Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2021
Dystans całkowity: | 1792.00 km (w terenie 26.00 km; 1.45%) |
Czas w ruchu: | 72:27 |
Średnia prędkość: | 24.73 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.00 km/h |
Suma podjazdów: | 29740 m |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (179 %) |
Maks. tętno średnie: | 143 (73 %) |
Suma kalorii: | 43793 kcal |
Liczba aktywności: | 25 |
Średnio na aktywność: | 71.68 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Podsumowanie 28 tygodnia 2021
Niedziela, 11 lipca 2021 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Tydzień bardzo wymagający zarówno pod względem treningowym jak i ze względu na obowiązki jakich miałem sporo na głowie. Nie raz czułem zmęczenie jeszcze przed treningiem ale nie zniechęciło mnie to do jazdy. Coraz lepiej noga zaczyna kręcić ale wciąż trafiają się słabsze dni i zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie. Ostatnio twierdziłem, że do poziomu sprzed roku brakuje mi 7-8 % a jest chyba jeszcze gorzej, wiosną już nawiązywałem do najlepszych wyników ale waga też była wyższa, później zaczęło się sypać. Jak brakuje mocy nie ma co oczekiwać cudów a takim byłoby nawiązanie walki z czołówką Jas-Kółek, w tym roku na razie jestem jednak dla nich tłem i tak chyba zostanie. W dalszym ciągu czegoś brakuje aby treningi których jest mniej niż w poprzednich latach dawały efekty. Może potrzebuję radykalnych zmian które znów wprowadzą świeżość i wtedy będę mógł czerpać więcej radości z tego co robię.
1.Informacje o zaliczonych podjazdach:
Zaliczyłem sporo podjazdów, w tym jeden z najlepszym czasem. Wciąż nie jestem w stanie wyjść z tego marazmu w jaki wpadłem w tym roku.
1.Informacje o zaliczonych podjazdach:
Zaliczyłem sporo podjazdów, w tym jeden z najlepszym czasem. Wciąż nie jestem w stanie wyjść z tego marazmu w jaki wpadłem w tym roku.
Trening 71
Niedziela, 11 lipca 2021 Kategoria 100-200, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021, w grupie
Km: | 122.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:27 | km/h: | 27.42 |
Pr. maks.: | 70.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 3209kcal | Podjazdy: | 2300m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Niedzielny trening na podjazdach połączony z Rozpoczęciem Sezonu Jas-Kółkowego. Niestety nogi w niczym nie przypominały tych z 2 ostatnich dni. Planowałem zaliczyć 6-8 podjazdów w różnym tempie. Popełniłem kilka błędów które odbiły się później czkawką. Pierwszy z nich to podłączenie się do Twomarka który jechał w kierunku Wisły. Założeniem była spokojna jazda do Szczyrku. Dla innych może była spokojna, ja miałem spore problemy z utrzymaniem koła, nie mówiąc już o wyjściu na zmianę. W końcu stwierdziłem, że nie ma to sensu i puściłem koło tracąc dobre 5 minut na kilku kilometrach. Salmopol wjechałem spokojnie ale niczego to nie zmieniło, na zjeździe znów zostałem na kilkaset metrów, nic nie układało się jak trzeba. Żadnej poprawy nie było i kolejne wspólne kilometry to pokazały, podjazd pod zaporę w Czarnem znów odseparował mnie od grupy, tak źle zemną nie było już dawno. Na Zameczku postanowiłem nieco przepalić nogę, początek jechałem jeszcze spokojnie ale od górnej bramy już dołożyłem do pieca, kiedyś taki podjazd byłem w stanie cisnąć ponad 370 Wat a teraz 340 było maksimum jakie byłem w stanie utrzymać, przełożenia nie brakowało ale nie mogłem być z siebie zadowolony. Miałem jeszcze czas i gdybym wiedział jak później rozwiną się sprawy zaliczyłbym jeszcze jeden podjazd przed rywalizacją z Jas-Kółkami. Byłem kilka minut przed czasem a oczekiwanie przedłużyło się do blisko 30 minut. Do rywalizacji podszedłem na spokojnie, bez specjalnego przygotowania, parcia na wynik czy oczekiwań. Wiedziałem, że w tym roku jestem znacznie słabszy niż przez ostatnie 2 lata i dlatego nie liczyłem nawet na nawiązanie walki z czołówką. Od rana czułem się niezbyt dobrze a gdy siadłem na rower moje przypuszczenia potwierdziły się. Gdy przez różne sprawy losowe start się opóźniał zacząłem zajmować się innymi sprawami. Gdy usłyszałem słowo start byłem kompletnie nieprzygotowany, ustawiłem się tradycyjnie z tyłu aby inni nie mówili, że nie dałem im szansy. Zanim wystartowałem, pierwsi mieli już kilkanaście sekund przewagi. Po starcie kolejny zawód, moc którą w zeszłym roku utrzymywałem bez problemu przez ponad 15 minut byłem w stanie utrzymać ledwie kilkadziesiąt sekund. Początek jechało mi się wręcz fatalnie, z trudem dojechałem do grupy numer 4, długo trwało zanim dociągnąłem do kolejnej a przez pół podjazdu zbliżałem się do grupki pościgowej. Przez kilka sekund wiozłem się na kole ale później jechałem już swoje, oczywiście na tyle ile było mnie stać. Po chwili na kole został już tylko Marcin a odległość do samotnie jadącego Otfina stopniowo się zmniejszała. Na Kubalonce brakowało dosłownie kilku metrów które udało się zniwelować na zjeździe. Zależało mi przede wszystkim na tym aby nikt z tyłu już nie dojechał, zjazdu nie mogłem odpuścić ale ryzykować też nie zamierzałem. Do Otfina i Marcina miałem kilka metrów starty po zjeździe które niestety powiększyły się po tym jak zaliczyłem dwie duże, widoczne dziury po skręcie z głównej drogi. Obrałem zły tor jazdy i dlatego tak się stało, zrobiło się za to ciekawiej bo nie potrafiłem zniwelować niewielkiej straty na płaskim . Na szczęście nie zapomniałem jak się podjeżdża i na ostatnim podjeździe dałem już z siebie wszystko co miałem pod nogą. Nie było tego dużo ale wystarczyło na selekcję dzięki której każdy wjechał w bezpiecznej odległości. Przez moment widziałem nawet podium na horyzoncie ale starta była zbyt duża. Podjazd na Olecki poszedł mi znacznie lepiej niż Kubalonka ale i tak poniżej tego na co mnie stać, nie wspominając już o najlepszych latach. W końcówce trochę się pogubiłem, słyszałem, że meta jest na końcu ostatniej ściany ale nikogo tam nie było, odpuściłem ostatni odcinek ale na ostatnie 200 metrów znów się zagiąłem bo nie byłem pewny, czy zza pleców ktoś mi nie wyskoczy i przegram 4 miejsce jak frajer. Dowiozłem jednak pozycję do mety, powinienem być niezadowolony z 4 miejsca ale tym razem musiałem o nie ostro walczyć a zwykle przegrywałem podium nieznacznie mając znacznie większą przewagę nad kolejnymi miejscami. W tym roku jednak jestem słaby, od życiowej formy dzieli mnie przepaść, nie potrafię wyjść z przeciętności i muszę cieszyć się z tego co jest bo równie dobrze mógłbym nie zmieścić się w TOP 10 patrząc na to ile osób właśnie teraz jest w życiowej formie. Nie traktowałem tych zawodów jako wyścigu sezonu tylko dobrego treningu przed tym co czeka mnie w kolejny weekend.
Po rywalizacji szybko się zebrałem i zjechałem do Istebnej by wjechać po raz czwarty na Kubalonkę, podjazd pokonałem spokojnie czując jeszcze zmęczenie po dwóch poprzednich. Na przełęczy jeszcze czekałem na resztę Jas-Kółek, ci co mnie mijali mieli inne plany i nie zatrzymali się przy karczmie. Gdy dotarła grupa która miała zamiar się zatrzymać byłem już spragniony i dlatego zamówiłem sporo płynów. Po 30 minutowym postoju ruszyłem w 3 osobowej grupce w dół, zjazd odpuściłem, po wizycie w sklepie już byłem przygotowany na deszcz ale takiego rozwoju sytuacji się nie spodziewałem. W ciągu 15 minut spadło tyle deszczu ile normalnie przez kilka godzin ciągłych opadów. Byłem przemoknięty, nie było już motywacji, nogi nie chciały kręcić. Podjazd pod Salmopol szedł strasznie topornie i dlatego jechałem go tak długo, w żaden sposób nie potrafiłem się zagrzać i postój na przełęczy tylko pogłębił ten stan. Zjazd nie był miłym przeżyciem ale w tych warunkach jamie panowały dojazd do domu z Salmopolu zajął niecałą godzinę, zwykle jadąc identyczną drogą nie mieściłem się w tym czasie. Jazda grupką też miała w tym swój udział. Ogólnie nie był to mój najlepszy dzień ale założenia treningowe zrealizowałem, zszedłem też na ziemię widząc ile mi brakuje do najlepszych a w zeszłym roku deptałem im już po piętach. Strasznie przewrotny jest ten sport, ze szczytu łatwo spaść w dół, gorzej jest się podnieść. Cieszę się z tego co jest bo wiem ile kosztowało mnie czasu i zdrowia aby w ogóle wrócić do mocnych aktywności, jeżeli prawdą jest, że po kilku dobrych sezonach każdemu trafia się słabszy a później jest znów lepiej to mogę stwierdzić, że w moim przypadku może być tylko lepiej. Walczyłem do końca o swoje i myślę, że dałem z siebie wszystko. Będąc w formie często nie byłem w stanie wycisnąć z siebie wszystkich rezerw a miałem już dni kiedy będąc bez formy robiłem rzeczy wydające się niemożliwe do wykonania, np. Rajd z Metą na Równicy w 2014 roku. Spory czas bez treningu, dobry rajd a tydzień później umieranie na trasie Rajczy Tour. Oceniam ten dzień jednak tylko jako dobry trening co było najważniejszym celem.
Po rywalizacji szybko się zebrałem i zjechałem do Istebnej by wjechać po raz czwarty na Kubalonkę, podjazd pokonałem spokojnie czując jeszcze zmęczenie po dwóch poprzednich. Na przełęczy jeszcze czekałem na resztę Jas-Kółek, ci co mnie mijali mieli inne plany i nie zatrzymali się przy karczmie. Gdy dotarła grupa która miała zamiar się zatrzymać byłem już spragniony i dlatego zamówiłem sporo płynów. Po 30 minutowym postoju ruszyłem w 3 osobowej grupce w dół, zjazd odpuściłem, po wizycie w sklepie już byłem przygotowany na deszcz ale takiego rozwoju sytuacji się nie spodziewałem. W ciągu 15 minut spadło tyle deszczu ile normalnie przez kilka godzin ciągłych opadów. Byłem przemoknięty, nie było już motywacji, nogi nie chciały kręcić. Podjazd pod Salmopol szedł strasznie topornie i dlatego jechałem go tak długo, w żaden sposób nie potrafiłem się zagrzać i postój na przełęczy tylko pogłębił ten stan. Zjazd nie był miłym przeżyciem ale w tych warunkach jamie panowały dojazd do domu z Salmopolu zajął niecałą godzinę, zwykle jadąc identyczną drogą nie mieściłem się w tym czasie. Jazda grupką też miała w tym swój udział. Ogólnie nie był to mój najlepszy dzień ale założenia treningowe zrealizowałem, zszedłem też na ziemię widząc ile mi brakuje do najlepszych a w zeszłym roku deptałem im już po piętach. Strasznie przewrotny jest ten sport, ze szczytu łatwo spaść w dół, gorzej jest się podnieść. Cieszę się z tego co jest bo wiem ile kosztowało mnie czasu i zdrowia aby w ogóle wrócić do mocnych aktywności, jeżeli prawdą jest, że po kilku dobrych sezonach każdemu trafia się słabszy a później jest znów lepiej to mogę stwierdzić, że w moim przypadku może być tylko lepiej. Walczyłem do końca o swoje i myślę, że dałem z siebie wszystko. Będąc w formie często nie byłem w stanie wycisnąć z siebie wszystkich rezerw a miałem już dni kiedy będąc bez formy robiłem rzeczy wydające się niemożliwe do wykonania, np. Rajd z Metą na Równicy w 2014 roku. Spory czas bez treningu, dobry rajd a tydzień później umieranie na trasie Rajczy Tour. Oceniam ten dzień jednak tylko jako dobry trening co było najważniejszym celem.
Trening 70
Sobota, 10 lipca 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 38.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:28 | km/h: | 25.91 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 157157 ( 80%) | HRavg | 128( 65%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 720m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Szybki trening w przerwie od obowiązków w domu. Postanowiłem
sprawdzić jak szybko da się zajechać do Międzybrodzia najkrótszą drogą i wrócić,
sobotnie popołudnie było dobrym momentem na taki test ponieważ ruch na drogach
jest relatywnie mniejszy niż w innych dniach. Noga tego dnia była jeszcze
lepsza niż w piątek, jechało się całkiem dobrze. Już w Bielsku zatrzymały mnie
skrzyżowania z sygnalizacją świetlną i straciłem ponad 2 minuty na postojach.
Podjazd na Przegibek jednak poszedł na tyle dobrze, że po 45 minutach od wyjazdu
z domu byłem na przełęczy. Zjazd był dobry technicznie ale bez specjalnej
napinki na prędkość i po 49 minutach od wyjazdu z domu już podjeżdżałem od
drugiej strony. Jechało się jak zazwyczaj lepiej niż za pierwszym razem, niewiele
brakło aby przełęcz minąć dokładne po godzinie od wyjazdu z domu. Na zjeździe
znów dałem z siebie dużo pod względem technicznym ale nie dokręcałem na maksa
na prostych, dopiero w końcówce dołożyłem nieco do pieca, powrót przez Bielsko
niestety był walką z wiatrem ale podjazdy szły sprawnie, na zjazdach nieco
dokręcałem aby nie tracić czasu i po 95 minutach byłem już po treningu. To
dobry wynik jak na mnie i trasę o przewyższeniu wynoszącym prawie 2 % dystansu. Co
jakiś czas będę powtarzał tą trasę, jest szybka, daje dobre przewyższenie i
pozwala zaliczyć dwa podjazdy i zjazdy. Dojazd bokami jest dobry gdy na głównych
jest spory ruch ale w weekendy można ciągnąć najkrótszą drogą co daje zysk na
dojeździe do Przegibka nawet 5 minutowy. Kolejny dobry trening ale ostatni z
dobrą nogą w tym tygodniu.
Trening 69
Piątek, 9 lipca 2021 Kategoria 100-200, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 101.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:49 | km/h: | 26.46 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 27.0°C | HRmax: | 169169 ( 86%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 2670kcal | Podjazdy: | 1700m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po ostatnim treningu Garmin zalecał 2,5 dnia odpoczynku, skróciłem go do 45 godzin i wyjechałem na kolejny trening, tym razem tlenowy ale w trudnym terenie. Od samego początku jechało mi się dobrze, nawet przejazd przez Bielsko nie był tak uciążliwy jak zwykle, dosyć szybko byłem w Straconce, przed pierwszym podjazdem na Przegibek. Podjazd poszedł mi nieźle, noga podawała jak należy, trzymałem założone tempo, kadencję, moc nie była za wysoka, tętno trochę skakało ale za nim nie jestem w stanie nadążyć. Zjazd nie był tak dobry jak mógłbym się spodziewać, kilka błędów popełniłem a w końcówce swoje wtrącił wiatr i odpuściłem równą i szybką jazdę. Planowałem standardową trasę przez Wielką Puszczę, Kocierz i Przegibek ale zmieniłem zdanie i pojechałem w Porąbce na Kozubnik, podjazd był walką z wiatrem, od zeszłego roku nic się nie zmieniło, nawierzchnia w kilku miejscach dobra a miejscami bardzo zła, część budynków dawnego ośrodka wypoczynkowego dalej odstrasza swoim widokiem, nie miałem jednak czasu na postój i gdy skończył się asfalt zawróciłem i zjechałem w dół. Zjazd z wiatrem był dosyć szybki, miejscami ponad 60 km/h, co oznacza, że fragmentami jest tam około 10 %, pod gorę nie było tego czuć tak jak na zjeździe. Aby zachować bilans podjazdów na właściwym poziomie do Czańca pojechałem przez Bukowiec. Kolejny niezły podjazd w moim wykonaniu, oczywiście biorąc na tapetę ten rok, zjazd znów nie tak dobry ale nie było to najważniejsze. Kolejne kilometry też nie należały do nudnych, najpierw ciągnący się łagodny podjazd aż do Małopolski a następnie sekcja krótkich podjazdów w rejonie Andrychowa, dopiero odcinek wojewódzkiej drogi do Targanic był czymś mniej ciekawym, w tym czasie jednak przeczytałem kilka e-maili które przyszły w trakcie jazdy, doładowałem energii i już byłem pod Kocierzem. Podjazd pokonałem równym ale nie mocnym tempem, tak jak zakładałem, nie zbliżyłem się nawet na moment do FTP. Wiatr się jednak odwrócił i po raz pierwszy od dawna na tym podjeździe jechałem z wiatrem w plecy co pozwoliło szybko wdrapać się na przełęcz, zwykle by wjechać na przełęcz minutę szybciej potrzebowałem prawie 50 Wat więcej przy podobnej wadze. Lubię tak kalkulować ale dokładne to nie jest i nie da się jednoznacznie określić ile Wat potrzeba aby wjechać w określonym czasie. Kocierz była dla mnie tego dnia szczęśliwa bo i zjazd był dobry. Początek jednak odpuściłem, dopiero po kilkuset metrach puściłem klamki, na łagodnych łukach w ogóle nie hamowałem, płynnie składałem się, jadąc w dobrej pozycji, nie dokręcałem na prostych ale i tak najtrudniejszy technicznie fragment zawaliłem, wytracając sporo prędkości. Mimo to Garmin potwierdził najlepszy mój czas na tym zjeździe więc zadowolony być z niego mogę, jechałem już wtedy bez wody więc postój w sklepie był konieczny. Był nieco dłuższy niż zakładałem i pogoda zdążyła się w tym czasie zmienić, wiatr wiał z różnych kierunków, w oddali widać było pioruny i słychać grzmoty, musiałem ewakuować się w stronę domu. Zrezygnowałem z Przegibka bo czas mnie już gonił a szybciej było objechać prawie całe jezioro Żywieckie i wrócić przez Łodygowice, nie obyło się bez różnych atrakcji po drodze, m.in. wymiana nawierzchni w Tresnej czy zablokowana droga przez kury w Biernej. Wyrobiłem się jednak na czas zaliczając po drodze jeszcze kilka podjazdów i niezłych zjazdów. Kolejna setka wpadła i ciekawa trasa przejechana. Jeden z ostatnich treningów przez Małopolską 250 tką, na więcej nie miałem czasu, gdyby nie postój w sklepie i trochę leniwe wybieranie się na trening dałoby się dokręcić do 4 godzin co pozwoliłoby wrócić przez Przegibek. Noga jednak po raz kolejny podawała więc powodów do narzekań nie ma żadnych.
Trening 68
Środa, 7 lipca 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 84.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:14 | km/h: | 25.98 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 2247.0°C | HRmax: | 187187 ( 95%) | HRavg | 143( 73%) |
Kalorie: | 30kcal | Podjazdy: | 1590m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie ukrywam, że czekałem na ten trening. Przed wyjazdem mimo wcześniej pory było już gorąco, w zasadzie nigdy jakoś nie narzekałem na upały i teraz też nie zamierzałem. Zabrałem dokładnie 1,5 litra wody i sporo jedzenia, m.in. żel energetyczny. Na dojeździe przepaliłem nieco nogę opróżniając już jeden bidon. Tętno od rana było wysokie więc nie zamierzałem nim się sugerować. Niepotrzebnie zatrzymałem się przed pierwszym podjazdem bo od razu cały pokryłem się potem. Zacząłem zbyt mocno co odbiło się w drugiej części podjazdu na Równicę. Jechałem cały czas mocno ale w końcówce zaczęło mnie lekko brakować. Dojechałem jednak ten podjazd w dobrym tempie ale później zaczęły się schody. Zjazd sobie podarowałem i myślami byłem już przy kolejnym podjeździe. Wzorem ubiegłego roku postanowiłem podjechać najpierw po kostce od Jaszowca a na koniec zostawić sobie łatwiejszy wariant w całości asfaltowy. Nic tak dawno mi nie szło jak jazda po bruku, trzymałem średnio 15 Wat mniej niż zakładałem, druga część podjazdu nieco mocniejsza ale całościowo nie nawiązałem do pierwszego podjazdu, w ubiegłym roku byłem w stanie pokonać ten podjazd ponad minutę szybciej. W tym upale popełniłem błąd oszczędzając wodę tylko po to by dojechać jeszcze trzeci podjazd. Po kolejnym słabym zjeździe podczas którego wcisnąłem w siebie żel energetyczny dałem z siebie więcej na podjeździe. Podjazd wyglądał bardzo podobnie jak pierwszy, cisnąłem do końca ale czułem już zmęczenie. Na Równicy zatrzymałem się w pierwszym napotkanym wodopoju i od razu wlałem w siebie 500 ml płynu. Zjazd nieco lepszy niż dwa poprzednie ale tym razem zjechałem do mostu gdzie w sklepie uzupełniłem dwa bidony. Pijąc całą drogę w niezłym tempie dojechałem do domu. Po drodze musiałem się raz zatrzymać ale nie miało to żadnego wpływu i znaczenia na moje samopoczucie. Po raz kolejny przecierałem oczy ze zdumienia widząc wartości tętna rzędu 160-170, nie ważne czy generowałem 150 Wat czy ponad 250, tętno nie różniło się. Po raz kolejny mam dowód na to, że trening na tętnie nie ma sensu bo wystarczą trudniejsze warunki i już trafiają się takie anomalia. W domu szybko schłodziłem organizm przyjmując kolejny litr płynów. Jeden z najcieplejszych dni w tym roku, ciężko się jeździ w takich warunkach, moja jazda jednak wyglądała dobrze więc mogę być z tego treningu zadowolony.
Rozjazd 18
Wtorek, 6 lipca 2021 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube '21, Samotnie, Szosa
Km: | 42.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:01 | km/h: | 20.83 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 137137 ( 70%) | HRavg | 112( 57%) |
Kalorie: | 1125kcal | Podjazdy: | 750m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Brakowało mi w ostatnim czasie podjazdów więc zaliczyłem aż dwa Przegibki podczas jazdy regeneracyjnej. Jakoś specjalnie nie chciało mi się kręcić, nogi jakoś nie chciały współpracować. Udało się w miarę dobrze przejechać przez miasto. Podjazdy na Przegibek wyglądały różnie, pierwszy szedł bardzo ciężko, drugi mimo, że trudniejszy jechało mi się lepiej. Na zajadach nie byłem w stanie dać z siebie 100 %, za dużo sił wyższych się pojawiło. Przed domem gdy brakowało nieco do 2 godzin postanowiłem przejechać jeszcze rundkę wokół lotniska. Był to zły pomysł ponieważ trzy razy musiałem awaryjnie hamować, blokowało się koło i zdzierała zużyta już mocno opona, chyba będę musiał ją wymienić przed końcem sezonu a nie miałem tego w planach.
Miasto 23
Poniedziałek, 5 lipca 2021 Kategoria Miasto
Km: | 53.00 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 02:48 | km/h: | 18.93 |
Pr. maks.: | 45.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1312kcal | Podjazdy: | 440m | Sprzęt: Hercules | Aktywność: Jazda na rowerze |
Podsumowanie 27 tygodnia 2021
Niedziela, 4 lipca 2021 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Całkiem niezły tydzień mam za sobą. Udało się sporo potrenować w różnym terenie. Noga zaczyna coraz lepiej podawać, czasy na podjazdach są nieco lepsze. Nie jestem w stanie w pełni skupić się podczas treningów bo wokół sporo się dzieje, niekoniecznie dobrego. Musiałem znowu nieco zainwestować w sprzęt ale nie żałuję tej inwestycji, dobry suport jest tego warty, sporo problemów w ostatnim czasie miałem w tym zakresie. Powoli myślę także o nowym mierniku mocy i chyba skończy się na tym, że po tym sezonie Garmin Vector 2 pójdzie na zasłużoną emeryturę a ja pomyślę o nowym, być może jednostronnym. Na razie jednak nie mam na to czasu a dopóki Garmin działa to będę z niego korzystał. Czuję się całkiem dobrze ale brakuje sporo mocy w nogach. Ten rok już chyba taki będzie, byle zakończyć go jakimś pozytywnym akcentem i przynajmniej mam motywację aby w kolejnym sezonie próbować nawiązać do tego co było i nie szukać kolejnych argumentów skłaniających mnie do rzucenia kolarstwa. Powoli dochodzę do siebie po zmianach jakie ostatnio zaszły w moim otoczeniu, w końcu sytuacja się unormuje ale na razie snucie planów nawet 2 tygodnie wprzód nie ma sensu bo w każdej chwili może wydarzyć się coś co wszelkie plany zburzy. Praca zabiera mi sporo czasu i sił ale ma to odzwierciedlenie w tym co pojawia się na koniec miesiąca na koncie. W obecnych czasach te zmiany nie wywracają życia do góry nogami bo i tak w każdym względzie jest inaczej niż było jeszcze 2 lata temu. Gdybym teraz był w życiowej formie i dostał na barki to co muszę dźwigać mógłbym narzekać, że ta forma ulatuje lub nie przekłada się na osiągnięcia ale jest jak jest i już jakiś czas temu pogodziłem się z tym, że ten sezon muszę spisać na straty i co najwyżej skupić się na kolejnych.
1.Informacje o podjazdach:
Podsumowanie ograniczyłem do zestawienia podjazdów. Dopóki dobrze nie poznam wszystkich funkcji Garmin Connect się to nie zmieni. W ostatnim czasie zaliczyłem jedynie jedne trening z podjazdami. Ich ilość jednak nie jest taka zła a dodatkowo wpadły dwa rekordy.
1.Informacje o podjazdach:
Podsumowanie ograniczyłem do zestawienia podjazdów. Dopóki dobrze nie poznam wszystkich funkcji Garmin Connect się to nie zmieni. W ostatnim czasie zaliczyłem jedynie jedne trening z podjazdami. Ich ilość jednak nie jest taka zła a dodatkowo wpadły dwa rekordy.
Trening 67
Niedziela, 4 lipca 2021 Kategoria 100-200, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 139.00 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 05:51 | km/h: | 23.76 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 175175 ( 89%) | HRavg | 131( 67%) |
Kalorie: | 4050kcal | Podjazdy: | 2990m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatnio tak się układa, że ciężko zrobić dwa treningi dzień po dniu. Sobota przyniosła sporo obowiązków, najpierw 8 godzin w pracy a później trochę zajęć w domu więc na rower czasu nie było. Na niedzielę plan był inny ale nie byłem w stanie dopiąć wszystkich spraw organizacyjnie i musiałem zrezygnować z wyjazdu w Jeseniki m.in. ze względu na to, że zapomniałem okularów potrzebnych do prowadzenia samochodu w pracy a nie miałem klucza aby dostać się do biura. Postanowiłem więc na solidny trening w okolicy. Wyjechałem znacznie później niż myślałem ale kompletnie nic mnie nie trzymało więc nie miało to aż tak dużego znaczenia. Do Ustronia dojechałem możliwie trudną trasą odpuszczając tylko jeden podjazd w Zawodziu, przed Równicą miałem już ponad 350 metrów w pionie. Nie miałem dokładnie sprecyzowanego planu trasy ale wstępne założenia były takie aby zaliczyć jak najwięcej podjazdów których w obecnym sezonie jeszcze nie jechałem. Na start jednak zafundowałem sobie Równicę, bardzo lubię ten podjazd a nie było mnie na nim ponad 2 miesiące. Poziom jaki zaprezentowałem na Równicy miał być wyznacznikiem przed kolejnymi. Jechało się całkiem dobrze ale z czasu zadowolony nie byłem bo liczyłem w tym wypadku na złamanie 18 minut. Nie wiem czy wiatr miał jakieś znaczenie czy miernik znowu szwankował ale moc z podjazdu wyszła dobra więc nie mam na co narzekać. Po zjeździe postanowiłem napełnić pusty już bidon bo nie byłem pewny kiedy znów trafię na otwarty sklep przy trasie. Drugi podjazd już wyjaśnił warunki, mimo bardzo podobnej jazdy moc miała znacznie lepsze przełożenie na czas co oznaczało, że wiatr pomagał a na Równicy gdzie jechało się głównie w przeciwnym kierunku utrudniał jazdę. Kolejny podjazd był już trudniejszy i trochę żałowałem, że wziąłem koła z kasetą 11-28. Podjazd na Budzin już nie był tak równy jak poprzednie, ścianki pokonałem możliwie mocno ale z jakąś rezerwą a łatwiejsze fragmenty odpuszczałem, do końca walczyłem o to aby zaliczyć najwolniejszy wjazd ale nie udało się. Może dzięki temu, że mi to nie wyszło podjąłem kolejną super decyzję i postanowiłem zjechać bezpośrednio do Nydka. To był najwolniejszy zjazd w ostatnim czasie ale na karbonowych kołach i fatalnie nawierzchni inaczej się nie dało. Na kolejnym już podjeździe na trasie zrobiłem to co nie udało się na Budzinie. Zaliczyłem najwolniejszy wjazd ale z niezłą mocą, mocną końcówką i w trudnych warunkach. Nie był to jednak słaby podjazd bo moc wyszła najwyższa ze wszystkich a sama jazda wydawała mi się dobra. Zjazd również był najlepszy na trasie, mało razy musiałem hamować, płynnie wchodziłem w zakręty, nie musiałem przejmować się pieszymi których nie było. W dalszym ciągu improwizowałem przebieg trasy i postanowiłem uderzyć na Javorovy gdzie nie było mnie ponad 4 lata, od czasu zawodów w których brałem udział. Tak się złożyło, że prawie cały czas jechałem z wiatrem i szybko pokonałem Karpętną i nudną dojazdówkę pod Javorovy. Zupełnie nie pamiętałem jak wygląda ten podjazd, zaczął się niewinnie i zastanawiałem się co nastąpi szybciej, pogorszenie się nawierzchni czy wzrost nachylenia. Oczywiście gorsza droga pojawiła się szybciej a wraz z nią coraz więcej pieszych i pieszych. Jechałem więc spokojnie, dociskając na trudniejszych fragmentach by puszczać korby na lżejszych. Cały podjazd to był slalom między pieszymi a dziurami w drodze których było jednak znacznie mniej. Kojarzyło mi się, że Javorovy był dosyć zalesionym podjazdem, albo pamięć mnie zawiodła albo przez ostatnie lata wycięto sporo drzew. Do szczytu dojechałem szybciej niż się spodziewałem ale znacznie wolniej niż na zawodach kilka lat temu. Na szczycie byłem w samo południe, w ponad 30 stopniowym upale i w tłumie pieszych więc czym prędzej zaczynałem zjeżdżać. Zjazd był wolny, asekuracyjny ale bezpieczny, Strava pokazała, że wcześniej zjeżdżałem jeszcze wolniej. Dojazd do Trzyńca nie były miłym przeżyciem bo cały czas wiatr stawiał opór, myślałem już o bufecie który czekał w Lesznej ale musiałem się jeszcze trochę pomęczyć. Szybko jednak zleciało i mogłem zrobić zasłużony postój. Później jechało się całkiem dobrze i postanowiłem zaatakować kolejny podjazd na Budzin. Symbolicznie poprawiłem swój najlepszy czas mimo tego, że specjalnie się na to nie nastawiałem i nie walczyłem. Zjazd jednak wyglądał jak większość tego dnia czyli po prostu słabo. Po drodze do domu musiałem jeszcze zatankować bidony. Do domu znów wróciłem możliwe trudną trasą. Do końca jechało się dobrze i mogę uznać ten dzień jako jeden z lepszych w tym roku. Już dawno chciałem zabić ponad 300 Tss w ciągu dnia i musiałem czekać aż do lipca. Ten wyjazd był próbą generalną przed Małopolską 250-tką. Sprawdziłem ustawienie sprzętu, spodenki w których mam zamiar jechać, koła i przełożenia a także zachowanie się organizmu podczas długiego wysiłku w trudnym terenie i wysokiej temperaturze. Egzamin zdałem w 80 %, na pewno zrezygnuję z kół karbonowych i założę kasetę 11-32. Spodenki są dobrze na dłuższą trasę, lepszy rozkład sił oraz pilnowanie jedzenia i picia powinno wystarczyć aby tą trasę przejechać, kondycyjnie jestem przygotowany, mocy brakuje ale nie jest ona tak potrzebna na dystansie jak wytrzymałość.
Trening 66
Piątek, 2 lipca 2021 Kategoria 100-200, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 103.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:38 | km/h: | 28.35 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 156156 (179%) | HRavg | 128( 65%) |
Kalorie: | 2419kcal | Podjazdy: | 1120m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po kolejnym dniu wolnym od roweru w którym poświeciłem się obowiązkom domowym wyjechałem na ciekawą trasę. Ten dzień zapamiętam długo bo był pierwszym od prawie 4 lat gdy po pracy byłem w stanie zagospodarować na rower blisko 4 godziny. Mimo ciężkiego tygodnia czułem się nieźle, przez ostatnie dni mało trenowałem i to wystarczyło aby nieco zregenerować siły po tym jak zdecydowałem się na powrót do normlanych obciążeń treningowych. Nie miałem planu na trasę ale szybko ustalił się sam, kolejne zmiany w obostrzeniach i przepisy regulujące przekraczanie granic Polska – Czechy spowodowały, że zdecydowałem się wykorzystać jedną z ostatnich szans na wjazd do Czech przed przyjęciem szczepionki które wciąż odkładam na kolejne tygodnie. Odkurzyłem więc trasę którą kilka lat temu jeździłem regularnie a później już jej nie jechałem. Postanowiłem jednak wprowadzić drobne zmiany wymuszone m.in. pogodą która okazała się bardzo kapryśna. Dzięki temu szybciej byłem w Czechach gdzie pomyliły mi się drogi ale dzięki temu poznałem nową dróżkę. Remonty na trasie spowodowały, że dużego wyboru nie miałem i musiałem jechać głównymi do Olbrachcic gdzie zmieniłem po raz kolejny trasę. Zamiast jechać najkrótszą drogą na Cieszyn pojechałem na Cierlicko gdzie było świeżo po deszczu i przez kilka kilometrów jechałem bo bardzo mokrej drodze. Jazda główną drogą nie była tak uciążliwa jak się mogło wydawać, całkiem sprawnie pokonałem wszystkie pagórki i na zjeździe przed Cieszynem rozpędziłem się do 70 km/h, nie dokręcałem ale szybciej chyba już się nie dało. Noga mimo ciężkiego tygodnia podawała całkiem nieźle, musiałem trochę pokombinować aby Cieszyn przejechać bez korków i postojów, prawie się udało. Lekki kryzys za Cieszynem spowodowany był brakiem wody i jedzenia które uzupełniłem dopiero w Międzyświeciu. Atrakcji było jednak mało i po drodze dwa razy spotkał mnie krótkotrwały prysznic, ciuchy były jednak suche. Późno wracając do domu na drogach nie było wcale spokojniej jak w innych godzinach. Z roku na rok samochodów przybywa i nawet tak nadzwyczajne sytuacje jakie mają przez ostatni rok tego nie zmieniły.