Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2022

Dystans całkowity:772.00 km (w terenie 140.00 km; 18.13%)
Czas w ruchu:48:07
Średnia prędkość:16.74 km/h
Maksymalna prędkość:88.00 km/h
Suma podjazdów:12500 m
Maks. tętno maksymalne:188 (96 %)
Maks. tętno średnie:177 (90 %)
Suma kalorii:20911 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:40.63 km i 2h 17m
Więcej statystyk

Roztrenowanie 5

Poniedziałek, 17 października 2022 Kategoria 0-50, Góry, Samotnie, Szosa
Km: 29.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:05 km/h: 26.77
Pr. maks.: 88.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 140( 71%)
Kalorie: 862kcal Podjazdy: 560m Aktywność: Jazda na rowerze
Po miesiącu przerwy musiałem się znowu pojawić w pracy, ciężko się było wdrożyć na nowo ale nie wiem jak minęło 10 godzin. Po powrocie z pracy i szybkim obiedzie zawiozłem żonę do Skoczowa i miałem dwie godziny wolnego. Pojechałem więc do Ustronia z zamiarem spokojnego wjazdu na Równicę ale wpadłem na kolejny, niezbyt mądry pomysł i postanowiłem zaatakować podjazd po kostce brukowej od strony Jaszowca. Noga o dziwo przy takim spontanie podawała jak należy, dużo lepiej niż w ostatnim tygodniu i dlatego jak wściekły cisnąłem w kierunku Równicy, w końcówce znowu zaczęło mnie brakować, ale wytrzymałem do końca i nawet na płaskim zafiniszowałem przy schronisku, na Skibówkę brakło już sił i motywacji więc zjechałem w dół. Zrobiło się już ciemno i chłodno więc kierowałem się już w stronę samochodu. Trochę się nagimnastykowałem aby schować rower ale ostatecznie się udało. Na szczęście w Skoczowie byłem na czas i to ja kilka minut czekałem na Anię która wróciła z jeszcze piękniejszą niż wcześniej fryzurą, czasami nie rozumiem kobiet, że tyle czasu spędzają w salonach kosmetycznych, fryzjerskich, itp., ale dla takich efektów warto poświęcać czas.

Marsz 1

Niedziela, 16 października 2022 Kategoria Inne
Km: 18.00 Km teren: 13.00 Czas: 04:20 km/h: 4.15
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 10.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 1235kcal Podjazdy: 800m Aktywność: Wędrówka
Po miesięcznej przerwie od ostatniej wędrówki wybrałem się nieznanymi szlakami na Błatnią. Znajomi szli od Brennej i Jaworza więc spotkać się mieliśmy na szczycie. Tam wypiliśmy integracyjnego browara, już zapomniałem jak ten trunek smakuje. Zejście na dół bardzo spokojne i jeszcze kilka lokali odwiedzonych, m.in. zjadłem dobrego pstrąga pod Błatnią. Bardzo dobrze spędzony dzień, mógł być lepszy ale nie zawsze mamy to czego chcemy.

Roztrenowanie 4

Sobota, 15 października 2022 Kategoria 0-50, Góry, Samotnie, teren
Km: 24.00 Km teren: 15.00 Czas: 01:47 km/h: 13.46
Pr. maks.: 45.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: 183183 ( 93%) HRavg 148( 75%)
Kalorie: 1060kcal Podjazdy: 840m Sprzęt: Evo 2 Aktywność: Jazda na rowerze
Znowu nie znalazłem czasu za dnia więc pojechałem wieczorem zapominając o najważniejszym – lampkach. O tej porze w górach tłumów nie było ale już pod Szyndzielnią zrobiło się szaro, przy słabym wzroku ostatnie kilometry zjazdu były bardzo ciekawe, niewiele widziałem. Bezpiecznie udało się dojechać do domu.

Roztrenowanie 4

Czwartek, 13 października 2022 Kategoria 50-100, Góry, Samotnie, Szosa, Tlen
Km: 90.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:13 km/h: 27.98
Pr. maks.: 62.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 159159 ( 81%) HRavg 128( 65%)
Kalorie: 1387kcal Podjazdy: 1140m Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny trening po kilku godzinach prac w domu. Trochę mi zeszło i wyjechałem nieco później niż zakładałem. Ciągnęło mnie w góry więc zamiast tradycyjnego Salmopolu, Kubalonki bądź Ochodzitej gdzie byłem już wiele razy w tym roku pojechałem na Kocierz. Jak się okazało to był błąd, zamiast równiej fajnej jazdy było przemieszczanie się od wahadła do wahadła, pierwsze z nich przed Żywcem, następne na podjeździe pod Kocierz, to chyba najczęściej remontowana droga w ostatnim czasie. Po wdrapaniu się na przełęcz założyłem kurtkę na zjazd a i tak zmarzłem, powrót do domu również obfitował w przygody więc aby uniknąć kolejnych minąłem kolejne wahadło na trasie i dołożyłem kilka kilometrów jadąc z Kobiernic przez Podlesie. Byłem w domu po 17 gdzie miałem jeszcze trochę rzeczy do zrobienia.

Roztrenowanie 3

Środa, 12 października 2022 Kategoria 0-50, Romet '22, teren
Km: 32.00 Km teren: 23.00 Czas: 02:18 km/h: 13.91
Pr. maks.: 49.00 Temperatura: 10.0°C HRmax: 175175 ( 89%) HRavg 146( 74%)
Kalorie: 1234kcal Podjazdy: 940m Sprzęt: Evo 2 Aktywność: Jazda na rowerze
Chwilę czasu udało się wykorzystać na przejażdżkę w teren. Ostatnio mam znowu drobne problemy z techniką, wydaje mi się, że w tym aspekcie zrobiłem mały krok w tył. Na dzień dobry znany już niemal na pamięć podjazd na Szyndzielnię przez Dębowiec a następnie zjazd R&R, w dalszym ciągu trwają prace wycinkowe więc w końcówce puściłem się objazdem. Nie czułem się pewnie i moja jazda technicznie wyglądała źle, dużo lepiej pod tym względem było na Twisterze gdzie poprawiłem swój ostatni czas i to wyraźnie. Później jeszcze trochę kręcenia po Cyganie i powrót przez Dębowiec, udało się dojechać przed powrotem Ani z pracy.

Roztrenowanie 2

Poniedziałek, 10 października 2022 Kategoria 0-50, Romet '22, Samotnie, Szosa, teren
Km: 39.00 Km teren: 17.00 Czas: 02:17 km/h: 17.08
Pr. maks.: 49.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 1290kcal Podjazdy: 830m Sprzęt: Evo 2 Aktywność: Jazda na rowerze
Po południu ponownie wyjechałem na rower, tym razem w teren na MTB. Nie byłem jeszcze w rejonie Przegibka, Gaików więc obrałem taki kierunek. Najpierw znanymi drogami do Straconki skąd wzdłuż rzeki w kierunku Małej Straconki a następnie drogi na Przegibek. Popełniłem jednak jeden błąd nawigacyjny, zamiast dojechać na przełęcz asfaltem odbiłem w prawo i jak po 300 metrach zszedłem z roweru tak go pchałem przez prawie kilometr. Znalazłem się na szlaku na Magurkę skąd zjechałem na Przegibek, następnie w kierunku Gaików i zjazd nową, szeroką drogą do Straconki, następnym razem wezmę tą trasę w drugą stronę, będzie znacznie przyjemniejsza. Wracając do domu odebrałem telefon od żony, że ma ochotę na kawę i ciasto w kawiarni więc umówiłem się z nią w Fly Cafe gdzie dojechaliśmy w podobnym czasie. Trochę wstyd było mi się pokazać z nią w jednym lokalu, ja brudny i spocony a ona jak zwykle ładnie ubrana, ale dla nas nie ma to znaczenia, lubimy wspólnie spędzać czas i to jest najważniejsze.

Roztrenowanie 1

Poniedziałek, 10 października 2022 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa
Km: 111.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:53 km/h: 28.58
Pr. maks.: 64.00 Temperatura: 7.0°C HRmax: 163163 ( 83%) HRavg 126( 64%)
Kalorie: 2929kcal Podjazdy: 770m Aktywność: Jazda na rowerze
Mając do załatwienia kilka spraw u rodziny w Czechach wyjechałem wcześnie rano w kierunku Cieszyna. Było chłodno więc aby się rozgrzać od Jasienicy jechałem mocnym tempem, podjazdy prawie na maksa, mocniej niż zwykle po płaskim i dokręcanie na zjeździe. Czołowy, zimny wiatr nie ułatwiał mi zadania ale nieźle przejechałem ten odcinek sądząc po miejscach w Top10 na segmentach Stravy. Od Cieszyna do Dobrej tempo już było znacznie spokojniejsze, po drodze dowiedziałem się, że nikogo nie ma w domu i paczkę zostawiłem w umówionym miejscu. Nie chciało m się jeszcze wracać więc z Dobrej pojechałem jeszcze do Baski i przez Frydek spowrotem. Po drodze musiałem dokupić wody i jedzenia, była to idealna okazja aby wydać trochę nagromadzonych w domu koron. Powrót już w wyższej temperaturze i spokojniejszym tempie był dużo przyjemniejszy.

Rajd z Metą na Równicy

Niedziela, 9 października 2022 Kategoria 50-100, Góry, Samotnie, Szosa, Zawody 2022
Km: 64.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:30 km/h: 25.60
Pr. maks.: 70.00 Temperatura: 10.0°C HRmax: 183183 ( 93%) HRavg 132( 67%)
Kalorie: 949kcal Podjazdy: 900m Aktywność: Jazda na rowerze
Po powrocie z Włoch odczuwałem zmęczenie ale mimo to pojechałem na klubowy Rajd z Metą na Równicy. Warunki do jazdy nie powalały wiec ubrałem się dosyć ciepło. Po prawie tygodniu bez roweru czułem się bardzo dziwnie, nie zapomniałem jak się kręci ale męczyłem się przy tempie które jeszcze niedawno mogłem utrzymać bez problemów przez kilka godzin. Frekwencja tego dnia dostosowała się do pogody, nie było kilku stałych bywalców ale był Patryk dzięki czemu miałem z kim walczyć o jak najlepszy czas. Do Skoczowa dojechałem punktualnie a tam nikogo, czekałem kilka minut i ruszyłem w kierunku Ustronia gdzie nikogo dnie było. W końcu przyjechał peletonik ale kolejne minuty postoju w chłodzie nie służyły dobrze przed rywalizacją. Już na starcie zaskoczyłem wszystkich i byłem w stanie znaleźć się z przodu i przez moment miałem nawet kilkanaście metrów przewagi. Nogi jednak nie chciały podawać jak chociażby tydzień wcześniej i wyraźnie brakowało mocy, Patryk nie był w stanie jednak mnie urwać a z tyłu nie było nikogo więc starałem się jak najdłużej utrzymać to tempo. Około 1200 metrów przed metą Patryk docisnął mocniej i zrobiło się kilka metrów różnicy, nie byłem już w stanie jej zniwelować więc wjechałem na metę na 2 miejscu. W porównaniu do zeszłego roku wjechałem szybciej a ogólny poziom Rajdu był niższy niż wówczas. Przy posiadówkę w schronisku nie było czuć tej corocznej atmosfery jaka towarzyszyła Rajdowi. Odeszła mi także ochota na dłuższą jazdę więc po Rajdzie wróciłem prosto do domu. W nogach czuję tą przerwę więc pora na ostatnie przejażdżki i koniec wymagającego sezonu.

Włochy Październik 2022

Poniedziałek, 3 października 2022 Kategoria Inne
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: min/km:
Pr. maks.: Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m
Zaplanowany wiosną tego roku wyjazd do Włoch stał się faktem. Wczesnym popołudniem 2 października wyjechaliśmy w kierunku lotniska w Krakowie, mimo, że lot był dopiero wieczorem chcieliśmy mieć zapas czasu. Udało się ograniczyć ilość bagażu, zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy i minimalną ilość ubrań. Ja wziąłem dwie pary długich spodni i dwoje krótkich, jakiś sweter i kilka t-shertów, koszulę a będąca miłośniczką sukienek żona cztery kiecki i dwie pary butów, do tego cieplejszy sweter oraz dwa kapelusze. To wszystko zmieściło się w niedużej walizce prócz tego każdy miał mniejszy bagaż podręczny. Nie chciano nas puścić przez odprawę z aparatem lecz problem szybko się rozwiązał. Samolot wystartował punktualnie ale do Mediolanu przyleciał kilka minut później niż planowano. Nie mieliśmy planu godzinowego ale przy wypożyczeniu samochodu znowu problemy i zrobiło się blisko 30 minut obsuwy w związku z czym dopiero przed północą dotarliśmy do hotelu Da Vinci w Mediolanie gdzie mieliśmy zarezerwowany apartament. Szybka kolacja, lampka wina i do spania.
Po spokojnej nocy i szybkim śniadaniu o 10 wymeldowaliśmy się z hotelu i ruszyliśmy w kierunku Werony. Po drodze do zatrzymaliśmy się w Brescci gdzie zwiedziliśmy zabytkową starówkę, zobalicziśmy bazylikę San Salvatore oraz wspięliśmy się na zamek. Ruiny Castelo di Brescia zrobiły na nas wrażenie. Na górze dosyć solidnie wiało, mimo ponad 20 stopni na termometrze musiałem ubrać sweter, bałem się trochę o żonę by jej czasem nie przewiało ale na zamku byliśmy krótko bo czas nas trochę gonił. Oczywiście poza zabytkami była także okazja do posmakowania lokalnej kuchni, zajrzeliśmy do Osteria Enrico VIII, do tej restauracji nie wpuszczano wszystkich osób, obowiązywał specjalny dress code, nie wpuszczano kobiet w spodniach oraz mężczyzn bez koszul, mieliśmy szczęście bo akurat miałem na sobie koszulę a żona z wyboru spodni nie nosi. Gnochi z lokalnym pesto smakowało wybornie, nawet ze zwykłą wodą mineralną. Po obiedzie ruszyliśmy w dalszą drogę, na popołudnie zaplanowaną mieliśmy Weronę gdzie zobaczyliśmy przede wszystkim koloseum, był też czas na pyszną kawę – Capuchinno w bardzo przytulnej kawiarni. Jedyną wadą tego miejsca był brak wśród obsługi osoby mówiącej po angielsku ale udało się jakoś porozumieć. Czasu starczyło na krótki spacer po ogrodach Giusti, na pozostałe atrakcje mogliśmy spojrzeć z daleka ale czasu na zwiedzanie zabrakło. Jeszcze tego samego dnia mieliśmy dojechać do Wenecji gdzie czekało na nas nocne zwiedzanie miasta łódką. Warto było ponieważ miasto nocą jest przepiękne. Nocleg mieliśmy również w miejscu gdzie da się dopłynąć tylko łodzią – na wyspie w hotelu Belle Arti. Na kolację nie mieliśmy innego pomysłu jak pizza z niezliczoną ilością rodzajów sera i do tego lokalne wino Veneto. Po ciężkim dniu szybko poszliśmy spać i dosyć wcześnie się obudziliśmy. Pyszna kawa z rana okazała się stałym punktem tego wyjazdu, dopiero później śniadanie i o 8:30 już rejs łodzią na wyspę San Michele gdzie zwiedziliśmy zabytkową bazylikę i cmentarz San Michelle oraz obejrzeliśmy zabytkowe tablice rozlokowane po całej wyspie poświęcone m.in. Igorowi Stawińskiemu. Na wyspie znowu wiatr wdawał się we znaki, mimo cieplejszych ubrań było trochę zimno, żona zdecydowała się założyć rajstopy schowane w torebce, w tym czasie ja skoczyłem do kwiaciarni i kupiłem bukiet róż.
Zrobiliśmy bardzo zjawiskową sesję zdjęciową, nawet inni turyści przebywający na wyspie robili nam zdjęcia. Udało się ustrzelić jedno z piękniejszych zdjęć żony, na tle błękitnego nieba i wzburzonego morza w czarnej sukience z dwoma czerwonymi różami w dłoniach wyglądała po prostu zjawiskowo. Czas nas jednak gonił i trzeba było opuścić wyspę, o 12 mieliśmy wejść do muzeum morskiego. Udało się tam dotrzeć na czas, ale w między czasie odezwało się kontuzjowane kolano żony więc ograniczyliśmy chodzenie do minimum. Po wyjściu z muzeum zobaczyliśmy słynny Most Westchnień skąd udaliśmy się na Plac Świętego Marka. Po obiedzie w jednej z restauracji i dobrej lasagne uzupełnioną oczywiście lampką białego wina przyszedł czas na zwiedzanie okolicznych zabytków, na czele z Bazyliką Świętego Marka. Niestety tego dnia nie wolno było fotografować wnętrza obiektu sakralnego więc musieliśmy schować aparat do torby. Inaczej było w pałacu Dożów gdzie udało się uszczelić kilka fotek, czas mieliśmy bardzo ograniczony więc kolejne zabytki zobaczyliśmy tylko z zewnątrz, udało się zobaczyć kilka pałaców m.in. Ca' Pesaro czy Ca' Rezzonico, mostów m.in. onte dell’Accademia czy kilka kościołów - San Giovanni e Paolo czy San Giacomo di Rialto. Wieczorem po kolacji w Harry’s Bar i pysznym Carpaccio poszliśmy na spacer który zapamiętamy na długo. Podmuch wiatru spowodował, że z pobliskiego drzewa oliwnego spadły tysiące małych żółtych pyłków i osiadło wszędzie, zwłaszcza na ciemnych rzeczach. Dobrze, że na głowie miałem czapkę a żona kapelusz ale już moje ciemne spodnie i przede wszystkim sukienka Ani nadawały się do czyszczenia. Szybko więc wróciliśmy do hotelu gdzie na szczęście udało się oczyścić ciuchy, po symbolicznej lampce wina poszliśmy w końcu spać. Tak zakończył się drugi dzień naszego pobytu we Włoszech.
Wyprane ciuchy przez noc nie doschły dobrze więc musieliśmy sięgnąć po czyste do walizki. Przy porannej kawce Ania śmiała się, że już trzeci dzień musi zmieniać sukienkę, ja na szczęście miałem drugą parę długich spodni ale tego dnia zdecydowałem się na krótkie. Tym razem zgraliśmy się kolorystycznie, moje beżowe spodenki i biała koszulka pasowały do stylizacji żony. Pogoda jednak nie okazała się tak przyjemna jak zapowiadano i znowu mocno wiało, jeszcze w samochodzie żona założyła rajstopy a ja zdecydowałem się na ubranie swetra który początkowo wylądował w plecaku. Szybko dotarliśmy do Bolonii gdzie mieliśmy sporo atrakcji i zwiedzania. Na początek dobra kawa na rynku a następnie podziwianie Piazza Magiore i Bazylika św. Petroniusza. To dopiero początek atrakcji, następnie zobaczyliśmy Bazylikę Świętego Piotra czy Fontannę Neptuna. Bolonia to miasto słynące z wież więc na ich podziwianie też zarezerwowaliśmy sobie odpowiednią ilość czasu. Po południu i obiedzie na który zjedliśmy dla odmiany lokalny rarytas czyli Ravioli, bardzo przypadło nam do gustu. Później musieliśmy rozprawić się z małą awarią aparatu, ostatecznie musiałem wrócić się do samochodu po baterie a żona w tym czasie odwiedziła kilka sklepów z ciuchami, dokonując zakupów. Druga część dnia minęła na zwiedzaniu Museo Medievale – miejskiego muzeum średniowiecza, zobaczyliśmy także Palazzo Poggi czyli Uniwersytet Boloński gdzie odbywała się akurat wystawa sztuki klasycyzmu, Ania znalazła się w Raju. Czasu nie mieliśmy zbyt dużo bo na 20 miałem zarezerwowany stolik w Hotelu Zeus w Rimmi gdzie czekał na nas także luksusowy apartament. Musieliśmy tam jeszcze dojechać więc czas był mocno ograniczony. Pierwszy raz doświadczyliśmy naprawdę chłodnego wieczoru, przy samym morzu temperatura spadła poniżej 10 stopni więc zdecydowałem się założyć długie spodnie na kolację. Takich młodych przeżywających swój miodowy miesiąc par było w tej plenerowej restauracji hotelowej kilka więc czuliśmy się jak u siebie w domu. Lampkę wina wypiliśmy już w hotelu bo do Granfirurry nam po prostu nie pasowało. Szybko zasnęliśmy bo mieliśmy w planie spacer o wschodzie słońca wzdłuż wybrzeża w Rimmi.

Nie wiem jak to się stało ale po raz kolejny podczas tego wyjazdu w łazience spędziłem więcej czasu niż żona, zazwyczaj to kobiety spędzają godziny przed lustrem. Poranek był chłodny nad morzem, jakieś 7 stopni ale gdy wstało słońce to już zrobiło się kilkanaście. Po raz kolejny przekonałem się, że nie znam dobrze żony, rzuciła mi sweter, buty, torebkę i kapelusz i pobiegła w stronę morza. Piasek o tej porze dnia był jeszcze chłodny ale warto było, po raz kolejny ujrzałem żonę w pięknym obliczu, pokazała wszystko co ma w sobie najlepsze, nie tylko ciało i urodę ale też uśmiech, spontaniczność i pogodę ducha, za to właśnie kocham ją najbardziej. Następnie nie zastanawiając się długo zdjąłem spodnie, buty i położyłem obok rzeczy żony, razem wskoczyliśmy do wody która sięgała nam prawie pasa, nie mieliśmy ręcznika ale na szczęście nie zmoczyliśmy ubrań. Na pewno zabawnie wyglądaliśmy idąc z mokrymi nogami trzymając się za ręce. Na śniadanie zażyczyliśmy sobie coś z kuchni polskiej czyli jajecznicę ale z dodatkiem krewetek. Szybko po śniadaniu zebraliśmy się bo jeszcze tego dnia mieliśmy zobaczyć kilka ciekawych miejsc. Tego dnia oddałem kluczyki do samochodu żonie a sam skupiłem się na studiowaniu przewodnika turystycznego. Na celowniku było San Marino gdzie chcieliśmy zobaczyć jedynie Palazzo Pubblico oraz wzgórze Monte Titano. Znalazł się też czas na pyszną kawę z widokiem na XIX wieczną Bazylikę św. Maryna. Następnie wsiedliśmy znów w samochód i obraliśmy za cel Florencję, po drodze zatrzymaliśmy się tylko przy krzywej wieży w Pizie czasu mieliśmy mało bo chcieliśmy zdążyć na popołudniowe zwiedzanie i wieczorny pociąg do Neapolu. We Florencji zdążyliśmy zobaczyć katedrę Santa Maria del Fiore, stojącą obok wieżę dzwonnicy Giotta di Bondone oraz baptysterium San Giovanni gdzie udało się dostać bez kolejki. Przed dojściem na dworzec mieliśmy jeszcze czas na krótki spacer. Wieczorna podróż minęła szybko, na moment się zdrzemnęliśmy. Neapol w środku nocy jest przepiękny, szkoda, że nie było czasu na zwiedzanie tego miasta i już z samego rana udaliśmy się autobusem do Rzymu.
Jedyny raz podczas tej podróży musieliśmy skorzystać z dworcowej łazienki, czyste ciuchy jednak dawały niesamowity komfort. W porównaniu do poprzedniego poranka było znacznie cieplej i bez wiatru więc można było ubrać się lżej. W autobusie poznaliśmy bardzo miłych ludzi z Poznania którzy podobnie jak my zwiedzali właśnie Włochy. Mieliśmy trochę wspólnych tematów. Przed południem byliśmy w Rzymie i na początek udaliśmy się do Watykanu, spotkała nas trochę niemiła sytuacja ponieważ Ania musiała założyć coś na ramiona, było jej ciepło więc wszystkie cieplejsze ciuchy zostały w dworcowym depozycie gdzie zostawiliśmy bagaż. Na szczęście na pobliskim stoisku udało się kupić coś w rodzaju szala i już mogliśmy wejść na plac św. Piotra. Późnym popołudniem podziwialiśmy m.in. Rzymskie Koloseum a następnie udaliśmy się do hotelu gdzie czekał na nas apartament. Kolejna pizza na kolację bardzo nam smakowała a lampka lokalnego wina zwieńczyła kolejny dzień pełen wrażeń.
Rano jakoś długo leżeliśmy a był to ostatni dzień pobytu we Włoszech, już wieczorem czekał na nas samolot z Mediolanu do Krakowa. Wróciliśmy wiec autobusem do Florencji i okrężną drogą do Mediolanu. Po drodze trafiliśmy na finisz wyścigu Giro di Lombardia, mogliśmy zobaczyć kolarzy z bliska. Ania z aparatem zniknęła w tłumie, nie widziałem czubka jej kapelusza a ciemna sukienka czy aparat nie wyróżniały jej zbytnio z tłumu, w końcu ja znalazłem w pobliżu loży Vipów pozującą do zdjęć z młodymi Włochami. Niemal siłą wyrwałem ją z tłumu na zaplanowaną kolację, na do widzenia zjedliśmy Lasagne z dodatkiem krewetek i udaliśmy się na lotnisko.
Dobrze po 2 byliśmy w zimnym Krakowie, kawałek trzeba było przejść do samochodu, żona została na lotnisku a ja przyniosłem jej ciepłą kurtkę. Na moment wstąpiliśmy jeszcze do mieszkania w Krakowie gdzie przebraliśmy się w cieplejsze ciuchy, ja założyłem bluzę a żona cieplejszą sukienkę. Podróż do Bielska była długa i męcząca, żona zasnęła na tylnym siedzeniu a ja musiałem wytrzymać za kierownicą. O 5:30 byłem w domu, zamiast iść spać wypiłem kawę a żona wzięła prysznic i położyła się spać. Tak minęła nasza podróż poślubna ale miesiąc miodowy wciąż trwał.

Rozgrzewka i rozjazd

Niedziela, 2 października 2022 Kategoria 0-50, Ćwiczenia, Samotnie, Szosa
Km: 24.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:56 km/h: 25.71
Pr. maks.: 45.00 Temperatura: 11.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 470kcal Podjazdy: 270m Aktywność: Jazda na rowerze

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum