Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2020

Dystans całkowity:1603.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:67:28
Średnia prędkość:25.68 km/h
Maksymalna prędkość:73.00 km/h
Suma podjazdów:28750 m
Maks. tętno maksymalne:187 (95 %)
Maks. tętno średnie:150 (76 %)
Suma kalorii:39637 kcal
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:64.12 km i 2h 19m
Więcej statystyk

Trening 49

Sobota, 23 maja 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 96.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:52 km/h: 24.83
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 11.0°C HRmax: 183183 ( 93%) HRavg 142( 72%)
Kalorie: 2744kcal Podjazdy: 2230m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy konkretny sobotni trening w tym roku. Zwykle w soboty nie jeździłem, szykowałem się na niedzielę i postanowiłem to zmienić. Najlepsza opcja jaka była to wyjazd rano i powrót przed zapowiadanymi opadami deszczu. Tak też zrobiłem, byłem gotowy na wyjazd o 7 i ruszyłem nawet kilka minut wcześniej. Na starcie mała niespodzianka, słaba bateria miernika mocy, liczyłem na to, że wytrzyma cały trening i nie wracałem się do domu po nowe baterie. Ruszyłem w dosyć niskiej temperaturze ale byłem odpowiednio ubrany i czułem się komfortowo. Po kilku minutach jazdy stwierdziłem, że nie jest to mój dzień, nogi jakieś słabe i ciężko było czerpać przyjemność z jazdy. Potwierdził to podjazd na Przegibek gdzie męczyłem się strasznie, na zjeździe puściłem się odważnie, nic mi nie przeszkadzało i szybko dostałem się do Międzybrodzia. W drugiej części zjazdu walczyłem z przeciwnym ale niezbyt silnym wiatrem. Po zjeździe zacząłem myśleć o rozgrzewce która była konieczna aby wskoczyć na właściwe obroty. Gdy tylko skończył się krótki zjazd nad jeziorem to ruszyłem mocniej, mocny początek nie znalazł odzwierciedlenia w końcówce, nie utrzymałem stałej mocy, odzwyczaiłem się jazdy po płaskim i nawet mocne akcenty mi nie wychodzą gdy nachylenie terenu jest niskie. Po pierwszym postoju na trasie znowu musiałem się rozkręcić. Druga tempówka była już dużo lepsza, na stałej mocy i kadencji. Przed podjazdem dnia którym dzisiaj była Łysina musiałem zrzucić zbędne warstwy ciuchów. Temperatura była niższa niż podczas ostatnich prób czasowych, ledwie 8 stopni, zwykle nie był to mój klimat i w sumie niczego po obie nie oczekiwałem. Bałem się zostawiać w krzakach bidony czy zbędne na podjeździe rzeczy wiec jechałem ze zbędnym balastem wynoszącym około 2 kilogramy. Ruch na drodze był tak duży, że nie byłem w stanie się rozpędzić i ruszałem praktycznie z miejsca. Start był efektywny i początek wyglądał obiecująco. W głowie zapaliła się lampka i po chwili zluzowałem trochę bo takiej mocy na całym podjeździe nie byłbym w stanie utrzymać. Jechałem cały czas równo i mocno do łuku w prawo, po nim niepotrzebnie zwolniłem, blisko 20 Wat mniej generowałem przed kolejnym łukiem. Straciłem tutaj kilka sekund, niby nic a miało znaczenie. Przed krótkim zjazdem na moment zrzuciłem ząbek niżej i wróciłem do mocy rzędu 360-370 Wat, wahałem się czy wrzucać blat na zjeździe i znów kilka sekund w plecy. Niezbyt płynnie zacząłem najtrudniejszy fragment podjazdu, do budynków jechałem z delikatną rezerwą którą wykorzystałem za skrzyżowaniem. Jechałem już co mam licząc, że uda się wjechać poniżej 10 minut do wypłaszczenia. Niestety brakło kilku sekund, z poprzedniego czasu urwałem dokładnie minutę, dużo i mało. Wygenerowałem życiową moc w czasie 10 minut, okazało się, że ponad połowę podjazdu jechałem z niesprzyjającym wiatrem. Do najlepszych na segmencie straciłem ponad 30 sekund co pozostawiło drobny niedosyt. Gdybym wjechał 5 sekund szybciej to niedosyt byłby mniejszy. Zabrakło mi motywacji aby dać z siebie wszystko na ostatnich 500 metrach do punktu widokowego i ten odcinek przejechałem już spokojniej. Na drodze było pełno pieszych i nawet nie dojechałem do końca asfaltu tylko w momencie gdy droga zaczęła opadać w dół zawróciłem. Przed stromym zjazdem zatrzymałem się, złapałem oddech, uzupełniłem zapasy energii i ruszyłem w dół. Zjazd wyglądał równie dobrze jak podjazd. W głowie miałem jeszcze 3 podjazdy i chciałem je pojechać mocniejszym tempem niż w ostatnią niedziele gdy po maksymalnym tempie na podjeździe nie byłem w stanie generować dobrej mocy. Miałem dużo czasu aby trochę się zregenerować, na podjazdach odpuszczałem, wypłaszczenia i zjazdy też pokonywałem z rezerwami. Sprawnie dojechałem do Czernichowa i w gratisie zaliczyłem podjazd ul. Widokową, wjechałem tak aby tylko zaliczyć podjazd i przygotować się na Żar. Założyłem sobie, że przez 18 minut będę generował średnio 300 Wat. Początek potraktowałem ulgowo a mocniej ruszyłem dopiero za pierwszym łukiem w lewo. Wykalkulowałem, że po 18 minutach będę zaczynał zjazd i tej wersji się trzymałem, nachylenie podjazdu nie jest stałe więc i moc nie była zbyt równa. Odcinek wymierzyłem co do joty i na wypłaszczeniu przed zjazdem pojawiłem się po 18 minutach generując w tym czasie ponad 300 Wat. Na szczycie nie było zbyt dużo ludzi więc zrobiłem dłuższy postój i ruszyłem w dół z myślą o kolejnym technicznym i możliwie szybkim zjeździe. Gdy tylko wdrapałem się na pagórek puściłem hamulce. Zjazd wyglądał nieźle, udało się ominąć wszystkie dziury i technicznie pokonać zakręty, momentami mogłem jechać szybciej ale to szczegół. Czas przestał być moim sprzymierzeńcem i na planowany Nowy Świat nie byłem w stanie wjechać. W zamian za to zaliczyłem inny, krótszy ale równie trudny podjazd – Groniaki. Jechałem tam kilka razy, zawsze na maksa, dzisiaj chciałem wjechać równo w 5 strefie mocy. Udało się generować dobrą moc przez 6 minut, jechałem na bardzo niskiej kadencji, dużo na stojąco, dużego pola manewru nie miałem bo nachylenie rzędu 16-18 % trzymało na prawie 1000 metrach. To już jest Sztajfa, nie lubię takich podjazdów ale zwykle sobie na nich dobrze radze z prostego powodu, chce podjeżdżać jak najkrócej aby szybko mieć podjazd za sobą. Dzisiaj czułem się nawet nieźle ale mając kilka podjazdów w nogach zapasów nie miałem zbyt dużych ale gdybym wiedział to urwałbym około 5 sekund co dałoby rekordowy czas. Na zjeździe znów puściłem się odważnie i szybko byłem na głównej drodze. Na deser pozostał tylko Przegibek. Byłem już ujechany ale w dobrym tempie wjechałem na szczyt. Znowu plecy dały o sobie znać i zrezygnowałem z szybkiego i technicznego zjazdu. Gdy tylko znalazłem się w Bielsku to zaczęło padać, w lekkim deszczu jechałem do domu, wybrałem najkrótszą trasę, nie był to zbyt dobry wybór, na głównych drogach duży ruch i kilka razy przytrzymały mnie skrzyżowania i światła. Pozostało przedostać się przez Lotnisko gdzie też tłumy i byłem w domu. Wyrobiłem się w czasie który sobie założyłem. Za dużo straciłem na postojach przez co nie wjechałem na Nowy Świat. Dobry trening za mną a nogi zaczynają wreszcie ze mną współpracować i od razu widać efekty. Nie spodziewałem się życiowej mocy na 10 minut, po raz kolejny sam siebie zaskoczyłem. Najwyższy czas zmienić koła na lżejsze i atakować kolejne podjazdy i łamać rekordy.



Informacje o podjazdach:

Trening 48

Piątek, 22 maja 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 35.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:25 km/h: 24.71
Pr. maks.: 68.00 Temperatura: °C HRmax: 178178 ( 91%) HRavg 132( 67%)
Kalorie: 875kcal Podjazdy: 630m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Krótki wyjazd dla rozruszania nóg. Ostatnio solidne przepalenie nogi pomogło i na testowym odcinku dałem z siebie wszystko, wcześniej wyglądało to różnie, wtedy do treningów przystępowałem wypoczęty. Wyjechałem o nie najlepszej porze gdy na drogach było pełno samochodów i pieszych co zwykle utrudnia mi jazdę. Pierwszy podjazd na trasie poszedł nieźle. Kolejny już miałem pokonać mocnym tempem i zanim tam dojechałem to nie byłem odpowiednio rozgrzany, przez dłuższą chwile nie pedałowałem i nim ruszyłem z kopyta miałem za sobą krótki odcinek na średniej mocy. Ruszyłem trochę za późno i do końca sztywnego podjazdu dojechałem po 50 sekundach mocnej jazdy, dokręcanie do minuty na wypłaszczeniu nie miało sensu, więcej straciłbym na zmianie przełożenia niż zyskał na czasie. Długo dochodziłem do siebie po tym zrywie ale już myślałem o kolejnym. Zanim do niego przystąpiłem wjechałem jeszcze na Przegibek. Tempo wjazdu nie miało znaczenia ale udało się wjechać nie wykraczając zbyt często poza 2 strefę. Celem zaliczenia po raz kolejny Przegibka był zjazd. Ruszyłem zbyt słabo i później brakowało, po pierwszej płaskiej części miałem niezły czas ale później większy wpływ miał wiatr i o dobrym czasie mogłem zapomnieć. Technika była poprawna, dokręcałem na prostych, szybko wchodziłem w zakręty ale szczególnie na ostatnich kilkuset metrach brakowało prędkości. Był to najszybszy wjazd w tym roku ale wolniejszy od najlepszych z ubiegłego roku. Po zjeździe szybko nastał moment na drugi zryw. Ruszyłem mocno ul. Brzóski, starałem się jechać równo ale nie było to możliwe, gdy zrobiło się stromiej trochę mnie brakowało, nie chciałem zmieniać przełożenia aby mnie nie odcięło przed końcem. Po przepaleniu znowu miałem trochę czasu na regeneracje, planowo miałem jechać 1 minutę ale warunki na drodze zweryfikowały założenia. Ruszyłem później niż zamierzałem ale dużo mocniej z myślą o 30 sekundach jazdy na maksa. Po 25 sekundach dojechałem do kolejki samochodów i musiałem spasować a zapas na 5 sekund jeszcze miałem. Ostatnie kilka kilometrów jechałem już spokojniej walcząc z dużą liczbą pieszych. Dobre przepalenie przed weekendem, prawie jak przed wyścigiem.



Trening 47

Środa, 20 maja 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: 77.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:33 km/h: 30.20
Pr. maks.: 73.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: 154154 ( 78%) HRavg 136( 69%)
Kalorie: 1688kcal Podjazdy: 780m Sprzęt: Cross Peleton Aktywność: Jazda na rowerze
Na ten dzień miałem już gotową trasę ale wypadły sprawy które spowodowały, że musiałem skrócić trening o godzinę i zmienić trasę, skrócił się dystans ale wzrosła ilość przewyższeń ale również ilość i długość odcinków z dziurawą i nierówną nawierzchnią. Pogoda była przeciętna, niby słonecznie ale dosyć chłodno i wiatr. Ciężko było wstrzelić się w aurę z odpowiednim strojem i ostatecznie pojechałem na krótko z rękawkami i rękawiczkami w kieszeni które się nie przydały. Doszedłem już do takiego momentu w sezonie w którym już po kilku minutach jestem w stanie ocenić czy mam dobry czy zły dzień. Początek trasy prowadził pod górę, jechałem takim tempem aby nie wykraczać poza 11 strefę a na trudniejszym odcinku trzymałem się drugiej strefy. Kilka minut jazdy i jeden 300 metrowy podjazd pozwolił stwierdzić, że noga jest całkiem dobra i kreci lepiej niż we wtorek. Początek trasy prowadził głównymi drogami, dosyć szybko dojechałem do ronda w Jaworzu. Tam też ruszyłem z kopyta, ciężko było wstrzelić się w odpowiednią strefę mocy ale z czasem jechałem już głownie w strefie 2 na dosyć równej kadencji i bez skoków tętna co ostatnio było normą. Po przejechaniu przez Jasienicę skierowałem się na Skoczów ale chciałem za wszelką cenę minąć to miasto ze względu na roboty drogowe na Wiślance tworzące gigantyczne korki. Do Ustronia dojechałem bocznymi, dziurawymi, częściowo rozkopanymi drogami przez Górki Wielkie. Momentami tak trzęsło, że modliłem się aby rower się nie rozleciał. Nie było tak źle ale trochę czułem nadgarstki po kilku takich odcinkach. Praktycznie do końca trasy jechałem raz lepszą, raz gorszą drogą walcząc z zmiennym wiatrem. Sporym ułatwieniem na gorszej jakości nawierzchni ach było to, że ruch samochodów był niewielki. Mimo optymalnej temperatury nie oszczędzałem picia w bidonach i jadłem regularnie. Kilka razy musiałem mocno zwolnić, ale sytuacji w których konieczny był postój praktycznie nie było. Na koniec dołożyłem sobie podjazd i w domu pojawiłem się kilka minut przed planowanym powrotem. Po drodze dołożyłem kilka kilometrów, jechałem dobrym tempem i miałem zapas czasowy. W sumie ten trening był jednym z lepszych, równiejszych w ostatnim czasie, mimo tego, że nieźle sobie radzę w beztlenie, moja jazda podprogowa nie wyglądała zbyt dobrze ale wygląda na to, że wszystko idzie ku dobremu. Oby tak dalej i po mocnych próbach czasowych będę w stanie jeszcze przejechać w dobrym tempie kilka podjazdów z czym ostatnio był problem.

Trening 46

Wtorek, 19 maja 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: 50.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:00 km/h: 25.00
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 186186 ( 95%) HRavg 142( 72%)
Kalorie: 1398kcal Podjazdy: 1070m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Mocny trening w ciężkim dniu. Od rana samopoczucie nie było najlepsze a przed treningiem czułem się niezbyt dobrze a w dodatku zjadłem za dużo na obiad po czym szybko wybrałem się na trening. Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego ale nie chciałem rezygnować już na starcie i planowo ruszyłem w kierunku Przegibka. Rozgrzewka poszła jako tako, mogło być lepiej ale tragedii też nie było. Podobnie jak dzień wcześniej przejazd przez miasto był utrudniony przez dużą liczbę pieszych, samochodów czy rowerów. Zrezygnowałem z jazdy przez bulwar w Straconce i to był dobry wybór, bo uniknąłem tłoku chociaż na krótkim odcinku. Pierwszy podjazd zacząłem nieźle ale później zaczęły się schody, męczyłem się coraz bardziej, miałem problemy z utrzymaniem tempa, jednym słowem wjechałem na limicie. Zjazd olałem całkowicie, zjadłem sporą dawkę myśląc, że to pomoże. Po zjeździe musiałem się zatrzymać na chwile a później było nieco lepiej. Dwa kolejne podjazdy poszły całkiem nieźle ale jechałem na maksa. Rezerw już nie było, dużo mnie kosztowało utrzymanie równego tempa w tym zakresie przez 8 minut. Zjazdy odpuszczałem wydłużając przez to czas odpoczynku. Wracając przez miasto znów napotkałem sporo osób, postanowiłem wrócić inną drogą. Było chyba jeszcze gorzej, do dużego ruchu doszły jeszcze dziury w drodze które trudno było omijać. Próbowałem finiszować na koniec ale nic z tego nie wyszło. Byłem ujechany po tym treningu. Przy złym samopoczuciu ciężkie treningi skutecznie masakrują organizm. Mimo to, założenia zrealizowałem w 100 %.


Informacje o podjazdach:


Miasto 17

Poniedziałek, 18 maja 2020 Kategoria Miasto
Km: 63.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:44 km/h: 23.05
Pr. maks.: 49.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 1250kcal Podjazdy: 1470m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze

Rozjazd 17

Poniedziałek, 18 maja 2020 Kategoria blisko domu, 0-50
Km: 33.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:33 km/h: 21.29
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: 133133 ( 68%) HRavg 110( 56%)
Kalorie: 644kcal Podjazdy: 570m Sprzęt: Cross Peleton Aktywność: Jazda na rowerze
Standardowy poniedziałek czyli jazda regeneracyjna. Miałem kilka rzeczy do zrobienia i dopiero później wybrałem się na przejażdżkę. Wreszcie trochę cieplej i można było wyjechać w całkowicie letnim stroju. Po weekendzie nogi były zmęczone, w pracy też nie miały lekko wiec początek jazdy był ciężki. Obecnie jest dosyć trudny czas, ludzie po okresie izolacji oblegają wszystkie możliwe miejsca i cały czas jechałem w mniejszym lub większym ruchu cały czas skupiając się na bezpieczeństwie. Mimo jazdy z wiatrem w Straconce nie pojawiłem się szybciej niż wtedy gdy wieje wschodni wiatr. Podjazd na Przegibek zacząłem spokojnie, noga na podjeździe podawała całkiem nieźle, mimo całkowicie luźnego tempa wyprzedziłem kilka osób a mnie nikt nie minął. Na szczycie krótki postój na spokojne i bezpieczne zjedzenie banana co wśród ludzi i samochodów nie było możliwe. Zjazd zacząłem dosyć szybko a później przyjąłem pozycje aero i prawie cały zjazd pokonałem bez kręcenia z dobrą prędkością, brakło mnie na ostatnim kilometrze gdy ręce i ramiona już dały o sobie znać. Zluzowałem przed końcem zjazdu który i tak wyszedł najlepszy w tym roku. Droga powrotna to walka z wiatrem, dużą ilością pieszych, rowerzystów i samochodów. Udało się bezpiecznie dojechać. Sporo rowerzystów na drogach, połowa na elektrykach a pozostali głównie na szosach. Dawno podczas jazdy nie miałem tylu odcinków podczas których nie kręciłem korbami. Przez duży ruch i porę dnia straciłem pewnie kilka minut czasu. 

Podsumowanie 20 tygodnia 2020

Niedziela, 17 maja 2020 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: min/km:
Pr. maks.: Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m
Tydzień poświęcony na odpoczynek minął szybko. W odróżnieniu od ostatnich blisko 2 miesięcy miałem znacznie mniejsze pole manewru i musiałem się trzymać wcześniej ułożonego planu, jakiekolwiek zmiany lub brak możliwości wykonania jakiejś czynności powodował, że przepadała. Odzwyczaiłem się od tego i pewnie jakiś czas musi minąć abym wrócił do wcześniej znanej rzeczywistości. Plusem było to, że był to luźniejszy tydzień i nie zaniedbałem niczego.
Mój organizm domagał się odpoczynku i muszę stwierdzić, że tydzień nie wystarczył aby w pełni zregenerować siły. Ograniczenia jakie obecnie występują spowodowały nawrót problemów z płucami, nie są tak wydajne jak być powinny i to bardzo przeszkadza. Organizm poddany ogromnemu wysiłkowi w ostatnim czasie protestuje i objawia się to m.in. przez pojawiający się co jakiś czas, w najmniej oczekiwanym momencie ból pleców. Jak pomyśle o tym jak dostały w kość to nie mam prawa się dziwić zwłaszcza, że kilka lat temu taki ból towarzyszył mi na porządku dziennym. Niby są to drobne problemy ale mają duży wpływ na wydolność organizmu.
Przez kilka luźniejszych dni znalazłem czas na przemyślenia i poddałem analizie ostatnie kilka miesięcy głównie pod kątem treningu. Ciężko porównać ten okres do jakiegokolwiek z przeszłości. W ubiegłych latach bazowałem głównie na wytrzymałości a treningi tlenowe stanowiły ponad połowę objętości treningowej. Od listopada sporo czasu trenowałem w wyższych strefach a tlenówek było stosunkowo niewiele. Mój organizm był inaczej zaprogramowany i zmiana metod i układu treningów przyniosła zarówno dobre jak i złe skutki. Dobrą stroną jest to, że bardzo dobrze radze sobie podczas wysiłków beztlenowych, nawet takie akcenty które nigdy mi nie leżały wychodzą lepiej. Moja dobra dyspozycja na podjazdach jest jeszcze lepsza i podczas wysiłków trwających do 2 godzin jestem w stanie dać z siebie wiele. Dużo czasu poświeciłem na ćwiczenie takich elementów jak rozgrzewka, start czy finisz i widać efekty. To wszystko odbyło się kosztem wytrzymałości. Dużo mniej jeździłem w tlenie i brakuje mnie przy dłuższych trasach czy powtórzeniach. Jest to do szybkiego nadrobienia ale w obecnej sytuacji nie jest to konieczność bez której nie będę skutecznie sobie radził tam gdzie czuje się najlepiej czyli w górach. Idealnym parametrem obrazującym moją dyspozycje jest tętno. Przy wysiłku tlenowym mam puls wyższy o około 10 niż dotychczas, im bliżej progu FTP tym różnica mniejsza a powyżej progu różnice tętna nie są już tak duże a maksymalna jego wartość nie uległa zmianie. Z wyższym tętnem da się jeździć a na dłuższych trasach sporo nadrabiam przez odpowiednie żywienie i nawadnianie. Wypróbowałem już dziesiątki produktów i rozwiązań z których udało się wybrać te najlepsze które mi odpowiadają i dają dużo energii podczas jazdy. Z mojego punktu widzenia w tym roku jestem mocniejszy i na podjazdach, czasówkach czy nawet dystansach do 60 kilometrów jestem w stanie dać z siebie dużo co kilka razy już w tym roku potwierdziłem.
Każdy ostatni tydzień przynosi zmiany. Zmiany nie oznaczają tego, że wszystkie poprzednie nakazy przestają obowiązywać. Jeżdżąc z zakrytą twarzą czuje się coraz dziwniej, większość osób ma to w dupie a za kilka miesięcy będzie płacz jak sytuacja sprzed paru tygodni się powtórzy i z domu będzie można wyjść tylko do pracy czy sklepu.
1.Waga w ostatnim tygodniu:

2.Obciążenie treningowe:

Czas odpoczynku wpłynął na wartości ATL, CTL i TSB. Dwa pierwsze wskaźniki nieco spadły a drugi pierwszy raz od kilku tygodni osiągnął wartości dodatnie.
3.Najlepsze moce:

W tym tygodniu osiągnąłem niezłe wartości mocy na 5 i 12 minut. Ta druga wartość jest jedną z lepszych jakie osiągnąłem w życiu.
4.Intensywność treningów:

5.Dane liczbowe:

Czas w strefach:

Dane szczegółowe:

6.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:

Kolejny wymagający tydzień. Jak pogoda pozwoli i uda się zaliczyć wszystkie treningi to nogi będą boleć.
7.Informacje o podjazdach:

Kolejny rekord wpadł a poza tym kilka innych podjazdów w Beskidzie Małym. Był także mały jubileusz, po raz 300 wjechałem na przełęcz Przegibek. Kilku sekund brakło aby osiągnięty czas znalazł się w 100 najszybszych wjazdów na przełęcz od Straconki. Jak się postaram to być może w tym roku dojdę do 400 wjazdów.
Kalendarz czasówek na podjazdach też zaczyna nabierać już kształtów:

Wszystkie trzy czasówki przyniosły nowe rekordy. Czas na Salmopol da się jeszcze poprawić a pozostałe dwa wyszły bardzo dobre szczególnie na tle rywali którzy w tym roku zmierzyli się z tymi odcinkami. Na wszystkich trzech póki co jestem najlepszy w tym roku i liczę, że pozostanę w TOP 10 do końca sezonu. Kolejne czasówki będą zróżnicowane, na niektórych potwierdzenie poziomu np. z Kocierza wystarczy na nowy rekord a na innych trzeba będzie dołożyć. Przy mojej dosyć płaskiej krzywej mocy muszę podnieść swój poziom aby wyśrubowanie niektórych rekordów było możliwe. Na razie nie tęsknię za wyścigami a wylewanie potu i walka z podjazdami daje mi dużo satysfakcji i potwierdza dobre przygotowanie do sezonu.

Trening 45

Niedziela, 17 maja 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 92.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:39 km/h: 25.21
Pr. maks.: 60.00 Temperatura: 12.0°C HRmax: 187187 ( 95%) HRavg 142( 72%)
Kalorie: 2568kcal Podjazdy: 2010m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Bardzo ważny dla mnie dzień a zarazem test formy. Wczoraj prognozy zmieniły się na niekorzyść. Miałem już zaplanowany dzień i mogłem wyjechać jedynie wcześnie rano aby uniknąć deszczu na trasie. Nie było problemów ze wstawaniem i już o 5:30 byłem na nogach. Szybko przygotowałem jedzenie i picie, zamiast wody rozrobiłem napój izotoniczny i zalałem dwa bidony po 0,75 litra. Zabrałem sporo węglowodanów a całkiem solidną dawkę przyjąłem już przed jazdą. Było zimno ale pogodnie i ubrałem się tak aby móc ściągnąć zbędne warstwy później. Ostatnie dwie czasówki jechałem w tych samych spodenkach, jedna wyszła bardzo dobrze, druga słabiej i dzisiaj też wybrałem te spodenki. Wczoraj bawiłem się ze sprzętem a dokładniej kołem które udało się ustawić. Gdy byłem gotowy wyruszyłem w drogę. Pierwszy cel tego dnia to Przegibek. Znam ten podjazd na pamięć ale najpierw trzeba było tam dojechać. Po pierwszym podjeździe na którym kilka razy mocniej nacisnąłem na pedały, koło znów się przesunęło, taki urok asymetrycznej ramy. Poprawiłem to ale niedostatecznie dokręciłem zacisk i kolejna korekta przed przejazdem kolejowym w Leszczynach. Później już był spokój ale skutkiem ubocznym tych operacji był brak dostępu do największej koronki na kasecie, brakowało tego na stromych podjazdach ale dałem jakoś rade. Nie chciałem się bawić w regulacje przerzutki bo na pozostałych koronkach przerzutka działała bez zarzutu. Mimo wcześniej pory noga podawała całkiem nieźle, podjazd na Przegibek też poszedł sprawnie. Na zjeździe pokusiłem się o bardziej techniczną jazdę ale na jednym z ostatnich łuków wyskoczył samochód i musiałem zwolnić. Do końca zjazdu walczyłem ze zmiennym wiatrem. Po godzinie jazdy byłem w Porąbce. Myślałem, że uda się dojechać do końca podjazdu bez zatrzymania ale nastąpiła wyższa konieczność i zdecydowałem się na postój wcześniej. Po krótkiej przerwie rozpocząłem rozgrzewkę, poszła lepiej niż myślałem. Zdecydowałem się na dojazd do końca doliny, po drodze dojechał do mnie samochód, kierowca pytał o lokalizacje parkingu, jedyny w okolicy o którym wiedziałem znajdował się kilkaset metrów wcześniej przed skrzyżowaniem z drogą na Targanice. Na tym krótkim ale stromym odcinku miałem zrobić jeszcze tempówkę, ale sytuacja wymusiła zmianę założeń. Na początku wyprzedził mnie motocykl który zatrzymał się w połowie podjazdu by przepuścić samochody jadące z góry. Właśnie miałem ruszyć mocniej ale odpuściłem, wjechałem średnim tempem z mieszanymi uczuciami przed testem. Jak już tam dojechałem to wypadało chociaż spróbować, niezależnie od tego jak pójdzie. Po zjeździe zatrzymałem się, rozebrałem zbędne ciuchy i ruszyłem w kierunku Kocierza. Około 100 metrów przed początkiem właściwego podjazdu ruszyłem już mocniej a później dołożyłem. Start wyszedł idealnie, początek wyglądał obiecująco ale później nie było już tak dobrze. Dobrą moc utrzymałem do serpentyny, na tym odcinku zwykle traciłem sporo a teraz wyglądało to nieźle. Nie miałem już z czego dołożyć i skupiłem się na utrzymaniu stałej mocy. Nie było to łatwe, na kilku łukach pojawiły się samochody i musiałem zmieniać tor jazdy co wybijało mnie z rytmu. Zmęczenie narastało ale nie był to największy problem, przez cały podjazd hulał dosyć mocny wiatr z różnych kierunków, na około kilometr przed końcem podjazdu miałem delikatny kryzys i dlatego na ostatnim łuku pojawiłem się kilka sekund później niż zakładałem. Na finiszu nie miałem już z czego dołożyć a dodatkowo nie wrzuciłem na blat i wycisnąłem maksa z przełożenia jakie wybrałem. Przy rozwidleniu pojawiłem się dokładnie po 12 minutach podjazdu generując 355 Wat czyli więcej niż zakładałem ale warunki nie pozwoliły na lepszy czas którego i tak się nie spodziewałem. Wjechałem jeszcze pod hotel aby zaliczyć cały segment. Krótko dochodziłem do siebie po czym ruszyłem w kierunku Żywca. Po zjeździe zawróciłem i drugi raz wjechałem na Kocierz. Nogi nie doszły jeszcze do siebie ale moja jazda wyglądała nieźle biorąc pod uwagę fakt, że nie zaginałem się a czas wyszedł dobry. Nagrodą miał być zjazd który bardzo lubię, po dobrym początku musiałem spasować, dojechałem do sznurka samochodów których nie dało się wyprzedzić ze względu na duży ruch pojazdów z przeciwka. Luźniej zrobiło się dopiero na ostatniej prostej ale tam z kolei wiał mocny wiatr w twarz i nie byłem w stanie nic zyskać. Trudny podjazd w Targanicach zdecydowałem się pokonać na stojąco, to był błąd, na początku stromego odcinka poczułem ukucie w nodze, zwykle oznaczało to zbliżające się skurcze a tym razem w nagrodę pojawił się ból w dolnym odcinku pleców, kiedyś często miałem ten problem, przez kilka lat był spokój a ostanie przeciążenie organizmu spowodowało nawrót. Od tego momentu walczyłem z bólem, częste rozprostowywanie i zmiana pozycji uśmierzyły trochę ból ale nie na tyle by było komfortowo. Podjazd na Przegibek pokonałem w dobrym tempie ale na zjeździe cierpiałem i zrezygnowałem z technicznej jazdy co automatycznie przełożyło się na szybkość zjazdu. Przejazd przez Bielsko to głownie walka z plagą elektrycznych rowerów. Wiele razy blokowano mi drogę a na moje uwagi i prośby nikt nie zwracał uwagi. Pomijam już fakt, że mało kto miał zasłoniętą twarz i kask na głowie, pewnie i na zwykłym rowerze niewiele z użytkowników „rowerów” elektrycznych jeździło i na wiele rzeczy nie zwracano uwagi. W ostatnim czasie coraz więcej jest tych wynalazków na drogach, z roku na rok jest coraz mniej bezpiecznie i nie wiadomo w którą stronę to pójdzie. Do samego domu jechałem w dużym ruchu samochodowym i rowerowym. Tak się złożyło, że nie musiałem dokręcać do 2 kilometrów przewyższenia co było jednym z założeń dzisiejszego treningu. Noga jest coraz lepsza, po odpoczynku wróciła świeżość i moc. Na jednym odcinku jestem w stanie dać z siebie dużo i kolejny dobry podjazd to potwierdza. Oczywiście sporo pracy mnie jeszcze czeka ale jestem na dobrej drodze której się chciałbym trzymać a kolejne próby czasowe powinny dawać kolejne super moce i wyniki.



Informacje o podjazdach:

Trening 44

Sobota, 16 maja 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: 59.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:06 km/h: 28.10
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: 179179 ( 91%) HRavg 140( 71%)
Kalorie: 1459kcal Podjazdy: 920m Sprzęt: Cross Peleton Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj pogoda była lepsza niż przez ostatnie dni. Nie miałem czasu na dłuższą jazdę ale przepalić nogę przed niedzielą wypadało i na około 2 godziny byłem w stanie się wyrwać. Po ostatniej jeździe miałem mieszane uczucia, niby czułem świeżość ale dane z jazdy tego nie potwierdzały. Dzisiaj chciałem kilka razy przepalić nogę aby jutro było łatwiej. Przejazd przez miasto był dosyć szybki, nie licząc kilku sytuacji z nerwowymi kierowcami było całkiem znośnie. Pierwszy zryw rozpocząłem w Mikuszowicach za przejazdem, przed samym przejazdem zostałem przyblokowany przez rowerzystów i nie byłem w stanie się odpowiednio rozpędzić. Z drugiej strony musiałem mocniej rozpocząć i dzięki temu łatwiej było utrzymać wysoką moc na całym odcinku. Noga podawała całkiem nieźle, żałowałem, że nie zrzuciłem łańcucha ząbek niżej ale mogłoby to pogorszyć sprawę. Przed drugim testowym odcinkiem nie było zbyt dużej ilości czasu na odpoczynek. Podjazd tym razem był dłuższy, za skrzyżowaniem w Wilkowicach ruszyłem mocniej i przez dokładnie 210 sekund trzymałem równe i wysokie tempo. Za słabo wystartowałem, za dużo było samochodów ale później było nieźle. Przed kolejnym odcinkiem odpoczynek był dłuższy ale nie na tyle by w pełni się zregenerować. Błędem było przełożenie jakie wybrałem, musiałem cały czas trzymać kadencje około 100 aby generować założoną moc. Czułem rezerwy ale nie byłem w stanie ich wydobyć. Punktem kulminacyjnym dnia był odcinek wzdłuż jeziora. Tam zostałem strąbiony przez rozpędzony samochód, w popłochu nie byłem w stanie ominąć dziury w którą wpadłem. Z pozoru wyglądało, że nic się nie stało ale tak nie było. Od tego momentu jechało się dużo ciężej. Walka z wiatrem nie powinna mnie tak męczyć. Całą drogę czułem jakiś dziwny opór. Podjazd pod Przegibek poszedł sprawnie, na zjeździe chciałem dać z siebie wszystko ale szybko spasowałem. Środkowa cześć odcinka była szybka i dobra technicznie, początek nie wyszedł za dobrze a w końcówce główną role odgrywał wiatr. W Olszówce dojechałem do jakiegoś kolarza, cały podjazd do ronda jechałem za nim, czułem się jak na wyścigu, kolarz cały czas oglądał się do tyłu a ja nie miałem zamiaru go gonić. W końcówce straciłem go z oczu, po drodze dwa razy musiałem zwolnić ale nie miało to znaczenia. Ostatni podryw był trochę spontaniczny. Nie miałem go w planach ale jakoś tak wyszło, że po skręcie w boczną drogę depnąłem mocniej i poszło. Jazda przypominała slalom, miedzy dziurami i samochodami których było pełno. W pewnym momencie musiałem zwolnić a na skrzyżowaniu z główniejszą drogą zatrzymałem się i chwile czekałem aby włączyć się do ruchu. Końcówka również w dużym ruchu i ze sporą ilością nierównych i dziurawych dróg. Na ostatnim zjeździe już się rozluźniłem i dopiero po dojeździe do domu odkryłem usterkę w rowerze. Tylne koło zmieniło położenie i klocek tarł o obręcz. Koło kreci się prosto i nie ma potrzeby go centrować. Po kilku dniach odpoczynku pojawiła się świeżość której nie było już od dawno. Teraz można jeździć a nie zamulać zmęczonych już nóg.

Rekordy podjazdowe

Piątek, 15 maja 2020 Kategoria Inne
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: min/km:
Pr. maks.: Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m
Wcześniej przedstawiałem już wiele rankingów podjazdów. Tym razem postanowiłem wybrać odpowiednią ilość odcinków i uszeregować je według daty najlepszego czasu od najstarszego do najlepszego. Z moją dyspozycją różnie bywało, szczególnie przed 2015 rokiem a tak naprawdę od 2017 roku radziłem sobie znacznie lepiej niż wcześniej. Znalazłem kilka podjazdów gdzie rekordy mam dużo starsze i chciałbym je w tym roku poprawić aby wszystkie wyniki pochodziły z lat 2017-20. Wybrałem 70 podjazdów które w tym roku mam zamiar zaliczyć. Kilka z nich znajduje się w Czechach i nie wiem czy uda się w tym roku zdobyć te wzniesienia. Na niektórych mam spore szanse na nowe rekordy czasowe i będę próbował je poprawić. Wybrałem następujące podjazdy i uszeregowałem je według dat od najstarszych do najnowszych:

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum