Trening 79
Sobota, 31 lipca 2021 Kategoria 100-200, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 105.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:54 | km/h: | 26.92 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2744kcal | Podjazdy: | 1650m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po dniu przerwy którego bardzo potrzebowałem, ruszyłem na kolejny spokojny trening. Jako, że sobota to w pracy byłem tylko 8 godzin i miałem nieco więcej czasu na trening. Mimo niepewnej pogody postanowiłem zaliczyć Pętlę Beskidzką wybierając wersję której dawno nie jechałem i w zasadzie pokrywała się z trasą Pętli Beskidzkiej z 2016 roku gdy meta byłą jeszcze pod Stecówką. Wyjechałem tuż po zdobyciu złota przez Polską sztafetę na IO w Tokio i to chyba dodało mi nieco skrzydeł bo przed jazdą znów nie czułem się najlepiej. Miałem także plan awaryjny czyli klepanie Przegibka i doskonalenie zjazdów ale nie zdecydowałem się na to. Nie umiałem się skupić i kilka razy wracałem się do domu a i tak zapomniałem m.in. czujnika tętna co akurat mi nie przeszkadzało. Mimo nienajlepszej pory sprawnie przejechałem przez miasto, ale w kilku momentach straciłem nieco czasu ale po wyjeździe z Bielska szybko nadrobiłem stracony czas. Dobrze mi zaczęło się kręcić ale po wjeździe do Szczyrku musiałem szybko zejść na ziemię. To był zdecydowanie najtrudniejszy odcinek trasy, przejechanie przez Szczyrk w weekend do łatwych nie należy. Gdy ruch na drodze trochę się rozładował karty rozdawał wiatr, większą część podjazdu na Salmopol walczyłem z silnym wiatrem a dodatkowym utrudnieniem była mokra szosa. Dobrze mi się jechało, noga się rozkręciła po niemrawym początku. Na zjeździe chciałem pokazać się z dobrej strony, na mokrym, wśród samochodów i innych rowerzystów nic z tego nie wyszło a gdy zobaczyłem, że jakiś gość na MTB zjeżdża lepiej zwątpiłem w swoje możliwości. Ciekawe jakby spisał się na podjeździe i czy też byłby w stanie okazać się lepszy niż ja, takich cwaniaków już wielu spotkałem i co z tego, że dobrze zjeżdża, jak pod górę traci przy razy więcej czasu. Na ostatnich 4 kilometrach zjazdu do skoczni odjechałem jednak wyraźnie, nie lubię jazd po mokrym a mniej mokra droga była dopiero za skocznią. Później czekało mnie kilka przygód, najpierw przejazd pojazdów uprzywilejowanych i zjazd na pobocze, później centymetry dzieliły mnie od spotkania z sarną w dolinie Czarnej Wisełki a na zjeździe do Istebnej pękł mi koszyk na bidon. Oczywiście bidon poleciał w krzaki, gdyby nie to, że drugi był już pusty a w tym jeszcze była woda nie szukałbym go, znalazłem go jednak dosyć szybko i mogłem jechać dalej. Przygody nie ominęły mnie także na podjeździe pod Koczy Zamek, przez prawie cały podjazd walczyłem z samochodami, dwa razy musiałem zjechać na pobocze a raz niemal się zatrzymać. Wjechałem jednak w dobrym tempie, mimo twardego przełożenia. Zjazd po mokrym z Koczego Zamku nie należał do przyjemnych, w jednym miejscu znów cudem uniknąłem czołowego zderzenia z samochodem który ścinał zakręt, jechałem wolno wiec miałem czas zareagować. Starałem się równo jechać przez Kamesznicę ale też to nie wyszło, sporo czasu zyskałem za to na odcinku Milówka – Węgierska Górka, po raz pierwszy od dawna jechałem tam z wiatrem w plecy. Opóźniałem postój w sklepie do momentu aż bidony nie były puste, brakło mi picia za Węgierską Gorką i przez ponad 10 minut jechałem bez picia. Po postoju w sklepie nie chciało mi się jechać dalej ale jakoś poszło, w niezłym tempie dojechałem do Buczkowic a później znowu nie szło najlepiej. W Bielsku znowu straciłem sporo czasu wybierając bardzo wąskie drogi gdzie blokowały mnie samochody. Mimo wszystko był to całkiem niezły trening i ostania okazja do dłuższej jazdy w tym tygodniu. Już powoli ma dosyć długich treningów, zaliczyłem ich całkiem sporo w tym roku i pora przestawić się na mocniejsze treningi które przyniosą więcej pożytku w końcówce sezonu.