Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2020

Dystans całkowity:1603.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:67:28
Średnia prędkość:25.68 km/h
Maksymalna prędkość:73.00 km/h
Suma podjazdów:28750 m
Maks. tętno maksymalne:187 (95 %)
Maks. tętno średnie:150 (76 %)
Suma kalorii:39637 kcal
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:64.12 km i 2h 19m
Więcej statystyk

Trenażer 62

Środa, 6 maja 2020 Kategoria Trenażer
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:28 km/h: 0.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 178178 ( 91%) HRavg 141( 72%)
Kalorie: 1022kcal Podjazdy: m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Warunki atmosferyczne dzisiaj nie zachęcały do wyjścia z domu. Wieczorem się niby wypogodziło, ale było zimno, mokro i wietrznie, w takich warunkach nie jestem w stanie zrobić efektywnego treningu wiec zdecydowałem się skorzystać z trenażera. Wystarczyło tylko przełożyć miernik mocy do drugiego roweru który od miesiąca stoi wpięty w trenażer. Nie udało się za pierwszym razem zamontować dobrze pomiaru, kalibracja niby wychodziła ale siła z jaką były przykręcone pedały nie była taka sama. Ostatecznie z lewej strony dałem podkładkę i udało się dobrze dokręcić. Cały manewr zajął mi 10 minut czyli więcej niż zwykle ale nie miało to żadnego znaczenia. Przed treningiem nic nie jadłem a na czas treningu przygotowałem w sumie 120 gram węglowodanów, przyjęcie całej dawki dałoby 80 g/h co jest jak dla mnie rekordowym wynikiem. Miałem pewne obawy przed treningiem ale wszystkie szybko się rozwiały. Odzwyczaiłem się już od jazdy w zamkniętym pomieszczeniu, z reguły nie korzystam w takich sytuacjach z wiatraka a ten trening miał być konkretny i spodziewałem się dużej ilości potu. Na rozgrzewce noga kręciła już dobrze i nawet mocne przepalenia nie były potrzebne ale nie zrezygnowałem z nich. Dwie serie tradycyjnych schodków poszły jak z płatka. W dalszej części miałem robić kolejne schodki, zaczynając od FTP, przez 5 strefę do 6 strefy. Jak na pierwszy raz zastosowałem dwie długości odcinków, pierwsze dwa były 2 minutowe a 3 trwał minutę. O dziwo nie miałem żadnych problemów z doborem przełożenia i od razu ruszyłem z odpowiednią mocą. Szło całkiem nieźle, płynnie przeskoczyłem o 30 Wat w górę a następnie zwiększyłem kadencję by jechać w 6 strefie. Spodziewałem się 20 Wat mniej ale bez problemu utrzymałem około 400 Wat. Uzyskane wyniki w pierwszej serii uznałem za miarodajne i trzymałem się nich w kolejnych. Regularnie po każdej serii przyjmowałem dokładnie 13 gram węglowodanów. Moc towarzyszyła mi do końca, dopiero kończąc ostatni mocny akcent w 6 strefie czułem, że nogi są już zmęczone. Rozkręciłem je dobrze na kadencji i po niecałych 90 minutach zszedłem z roweru. Mocny trening został w nogach, ponad 100 gram węglowodanów pomogło utrzymać założoną moc do końca. Ostatnio zaniedbałem trochę temat żywienia ale wracam już na właściwe tory i od razu mocy w nogach jest więcej. Jutro znowu trochę luzu a później trzy dni kończące kolejny cykl treningowy.

Wydolność Organizmu

Środa, 6 maja 2020 Kategoria Inne
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: min/km:
Pr. maks.: Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m
Kolejne ważne zagadnienie w tematyce kolarskiej od czego w zasadzie zaczyna się rozważania. Głównym czynnikiem decydującym o osiągnięciach kolarza jest jego wydolność. Wpływ na nią ma wiele czynników i każdy z nich jest ważny. Miedzy najlepszym a najgorszym kolarzem jest ogromna różnica, wynika to z wielu rzeczy i przyczyn które w tym materiale postaram się wymienić i omówić. Przez wiele lat kolarstwo podobnie jak inne sporty ewoluowało, zmieniło się nieco spojrzenie na zagadnienie treningu, regeneracji, odżywiania. Pojawiło się sporo urządzeń których kiedyś nie było, analiza danych jest bardziej szczegółowa co w dużej mierze przełożyło się na wzrost poziomu sportowego w ciągu ostatnich kilkunastu lat. O tym jaki ciężko osiągnąć sukces w sporcie wiedzą wszyscy którzy mają styczność z treningiem czy po prostu wzmożonym wysiłkiem fizycznym. Dla wielu osób sportowymi idolami i wzorami do naśladowania są kolarze ścigający się w największych wyścigach Świata których możemy podziwiać na ekranach telewizorów czy na żywo obserwując zmagania z trasy zawodów. Ta wyselekcjonowana grupka kolarzy to najlepsi zawodnicy wyłonieni z tysięcy zawodowych kolarzy którym udało się przebić przez niższe strzeble rywalizacji sportowej. Wśród kolarzy zawodowych ekip różnice są dużo mniejsze niż wśród amatorów z kilku powodów, pierwszy z nich jest taki że każdy myślący poważnie o rowerze i wiążący z nim przyszłość ciężko pracuje od młodego i na jakimś etapie „kariery” wybija się ponad rówieśników w województwie, kraju czy nawet kontynencie i trafia do dobrej grupy jako obiecujący zawodnik. Do niedawna w Polsce nie było warunków aby trenować na takim poziomie który pozwala na rywalizacje w wyścigach World Tour i tacy kolarze jak np. Rafał Majka czy Michał Kwiatkowski w wieku kilkunastu lat ścigali się głównie za granicą gdzie mieli większe szanse się przebić i wskoczyć na wyższy poziom. Teraz to się powoli zmienia, powstają nowe kluby szkolące zawodników prowadzone przez wykwalifikowanych trenerów których stale przybywa. Nie każdy może być zawodowym kolarzem i ścigać się na wysokim poziomie, reguluje to szereg czynników. Po pierwsze trzeba poświecić sporo czasu, sił i mieć dużo cierpliwości bo sukcesy nie przychodzą od razu i wiele osób po pierwszych niepowodzeniach rezygnuje z dalszych treningów. Po drugie trzeba mieć wsparcie w postaci trenera, osób motywujących do pracy , zwłaszcza w momentach gdy nie idzie jak powinno, dostęp do sprzętu i innych potrzebnych rzeczy. Po trzecie trzeba mieć odporny i silny organizm który pod wpływem obciążeń treningowych nie reaguje np. przedłużającym się zmęczeniem. To akurat można wypracować podczas pierwszych lat treningów. Bardzo ważne są pierwsze lata styczności ze sportem, treningiem, wypracowane w ten sposób nawyki pomagają w późniejszych etapach kariery i często dzięki nim jesteśmy w stanie przebić się wyżej. Wielu zawodników zaczynających wcześnie przygodę z rowerem próbuje swoich sił w wyścigach w młodszych kategoriach. Część z nich rezygnuje, inni próbują dalej. Aby liczyć się w takich zawodach trzeba osiągnąć wysoki poziom sportowy nieosiągalny dla amatora który traktuje rower jako hobby. To właśnie poświęcenie, wyrzeczenia i ciężka praca od najmłodszych lat daje szanse na sukces. Dla wielu obiecujących zawodników kariera sportowa kończy się w momencie wyjścia z Juniora lub Orlika. Poziom Elity jest tak wysoki, że ciężko jest tak osiągnąć coś więcej. W Polsce bycie zawodowym kolarzem w dalszym ciągu się nie opłaca, poza zawodnikami 2,3 drużyn w których liczba miejsc jest ograniczona, inni ścigający się z nimi zawodnicy muszą normalnie pracować lub mieć bogatych sponsorów dzięki którym maja odpowiednie środki finansowe na ściganie. Takie osoby zbyt często mylnie nazywane są Zawodowcami a tak naprawdę to są Amatorzy ścigający się z licencją Elity. Taką Licencje może wyrobić każdy zawodnik mający przynajmniej 24 lata, posiadanie jej nie robi z nikogo Zawodowca. Bardzo ciężko jest dostać się do najwyższej ligi kolarskiej i średnio na 100 osób próbujących sił w kolarstwie 2,3 osoby trafiają do najlepszych grup kolarskich. Poziom sportowy najsłabszych zawodowych kolarzy przewijających się w wyścigach World Tour jest sporo wyższy niż większości Amatorów, w Polsce może nazbiera się kilkanaście zarodników które rywalizując z Elitą nie byli skazani na pożarcie i jakieś wyniki notowali, z drugiej strony ta Elita to w większości zaplecze najlepszych wiec idzie łatwo sprawdzić jakie różnice występują w poszczególnych kategoriach wyścigów.
Od czego zależy poziom sportowy zawodników. Liczy się przede wszystkim wydolność organizmu. Na wyścigach dochodzi jeszcze sporo innych czynników.
W ostatnim czasie przy ograniczeniach w organizacji wyścigów które na razie są zawieszone bardzo popularną formą rywalizacji jest walka o „Komy” czyli po prostu najlepsze czasy na danym odcinku. Słowo „KOM” z angielskiego King Of Mountain oznacza po prostu Króla Góry lub Najlepszego Górala i w zasadzie odnosi się tylko do segmentów na podjazdach. Tylko na takich odcinkach osiągnięty czas zależy w głównej mierze od wydolności zawodnika a na pozostałych dochodzi wiele innych czynników powodujących, ze nie zawsze najsilniejszy osiąga najlepszy czas. Wydolność zawodnika na podjeździe zależy od dwóch głównych czynników: wskaźnika W/kg oraz Vo2Max czyli zdolności organizmu do przyjmowania tlenu. Nie są to wartości stałe i zmieniają się w zależności od ilości treningu, pory roku, wieku, warunków atmosferycznych, itp. Utrzymanie stałego Vo2Max jest niemożliwe, ta wartość do pewnego momentu rośnie ale z czasem zaczyna maleć, idzie spowolnić ten proces ale nie da się go zatrzymać. Współczynnik W/kg jest zmienny ale zależy głównie od mocy w nogach, moc idzie zwiększyć poprzez odpowiedni trening, waga też się zmienia ale są granice w których zmiana wagi nie wpływa na gwałtowny spadek generowanej mocy. Przekroczenie pewnej granicy minimalnej wagi może być katastrofalne skutki, widać to było na przykładzie Michała Kwiatkowskiego który kilka lat temu eksperymentował z wagą i przez sezon męczył się na rowerze się osiągając satysfakcjonujących i dających dobre miejsca wyników. Przy dobrym Vo2Max niższy współczynnik W/kg nie ma tak kolosalnego znaczenia jak przy niskim gdy przy stałą moc jesteśmy w stanie utrzymać na krótszym odcinku i nieraz w połowie podjazdu wskaźnik W/kg zaczyna spadać. Jednym z parametrów obrazujących zawodnika jest parametr VAM mówiący o tym jakie przewyższenie jesteśmy w stanie pokonać w czasie godziny utrzymując stałe tempo pokonywania odcinka. Na przykładzie podjazdu pod Salmopol od Wisły który znalazł się w ostatnich latach na trasie Tour de Pologne idzie łatwo zaobserwować jakie różnice są między zawodnikami:

Najlepszy zawodnik na podjeździe uzyskał VAM powyżej 1700 m/h, peleton w którym było około 30 zawodników podjeżdżał 1590-1630 m/h. Należy zaznaczyć, że był to jeden z wielu podjazdów na wyścigu ale pokonywany już prawie maksymalnym wysiłkiem.
Najlepsze wyniki Amatorów są gorsze o ponad 200 m/h. Przemek Niemiec podczas treningu osiągnął prawie 1500 m/h, kolejni ścigający się na poważnie zawodnicy mieli wyniki gorsze o około 50 m/h a najlepszy Amator o 100:

Takie różnice to jest przepaść obrazująca różnice miedzy Najlepszymi Kolarzami Świata a Amatorami notującymi świetne wyniki.
Podobnie sytuacja wygląda na podjeździe gdzie nie było żadnego wyścigu a wyłącznie treningowe przejazdy Kolarzy Zawodowych i Amatorów:

Na przykładzie tego podjazdu widać, jaka jest różnica miedzy treningowym przejazdem kolarza Zawodowego a Amatora. Wyniki ponad 1200 m/h są bardzo dobre w przypadku Amatorów a słabe dla Zawodowców.
Główny czynnik jaki decyduje to parametr W/kg. Zawodowi kolarze na podjazdach krótszych niż 10 minut są w stanie generować nawet 7 W/kg a Najlepsi Amatorzy dochodzą do 6 W/kg. Na dłuższych podjazdach te dysproporcje są zazwyczaj większe.
Na podstawie wartości VAM widać idealnie, że porównywanie Amatorów do Zawodowców nie ma większego sensu. Chcąc generować takie moce i tak jeździć po górach trzeba zasuwać od małego, nic nie gwarantuje sukcesu zwłaszcza w górach gdzie każdy najmniejszy błąd jest poważniejszy w skutkach niż w łatwiejszym terenie.
Dobre czasy na podjazdach osiągają tzw. Górale, ich waga zazwyczaj nie przekracza 70 kilogramów, w innym terenie zazwyczaj się nie liczą a większość z nich ma naturalne predyspozycje do dobrej jazdy po górach.
Utalentowani zawodnicy pokazują swoje możliwości już na początku swojej „kariery”, jest im dużo łatwiej trenować, łatwiej ukierunkować trening na konkretną specjalizację i na tym koniec. Poświecenie, praca i ilość treningu nie może być znacząco mniejsza od mniej utalentowanych zawodników bo to główny czynnik decydujący o rozwoju a nie wrodzone umiejętności.
Zdarzają się przypadki, że dobrymi góralami zostają także ciężsi zawodnicy. Dobrym przykładem jest Tom Dumoulin który budową ciała odbiega od większości górali w World Tourze a jest w stanie z nimi walczyć. Jest to możliwe ale taki zawodnik posiada także sporo innych dobrych cech. Przede wszystkim jest świetnym czasówce, dobrze radzi sobie na płaskich, wietrznych etapach a co za tym idzie, potrafi wygenerować świetne wartości mocy, bezwzględnie większe od innych górali. Powodzenie w górach daje mu dobry współczynnik W/kg oraz Vo2Max. Dzięki temu jest bardzo wszechstronnym kolarzem, są lepsi od niego w górach ale niewątpliwie radzi sobie nieźle na podjazdach mimo wyższej wagi niż konkurencja.
W amatorskim świcie również zdarzają się takie przypadki ale najlepsi Górale są zazwyczaj wycieniowani i radzą sobie zdecydowanie najlepiej na podjazdach. Waga może być przeciwnikiem zawodnika, góral ma duże problemy na wiatrach, na płaskich czasówkach się nie liczy, w peletonie też ciężko znaleźć mu optymalną pozycję, na zjazdach musi się pilnować aby nie odpaść od grupy. Poza podjazdami gdzie lekcy zawodnicy czują się jak ryba w wodzie, niska waga raczej przeszkadza. Zawodnicy o wyższej wadze w większości sytuacji są na lepszej pozycji ale tego nie zauważają. Tracą na podjazdach ale lepiej idzie im na płaskich wietrznych trasach, zazwyczaj na płaskich czasówkach również poradzą sobie lepiej a na zjazdach są w stanie dużo zyskać nad innymi. Mając dużą moc w nogach, podjazdy też pójdą lepiej i sprawniej, eksperymentowanie z wagą i zmniejszanie jej za wszelką cenę nie zawsze się opłaca.
Szczytowy rozwój kolarza przypada pomiędzy 18 a 35 rokiem życia. Wtedy zazwyczaj jesteśmy w stanie osiągnąć najlepszą wydolność organizmu i prezentować najwyższy poziom sportowy. Regularny trening pozwala przesunąć tą granice ale jednak wydolność z każdym kolejnym rokiem spada. Będąc w najlepszej formie w wieku 48 lat nasz organizm nie będzie tak wydolny jak 28 latka który również osiągnął najlepszą formę. Dużo zależy od samego podejścia zawodnika. Jeżeli regularnie trenuje od kilkunastu lat i cały czas utrzymuje organizm w formie to dużo łatwiej będzie osiągnąć szczytową dyspozycje niż zawodnik trenujący od święta i sezony regularnych treningów przeplata okresami w których jeździ bardzo mało lub wcale.
Nikt chyba nie spodziewał się jak rozwinie się kolarstwo. Kiedyś dobrym czasem było 20 minut na podjeździe pod Salmopol. Obecnie najlepsi Amatorzy wjeżdżają poniżej 15 minut a 20 minut to dopiero 696 czas w rankingu. Granica ludzkiej wytrzymałości gdzieś jest ale nikt nie wie jakie czasy za kilka lat będą wykręcać zawodnicy na tym lub innym podjeździe.
Na wydolność organizmu wpływ ma szereg rzeczy. Pierwszą z nich jest ogólny stan zdrowia i ewentualne problemy zdrowotne. Negatywny wpływ na wydolność ma palenie tytoniu i nadużywanie alkoholu. Odporność organizmu na infekcje, wirusy i zmęczenie decyduje o wydolności organizmu. Regularny trening jest tylko jednym z elementów wpływających na poprawę wydolności. Regeneracja organizmu i odpowiednie odżywianie pozytywnie wpływają na wydolność. Na kolejnych miejscach są takie parametry jak waga, zawartość tłuszczu czy masa mięśniowa. Bez dobrej wydolności da się dobrze zjeżdżać z góry, utrzymać w grupie ale na podjeździe wychodzą wszystkie braki. Skuteczność na podjeździe oprócz podstaw treningu takich jak siła czy wytrzymałość daje trening ukierunkowany na poprawę Vo2Max i odporność na wysiłek beztlenowy.
Regularny trening na dłuższą metę pozostawia również negatywne skutki. Za czasem organizm słabnie, jest bardziej podatny na kontuzje, urazy a wydolność przy tym samym obciążeniu treningowym spada. Im człowiek starszy tym gorzej utrzymać organizm w formie, trzeba poświęcić więcej czasu na treningi siłowe, regeneracje, odżywianie i bardziej usystematyzować trening który jest bardziej efektywny. W ten sposób można utrzymać poziom sportowy dłużej. Bardzo przydatny jest miernik mocy i układanie treningów na jego podstawie. Starsi zawodnicy mają przewagę nad młodszymi pod względem wytrzymałości organizmu, są w stanie dłużej jeździć na niskim i średnim obciążeniu niż nastolatkowie.
Trenowanie kolarstwa w oparciu o pomiar mocy czy tętno wymaga znajomości literatury, podstaw treningu ale daje nieporównywalnie lepszy efekt niż jazda na „oko”. Jest to bardzo trudny, wymagający sport i każdy kto próbuje podnieść swój poziom sportowy już jest sportowcem.
Nie wszyscy mocni kolarze dobrze radzą sobie w górach, zawodnicy są czasem skrajnie różni. Jeden potrafi skutecznie finiszować, drugi traci na finiszu a na kilkuminutowym podjeździe zyskuje sobie przewagę, jeszcze inni preferują długie ale niezbyt strome podjazdy. Bez dobrej wydolności żaden z nich nie byłby tak skuteczny. Podjazdy to jedna z form rywalizacji wśród kolarzy. Na osiągnięty czas oprócz wydolności organizmu wpływ mają takie czynniki jak stan nawierzchni, warunki atmosferyczne w tym ciśnienie, siła i kierunek wiatru czy temperatura, stan roweru i jego waga a także technika pokonywania podjazdu. Te czynniki mają mniejszy wpływ na czas niż na płaskim odcinku gdzie dzięki nim można stracić lub zyskać dużo czasu.
Poprawa wydolności to długotrwały proces, czasem trwa wiele lat a czasem już po roku odpowiednich treningów widać wyraźny postęp. Oczywiście to jest tylko teoria, w praktyce u jednego zawodnika jeden bodziec treningowy wystarczy aby poprawiła się jakość pokonywania podjazdów a inny zawodnik potrzebuje kilku bodźców, np. zmiana roweru na lżejszy, zgubienie kilku kilogramów, trzymanie diety, itp. Dobry czas na danym podjeździe można uzyskać już w pierwszej próbie a czasami potrzeba kilku lub kilkunastu prób. Dużo daje rozpoznanie terenu, pokonanie podjazdu wiele razy w różnym tempie i powolne dochodzenie do osiągnięcia zaplanowanego czasu. Czasami wystarczą tylko sprzyjające warunki i już jest duża różnica w czasie. Dobrą metodą jest trenowanie krótkich podjazdów, z czasem ich wydłużanie aż do momentu gdy będziemy w stanie wjechać w równym i satysfakcjonującym czasie podjazd jaki nas interesuje. Trenowanie podjazdów to duża sztuka, mocni zawodnicy mają jeszcze wachlarz w postaci wrzucenia lżejszego przełożenia i wjechania spokojniej. Słabsi z reguły takich rezerw nie mają i spokojna jazda w takim przypadku odpada. Nie wszyscy mają predyspozycje do jazdy po górach i zazwyczaj jest to przeszkoda nie do przeskoczenia i nawet stosunkowo niska waga tego nie zmienia. Każdy kolarz prędzej czy później trafia na właściwą drogę i rozwija się np. w jeździe na czas czy długich dystansach. Bardzo mało jest kolarzy wszechstronnych także wśród Amatorów.
Pozostaje mieć nadzieje, że wzrost poziomu sportowego i ilości osób potrafiących dobrze radzić sobie w górach nie jest skutkiem stosowania środków dopingujących a wyłącznie zależy od ilości i jakości treningu. W ostatnim czasie pojawiło się sporo zawodników rokujących na starty w najważniejszych wyścigach Świata, wśród nich są także dobrzy Górale i istnieje duża szansa, że trafi się jakiś następca Rafała Majki który będzie w stanie walczyć m.in. O Koszulkę Najlepszego Górala Tour de France. W młodych zawodnikach tkwi duży potencjał i pozostaje go wydobyć co jest dużą sztuką i potrzeba szczęścia, kontaktu z ludźmi którzy umiejętnie pokierują tymi zawodnikami u których zapału i chęci do treningów nie brakuje.
W dobie Korona Wirusa jest więcej czasu na treningi, pokazywanie swoich możliwości m.in. na podjazdach. W tym roku poziom wyznaczony przez najlepszych będzie zapewne bardzo wysoki a liczba osób sklasyfikowanych na segmentach zapewne osiągnie wartości rekordowe. Wiele osób zapewne odpuści podjazdy z tego względu, że interesuje ich tylko walka o „KOM-y” a na podjazdach przy wysokim poziomie nie będą w stanie walczyć z najlepszymi. Może będzie to jedyna forma rywalizacji w tym roku, nie licząc wyścigów wirtualnych które rządzą się swoimi prawami i nie wszyscy zawodnicy się w nich odnajdują.

Rozjazd 14

Wtorek, 5 maja 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: 34.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:34 km/h: 21.70
Pr. maks.: 58.00 Temperatura: 10.0°C HRmax: 133133 ( 68%) HRavg 111( 56%)
Kalorie: 435kcal Podjazdy: 560m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Lekki rozjazd po wczorajszym mocnym treningu. Pogoda w dalszym ciągu zmienna ale udało się trafić na okno pogodowe i wyjechać na sucho. W domu już trochę mnie nosiło, dużo spraw na głowie i byłem już zmęczony. Jazda na rowerze miała pomóc, odświeżyć się trochę, na trening nie miałem ochoty i sił wiec pojechałem w spokojnym tempie na Przegibek. Przed wyjazdem zapomniałem kilku rzeczy w domu, m.in. cieplejszych rękawiczek czy licznika. Nie wracałem się po nic bo pod ręką miałem Garmina z odpowiednim poziomem baterii i awaryjnie z niego skorzystałem. Wyjeżdżając czułem, że jest chłodno, ciężko było się rozgrzać. Jechało się dziwnie lekko i szybko, ale do czasu. Szybko znalazłem się na podjeździe pod Przegibek. Jechało się ciężko pod górę, spojrzałem na licznik który pokazywał 7 stopni i już znalazłem przyczynę. Dojechałem do jakiegoś kolarza który od razu siadł na moje koło, każdy kto mnie wyprzedzał jechał dużo szybciej, ja jechałem najwolniej jak potrafiłem, na tyle pozwalało przełożenie i kadencja której chciałem się trzymać. Wjeżdżałem najdłużej w tym roku a w dodatku kolarz który prawie cały podjazd wiózł się na moim kole wystrzelił jak z procy na ostatniej prostej. Było zimno wiec po dojechaniu na przełęcz zawróciłem i zacząłem zjeżdżać. Wtedy też przekonałem się dlaczego tak lekko mi się jechało wcześniej. Jechałem cały czas z silnym wiatrem w plecy a teraz musiałem z nim walczyć. Zjazd był dobry technicznie ale wolny a przejazd przez miasto z wieloma postojami na skrzyżowaniach. W pewnym momencie wjechałem w dziurę w drodze i byłem pewny, ze złapałem kapcia. Na szczęście tak nie było, do domu dojechałem w dużym ruchu. Wyjazd dobrze mi zrobił, trening pewnie byłby uciążliwy a spokojna jazda pozwoliła także przemyśleć kilka spraw. Musze wrócić do sprawdzonych rozwiązań i wtedy może moja dyspozycja na rowerze będzie lepsza bo ostatnio wiele rzeczy nie wychodzi jak powinno. Kolejne treningi powinny być już lepsze w moim wykonaniu.

Trening 39

Poniedziałek, 4 maja 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 104.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:02 km/h: 25.79
Pr. maks.: 59.00 Temperatura: 12.0°C HRmax: 184184 ( 94%) HRavg 143( 73%)
Kalorie: 2854kcal Podjazdy: 2030m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Wczoraj nie udało się wyjechać na trening. Przerwy w opadach były krótkie, nawet drogi w tym czasie nie obeschły. Nie chciałem jeździć w deszczu a na trenażer też nie maiłem ochoty wiec zrezygnowałem z treningu. Był to duży błąd bo pociągnął za sobą kilka kolejnych. Wypocząłem po ostatnich treningach i na tym kończą się plusy. Kolejny dzień przywitał piękną pogodą więc ruszyłem z samego rana co było kolejnym błędem. W sumie mógłbym nie wyjeżdżać z domu lub odpuścić mocny trening, stając rano na wadze rwałem włosy z głowy, w tym roku nie widziałem takiej wartości na wadze, od wczoraj przybyło ponad kilogram, jeden dzień wolnego, mało ruchu i już takie rzeczy. Kilka razy sprawdzałem wagę ale nie chciała pokazać innych wartości. Zjadłem normalne śniadanie i ruszyłem na trening. Było zimno, za zimno jak dla mnie. Noga niby nie była zła ale czegoś mi brakowało. Pierwszy podjazd jakoś wjechałem, kolejny dopiero był za Bielskiem wiec miałem dużo czasu na rozkręcenie nogi. Dawno nie jechałem o tej porze prze miasto i było sporo samochodów, kilka razy przytrzymało mnie na światłach. Wyjeżdżając z Bielska ruszyłem mocniej, pierwsza część rozgrzewki poszła jako tako. Drugą chciałem zrobić na podjeździe pod Orle Gniazdo. Już wtedy czułem, że pod nogą nie ma odpowiednich pokładów mocy, liczyłem na to, że pójdzie lepiej na kolejnym podjeździe. Na zjeździe z Orlego trafiłem na mokrą nawierzchnie i pierwszy raz od dawna wybrudziłem rower. Na zjeździe zmarzłem, nie umiałem się rozkręcić, 7 stopni na termometrze dyskwalifikowało mnie z walki o dobry czas na podjeździe pod Salmopol. Mimo przeszkód nie poddałem się. Zatrzymałem się przed podjazdem, rozebrałem nogawki aby nie przeszkadzały, zbędnego balastu nie mogłem się pozbyć. Gdy nadeszła godzina próby ruszyłem mocno i tylko ze startu mogę być zadowolony, dawałem z siebie dużo na początku ale cała para szła w gwizdek. Nigdy nie radziłem sobie dobrze w niskich temperaturach a do tego musiałem walczyć z przeciwnym wiatrem. W normalnych warunkach i przy dobrej nodze po takim początku mógłbym kontynuować jazdę tym tempem ale niestety słabłem z każdą minutą. Wyjechałem się na początku pod wiatr i w momencie gdy miałem dołożyć nie było już z czego, brakowało 10-15 Wat, czas był słaby a nie było gdzie już zyskać. Ostatnie 1500 metrów miałem już iść na maksa i tak było tylko nie była to moc do której jestem przyzwyczajony i na jaką mnie stać ale ledwie 330 Wat co przy dzisiejszej wadze dawało tylko 5 W/kg. Walczyłem do końca ale na nic już nie liczyłem, jechałem na limicie i miałem niewielką przewagę nad swoim najlepszym czasem. Nie miałem już z czego zafiniszować. Poprawiłem swój czas o 10 sekund co dzisiaj było sukcesem a w normalnych warunkach porażką i kompromitacją. Stać mnie spokojnie na lepszy wjazd ale ciągle czegoś brakuje. Tyle rzeczy dzisiaj zawiodło i miałem ochotę na szczycie rzucić rowerem ale opamiętałem się w ostatniej chwili. W bardziej sprzyjających warunkach i lepszym dniu podejmę jeszcze raz próbę poprawy rekordu bo obecny nie zadowala mnie i przy tym co pokazałem ostatnio na Kubalonce wygląda bardzo słabo. Przez zjazdem zapomniałem ubrać kurtkę i musiałem się drugi raz zatrzymać. Nie udało się to co sobie zaplanowałem ale zebrałem się w sobie i ruszyłem na kolejne podjazdy. W planie była Kubalonka i Zameczek. Nie chciało mi się zjeżdżać do ronda wiec skręciłem w odkryty niedawno skrót i zaliczyłem krótki, wymagający podjazd. Na szczycie chwila przerwy na podziwianie widoków i zmiana decyzji o trasie. Zamiast na Kubalonkę ruszyłem do Wisły chcąc zaliczyć nieznane podjazdy. Pierwszy z nich okazał się fiaskiem, dojechałem do końca asfaltu i musiałem zawrócić, na przejeździe kolejowym pracowały służby porządkowe i zalecono mi zawrócić. Płyty wyglądały ciekawie ale musiałem obejść się smakiem. Drugi nieznany mi odcinek zaczynał się na rondzie w Wiśle. Skręciłem na zachód w kierunku Dziechcinki. Nawierzchnia pozostawiała do życzenia ale ruch był niewielki. Po 2500 metrach lekkiego podjazdu nachylenie gwałtownie wzrosło, droga zwęziła się i tak przez prawie kilometr. Jechałem z dużą rezerwą na bardzo niskiej kadencji. Podjazd skończył się nagle i musiałem zawrócić. Zjazd asekuracyjny, gdy zrobiło się szerzej sięgnąłem po bidon który na wertepach prawie wypadł mi z ręki, później podobna sytuacja z batonem. Z ulgą odetchnąłem gdy znalazłem się na rondzie. Zamyślony jechałem w kierunku Malinki i prawie przegapiłem skręt na ostatni nieznany mi odcinek. Podjazd trochę mnie zawiódł, skończył się szybko a nachylenie nie przekroczyło na moment 10 %. W końcówce fajne widoki ale nie zatrzymywałem się na zdjęcia. Po zjeździe doceniłem zalety chusty Buff i obowiązku zasłaniania ust i nosa. Cała Malinka była w dymie i bez chusty nie dało się oddychać. Na podjeździe pod Salmopol noga podawała nieco lepiej, były rezerwy a przy wyższej temperaturze mój organizm pracował wydajniej. W niezłym czasie i co najważniejsze po równej i efektywnej jeździe znalazłem się na szczycie. Przed zjazdem ubrałem kurtkę i ruszyłem spokojnie w dół. Po przejechaniu nierównego odcinka i wyprzedzeniu ciężarówki którą goniłem cały podjazd przyłożyłem się do jazdy i druga cześć zjazdu wyglądała dużo lepiej pod względem zarówno technicznym jak i szybkościowym. Po zjeździe zatrzymałem się w sklepie bo w bidonach już było sucho, napełniłem oba aby nie brakło wody. Do Bielska mimo, że pod wiatr dojechałem szybko i sprawnie, musiałem trochę nadłożyć drogi bo aż dwa radiowozy stały na skrzyżowaniu na którym zwykle wykonuje niedozwolony manewr aby skrócić sobie drogę do domu. Zaliczyłem dodatkowy podjazd dający 30 metrów przewyższenia. W domu miało być 2000 metrów i wyszła nadwyżka. Długi podjazd w Olszówce pokonałem w niezłym tempie. Na zjeździe odpuściłem bo był duży ruch i trening zakończyłem krótkim akcentem na stromym podjeździe. Na luzie dojechałem do domu. Zaskoczyła mnie duża ilość samochodów i turystów w górach, po weekendzie zwykle były pustki. Z dzisiejszego dnia jestem w połowie zadowolony, rano nogi nie współpracowały, później było lepiej. Zaliczyłem dobry trening, kolejny z 2000 metrów przewyższenia, mimo sporych przeszkód i niesprzyjających okoliczności poprawiłem swój czas na Salmopol. W tym roku jeszcze tam wrócę i spróbuje drugi raz bo wiem, ze stać mnie na więcej. Na to co się działo dzisiaj miało wpływ wiele czynników i nie mogę być zaskoczony, że nie zagrało jak trzeba. To, że jestem bardzo chimerycznym „kolarzem” dzisiaj znowu zostało potwierdzone. Mam nadzieje, ze podejścia do kolejnych podjazdów będą bardziej efektywne i pokażą moje możliwości. Z drugiej strony wybrałem bardzo niewdzięczny podjazd, żeby znaleźć się 10 miejsc wyżej w zestawieniu potrzeba czasu o 30 sekund lepszego. Poprawa o 10 sekund pozwoliła przesunąć mi się z 109 na 106 miejsce na segmencie. Liczyłem na top 100 do czego brakło 15 sekund. Moje niezadowolenie jest uzasadnione i wynika tylko z faktu dużych oczekiwań i presji jaką sam na siebie narzuciłem. Na kolejnych podjazdach jestem w stanie osiągnąć czasy dające miejsce w Top 10 i nad tym teraz będę pracował i się skupiał. Moc w nogach jest, trzeba tylko trafić z dyspozycją i to potwierdzić.


Podsumowanie 18 tygodnia 2020

Niedziela, 3 maja 2020 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: min/km:
Pr. maks.: Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m
Miniony tydzień nie należał do najłatwiejszych. Duży udział w tym miała zmienna pogoda która jak co roku na przełomie kwietnia i maja grała pierwsze skrzypce. Wszystko co robiłem było strasznie chaotyczne, wiele rzeczy zaczynałem i nie byłem w stanie skończyć. W pewnym sensie wróciłem do starych czasów gdy na wiele rzeczy nie zwracałem uwagi a moje życie było niepoukładane i chaotyczne. To z czym od dłuższego czasu walczę niespodziewanie powróciło. Oczywiście miało to wpływ także na ilość i jakość treningów z których nie jestem zadowolony. Musiałem skracać treningi, jeden w ogóle wypadł a na pozostałych również nie szło tak jak powinno. Ciężko stwierdzić czy to był najgorszy od jakiegoś czasu tydzień bo jednak poza tym jednym treningiem którego nie było utrzymałem regularność. Noga podawała raz lepiej, raz gorzej, nie na tyle aby mieć wpływ na zmiany długości treningów. Wszystkie zmiany wywołała zmienna pogoda, z jednej strony deszczu trzeba a z drugiej te opady są tak nieregularne, nierównomierne i niespodziewane, że ciężko jest modyfikować plany tak aby niczego nie zaniedbać. Osobnym problemem jaki się pojawił w ostatnim czasie to duże wahania tętna, od momentu w którym znów zacząłem jeździć na szosie po kwarantannie mój puls prawie na każdym wyjeździe jest podwyższony ale tylko do momentu gdy zbliżam się do progu FTP wtedy wszystko jest w normie. Jest to bardzo obszerny temat, wiele rzeczy ma wpływ na tętno i dlatego na razie nie zastanawiam się nad przyczynami i nie przejmuje tym jakie mam tętno. W tym tygodniu nie zrobiłem żadnej konkretnej trasy a miałem w planie 2 trasy z podjazdami. Jedną z nich zastąpiłem przez 8 krotne zdobycie Przegibka a drugą przesunąłem na kolejny tydzień. Ostatnio dużo czasu poświeciłem na analizę treningów, porównania z poprzednimi sezonami i doszedłem do wniosku, że najwięcej różnić dają detale. Kiedyś męczyłem się z wjazdem pod daną górkę, a w tym roku wjeżdżam dużo lżej i szybciej. W tym momencie jedynym podjazdem na którym da się trenować różne aspekty to Przegibek, podjazdy w Jaworzu są albo za krótkie albo za płaskie, albo mają zbyt zmienne nachylenie by utrzymać moc w przyjętych widełkach. W tym roku jestem mocniejszy i dlatego te górki w okolicy wydają mi się łatwe. W obecnym czasie nie robię dużej ilości treningów specjalistycznych, gdyby były wyścigi to co innego, jeden, dwa takie treningi w tygodniu wystarczą i jest więcej czasu na wyjazdy w góry czy treningi w równym, niezbyt mocnym tempie na które zazwyczaj brakowało czasu.
1.Waga w ostatnim tygodniu:
2.Obciążenie treningowe:
Do pełnej satysfakcji zabrakło jednego treningu który przełożyłby się na najlepsze wartości CTL i ATL w tym roku.
3.Najlepsze moce:
4.Intensywność treningów:
Wszystkie treningi miały zbliżoną intensywność, różniły się długością i założeniami. Zrobiłem także dwie przejażdżki regeneracyjne na bardzo niskiej intensywności.
5.Dane liczbowe:
Czas w strefach:
Dane szczegółowe:
6.Podsumowanie podjazdów:
Tak się złożyło, że przez cały tydzień zaliczyłem tylko jedną przełęcz, za to pojawiłem się na niej 11 razy. To rekord, zwykle zaliczenie tylu podjazdów zajmowało mi 2-3 tygodnie.
7.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:
Ciężki tydzień mnie czeka ale później odpoczynek więc powinienem dać radę.

Trening 38

Sobota, 2 maja 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 60.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:00 km/h: 30.00
Pr. maks.: 65.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: 158158 ( 81%) HRavg 141( 72%)
Kalorie: 1390kcal Podjazdy: 870m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Myślałem, ze wyjadę rano i zaliczę trening przed innymi obowiązkami jakie miałem wypełnić w tym dniu. Gdy wstałem i zobaczyłem, że za oknem pada deszcz odpuściłem i wziąłem się za inne rzeczy. Pojawiła się szansa wyjazdu około 11 lub później. Zrobiłem co miałem do zrobienia i o 13 byłem gotowy do jazdy. Drogi wyschły, temperatura zrobiła się bardziej przyjemna, jedynie silny zachodni wiatr mógł być przeszkodą. Jego kierunek i moc pomogły określić trasę i wyruszyłem w trochę zapomniany już rejon Skoczowa czy Cieszyna. Zaryzykowałem i pojechałem w kierunku głównej drogi gdzie bez problemu przedostałem się przez zwężenie a raczej nie natrafiłem na kolejkę samochodów czekających na przejazd. Gdy znalazłem się na głównej drodze to od razu zauważyłem jak silny jest wiatr. Droga minimalnie opadająca w dół dłużyła się, kilka krótkich podjazdów w Jaworzu dało się we znaki. Starałem się jechać bardzo spokojnie ale nie udawało się to. Za Jasienicą ruszyłem mocniej, od tego momentu trzymałem się prostego schematu, gdy był podjazd to generowałem moc na poziomie 2/3 strefy, na wypłaszczeniach była to niska strefa 2 a na zjazdach strefa 1. Pilnowałem tego cały czas. Mimo usilnej walki z żywiołem w dobrym tempie pokonywałem pierwsze wzniesienia przed Skoczowem. Na najdłuższym zjeździe na tym odcinku zwykle puszczałem korby, tym razem kręciłem cały czas dzięki temu od razu złapałem dobry rytm na płaskim. Nogi dzisiaj współpracowały i mimo wiatru w twarz czerpałem przyjemność z jazdy. Nieco problemów miałem na podjeździe w Skoczowie gdzie dopiero pod koniec złapałem odpowiedni rytm. Cały czas jechałem dynamicznie wiec podjazdy wchodziły bardzo dobrze. Nawet zjazdy i długie proste dzisiaj były ciekawe, musiałem być bardzo skupiony bo czasem pojawiały się boczne podmuchy wybijające z rytmu oraz samochody których przez wiatr nie było słychać i kilka razy zostałem strąbiony przez kierowców. Na Babilonie podjąłem decyzje o zmianie trasy, miałem jechać na Pruchną, Chybie, Bronów gdzie czekało mnie sporo płaskiego ze zmiennym wiatrem. Zamiast tego skręciłem w lewo na Hażlach i do domu wróciłem trasą z niezliczoną ilością pagórków. Nie jechałem tymi drogami kilka lat, zaskoczyła mnie nowa nawierzchnia na kilku odcinkach, jazda dzięki temu była bardziej równa i komfortowa. Szybko dojechałem do drogi Skoczów-Cieszyn gdzie skręciłem w prawo by wjechać na tą trasę z drogi biegnącej wzdłuż ekspresówki z południowej strony. Kiedyś tam jechałem i ten odcinek wydawał mi się ciekawszy niż dziurawy podjazd w kierunku wiaduktu. Wjechałem na moment do Cieszyna i skręciłem w lewo. Od tego momentu jechałem już z wiatrem. Starałem się utrzymać dobre tempo ale nie zawsze się dało. Podjazdy jechałem nieco mocniej, zjazdy odpuszczałem starając się jednak dokręcać maksymalnie. W tych warunkach brakowało przełożeń ale decydując się na kompaktową korbę liczyłem się z tym faktem. W Skoczowie mnie przytrzymało na skrzyżowaniu a później sobie to odbiłem. Wiało tak mocno, że jadąc w 2 strefie leciałem prawie 40 km/h w kierunku kolejnych podjazdów. Trzy podjazdy wjechałem dynamicznie w równym i dosyć szybkim tempie. Korzystając z pomocy wiatru szybko przejechałem Jasienicę i skręciłem na Jaworze. Na podjeździe goniłem niewielką grupkę kolarzy. Zbliżałem się do nich ale ich nie dopadłem. Na zjeździe już zluzowałem. Fajny trening w dobrym tempie okazał się idealny na ten dzień. Kiedyś takie trasy i treningi to była dla mnie codzienność. W ostatnich latach rzadko tak jeździłem, albo trzymałem się płaskich dróg, robiłem treningi z ćwiczeniami lub jeździłem po górach. Trening wytrzymałościowy na pagórkowatej trasie jest możliwy, dzisiaj pojawiło się kilka błędów i niedociągnięć ale gdyby ich nie było nie miałbym czego poprawiać a to również jest jeden z elementów treningu. Na razie mimo kapryśnej pogody maj zacząłem od niezłych treningów, jutro chciałbym wyskoczyć w góry, jak pogoda nie pozwoli to przekładam ten trening na kolejny dzień.

Trening 37

Piątek, 1 maja 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 82.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:19 km/h: 24.72
Pr. maks.: 60.00 Temperatura: 13.0°C HRmax: 179179 ( 91%) HRavg 139( 71%)
Kalorie: 2242kcal Podjazdy: 2040m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Planowałem rozpocząć maj od ciekawej i wymagającej trasy. Już wczoraj po sprawdzeniu prognoz zmieniłem plany bo ta trasa była za długa a warunki pogodowe miały być nieciekawe. Miałem jeszcze przygotowany plan awaryjny na wypadek gdyby prognozy zmieniły się jeszcze na gorsze. Warto było wstać wcześnie rano i wyjechać przy pogodnym niebie i wschodzącym słońcu. Dodatkowym atutem był bardzo mały ruch na drogach. Za pierwszy cel obrałem Przegibek który był na każdej z planowanych tras. Przekonałem się, że w dalszym ciągu wczesne wyjazdy mi nie służą, jechało się ciężko a w dodatku przed końcem podjazdu na Przegibek zaczęło padać. Niebo wyglądało nieciekawie, w razie czego miałem coś przeciwdeszczowego ale nie uśmiechało mi się ubierać. Myślałem aby zawrócić ale nie padało zbyt mocno i zacząłem zjeżdżać do Międzybrodzia. Zjazd jak to ostatnio bywa był asekuracyjny, wykorzystałem go by coś zjeść i zastanowić się gdzie jechać dalej. Mogłem jechać w kierunku kolejnych podjazdów takich jak Nowy Świat, Żar, Kocierz czy Magurka ale w każdej chwili mogło zacząć mocniej padać a nie miałem najmniejszej ochoty na jazdę w deszczu. Podczas zjazdu podjąłem decyzje o alternatywnej trasie którą miałem przygotowaną na wypadek niepogody i taka sytuacja właśnie zaistniała. Zawróciłem i wjechałem drugi raz na Przegibek, w odniesieniu do pierwszego dołożyłem 15 Wat. Po spokojnym zjeździe przeznaczonym na dostarczenie węglowodanów zawróciłem i znowu ruszyłem w kierunku Przegibka dokładając kolejne kilkanaście Wat. Pogoda zrobiła się lepsza ale gdzie indziej mogło padać wiec po zjeździe do Międzybrodzia wjechałem znów na Przegibek z wyższą mocą. Plan minimum zakładał 4 podjazdy, nie padało i zdecydowałem się dołożyć kolejne dwa podjazdy. Każdy był mocniejszy od poprzedniego przynajmniej kilkanaście Wat. Szósty najmocniejszy podjazd pokonałem powyżej progu FTP z czasem zbliżonym do rekordowego. Kolejna decyzja była taka, ze jadę 7 podjazd ale już spokojniej. Obserwacja nieba pozwoliła wywnioskować, że starczy jeszcze na zaliczenie jednego podjazdu wiec zjechałem po raz czwarty do Międzybrodzia. Przy siódmym podjeździe czułem już plecy ale krótka przerwa przed ostatnim podjazdem pozwoliła wyeliminować dyskomfort. Ostatni wjazd również nie był mocny ale czułem już zmęczenie które w porównaniu z nienajlepszą dyspozycją i samopoczuciem dawało się mocno we znaki. Na zjeździe chciałem poćwiczyć technikę, za dużo było przeszkód aby szybko zjechać ale mogę być zadowolony ze zjazdu. Niebo wokół było już granatowe i liczyłem na to, że nie zmoknę. Mimo obaw wybrałem dłuższą i trudniejszą drogę do domu mając na celu przekroczenie 2000 metrów przewyższenia. Około 7 kilometrów przed domem zaczęło padać. Deszcz był na tyle lekki, że nie mokłem i udało się dojechać prawie do domu. Gdyby nie to, że dwa razy musiałem się zatrzymać to dojechałbym przed większym deszczem. Miałem z nim kontakt przez około minutę i rower nie zdążył się zbrudzić. Kilka minut po wejściu do domu lunęło konkretnie. Mimo niekorzystnych prognoz udało się zrealizować trening. Planowaną trasę pewnie jeszcze nie raz uda się przejechać w tym roku. Nie sądziłem, że uda mi się zrobić 2000 metrów przewyższenia na krótszym niż planowałem dystansie z nie najgorszą liczbą TSS. Do pełni szczęścia zabrakło lepszej nogi z którą kręciło by się lżej. Kilka lat temu podczas jednego treningu wjechałem 4 razy na Przegibek, dzisiaj udało się podwoić tą liczbę. Dodanie kilku innych górek pozwoliło przekroczyć 2000 metrów przewyższenia. Prognoza na kolejne dni również nie jest zbyt korzystna i plany ataku na Salmopol będę musiał chyba przełożyć na kolejny tydzień.
Informacje o podjazdach:


kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum