Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 229777.38 kilometrów w tym 8243.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.36 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2421965 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 141.00km
  • Czas 05:14
  • VAVG 26.94km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 175 ( 89%)
  • HRavg 135 ( 69%)
  • Kalorie 2445kcal
  • Podjazdy 2490m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 82

Piątek, 2 sierpnia 2019 · dodano: 09.08.2019 | Komentarze 0

Zdecydowanie najdłuższy i najbardziej wymagający trening w tym tygodniu. Pogoda zapowiadała się najlepiej od początku tygodnia i postanowiłem to wykorzystać i wybrać się na Śląski Dom, najtrudniejszy podjazd szosowy w Tatrach. Wyjechałem przed 9 i było bardzo przyjemnie, niezbyt ciepło ale słonecznie i dlatego jechało się całkiem fajnie. Pomimo okropnego bólu nóg jaki mi towarzyszył od rana noga podawała całkiem dobrze. Na początek czekał mnie przejazd przez Zakopane. Droga prowadziła cały czas pod górę i dlatego dobrze się rozgrzałem przed pierwszym dłuższym i bardziej wymagającym podjazdem do Cyrchli. Wiedziałem co mnie czeka i dlatego jechałem z dużą rezerwą sił. Pierwszy podjazd szybko zaliczyłem i już wiedziałem, że następne kilkanaście kilometrów będzie pod wiatr. Na zjeździe z Brzezin nie byłem w stanie jechać zbyt szybko, przyjąłem aerodynamiczną pozycje i od czasu do czasu dokręcając dotarłem do początku podjazdu w kierunku ronda pod Głodówką. Na podjeździe też nie narzuciłem mocnego tempa i jadąc bardzo równo znalazłem się w całkiem dobrym czasie na rondzie i skręciłem w prawo a tam zaczęły się problemy. Całe 3500 metrów jakie dzieliły mnie od Łysej Polany przejechałem w korku, na szczęście z przeciwka nie było dużego ruchu i udało się sprawnie minąć utrudnienia. Po wjeździe na Słowacje zaczął się kolejny, niezbyt trudny i krótki podjazd. Po raz kolejny wjechałem go równym, podobnym tempem jak poprzednie podjazdy. Na zjeździe odpuściłem techniczną i szybką jazdę a kolejny podjazd na Siodło pod Przysłopem chciałem pojechać mocniej. Dobrałem idealne przełożenie i starałem się trzymać około 300 Wat. Udało się to bez najmniejszych problemów i już wtedy wiedziałem, że jest to idealne tempo które w ten dzień pozwoli wjechać równo i bez kryzysów pod Śląski Dom. Po wjeździe na szczyt zaczął się długi zjazd przez Zdziar aż do Tatrzańskiej Kotliny. Niestety cały czas towarzyszył mi silny wiatr w twarz, wysiłek wynagrodził nowy asfalt na kilku kilometrach. Nie pamiętam jak wyglądała ta droga przed wymianą nawierzchni ale każdy odcinek równej drogi jest na miarę złota. W końcu dotarłem do skrętu w prawo w kierunku Smokowca. Zatrzymałem się na moment, przy okazji przelałem wodę z butelki do bidonu a przypadkowo napotkani turyści z Polski zabrali pustą butelkę do samochodu, żebym nie musiał jej wieść w kieszonce. Po długim zjeździe czekało na mnie 15 kilometrów drogi prowadzącej prawie cały czas w górę. Wiatr na tym odcinku był w miarę sprzyjający, nie wiał idealnie w plecy ale przynajmniej nie przeszkadzał. Wolnym tempem posuwałem się do przodu. Ruch na drogach był niewielki, więcej samochodów i pieszych było tylko przy wejściach do Dolin, parkingach czy miejscowościach mijanych po drodze. Na niebie zaczęły pojawiać się chmury, prognozy nic nie mówiły o deszczach wiec nie przejąłem się tym faktem i zbliżając się do pierwszego od wielu kilometrów bardziej wymagającego podjazdu przyjąłem większą dawkę energii i na moment zatrzymałem się by sprawdzić gdzie dokładnie mam skręcić. Gdy trafiłem na właściwą drogę i zacząłem podjazd na Hrebienok to na drodze pojawił się szlaban i Policjanci. Okazało się, że wjazd na górę rowerem jest możliwy tylko w godzinach miedzy 17 a 9 rano. Byłem tam przed 11 i wjechać nie mogłem, trudno, mam nadzieje, że niedługo nie stanie się tak jak w przypadku Morskiego Oka i pojawi się całkowity zakaz jazdy rowerem na tym odcinku. Byłem trochę zawiedziony, chciałem się delikatnie przepalić przed podjazdem na Śląski Dom ale się nie udało. Do początku podjazdu dnia musiałem jeszcze przejechać dwa kilometry. Nie miałem ochoty na mocną jazdę i spokojnie dotarłem do początku wzniesienia. Korciło aby zjechać do miejscowości Gerlachów i zaliczyć dodatkowe 3 kilometry podjazdu ale nie zdecydowałem się na ten ruch. Zacząłem podjazd dosyć spokojnie, po chwili przede mną pojawił się zamknięty szlaban. Musiałem zejść z roweru, przejść kawałek piechotą i dopiero wsiąść spowrotem na rower. Na całe szczęście na tym podjeździe żaden zakaz nie obowiązywał i spokojnie mogłem jechać. Nie wiem skąd dokładnie mierzyłem ostatnio czas. Za szlabanem miałem około 1:15 i nie zerowałem stopera. Ruszyłem mocniej ale już po chwili pojawiły się pierwsze przeszkody, bardzo dużo pieszych przemierzało ten odcinek, sporą cześć podjazdu jechałem slalomem lawirując miedzy ludźmi. Starałem się jechać równym tempem bez szarpania ale nie zawsze to wychodziło. Gdzieś w połowie podjazdu dojechałem do jakiegoś kolarza który od razu złapał moje koło, długo próbował się utrzymać ale w końcu został. Myślałem, że w końcówce będzie trochę więcej luzu, niestety do dużej liczby pieszych dołączyła bardzo zła nawierzchnia, na pewno gorsza niż rok temu, momentami nie było kawałka asfaltu na szerokości jezdni co w znacznym stopniu wpływało na moją motywację do jazdy. Wydawało mi się, że jadę dużo słabiej niż w zeszłym roku, czułem rezerwy ale nie chciałem jechać na maksa bo czekało mnie jeszcze ponad 60 kilometrów drogi do Zakopanego. Gdy w końcu zobaczyłem w niedalekiej odległości szczyt to postanowiłem trochę podkręcić tempo. Udało się dojechać na szczyt po 31 minutach podjazdu. Czas wyszedł na pewno lepszy niż w ubiegłym roku chociaż stać mnie było na więcej. Na szczycie również pełno ludzi, nie zabawiłem tam długo, po raz pierwszy zdecydowałem się na ubranie kurtki na zjazd. Zjazd po złej nawierzchni był drogą przez mękę, chciałem zjechać bezpiecznie, bez defektu i przegrzania obręczy. Gdy dotarłem do lepszej nawierzchni w drugiej części zjazdu to odetchnąłem z ulgą. Sama końcówka zjazdu była szybsza i prawie zapomniałem o szlabanie na dole ale na szczęście nie musiałem awaryjnie hamować. Zjazd głównie przez nawierzchnie a także pieszych nie należał do szybkich i udanych w moim wykonaniu. Na dole rozebrałem kurtkę i ruszyłem w kierunku Tatrzańskiej Kotliny. Droga prowadziła prawie cały czas w dół. Musiałem się zmagać z podmuchami wiatru które skutecznie udaremniały, równą, szybką i efektywną jazdę. W kilku miejscach wystąpiły utrudnienia drogowe, łatanie dziur, zamiatanie zanieczyszczonych żwirem dróg, wszystko dla zwiększenia bezpieczeństwa jazdy na tym odcinku. Gdy dotarłem do skrzyżowania z drogą w kierunku Polski to zatrzymałem się na moment a później wjechałem na ścieżkę rowerową która po około 2 kilometrach się skończyła. Droga cały czas pięła się do góry. Nie było zbyt stromo wiec jechałem dosyć szybko. Gdy wjechałem na odcinek z nową nawierzchnią to zauważyłem świeżo namalowane linie których kilka godzin wcześniej nie było. Pasy ruchu były dodatkowo oddzielone pachołkami po to aby nie najeżdżać na linie. Po dojechaniu do Zdziaru zaczął się bardziej wymagający podjazd. W dobrym tempie wjechałem na szczyt i pomimo prawie 100 kilometrów w nogach noga podawała całkiem nieźle. Zjazd niestety musiałem odpuścić i spokojnie zjechać do skrzyżowania na którym pojechałem w lewo za główną drogą. Zaczął się kolejny, niezbyt trudny podjazd. Zorientowałem się, że nie mam już wody, do Polski było niedaleko i postanowiłem dojechać do granicy i tam spróbować kupić wodę. Sprawnie wjechałem na szczyt, na zjeździe znowu nie radziłem sobie najlepiej a gdy wjechałem do Polski to jedyną szansa na zakup wody był dojazd do Parkingu przy drodze prowadzącej do Morskiego Oka. Około kilometrowy odcinek dłużył mi się strasznie i w końcu dotarłem do wodopoju. Z dużej butelki wody połowę wypiłem na miejscu a drugą przelałem do bidonu. Do Zakopanego miałem jeszcze ponad 20 kilometrów z dwoma podjazdami. Postanowiłem pojechać oba mocno, podobnie jak Śląski Dom. Minąłem Łysą Polane i gdy tylko nachylenie wzrosło to podkręciłem znacznie tempo. Jechałem cały czas równo i mocno w tempie prawie wyścigowym. Po drodze minąłem kilka grupek kolarzy ale żaden nie zareagował i nawet nie próbował łapać mojego koła. Bardzo lubię ten podjazd ale jest krótki i szybko się skończył. Na rondzie odbiłem w kierunku Zakopanego, na zjeździe musiałem kilka razy hamować, ale przynajmniej krótkie odcinki przejechałem nieźle technicznie. Ostatnim wymagającym podjazdem były Brzeziny. Ruszyłem mocno i trzymałem założoną moc, pod koniec nogi się już buntowały ale nie poddałem się i w założonym tempie przejechałem cały podjazd. Później już zluzowałem, czułem w nogach cały tydzień wymagających treningów a także sporą ilość kilometrów pokonanych pieszo przez ostatnie dni. Po dobrym technicznie zjeździe do Zakopanego w jako takim tempie pokonałem ostatni odcinek prowadzący w górę i w bardzo rozjazdowym tempie zjechałem do Centrum Zakopanego.
Idealny trening na zakończenie ciężkiego cyklu treningowego. Najbardziej lubię takie treningi, kilkugodzinne z mocnymi akcentami na podjazdach. Bardzo dobrze podjazdy pomimo dużego i narastającego w trakcie jazdy zmęczenia a także próba zjazdów po nieznanych i zapomnianych szosach. Szkoda, że nie udało się wjechać na Hrebienok ale nie było to zależne ode mnie.


Informacje o podjazdach:

Wychodzi na to, że był to dzień rekordów czasowych na podjazdach. Z 9 zaliczonych segmentów, na 7 poprawiłem swoje najlepsze czasy. Wszystkie czasy poprawiłem o więcej niż 20 sekund a na żadnym nie jechałem na 100 % możliwości. To najlepsza wizytówka mojej obecnej formy.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa accza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]