Wpisy archiwalne w kategorii
Szosa
Dystans całkowity: | 171377.50 km (w terenie 617.00 km; 0.36%) |
Czas w ruchu: | 6329:24 |
Średnia prędkość: | 26.83 km/h |
Maksymalna prędkość: | 750.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1885207 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (179 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 3523674 kcal |
Liczba aktywności: | 2525 |
Średnio na aktywność: | 67.87 km i 2h 32m |
Więcej statystyk |
Trening 16
Niedziela, 20 marca 2022 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, Trening 2022
Km: | 157.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:26 | km/h: | 28.90 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 168168 ( 86%) | HRavg | 142( 72%) |
Kalorie: | 3931kcal | Podjazdy: | 1900m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od kliku lat wiosną wybieram się na kawę do Lanckorony. Po raz pierwszy pojechałem tam w 2019 roku, w 2020 przez awarię roweru na trasie nie dojechałem do punktu docelowego co udało się w 2021 roku. Warunki wietrzne na trasie i czas sprzyjały temu aby znowu się tam wybrać. Naprzemiennie do Lanckorony jadę raz przez Wadowice a wracam przez Żywiec a w kolejnym roku odwrotnie. W tym roku wybrałem bardziej górzysty dojazd do Lanckorony, ale ze względu na wzmożone remonty w rejonie Międzybrodzia czy Tresnej zrezygnowałem z przejazdu przez Przegibek i jechałem tradycyjną drogą. Wyjeżdżając z domu były ledwie 3 stopnie na termometrze, zapowiadano 10 więcej wiec ubrałem się na około 10 stopni co wiązało się z tym, że na początku marzłem. Już w Bielsku czułem, że nie będzie to przyjemna przejażdżka, ze względu na ilość samochodów których w niedzielę o podobnej porze było zazwyczaj znacznie mniej. Jadąc spokojnie przez miasto musiałem zatrzymywać się na wszystkich skrzyżowaniach ze światłami co skutecznie wybijało mnie z rytmu którego i tak nie umiałem złapać. Dopiero za Bielskiem jechało mi się lepiej ale odczuwałem duży ból nóg a konkretnie stawów znacznie obciążonych powtórzeniami na niskiej kadencji zafundowanymi sobie dzień wcześniej. Do Żywca gdy wiatr nie przeszkadzał i nie było trudnych podjazdów dojechałem całkiem sprawnie, za miastem już było gorzej i strasznie męczyłem się na hopkach. Tętno było wysokie a ja nie umiałem dostarczyć wymaganej ilości tlenu do pracujących mięśni. Był to prawdziwy test dla głowy, gdyby była słaba nie jechałbym dalej tylko wrócił się do domu. Pracowałem wyłącznie głową i sercem i dlatego poruszałem się dalej. Aby problemów na trasie było mało cały czas byłem głodny, tak stan często się u mnie pojawia i w kolarskim słowniku nosi nazwę bomby głodowej. Na jednej z hopek miałem problem ze znalezieniem proteinowego batona który na pewno był w kieszeni i zatrzymałem się na moment. Udało się znaleźć zgubę ale przyjęcie tej dawki energii w niczym mi nie pomogło. Myślałem, że na płaskim i zjeździe pod wiatr coś uda się zyskać, może i tak było bo w Suchej Beskidzkiej byłem mniej więcej o tej godzinie co zakładałem. Na drugą stronę drogi krajowej też dostałem się szybko i sprawnie więc mogłem sobie pozwolić na krótki postój jeszcze przed przełęczą Sanguszki, był jakiś podjazd ale bardzo krótki i łagodny i nawet nie wiedziałem, że to jest ta przełęcz. Po zjeździe do Harbutowic natrafiłem na pożar traw i musiałem się zatrzymać na moment aby umożliwić dojazd strażakom, mimo zjazdu na pobocze pojazd musiał zwolnić bo kierowcy jadący z przeciwka nie zrobili mu miejsca a mieli na to warunki. Po płaskim dojeździe do Sułkowic czekał mnie jeszcze kilkukilometrowy podjazd do Lanckorony, tą drogą jeszcze nie jechałem i podjazd dał mi nieźle w tyłek mimo tego, że po raz pierwszy tego dnia jechałem z wiatrem. Podjazd wycisnął ze mnie wszelkie poty ale mogłem powiedzieć, że zasłużyłem na odpoczynek bo mając już w nogach 90 kilometrów ciężkiej trasy które pokonałem w całkiem niezłym tempie i będąc w słabej dyspozycji było naprawdę wymagające. Trafiłem w idealnym momencie bo udało się kupić kawę i gofra zanim pojawiła się spora kolejka, w innych punktach gastronomicznych już wcześniej były duże kolejki. Po około 20 minutach odpoczynku ruszyłem w powrotną drogę. Miałem jeszcze zapas jedzenia jakby stan wiecznego głodu towarzyszył przez niemal całą drogę do Lanckorony. Po kilku minutach jazdy stwierdziłem, że nic się nie zmieniło. Mając już mocno ograniczone możliwości czasowe postanowiłem wracać główną drogą aż do Bielska. Mimo sporej ilości hopek na trasie wiatr w plecy pozwolił szybko przejechać cały odcinek, dopiero w Kozach złapał mnie kryzys, zabrakło wody i jedzenia więc zatrzymałem się w sklepie. To był błąd bo później nie mogłem włączyć się do ruchu a gdybym przetrwał jeszcze kilka minut to szybciej włączyłbym się później do ruchu. Jadąc przez Bielsko znowu udało się zyskać nieco czasu, mimo tego, że jechałem dosyć spokojnie. Mimo nieplanowanego postoju w sklepie byłem w domu kilka minut przed planowanym powrotem. Z tej jazdy nie mam prawa być zadowolony ale jestem, mimo wielu przeciwności i problemów czułem przyjemność z jazdy, zwłaszcza z tego, że mogłem sobie pojeździć kilka godzin co u mnie nie jest codziennością. Patrząc na to z innej perspektywy, mimo niedyspozycji sportowej pokonałem tą trasę szybciej niż zazwyczaj a warunki były bardzo trudne, takie w jakich zupełnie sobie nie radzę. Mimo ciągłych problemów w tym roku radzę sobie lepiej niż w poprzednich latach i być może coś z tego w tym roku będzie.
Trening 15
Sobota, 19 marca 2022 Kategoria 50-100, Cube '22, Ćwiczenia, Samotnie, Szosa, Trening 2022
Km: | 51.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | min/km: | 2:21 |
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Litening C:62 Pro |
Ciężki to był trening. Po raz kolejny wybrałem się na Przegibek gdzie najlepiej wchodzą różnego typu powtórzenia. Już na rozgrzewce czułem, że coś jest nie tak. Walczyłem głównie z przeciwnościami losu, takimi, jak zimny, schodzi wiatr czy niska temperatura a w takich warunkach stoję na przegranej pozycji. Nie wiem co podkusiło mnie aby zdecydować się na intensywny trening. Według planu dojechałem do Straconki gdzie zaczęły się schody. Po raz pierwszy od dawna wystąpił problem z Di2 i dopiero po kilku próbach łańcuch zszedł z blatu na małą tarczę w korbie. Zamiast trzymać się schematu jaki obrałem już zimą czyli jak najmniej niskiej kadencji zafundowałem organizmowi prawdziwy wycisk którego skutki okazały się nieprzewidywalne. Podjazd potraktowałem interwałowo zaczynając od 2 minut spokojnej jazdy na kadencji około 90, później przez minutę jechałem twardo z mocą na poziomie strefy 5 a momentami nawet 6. Pierwszy podjazd poszedł w miarę sprawnie ale czułem jak spora ilość pary idzie w gwizdek. Drugi podjazd był już oporniejszy a o trzecim chciałbym szybko zapomnieć, w końcówce miałem już serdecznie dosyć i powiedziałem sobie, że w najbliższym czasie nie zdecyduję się na trening siłowy. Powrót do domu nie był przyjemnym przeżyciem ale na koniec z silnym wiatrem na zjeździe dokręciłem na maksa i wyrwałem „KOMa” czyli po raz kolejny wyrwałem się ze schematu bo nigdy nie walczę o czasy na segmentach a szczególnie te prowadzące w dół. W domu niedługo po powrocie z treningu zaczęły mnie boleć stawy, przesadziłem trochę podczas treningu. W Hiszpanii nie było takich niespodzianek i po raz kolejny pochyliłem się nad własnym zdrowiem, prześledziłem wszystkie pozycje w rubryce, witaminy, suplementy i żywienie ale odpowiedzi nie znalazłem. Chyba teraz wychodzi obciążenie jakie zadałem sobie w Hiszpani i po prostu muszę przez to przejść aby w sezonie było już dobrze i bez problemów z układem kostno-stawowym.
Trening 14
Czwartek, 17 marca 2022 Kategoria 50-100, blisko domu, Cube '22, Samotnie, Szosa, Trening 2022
Km: | 53.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 25.65 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | HRavg | 130( 66%) | |
Kalorie: | 1416kcal | Podjazdy: | 1140m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po trzech treningach z rzędu dałem organizmowi nieco czasu na odpoczynek ale po nim przystąpiłem już do bardziej wymagającego treningu z powtórzeniami na progu FTP. Taki trening najlepiej wychodzi mi na podjazdach więc na początek wybrałem Przegibek. Byłem bardzo ciekawy jak będzie wyglądał ten trening bo po raz ostatni w terenie podobne założenia realizowałem niemal pół roku temu a w podobnych warunkach pogodowych dobre 11 miesięcy temu, od tego czasu dużo się wydarzyło i mój organizm zupełnie inaczej reaguje na różnego rodzaju bodźce. Wyjechałem wiec ubrany nieco lżej ale z dodatkowymi warstwami w kieszeni. Zabrałem jeden bidon z napojem izotonicznym, banana i żela więc na 2 godziny powinno wystarczyć mi energii. Przed treningiem nie bardzo miałem czas zjeść konkretne śniadanie wzorem tych serwowanych w Hiszpanii więc mogłem spodziewać się wszystkiego. Dwa dni wcześniej przetarłem sobie szlak jadąc dokładnie tą samą trasą do Międzybrodzia więc wiedziałem czego się spodziewać. Pierwsze kilometry poświeciłem na rozgrzanie i rozkręcenie nogi i dopiero na ostatnim wzniesieniu przed Przegibkiem solidnie przepaliłem nogę. Już wtedy czułem, że coś jest nie tak, nogi chciały kręcić mocno, głowa również ale płuca nie dawały rady, oddech był bardzo płytki, liczyłem na to, że jest to chwilowa niedyspozycja i przy kolejnym mocnym zrywie wszystko wróci do normy. Nic takiego jednak miejsca niestety nie miało. Pierwszy podjazd poszedł jako tako, bo nogi były jeszcze świeże, bez odpowiedniej ilości tlenu jednak szybko się zakwasiły i już końcówka podjazdu wyglądała gorzej, mimo to do zaplanowanych 12 minut brakło mi podjazdu. Zjazd musiałem z wielu względów odpuścić i sporo czasu straciłem także na postoju. Drugi podjazd to znowu praca nóg i głowy i bardzo podobne odczucia po 12 minutach wysiłku. Już wtedy czułem, że trzeci podjazd będzie już na dobicie i tak też było. Od połowy pracowałem już wyłącznie głową, nogi odmawiały współpracy a płuca dalej były w swoim świecie. Odkąd pamiętam w niskich temperaturach miałem problemy z wydolnością ale takie problemy pojawiły się dopiero rok temu, myślałem, że diagnozy lekarzy o obniżonej sprawności mojego układu oddechowego to tylko bajki a jak widać nie do końca. Średnio co 3 miesiące przechodzę badania, robię RTG klatki piersiowej i od maja ubiegłego roku nie ma żadnych zmian, wtedy były spore ale wiem, że miałem wcześniej Covida i to są powikłania po tym cholerstwie. W najlepszym momencie poprzedniego sezonu gdy organizm pracował na właściwych obrotach, problemy z oddychaniem zeszły na dalszy tor a obecnie znów to wraca. Zastanawiam się czy kiedyś wrócę do wydolności która pozwalała wykorzystać 100 % możliwości mojego organizmu. Mimo tego, że jest lepiej jak w tamtym roku to wciąż mam problemy które zabierają mi sporo, w tym radość z uprawiania tego sportu, staram się z tym walczyć ale ciężko pogodzić się z faktem, że nie jestem w stanie dawać z siebie 100 % w każdej sytuacji. Na powrocie do domu próbowałem zaatakować jeden podjazd i poprawić swój czas na segmencie Stravy, segment jednak był dłuższy i zawierał niebezpieczne bardzo rondo na którym musiałem zwolnić, podjazd pokonałem możliwie mocno ale na końcówce straciłem. Czas poprawiłem ledwie o 2 sekundy a stać mnie było na więcej, nawet przy słabej wydajności płuc. Drugi atak przeprowadziłem na kolejnym podjeździe ale tutaj już mnie brakło, dusiłem się nie mogąc doprowadzić tlenu do mięśni i odpuściłem całkowicie. Powrót do domu to z kolei ciekawa historia i po raz kolejny pokaz głupoty kierowców, na wąskiej, remontowanej drodze nie potrafili rozsądzić między sobą kto ma właściwie pierwszeństwo i droga była zablokowana. Cały paradoks polega na tym, że niedawno otwarto nową, szeroką drogę którą nawet jak ma się dalej to jedzie się znacznie szybciej niż bocznymi drogami ale kierowcy tego nie rozumieją, nic nie zyskują w ten sposób a okazja do uszkodzenia samochodu jest idealna. Udało mi się poboczem minąć zator i spokojnie wrócić do domu. Trening dał mi wiele odpowiedzi na pytania. Mogę stwierdzić jednoznacznie, że od formy jestem bardzo daleki, brakuje współpracy miedzy poszczególnymi układami w organizmie i to jest w tym momencie największy problem. Chyba się już starzeję i nie stać mnie już na to na co mogłem sobie pozwolić kilka lat temu, jest silny mentalnie więc akceptuję sytuację jaka jest i zamierzam pracować nad tym aby mój organizm chciał współpracować w 100 % a wtedy stać mnie na wiele.
Trening 13
Wtorek, 15 marca 2022 Kategoria 50-100, Cube '22, Samotnie, Szosa, Trening 2022
Km: | 52.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 25.16 |
Pr. maks.: | 74.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1453kcal | Podjazdy: | 1000m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trzeci trening tlenowy z rzędu. Tym razem nie odmówiłem sobie przyjemności i zaliczyłem po raz pierwszy w tym roku podjazd na Przegibek. Na starcie znowu dylemat, jak się ubrać ale szybko rozwiałem wszelkie wątpliwości i ubrałem się nieco lżej jak dzień wcześniej, na termometrze nieco więcej stopni a teren też na ogół cieplejszy niż rejon Istebnej więc z jednej warstwy mogłem zrezygnować ale kurtka w kieszeni się znalazła. Do Straconki dojechałem oczywiście bocznymi dróżkami z zaliczeniem kilku okolicznych hopek. Sam podjazd na Przegibek poszedł mi znowu zaskakująco dobrze, udało się jechać równym, nie za mocnym tempem z odpowiednią kadencją i dosyć szybko znaleźć się na szczycie, było na tyle ciepło, że nie ubierałem wiatrówki. Niestety na samej przełęczy wyprzedził mnie samochód i musiałem jechać jego tempem, skupiłem się wyłącznie na technicznym aspekcie i pod tym względem zjazd wyglądał nieźle, szybkość również była jak na warunki dobra. W drugiej części ćwiczyłem równą jazdę w dół bo na takich odcinkach dużo tracę a już za niecałe 4 tygodnie wyścig na którym znajdują się aż 2 takie odcinki na każdej z 4 pętli więc miałem motywację aby dokręcać na prostej w dół. Początkowo myślałem wracać przez Kozy lub Zarzecze ale postanowiłem zawrócić, zaliczyć jeszcze raz Przegibek i po raz drugi poćwiczyć zjazd. Podjazd poszedł znowu nieźle, mimo walki z wiatrem a zjazd już niestety gorzej. W pierwszej części brakowało szybkości, ze względu na ukształtowanie terenu i konieczność ciągłego dokręcania a w drugiej części stan drogi nie pozwalał na szaleństwa, technicznie też było gorzej ale nie tak tragicznie by nie wyciągać żadnych pozytywów z tego zjazdu. Patrząc na segmenty na Stravie to wyższe miejsca zajmuję w tegorocznym zestawieniu na zjazdach niż podjazdach. Nie chciało mi się wracać tą samą drogą wiec wróciłem przez Lipnik i centrum. Trochę czasu straciłem na skrzyżowaniach czy w ciasnych miejscach a także na walce z wiatrem na ostatnich kilometrach. Koło domu nieco dokręciłem aby uzbierało się 1000 metrów w pionie. Trening całkiem niezły i chyba optymalny dla czasu jaki mogę przeznaczać na jazdę w tygodniu i remontach drogi w okolicy Międzybrodzia. Może liczby nie oddają dobrze tego stanu ale w tym roku jeździ mi się naprawdę lekko i przyjemnie ale niewiadomą pozostaje wciąż dyspozycja podczas bardziej intensywnych ćwiczeń. Na jej podstawie będę mógł stwierdzić w jakiej jestem właściwie formie i ile mi brakuje do optymalnej dyspozycji pozwalającej na bardziej wymagające treningi w górach czy udział w zawodach.
Trening 12
Poniedziałek, 14 marca 2022 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, Trening 2022
Km: | 105.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:49 | km/h: | 27.51 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2712kcal | Podjazdy: | 1290m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mając nieco więcej czasu postanowiłem go wykorzystać na dłuższy trening tlenowy. Długo się nie zastanawiałem i postanowiłem jechać w kierunku Wisły z jednego ważnego powodu, na tym etapie sezonu nie nawiedzę wracać pod wiatr a mocny ciąg z południa wykluczał inne kierunki jazdy. Wyjechałem kilka minut przed 9 w bardzo przyjemnej temperaturze ale ubrany na warunki jakie panują w górach i z dodatkowymi elementami ubioru w kieszeni. Od początku jechało się bardzo lekko i przyjemnie, do momentu aż zjechałem z głównej drogi przed Skoczowem, tam zaczęły pojawiać się silne podmuchy bocznego wiatru a nawierzchnia wyglądała jak szwajcarski ser, jeden, chyba najbardziej dziurawy odcinek sobie odpuściłem i skorzystałem z równej, asfaltowej =ścieżki nad Wisłą, aby na nią wjechać musiałem pokonać trudniejszy technicznie odcinek i to się udało, na MTB gdzie kierownica jest szersza byłoby znacznie trudniej. Po powrocie na główną drogę w Ustroniu walczyłem już z czołowym wiatrem, wiał raczej ze stałą prędkością więc dobrałem przełożenie i pilnowałem kadencji, równym tempem dojechałem do Wisły. Po weekendzie ruch na drogach był mniejszy i sprawnie przejechałem przez Wisłę. Podjazd na Kubalonkę okazał się zmarszczką, zwykle męczyłem się podczas pierwszych podjazdów w sezonie a po hiszpańskich wojażach gdzie dobrze radziłem sobie z podjazdami nie mam żadnych problemów na własnym podwórku. Na przełęczy jeszcze sporo śniegu i bardziej odczuwalny wiatr więc założyłem co mam i spokojnie zjechałem do Istebnej. Tam popełniłem błąd nie zdejmując kurtki, rozpiąłem ją tylko ale to nic nie dało i trochę się spociłem w słońcu wspinając się na Ochodzitą. Po raz pierwszy odczułem brak 32 zębów z tyłu, na 28 momentami przepychałem ale w miarę równym tempem pokonałem najtrudniejsze fragmenty podjazdu. Były jednak miejsca na drodze, gdzie przez brak słońca znajdował się lód. Udało się ominąć wszystkie tego typu pułapki i podziwiać widoki spod karczmy na Ochodzitej. Widoczność była na tyle dobra, że w oddali dojrzałem Tatry. Chwilę rozkoszowałem się widokami ale czekał mnie zjazd więc ruszyłem zanim moje ciało się całkiem wychłodziło. Dziwnie zjeżdżało się główną drogą bez kostki, ten odcinek bruku miał symboliczne znaczenie dla tej drogi ale to już historia. Na zjeździe nie nastawiłem się na szybkość ale bezpieczeństwo, w drugiej części pojawiło się sporo dziur i miejmy nadzieję, że drogowcy coś z tym zrobią na wiosnę. W Milówce już nie miałem picia więc zatrzymałem się przy sklepie, uzupełniłem bidony i energię, wypiłem ciepłą herbatę i ruszyłem w kierunku Bielska. Czasu już nie miałem zbyt dużo więc zrezygnowałem z górek i jechałem przez Żywiec, po drodze kilka spowolnień ale też moment, że leciałem po 40 km/h na płaskim. Zakładałem, że przejadę tą trasę w 4 godziny netto a udało się urwać z tego ponad 10 minut. Po raz kolejny sam siebie zaskoczyłem, dobrze pamiętam czasy gdy ta trasa była najtrudniejszą w sezonie i po jej przejechaniu byłem zmęczony a przejechanie jej zajęło mi więcej czasu. Tym razem zarówno trasa jak i tempo nie zrobiły na mnie wrażenia, obrany jesienią kierunek przygotowań do sezonu okazał się prawidłowy i już teraz mam dobrą nogę, przynajmniej na dłuższe jazdy tlenowe a nieraz z tym był problem. Nie radzę sobie z niskimi temperaturami i w tym roku odczuwam to bardziej i stosuję jedną warstwę ciuchów więcej niż w poprzednich latach a komfortu termicznego i tak nie odczuwam. Oczywiście czeka mnie sporo pracy nad zjazdami czy innymi elementami kolarskiej układanki ale bazę do rozwoju przygotowałem naprawdę solidną więc z optymizmem patrzę na kolejne treningi i początek sezonu który już coraz bliżej.
Trening 11
Niedziela, 13 marca 2022 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2022
Km: | 73.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:31 | km/h: | 29.01 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 159159 ( 81%) | HRavg | 129( 66%) |
Kalorie: | 1903kcal | Podjazdy: | 510m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jak powiedziałem tak też zrobiłem, pojechałem przewietrzyć rower szosowy po przerwie zimowej. Przed jazdą miałem kilka dylematów i ostatecznie wybrałem koła aluminiowe ze starymi już oponami i kasetą która nie dogadywała się z nowym łańcuchem, lepsza kaseta z górskimi przełożeniami czeka już z nowymi kołami na pierwszą jazdę. Rower gotowy był już na piątek ale wtedy pojechałem na MTB i dwa dni czekałem na ten bardzo przyjemny moment. Wyjechałem dopiero późnym popołudniem po powrocie z Krakowa, wyjazd był niepewny do końca bo wracać miałem dopiero wieczorem ale nieoczekiwanie miałem wolne już w południe więc wszystko się dobrze ułożyło. Na pierwszy raz zaplanowałem zupełnie płaską trasę aby sprawdzić rower który na pierwszy rzut oka działał poprawnie. Po kilku minutach gdy konieczna była częsta zmiana przełożeń pojawiły się problemy z przeskakującym łańcuchem. Obserwując wskazania mocy byłem zaskoczony jak skaczą Waty na wietrze, może to norma a może oznaka kończącego swój żywot miernika mocy. Trzymałem jednak wysoką kadencję i nawet pod wiatr jechałem całkiem szybko. Przyjemność z jazdy była ogromna i nie zepsuł jej nawet przejazd przez Czechowice gdzie straciłem sporo czasu i nerwów przez nieuważnych kierowców. Nie odmówiłem sobie przyjemności przejazdu przez Kaniówek, nie wiem dlaczego ale bardzo lubię tam jeździć. Za Jaszowicami znowu miałem kryzys, ostatnio taka norma, że słabość łapie mnie po 75 minutach jazdy. Na szczęście chwilę później jechałem już z wiatrem, podjąłem próbę jazdy ścieżką rowerową ale dwa razy byłem bliski bliskiego spotkania z samochodami więc wróciłem na jezdnię gdzie czułem się bezpieczniej. Po dojeździe do Kęt zatrzymałem się na moment, tłumy ludzi na rynku jednak szybko zmotywowały mnie do dalszej jazdy. Powrót główną droga do Bielska miał swoje plusy i minusy, szybko jednak przejechałem przez wioski i tylko trochę czasu straciłem w Bielsku gdzie popisałem się naprawdę dobrą technicznie jazdą, w pewnym momencie jadąc sobie jednokierunkowa drogą pojawił się z przeciwka samochód i już widziałem jak ląduję na jego masce ale wykorzystując słabe umiejętności z MTB wskoczyłem na chodnik i zmieściłem się na centymetry między lusterkiem samochodu a grupką pieszych stojących na chodniku. Dalej już bez przygód ale z coraz gorszym komfortem termicznym. Chyba nigdy nie polubię jazdy w niskich temperaturach, mój organizm nie pracuje wtedy optymalnie ale patrząc na to, jak jest teraz to w bardziej optymalnych warunkach może być tylko lepiej. Bałem się bardzo tego przejścia z trenażera, roweru MTB czy wyższych hiszpańskich temperatur na szosowe jazdy w Polsce a okazało się, że mimo problemów jakie mam jest całkiem nieźle. Popracować muszę jeszcze tylko nad optymalizacją sprzętu i można już budować formę startową. Już tylko 4 tygodnie do pierwszego startu zostały a formy startowej na razie nie widać.
Trening 10
Piątek, 11 marca 2022 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa, teren, Trening 2022, Zima, Zima 2022
Km: | 47.00 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 02:03 | km/h: | 22.93 |
Pr. maks.: | 46.00 | Temperatura: | 1.0°C | HRmax: | 147147 ( 75%) | HRavg | 116( 59%) |
Kalorie: | 959kcal | Podjazdy: | 370m | Sprzęt: Evo 2 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po tygodniu odpoczynku i spokojnych jazd, pora ruszyć tyłek i pojechać na normalny trening. Warunki do jazdy typowo marcowe, czyli zimno i wietrznie więc postawiłem po raz kolejny na rower MTB i miałem nieco większe pole manewru w wyborze dróg jakimi mogłem się poruszać. Postawiłem jednak na główne szosy z łącznikami w postaci słabych nawierzchni czy delikatnego terenu. Wiatr był strasznie uciążliwy a jego kierunek, siła i odczucie jakie powodował wskazywało na jedno, że wieje od strony Syberii. W ostatnim czasie zwłaszcza, z tego kierunku nic dobrego nie przywiało więc pojechałem naprzeciw temu draniowi. Po kilku minutach słabo kręcącej nogi pojawił się trudniejszy podjazd gdzie się odblokowałem i już jechało się lżej. Pod wiatr, mimo jazdy w dół nie jechałem szczególnie szybko, remont dróg w okolicy spowodował większy ruch w Międzyrzeczu i ciężarówki z urobkiem na drodze z obciążeniem do 7,5 tony, odkształcenia nowej nawierzchni sugerowały, że ciężki transport porusza się tą drogą już dłuższy czas. Jako pracownik resortu budownictwa jestem bardzo uczulony na to i w głowie zaczynają pojawiać się różne myśli, czy coś w projekcie lub wykonawstwie poszło nie tak i dlatego droga wygląda jak wygląda ale niewłaściwe użytkowanie ma również wyraźny wpływ na proces niszczenia dróg. Kiedyś wjeżdżając w boczne drogi miedzy Bronowem a Zabrzegiem mogłem liczyć na to, że samochody będą pojawiać się tam bardzo rzadko a teraz było ich całkiem sporo. Trochę znudziła mi się jazda po asfalcie na terenowych oponach z niskim ciśnieniem i ogromnymi oporami toczenia więc skręciłem w teren i lasem dojechałem do zapory w Goczałkowicach. Tam wiatr był najbardziej odczuwalny i miałem delikatny kryzys który minął dopiero po postoju i przejechaniu przez centrum Goczałkowic. Wtedy też podjąłem decyzję o powrocie przez Czechowice i centrum Bielska. Remont linii kolejowej trwa w najlepsze i wszystkie okoliczne drogi są rozkopane lub nieprzejezdne więc wydawało mi się to rozsądnym wyjściem. Nie przewidziałem tylko jednego, wiatr który utrudniał mi jazdę w pierwszej części, w miastach był mniej odczuwalny i jego pomoc była znikoma. Udało się jednak sprawnie przejechać przez Czechowice i Bielsko, dawno nie jechałem tą drogą, zwykle wracałem albo przez Bestwinę albo Ligotę. W Bielsku znowu złapał mnie kryzys ale do domu było już blisko i sprawnie dojechałem. Chyba pora wyciągnąć szosę z garażu, 5 miesięcy od ostatniej polskiej jazdy to wystarczający czas, widząc jak noga kręci po obozie w Hiszpani przyjemność z jazdy będzie ogromna.
Rozjazd 3
Niedziela, 6 marca 2022 Kategoria blisko domu, Samotnie, Szosa, teren, Regeneracja
Km: | 23.00 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 01:18 | km/h: | 17.69 |
Pr. maks.: | 45.00 | Temperatura: | 1.0°C | HRmax: | 139139 ( 71%) | HRavg | 111( 56%) |
Kalorie: | 529kcal | Podjazdy: | 220m | Sprzęt: Evo 2 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po powrocie z Hiszpani postawiłem na tygodniowy odpoczynek od treningów. Aby nogi nie zapomniały jak się kręci pojechałem na spokojną rundkę wokół domu na rowerze MTB. Duży szok przeżyłem próbując na nowo zaadaptować się do warunków zimowych. Mimo grubych ciuchów i wielu warstw marzłem i po kilkudziesięciu minutach stwierdziłem, że dalsza jazda nie ma sensu wiec wróciłem do domu.
Calpe Trening Camp 9
Czwartek, 3 marca 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Szosa, w grupie
Km: | 127.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:58 | km/h: | 25.57 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 175175 ( 89%) | HRavg | 117( 60%) |
Kalorie: | 3539kcal | Podjazdy: | 2100m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni wyjazd w Calpe. Prognozy pogody mówiły o możliwym załamaniu aury późnym popołudniem więc chcieliśmy wrócić wcześniej do Calpe. Wyjechaliśmy po 10 w kierunku Altei. Początkowo miałem problemy by się utrzymać w grupie ale jakoś się to udawało do momentu aż nastąpiły pierwsze zrywy mające na celu m.in. wyprzedzenie dużej grupy. Mnie na razie nie stać na charce,, nogi może by chciały ale płuca nie dają rady i obserwowałem jak różnica między mną a grupką się powiększa aż w końcu zniknęli w oddali. Wiedziałem jak mam jechać więc jechałem swoim tempem. Na pierwszym podjeździe zrobiłem małe przepalenie składające się z trzech minutowych akcentów. Następny podjazd poszedł mi już lepiej i na końcu spotkałem się z resztą. Z głównej drogi zjechaliśmy w boczną nad urokliwe jeziorko położone między wzniesieniami.
Jadąc wzdłuż akwenu stopniowo wspinaliśmy się w górę, ale najcięższy podjazd był dopiero przed nami. Na rozwidleniu dróg odbiliśmy w prawo i w momencie nachylenie wzrosło do 10 % a po kilkudziesięciu metrach już zrobiło się 15 ?sfalt zamienił w betonowe płyty. Na wąskiej drodze ciężko było jechać zakosami a podjazd w dalszej części był jeszcze bardziej wymagający, na ponad 500 metrowym odcinku nachylenie nie spadało poniżej 20 % a trudności podjazdowy dodawał fakt, że przez ponad 300 metrów droga prowadziła prosto w górę i przed sobą widziałem tylko ścianę, taki podjazd początkiem marca jest bardzo wymagający i trudny, w końcówce już ciężko się jechało, po 7 dniach wymagających treningów czułem w nogach już zmęczenie ale jakoś przemęczyłem cały podjazd.
Moc ze wspinaczki wyszła niezła a nachylenie nie sprzyjało mocnej i równej jeździe więc mogę być z siebie zadowolony. Na szczycie odpocząłem nieco w słońcu przed jak się okazało przełajowym zjazdem w dół. Na tym zjeździe nie czułem się pewnie, nawet na tarczowych hamulcach, w połowie zjazdu jeszcze zadzwonił telefon co było pretekstem aby się zatrzymać na moment i dać odpocząć dłoniom. Niewiele jednak na tym straciłem a zjazd nie był na tyle długi aby musieć robić dodatkowe postoje. Po zjeździe ruszyliśmy w kierunku centrum Castel de Castilas gdzie wypiliśmy kawę i gdy tylko ruszyliśmy po przerwie to zaczęła się zabawa czyli popularne w tym sporcie zrywy. Pierwszy niestety przespałem a dodatkowo nastąpił na zjeździe, nie tarciłem wiele wiec gdy tylko zaczął się kolejny podjazd doścignąłem grupę i ruszyłem do przodu, z tyłu była gonitwa ale przed zjazdem do Val de Ebo nie dałem się doścignąć. Na zjeździe już nie walczyłem bo czego bym nie zrobił, byłem bez szans. Swojej przewagi upatrywałem na kolejnym podjeździe pod Col deVal de Ebo. Podjazd niezbyt długi i wymagający ale z podmuchami wiatru które próbowały mnie wytracić z równowagi. Wykrzesałem z siebie bardzo dużo mocy i wjechałem w niezłym czasie który jednak odbiegał od czołówki o ponad 2 minuty, to mówi wszystko o poziomie kolarstwa na świecie i moich miejscu w szeregu a jednak nie prezentuję na podjazdach poziomu przeciętnego ale nieco wyższy. Na przełęczy zatrzymałem się na moment i spokojnie zjechałem w dół do Pego na obiad.
Po drodze straciłem trochę czasu na nawigację ale trafiłem tam gdzie trzeba i miałem okazję rozkoszować się daniem regionalnym na zakończenie mojego pobytu w Calpe. Po postoju trzeba było jeszcze dojechać do Calpe, postanowiłem wracać z grupą i próbować utrzymać się na kole. Jechało się jednak na tyle dobrze, że dawałem nawet zmiany i dopiero przed Calpe odpuściłem luźno kręcąc przez ostatnie 15 minut. Wiązało się to z tym, że zostałem za grupą ale wszystko było kontrolowane, wolałem jechać w swoim tempie i skupić się an bezpiecznym przejeździe przez Calpe niż pilnować koła grupy i mając ograniczoną uwagę i kontrolę nad obserwacją otoczenia. Bezpiecznie dojechałem na kwaterę i miałem jedynie godzinę na to by zdać rower.
Jadąc wzdłuż akwenu stopniowo wspinaliśmy się w górę, ale najcięższy podjazd był dopiero przed nami. Na rozwidleniu dróg odbiliśmy w prawo i w momencie nachylenie wzrosło do 10 % a po kilkudziesięciu metrach już zrobiło się 15 ?sfalt zamienił w betonowe płyty. Na wąskiej drodze ciężko było jechać zakosami a podjazd w dalszej części był jeszcze bardziej wymagający, na ponad 500 metrowym odcinku nachylenie nie spadało poniżej 20 % a trudności podjazdowy dodawał fakt, że przez ponad 300 metrów droga prowadziła prosto w górę i przed sobą widziałem tylko ścianę, taki podjazd początkiem marca jest bardzo wymagający i trudny, w końcówce już ciężko się jechało, po 7 dniach wymagających treningów czułem w nogach już zmęczenie ale jakoś przemęczyłem cały podjazd.
Moc ze wspinaczki wyszła niezła a nachylenie nie sprzyjało mocnej i równej jeździe więc mogę być z siebie zadowolony. Na szczycie odpocząłem nieco w słońcu przed jak się okazało przełajowym zjazdem w dół. Na tym zjeździe nie czułem się pewnie, nawet na tarczowych hamulcach, w połowie zjazdu jeszcze zadzwonił telefon co było pretekstem aby się zatrzymać na moment i dać odpocząć dłoniom. Niewiele jednak na tym straciłem a zjazd nie był na tyle długi aby musieć robić dodatkowe postoje. Po zjeździe ruszyliśmy w kierunku centrum Castel de Castilas gdzie wypiliśmy kawę i gdy tylko ruszyliśmy po przerwie to zaczęła się zabawa czyli popularne w tym sporcie zrywy. Pierwszy niestety przespałem a dodatkowo nastąpił na zjeździe, nie tarciłem wiele wiec gdy tylko zaczął się kolejny podjazd doścignąłem grupę i ruszyłem do przodu, z tyłu była gonitwa ale przed zjazdem do Val de Ebo nie dałem się doścignąć. Na zjeździe już nie walczyłem bo czego bym nie zrobił, byłem bez szans. Swojej przewagi upatrywałem na kolejnym podjeździe pod Col deVal de Ebo. Podjazd niezbyt długi i wymagający ale z podmuchami wiatru które próbowały mnie wytracić z równowagi. Wykrzesałem z siebie bardzo dużo mocy i wjechałem w niezłym czasie który jednak odbiegał od czołówki o ponad 2 minuty, to mówi wszystko o poziomie kolarstwa na świecie i moich miejscu w szeregu a jednak nie prezentuję na podjazdach poziomu przeciętnego ale nieco wyższy. Na przełęczy zatrzymałem się na moment i spokojnie zjechałem w dół do Pego na obiad.
Po drodze straciłem trochę czasu na nawigację ale trafiłem tam gdzie trzeba i miałem okazję rozkoszować się daniem regionalnym na zakończenie mojego pobytu w Calpe. Po postoju trzeba było jeszcze dojechać do Calpe, postanowiłem wracać z grupą i próbować utrzymać się na kole. Jechało się jednak na tyle dobrze, że dawałem nawet zmiany i dopiero przed Calpe odpuściłem luźno kręcąc przez ostatnie 15 minut. Wiązało się to z tym, że zostałem za grupą ale wszystko było kontrolowane, wolałem jechać w swoim tempie i skupić się an bezpiecznym przejeździe przez Calpe niż pilnować koła grupy i mając ograniczoną uwagę i kontrolę nad obserwacją otoczenia. Bezpiecznie dojechałem na kwaterę i miałem jedynie godzinę na to by zdać rower.
Calpe Trening Camp 8
Środa, 2 marca 2022 Kategoria 50-100, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 88.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:40 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2067kcal | Podjazdy: | 1140m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wymagającym dniu należał się odpoczynek więc zdecydowałem się na zupełnie luźną jazdę. Inni mieli różne plany więc w trójkę wyjechaliśmy z Calpe dobrze znaną drogą w kierunku Morajry. Przez ostatnie dni zauważyłem, że mam problemy z równą jazdą i utrzymywaniem wysokiej kadencji więc postanowiłem nad tym nieco popracować. Wyjeżdżając z Calpe ani razu nie wrzuciłem na dużą tarczę z przodu i starałem się jechać bardzo miękko. Nie zawsze to wychodziło i gdy tylko nie było mocno pod górę to kręciłem z kadencją ponad 90. Momentami odstawałem od grupki ale starałem się dotrzymać koła, jechaliśmy w nieznane mi jeszcze miejsce nad morzem. Po drodze zaliczyliśmy kilka podjazdów i wjechaliśmy na wysokość około 100 m. n. p. m. i by dojechać na przystań czekało nas sporo zjazdu. Do miejsca w które jechaliśmy prowadzi tylko jedna droga więc trzeba było później wrócić tą samą trasą do głównej drogi do Pego.
Po dojeździe nad morze i krótkim postoju jechaliśmy spowrotem i później się rozdzieliliśmy. Wraz z Darkiem ruszyłem w kierunku Xalo zaliczając po drodze po raz kolejny przejazd przez wąwóz między górami. Ta droga chyba nigdy mi się nie znudzi, w ciągu 8 dni jechałem nią aż trzy razy. Po dojeździe do Xalo odwiedziliśmy belgijską, kolarską knajpkę.
Po dobrych naleśnikach i kawie przyjemnie wracało się do Calpe, dalej jechałem spokojnie, kilka razy zostając z tyłu. Przed powrotem na kwaterę pokręciłem się jeszcze po Calpe. Uzbierało się ponad 80 kilometrów i 1000 metrów przewyższenia co jest takim minimum jakie założyłem sobie przed wyjazdem. Odpocząłem po wtorkowej jeździe i nabrałem sił na pożegnanie z Calpe i wymagający trening zaplanowany na czwartek.
Po dojeździe nad morze i krótkim postoju jechaliśmy spowrotem i później się rozdzieliliśmy. Wraz z Darkiem ruszyłem w kierunku Xalo zaliczając po drodze po raz kolejny przejazd przez wąwóz między górami. Ta droga chyba nigdy mi się nie znudzi, w ciągu 8 dni jechałem nią aż trzy razy. Po dojeździe do Xalo odwiedziliśmy belgijską, kolarską knajpkę.
Po dobrych naleśnikach i kawie przyjemnie wracało się do Calpe, dalej jechałem spokojnie, kilka razy zostając z tyłu. Przed powrotem na kwaterę pokręciłem się jeszcze po Calpe. Uzbierało się ponad 80 kilometrów i 1000 metrów przewyższenia co jest takim minimum jakie założyłem sobie przed wyjazdem. Odpocząłem po wtorkowej jeździe i nabrałem sił na pożegnanie z Calpe i wymagający trening zaplanowany na czwartek.