Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 229777.38 kilometrów w tym 8243.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.36 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2421965 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2020

Dystans całkowity:1624.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:67:32
Średnia prędkość:25.36 km/h
Maksymalna prędkość:68.00 km/h
Suma podjazdów:26860 m
Maks. tętno maksymalne:186 (95 %)
Maks. tętno średnie:143 (73 %)
Suma kalorii:39575 kcal
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:64.96 km i 2h 30m
Więcej statystyk
  • DST 115.00km
  • Czas 04:28
  • VAVG 25.75km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 177 ( 90%)
  • HRavg 137 ( 70%)
  • Kalorie 2950kcal
  • Podjazdy 2240m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 64

Niedziela, 14 czerwca 2020 · dodano: 16.06.2020 | Komentarze 0

Kolejny dobry trening w górach. Miałem kilka wariantów trasy na ten dzień ale ostatecznie zdecydowałem się na bardzo podobny jak tydzień temu. W Wiśle miałem dołączyć do Jas-Kółek wiec wyjechałem odpowiednio wcześnie. Noga na początku nie podawała, mimo jazdy z wiatrem poruszałem się wolno z niską mocą. Pierwszym podjazdem miało być Orle Gniazdo ale tylko do Sanktuarium i zjazd ulicą Wrzosową. Gdy w końcu dojechałem do Szczyrku to zamyśliłem się i prawie przejechałem skrzyżowanie na którym odbiłem w prawo. Początek podjazdu był słaby, później jechało się nieco lepiej ale do komfortu brakowało, dosyć duży ruch samochodów nie ułatwiał zadania, ciężej było omijać dziury które zawsze mnie irytują. Gdy dojechałem do Kościoła odwidziało mi się i zamiast zjechać ulicą Wrzosową odbiłem w prawo w kierunku Podmagury. Już po pierwszym zakręcie pojawiała się ostra mgła i widoczność spadła do kilku metrów, te warunki miały swój klimat. Na szczycie pojawiłem się po ponad 15 minutach podjazdu, szybciej niż tydzień temu mimo gorszego sprzętu i porównywalnej mocy. Nie chciałem tracić czasu na myślenie i zacząłem zjeżdżać, momentami było mokro i dlatego jechałem bardzo asekuracyjnie. Mgła odpadła ale słońca w dalszym ciągu brakowało. Miałem jeszcze czas na dodatkowy podjazd, do wyboru były dwa, jeden już jechałem a drugi był niewiadomą, wiedziałem tylko gdzie się zaczyna i postanowiłem go zaliczyć. Początek mnie zaskoczył, nie najlepszy asfalt i niskie nachylenie, później się to zmieniło, nachylenie skoczyło do kilkunastu % a nawierzchnia była bardziej równa. Zaskoczeniem był fakt, że asfalt skończył się nagle i trzeba było nawrócić, szybko zjechałem w dół i ruszyłem już na Salmopol. Podjazd pokonałem nieco mocniej, noga podawała lepiej ale nie na tyle aby przekraczać próg FTP. Po 4 kilometrach pokonanych równym tempem dołożyłem nieco mocy w końcówce i urwałem kilka sekund które pozwoliły na uzyskanie dobrego czasu. Przed zjazdem zatrzymałem się na moment, było dosyć chłodno, nie zabrałem nic ciepłego do ubrania i bałem się, że zmarznę na zjeździe. Początkowo jechałem spokojnie a później pozwoliłem sobie na odrobinę szybkiej i technicznej jazdy. Fragment zjazdu wyglądał bardzo obiecująco ale końcówka znów nie poszła zbyt dobrze. W dobrym tempie dojechałem do ronda w Wiśle, przez kilka kilometrów walczyłem z czołowym wiatrem. Na rondzie już czekały dwie osoby, po chwili dojechały jeszcze trzy i w skromnym składzie ruszyliśmy na Kubalonkę. Po kilku minutach już nastąpił podział na dwie grupki o różnym poziomie zaawansowania, pierwsza w której się znalazłem miała zaliczyć dwa podjazdy a druga tylko jeden. Początkowo jechaliśmy dalej a później zaczęło się dzielić, najpierw swobodnie odjechał Darek później skoczył Marek a Otfin pilnował mojego koła, ja nie miałem w planie ataku i mocnej jazdy, obserwowałem co dzieje się z przodu, towarzysze cały czas byli w zasięgu mojego wzroku. W połowie podjazdu i Otfin mi odjechał, towarzystwo tasowało się na ostatnim kilometrze i w sumie nie wiem jaka była kolejność na szczycie. Wjechałem jako czwarty, głównym celem na ten podjazd było rozgrzanie nogi przed kolejnym wyzwaniem. To się udało bo nogi puściły i czułem przypływ mocy której wcześniej nie było. Na zjeździe znowu skupiłem się na technice i wyszło nieźle. Podjazd na Olecki jechałem po raz pierwszy w tym roku, jakoś nigdy nie atakowałem go na czas, nie licząc czasówki na Road Trophy zwykle jechałem tam z rezerwami. Tym razem nie było idealnie, na wypłaszczeniach popuszczałem a gdy tylko robiło się stromiej dokładałem do pieca, wszystkie ścianki pokonałem z mocą około 400 Wat. Po takim wysiłku zasłużyłem na przerwę, po raz pierwszy w tym, roku zatrzymałem się na uzupełnienie płynów. Gdybym był sam pewnie zrezygnowałbym z tej przyjemności. Po około 30 minutach ruszyliśmy w dół, na zjeździe odstałem od reszty ale nie przejąłem się tym faktem, wracałem inną drogą i od tego momentu jechałem sam. Za rondem w Wiśle miałem lekki kryzys, zjadłem całego batona zamiast połowy i przed podjazdem czułem się już lepiej. Całe 5 kilometrów na przełęcz pokonałem w równym i dobrym tempie osiągając niezły czas. Nawet na zjeździe jechało się dobrze mimo tego, że był duży ruch i ciężko było minąć wszystkie dziury. W Szczyrku trochę utrudnień ale poradziłem sobie z nimi. Chciałem jak najszybciej być w domu, wybrałem najbardziej optymalną trasę i w domu byłem kilka minut przed 12. Wyjeżdżając później musiałbym liczyć się z większymi utrudnieniami na trasie czego staram się unikać i wcześniejsze wyjazdy dają dużo komfortu psychicznego i są bezpieczniejsze niż przedzieranie się przez zatłoczone miejscowości dwa razy, jadąc w góry i wracając.


Dane o podjazdach:




  • DST 55.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 27.27km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 155 ( 79%)
  • HRavg 127 ( 65%)
  • Kalorie 1165kcal
  • Podjazdy 860m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 63

Sobota, 13 czerwca 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0

Dłuższego weekendu ciąg dalszy. Tym razem spokojniejsza 2 godzinna jazda. Nie miałem pomysłu na trasę wiec postanowiłem okrążyć Magurkę zaczynając od Przegibka. Dzień zaczął się nietypowo od urwanej linki tylnej przerzutki, dosyć częsta przypadłość której powodem była niesprawna klamkomanetka. Około 20 minut roboty i mogłem jechać. Byłem mocno ograniczony czasowo i nie planowałem żadnych przerw. Wyjechałem punktualnie o 7 i postanowiłem jechać najkrótszą drogą do Straconki. Na skrzyżowaniach zostałem kilka razy przytrzymany ale nie na wszystkich i nie straciłem za dużo czasu. Kilka kilometrów po mokrych drogach wystarczyło aby napęd nie pracował jak należy. Zapomniałem naoliwić łańcuch i już po kilku kilometrach piszczał. Podjazd na Przegibek poszedł bardzo sprawnie, na zjeździe również radziłem sobie nieźle. Później trzy grosze wtrącił wiatr i ciężko było jechać równym tempem. Odcinek wzdłuż jezior również był interwałowy, starałem się nie wykraczać poza 3 strefę mocy ale nie zawsze się dało. Na jednym z krótkich zjazdów musiałem się zatrzymać, samochody zablokowały drogę, jeden z nich gwałtowanie zahamował i zatrzymał się na środku drogi. Po chwili mogłem jechać dalej, z przyzwyczajenia skręciłem w prawo na Bierną i dołożyłem sobie dwa krótkie podjazdy. Dłuższy czekał mnie w Wilkowicach, na zjeździe z kolei puściłem się odważnie w dół, z wiatrem rozpędziłem się prawie do 60 km/h bez dokręcania, dobrze by było gdybym nie musiał hamować przed końcem zjazdu. Przynajmniej nie musiałem zatrzymywać się na skrzyżowaniu bo trafiłem na zielone, szybko pokonałem kilka rond i dotarłem do Bystrej gdzie już musiałem zwolnić. Do Bielska wjechałem ścieżką rowerową, jadąc traktem wyprzedziłem kilku rowerzystów korzystających z drogi. Trochę nerwów straciłem na skrzyżowaniu z łącznikiem miedzy ul. Bystrzańską a Żywiecką, zorientowałem się, że sygnalizacja nie działa jak należy i jadąc z południa można czekać sobie na zielone światło które zapali się dopiero wtedy gdy jedzie ktoś z przeciwka. Później już spokojniej ale ludzi na mieście już sporo a na zegarze dochodziła godzina 9. Kilka minut później byłem już w domu. Noga podawała całkiem nieźle ale na mocniejsze akcenty się nie zdecydowałem. Zabrakło motywacji aby wsiąść udział w rywalizacji BikesoreStravaChallenge gdzie stać mnie było na czas dający miejsce w TOP 10.


Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa


  • DST 79.00km
  • Czas 03:04
  • VAVG 25.76km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 133 ( 68%)
  • Kalorie 1919kcal
  • Podjazdy 1080m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 62

Piątek, 12 czerwca 2020 · dodano: 12.06.2020 | Komentarze 0

Wczoraj poświeciłem wyjątkowo dużo czasu na regeneracje wiec dzisiaj rano wstałem wypoczęty i zmotywowany. Miałem dużo czasu wiec wyjechałem nieco później. Do Wisły tym razem chciałem dojechać inną drogą niż zwykle. Skierowałem się na Skoczów a później bocznymi drogami do Ustronia. Dawno tam nie byłem i na kilku odcinkach zwinięto asfalt. Zamiast zaoszczędzić trochę czasu nieco nadłożyłem drogi. Liczyłem na szybki przejazd przez Ustroń. Przed wjazdem do centrum zdążyłem zrobić trzy minutowe sprinty a później straciłem dużo czasu na przejechanie Ustronia. Przed testem chciałem jeszcze przepalić nogę na podjeździe pod Tokarnie, aby wygenerować moc około 350 Wat nie musiałem się wysilać, na tak stromym podjeździe musiałem jechać z kadencją poniżej 70 i założoną moc generowałem. Zjazd wolny, asekuracyjny, wśród pieszych. Przejazd przez Wisłę to jeszcze większa walka z utrudnieniami niż w Ustroniu, duży korek w centrum ale znalazłem fragment zatłoczonej ścieżki i nie musiałem szukać luk koło samochodów. Przed skocznią zrobiłem krótki postój a później ruszyłem już w kierunku Szczyrku. Mniej więcej w tym samym miejscu co rok temu zacząłem test. Ruszyłem mocno ale nie za mocno, na łatwiejszej części trasy jechałem trochę lżej ale gdy zrobiło się stromiej to moc poszła w górę. Przy zajezdni miałem 5:20 czyli około 14:40 do szczytu, taki czas oznaczałby rekord a warunki nie były najlepsze wiec nie groziło mi to. Cały czas jechałem równo, głównie w siodle, od czasu do czasu wstając z siodełka. Ostatnie 5 minut jechałem delikatnie mocniej ale zrezygnowałem z tradycyjnego sprintu na koniec który zawyża zwykle wynik. Kończąc test brakowało mi około 200 metrów do szczytu, nie dużo patrząc na to, że cały podjazd jechałem sporo wolniej niż rok temu na teście generując zbliżoną moc. Ostatecznie wynik wyszedł nieznacznie lepszy ale uzyskany przy niższej wadze i po raz kolejny ponad 5 W/kg. Oczywiście czas mógłby być lepszy, rozpoczęcie testu około 300 metrów dalej pozwoliłoby skończyć go na szczycie Salmopola. Wtedy czas wyniósłby około 15:20 czyli 30 sekund mniej niż udało się uzyskać. Kilka lat temu cieszyłem się z czasów poniżej 17 minut a teraz są one normą a coraz częściej wjeżdżam poniżej 16 minut. Na szczycie spotkałem Patryka z którym dłuższą chwile rozmawiałem o tematach głównie rowerowych i treningowych. Nie chciało mi się jechać już na kolejne podjazdyi spokojnie zjechałem do Szczyrku, uzupełniłem bidony po czym ruszyłem w kierunku domu. Jechało się całkiem przyjemnie mimo walki z czołowym wiatrem. W domu byłem przed 13. Chwile później odebrałem nową ramę, brakuje mi jeszcze sterów i kilku innych drobiazgów aby złożyć rower i chyba dopiero po weekendzie będę mógł go przetestować.




Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa


  • DST 27.00km
  • Czas 01:02
  • VAVG 26.13km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 183 ( 93%)
  • HRavg 143 ( 73%)
  • Kalorie 741kcal
  • Podjazdy 320m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 61

Czwartek, 11 czerwca 2020 · dodano: 11.06.2020 | Komentarze 0

Wczoraj znowu nie miałem możliwości pojeździć. Gdy zbierałem się do wyjścia z domu zaczęło padać, wcześniej doprowadziłem rower do stanu używalności, wreszcie tylny hamulec i przednia przerzutka działają poprawnie, konieczna była wymiana linek. Odechciało mi się jazdy w deszczu i odpuściłem. Był to pierwszy błąd który pewnie wpłynęła na przebieg dzisiejszego dnia. Drugi błąd popełniłem rano, nie chciało mi się wstawać z łóżka, przez ostatnie 10 dni wstawałem przed 5 i brakowało snu. W takim układzie mogłem wyjechać najwcześniej o 10:30. To był drugi błąd, bo w okolicy już pełno ludzi, rowerzystów i samochodów na drogach. Kolejny błąd to zmiana trasy, zamiast jechać na Przegibek to wybrałem Nałęże. Po raz pierwszy od dawna było naprawdę ciepło, można powiedzieć, że wreszcie moje warunki, tak dawno w nich nie jechałem, że odzwyczaiłem się. Już po wyjeździe mogłem zawrócić, niepotrzebnie zabrałem opaskę tętna bo widząc wartości ponad 140 zaraz po starcie wiedziałem, że raczej niczego dobrego nie mogę się spodziewać. Rozgrzewka poszła sprawnie, pierwsza próba na 5 minut była dla mnie najważniejsza, ruszyłem efektywnie z dobrego przełożenia. Później niestety musiałem większą uwagę przywiązywać do tego czy nie rozjadę pieszego, nie zostanę potrącony przez samochód lub czy z bocznej drogi nie wyskoczy mi rowerzysta, jazda była trochę szarpana ale w efekcie wygenerowałem najlepszą moc w czasie 5 minut. Ta próba była lepsza niż się spodziewałem czego niestety nie można powiedzieć o kolejnych. Jakoś zregenerowałem się przed 1 minutowym sprintem. Ruszyłem szybko i efektywnie, dobrałem optymalne przełożenie i jechałem mocno przez 15 sekund. Musiałem się zatrzymać, samochody z dwóch stron, sporo rowerzystów, mogłem ryzykować jazdę na czołówkę, ale bezpieczeństwo jest ważniejsze od jakiegoś głupiego wyniku na 1 minutę. Motywacja spadła do zera, drugą próbę podjąłem już w innym miejscu. Nie zbliżyłem się do tego co prezentowałem na początku pierwszej próby, początek wyglądał jeszcze nieźle, ale później słabłem, generowałem coraz mniejszą moc, musiałem wyminąć dwóch rowerzystów, jeden z nich jechał slalomem i musiałem dodatkowo krzyczeć i niewiele brakowało abym i tej próby nie zaliczył. Poprawiłem wynik sprzed roku o kilka Wat ale progres powinien być większy. Nie mogłem być zadowolony z tej próby bo wyszła przeciętna, na wyścigu odpadłbym przy pierwszym zrywie od peletonu a na treningach z elementami ścigania walczyłbym z przeciętniakami mimo tego, że stać mnie na dużo więcej. Mimo sporego zawodu przystąpiłem do próby na 15 sekund, pierwsza była bardzo słaba a druga fatalna, z takim sprintem nie miałbym szans nawet w Grupetto. Nie potrafię generować dużych moc chwilowych, może jak wymienię bloki na takie które nie wypinają się podczas jazdy i zmienię sprzęt na sztywniejszy to będzie lepiej. Na aluminiowej rowerze z dosyć miękkimi kołami i oponami czułem się jakbym płynął a nie jechał, pogodziłem się z tym, że dalej tkwię w przeciętności i nawet dobra moc na 5 minut i kilkanaście podjazdów z dobrymi czasami tego nie zmieni. Jutro ważniejsza próba, za bardzo się nie obawiam bo wiem, że warunki do równej jazdy będą lepsze, nawet wiatr w twarz nie będzie stanowił dla mnie problemu, z tym rowerem i tak dobrego czasu na podjeździe nie uzyskam a gdy wieje w twarz to łatwiej utrzymać moc.





  • DST 57.00km
  • Czas 02:06
  • VAVG 27.14km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 153 ( 78%)
  • HRavg 127 ( 65%)
  • Kalorie 1199kcal
  • Podjazdy 780m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 60

Wtorek, 9 czerwca 2020 · dodano: 11.06.2020 | Komentarze 0

Pierwszy wyjazd w tym tygodniu. Wczoraj nawet nie miałem czasu spojrzeć w kierunku roweru, dzisiaj było już więcej czasu ale musiałem trochę go poświęcić na przygotowanie roweru do jazdy. Założyłem lepsze koła do roweru treningowego, zamontowałem miernik mocy ale zapomniałem go skalibrować. Kilka rzeczy w tym rowerze wymagało jeszcze regulacji ale nie miałem na to zbytnio czasu, dało się jechać ale trochę mocy szło w gwizdek.
Wyjechałem dosyć późno bo około 17, nie była to zbyt optymalna pora Boruch na mieście spory. Udało się sprawnie przejechać przez Bielsko ale niezbyt szybko. Podjazd na Przegibek też wydawał mi się męczarnią ale sprzęt nie miał zbyt dużego znaczenia przy dobrej nodze. Z nieba zaczęło coś lecieć, drobny deszcz towarzyszył mi do końca treningu. Na zjeździe znowu odpuściłem, początkowo dało się szybko jechać a im bliżej centrum Międzybrodzia tym mocniej wiało. Nie przeszkadzało mi to bo dzięki takim warunkom byłem w stanie jechać równo i generować odpowiednią moc. Ruch na drodze do Kobiernic był duży ale wolałem jechać tą trasą niż przez Porąbkę i DK52. Później ze zmiennym szczęściem do warunków dojechałem do Kóz, momentami jechałem za mocno ale zbyt niego znaczenia to nie miało. Po wjeździe do Bielska znowu walczyłem z dużym ruchem, chciałem minąć Hałcnów ale również ulice Krakowską wiec trochę kluczyłem bocznymi drogami aby dostać się w kierunku Lotniska. Przedzierając się przez Centrum dojechał do mnie jakiś kolarz. Wspólnie przejechaliśmy kilka kilometrów, towarzysz dawał trochę za mocne zmiany, byłem w stanie się za nim utrzymać ale wychodziłem poza 3 strefę mocy. Ostatni zjazd i 1500 metrów pokonałem już w luźnym tempie. Przez całą drogę miałem włączone światła ale chyba nic to nie dało, nie czułem się bezpiecznie na drodze a kierowcy często nie zwracali na mnie uwagi i wyjeżdżali prosto pod moje koła mimo tego, że jechałem drogą z pierwszeństwem. Pogoda znowu zaczyna mieszać, mogę jeździć popołudniami gdy zwykle jest gorzej niż wtedy gdy jestem w pracy.



Kategoria Szosa, Samotnie, 50-100


  • DST 65.00km
  • Czas 03:04
  • VAVG 21.20km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 609kcal
  • Podjazdy 940m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto 19

Poniedziałek, 8 czerwca 2020 · dodano: 30.12.2020 | Komentarze 0


Kategoria Miasto


Podsumowanie 23 tygodnia 2020

Niedziela, 7 czerwca 2020 · dodano: 10.06.2020 | Komentarze 0

Ciężki i pechowy to był tydzień, pogoda nieco lepsza ale i tak wtrąciła swoje trzy grosze i weryfikowała plany. Już poniedziałek był trudnym dniem, wyjeżdżając na trening byłem zmotywowany, później nie szło ale po treningu cieszyłem się, że wróciłem do domu co dwóm dziewczynom się nie udało. Wybierając trasę biegnącą przez Wilkowice to ja mógłbym być na miejscu tych dziewczyn, jak zaczął się tydzień tak wyglądał w dalszej części. W środę znajomy cudem wyszedł cało ze spotkania z tirem który znalazł się na jego pasie. W piątek zaliczyłem upadek na ścieżce rowerowej a przyczyną był nieduży pies który wybiegł z bardzo niewidzialnego zaułku, miałem za mało czasu na reakcję i zdążyłem tylko zminimalizować straty, zdarty łokieć, obite żebra i kilka mniejszych obtarć, gdyby nie kask mogło być gorzej. Poza tym pęknięty telefon i złamany błotnik w rowerze, to nie koniec przygód, w niedziele znowu padłem ofiarom bezmyślnego kierowcy który wyjeżdżając z bocznej drogi nie zauważył mnie i z dwojga złego zaryzykowałem uszkodzenie sprzętu niż uderzenie w samochód, lot przez kierownice i obrażenia ciała, rower niestety dosyć poważnie uszkodzony ale mi się nic nie stało, przy tak dużym ruchu na drogach takich sytuacji jest coraz więcej i wiem, że sporo winy leżało po mojej stronie bo jechałem dosyć szybko. Po raz pierwszy od dawna musiałem dzwonić po wóz serwisowy, starty w sprzęcie spore, szprycha i centrowanie koła to nic przy uszkodzonym mocowaniu haka w ramie, już raz miałem taki defekt i to oznacza, że rama nadaje się na śmietnik. Wciąż brakuje mi szczęścia a wtedy gdy noga naprawdę zaczyna podawać to zazwyczaj coś się wydarzy i nic z tego nie ma. Mimo sporej ilości nieszczęść mogę znaleźć pozytywy. Jednym z nich jest fakt, że miałem nieco więcej czasu i udało się zrobić jeden trening ponad 4 godzinny, spotkać ze znajomymi i trochę odpocząć nie zawalając innych obowiązków. Oznaką tego, że mój organizm jest silny jest fakt, że po dwóch dniach od piątkowego upadku nie czuje już żadnego bólu a szlify na łokciu goją się w szybkim tempie. Mimo skrócenia kilku treningów solidny to był tydzień. Zaczął się od życiowej mocy na 10 minut, później poprawiłem kilka czasów na podjazdach, m.in. na Żar oraz zaliczyłem nowy podjazd w Beskidzie Małym. Mimo tego, że m.in. zapomniałem naładować licznik przed jednym z treningów czy zakończyłem przedwcześnie niedzielny wyjazd w góry to mogę być zadowolony z tego tygodnia. Miesiąc temu na początku tygodnia regeneracyjnego byłem zajechany, forma falowała wraz z wagą i samopoczuciem a teraz jest zupełnie inaczej. W czerwcu zwykle jeździ mi się lekko i przyjemnie i również w tym roku wygląda to podobnie z tym, że moje parametry są nieco lepsze niż zwykle ale to wypadkowa wkładu pracy i czasu jaki poświęciłem w ciągu ostatnich 7 miesięcy na treningi. Po niedzielnym treningu znalazłem kolejny pozytyw z braku wyścigów. Za pieniądze których nie wydałem na starty mogę kupić nową ramę, taki zakup planowałem dopiero zimą ale siła wyższa zdecydowała inaczej. Nie szukałem długo i znalazłem podobnej geometrii ramę do tej co mam przystosowaną do Di2 i zwykłych hamulców, niby jest z 2017 roku ale mi to nie przeszkadza, na razie zostawię ten sam widelec a później go zmienię aby pasował kolorystycznie do ramy. Bałem się, że poszukiwania potrwają długo i znowu kilka tygodni będę bez lepszego sprzętu a ten czas skróci się do tygodnia, przy okazji założę nowy łańcuch, stery i suport aby starego nie wyciągać z tamtej ramy. Dobrze jeździło mi się na tamtej ramie ale pęknicie dokładnie w tym samym miejscu co ostatnio nie daje dużych szans na skuteczną naprawę, to miejsce jest już osłabione a przy pracy jaką wykonuje rama w tym punkcie jest to niedopuszczalne bo sytuacje takie jak niedzielna mogą zdarzać się częściej a szkoda zarówno przerzutki jak i koła które również ucierpiało, w momencie zablokowania koła miałem ledwie 600 Wat ale to wystarczyło aby narobić tak dużych szkód i tak są mniejsze niż ewentualny uszczerbek na zdrowiu które jest bezcenne wiec ten nieprzewidziany wydatek traktuje jako kolejną zapłatę za przyjemności. Może po wymianie ramy wszystkie dziwne usterki w rowerze znikną i będę mógł cieszyć się jazdą i poza regularnym serwisem i czyszczeniem nie musieć kręcić przy rowerze.
1.Waga w ostatnim tygodniu:

2.Obciążenie treningowe:

To był najtrudniejszy tydzień w tym roku. Najwyższa suma TSS wpłynęła na najlepsze wartości ATL i CTL w tym roku.
3.Najlepsze wartości mocy:

Kolejny tydzień z rekordową mocą na 10 minut, przy niższej wadze poprawiłem swój wcześniejszy wynik o 3 Waty. Osiągnąłem również najlepszą moc 20 minutową w tym roku mimo, że nie jechałem na 100 %.
4.Intensywność treningów:

W tym tygodniu dominowały intensywne treningi. Trzy razy byłem w górach, tylko raz jechałem w płaskim terenie i dwa razy po pagórkach. Zróżnicowane to były treningi i wartości mocy znormalizowanej mimo, że podobne to osiągnięte w różny sposób.
5.Dane liczbowe:

Czas w strefach:

Dane szczegółowe:

6.Podjazdy:

Zaliczyłem znowu sporo podjazdów. Poprawiłem trzy swoje czasy oraz zaliczyłem dwa nowe odcinki. Na kilku kolejnych osiągnąłem najlepsze czasy w tym roku a na większości uzyskałem dobre i satysfakcjonujące mnie czasy które jeszcze kilka lat temu były dla mnie nieosiągalne lub osiągałem je z dużym trudem.

W tym tygodniu zaatakowałem aż dwa podjazdy na czas. Podczas pierwszego nie udało się poprawić najlepszego czasu z 2017 roku, wtedy jechałem w warunkach bezwietrznych i ponad połowę po zmianach z innym kolarzem, wówczas byłem też bardzo zdenerwowany i w ten sposób rozładowałem swój stres. Tegoroczny przebieg jazdy na tym podjeździe to głównie walka z wiatrem i nawet życiowa moc na 10 minut nie pozwoliła zbliżyć się do tamtego czasu. Drugi podjazd to Góra Żar, nigdy nie lubiłem tego wzniesienia, do niedawna zwykle łapałem tam bombę i męczyłem się z tym podjazdem. Poprawiłem swój czas dosyć znacznie i mogę być zadowolony. Po pierwszych 6 podjazdach mam mieszane uczucia co do swojej dyspozycji, poprawiłem 5 czasów na 6 prób, tylko na Salmopol spisałem się słabo i tam były rezerwy w nogach, mimo to udało się poprawić swój czas. Na kilku odcinkach wciąż mam najlepsze czasy w tym roku, a na innych przegrywam wyłącznie z zawodnikami ze sportową przeszłością lub przyszłością lub takimi którzy poświęcają dużo więcej czasu i uwagi do treningów al.\bo od kilku lat są czołowymi amatorami w kraju. Żadnych przypadkowych nazwisk tam nie ma a porównując czasy do tych którzy są za moimi plecami, mogę stwierdzić, że w ubiegłym roku traciłem do nich sporo czasu. Kolejne ataki na rekordy dopiero w lipcu.
7.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:

Kilka dni odpoczynku a dokładnie trzy i testy mocy na aluminiowym rowerze co oznacza, że nie przełoży się to na dobry czas na podjeździe pod Salmopol. Po teście znowu spokojniejsza jazda i kolejna górska wyrypa tym razem m.in. w Beskidzie Żywieckim gdzie mnie w tym roku jeszcze nie było. Jak warunki będą sprzyjające to przy zmotywowaniu spróbuje się na segmencie Przegibek od Międzybrodzia. W kolejnych tygodniach wprowadzę małe modyfikacje do treningów a mocniejsze jednostki wrócą w lipcu gdy już będę wiedział jak będzie wyglądać druga część sezonu.




  • DST 109.00km
  • Czas 04:19
  • VAVG 25.25km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 174 ( 89%)
  • HRavg 138 ( 70%)
  • Kalorie 2903kcal
  • Podjazdy 2510m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 59

Niedziela, 7 czerwca 2020 · dodano: 07.06.2020 | Komentarze 0

Słodko-gorzki dzień. Zaczął się dosyć przyjemnie, mimo niepewnej aury byłem zdecydowany na trening w górach. Wyjechałem o podobnej jak wczoraj porze, wokół krążyły chmury deszczowe ale przedpołudnie miało być pogodne wiec liczyłem, że objadę na sucho. Noc dobrze przespałem, ręka nie dawała już o sobie znać, zregenerowałem się po wczorajszym intensywnym dniu, niczego nie brakowało. Wczoraj zrobiłem delikatny przegląd roweru, łańcuch już kwalifikował się do wymiany i miał to być ostatni trening przed zmianą, zdecydowałem się na karbonowe koła mimo obaw o zjazdy. Miałem moment zawahania i zastanawiałem się czy jechać czy odpuścić ale dawno nie miałem tyle czasu na rower i nie mogłem tego zmarnować. Po raz pierwszy od miesiąca wybrałem się w Beskid Śląski, główny powód dla którego tam nie jeździłem to remonty dróg w Wiśle. Wczesny wyjazd ma dużo plusów, jednym z nich są zupełnie puste drogi, podczas przejazdu przez Bielsko spotkałem ledwie 5 samochodów. Trochę większy ruch był na drodze w kierunku Szczyrku, miejscami było mokro, nie padało ale rower znów nadawał się do czyszczenia. W końcu dojechałem do pierwszego podjazdu. Ilekroć jadę na Orle Gniazdo to mam wrażenie, ze nawierzchnia jest w coraz gorszym stanie. Nieco lepiej jest na ostatnim kilometrze chociaż zdarzają się momenty z dużo gorszą nawierzchnią. Początek podjazdu pokonałem równym tempem a ostanie 1100 metrów w okolicy progu FTP. Jechało się nieźle ale czas wyszedł przeciętny, liczyłem na 15 minut ale średni początek zabrał sporo sekund. Zjazd był podobnie jak wczoraj fatalny, dopiero w końcówce zacząłem sobie przypominać o tym jak się zjeżdża. Ludzi i samochodów przybyło i przejazd przez Szczyrk w kierunku Wisły nie był już tak przyjemny. Podjazd na Salmopol pokonałem podobnym tempem jak Orle Gniazdo i w końcówce też dołożyłem trochę Wat. Tym razem 15 minut złamane ale też nie był to jakiś wybitny czas nawet przy tym tempie. Przed zjazdem ubrałem się cieplej i ruszyłem w dół, w drugiej części rozkręciłem się i moja jazda wyglądała już nieźle, powoli wracałem do tego co prezentowałem jeszcze tydzień temu. Ze względu na to, że nie byłem pewny, że kolejny zjazd będzie równie dobry odpuściłem kolejny podjazd którym miał być Cieńków. Podjazd to pikuś ale trzeba jakoś zjechać a wąskie, kręte i strome drogi wybitnie mi nie poodchodzą w tym względzie. Zamiast tego podjazdu po raz kolejny przejechałem przez Groń, na stromej części wspinaczki przepaliłem nieco nogę i poprawiłem poprzedni czas o blisko 30 sekund. Po zjeździe i krótkim postoju ruszyłem w kierunku Istebnej. Pod Kubalonkę jechałem nieco mocniej niż pod Salmopol i cały czas równo, z tego czasu byłem zadowolony bo wiedziałem ile brakuje do rekordu zarówno pod względem czasu jak i mocy. Kolejnym wyzwaniem miał być Zameczek ale jak zobaczyłem ile samochodów czeka w kolejce do wjazdu na zwężenie zrezygnowałem i zjechałem główną drogą do Istebnej. Na tym zjeździe nie skupiałem się na technice i jechałem dosyć wolno. Kolejny podjazd to mało znana droga na Bystre Górne. Jechałem tam około dwa lata temu, nie pamiętałem tego podjazdu a okazał się całkiem przyjemny. Początek był wymagający a później dosyć szybkie fragmenty były przedzielane krótkimi odcinkami z wyższym nachyleniem. Cały odcinek ma ponad 5 kilometrów a na końcu jest szlaban i kilka budynków. Swój czas z 2018 roku poprawiłem o prawie 2 minuty a jeszcze sporo jest do urwania. Tempo jakim jechałem było zbliżone do tego z poprzednich podjazdów. Nie chciałem się pchać w głąb Trójwsi i postanowiłem wracać zwłaszcza, że miałem już wystarczająco TSS a i dystans miał wyjść najdłuższy od miesiąca. Podjazd na Kubalonkę zacząłem drogą którą nie jechałem 10 lat. Nachylenie momentami było spore ale duża ilość wypłaszczeń zaniżyła mocno średnią jego wartość. Ostatnie 1800 metrów podjazdu prowadziło jednak główną drogą, wjechałem w nieco słabszym tempie niż wcześniejsze góry by na szczycie zdecydować się jechać jednak Zameczek. Najpierw musiałem zjechać w dół. Od Kubalonki do Czarnego przejechałem aż trzy wahadła a nawierzchnia spokojnie może już konkurować z Orlim Gniazdem, dziur znacznie więcej niż rok temu. Podjazd zacząłem w momencie gdy było zielone światło, jechałem nieco mocniej ale równo. Podjazd jest wymagający i przy tym tempie osiągnięty czas uznałem za dobry. Przed zjazdem zatrzymałem się na moment, najwięcej z wielu mijanych znajomych spotkałem właśnie w okolicy Kubalonki, wśród nich był także duet Jas-Kółkowy. Nie miałem jednak czasu aby zawrócić i przejechać z nimi kawałka trasy, pierwsza część zjazdu wyglądała bardzo dobrze do momentu w którym dojechałem do samochodów, nie było szans ich wyprzedzić, nie ryzykowałem jazdy pod prąd i cierpliwie jechałem za samochodami bo i tak musiałem zatrzymać się w sklepie, w bidonach już panowała susza. Nie traciłem czasu na przejazd przez rondo w Centrum Wisły i przejechałem przez Groń. Krótki podjazd był wymagający, nachylenie doszło do 20 %, gdybym przejechał skrzyżowanie to taki gradient towarzyszyłby mi na znacznie dłuższym odcinku. Sprawnie dostałem się do drogi w kierunku Malinki. Od skoczni walczyłem z wiatrem i mimo dobrej mocy na podjeździe znów czas wyszedł średni. Zjazd pokonałem pewnie i dosyć szybko. Przejazd przez Szczyrk dosyć szybki i bez utrudnień. Te pojawiły się w Buczkowicach gdzie na rondzie zakończyłem jazdę w niespodziewany sposób. Kilka rzeczy wydarzyło się w tym samym czasie i niestety finał był tragiczny w skutkach. Miałem ułamki sekundy na reakcje, hamować czy depnąć i wjechać na rondo. Bałem się zablokowania koła i lotu przez kierownice i dla bezpieczeństwa chciałem zmienić przełożenie aby móc dynamicznie przejechać rondo i szybko z niego zjechać, zamiast zrzucić na małą tarcze z przodu omyłkowo przytrzymałem nie ten guzik na tylnej klamkomanetce, w efekcie zablokowało mi łańcuch, próbując przekręcić korbą urwałem hak, przerzutka skasowała szprychę. Byłem mega wkurzony, dwa dni temu gleba na ścieżce nie z mojej winy, teraz uszkodzony sprzęt. Mam dużo mocy w nogach ale bez przesady, napęd od czasu do czasu szwankował ale liczyłem, że objadę ten trening po którym miałem wymienić łańcuch, koszty jakie będę musiał ponieść będą dużo większe. Na pierwszy rzut oka nie widziałem urwanej szprychy i myślałem, że skrócenie łańcucha i wyciągniecie przerzutki pomoże, kilkanaście minut walczyłem z rowerem i gdy chciałem ruszać to okazało się, że jedna szprycha jest urwana i koło nie mieści się w widelcu. Zmuszony byłem dzwonić po wóz serwisowy, tak piękny to był dzień ale zakończył się dużym pechem, nie wiem kiedy uda się naprawić usterkę i chyba w najbliższym czasie będę musiał korzystać z roweru na aluminiowej ramie.



Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa


  • DST 79.00km
  • Czas 03:17
  • VAVG 24.06km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 186 ( 95%)
  • HRavg 141 ( 72%)
  • Kalorie 2289kcal
  • Podjazdy 1840m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 58

Sobota, 6 czerwca 2020 · dodano: 06.06.2020 | Komentarze 0

Bardzo ważny dla mnie dzień. Dzisiaj zmierzyłem się z nielubianym przeze mnie podjazdem na Żar. Wczoraj znowu miałem dużo pecha, nie udało się przepalić nogi a w dodatku miałem bliskie spotkanie z podłożem, na szczęście wyszedłem z tego tylko poobijany i obolały. Bałem się, że nie będę w stanie wsiąść na rower ale nie było tak źle, w niektórych pozycjach nie mogłem jechać dłużej, miałem problemy ze snem i nie byłem w pełni zdeterminowany do walki z czasem. Opóźniałem godzinę wyjazdu, niepotrzebnie bo później były tłumy. Przed 7 siedziałem już ostatecznie na rowerze. Początek był ciężki ale gdy się rozkręciłem to już jakoś leciało dalej. Podjazd na Przegibek potraktowałem jako rozgrzewkę która dzisiaj były schodki, od 2 do 5 strefy mocy. Trzy serie zmieściły się na kilkunasto minutowym podjeździe, szybciej bym wjechał jadąc cały czas w 3 strefie mocy ale nie to było celem. Pierwszy poważny problem jaki się pojawił to zjazdy a dokładnie fatalna dyspozycja, spory fragment w lesie był mokry a przyjęcie pozycji aero nie było możliwe bo w momencie pojawiał się duży ból. Zjechałem bezpiecznie do Międzybrodzia, w normalnej sytuacji wjechałbym na Nowy Świat, bałem się, że na takiej ścianie przesilę rękę i będę do końca zmagał się z bólem nie mogąc jechać odpowiednim tempem. Spokojnie dojechałem do początku podjazdu na Żar. Nie byłem zaskoczony tym, że znowu wieje i to z takiego kierunku, że pierwszy kilometr miałem walczyć z przeciwnym wiatrem. Ruszyłem tak jak zamierzałem z poziomu FTP i w równym tempie dojechałem do pierwszego łuku w lewo. Byłem tam po ponad 3 minutach ale sporo szybciej niż zwykle i to już był duży zysk czasowy. W tym momencie zwiększyłem moc i trzymałem się w ulubionej w ostatnim czasie strefy 5. Rok temu jechałem tempówkę na Żar i po 16 minutach byłem przed zjazdem. To dobry punkt odniesienia, jechałem już nie kalkulując mimo, że to dopiero początek podjazdu, gdy nachylenie przekraczało 10 % to i moc szła w górę, na łatwiejszych fragmentach jechałem równo. Nie lubię tego podjazdu właśnie ze względu na bardzo zmienne nachylenie. Gdy wyjechałem z osłoniętych przez wiatr terenów czułem, że wiatr jest neutralny a nawet lekko sprzyjający, to co straciłem na początku udało się odrobić przed zjazdem. Na wypłaszczeniu pojawiłem się szybciej niż rok temu o 30 sekund. Miałem jeszcze rezerwy ale musiałem je zostawić na końcówkę wspinaczki. Na zjeździe odpuściłem lekko, złapałem drugi oddech, kilka sekund straciłem na tym, że wypiął mi się blok ale znaczenia to nie miało. Za mocno zacząłem ostatni odcinek i na finisz mnie brakło. Ostatecznie poprawiłem swój czas o ponad minutę, wskoczyłem do TOP 15 na tym podjeździe i wygenerowałem lepszą moc niż na ostatnim teście FTP. Dosyć szybko doszedłem do siebie i po krótkim postoju zacząłem zjeżdżać, zjazd znów nie wyglądał dobrze ale najważniejsze, że był bezpieczny. Zastanawiałem się gdzie dalej jechać, decydującym czynnikiem było TSS, nie chciałem przekraczać 200 do którego jednak brakowało. Zdecydowałem się na najbardziej ekstremalny wariant i ruszyłem w kierunku Łodygowic a następnie Magurki. Krótki postój zrobiłem na zaporze w Tresnej, po drodze zaliczyłem znowu ulice Akacjową tym razem spokojniej niż ostatnio. Nogi już nie pracowały jak wcześniej, pagórkowaty odcinek wzdłuż jeziora pod wiatr zmęczył mnie bardzo. Jednym z powodów utraty sił było przyjmowanie zbyt małej ilości płynów, nadrobiłem to nieco ale siły nie wróciły. Jeden z najtrudniejszych podjazdów w okolicy zacząłem spokojnie, zbyt spokojnie w odniesieniu do ostatnich 2500 metrów. Po około kilometrze miałem już dosyć przepychania i dołożyłem nieco mocy, niewiele to pomogło, brakowało minimum 2 zębów z tyłu do strefy komfortu. Niestety obolała ręka dawała o sobie znać na podjeździe i w końcówce czułem już wyraźny ból. Mimo słabego początku podjazdu końcówka poszła mi nieźle, jak na to co było w nogach. Od czasu sprzed 4 tygodni urwałem ponad minutę a drugie tyle jeszcze spokojnie jest do zyskania przy jeździe na maksa. Podjazd to był pikuś w porównaniu ze zjazdem, na mokrej, stromej, miejscami dziurawej i zanieczyszczonej, wąskiej drodze po raz pierwszy od dawna bałem się o swoje zdrowie, zjazd pokonałem na 3-4 razy kontrolując stan obręczy, na szczęście nie zagrzały się na tyle aby stracić właściwości. Od Wilkowic przeklinałem siebie, że nie wyjechałem 30 minut wcześniej, spory ruch był na drogach i wiele razy musiałem hamować, zatrzymywać się i denerwować. Na jednym ze skrzyżowań dwóch kierowców przeszło samych siebie, jadąc ścieżką rowerową dojeżdżałem do skrzyżowania, przed przejściem stało dwóch pieszych z wózkiem, jeden kierowca zjeżdżając z głównej przecinał ścieżkę i chodnik, drugi wyjeżdżał z podporządkowanej, obu tak się spieszyło, że na przejeździe dla rowerów i przejściu dla pieszych zderzyli się, według wszystkich przepisów jakie w tym miejscu obowiązywały, mieli oni obowiązek ustąpić pierwszeństwa pieszym i rowerzystom. Nikomu nic się nie stało i dlatego szybko opuściłem skrzyżowanie. Później jeszcze kilka mniejszych akcji dzięki którym odechciało mi się dalszej jazdy, do domu było blisko. Wreszcie dobra pogoda, noga dobra chociaż wiem, że nie był to mój dzień. Kolejny trening zaliczony, mam nadzieje, że kolejne będą równie dobre a niedyspozycja zdrowotna szybko minie bo jakiś wpływ na jakość tego treningu na pewno miał wczorajszy incydent. Był to również pierwszy trening gdy na dwóch podjazdach dałem z siebie wszystko, na Magurce zostały jeszcze niewielkie rezerwy a pod Żar wycisnąłem z siebiue maksa. Swoją drogą nie mam ostatnio szczęścia do ścieżek rowerowych, trzeba nimi jeździć a są coraz mniej bezpieczne i ciągle na nich coś niedobrego się dzieje.

Informacje o podjazdach:


Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa


  • DST 45.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 641kcal
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 57

Czwartek, 4 czerwca 2020 · dodano: 05.06.2020 | Komentarze 0

Krótki ale bardzo treściwy trening. Czasu mało, pogoda wtrąciła swoje trzy grosze i wyjechałem dopiero o 18:30 po deszczu i przy mokrych drogach. Godzina była późna wiec zrezygnowałem z wyjazdu na Przegibek i pojechałem do Nałeża. Podjazd niezbyt długi i wymagający ale na krótki trening idealny. Zanim dojechałem do Jasienicy gdzie zaczyna się podjazd próbowałem się rozgrzać. Nie wyszło to tak jak powinno ale chociaż częściowo byłem rozgrzany. Pierwszy podjazd zacząłem mocno ale na złym przełożeniu i szybko doszedłem do kadencji 100 którą może bym utrzymał ale czy starczyłoby mocy na kolejne dwa podjazdy to już nie wiem. Zmieniłem przełożenie i do końca podjazdu kręciłem z kadencją 85-95. Miałem punkt odniesienia przed kolejnymi powtórzeniami. Zjazd odpuściłem mimo sprzyjającego wiatru, uzupełniłem węglowodany i zjechałem w dół do skrzyżowania. Drugi podjazd zacząłem spokojniej ale na twardszym przełożeniu, na pierwszym wypłaszczeniu wypiął mi się blok i przez kilka sekund nie kręciłem, ostatnie 5 minut pokonałem mocniej niż pierwsze 3 i zdecydowanie równiej. Na zjeździe znów odpoczywałem i jadłem. Trzeci wjazd był w moim odczuciu najlepszy i najmocniejszy. Do końca wytrzymałem obciążenie mimo tego, że miałem dość już po 6 minutach wysiłku. Wiatr w twarz zrobił dobrą robotę, tego zwykle brakowało na tym podjeździe. Do 100 TSS jeszcze brakowało wiec dołożyłem dwa podjazdy które pokonałem również na poziomie 110 % FTP. Kierunek jazdy był ten sam wiec wiatr w twarz pomagał utrzymać moc i wydłużył trochę krótkie podjazdy. Na koniec kilka minut luźnej jazdy. Zapomniałem zabrać opaskę tętna i dzięki temu łatwiej było skupić się na trzymaniu właściwej mocy. Ostatni tak intensywny trening na zewnątrz miałem w zeszłym roku. Mimo to nie byłem całkowicie ujechany, mógłbym jeszcze dołożyć TSS i kilometrów ale czasu już nie miałem. Wyszła dobra zaprawa przed weekendem mimo dużych zmian w założeniach treningowych. W weekend dam w palnik a później odpocznę przed testami mocy.