Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Samotnie

Dystans całkowity:168642.50 km (w terenie 3271.00 km; 1.94%)
Czas w ruchu:6299:29
Średnia prędkość:26.37 km/h
Maksymalna prędkość:750.00 km/h
Suma podjazdów:1926964 m
Maks. tętno maksymalne:205 (179 %)
Maks. tętno średnie:198 (101 %)
Suma kalorii:3577516 kcal
Liczba aktywności:2631
Średnio na aktywność:64.10 km i 2h 25m
Więcej statystyk

Trening 124

Wtorek, 6 października 2020 Kategoria 50-100, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 51.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:56 km/h: 26.38
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 13.0°C HRmax: 180180 ( 92%) HRavg 136( 69%)
Kalorie: 847kcal Podjazdy: 1000m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatni mocny trening w tym roku oparty na powtórzeniach w 5 strefie mocy. Najlepiej wykonuje się takie akcenty na podjeździe pod Przegibek wiec po raz kolejny obrałem ten kierunek. Zmieniłem nieco rozgrzewkę i wziąłem dokładnie taki trening jaki zalecany jest przez autorów książek o treningu z pomiarem mocy. Bardzo mi się nie chciało wyjeżdżać z domu ale ostatni cel tego sezonu okazał się wystarczającą motywacją. Po dwóch dniach w których raczej odpoczywałem spodziewałem się tego, że nogi nie będą dobrze kręcić. Było jednak lepiej i już od startu złapałem dobry rytm. Pierwszy podjazd na trasie poszedł dobrze, później było szybko bo z wiatrem i dotarłem do momentu w którym miałem zaaplikować większe obciążenie. Wybrany odcinek idealnie nadawał się na 4 minuty równej, mocnej jazdy. Wiatr w twarz był umiarkowany, halny wydłużyłby podjazd i może była by szansa na 5 minut ciągłej, intensywnej jazdy. Ostatecznie po 4 minutach odpuściłem. Wygenerowana w tym czasie moc była wyznacznikiem tego co powinienem trzymać na 8 minutowych powtórzeniach, Zanim jednak dojechałem do Straconki minęło kilkanaście minut. Pierwszy Przegibek poszedł źle, nie umiałem złapać rytmu, generowałem o kilka Wat za mało, według planu często zmieniałem pozycje i rytm pedałowania. Początek zjazdu odpuściłem kompletnie, dopiero gdy przyjąłem dawkę węglowodanów skupiłem się na technice. Pod tym względem było dobrze ale szybkości brakowało, nie miałem zamiaru dokręcać i spokojnie zjechałem do pierwszej bocznej uliczki po prawej stronie. Tam krótki postój i nawrót na drugi podjazd. Tym razem było już lepiej, łatwiej było utrzymać moc przy zmiennej kadencji. Pierwotnie miałem zjeżdżać na Straconkę ale lepiej podjeżdżało się z Międzybrodzia więc po raz drugi zjechałem w tym kierunku. Zjazd wyglądał podobnie jak pierwszy, słabszy początek, lepsza końcówka. Po krótkim postoju ruszyłem po raz trzeci i dokładnie 99 w tym roku na Przegibek, jechało się lepiej niż wcześniej i wygenerowałem o 5 Wat więcej niż za drugim razem i o ponad 10 niż podczas pierwszego powtórzenia. Sam byłem zaskoczony, że moc nie spadła w odniesieniu do ostatniego takiego treningu który miał miejsce ponad miesiąc temu. Zjazdu do Bielska już nie odpuściłem, pokonałem go na luzie i z automatu wchodziłem w zakręty, bez hamowania ale i nadmiernej szybkości, jedynie przed tzw. Patelnią zwolniłem i słusznie bo z przeciwka jechał samochód ścinający łuk i zajmujący połowę mojego pasa. Dwa ostatnie łuki gdzie zwykle zwalniałem pokonałem bardzo pewnie i szybko, nie dokręcając na prostych nie miałem szans na szybki zjazd i mogę go zaliczyć do średnich. Powrót do domu już spokojniejszy, niewiele brakowało do 1000 metrów w pionie i wydłużyłem nieco trasę. Przy domu jeszcze brakowało i dopiero gdy dojechałem do kolejnego skrzyżowania licznik pokazał magiczne 1000 metrów przewyższenia. Po treningu nie byłem specjalnie ujechany co oznacza, że wciąż stać mnie na mocne akcenty i mogę być spokojny przed sobotnią czasówką, ostatnią w sezonie. Podczas jazdy korzystałem znów z rezerwowego licznika ponieważ Bryton był rozładowany do zera. Garmin wytrzymał cały trening ale bateria spadła z 100 do zaledwie 8 %.




Rozjazd 35

Niedziela, 4 października 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 40.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:47 km/h: 22.43
Pr. maks.: 59.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 659kcal Podjazdy: 620m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Plany na ten dzień zmieniały się wielokrotnie Ostatnie z nich nie zakładały wyjazdu na rower ale pojawiło się około godzinne okno czasowe które postanowiłem wykorzystać. Wciąż mocno wiało z południa, nie miałem planu na trasę ani ochoty na mocne podrygi wiec pojechałem w luźnym tempie w kierunku Ustronia. Wybrałem jak zazwyczaj trasę z największą ilością podjazdów, możliwie blisko gór gdzie wiatr jest mniej odczuwalny. Wyjeżdżając z domu było ciepło ale wiatr skutecznie obniżał temperaturę odczuwalną. W ostatniej chwili wróciłem się po rękawki. Jak mocno wiało przekonałem się już w momencie gdy ruszyłem z miejsca. Generując około 200 Wat miałem problem aby jechać powyżej 10 km/h. Momentami dało się szybciej jechać ale 20 km/h wskakiwało na licznik rzadko. Mogłem próbować szybko zjeżdżać ale na drogach było sporo pieszych i przyśpieszanie nie miało sensu bo po chwili musiałem hamować. Było mokro, drogi strasznie zanieczyszczone i szkoda mi było klocków hamulcowych wiec i zjazdy sobie odpuściłem. Wody było sporo i nawet mimo bardzo wolnej jazdy ubrudziłem rower. Na następnym zjeździe złapałem nieco wiatru w plecy ale nie wykorzystałem go mogąc jechać dużo szybciej. Na taki wiatr musiałem później długo czekać i po chwili znów walczyłem z silnymi podmuchami. Ciężko się jechało mimo tego, że starałem się nie szarżować tempa, na drogach poro liści, gałęzi a nawet konarów drzew i wiele razy musiałem hamować. Najgorzej wygadała sytuacjaGrodźcu gdzie na około 100 metrowym odcinku nie było czystegofragmentu jezdni. Jadąc środkiem pod kołami był żwir a po bokach rzeki przykrywające w całości opony. Jakoś przejechałem ten odcinek brudząc jeszcze bardziej rower, później już było czyściej na drodze ale pod wiatr co bardzo przeszkadzało na zjeździe który zwykle był szybki. Dużo czasu zajął mi dojazd do ronda w Górkach, zwykle byłem tam 5-10 minut szybciej. Miałem jednak jeszcze czas aby dołożyć kilka kilometrów, zrobiłem około 5 kilometrową pętelkę z jednym podjazdem i sporą ilością złej jakości nawierzchni, nawet na głównej drodze asfalt był łatany i nierówny. W końcu dojechałem do momentu w którym miałem jechać już z wiatrem w kierunku Bielska. Podjazd w Górkach był najtrudniejszy na trasie, wrzuciłem co mam ale i to okazało się za mało aby nie przepychać. Mimo przeszkód wróciłem tą samą drogą do Grodźca. Nagrodą miał być szybki zjazd ulicą Solarską, z wiatrem w plecy. Początek zjazdu wyglądał nieźle technicznie i nawet szybko a później musiałem niestety hamować i odpuściłem, miałem jeszcze zapas czasowy i dołożyłem jeden wymagający podjazd którego w tym roku jeszcze nie zaliczyłem. Nie ukrywam, że podjazd dał mi w kość, może dlatego, że jechałem najwolniej jak się da i brakowało przełożenia. Znowu zjazd nie był szybki z podobnych powodów jak wcześniej czyli sporo zanieczyszczeń na drodze przez które nie dało się szybko wchodzić w zakręty. Udało się za to szybko zjechać w kierunku Świętoszówki i wykorzystać szybkość na podjeździe. Później skręciłem w bardziej boczne drogi i walcząc ze zmiennym wiatrem kierowałem się już do domu. Na przedostatnim, bardzo technicznym zjeździe dokonałem rzeczy niemal niemożliwej, jechałem dużo wolniej niż pod górę, momentami poniżej 10 km/h. Powodem były tłumy pieszych i dwa samochody które zaplątały się między nimi, odechciało mi się już jazdy ale nie skróciłem trasy. Miałem jeszcze około 15 minut czasu ale nie wykorzystałem go na wydłużenie jazdy. Dzięki tej jeździe mogłem sobie zrobić wolne od roweru w poniedziałek.

Ponikiew Time Trial 2020

Sobota, 3 października 2020 Kategoria 0-50, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: 6.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:12 km/h: 30.00
Pr. maks.: 37.00 Temperatura: 23.0°C HRmax: 190190 ( 97%) HRavg 180( 92%)
Kalorie: 206kcal Podjazdy: 170m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Od ostatniego startu minęły trzy tygodnie, w tym czasie starałem się utrzymać regularność treningów. Nie było to łatwe i dopiero ostatni tydzień był gorszy. Mimo to postanowiłem wystartować w czasówce organizowanej przez Klub Sportowy Aquila Peleton Wadowice. O tej imprezie usłyszałem już w 2018 roku, wtedy nie pasował mi termin. Po raz pierwszy pojawiłem się na starcie w 2019 roku, organizacyjnie wszystko było dopięte na ostatni guzik i już wtedy mogłem powiedzieć, że ta czasówka znajdzie stałe miejsce w moim kalendarzu. Tegoroczna edycja zapowiadała się obiecująco, jedną z widocznych zmian jest elektroniczny pomiar czasu mówiący o tym, że impreza się rozwija. Obstawa zawodów była bardzo podobna jak rok temu, zarówno ilościowo jak i jakościowo, przed startem był jeden wyraźny faworyt ale to nie on odgrywał najważniejszą role tylko utrudniający wszystkim jazdę południowy wiatr który raz zawiewał bardziej ze wschodu, raz z zachodu.
Przed startem nie miałem żadnych oczekiwań. Po słabym tygodniu postanowiłem dojechać na start na rowerze nadrabiając braki treningowe, jechałem w miarę spokojnie ale nie odmówiłem sobie okazji do zaliczenia podjazdu na Przegibek. Początek był trudny, byłem bardzo niezadowolony ze swojej dyspozycji, jednak im bliżej Wadowic tym jechało się lepiej. Po drodze nie obyło się bez kilku niespodzianek, m.in. połamanych drzew tarasujących drogi czy remontu mostu w Andrychowie. Nie wpłynęło to jednak na wydłużenie czasu dojazdu i w biurze zawodów pojawiłem się planowo o 13:15. To wystarczyło aby znaleźć się w połowie listy startowej. Do startu miałem jeszcze 90 minut. Czas szybko zleciał, najpierw na jedzeniu, pogaduchach z dawno nie widzianymi znajomymi z innych zawodów czy wreszcie na rozgrzewce. Rozgrzewka była bardzo dokładna i efektywna. Na start przyjechałem dobrze przygotowany ale nie liczyłem na cuda.
Często miałem problem z efektywnym wystartowaniem ale tym razem ruszyłem szybko, pewnie i mocno. Po kilkudziesięciu sekundach jednak spuściłem z tonu i starałem się złapać rytm i trzymać równą kadencje, było to bardzo trudne i moja jazda była mniej lub bardziej szarpana. Wydawało mi się, że słabo jadę, na pierwszym trudniejszym fragmencie trasy prędkość spadła poniżej 30 km/h i później ciężko się było już rozkręcić i zamiast 35-37 km/h doszedłem do 34 km/h. Po trzech kilometrach już nawet tyle nie byłem w stanie utrzymać, pracowałem cały czas mocno i myślami byłem już na ostatnim kilometrze gdzie było bardziej odpowiadające mi nachylenie, przed wjazdem na trudniejszy odcinek byłem po około 9 minutach. Do tego momentu wyprzedziłem dwie osoby co niewiele mówiło o jakości mojej jazdy. Czułem już zmeczenie, jechało się ciężko ale dałem z siebie maksimum na ostatnich 1300 metrach podjazdu, doping przed metą wyzwolił ze mnie wszystkie moce i zafiniszowałem. Blisko minutę dochodziłem do siebie po czasówce, ujechałem się, rok temu miałem lepszą moc ale 15 sekund gorszy czas. Po 2 minutach i uzupełnieniu poziomu płynów dowiedziałem się, że mam najlepszy czas i ponad 10 sekund lepszy niż drugi. Na końcowe wyniki jeszcze musiałem poczekać bo jeszcze około 30 osób nie dotarło do mety. Nie czekałem jednak na dojazd wszystkich i spokojnie zjechałem na dół. Warunki wciąż były trudne i wszyscy walczyli ze zmiennym wiatrem. Kilkanaście minut oczekiwania na wyniki minęło szybko i byłem już pewny, że po 10 latach startów, wielu miejscach na podium w kategorii i kilku w OPEN po raz pierwszy wykręciłem najlepszy czas na czasówce. Kolejny dowód na to, że obecny sezon jest dla mnie życiowy. Ze swojej jazdy nie jestem w pełni zadowolony ale w tym wypadku nie ma co wyciągać z tego wniosków skoro wystarczyło to aby być najszybszym.
Organizacja imprezy stała na wysokim poziomie. Niskie wpisowe, bogaty pakiet startowy, optymalne zabezpieczenie trasy, dobra atmosfera i sponsorzy. Pod tym względem ląduje w czołówce tych w jakich miałem okazje brać udział.

Trening 123

Sobota, 3 października 2020 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa
Km: 131.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:35 km/h: 28.58
Pr. maks.: 63.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 177177 ( 90%) HRavg
Kalorie: 2610kcal Podjazdy: 1350m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Po czasówce pozostało mi wrócić do domu. Miałem do przejechania około 50 kilometrów co powinno zająć około 2 godziny. Miałem do zabrania dodatkowy bagaż którego nie było wcześniej. Wyjechałem o 16:50 i pierwsze kilometry do jazda z silnym wiatrem w plecy. Na wjeździe do Wadowic na liczniku miałem ponad 40 km/h mimo bardzo umiarkowanej średniej mocy. Przez miasto przejechałem szybko i bez najmniejszych problemów. Takie pojawiły się za miastem gdzie jeden z kierowców wyprzedził mnie na centymetry, zjechałem odruchowo na bok gdzie było sporo liści i tylne koło na moment straciło przyczepność. Miałem nieco strachu ale na tym się skończyło, za Wadowicami walczyłem z dużym ruchem ale jechałem z bocznym, lekko pomagającym wiatrem, momentami wiatr pomagał bardziej i jechałem około 40 km/h. Ta trasa mi odpowiada, gdyby nie duży ruch to byłoby idealnie. Po niecałej godzinie jazdy byłem już w centrum Ket gdzie straciłem najwięcej czasu na jednym skrzyżowaniu. Swoje musiałem odczekać aby objechać rynek, później już znowu spokojnie na drogach. Ciężko zrobiło się w lesie miedzy Ketami a Kozami gdzie wiatr przeszkadzał ale później znów zmienił kierunek. Wjeżdżając do Kóz miałem za sobą godzinę jazdy i ponad 30 kilometrów na liczniku. Dużo mniej dzieliło mnie od domu. Jechałem cały czas równym tempem z wysokim tętentem które towarzyszyło mi w zasadzie od rana ale wciąż była to 2, momentami 3 strefa. Będąc już w Bielsku zapadał zmrok, nie chciało mi się zatrzymywać i wyciągać lampki i postanowiłem dojechać ciągiem do domu. Na ostatnim zjeździe puściłem się odważnie, mogłem dokręcić bardziej i kilka sekund szybciej bym zjechał ale i tak było nieźle, w łuki wszedłem szybko, pewnie, optymalnym totem. Ostatnie kilometry już na luzie, częściowo po ścieżce rowerowej. Przejechanie 50 kilometrów zajęło mi mniej niż 100 minut, nie należę do szybkich kolarzy, jeżdżę wyraźnie wolniej niż inni i taki czas na tym dystansie jest dla mnie dobry.

Trening 122

Piątek, 2 października 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 18.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:41 km/h: 26.34
Pr. maks.: 48.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: 175175 ( 89%) HRavg 135( 69%)
Kalorie: 441kcal Podjazdy: 300m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Krótki wyjazd w celu sprawdzenia nogi i sprzętu przed sobotnią czasówką. Zastanawiałem się czy warto założyć karbonowe koła i lemondke, nie miałem na to czasu. Ustawienie lemondki zwykle zajmowało 1-2 dni a na tej ramie jeszcze z nią nie jechałem i pozostałem przy zwykłych kołach i kierownicy. Nogi ostatnio nie pracowały tak dobrze jak przed Tatra Road Race i nie oczekiwałem cudów. Wyjechałem w kierunku Jaworza bo na Przegibek czasu nie było i trzy razy przepaliłem tłoki. Pierwszy mocny zryw zacząłem mocno i utrzymałem do końca. Przed kolejnym miałem chwile na odpoczynek ale chyba za krótką bo nie byłem w stanie się zregenerować. Drugi podjazd już dłuższy również poszedł nieźle ale znów długo dochodziłem do siebie. Przed ostatnim olejna przerwa ale niewystraczająca. Popełniłem błąd i jechałem za mocno co wpłynęło na samopoczucie Ostatni podjazd był o 30 sekund krótszy niż drugi i tyle samo dłuższy niż pierwszy, moc się zgadzała wiec nie było powodów do narzekań. Sprzęt działał jak należy i specjalnie nie wydłużałem jazdy. Chciałem jeszcze zrobić jeden zjazd ale jak z bocznej wjechał samochód wprost przed je przednie koło to zrezygnowałem. Wracając do domu już określiłem taktykę na sobotnią czasówkę, przyjechać na start, rozgrzać się odpowiednio, wystartować, przejechać i dopiero myśleć o wyniku, zwykle dochodziłem do startu inaczej i zazwyczaj czułem niedosyt.


Trening 121

Wtorek, 29 września 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 28.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:07 km/h: 25.07
Pr. maks.: 51.00 Temperatura: 818.0°C HRmax: 179179 ( 91%) HRavg 145( 74%)
Kalorie: 11kcal Podjazdy: 490m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Krótki wyjazd w przerwie od deszczu. Przed wyjazdem przełożyłem korbę do drugiego roweru zaoszczędzając kilka minut na przekładaniu miernika mocy. Ubrałem się nieodpowiednio bo w ciuchy przeciwdeszczowe w których było bardzo niewygodnie. Na rozgrzewce nie przeszkadzało to ale przed właściwym treningiem rozebrałem nogawki i kurtkę, schowałem do reklamówki i położyłem w niewidocznym miejscu. Przez ponad 20 minut planowałem pokonać kilka jazdy 800 metrowy odcinek w dwóch kierunkach. Byłem dobrze rozgrzany i nie przeszkadzało mi nawet zimno i bardzo trudne warunki na trasie, sporo wody, piachu i błota. Dawno nie miałem okazji jeździć w takich warunkach których za bardzo nie lubię. Planowałem trzymać kadencje około 80 i w miarę stałą moc, liczyłem na 5 powtórzeń i z takim założeniem rozpocząłem pierwsze. Po 5 znalazłem jednak motywacje na jeszcze jedno. Zacząłem bardzo mocno i myślałem, że uda się utrzymać wyższą moc ale brakło. W tych warunkach nie dało się jechać szybciej, w poprzednich latach również trenowałem na tym odcinku i wtedy generowałem minimum 10 Wat mniej ale wjeżdżałem kilka sekund szybciej. Po 6 podjazdach zatrzymałem się i ubrałem, w sumie nie miało to sensu, byłem cały mokry i brudny a rama zmieniła barwę z białej na brązową. Po zjeździe zdecydowałem, że zaliczę jeszcze dwa podjazdy około 90 sekundowe. Pierwszy z nich rozpocząłem mocno ale później wyszło, że wybrałem złe przełożenie i brakowało mnie w końcówce. Ostatni podjazd był bardzo podobny z tą różnicą, że brakło mnie w końcówce i odpuściłem zbyt szybko. Trening był krótki ale bardzo intensywny, gdyby było więcej czasu to dokręciłbym jeszcze do 100 TSS. Ten wyjazd nie miał zbyt dużego sensu, dużo ciuchów do prania i rower do czyszczenia na co musiałem poświęcić ponad godzinę i dlatego był to jedyny wyjazd przy niepewnej pogodzie.


Trening 120

Piątek, 25 września 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 87.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:37 km/h: 24.06
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 140( 71%)
Kalorie: 2435kcal Podjazdy: 2030m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Prognozy pogody na kolejne dni nie były zbyt optymistyczne i piątek zapowiadał się na ostatni dzień w którym mogłem pojechać na kolejną górską trasę. Od pewnego czasu w piątki pracuje w domu i udało się wygospodarować cztery godziny między 8 a 12. Przed jazdą wymyśliłem, że pokręcę się po Szczyrku i zaliczę wszystkie znane mi podjazdy z Salmopolem od Wisły na deser. Trochę długo się zbierałem i wyjechałem kilka minut po 8. Przed jazdą zmieniłem koła na aluminiowe na których dużo pewniej się czuje co w takim terenie ma duże znaczenie. Wziąłem także duży zapas jedzenie i dwa duże bidony aby nie tracić czasu na postoje w sklepach. Warunki pogodowe były niezłe, trochę wiało ale nie było ciemnych chmur a temperatura całkiem przyjemna do jazdy. Najtrudniejszy był dla mnie przejazd przez miasto, jak zwykle zresztą. Moje obawy okazały się słuszne, już pierwsze większe skrzyżowanie na trasie przytrzymało mnie na dłuższą chwile a później lepiej nie było. Na pierwszym podjeździe stwierdziłem, że nogi są równie słabe jak w poprzednich dniach. Skupiłem się na pierwszym zjeździe i naprawdę nieźle technicznie go pokonałem ale w końcówce musiałem przyhamować. Drugi krótki podjazd pokonałem dosyć mocnym tempem, chcąc przepalić nieco nogę. Czy to był dobry pomysł to nie wiem, liczyłem, że to pomoże ale tak nie było. Dalej skupiłem się znów na technice ale ćwiczyłem raczej umiejętne używanie hamulców niż szybkie wchodzenie w zakręty. Z trzech technicznych odcinków zadowolony być mogę tylko z jednego. To i tak dużo jak na warunki panujące na drodze. Gdy miałem już najgorszy odcinek za sobą musiałem mocno zwolnić na bardzo niebezpiecznym skrzyżowaniu gdzie o mało nie doszło do kolizji dwóch samochodów, to skrzyżowanie już dawno nadaje się do przebudowy a ta jest ciągle odkładana na kolejne lata. Poczułem ulgę gdy wjechałem na główną drogę na Szczyrk, byłoby lepiej gdybym się strasznie nie męczył z południowo-wschodnim wiatrem bardzo odczuwalnym w tym momencie. Na podjeździe w Bystrej znów przepaliłem nogę ale nie wierzyłem, że to w czymś pomoże. Wtedy też wpadłem na pomysł aby zaliczyć po raz kolejny podjazd na Magurkę i spróbować poprawić swój najlepszy czas. Była to spontaniczna decyzja, podobnie jak wcześniejsze ataki na rekordy które miały miejsce w ostatnich tygodniach. Nie byłem przekonany czy to dobry pomysł ale kto nie ryzykuje, nie pije szampana wiec nie miałem nic do stracenia. Do Wilkowic starałem się dojechać spokojnie, nawet na skrzyżowaniach nie stałem zbyt długo, popełniłem tylko jeden błąd i zamiast batona zjadłem banana i nie miałem co zrobić ze skórką. Musiałem się zatrzymać na przystanku autobusowym i później czekałem by włączyć się do ruchu. Źle mi się jechało przez Wilkowice, nogi jakoś ciężko kręciły ale głowa była na właściwym miejscu i nie poddawałem się. Przed podjazdem zatrzymałem się na moment, rozebrałem rękawki, okulary i ruszyłem na około 17 minut rzeźni. Zacząłem podjazd możliwie mocno ale chyba za słabo na bardzo dobry czas. Później jednak jechałem dobrze, ten podjazd mi wybitnie nie pasuje, nachylenie ciągle się zmienia i gdy tylko rosło to generowałem ponad 400 Wat a na „wypłaszczeniach” spadało do około 300 Wat. Liczyłem, że nie będzie żadnych przeszkód ale takie się pojawiły. Nie było pieszych ale w kilku miejscach musiałem minąć się z samochodami i minąć wolniej jadących rowerzystów. Już w połowie podjazdu czułem, że sił ubywa i ciężko będzie dojechać w tym tempie do końca. Im bliżej końca tym trudniej mimo tego, że zwykle zyskiwałem w końcówce to tym razem na to nie było szans. Gdy tylko wyjechałem na bardziej otwarty teren to poczułem podmuchy silnego wiatru w twarz. Cenne sekundy uciekały a podjazd się ciągnął. Do końca walczyłem o czas poniżej 16 minut ale brakło kilku sekund a tak naprawdę około 10 Wat na całym podjeździe. Przypuszczenia co do słabych nóg potwierdziły się na tym podjeździe po którym bardzo długo dochodziłem do siebie, może to słabszy dzień a może oznaka spadku formy. Nie rozmyślałem nad tym i gdy trochę doszedłem do siebie ruszyłem w dół. Zjazd wyglądał lepiej niż ostatnim razem ale ledwie w kilku miejscach byłem w stanie puścić hamulce i bardziej odważnie jechać. Tak naprawdę dopiero w samej końcówce czułem się pewnie i puściłem hamulce. Sporo żwiru na drodze nie zachęcało do szybkiej jazdy. Obserwując niebo stwierdziłem, że uda się jeszcze zaliczyć kilka podjazdów w okolicy Czernichowa. Na początek kilka hopek na których męczyłem się strasznie ale tak naprawdę źle było dopiero na kostce brukowej gdzie urwało mi się mocowanie pompki, odczepiła torebka podsiodłowa i wysunął korek od owijki. Był przyklejony wiec utrzymał się na owijce która się odwinęła na krótkim odcinku. Wykorzystując moment, że zadzwonił telefon naprawiłem wszystkie usterki przejeżdżając przy okazji skrzyżowanie na którym miałem jechać w lewo. Droga którą przejechałem okazała się bardzo ciekawa i przyjemna, długi odcinek wzdłuż potoku prowadził w całości po równym i całkiem nowym asfalcie do urokliwego miejsca gdzie się zatrzymałem na moment. Ten podjazd jak większość w okolicy kończył się nagle i trzeba było wrócić tą samą drogą, na zjeździe nie poszalałem sobie ze względu na tartak który znajdował się w połowie odcinka i droga w tym miejscu była zablokowana. Najłatwiejszy podjazd na trasie miałem już za sobą i czekały mnie już prawie same ścianki i Przegibek na deser. Dwie kolejne zmarszczki na trasie znajdowały się po wschodniej stronie jeziora a konkretnie na zboczu Góry Żar. Jeden z nich zaliczyłem już kilka miesięcy temu i mogłem atakować rekord ale nie zrobiłem tego. Robiłem wszystko aby nie doprowadzić do bólu pleców i przez cały podjazd zmieniałem pozycje w momencie zmiany nachylenia. Do końca podjazdu ciągle zmieniałem kadencje i przełożenia i jakoś wjechałem w niezłym tempie ale sporo wolniej niż rekord. Drugi podjazd był znacznie krótszy ale najeżony ściankami miedzy którymi były wypłaszczenia a nawet zjazdy. Była to typowa droga dojazdowa do domów z zakazem wjazdu dla innych. Segment na Stravie sugerował, że pojawiają się tam rowerzyści lub kolarze ale niezbyt często. Znów wjechałem mocno średnim tempem ze zmienną kadencją i pozycją. Musze na nowo nauczyć się jazdy na stojąco której unikałem przez ostatnie lata przez co nadwyrężyłem sobie plecy. Po tych trzech spokojniejszych podjazdach postanowiłem zaatakować kolejny rekord na niespełna 2 kilometrowym podjeździe pod Groniaki. Podjazd należy do trudnych ponieważ przez ponad kilometr nachylenie nie spada poniżej 14-15 %. Cały podjazd pracowałem równo i mocno ale mogłem zrzucić ząbek niżej i dołożyć kilka Wat urywając cenne sekundy. Nie wiem czemu nie zrobiłem tego ale czas poprawiłem o blisko 30 sekund nie dużo tracąc do najlepszych na segmencie. Dobra nawierzchnia pozwoliła na szybszy zjazd ale cos poszło nie tak i w dwóch miejscach wytraciłem zbyt dużo prędkości, straciłem optymalny tor i dobre kilka sekund w plecy. Powoli brakowało mi czasu i musiałem zoptymalizować trasę. Do 2000 metrów w pionie brakowało mi jeszcze sporo i potrzebowałem zaliczyć jeszcze kilka podjazdów. Dwa z nich znajdowały się w Międzybrodziu. Krótkie ale wymagające ścianki dały mi w kość mimo tego, że wyraźnie się oszczędzałem co wpłynęło na gorsze czasy niż wcześniej na tych podjazdach. Ostatni dłuższy podjazd na trasie to Przegibek. Męczyłem się z nim strasznie. Mimo to dawałem z siebie dużo ale myślami byłem już na zjeździe. Postanowiłem zjechać jak najszybciej i jak najlepiej technicznie. Niestety na Przegibku natknąłem się na dwójkę kolarzy na rowerach testowych którzy wolnym tempem ruszyli w stronę Bielska. Odczekałem chwile i ruszyłem w dół. Początek zjazdu był naprawdę szybki, w dobrym czasie pojawiłem się na tzw. patelni, ale na tym się skończyło. Przed kolejnym łukiem dojechałem do dwójki kolarzy, nie byłem w stanie ich wyprzedzić, brakowało mi przełożenia aby dokręcić, musiałem mocno zwolnić na kolejnym łuku na którym zwykle miałem problemy a tym razem nie było szybciej ale dużo wolniej niż zazwyczaj. Zrobiło się niebezpiecznie, byłem znów bardzo sfrustrowany tą sytuacją ale postanowiłem dokręcić na ostatniej prostej. Doi najlepszego mojego czasu brakło kilka sekund ale jestem przekonany, że gdybym nie musiał hamować to urwałbym nawet 10 sekund z tego czasu. Przez całą Straconkę jechałem ile mogłem, zmienny wiatr dawał mocno w kość ale nie poddałem się i na całym odcinku urwałem więcej niż 10 sekund. Wciąż brakowało mi przełożenia i musiałem dołożyć jeszcze jeden podjazd w Olszówce. Na około 3 kilometrowym odcinku wjechałem prawie 100 metrów w górę. Czas już mnie gonił i postanowiłem wrócić drogą z największym przewyższeniem. Natrafiłem na remont drogi a konkretnie wymianę nawierzchni i straciłem kilka sekund. Już wyczerpałem swój czas ale zarezerwowane miałem dodatkowe 30 minut na nagłe wypadki i musiałem z tego czasu zabrać 10 minut które wystarczyło na spokojny dojazd do domu. Wróciłem do domu przed załamaniem pogody które przyszło popołudniu. Po przejechaniu tej trasy miałem mieszane uczucia. Nie byłem zadowolony z nóg i ogólnej dyspozycji ale zaliczyłem kolejną trasę z 2 kilometrami przewyższeń na niecałych 100 kilometrach oraz kolejne 200 TSS na górskiej trasie. Takie treningi pasują mi najbardziej i nawet przy słabszym dniu jestem w stanie je przejechać. Była to chyba jedna z ostatnich takich tras w tym roku. Ciężko liczyć na kolejne bo sporo rzeczy ma na to wpływ i ciężko oczekiwać, że wszystkie zgrają się w jednym dniu. Zwątpiłem także w moje możliwości i zasadność startu w dwóch ostatnich czasówkach w tym roku.

Rozjazd 33

Czwartek, 24 września 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 32.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:25 km/h: 22.59
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 511kcal Podjazdy: 530m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Spokojny wyjazd dla rozluźnienia i odstresowania. Znowu pojechałem na Przegibek ale bez żadnego celu, nie skupiałem się na niczym, technice czy szybkości zjazdu ani innych elementach potrzebnych do poprawy efektywności jazdy. Wyjechałem o podobnej porze jak dzień wcześniej i znowu musiałem walczyć z dużym ruchem na drogach. W kilku miejscach musiałem mocno hamować zdzierając resztki okładzin hamulcowych. Jechało się jakby lepiej niż w poprzednich dniach, dużym utrudnieniem oprócz samochodów i pieszych była spora ilość liści czy żołędzi zalegająca na drogach czy chodnikach. Nie czułem się komfortowo na drodze i dlatego z ulgą zjechałem na ścieżkę rowerową, gdzie się tylko dało jechałem ścieżką. Podjazd na Przegibek poszedł mi całkiem sprawnie, w końcówce gdzie tradycyjnie miałem coś zjeść dojechałem do wolno jadącego kolarza, szybko siadł mi na koło i z niego wyszedł wykonując gest jakby ograł mnie na finiszu po zwycięstwo na jakimś wyścigu, do tego nie pasował tylko jeden drobny szczegół, ja się nie ścigałem i jechałem możliwe wolno. Przed zjazdem zaczekałem aż odjedzie by nie mieć z nim styczności na zjeździe. Pojechał na Międzybrodzie i spokojnie mogłem zjechać do Bielska. Na zjeździe nie skupiałem się na technice ale wszystkie zakręty pokonałem z automatu i wyszło całkiem nieźle, gdybym dokręcał na prostych to zjazd byłby naprawdę dobry. W Straconce też nie szalałem w dół i znów zjechałem na ścieżkę rowerową, tam spora ilość rowerów i hulajnóg elektrycznych ale poradziłem sobie z nimi sprawnie i szybko. Wracając do domu obserwowałem zachowanie innych i próżno znaleźć uczestnika ruchu drogowego który nie złamał przynajmniej jednego przepisu, ja również nie byłem wyjątkiem. Pojechałem rozładować stres ale w 100 % się to nie udało. Pora chyba kończyć ten sezon i odpocząć.

Trening 119

Środa, 23 września 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 62.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:11 km/h: 28.40
Pr. maks.: 69.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: 154154 ( 78%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 1363kcal Podjazdy: 870m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Przed wyjazdem na trening postawiłem przed sobą kilka zadań które chciałem wykonać. Najważniejsze z nich to nie rezygnować przy pierwszej przeszkodzie jaka się pojawi a drugie to dawać z siebie jak najwięcej na zjazdach. Liczyłem też na to, że nogi będą kręcić lepiej niż we wtorek. Po powrocie z pracy szybko się zebrałem i już po 15 byłem gotowy do jazdy. Nie była to najlepsza godzina bo już po wyjeździe z domu wjechałem w duży ruch i na pierwszym większym skrzyżowaniu czekałem blisko 2 minuty aby przejechać na drugą stronę. Pierwszy podjazd na trasie już dał odpowiedź, że nogi nie kręcą najlepiej ale chyba nie tak źle jak wczoraj. Po prawie każdym podjeździe następuje zjazd na którym dałem z siebie dużo, przed jedynym niewidocznym łukiem musiałem przyhamować bo z przeciwka pojawił się samochód i przy rozwiniętej prędkości nie zmieściłbym się w zakręcie i zahaczył o krawężnik. Z technicznej strony był to bardzo przeciętnie przejechany odcinek ale trochę nadrobiłem szybkością. Kolejny zjazd był niedaleko, po krótkim ale wymagającym podjeździe. Technicznie było już lepiej ale znów pojawiły się samochody i musiałem kilka razy hamować, takie coś bardzo wybija z rytmu, muszę sobie to poukładać w głowie, na wyścigu zazwyczaj samochodów na zjazdach nie ma a odruch zwalniania przed zakrętami czy niewidocznymi łukami pozostaje. Kolejny zjazd pod tym względem wyglądał podobnie, znowu bałem się wyprzedzać chociaż miałem taką możliwość i jechałem wolniej niż pozwalały na to warunki. Później miałem dłuższą chwile spokoju przed najdłuższym zjazdem na trasie. Byłem już zmęczony każdym zatrzymywaniem się na skrzyżowaniu, myślałem nawet odpuścić ale nie chciałem tak łatwo się poddawać. Warunki wietrzne wskazywały, że podjazd i zjazd z Przegibka będzie z wiatrem w plecy. Potwierdził to szybki przejazd przez Straconkę, na podjeździe pod Przegibek noga podawała już lepiej niż na początku. Zjazd również wyglądał bardzo dobrze, do pewnego momentu. Jak zwykle przed końcem technicznej sekcji dojechałem do wolno jadących samochodów a warunki nie pozwalały na bezpieczne wyprzedzanie. Na prostce samochody już przyśpieszyły ale gdy rozwinąłem prędkość szybko do nich dojechałem, jeden z nich wyprzedził drugi ale mi to wiele nie dało, brakowało mi przełożeń aby wyprzedzić a robienie tego na dłuższym odcinku nie było bezpieczne. W końcu kierowca samochodu zjechał na pobocze i w końcówce już mogłem dawać z siebie wszystko, dodatkowym utrudnieniem był wiatr który wiał centralnie w twarz, z zupełnie innego kierunku niż w Bielsku. Mocno pracowałem aż do skrzyżowania za którym nieco odpuściłem. Dzięki pomocy wiatru mogłem odpocząć i nabrać sił przed kolejnym podjazdem i zjazdem. Jak się okazało odpuściłem szybką i techniczną jazdę przed Porąbką i poukładałem się dopiero przed zjazdem do Czańca. Tego odcinka w tym kierunku nie jechałem kilkanaście lat, po krótkim ale dosyć wymagającym podjeździe następuje długi zjazd z kilkoma technicznymi sekcjami. Pokonałem go w niezłym stylu mimo zmiennego wiatru który raz przeszkadzał, raz pomagał. Po zjeździe byłem zły na siebie ale z innego powodu, wybierając tą trasę nie miałem wyjścia i musiałem kawałek przejechać ruchliwą drogą krajową 52, wjazd na nią i skręt w lewo był niemal niemożliwy wiec skręciłem w prawo i przejechałem przez Kęty. W nagrodę musiałem pokonać blisko trzy kilometry ścieżką rowerową, nie przeszkadzało mi to ale ciągłe zjazdy i przejazdy przez drogi gdzie kierowcy nie zatrzymywali się mimo tego, że nie mieli pierwszeństwa denerwowały mnie bardzo. W końcu doczekałem się momentu w którym nogi się rozkręciły, miałem też dylemat czy jechać przez Pisarzowice czy Kozy ale mając tylko kilka sekund na decyzję nie zdążyłem się zastanowić i już jechałem znaną drogą na Kozy. O dziwo było w miarę spokojnie, jadąc z wiatrem szybko dojechałem do Kóz gdzie był trochę większy ruch. Później postanowiłem jechać na Lipnik gdzie miałem przed sobą długi i dosyć wymagający zjazd na którym znów dałem z siebie tyle ile mogłem. Dopiero stromy i techniczny łuk koło Kościoła wybił mnie z rytmu i spanikowałem. Później zdarzyła się bardzo niebezpieczna sytuacja, jadący za mną samochód strąbił mnie, wyprzedził na samym skrzyżowaniu i wjechał w inny jadący drogą z pierwszeństwem, nie opłaciło mu się to bo nic nie zyskał tylko rozbił przód swojego samochodu. Spokojniejszym już tempem dojechałem do Centrum Bielska i sprawdzoną drogą w kierunku Aleksandrowic. Od Lotniska już spokojniejszym tempem bez szalonego zjazdu. Byłem zmęczony po jeździe ale znów bardziej głowa niż nogi. Przy moim obecnym życiu, obowiązkach i sprawach które mam na głowie nie może być inaczej, trzeba jakoś z tym żyć.

Trening 118

Wtorek, 22 września 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 57.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:04 km/h: 27.58
Pr. maks.: 66.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: 186186 ( 95%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 1286kcal Podjazdy: 780m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Bardzo spontaniczny wyjazd po powrocie z delegacji. Nie liczyłem, że uda się wrócić już we wtorek ale tak się stało. Wyjechałem godzinę po powrocie do domu, w tym czasie zdążyłem tylko zjeść i przygotować ciuchy i bidony. Po raz pierwszy od dawna nie sprawdziłem roweru przed jazdą, wolałem wyjechać 5 minut szybciej niż później cisnąć na wariata. Była to słuszna decyzja bo jechałem niezwykle wolno i w kilku miejscach utknąłem w korkach. Wybrałem inną trasę dojazdu do BikeStore niż dwa tygodnie temu ale wiele lepiej i szybciej nie było. Byłem 10 minut przed czasem i wtedy sprawdziłem rower, wszystko było w porządku w przeciwieństwie do dyspozycji. Nie czułem się zbyt dobrze i jechało się ciężko, liczyłem, że podczas grupowej jazdy nogi puszczą. Na tym treningu pojawiłem się w celu poprawy fatalnej dyspozycji w peletonie, to prawdopodobnie ostatnia okazja w tym roku, po ostatniej jeździe grupowej byłem sfrustrowany słabą dyspozycją i chciałem to zmienić.
Po około 10 minutowym oczekiwaniu w dosyć licznym peletonie ruszyliśmy na stałą trasę, miało być spokojnie, w co specjalnie nie wierzyłem bo zawsze znajdzie się ktoś kto zaczyna szarpać i rozrywa peleton. Ruszając byłem w środku stawki, w odróżnieniu od ostatniego treningu gdy w kilka osób zostaliśmy na skrzyżowaniu za peletonem, wszyscy musieli się zatrzymać. Za skrzyżowaniem skupiłem się na utrzymaniu pozycji w peletonie i to się udało. Przy pierwszej okazji przeskoczyłem kilka miejsc do przodu, przy spokojnym tempie było to możliwe bez dodatkowego nakładu sił. Swoją pozycje utrzymałem do Wilkowic, na podjeździe postanowiłem wyjechać na czoło, utrzymując tempo wyznaczone przez innych jechałem na czele prawie do końca podjazdu, w kocówce wyskoczył Robert i podkręcił tempo, szybko doskoczyłem do koła, musiałem jechać już naprawdę mocno. Pod Magurką byłem jako drugi ale na początku zjazdu do Łodygowic zgodnie z przypuszczeniami zacząłem tracić, na początku zjazdu spadłem o kilka pozycji ale później byłem w stanie się zmobilizować i utrzymałem miejsce w szeregu. Jechało się całkiem przyjemnie w grupie ale nogi nie chciały współpracować. Liczyłem, że na hopkach popuszczą ale tak się nie stało. Gdy tylko teren stał się pagórkowaty znów musiałem się bardzo pilnować. W sumie mogę być zadowolony z przejazdu odcinka Zarzecze-Tresna, na którym było wszystko, zrywy, spawanie, przeskakiwanie do czoła grupy. Momentami musiałem generować 400-500 Wat na krótkich odcinkach aby się utrzymać ale nie miałem z tym najmniejszych problemów. Te zaczęły się dopiero na krótkim odcinku kostki brukowej gdzie zacząłem tracić i dodatkowo wypadła mi butelka z koszyka na bidon ale nie zatrzymywałem się bo za mną było jeszcze sporo osób i mógłbym przez to doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji. W Tresnej tradycyjny postój i czekanie na wszystkich i samochód techniczny zamykający peleton. Jak dla mnie przerwa była zbyt długa bo później nie umiałem się rozkręcić, na zjeździe o dziwo nie traciłem ale musiałem być skoncentrowany, ostatnio moja głowa jest bardziej zmęczona niż nogi i nie wiem jak długo wytrzymam jeszcze skupiając się na technice jazdy. Mocno niebezpiecznie zrobiło się w Międzybrodziu Żywieckim gdzie cześć osób wyjechała wprost przed nadjeżdżający samochód mający pierwszeństwo. Peleton trochę się rozciągnął i podzielił i musiałem znów spawać, lawirując miedzy dziurami i uważając na samochody z przeciwka nie była to łatwa sprawa ale przed krótkim podjazdem byłem znów w środku peletonu. Po chwili moje obawy o bezpieczeństwo skończyły się bo już podjeżdżaliśmy na Przegibek. W takich momentach dobrze czuje się jadąc z przodu i już po 100 metrach od skrzyżowania zacząłem przesuwać się do przodu, szło zadziwiająco łatwo. Zanim wyszedłem na czoło zrównałem się z prowadzącymi aby ustalić tempo jakim jadą, nie planowałem odjazdu tylko chciałem jechać na czele peletonu. Gdy znalazłem się na samym przodzie dojechał do mnie drugi zawodnik i nie patrząc do tyłu ciągnęliśmy grupę. Jak się okazało zrobiła się luka i chcąc czy nie chcąc oderwaliśmy się od peletonu. Różnica stopniowo się powiększała a tempo z każdą minutą nieco rosło, gdy różnica wynosiła około 15-20 sekund zauważyłem, że towarzysz odstaje. Peleton nie zbliżał się do nas ale my też się nie oddalaliśmy, nieco popuściłem na moment ale gdy zrobiło się stromo znowu dołożyłem i towarzysz ostatecznie został. Po 400 metrach trudniejszego podjazdu postanowiłem iść na całość, wiedziałem, że w peletonie jest kilku naprawdę mocnych kolarzy i postanowiłem jechać tak aby nie dogonili mnie przed końcem podjazdu, przestałem kalkulować, jechałem już na limicie i nie patrzyłem co dzieje się z tyłu. Była duża motywacja ale wyraźnie brakowało mi mocy, na takim podjeździe powinienem generować 10-15 Wat więcej, tak przynajmniej było 2 tygodnie wcześniej. W końcówce już mnie brakowało ale nie patrzyłem co tyłu, resztkami sił dojechałem do końca podjazdu poprawiając swój dotychczas najlepszy czas o 20 sekund. Zwykle brakowało 3-5 sekund do rekordu i w końcu udało się go poprawić. Jak na dyspozycje dnia to szybko doszedłem do siebie, gdy zdążyłem już zawrócić i spokojnie dojechać na Przegibek to zaczęli wjeżdżać kolejni zawodnicy z Remikiem i Michałem Braulińskim na czele. Miałem dobre 40 sekund przewagi a inni również jechali mocno podjazd. Mój wynik zniknął w 2 setce czasów na Stravie, przyczyna jest 1, szybciej podjechało podjazd około 130 zawodników podczas 3 ostatnich edycji Tour de Pologne, z pozostałych czasów mój plasuje się w najlepszej 10. Przed zjazdem ubrałem się bo zrobiło się chłodno. Nie planowałem szybkiej jazdy w dół ale jakoś wyszło, że zacząłem nieźle a później przyśpieszyłem. Miałem dwa słabsze momenty na zjeździe, pierwszy za pomnikiem przed pierwszym łukiem gdzie musiałem wyprzedzić dwóch wolniej jadących kolarzy i zwolnić a drugi za ostatnim łukiem gdy wyjechał mi samochód z pobocza ale i go wyprzedziłem. Na ostatniej prostej dokręciłem i wyszedł najszybszy zjazd w tym roku mimo tego, że w tych dwóch miejscach straciłem kilka sekund. Przejazd przez miasto również był szybki mimo kilku utrudnień i dwóch wyraźnych zahamowani z powodu wymuszenia pierwszeństwa przez kierowców. Ostatnie kilometry w zapadających ciemnościach były już spokojniejsze, walczyłem również z tylną lampką która po 2 minutach świecenia wyłączała się, muszę ją wymienić bo w najbliższym czasie lampki to będzie już obowiązkowe wyposażenie roweru. Jesień nadciąga a wraz z nią szybko zapadające wieczory. Wyjazd na ten trening to był dobry wybór, poćwiczyłem jazdę w grupie i znowu zrobiłem mały krok w dobrą stronę. Kolejne już raczej w przyszłym roku.

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 10148 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 12644 km
Evo 2 8629 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum