Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2020
Dystans całkowity: | 1603.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 67:28 |
Średnia prędkość: | 25.68 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.00 km/h |
Suma podjazdów: | 28750 m |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 150 (76 %) |
Suma kalorii: | 39637 kcal |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 64.12 km i 2h 19m |
Więcej statystyk |
Siłownia 43
Piątek, 15 maja 2020
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | min/km: | |
Pr. maks.: | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 93 93 ( 47%) | HRavg | 71( 36%) | |
Kalorie: | 96kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary |
Krótki trening z mieszaniną ćwiczeń z ciężarami i bez ciężarów. Liczba serii i powtórzeń oraz zastosowane obciążenie były niższe niż zwykle jak przystało na tydzień regeneracyjny. Powoli wracam na właściwe tory, ustabilizowałem wagę oraz odpocząłem po ciężkich tygodniach. Jakie będą tego skutki przekonam się już w niedzielę.
Rozjazd 16
Czwartek, 14 maja 2020 Kategoria 0-50, blisko domu
Km: | 33.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:39 | km/h: | 20.00 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 132132 ( 67%) | HRavg | 108( 55%) |
Kalorie: | 615kcal | Podjazdy: | 580m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj nie bardzo miałem czas na jakikolwiek trening.
Wieczorem do tradycyjnego rolowania dołożyłem kilka ćwiczeń stabilizujących i
to musiało wystarczyć. Rozwikłałem w końcu zagadkę problemów z Di2. Okazało się,
że przewód od baterii który jest odrobinę za długi tak się ułożył, że co jakiś
czas wtyczka nie łączyła i przerzutki nie działały. Po niedzielnej jeździe zapomniałem
naładować a w poniedziałek bez problemów dojechałem do pracy i później jeszcze
na tej baterii przejechałem ponad 4 godziny i stan zatrzymał się na 40 % co
wystarczy spokojnie na tydzień jazdy. Inaczej poprowadziłem ten przewód i problemy
powinny zniknąć. Zdecydowałem się też wymienić hak na nowy bo przerzutka co
jakiś czas ma tendencje do samoczynnej zmiany i może to wina haka. Nie
czyściłem specjalnie roweru bo pogoda jest niepewna, część dróg wciąż jest
mokra po deszczach i dopiero w piątek mam w planie serwis i czyszczenie.
Zamówiłem już także szytki wiec niedługo wyjadę na kołach karbonowych.
Długo zbierałem się do wyjazdu. Pogoda nie zachęcała, gdyby w kalendarzu był 14 marca to aura byłaby adekwatna do tej daty. Niecałe 10 stopni w maju to nie jest optymalna temperatura. Byłem gotowy przed 16 i wyjechałem z myślą 2 godzinnej jazdy w strefach 1-3. Już po kilku minutach i paru akcji kierowców którzy albo zapomnieli w domu okularów albo nie pamiętają przepisów obowiązujących na drodze, odechciało mi się jazdy i zdecydowałem się na spokojny wyjazd na Przegibek. Ostatnio policzyłem wszystkie zaliczone podjazdy na tą przełęcz i wyszło dokładnie 297, 190 od Bielska i 107 od Międzybrodzia. Przejazd przez Bielsko pełny był dziwnych sytuacji i sporo razy musiałem awaryjnie hamować. Liczyłem, że na ścieżce w Straconce będzie lepiej a tam również pełno pieszych i służby porządkowe zajmujące się utrzymaniem zieleni. Dzięki temu podjazd na Przegibek zaczynałem prawie 5 minut później niż zwykle. Na podjeździe grube ciuchy bardzo przeszkadzały, jechałem najwolniej jak potrafiłem i dzięki temu zaliczyłem najwolniejszy wjazd w tym roku. Niewiele brakowało aby był to najgorszy czas od kilkunastu lat ale miałem 1 słabszy wjazd w ubiegłym roku. Na przełęczy byłem po godzinie od wyjazdu z domu, zwykle było to 53-55 minut. Na zjeździe nie dokręcałem, był spory ruch wiec zrezygnowałem również z technicznej jazdy. Powrót do domu był nieco szybszy, z mniejsza ilością niebezpiecznych sytuacji i popisów kierowców. Noga dzisiaj mocno średnia ale w takich warunkach zwykle radze sobie gorzej niż gdy jest 5 stopni cieplej.
Długo zbierałem się do wyjazdu. Pogoda nie zachęcała, gdyby w kalendarzu był 14 marca to aura byłaby adekwatna do tej daty. Niecałe 10 stopni w maju to nie jest optymalna temperatura. Byłem gotowy przed 16 i wyjechałem z myślą 2 godzinnej jazdy w strefach 1-3. Już po kilku minutach i paru akcji kierowców którzy albo zapomnieli w domu okularów albo nie pamiętają przepisów obowiązujących na drodze, odechciało mi się jazdy i zdecydowałem się na spokojny wyjazd na Przegibek. Ostatnio policzyłem wszystkie zaliczone podjazdy na tą przełęcz i wyszło dokładnie 297, 190 od Bielska i 107 od Międzybrodzia. Przejazd przez Bielsko pełny był dziwnych sytuacji i sporo razy musiałem awaryjnie hamować. Liczyłem, że na ścieżce w Straconce będzie lepiej a tam również pełno pieszych i służby porządkowe zajmujące się utrzymaniem zieleni. Dzięki temu podjazd na Przegibek zaczynałem prawie 5 minut później niż zwykle. Na podjeździe grube ciuchy bardzo przeszkadzały, jechałem najwolniej jak potrafiłem i dzięki temu zaliczyłem najwolniejszy wjazd w tym roku. Niewiele brakowało aby był to najgorszy czas od kilkunastu lat ale miałem 1 słabszy wjazd w ubiegłym roku. Na przełęczy byłem po godzinie od wyjazdu z domu, zwykle było to 53-55 minut. Na zjeździe nie dokręcałem, był spory ruch wiec zrezygnowałem również z technicznej jazdy. Powrót do domu był nieco szybszy, z mniejsza ilością niebezpiecznych sytuacji i popisów kierowców. Noga dzisiaj mocno średnia ale w takich warunkach zwykle radze sobie gorzej niż gdy jest 5 stopni cieplej.
Trening 42
Wtorek, 12 maja 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 54.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:43 | km/h: | 31.46 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 152152 ( 77%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 1141kcal | Podjazdy: | 430m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ciężki dzień w którym znalazłem jednak czas na rower. Odzwyczaiłem się od wczesnego chodzenia spać i wstawania po nocy a musiałem być już na nogach przed 4 rano. Z pracy byłem w domu o 15:30, sam dojazd zajął mi ponad 3 godziny, rano przy pustych drogach było szybciej, wracając w większym ruchu nie dało się już tak szybko pokonać prawie 100 kilometrów drogi. Był to pierwszy taki wyjazd, testowy a w najbliższym czasie czeka mnie jeszcze kilka takich. Dobrze, że o 14 gdy normalnie wychodziłem z pracy już byłem w 1/3 drogi do domu a później miałem więcej czasu na inne czynności. Pogoda również była bardzo zmienna, od mokrych dróg, opadów deszczu ze śniegiem i temperatury 0 stopni do 8 stopni na termometrze, suchych dróg i zimnego wiatru. O 16:30 ruszyłem trochę się przewietrzyć. Wyciągnąłem z szafy grubsze ciuchy, sprawdziłem czy nie zeszło powietrze z koła bo na szybko zmieniałem dzień wcześniej oponę i dętkę. Wybrałem się na kontrolną trasę która w poprzednich latach przejeżdżałem wiele razy różnym tempem. Przez remont i ruch wahadłowy zdecydowałem się jechać przez Jaworze nadrabiając trochę czasu ale przynajmniej nie musiałem przedzierać się przez korek i rozkopane skrzyżowanie. Czułem zmęczenie i nie jechało mi się najlepiej. Do Skoczowa cały czas było lekko pod wiatr, dzięki temu łatwiej było utrzymać założoną moc. O dziwo bez problemów przejechałem prze Jasienicę i Skoczów. Za Skoczowem przez krótki odcinek jechałem z wiatrem, im bliżej ustronia tym wiatr bardziej boczny. Na drugich ustrońskich światłach musiałem się zatrzymać. Ciężko się było rozkręcić a po nawrocie miałem znów jechać pod wiatr. W dobrym czasie dojechałem do Polany gdzie odbiłem na Centrum. Przez miasto przejechałem sprawnie trzymając równe tempo. Noga nieco się rozkręciła, nie liczyłem na to, że również przez Skoczów przejadę bez zatrzymania. Tak się jednak stało i na podjazdach w kierunku Jasienicy noga podawała już dużo lepiej niż na początku. W dobrym tempie dociągnąłem do ronda w Jaworzu po którym już odpuściłem. Odcinek testowy długości 48 kilometrów przejechałem poniżej 90 minut. Odkąd jeździłem tą trasą to jest to najlepszy czas, mimo trudnych warunków i ponad 30 sekund czasu straconego na skrzyżowaniach. Wracając do domu zatrzymałem się przy paczkomacie. Później pomyliłem guziki w liczniku i przypadkowo wyłączyłem aktywność. Ostatnie 1500 metrów pokonałem już na całkowitym luzie a jedynym ograniczeniem były przełożenia w rowerze. Wiele wolniej jechać już się nie dało. Nogi powoli puszczają i myślę, że już w weekend moje treningi wyraźnie zyskają na jakości.
Miasto 15
Poniedziałek, 11 maja 2020 Kategoria Miasto
Km: | 65.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:57 | km/h: | 22.03 |
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | 565.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 11kcal | Podjazdy: | 1070m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rozjazd 15
Poniedziałek, 11 maja 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: | 20.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:59 | km/h: | 20.34 |
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 344kcal | Podjazdy: | 260m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótka przejażdżka po ciężkim tygodniu i pierwszym dniu w pracy od 2 miesięcy. W planie był wyjazd na Przegibek, pogoda była niepewna i szybko się zebrałem póki było jeszcze ciepło i nie padało. Po minucie od wyjazdu z domu zaczęło kropić. W lekkim deszczu pokonałem pierwszy podjazd na trasie. Nad Bielskiem wisiała wielka ciemna chmura wiec podjąłem decyzje o zmianie trasy. Najpierw okrążyłem Lotnisko ścieżką rowerową a następnie ruszyłem dziurawą ulicą Łowiecką, do drodze spotkałem drogowców walczących z ubytkami nawierzchni. Później trzymałem się mniej głównych dróg i dojechałem do Jaworza. Dopiero wtedy przestało padać, drogi nie były jednak mokre. Postanowiłem dokręcić do godziny i wrócić do domu. Gdy już wracałem w kierunku domu czułem, że jedzie się coraz ciężej aż w końcu zauważyłem, że jadę na rafce. Zatrzymałem się i po chwili poświęconej na oglądanie opony wydłubałem średniej wielkości odłamek szkła. Opona już nie nadawała się do jazdy, dla bezpieczeństwa ją podkleiłem, założyłem zapasową dętkę, napompowałem minimalną ilości i bezpiecznie dojechałem do domu. Cała operacja zajęła mi 10 minut, szybko biorąc pod uwagę, ze musiałem dokładnie sprawdzić oponę, podkleić ją i wymienić dętkę po czym napompować powietrza małą ręczną pompką. Mimo wszystko nie żałuje, że pojechałem, gorzej by było gdyby ta guma trafiła się podczas jakiegoś ćwiczenia treningowego.
Podsumowanie 19 tygodnia 2020
Niedziela, 10 maja 2020 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Mega wymagający tydzień będący kumulacją zmęczenia wynikającego z dużego obciążenia treningowego i nie tylko jakie sobie narzuciłem przez ostatnich kilka tygodni. Wcześniej wypadł jeden trening i zdecydowałem się do nadrobić. Niestety zbiegło się to z słabszym dniem który objawił się m.in. dużym wzrostem wagi. Jadąc podjazd na czas spisałem się po prostu słabo. Pozostałe treningi wyglądały lepiej. Dużo jeździłem po górach zaliczając aż trzy trasy z przewyższeniem przekraczającym 2000 metrów. Z każdym dniem czułem narastające zmęczenie objawiające się w różny sposób, pry takiej samej ilości snu potrafiłem wstać bardzo zmęczony, nie byłem w stanie nieraz zjeść całego odpowiednio zbilansowanego posiłku, mój organizm nie przyjmował odpowiedniej ilości wody, częściej musiałem korzystać z toalety. Mięśnie różnych partii ciała bolały a regeneracja organizmu wydłużyła się. Biorąc pod uwagę sam trening to nie powinno tak być, dokładając do tego obciążenia o których spora część kolarzy nie ma bladego pojęcia wychodzi na to, że mój organizm w ciągu ostatnich 6-8 tygodni został poddany ciężkiej próbie wytrzymałościowej po której musiał odpowiednio zareagować. Za 3-4 tygodnie wszystko powinno wrócić do normy, takich obciążeń nie będę już aplikował do organizmu i zmęczenie będzie pochodzić głównie z treningów. Ostatnio pojawiły się znowu drobne problemy ze sprzętem a dokładnie osprzętem. Kilka razy spadł mi łańcuch , przerzutka zmieniła się samoczynnie i łańcuch pod obciążeniem spadał z korby. Podczas niedzielnego treningu bateria rozładowała się nagle, przed jazdą był odpowiedni stan aby przejechać cały trening, później monitorowałem powolny spadek. Mając 800 kilometrów id ładowania przednia przerzutka przestała działać a tylna wyłączyła się 50 kilometrów później. Wychodzi na to, że coś chyba jest nie tak z osprzętem i będę musiał się temu dokładniej przyjrzeć. Na razie nie mam problemów z baterią w liczniku, Garmin wytrzymywał zaledwie 5 godzin na jednym ładowaniu i często bateria padała na trasie a Bryton starcza na 10 dni jazdy średnio po 2 godziny i bateria jeszcze nie jest w pełni rozładowana. Jeżdżąc po okolicznych drogach coraz częściej widać ludzi i rowerzystów z odsłoniętymi twarzami nawet w miastach. Już kilka razy spotkałem kilkunasto osobowe grupy rowerzystów i ponad 20 osobowe grupy pieszych. Sytuacja wraca powoli do normy ale powoli, na wszystko przyjdzie czas a przyśpieszanie tego może pogorszyć sytuacje która zwłaszcza w województwie Śląskim nie wygląda zbyt ciekawie. Pozwoleń na imprezy masowe nie ma i chyba długo nie będzie, sukcesem będzie przeprowadzenie kilku imprez sportowych przeznaczonych dla zawodowych sportowców. Na tym dużo osób traci a mniejsze imprezy które trudniej zabezpieczyć ze względów m.in. ograniczonego budżetu są zbyt dużym ryzykiem w kontekście ewentualnego rozprzestrzenienia się epidemii która wbrew pozorom szybko nie wygaśnie. W dalszym ciągu jestem zdania, że ten rok z życia towarzyskiego i sportowego będzie wycięty, nawet jak latem będzie lepiej to jesienią gdy zacznie się sezon grypowy to problem znów powróci. Tyle rzeczy się zmieniło, że wydanie pozwolenia na imprezy masowe to ostatnia rzecz którą w tej sytuacji powinien zrobić Rząd, pierwsze objawy kryzysu już są widoczne, wyraźnie spadło zapotrzebowanie na energie elektryczną a co za tym idzie zmalał popyt na paliwa potrzebne do produkcji energii, z powodu barku zimy stan wód jest tak niski, że za jakiś czas może braknąć wody pitnej, kolejny ważny problem to spadek wartości pieniądza co w połączeniu ze spadkiem zarobków jaki dotknął sporą ilość osób powoduje, że wiele osób znów zaczyna żyć od pierwszego do pierwszego. Trzeba z tym żyć, bez ograniczeń sytuacja na pewno byłaby gorsza, w innych krajach również wszystko wygląda podobnie lub nawet gorzej. Dobrze żyło się Polakowi, nagle wszystko się zmieniło i Polak ma to wszystkich wokół pretensje i zarzuca, że ktoś wymyślił Korona Wirusa, rzucanie statystykami chorób to nie jest żaden argument, nigdy w tylu krajach naraz nie było tylu chorych i w podobnym czasie nie zmarło tyle osób na tą samą przypadłość. Wszystkie dane porównawcze dotyczą całego roku a dane o korona wirusie ledwie 3 miesięcy. Ta choroba jest przede wszystkim zaraźliwa, nowotworem nie da się zarazić, głodem nie da się zarazić, grypą dużo trudniej jest się zarazić niż tym wirusem. To jest główny powód dla którego zdecydowano się na takie kroki, Polska Służba Zdrowia kuleje, we Włoszech była na znacznie wyższym poziomie do momentu w którym zaraza nie zabrała ze sobą sporej ilości lekarzy. Zamiast szukać dziur w całym należy się zastanowić z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Może niektóre decyzje nie były do końca przemyślane a cała otoczka jest trochę „nadmuchana” ale gdyby nie było żadnego zagrożenia to nikt by o tym nie mówił. Trochę przyćmiło to inne tragedie jakie w obecnym czasie na Świecie się wydarzyły ale ten problem dotyczy Całego Świata i zbiera żniwo niemal w każdym Państwie, kiedyś nie było mediów, nie było wiadomości, ludzie wiedzieli mniej, życie wyglądało inaczej, podobne wirusy były ale przez ograniczony kontakt miedzy ludźmi nie obejmowały tylu osób. Jest to próba dla wszystkich i trzeba do tego podjeść spokojnie a gdy wszystko wróci do normy czerpać jeszcze większą przyjemność z tego co dawało nam radość a w trudnym czasie dostęp do tego był ograniczony lub niemożliwy.
1.Waga w ostatnim tygodniu:
Po raz pierwszy od dawna pojawiły się u mnie wyraźne wahania wagi. Oczywiście miało to wpływ na dyspozycje sportowa, im wyższa waga tym gorszej jakości jazda.
2.Obciążenie treningowe:
Pod tym względem był to najtrudniejszy tydzień w tym roku. Udało się nadrobić zaległości z ubiegłego tygodnia i zakończyć 3 tygodniowy cykl z ponad 2000 TSS. Wartości ATL i CTL również osiągnęły najwyższe tegoroczne wartości analogiczne z tymi jakie były zarówno rok jak i dwa lata temu.
3.Najlepsze wartości mocy:
W tym tygodniu nie byłem w stanie generować tak dobrych mocy jak wcześniej. To był jeden ze skutków narastającego zmęczenia organizmu.
4.Intensywność treningów:
Treningi miały zróżnicowaną intensywność. Raz zdecydowałem się skorzystać z trenażera i wtedy trening był najintensywniejszy.
5.Dane liczbowe:
Czas w strefach:
Dane szczegółowe:
6.Informacje o podjazdach:
Ten tydzień był obfity w podjazdy. Zaliczyłem aż trzy treningi z przewyższeniem ponad 2000 metrów. Poprawiłem kilka czasów i poznałem dwa nowe odcinki. Ogólnie moja dyspozycja z powodu zmęczenia nie była tak dobra jak pozwala na to obecny poziom jaki udało się wypracować.
Drugi podjazd na czas nie poszedł tak dobrze jak pierwszy. W wolnej chwili i sprzyjających warunkach spróbuje jeszcze raz. Najbliższe dwa podjazdy są trudniejsze a na takich moje szanse na lepszy rezultat rosną.
7.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:
Jedyna opcja na ten tydzień to odpoczynek, zarówno psychiczny jak i fizyczny, brak mocnych jednostek treningowych powinien pomóc w regeneracji organizmu. Powoli wracam do normalnej pracy i czasu tez może być mniej ale dla mnie to nie jest problem.
1.Waga w ostatnim tygodniu:
Po raz pierwszy od dawna pojawiły się u mnie wyraźne wahania wagi. Oczywiście miało to wpływ na dyspozycje sportowa, im wyższa waga tym gorszej jakości jazda.
2.Obciążenie treningowe:
Pod tym względem był to najtrudniejszy tydzień w tym roku. Udało się nadrobić zaległości z ubiegłego tygodnia i zakończyć 3 tygodniowy cykl z ponad 2000 TSS. Wartości ATL i CTL również osiągnęły najwyższe tegoroczne wartości analogiczne z tymi jakie były zarówno rok jak i dwa lata temu.
3.Najlepsze wartości mocy:
W tym tygodniu nie byłem w stanie generować tak dobrych mocy jak wcześniej. To był jeden ze skutków narastającego zmęczenia organizmu.
4.Intensywność treningów:
Treningi miały zróżnicowaną intensywność. Raz zdecydowałem się skorzystać z trenażera i wtedy trening był najintensywniejszy.
5.Dane liczbowe:
Czas w strefach:
Dane szczegółowe:
6.Informacje o podjazdach:
Ten tydzień był obfity w podjazdy. Zaliczyłem aż trzy treningi z przewyższeniem ponad 2000 metrów. Poprawiłem kilka czasów i poznałem dwa nowe odcinki. Ogólnie moja dyspozycja z powodu zmęczenia nie była tak dobra jak pozwala na to obecny poziom jaki udało się wypracować.
Drugi podjazd na czas nie poszedł tak dobrze jak pierwszy. W wolnej chwili i sprzyjających warunkach spróbuje jeszcze raz. Najbliższe dwa podjazdy są trudniejsze a na takich moje szanse na lepszy rezultat rosną.
7.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:
Jedyna opcja na ten tydzień to odpoczynek, zarówno psychiczny jak i fizyczny, brak mocnych jednostek treningowych powinien pomóc w regeneracji organizmu. Powoli wracam do normalnej pracy i czasu tez może być mniej ale dla mnie to nie jest problem.
Trening 42
Niedziela, 10 maja 2020 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa
Km: | 101.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:15 | km/h: | 23.76 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 134( 68%) |
Kalorie: | 2719kcal | Podjazdy: | 2280m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Najtrudniejsza w tym roku, prawdziwie górska trasa zaliczona. Ociągałem się z wyjazdem dosyć długo i byłem gotowy w sumie już o 8 a wyjechałem prawie 40 minut później i to chyba był błąd o czym przekonałem się później. Nie ubrałem się odpowiednio co również później dało się we znaki. Oprócz tego pojawiło się kilka niedociągnięć które również miały wpływ na jakość treningu. Od początku jechało się dosyć dobrze, pierwsze podjazdy w Bielsku poszły lepiej niż zwykle. Wszystko układało się do momentu gdy zatrzymało mnie czerwone światło a następnie trzy kolejne. Dopiero przed skrętem do Straconki trafiłem na dwa zielone światła i nie musiałem się zatrzymywać. Mimo to byłem przed podjazdem na Przegibek kilka minut niż wtedy gdy jeżdżę bocznymi drogami. Po raz pierwszy nie monitorowałem danych na liczniku, ten podjazd znam na pamięć i jechałem tak jak nogi chciały. Podjazd nie należał do najszybszych ale tragedii nie było, zwłaszcza, że jechałem na oko. Na zjeździe puściłem się odważniej i przy pustej drodze mogłem sobie pozwolić na bardziej techniczną jazdę, to był ostatni taki zjazd bo na kolejnych już się nie dało. Kolejnym wyzwaniem miał być krótki ale stromy podjazd łączący Porąbkę z Targanicami. Długi odcinek dojazdowy jechałem w równym tempie obserwując przyrodę na którą zwykle nie zwracałem uwagi. Podjazd wjechałem bez napinki ale nie na całkowitym luzie. Ograniczały mnie przełożenia których po prostu brakowało. Postój zrobiłem dopiero po zjeździe. Nie był długi a zaraz po nim zaczął się podjazd który interesował mnie najbardziej. Wiele razy podjeżdżałem na przełęcz Kościerską ale nigdy nie zwracałem uwagi na profil podjazdu. Jedyne dane na liczniku które monitorowałem to długość oraz nachylenie terenu. Zaskoczyła mnie ilość odcinków z nachyleniem ponad 10 %, dotąd uważałem ten podjazd jako jeden z najrówniejszych wcale taki równy nie jest. Na zjeździe znów chciałem skupić się na technice, niestety nie mogłem tego zrobić. Na początku zjazdu nie chciało mi się dokręcać i wtedy wyprzedziło mnie kilka motocykli za którymi jechałem do końca zjazdu ciągle używając hamulców. Po zjeździe ruszyłem w kierunku kolejnego podjazdu z bardzo wymagającą końcówką. Nie spodziewałem się tego co tam zobaczę ale jeszcze nie wyglądało to tak źle jak na ostatnim, najtrudniejszym podjeździe dnia. Ruszyłem spokojnie ale nachylenie szybko osiągnęło wartość dwucyfrową i trzymało dosyć długo. Jechałem mocno ale pod progiem i z wyraźną rezerwą. Gdy zrobiło się naprawdę stromo to droga była zablokowana przez turystów, jadąc slalomem musiałem dać z siebie więcej aby szybko wydostać się z tłoku. Przy punkcie widokowym też tłumy wiec szybko zwinąłem się na dół. Na początku zjazdu zaskoczył mnie komunikat o słabej baterii, przed wyjazdem sprawdzałem i było jeszcze prawie 50 %, coś jest ewidentnie nie tak. Chcąc czy nie chcąc ruszyłem dalej, zjazd również wolny za samochodami, nie miałem dużej tarczy i nie było jak dokręcić i wyprzedzić a takich momentów nie było dużo bo ruch pojazdów w obu kierunkach był spory. Pagórkowaty odcinek do Łodygowic na małej tarczy dało się spokojnie przejechać. Ostatnim podjazdem jaki chciałem zaliczyć była Magurka. Rzadko tam bywam, ostatnim razem pokonywałem ją na dużym zmęczeniu, tym razem czułem się nieźle ale chciałem tylko wjechać na szczyt i skupić się na bezpiecznym zjeździe. Gdy tylko skręciłem w kierunku Magurki to już zauważyłem tłumy ludzi. Powodów do odpuszczenia było kilka, oprócz tłoku i słabej baterii byłem także nieodpowiednio ubrany, nie przewidywałem temperatur powyżej 20 stopni a na termometrze było 5 stopni więcej. Ruszyłem dosyć mocno i początek był w miarę dobry. Później jechałem slalomem miedzy pieszymi, wolniej jadącymi rowerzystami kilka razy przepuszczając zjeżdżające z góry samochody. Zacząłem się gotować, było mi ciepło, zacząłem się męczyć, mimo to na trudniejszych fragmentach dokładałem nawet 30 Wat więcej. Z czasem męczyłem się bardziej, coraz więcej trudu kosztowało mnie wymijanie pieszych a w nagrodę za to musiałem się zatrzymać na około kilometr do szczytu. Droga była w całości zablokowana, duża grupa licząca około 25 osób, zjeżdżający z góry samochód a za nim kilka rowerzystów. Próbowałem to minąć poboczem ale rowerzyści mieli podobny plan i cudem uniknęliśmy czołówki, ledwo się wypiąłem, tylne koło buksowało w żwirze. Cały chaos trwał kilkanaście sekund, jak tylko się dało ruszyłem dalej. Dalsza cześć podjazdu już na wjechanie, w tym stanie i warunkach wiele szybciej jechać nie mogłem. Na szczyt wjechałem mimo wszystko w dobrym stanie, zwykle prawie spadałem z roweru. Czas wyszedł najgorszy z 5 szosowych wjazdów, wszystkie pozostałe kończyłem ponad minutę szybciej i dzisiaj na taki czas przy takiej jeździe nie miałem szans. Zjazd to była jeszcze większa tragedia w moim wykonaniu, najważniejsze, że zjechałem bezpiecznie, tylu ludzi na żadnym podjeździe nigdy nie widziałem i chyba sobie odpuszczę jeżdżenie takich górek w niedzielę, chyba, że wcześnie rano bo później to nie ma nic wspólnego z przyjemnością. Po zjeździe do głównej drogi tylna przerzutka przestała reagować wiec 70 % drogi do domu pokonałem bez kręcenia, jedynie na podjazdach musiałem dawać z siebie dużo a i tak jechałem za twardo. Mimo sporych problemów jakie mi towarzyszyły udało się przejechać całą trasę bez kryzysu, organizm dzisiaj współpracował, moc była pod nogą ale poza krótkimi wyjątkami na podjazdach pod Łysinę i Magurkę nie zdecydowałem się uwolnić pokładów mocy. Jazda bez patrzenia na cyferki na podjazdach też może być fajna. Ten trening zakończył trudny cykl treningowy po którym jedyną opcją jest luźniejszy tydzień i kolejne wyzwania.
Trening 41
Sobota, 9 maja 2020 Kategoria avg>30km\h
Km: | 63.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:01 | km/h: | 31.24 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 157157 ( 80%) | HRavg | 141( 72%) |
Kalorie: | 1415kcal | Podjazdy: | 330m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przy napiętym grafiku dnia czas miałem tylko rano. Wyjeżdżając było jeszcze chłodno wiec niechętnie założyłem potówkę i rękawki. Dawno nie jeździłem po płaskim i dzisiaj był odpowiedni dzień na taką trasę. Od wczorajszego trening minęło zaledwie 14 godzin, to mało jak na regeneracje po takim wysiłku i rano wstałem zmęczony. Wierzyłem w to, że o wczesnej porze ruch na drogach będzie niewielki ale tak niestety nie było. Zabrałem po raz kolejny dużo jedzenia i dwa bidony wody z zamiarem kontrolowania ilości i czasu jedzenia. Już po kilku minutach musiałem się zatrzymać, wypadł mi bidon, na szczęście było to na ścieżce rowerowej i nie stanowiło zagrożenia dla ruchu. Z Bielska wyjechałem najszybciej jak się dało. Na podjeździe za miastem czułem nogi ale liczyłem na to, że później będzie lepiej. Po zjeździe dopiero szukałem swojego rytmu który po chwili znalazłem i kolejne kilkadziesiąt minut jazdy było bardzo równe. Lekko wiało ale nie miało to żadnego wpływu na jakość jazdy. Skupiłem się na odpowiednim żywieniu i co kilkanaście minut przyjmowałem dawki po 10-15 gram węglowodanów i około 150 ml wody. Z czasem noga kręciła coraz lepiej. Cieszyłem się, ze zarówno przez Chybie jak i Strumień przejechałem bez zatrzymania i wtedy trafiłem na zamknięte rogatki w Goczałkowicach. Wolałem nie ryzykować i zaczekałem aż przejedzie pociąg. W dobrym tempie dojechałem do Bielska. Na koniec kilkanaście minut luźnej jazdy po bocznych uliczkach. Dobry trening jak na sobotę. Czasu na więcej nie było a przynajmniej przed niedzielnymi podjazdami coś pojeździłem, ostatnie wyjazdy robiłem po dniach wolnych i nogi nie pracowały wtedy jak powinny. Jutro mam w planie kilka wymagających podjazdów ale nie zamierzam żadnego jechać na czas.
Trening 40
Piątek, 8 maja 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 94.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:42 | km/h: | 25.41 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 144( 73%) |
Kalorie: | 2657kcal | Podjazdy: | 2040m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałem sporo obaw przed wyjazdem. Ostatni trening był wymagający a od tego czasu nie siedziałem na rowerze i moja dyspozycja była sporą niewiadomą. Udało się tak ustalić grafik dnia, że prawie całe popołudnie mogłem przeznaczyć na trening. Przed jazdą nie zastanawiałem się nawet przez moment i wybrałem letni strój i wiatrówkę na zjazdy. Zabrałem sporo jedzenia i tylko dwa bidony wody, spodziewałem się, że braknie i zarezerwowałem czas na kilka przerw. Po wyjeździe nie mogłem stwierdzić czy noga podaje czy nie. Początek trasy prowadził w górę ale w ogromnym ruchu samochodowym, zanim na dobre się rozkręciłem musiałem się trzy razy zatrzymać. Pierwszy podjazd poszedł lekko a nagrodą za to był długi zjazd pod wiatr. Cały czas kręciłem a niewiele posuwałem się do przodu. Po 25 minutach jazdy wziąłem się za konkretniejszą rozgrzewkę. Zaplanowane schodki nie wyszły, ciężko było wcelować w założone moce. Druga seria poszła już lepiej. Później przy spokojnej jeździe zapaliła się w głowie lampka, zapomniałem o regularnym jedzeniu i nadrobiłem zaległości. Krótki podjazd w Lipowcu pokonałem nieco mocniej, wiatr w twarz robił dobrą robotę i nie musiałem szukać optymalnego przełożenia. Czułem, że noga chociaż nieźle podawała nie jest jeszcze odpowiednio rozgrzana i skierowałem się w kierunku kolejnego podjazdu. Kiedyś go jechałem i zapomniałem, jak nierówny jest to podjazd, zaczyna się łagodnie, później nachylenie dochodzi nawet do 16 % przed zjazdem, wypłaszczeniem i odcinkiem z nachyleniem od 5 do 10 %. Tempo dostosowałem do nachylenia i po mocnym początku, luźnym środku i średniej końcówce dotarłem do końca asfaltu. Zjazd mi wybitnie nie pasował, gdy dotarłem bezpiecznie do skrzyżowania z główną przyjąłem kolejną dawkę węglowodanów i ruszyłem w kierunku Równicy. Dawno mnie tam nie było, kiedyś nie wyobrażałem sobie jeżdżenia bez zaliczania regularnie Równicy, był to mój ulubiony podjazd a w ostatnim czasie głównie z różnych względów zaglądałem tam bardzo rzadko. Aby nadrobić zaległości chciałem wjechać na szczyt aż 3 razy. Przed pierwszym na moment się zatrzymałem, ruszyłem mocno i trzymałem dobre tempo na prostej, gdy zrobiło się stromo to łańcuch stopniowo wędrował w górę kasety. O dziwo jechałem równo trzymając założoną moc, tą harmonię zaburzyło trochę wypłaszczenie przed kostką i sam odcinek brukowy. Dobry czas miałem przy zjeździe z kostki ale o rekordach nie mogłem myśleć bo najlepszy czas jest wyśrubowany i musiałbym jechać na maksa, grubo powyżej założonego pułapu mocy. Spory ruch samochodów, pieszych czy rowerzystów nie sprzyjał równej jeździe, momentami musiałem jechać dużym slalomem. Mocną jazdę miałem zakończyć po 18 minutach a na kresce byłem 40 sekund szybciej i cisnąłem aż do łuku w lewo odkąd było jeszcze 200 metrów do parkingu. Ludzi było sporo i nie zabawiłem długo na szczycie. Zjadłem coś, ubrałem kurtkę i ruszyłem w dół. Nie miałem zapędów do szybkiej jazdy a samochody skutecznie mnie blokowały wiec bardzo spokojnie zjechałem do Jaszowca. Drugi wjazd był trochę dłuższy ze względu na dużo łatwiejszy początek. Na moje szczęście w tym miejscu wiało ze wschodu wiec przez pierwsze kilkaset metrów towarzyszył mi wiatr w twarz. Na końcu kostki miałem niezły czas i trochę gorszy niż jadąc od mostu. To dawało nadzieje na to, że na kresce pojawię się już po 18 minutach podjazdu. Tak się nie stało. Musiałem jeszcze 15 sekund dołożyć. Jechało się lepiej niż za pierwszym razem, mimo słabszego początku w drugiej części jechałem równo i mocno. Drugi zjazd był również wolny i spokojny, przez moment myślałem, że wjadę na Równicę zaczynając od odcinka brukowego. Tak rzadko jeżdżę po takich odcinkach i nie radze sobie z nimi najlepiej wiec drugi raz ruszyłem asfaltem. Początek był również słabszy, nie radze sobie w tym roku na łatwych odcinkach i mam problem z utrzymaniem na nich właściwej mocy. Gdy tylko zrobiło się stromiej to już było tylko lepiej. Od kostki do szczytu wjechałem szybciej niż wcześniej ale za to musiałem dokręcić jeszcze 30 sekund na wypłaszczeniu. Nogi były już zmęczone i kolejny raz w tym tempie już bym chyba nie wjechał. Na dobicie wjechałem a raczej wtoczyłem się na Skibówk skąd mogłem podziwiać widok m.in. na Tatry. Po dłuższej przerwie ruszyłem w dół. Początek zjazdu wyglądał dobrze od strony technicznej i nie był najwolniejszy, później jednak dojechałem do samochodów i koniec jazdy. W Jaszowcu zdecydowałem się pokonać odcinek brukowy do skrzyżowania i rozpiąłem tylko kurtkę by nie ubierać jej zza kilka minut przed kolejną częścią zjazdu. Słabo wyglądała moja jazda, nogi już zmęczone, trochę było mi ciepło, na tym kilometrowym odcinku wyprzedziło mnie kilkanaście samochodów, ile było ich ogólnie przy 3 wjazdach na Równice to nie liczyłem ale dawno tylu nie spotkałem podczas jednego treningu. Po zjeździe rozebrałem kurtkę, miałem zatrzymać się przy najbliższym sklepie bo w bidonach już było pusto. Przejechałem koło trzech sklepów i kapnąłem się dopiero na podjeździe w kierunku Lipowca. Tam też miałem drobny problem z przednią przerzutką, wyskoczył jakiś błąd i łańcuch spadł. Szybko to naprawiłem i jechałem dalej. Najbliższy sklep był dopiero w Brennej. Gdy tam dojechałem to byłem już trochę odwodniony. Zorientowałem się, że nie mam przy sobie jednorazowych rękawiczek, zwykle wożę po kilka par a tym razem zapomniałem. Na szczęście uratował mnie płyn dezynfekujący przy sklepie i z czystym sumieniem mogłem wejść do sklepu. Kupiłem wodę, sporo wypiłem przed kontynuacją jazdy i napełniłem oba bidony. Po tym postoju za bardzo się rozluźniłem, na ziemie sprowadził mnie kierowca samochodu wyprzedzającego na szczycie wzniesienia zaraz za skrzyżowaniem, przed łukiem w lewo jadący prosto na mnie. Cudem uniknąłem czołowego zderzenia uciekając na pobocze, musiałem ochłonąć i zatrzymałem się na moment przy przystanku autobusowym. Na szczęście później obyło się już bez podobnym incydentów, nawet nie musiałem dokręcać do 2000 metrów przewyższenia.
Przed treningiem czułem się nieźle, po nie najgorzej. Lepszej nogi się nie spodziewałem po dniu wolnym. Do tego abym był w 100 % zadowolony jeszcze brakuje ale sezon jest długi. Najważniejsze, że treningi wchodzą w nogi i dają efekty a dodając do tego inne obciążenia jakie znosi mój organizm to na ten moment lepiej być nie może. Najważniejsza w tym momencie jest regeneracja, bez niej dyspozycja na treningach na pewno będzie niezadowalająca.
Informacje o podjazdach:
Przed treningiem czułem się nieźle, po nie najgorzej. Lepszej nogi się nie spodziewałem po dniu wolnym. Do tego abym był w 100 % zadowolony jeszcze brakuje ale sezon jest długi. Najważniejsze, że treningi wchodzą w nogi i dają efekty a dodając do tego inne obciążenia jakie znosi mój organizm to na ten moment lepiej być nie może. Najważniejsza w tym momencie jest regeneracja, bez niej dyspozycja na treningach na pewno będzie niezadowalająca.
Informacje o podjazdach:
Siłownia 42
Czwartek, 7 maja 2020
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | min/km: | |
Pr. maks.: | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 125125 ( 64%) | HRavg | 81( 41%) | |
Kalorie: | 150kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary |
Mieszanina ćwiczeń na różne partie ciała. Od jakiegoś czasu ćwiczę na średnim obciążeniu, efekty są mniejsze ale i czas regeneracji jest krótszy. Nie zależy mi na znacznym wzroście siły czy wytrzymałością le na podtrzymaniu poziomu wypracowanego zimą. Kilka wypróbowanych ostatnim razem ćwiczeń chyba na stałe znajdzie się w planie treningowym. Wieczorem solidna dawka rolowania.