 1 miejsce z ponad 11 minutową przewagą. Mój występ lepiej
przemilczeć, moc jest, forma jest, brakuje pewności siebie i cwaniactwa, wynik
nie jest dla mnie najważniejszy, straciłem szansę na awans w Generalce ale spaść
niżej już nie mogłem.
Na mecie myślałem tylko o wodzie, ostatnie 10 kilometrów jechałem bez picia. Wypiłem prawie 1 litr duszkiem i poczułem się lepiej. Ja wiem, że się skompromitowałem ale się tym nie przejmuję.
Na mecie myślałem tylko o wodzie, ostatnie 10 kilometrów jechałem bez picia. Wypiłem prawie 1 litr duszkiem i poczułem się lepiej. Ja wiem, że się skompromitowałem ale się tym nie przejmuję.