Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 229777.38 kilometrów w tym 8243.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.36 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2421965 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 94.00km
  • Czas 03:42
  • VAVG 25.41km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 144 ( 73%)
  • Kalorie 2657kcal
  • Podjazdy 2040m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 40

Piątek, 8 maja 2020 · dodano: 09.05.2020 | Komentarze 0

Miałem sporo obaw przed wyjazdem. Ostatni trening był wymagający a od tego czasu nie siedziałem na rowerze i moja dyspozycja była sporą niewiadomą. Udało się tak ustalić grafik dnia, że prawie całe popołudnie mogłem przeznaczyć na trening. Przed jazdą nie zastanawiałem się nawet przez moment i wybrałem letni strój i wiatrówkę na zjazdy. Zabrałem sporo jedzenia i tylko dwa bidony wody, spodziewałem się, że braknie i zarezerwowałem czas na kilka przerw. Po wyjeździe nie mogłem stwierdzić czy noga podaje czy nie. Początek trasy prowadził w górę ale w ogromnym ruchu samochodowym, zanim na dobre się rozkręciłem musiałem się trzy razy zatrzymać. Pierwszy podjazd poszedł lekko a nagrodą za to był długi zjazd pod wiatr. Cały czas kręciłem a niewiele posuwałem się do przodu. Po 25 minutach jazdy wziąłem się za konkretniejszą rozgrzewkę. Zaplanowane schodki nie wyszły, ciężko było wcelować w założone moce. Druga seria poszła już lepiej. Później przy spokojnej jeździe zapaliła się w głowie lampka, zapomniałem o regularnym jedzeniu i nadrobiłem zaległości. Krótki podjazd w Lipowcu pokonałem nieco mocniej, wiatr w twarz robił dobrą robotę i nie musiałem szukać optymalnego przełożenia. Czułem, że noga chociaż nieźle podawała nie jest jeszcze odpowiednio rozgrzana i skierowałem się w kierunku kolejnego podjazdu. Kiedyś go jechałem i zapomniałem, jak nierówny jest to podjazd, zaczyna się łagodnie, później nachylenie dochodzi nawet do 16 % przed zjazdem, wypłaszczeniem i odcinkiem z nachyleniem od 5 do 10 %. Tempo dostosowałem do nachylenia i po mocnym początku, luźnym środku i średniej końcówce dotarłem do końca asfaltu. Zjazd mi wybitnie nie pasował, gdy dotarłem bezpiecznie do skrzyżowania z główną przyjąłem kolejną dawkę węglowodanów i ruszyłem w kierunku Równicy. Dawno mnie tam nie było, kiedyś nie wyobrażałem sobie jeżdżenia bez zaliczania regularnie Równicy, był to mój ulubiony podjazd a w ostatnim czasie głównie z różnych względów zaglądałem tam bardzo rzadko. Aby nadrobić zaległości chciałem wjechać na szczyt aż 3 razy. Przed pierwszym na moment się zatrzymałem, ruszyłem mocno i trzymałem dobre tempo na prostej, gdy zrobiło się stromo to łańcuch stopniowo wędrował w górę kasety. O dziwo jechałem równo trzymając założoną moc, tą harmonię zaburzyło trochę wypłaszczenie przed kostką i sam odcinek brukowy. Dobry czas miałem przy zjeździe z kostki ale o rekordach nie mogłem myśleć bo najlepszy czas jest wyśrubowany i musiałbym jechać na maksa, grubo powyżej założonego pułapu mocy. Spory ruch samochodów, pieszych czy rowerzystów nie sprzyjał równej jeździe, momentami musiałem jechać dużym slalomem. Mocną jazdę miałem zakończyć po 18 minutach a na kresce byłem 40 sekund szybciej i cisnąłem aż do łuku w lewo odkąd było jeszcze 200 metrów do parkingu. Ludzi było sporo i nie zabawiłem długo na szczycie. Zjadłem coś, ubrałem kurtkę i ruszyłem w dół. Nie miałem zapędów do szybkiej jazdy a samochody skutecznie mnie blokowały wiec bardzo spokojnie zjechałem do Jaszowca. Drugi wjazd był trochę dłuższy ze względu na dużo łatwiejszy początek. Na moje szczęście w tym miejscu wiało ze wschodu wiec przez pierwsze kilkaset metrów towarzyszył mi wiatr w twarz. Na końcu kostki miałem niezły czas i trochę gorszy niż jadąc od mostu. To dawało nadzieje na to, że na kresce pojawię się już po 18 minutach podjazdu. Tak się nie stało. Musiałem jeszcze 15 sekund dołożyć. Jechało się lepiej niż za pierwszym razem, mimo słabszego początku w drugiej części jechałem równo i mocno. Drugi zjazd był również wolny i spokojny, przez moment myślałem, że wjadę na Równicę zaczynając od odcinka brukowego. Tak rzadko jeżdżę po takich odcinkach i nie radze sobie z nimi najlepiej wiec drugi raz ruszyłem asfaltem. Początek był również słabszy, nie radze sobie w tym roku na łatwych odcinkach i mam problem z utrzymaniem na nich właściwej mocy. Gdy tylko zrobiło się stromiej to już było tylko lepiej. Od kostki do szczytu wjechałem szybciej niż wcześniej ale za to musiałem dokręcić jeszcze 30 sekund na wypłaszczeniu. Nogi były już zmęczone i kolejny raz w tym tempie już bym chyba nie wjechał. Na dobicie wjechałem a raczej wtoczyłem się na Skibówk skąd mogłem podziwiać widok m.in. na Tatry. Po dłuższej przerwie ruszyłem w dół. Początek zjazdu wyglądał dobrze od strony technicznej i nie był najwolniejszy, później jednak dojechałem do samochodów i koniec jazdy. W Jaszowcu zdecydowałem się pokonać odcinek brukowy do skrzyżowania i rozpiąłem tylko kurtkę by nie ubierać jej zza kilka minut przed kolejną częścią zjazdu. Słabo wyglądała moja jazda, nogi już zmęczone, trochę było mi ciepło, na tym kilometrowym odcinku wyprzedziło mnie kilkanaście samochodów, ile było ich ogólnie przy 3 wjazdach na Równice to nie liczyłem ale dawno tylu nie spotkałem podczas jednego treningu. Po zjeździe rozebrałem kurtkę, miałem zatrzymać się przy najbliższym sklepie bo w bidonach już było pusto. Przejechałem koło trzech sklepów i kapnąłem się dopiero na podjeździe w kierunku Lipowca. Tam też miałem drobny problem z przednią przerzutką, wyskoczył jakiś błąd i łańcuch spadł. Szybko to naprawiłem i jechałem dalej. Najbliższy sklep był dopiero w Brennej. Gdy tam dojechałem to byłem już trochę odwodniony. Zorientowałem się, że nie mam przy sobie jednorazowych rękawiczek, zwykle wożę po kilka par a tym razem zapomniałem. Na szczęście uratował mnie płyn dezynfekujący przy sklepie i z czystym sumieniem mogłem wejść do sklepu. Kupiłem wodę, sporo wypiłem przed kontynuacją jazdy i napełniłem oba bidony. Po tym postoju za bardzo się rozluźniłem, na ziemie sprowadził mnie kierowca samochodu wyprzedzającego na szczycie wzniesienia zaraz za skrzyżowaniem, przed łukiem w lewo jadący prosto na mnie. Cudem uniknąłem czołowego zderzenia uciekając na pobocze, musiałem ochłonąć i zatrzymałem się na moment przy przystanku autobusowym. Na szczęście później obyło się już bez podobnym incydentów, nawet nie musiałem dokręcać do 2000 metrów przewyższenia.
Przed treningiem czułem się nieźle, po nie najgorzej. Lepszej nogi się nie spodziewałem po dniu wolnym. Do tego abym był w 100 % zadowolony jeszcze brakuje ale sezon jest długi. Najważniejsze, że treningi wchodzą w nogi i dają efekty a dodając do tego inne obciążenia jakie znosi mój organizm to na ten moment lepiej być nie może. Najważniejsza w tym momencie jest regeneracja, bez niej dyspozycja na treningach na pewno będzie niezadowalająca.

Informacje o podjazdach:


Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa wlrek
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]