SPAC O Cenu Verge 2020
Niedziela, 2 sierpnia 2020
Km: | 11.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:31 | km/h: | 21.29 |
Pr. maks.: | 39.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | 188188 ( 96%) | HRavg | 175( 89%) |
Kalorie: | 510kcal | Podjazdy: | 600m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy start w tym roku. Od ostatniego minęło 10 miesięcy i to wystarczyło aby zrobić kilka kroków wstecz, takie niestety są fakty. Nie miałem żadnych oczekiwań wobec siebie, wiedziałem, że poziom zawodów jest bardzo wysoki, mój najlepszy rower stoi w domu i czeka na nowy wózek i hak przerzutki a w ostatnim tygodniu niewiele trenowałem a większość wyjazdów kończyła się albo poważnym defektem albo niedyspozycją organizmu. Postawiłem przed sobą dwa cele: jak najdłużej utrzymać się w czołówce i dać z siebie wszystko na ostatnich 5 kilometrach trasy. Z dobrym nastawieniem jechałem do Frenstatu gdzie znajdował się start. Byłem na miejscu dosyć późno ale wystarczyło aby załatwić formalności w biurze oraz się rozgrzać. Rozgrzewkę rozpisałem sobie wczoraj, trochę zbyt późno na nią wyjechałem i była nieco krótsza. Nie robiłem żadnych sprintów tylko tradycyjne schodki od 240 do 340 Wat. Po rozgrzewce udałem się na miejsce startu. Ustawiłem się w środku stawki, start się przeciągał. Żel który przyjąłem przed starem jeszcze nie działał. Około 4 minuty obsuwy nie zrobiły mi różnicy. Gdy nastąpił start to trochę zaspałem, ruszyłem mocno ale na kostce brukowej zacząłem tracić pozycje. Później było rondo gdzie zaryzykowałem i pojechałem lewą stroną, później musiałem zwolnić ale nie miało to już znaczenia, strata już była i musiałem gonić. Po 2 minutach średnia moc to prawie 370 Wat, zbyt mocno jak dla mnie. Aby niwelować starty musiałem generować grubo ponad 400 Wat, mimo to nie byłem w stanie się zbliżyć i widziałem jak czołówka oddala się w oczach. Demony przeszłości powróciły, znów nie radze sobie w peletonie i nawet na podjeździe tracę. Pierwszy cel nie został zrealizowany, utrzymałem się w peletonie na 200 metrach i byłem jednym z pierwszych którzy odpadli. Pierwszy „sukces” tego dnia został osiągnięty. Przez jakiś czas jeszcze walczyłem o niwelowanie start ale była to walka z wiatrakami, nie miałem żadnych szans z przeciwnym wiatrem i traciłem coraz więcej. Nie wiedziałem ile osób jest z przodu i co dzieje się w czołówce, jechałem już własny wyścig, daleko za czołówką. Co jakiś czas ktoś odpadał i na krótszą lub dłuższą chwile łapał moje koło. Stawka się mocno rozciągnęła, wiatr zrobił swoje i najmocniejsi byli w stanie oderwać się od grupy. Po ponad 12 minutach dojechałem do momentu w którym zaczyna się trudniejszy podjazd. Usłyszałem, ze tracę ponad półtorej minuty do pierwszego to jest przepaść. Od tego momentu przestałem kalkulować, złapałem swój dobry rytm i jechałem mocno licząc, że nie osłabnę. Łapałem kolejnych zawodników, niewielu było w stanie utrzymać moje tempo. Byłem pewny, że jadę na 32-33 minuty i ciężko mi było złapać motywacje. Z każdym kilometrem jechało mi się lepiej, dawałem z siebie więcej i nadrabiałem pozycje. Z tego podjazdu byłem zadowolony, potwierdził, że noga jest dobra a ostatnie dni były po prostu słabsze. Przed metą dojechałem do większej grupki, udało się wyprzedzić ale gdy inni zaczęli finiszować pokazali mi miejsce w szeregu. Nie zależało mi na wyniku, za dużo straciłem na początku i kilka miejsc w jedną czy drugą stronę to żadna różnica a sprinter ze mnie bardzo słaby. Kiedyś byłbym zły na mecie, obecnie zmieniłem podejście i znalazłem dużo pozytywów a słaby wynik nie jest powodem do frustracji bo i tak nie wypadłem tragicznie a przejmowanie się opiniami innych osób zwłaszcza tych które o takich wynikach mogą tylko pomarzyć jest ostatnią rzeczą na którą chcę sobie pozwolić. Czeka mnie dużo pracy, na czasówkach wciąż jestem bardzo mocny a wyścigi w dalszym ciągu mi nie leżą. Starych błędów nie da się wyeliminować w kilka tygodni czy miesięcy. W moim przypadku potrzebne jest znacznie więcej czasu. Dałem z siebie maksa w drugiej połowie trasy i zbliżyłem się do najlepszej mocy na 20 minut co cieszy. Na mecie nie byłem specjalnie zmęczony, musiałem zaczekać aż większość osób wjedzie na metę aby w spokoju zjechać. Zjazd nie był przyjemny, cały czas na klamkach i z dużą ostrożnością aby nie rozjechać pieszych których było pełno. Był to ważny sprawdzian, wiem na czym stoję i nad czym mam pracować w najbliższym czasie.

