Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2020
Dystans całkowity: | 1811.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 75:21 |
Średnia prędkość: | 26.76 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.00 km/h |
Suma podjazdów: | 20860 m |
Maks. tętno maksymalne: | 182 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 144 (73 %) |
Suma kalorii: | 36675 kcal |
Liczba aktywności: | 33 |
Średnio na aktywność: | 69.65 km i 2h 17m |
Więcej statystyk |
Podsumowanie 11 tygodnia 2020
Niedziela, 15 marca 2020 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Ostatni tydzień był bardzo nerwowy głównie ze względu na sytuacje jaka obecnie występuje na Świecie. Nie wiadomo jak wszystko dalej się potoczy ale nie można wpadać w przesadną panikę ale zachować dużo spokoju i ostrożności której nigdy za wiele. Podobne sytuacje już były i będą ale powodem do niepokoju może być skala tego problemu i szybkość rozprzestrzeniania się. Zapewne skutki tego całego „zamieszania” będą odczuwalne długo ale na tym Świat się nie kończy i nie można z wszystkiego rezygnować tylko dlatego, że ktoś inny ma inne do tego podejście. Problem uderza we wszystkich: sportowców, biznesmenów, właścicieli restauracji czy zwykłych pracowników usługowych czy nawet produkcyjnych. Każdy jest tak samo zagrożony i np. Mówienie, że mnie wirus nie dotyczy bo nigdy nie choruje nie jest właściwe. Od wielu lat Świat uzależniony jest od produktów sprowadzanych z Chin gdzie wyprodukowanie tego jest dużo tańsze niż gdzie indziej i bardziej opłaca się importować z Dalekiego Wschodu niż wytwarzać we własnym kraju. Ten Wirus nie był wypuszczony celowo i chyba nawet Chińczycy nie przewidzieli ile może wyrządzić szkody na Świecie. Okazuje się , że nie trzeba Wojny aby Ludzkość popadła w strach i panikę. Może w ten sposób trochę zła zniknie z Globu ale nie jest to warte zagrożenia jakim objęta jest tak duża liczba ludzi. Jakoś specjalnie nie interesuje się tym tematem. Jak coś ma się wydarzyć to i tak się wydarzy, więcej spokoju mam gdy mniej wiem niż za dużo. Ubiegły tydzień miałem spędzić nad Adriatykiem, trochę potrenować w cieplejszych warunkach, odpocząć i naładować akumulatory przed sezonem. Nie wiedząc jak sytuacja się rozwinie całkowicie zrezygnowałem z opuszczenia Polski i patrząc na to co się dzieje był to jedyny rozsądny wybór chociaż wtedy miałem jeszcze inne opcje do wyboru. Ostatecznie poświeciłem więcej czasu niż w poprzednich tygodniach na trening. Pogoda była na tyle łaskawa, że nie musiałem ani razu korzystać z trenażera i chyba sezon trenażerowy mogę uznać za zakończony, chyba, że jakieś nieprzewidziane okoliczności wpłyną na to, że będę musiał odkurzyć trenażer. Moja dyspozycja rośnie z każdym tygodniem, coraz lepiej noga podaje, coraz mniej kryzysów ale wciąż długo dochodzę do siebie po mocnych akcentach czy jednostkach treningowych. Nad tym musze pracować, na razie nie mam problemów z dostosowaniem się do obciążeń treningowych, stopniowo będę je zwiększał aż do maja a później zobaczę jak to będzie wyglądać w praktyce. Ostatni tydzień to także problemy sprzętowe, padł szwankujący już od jakiegoś czasu czujnik mocy, kilka jazd w deszczu i dużej wilgotności powietrza spowodowało zawilgocenie czujnika którego już nie dało się dostatecznie wysuszyć, próbowałem różnych sposobów ale nic nie pomagało i baterie padały już nawet po kilkunastu godzinach pracy, drugi czujnik trzyma po 150 godzin. Do problemów z baterią doszedł problem z poprawnym wskazywaniem, pokazywało czasem 80/20 lub 10/90 i różne dziwne wartości i po kilku nieudanych próbach poprawnej kalibracji zdecydowałem się na zakup nowego czujnika. Pedały dodatkowo wyczyściłem, przesmarowałem i luzy jakie już były zniknęły całkowicie. Jazda na jednym czujniku do czasu przyjazdu nowego musi mi wystarczyć. Po prostu TSS jakie otrzymuje z danych pochodzących z jednej nogi muszę mnożyć razy 4 i w przybliżeniu wychodzi poprawny wynik. Dobrze, że problem z miernikiem wystąpił teraz a nie w ważniejszym momencie sezonu. Ostatnio miałem także kolejne problemy z Garminem, coraz częściej musiałem przywracać urządzenie do ustawień fabrycznych i 2 na 10 ostatnich aktywności nie udało się zgrać, nie zostały zapisane poprawnie. Nawigacja od dawna nie działa a aktualizacji oprogramowania już dawno nie ma a kolejne reinstalacje nie przynoszą żadnych zmian w konfiguracji licznika. Nie planowałem zakupu nowego licznika ale kilka rzeczy sprawiło, że zmieniłem zdanie. Najłatwiej byłoby zmienić licznik na nowszy model Garmina ale zdecydowałem się ograniczyć budżet i wybrałem model mniej znanego producenta ale z masą funkcji których brakowało mi w Garminie. Na tym nie koniec problemów sprzętowych, od początku miałem problemy z tylną przerzutką w rowerze. Nie potrafiłem zlokalizować przyczyny i próbowałem różnych metod, dwa razy sprawdzałem czy hak na pewno jest prosty, sprawdzałem czy łańcuch jest dostatecznie długi i czy przerzutka jest dobrze zamocowana. Wszystko to nie przyniosło skutku w postaci dostatecznej poprawy pracy napędu i dopiero wyłączenie się przerzutek w trakcie niedzielnej jazdy skłoniło mnie do dokładnego sprawdzenia połączenia wszystkich przewodów. Bateria okazała się być dobra bo po podłączeniu do ładowania po 15 minutach już była naładowana a za pierwszym razem ładowanie trwało ponad 90 minut. Przewód miedzy łącznikami nie był właściwie dociśnięty i ostatecznie wypadł z gniazda co spowodowało brak dopływu prądu do manetek i przerzutek. Tym razem zrobiłem to należycie, zabezpieczyłem wtyczki i przełożenia zmieniają się wyraźnie lepiej. Takie małe niedopatrzenia dają duży efekt. Po pierwszym tygodniu użytkowania tego roweru zauważyłem, że jeździ się znacznie lepiej, zwłaszcza pod górę a założenie kół karbonowych z szytkami jeszcze pogłębi ten efekt. Drobne korekty ustawień roweru są jeszcze potrzebne, za jakiś czas wybiorę się na Bike Fiting gdzie w należyty sposób pomogą mi ustawić rower. Planuję jeszcze zakup drobiazgów takich jak koszyki na bidon czy czujnik łączący Di2 z licznikiem. Nabyć musze jeszcze szytki ale z tym wstrzymuje się jeszcze kilka tygodni. Być może dopiero na lato przygotuje te koła do jazdy. Po kilku miesiącach przygotowań do sezonu jestem na etapie w którym mógłbym już jechać na wyścig. W zaistniałej sytuacji wyścigi są zawieszone i pierwsze z nich mogą odbyć się dopiero w czerwcu wiec mógłbym odpuścić trenowanie ale bez względu na to czy będą wyścigi czy nie trzymam się planu jaki rozpisałem przed sezonem. Mam plan B jakby żaden wyścig w tym roku miał się nie odbyć ale na razie jest za wcześnie aby o tym mówić. Na obecnym etapie jestem zadowolony ze swojej dyspozycji, obrana ścieżka była dobra. W poprzednich latach robiłem mało intensywnych jednostek zimą i wiosną długo rozkręcałem nogę mecząc się nawet na krótkich treningach tlenowych. W ostatnich miesiącach więcej było specjalistycznych treningów niż typowych tlenów i dzięki temu już pierwsze jazdy na szosie były dużo przyjemniejsze. Wyjeździłem w tym roku około 40 godzin w tlenie, mniej niż zwykle, dzięki innym treningom z mocniejszą nogą przystępowałem do pierwszych treningów tlenowych na szosie i dużo lepiej się jeździło. Po trzech tygodniach z dużą objętością noga jest już dostatecznie rozkręcona i nawet podjazdy zaczynają wychodzić i noga na nich kreci bardzo fajnie. Jestem gotowy aby wjechać w góry i zacząć sezon na całego. Nie zmieniam nic w założeniach, pierwsze wyścigi miały być przetarciem nogi i dodatkowym treningiem, dopiero w maju miałem walczyć o jakieś cele a w czerwcu o priorytety. Zrobiłem duży postęp w kilku aspektach i byłem bardzo ciekawy czy udało się zmniejszyć dystans do czołówki i na razie będę musiał cierpliwie poczekać na moment konfrontacji. Szkoda, że tak się wszystko potoczyło bo do sezonu przystępowałem z dużymi nadziejami i najlepszym przygotowaniem od czasu w którym zacząłem trenować. ]
1.Obciążenie treningowe:
Niezły tydzień zwieńczony najwyższymi w tym roku wartościami ATL i CTL. Problemy z miernikiem mocy na pewno w jakiś sposób wpłynęły na wartości tych parametrów. Dane z niedzielnego treningu wrzuciłem 4 razy aby uzyskać zbliżoną do rzeczywistej wartość TSS z tego dnia. Najlepszy dzień w tym tygodniu to 283 TSS. Kolejne tygodnie pod tym względem będą nieco gorsze.
2.Czas aktywności:
3.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:
Dokładnego planu na ten tydzień nie mam. Pierwsze kilka dni przeznaczam na odpoczynek a później testy mocy i aktualizacja stref a dokładnie sprawdzenie ich z tymi uzyskanymi podczas Badań Wydolnościowych. Testy chciałbym już zrobić na szosie a także pojeździć swobodnie po górach.
4.Podjazdy zaliczone w tym roku:
Zaliczyłem już 6 wjazdów na jedną przełęcz dwoma różnymi drogami. Czasy podjazdów są niezłe i nieodbiegająca zbytnio od tych jakie notowałem w poprzednim roku i wysoko znajdują się na liście wyników.
1.Obciążenie treningowe:
Niezły tydzień zwieńczony najwyższymi w tym roku wartościami ATL i CTL. Problemy z miernikiem mocy na pewno w jakiś sposób wpłynęły na wartości tych parametrów. Dane z niedzielnego treningu wrzuciłem 4 razy aby uzyskać zbliżoną do rzeczywistej wartość TSS z tego dnia. Najlepszy dzień w tym tygodniu to 283 TSS. Kolejne tygodnie pod tym względem będą nieco gorsze.
2.Czas aktywności:
3.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:
Dokładnego planu na ten tydzień nie mam. Pierwsze kilka dni przeznaczam na odpoczynek a później testy mocy i aktualizacja stref a dokładnie sprawdzenie ich z tymi uzyskanymi podczas Badań Wydolnościowych. Testy chciałbym już zrobić na szosie a także pojeździć swobodnie po górach.
4.Podjazdy zaliczone w tym roku:
Zaliczyłem już 6 wjazdów na jedną przełęcz dwoma różnymi drogami. Czasy podjazdów są niezłe i nieodbiegająca zbytnio od tych jakie notowałem w poprzednim roku i wysoko znajdują się na liście wyników.
Trening 21
Niedziela, 15 marca 2020 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: | 143.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:02 | km/h: | 28.41 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 4.0°C | HRmax: | 157157 ( 80%) | HRavg | 130( 66%) |
Kalorie: | 1834kcal | Podjazdy: | 1450m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zmuszony byłem zmienić pierwotne plany i zrezygnować z pierwszej w tym roku jazdy w grupie i wyszła kolejna ciekawa samotnie przejechana trasa. Zgodnie z prognozami pogody poranek był mroźny ale już po 7 temperatura zaczęła rosnąć wiec szykowałem się do jazdy. Wczoraj próbowałem reanimować miernik mocy ale niespecjalnie się to udało, pierwsza diagnoza jest taka, że jeden z czujników jest wadliwy i powoduje zakłócenia pomiaru, kupiłem już nowy, nie jest to duży koszt a nawet jeżeli nie będzie konieczna wymiana to może być w zapasie. Skonfigurowałem pomiar z jednym czujnikiem ale nie byłem w stanie go skalibrować aby podwajał moc z jednego czujnika wiec dane dotyczą tylko prawej nogi. Rzeczywista moc w przybliżeniu jest dwa razy większa. Po weekendzie zrobię dokładny przegląd miernika, zainstaluje na nowo oprogramowanie i może wtedy uda się go przywrócić do stanu w którym pokazuje poprawne wartości. Nie zapowiadało się na wysoką temperaturę wiec nie miałem problemu z ubiorem. Zabrałem odpowiedni zapas jedzenia i picia i nie planowałem żadnych postojów w celu dokupienia prowiant np. na stacji benzynowej. O 8 byłem gotowy do jazdy i chwile później wyjechałem. Na zewnątrz nie było tak przyjemnie jak to wyglądało przez okno. Niewątpliwą zaletą tej pory był zerowy ruch na drogach. Po kilku minutach jazdy temperatura spadła poniżej 0 i zrezygnowałem z jazdy przez Przegibek i skierowałem się na Żywiec. Gdy skręciłem na południe to pojawił się lodowaty wiatr którego nie było w prognozach. Jechało się nieźle, noga podawała wiec nie przejmowałem się zbytnio tym faktem. Były jednak inne złe efekty niskiej temperatury i wiatru, marzły mi dłonie i miałem problem z podstawowymi czynnościami takimi jak wyciąganie jedzenia z kieszonek. Pierwszą porcje węglowodanów wyciągnąłem bez problemu ale przy drugiej miałem już problemy i zdecydowałem się zatrzymać. Byłem akurat na drodze z szerokim poboczem i zerowym ruchem więc był to optymalny moment. Po chwili ruszyłem dalej i na rondzie doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Samochód włączył migacz ale nie zjechał z ronda i w ostatniej chwili się zatrzymałem aby z nim się nie zderzyć. Wina nie była po mojej stronie ale na szczęście na strachu się skończyło i mogłem jechać dalej. Za rondem zaczął się wymagający podjazd, udało się złapać dobry rytm i wjechać równym tempem na szczyt. Po zjeździe wzdłuż jeziora miałem dylemat czy jechać pagórkowatym odcinkiem z dala od miejscowości czy wybrać odcinek prowadzący cały czas w górę do Ślemienia. Miałem mało czasu do namysłu i w ostatniej chwili odbiłem w prawo na Ślemień, trudno mi było uwierzyć ale znów jechałem pod wiatr. Dobrałem odpowiednie przełożenie i jechałem równym tempem przez opustoszałe miejscowości. Przy Kościołach bardzo mało samochodów, pieszych mogłem policzyć na placach jednej ręki a na całym ponad 10 kilometrowym odcinku minął mnie tylko jeden samochód. Za Ślemieniem skręciłem w prawo i zaczął się dosyć wymagający podjazd z nachyleniem przekraczającym 10 %. Postanowiłem go wjechać bardziej siłowo z kadencją 70-80 i byłem zaskoczony jak sprawnie wjechałem na szczyt. Później miałem moment zawahania czy skręcić w prawo czy jechać prosto. Jadąc prosto dojechałem do głównej drogi. Na niewielkim skrzyżowaniu maiłem kiepską widoczność, jakiś kierowca mając do dyspozycji cały parking stanął w takim miejscu, że nie wiedziałem czy nadjeżdża jakiś samochód z lewej strony czy nie. Zaryzykowałem i wjechałem na pustą drogę, czekał mnie długi zjazd do kolejnego ważniejszego skrzyżowania na trasie. Wiatr wiejący w twarz spowodował, że zjazd nie należał do przyjemnych. Pojawiło się też kilka samochodów ale nie było to problemem na szerokiej drodze. Do skrzyżowania było bliżej niż myślałem i po kilku kilometrach jazdy główną drogą znów zjechałem na mniej ważną drogę. Podjazd też był krótki i niezbyt trudny a później kolejny, ciągnący się zjazd z wiatrem wiejącym w twarz. W końcu dojechałem do głównej drogi Wadowice – Sucha Beskidzka. Nawet na tej drodze ruch był znikomy i krótki odcinek tej drogi jaki musiałem pokonać nie był uciążliwy. Skrzyżowanie na którym miałem skręcić w lewo w ostatniej chwili zauważyłem i wykonałem gwałtowny skręt, przed kolejnym skrzyżowaniem zrobiłem pierwszy dłuższy postój. Znalazł się czas na zdjęcia i analizę mapy, chciałem sprawdzić jedną z nieznanych dróg i miałem do wyboru drogę prowadzącą wzdłuż jeziora do głównej drogi na Wadowice lub któryś z łączników z drogą 52 Wadowice – Kraków. Miałem jeszcze trochę czasu na decyzje i ruszyłem na kolejny odcinek z wiatrem w twarz. Na płaskim odcinku wzdłuż jeziora wiatr hulał dosyć mocno ale złapałem dobry rytm i dzielnie z nim walczyłem. Po kilku kilometrach droga skręciła na wschód i zaczął się łagodny ale ciągnący się podjazd. Po wypłaszczeniu skręciłem w pierwszą z nieznanych dróg i przed oczami pojawiła się ściana do nieba. Nie było tak źle jak początkowo wyglądało, nachylenie nieznacznie przekroczyło 10 % a podjazd nie był zbyt długi. Później zjazd i kolejna hopka prowadząca już do Kalwarii. Nawet w takim miejscu były pustki, mało samochodów i ludzi, można było spokojnie przejechać. Na zjeździe przyjąłem kolejną dawkę energii i nie byłem w stanie skupić się na technice. Na głównym skrzyżowaniu znowu się wahałem czy jechać bocznymi drogami czy wskoczyć na główną do Wadowic. Impuls spowodował, że skręciłem w lewo na główną drogę. Od tego momentu jechałem z wiatrem aż do Bielska. Warto było męczyć się z wiatrem tyle kilometrów aby ostatnie 60 było z wiatrem. Szybko mijały kolejne kilometry, co jakiś czas mijałem lub wyprzedzały mnie pojedyncze samochody i dobrze, że nie włóczyłem się bocznymi drogami jak mogłem szybko dostać się do Wadowic. Tam zorientowałem się, że podręczny zapas jedzenia i picia się skończył i musiałem wyjąć z plecaka zapasy. Zatrzymałem się w bocznej uliczce i ruszając zauważyłem brak reakcji na zmianę przełożeń. Czyżby bateria już nie dawała rady lub któryś z przewodów nie łączył. Udało się ustawić optymalny bieg i dzięki temu nie przepychałem podjazdów z kadencją 60 ale na zjazdach musiałem puszczać korby. Nie mogłem w pełni wykorzystać wpływu wiatru i na pewno straciłem trochę czasu ale posuwałem się do przodu. Podjazdy były pewnym utrudnieniem bo nie lubię jeździć z niską kadencją ale musiałem zacisnąć zęby i jechać swoje. Za Kętami udało się zmienić ustawienie przerzutki i dzięki temu na bardziej odpowiadającej mi kadencji pokonałem najdłuższy podjazd na trasie do Kóz. Później udało się znów zmienić przełożenie ale była to ostatnia zmiana i na jednym biegu pokonałem już ostatnie kilkanaście kilometrów. Dopiero ostatni podjazd na trasie sprawił trudności, mocy pod nogą nie brakowało ale przełożenie było zdecydowanie za twarde. Pod domem brakowało 1 minuty do 5 godzin i zdecydowałem się dokręcić. Była to pierwsza długa jazda w tym roku bez żadnego kryzysu, z dobra nogą ale kolejnym problemem ze sprzętem. Brak danych z miernika mocy również można dopisać do minusów. Po tej jeździe i całym tygodniu zasłużyłem na kilka dni odpoczynku.
Trening 20
Sobota, 14 marca 2020 Kategoria blisko domu, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: | 52.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 26.00 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 1.0°C | HRmax: | 176176 ( 90%) | HRavg | 141( 72%) |
Kalorie: | 940kcal | Podjazdy: | 1100m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Długo się wahałem czy w ogóle wyjeżdżać z domu czy odkurzyć trenażer. Ostatecznie zdecydowałem się na wyjazd i modyfikacje założeń treningowych i trasy. Jakbym się uparł to mógłbym jechać tak jak zaplanowałem na początku tygodnia bo czas mi na to pozwalał. Ostatecznie dosyć niska temperatura była ostatecznym czynnikiem jaki zdecydował. Wyjechałem o 11:30 w teoretycznie najcieplejszym momencie dnia gdy na termometrze były 3 stopnie Celsjusza. Po ostatniej jeździe wyeliminowałem problemy z przerzutką ale miernik mocy szwankował jeszcze bardziej ale mimo to jechałem tak jak zamierzałem. Dojazd do Przegibka zmodyfikowałem dlatego żeby nie jechać koło Szpitala i przez to lepiej się rozgrzałem. Pomiar moc nie działał i pokazywał złe wartości. Planowane 15 minutowe powtórzenia na FTP skróciłem do 13 minut bo ukształtowanie terenu nie pozwalało na więcej. Zakładałem jechać na Równice i tam 15 minut na progu nie jest problemem. Gdy ruszyłem mocniej to nie byłem w stanie stwierdzić na jakiej mocy jadę, ruszyłem chyba zbyt mocno a licznik pokazywał że jadę n a 0,6 - 0,9 FTP. W lesie gdy nachylenie wzrosło to były momenty, że pomiar pokazywał wartości zbliżone do poprawnych, sugerowałem się rozkładem mocy na obie nogi, momentami było to 80/20 a czasami nawet 50/50 i wtedy wskazania były chyba najbliższe prawdy. Cały podjazd zajął mi około 13:30 od kościoła w Straconce i niecałe 10 od miejsca w którym zawsze zaczynam mierzyć czas. Czułem zapas mocy pod nogą ale myślę, że pojechałem mocniej niż FTP. Na zjeździe uzupełniłem zapasy energii i nie skupiłem się na technice. Zjechałem aż do przystanku w Międzybrodziu skąd na szczyt jest dokładnie 4 kilometry podjazdu. Drugi podjazd rozpocząłem równie mocno jak pierwszy. Wskazania mocy były chyba bliższe prawdy bo rozkład mocy na poszczególne nogi wyglądał lepiej. Noga podawała całkiem nieźle mimo temperatury wynoszącej 0 stopni Celsjusza. Wjechałem dosyć szybko i ostatnie kilkanaście sekund mocnej jazdy wypadło już na zjeździe. Jadąc w dół walczyłem z dużą ilością samochodów i udało się nawet dostarczyć trochę energii ale o szybkiej i technicznej jeździe mogłem zapomnieć. Ostatni podjazd zacząłem jeszcze przed Kościołem w Straconce i podobnie jak za drugim wjazdem wskazania mocy wyglądały lepiej niż przy pierwszym powtórzeniu. Ostatnie kilka minut to już walka z samym sobą, nogi już słabe, nie byłem zdziwiony bo nie jestem przyzwyczajony do takich treningów w niskich temperaturach a przez problemy z miernikiem mocy pewnie jechałam za mocno. Na szczycie nie zatrzymywałem się tylko od razu zawróciłem i zacząłem zjeżdżać. Postawiłem na technikę jazdy a;e dosyć mocno wiało i dosyć wolno zjechałem. Przez miasto przejechałem sprawnie, tylko w kilku miejscach musiałem zwalniać. Na podjazdach trzymałem się w 3, 4 strefie a na łatwiejszych odcinkach więcej czasu to była 1 strefa. Miernik świrował do końca treningu. Mam nadzieje, że kolejne treningi będą w lepszych warunkach i okolicznościach. Na razie nie przewiduje zmian w planie treningowym. Zwykle forma przychodziła na początku lub w połowie czerwca a do tego momentu jeszcze wiele może się wydarzyć i nie widzę powodu aby coś zmieniać bo to może mnie niepotrzebnie rozregulować a tego bym nie chciał.
Basen 18
Piątek, 13 marca 2020 Kategoria Zima, Zima 2020
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Pływanie |
Trening 19
Czwartek, 12 marca 2020 Kategoria 200-300, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: | 202.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:17 | km/h: | 27.73 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 155155 ( 79%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 5172kcal | Podjazdy: | 1240m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Prawdziwie wiosenny dzień musiałem wykorzystać. Nic nie stało na przeszkodzie aby poświecić większą część dnia na trening. Po raz pierwszy zdecydowałem się na zabranie mniejszej ilości jedzenia i picia i uzupełnianie zapasów w trasie. Wybrałem optymalny zestaw ciuchów zabierając do kieszeni lżejsze rękawiczki i nogawki aby ewentualnie móc je zmienić po drodze. Po sytym śniadaniu byłem gotowy do jazdy i wyruszyłem nawet szybciej niż planowałem. Na starcie zmodyfikowałem trasę, zamierzałem zaliczyć ciekawą pętlę której spora cześć prowadziła przez Czechy ale zdecydowałem się nie wykraczać poza granice Polski wiec odkopałem projekt trasy który nakreśliłem już kilka lat temu, również musiałem go zmodyfikować bo fragment prowadził przez Czechy, odległościowo wyszło to samo ale pojawiło się kilka dodatkowych podjazdów. Rower przygotowałem już dzień wcześniej i nic nie stało na przeszkodzie aby jechać na rowerze startowym. Po starcie już odruchowo skręciłem na Jaworze a nie w kierunku głównej drogi i na rozgrzewkę miałem około kilometrowy odcinek prowadzący non stop po górę. Spokojną jazdę kontynuowałem aż do Jasienicy gdzie spodziewałem się kolejki samochodów ale o dziwo było pusto na drodze. Z wiatrem jechało się bardzo przyjemnie ale w końcu nadszedł moment aby mocniej przycisnąć i jechać w 2 strefie mocy. Podjazdy w Rudzicy przy wietrze w plecy poszły jak z płatka, po zjeździe kierunek wiatru się zmienił i wiał bardziej z boku, gdy zacząłem kierować się na zachód to było już znacznie ciężej, łatwiej utrzymywałem moc ale często musiałem zmieniać biegi a wcale szybko nie jechałem. Drugi newralgiczny punkt na trasie czyli Chybie również przejechałem dosyć sprawnie. Walcząc ze zmiennym wiatrem zostałem przystopowany dopiero w Zbytkowie i przekroczenie Wiślanki okazało się trudną sprawą bo na jednej zmianie świateł przejeżdżały maksymalnie 3 samochody. Za Wiślanką przekonałem się jak silny jest wiatr. Na prostym odcinku drogi trzymając 200 Wat nie byłem w stanie jechać szybciej niż 20-22 km/h. Czekało mnie wiele kilometrów z wiatrem wiejącym w twarz i to był dopiero początek. Podjazd w Golasowicach okazał się trudniejszy niż zwykle i ciężko było złapać swój rytm. Na nowym dla mnie odcinku z Pielgrzymowic do Libowca zaczynałem czuć potrzebę postoju ale opóźniałem ten moment jak tylko mogłem. Pagórkowaty odcinek Jastrzębski dał mi nieźle w kość, czułem się jakbym jechał w tempie wyścigowym a to był tylko wysoki tlen z prędkością jazdy regeneracyjnej. Postój zrobiłem dokładnie w tym samym miejscu co 2 tygodnie temu tylko przyjechałem z drugiej strony. Po postoju droga stopniowo zaczęła się piać w górę aż do węzła przy Autostradzie A1 w Łaziskach. Później jechało się bardzo dziwnie, raz byłem w stanie jechać 40 km/h by chwile później nie być w stanie przekroczyć 25 km/h przy tym samym nachyleniu drogi. Przed dojazdem do głównej drogi próbowałem włączyć nawigacje i ślad który wgrałem na wypadek gdybym nie był pewny jak jechać. Okazało się, że nawigacja nie działa i nie wiedziałem jak temu zaradzić. Na skrzyżowaniu zdecydowałem się skręcić w lewo i w Gorzycach w prawo. Dojechałem do skrzyżowania i okazało się, że droga jest nieprzejezdna i objazd prowadzi przez wały nad Odrą. Jechałem już tam kiedyś ale w drugą stronę i dosyć dobrze wspominam tą drogę. Długi zjazd do tego skrzyżowania tym razem był bardzo długi, cały czas pod silny wiatr i dosyć duży ruch wymuszający dwukrotne wytracenie prędkości spowodowały, ze był to najgorszy dla mnie odcinek tego dnia. Po skręcie w prawo na wały zacząłem czerpać przyjemność z jazdy, początek jeszcze nie był tak fajny bo boczne podmuchy wybijały mnie z rytmu. Za miejscowością Odra poczułem wiatr wiejący idealnie w plecy i 40 km/h z licznika nie schodziło, w końcówce nawet pojawiło się 50 km/h mimo zerowej różnicy wysokości na kilku kilometrach. Siła wiatru jest ogromna i nawet największy koń wśród rowerzystów z naturą nie wygra. Dobre skończyło się w momencie dojazdu do kolejnego skrzyżowania gdzie znów miałem dylemat, jechać w prawo i trzymać się objazdu do drogi którą planowałem jechać czy skręcić w lewo i wskoczyć na drogę krajową w kierunku Opola. Ostatecznym czynnikiem jaki zdecydował był fakt, że jadąc krajówką miałbym problem z przekroczeniem Odry, pierwszy most był w Raciborzu, następny w Cisku pod Kędzierzynem co znacznie wydłużyłoby trasę. Szybko dojechałem do drogi w kierunku Raciborza z mniejszym ruchem niż na krajówce i z wiatrem nawet kilka krótkich podjazdów na trasie nie było problemem. Sprawnie minąłem miasto i trafiłem na fajną ścieżkę rowerową, jadąc nią znów musiałem zmagać się z czołowymi podmuchami wiatru. Nie trwało to jednak długo i gdy odbiłem na północ znowu miałem wiatr boczny a momentami w plecy. Droga wyglądała całkiem fajnie a ruch był niewielki. To co dobre szybko się kończy bo za większą miejscowością na tej trasie asfalt się skończył i przez kilka kilometrów droga była w remoncie. Jedyna trasa objazdowa również była rozkopana wiec nie opłacało się nadkładać kilometrów i trzymałem się tej drogi. Po kilku kilometrach pojawiły się na drodze osoby i sprzęt do robót nawierzchniowych i jeden pas już miał równy dywanik ale nie można było nim jechać. Na ostatnim zwężeniu przyblokowało mnie czerwone światło. Jechałem już bez picia i szukałem sklepu. Znalazłem jakiś mały sklepik przy którym było pełno rowerów, ustawiłem swój w takim miejscu, ze nie był widoczny z drogi i wstąpiłem do sklepu. Kupiłem co trzeba, udało się nie stać w kolejce i po paru minutach ruszyłem dalej. Od razu zauważyłem problem z miernikiem mocy, najpierw nie działał wcale a później pokazywał głupoty. Nie przejmowałem się tym zbytnio bo pojawił się niewielki kryzys i przyjąłem większą niż zwykle dawkę węglowodanów. Ciężko jechało się przez kilka kilometrów i w Rudach zdecydowałem się na krótki postój. Nie był na to odpowiedni moment i wtedy wydarzyło się kilka sytuacji którym mógłbym zapobiec. Najpierw nie umiałem zlokalizować telefonu i już się bałem, że go zgubiłem. W trakcie grzebania po kieszeniach podmuch wiatru przewrócił mój rower do kałuży. Na szczęście nic się nie obtarło ale cała owijka była brudna i mokra i chwilę trwało zanim doprowadziłem ją do stanu używalności. Kolejne minuty poświeciłem na dokładne oględziny roweru ale żadnych usterek nie zlokalizowałem. Gdy miałem już ruszać to na skrzyżowaniu zakleszczyła się ciężarówka, kierowca próbował wykonać manewr skrętu i wjechać w drogę pod kątem około 130 stopni co się nie udało i musiałem zejść z roweru i przejść kawałek poboczem. Ruszyłem dalej i stwierdziłem, że do najbliższego większego miasta zostało około 25 kilometrów i w tym czasie lepiej stanąć w sklepie niż później gdy skupiska ludzi są większe. Pierwszy sklep był pełen ludzi i nie było tych produktów jakie potrzebowałem wic pojechałem do kolejnego. Bardzo podobały mi się te leśne drogi z niewielkim ruchem, do życzenia pozostawiała nawierzchnia ale nie był to powód do narzekań. Szybko uzupełniłem zapasy, potrzebne na wypadek kolejnego kryzysu i ruszyłem w kierunku cywilizacji. Kryzys minął ale szwankować zaczął sprzęt, pojawił się problem z przerzutką i co jakiś czas łańcuch przeskakiwał na niektórych koronkach. Miernik mocy w dalszym ciągu nie działał, pokazywał głupoty i zazwyczaj zaniżał wartości. Dobrze się jechało i wydłużyłem sobie trasę i dłuższą drogą dojechałem doi Rybnika. Na wjeździe do miasta niewielkie spowolnienie a później już raz ścieżką, raz drogą minąłem sprawnie miasto. Zdecydowałem się na kolejny postój, zmieniłem nogawki i rękawiczki na letnie i jazda. Nie miałem ochoty na jazdę Wiślanką, na Pszczynę też nie chciałem się pchać i skręciłem na Żory i przez miasto głownie bocznymi drogami wyjechałem w kierunku Krzyżowic. Na jednym ze skrzyżowań spadł mi łańcuch, zapomniałem, że nie powinienem jeździć na największej koronce kasety i blacie jednocześnie i łańcuch zamiast spaść na małą tarcze zleciał z korby. Szybko to naprawiłem i zacząłem kolejną walkę z wiatrem. Miernik mocy pokazywał jeszcze większe głupoty niż wcześniej ale skupiłem się na równej jeździe co nie było tak prostą sprawą. W Jastrzębiu znów problem z wjazdem na główną, musiałem czekać kilka zmian świateł aż na moim pasie pojawi się samochód i czujka zapali zielone światło. Od tego momentu jechałem raz z wiatrem, raz z bocznym, momentami przeciwnym. Podjąłem decyzje o wjechaniu na Wiślankę i dojeździe do Zbytkowa. Jakoś 4 kilometry przetrwałem ale ruch był spory i nie miałem możliwości przeskoczyć na pas dla skręcających w lewo. Zjechałem na drogę w kierunku Zbytkowa i zawróciłem. Ruszając ze skrzyżowania znowu spadł mi łańcuch. Tym razem dłużej męczyłem się z jego założeniem i dopiero za drugim podejściem się udało. Gdy już ruszyłem i złapałem rytm to łańcuch strzelił. Nie miałem ochoty na skuwanie, usunąłem tylko jedno ogniwo i założyłem spinkę. Owijka i tak do prania ale ręce starałem się wyczyścić, chociaż nie były bardzo brudne. Ostatnia godzina jazdy była całkiem przyjemna. Noga podawała całkiem nieźle, jakby poprzednich 6 godzin nie było a ja dopiero wyjechałem z domu. Wiatr nie był już tak odczuwalny, myślałem, ze postój nie będzie już konieczny ale myliłem się. Na około 15 kilometrów przed domem Garmin się wyłączył, powód był jeden – słaba bateria. Miałem ze sobą powerbanka i zatrzymałem się by go podłączyć, przy okazji zrobiłem parę zdjęć, opróżniłem zbiornik i ruszyłem w kierunku domu. Po kilku minutach od podłączenia powerbanka stan baterii już był odpowiedni aby załączyć spowrotem licznik. Powrót pod wiatr nie był tak zły jak się spodziewałem, po tylu kilometrach w nogach odczułem dosyć wymagający podjazd po którym już w rozjazdowym tempie dojechałem do domu. Z przerwami wyszło ponad 8 godzin jazdy. Ciekawa trasa, dobra noga i brak większego kryzysu który zwykle pojawiał się w końcówce. Problemy ze sprzętem i elektroniką nie zabrały uśmiechu z twarzy. Takie trasy i długie jazdy bardzo lubię i tylko wiosną i jesienią mam na to czas. Głównym aktorem tego dnia był wiatr i w znacznym stopniu wpłynął na moją jazdę. W bezwietrznych warunkach pokonanie tej trasy nawet 30 minut szybciej nie byłoby problemem. W domu kolejne problemy z Garminem, nie mogłem zgrać pliku, musiałem go podzielić aż na 3 części i połączyć i dopiero plik dało się wgrać do Golden Cheetach i na Stravę. Dużo czasu poświeciłem na postoje ale mogłem sobie na to pozwolić. Tempo było idealne. Musze znów ustawić tylną przerzutkę, spróbować rozwiązać problem z Miernikiem Mocy i zreanimować po raz kolejny Garmina który ma już swoje lata i działa coraz gorzej, coraz częściej się zawiesza i co jakiś czas pojawia się problem z trzymaniem baterii. Po resecie trzyma ponad 10 godzin a po kilku tygodniach potrafi się rozładować po 4 godzinach, nawigacja i jazda po śladzie nie działa. Jedyny plus tego licznika to slot kart Micro SD którego nie mają wyższe modele. Jak nie będzie wyjścia to chyba zdecyduje się na wymianę licznika na nowszy model w którym da się aktualizować oprogramowanie.
Siłownia 34
Środa, 11 marca 2020 Kategoria Zima, Zima 2020
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | min/km: | |
Pr. maks.: | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 111111 ( 56%) | HRavg | 78( 40%) | |
Kalorie: | 98kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary |
Kontynuacja ćwiczeń siłowych na różne partie ciała. Tym razem po ćwiczeniach bez ciężarów pracowałem nad tricepsami, plecami a na koniec wykonałem 3 serie martwego ciągu z obciążeniem 120 kg. Obciążenie było dosyć duże i dlatego odczuwałem zmęczenie po treningu. Dużo czasu poświeciłem na regenerację przed kolejnym wymagającym dniem.
Trening 18
Wtorek, 10 marca 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: | 35.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:15 | km/h: | 28.00 |
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 174174 ( 89%) | HRavg | 139( 71%) |
Kalorie: | 596kcal | Podjazdy: | 490m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy trening na tym rowerze. Przed jazdą skonfigurowałem ustawienia miernika mocy i tylnej przerzutki. Już na starcie zmuszony byłem zweryfikować założenia treningowe i ograniczyć czas do minimum. Planowałem 6 powtórzeń w 5/6 strefie i dwa krótkie podjazdy na FTP. Z podjazdów zrezygnowałam i przez to zaoszczędziłem 15 minut. Znów nie zrobiłem odpowiedniej rozgrzewki i nie mogłem wskoczyć na obroty. Dwa krótkie sprinty w 5 strefie to było zbyt mało na przepalenie nogi przed treningiem jaki planowałem. Ruszyłem mocno z kopyta, wiatr nie miał większego wpływu na jazdę i mogłem się skupić na trzymaniu odpowiedniej mocy. Zupełnie inne przełożenia w tym rowerze spowodowały, że zupełnie olałem kadencje i pilnowałem tylko czasu i wskazań mocy. Pierwsze powtórzenie szło jak po grudzie, dopiero ostatnie 30 sekund gdy wskoczyłem do 6 strefy jakoś wyglądało. Kolejne szły lepiej i przy 5 najlepiej się jechało, rozważałem nawet odpuścić ostatni interwał ale ostatecznie go zrobiłem. Końcówka to już jazda na maksa, na sprincie wiele więcej bym z nóg już nie wycisnął. Nieźle ubiłem nogi tym treningiem. Wróciłem do domu dosyć szybko. Tym samym wyszedł jeden z najkrótszych ale i najintensywniejszych treningów w ostatnim czasie. Czuje, że zrobiłem postęp w akcentach 5,6 i 7 strefowych a była to moja bolączka w ostatnich sezonach.
Miasto 11
Poniedziałek, 9 marca 2020 Kategoria 0-50, Miasto
Km: | 33.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:31 | km/h: | 21.76 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 7.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 650kcal | Podjazdy: | 420m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rozjazd 7
Poniedziałek, 9 marca 2020 Kategoria blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: | 26.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:04 | km/h: | 24.38 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 6.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 257kcal | Podjazdy: | 260m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy dłuższy wyjazd na tym rowerze. Przed jazdą próbowałem skonfigurować miernik mocy. Nie udało się i zdecydowałem się jechać bez pomiaru mocy. Zbierałem się w pośpiechu i zapomniałem także czujnika do pomiaru tętna więc czekała mnie jazda "na oko". Wyjechałem o najgorszej porze gdy na drogach jest największy ruch samochodów. W ostatnim czasie wprowadzono ruch wahadłowy na krótkim odcinku drogi którą zwykle jeżdżę i zdecydowałem się wybrać inną drogę. Niewiele to pomogło bo władowałem się w korek, na szczęście szybko włączyłem się do ruchu. Po kilku minutach mogłem się skupić na czerpaniu przyjemności z jazdy. Pod wiatr jechało się wyraźnie lepiej niż na drugim rowerze. Krótkie podjazdy też poszły płynniej a z wiatrem rower niósł jakby jechał sam. Przyjemność z jazdy skutecznie niszczyli kierowcy zachowujący się bardzo nieodpowiedzialne. Dwa razy musiałam hamować z około 50 km/h do zera i wpuścić samochody wyjeżdżające z bocznych dróg. Przez to dwa podjazdy które zwykle brałem z rozpędu podjeżdżałem dużo dłużej. Nie musiałem zatrzymywać się po drodze i poprawiać ustawień roweru. Jedynie tylna przerzutka wymaga jeszcze lekkiej regulacji bo nie wszystkie przełożenia wchodziły płynnie.
Podsumowanie 10 tygodnia 2020
Niedziela, 8 marca 2020 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Miniony tydzień był lepszy niż wcześniejszy. Brakowało nieco czasu na realizację wszystkich zaplanowanych zadań i kilka spraw przełożyłem na kolejny tydzień. Pod względem treningowym był to najlepszy tydzień w tym roku. Zostałem przy 4 treningach rowerowych i 1 siłowym. Dosyć szybko się regenerowałem co oznacza że jestem o krok bliżej formy niż wcześniej. Nie udało się sprawdzić roweru startowego i zostawiam to na okres w którym pogoda będzie lepsza.
1.Obciążenie treningowe:
Po raz pierwszy przekroczyłem wartość 700 TSS w ciągu tygodnia. Dzięki temu ATL przekroczyło 100 a CTL osiągnęło maksymalny w tym roku wynik – 62.
2.Czas aktywności:
3.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:
Ostatni tydzień przed regeneracją. Zamierzam powtórzyć schemat z poprzedniego tygodnia i zwiększyć objętość jednego z treningów. Zagospodarowałem odpowiednią ilość czasu której później już może nie być i ważnym jest aby jak najlepiej wykorzystać tą sytuację. Jak nic się nie wydarzy to w kolejnym tygodniu na dobre wjeżdżam w góry i zaczynam szlifować podjazdy i zjazdy.
1.Obciążenie treningowe:
Po raz pierwszy przekroczyłem wartość 700 TSS w ciągu tygodnia. Dzięki temu ATL przekroczyło 100 a CTL osiągnęło maksymalny w tym roku wynik – 62.
2.Czas aktywności:
3.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:
Ostatni tydzień przed regeneracją. Zamierzam powtórzyć schemat z poprzedniego tygodnia i zwiększyć objętość jednego z treningów. Zagospodarowałem odpowiednią ilość czasu której później już może nie być i ważnym jest aby jak najlepiej wykorzystać tą sytuację. Jak nic się nie wydarzy to w kolejnym tygodniu na dobre wjeżdżam w góry i zaczynam szlifować podjazdy i zjazdy.