Dzień po morderczym wypadzie na
Diablak wziąłem udział w 12 edycji Górskich Mistrzostw Jas-Kółek. Planowałem
jechać dla towarzystwa i treningowo przejechać trasę ale już po starcie ostrym
zacząłem dyktować swoje warunki i na Ochodzitej zostało nas z przodu trzech.
Tempo było mocne, były próby odjazdów ale nie udało się nikomu odskoczyć.
Dyktowałem tempo na podjeździe pod Kubalonkę, pasowało mi to bo nie musiałem
zaginać się na maksa by utrzymać grupę. Zjazd do zupełnie inna bajka i pokaz
głupoty kierowców, kilka razy próbowaliśmy wyprzedzić wolno jadący samochód się
zbliżaliśmy on zjeżdżał do środka. W końcu się udało ale na pewno straciliśmy
część wypracowanej przewagi. Za rondem do naszej grupki dołączył Alexey Kmets
więc zabawa zaczęła się od nowa. Im bliżej Salmopolu tym miałem większe
problemy z utrzymaniem tempa grupy, puściłem na 5 kilometrów przed przełęczą i znowu
jechałem swoim tempem, pierwsze miejsce w GMJ pojechało ale drugie pozostawało
kwestią otwartą, podjazd poszedł mi nieźle, na zjeździe dawałem z siebie
maksimum pod względem technicznym i szybkościowym ale brakowało trochę
aerodynamiki. Jakieś 2 minuty starty mieliśmy do Patryka który jednak jechał
sporo lepiej więc pozostała walka o utrzymanie bezpiecznej już przewagi nad
goniącą grupą. Drugi podjazd na Salmopol był ostatnim z którego mogę być
zadowolony, na zjeździe znowu dałem z siebie wszystko ale czułem, że zbliżają
się skurcze, wziąłem magnez ale chyba zyt późno bo w najmniej odpowiednim
momencie przed podjazdem pod Zameczek złapał mnie bolesny skurcz w prawej łydce
i po zawodach. Wlekłem się do mety i udało się utrzymać 3 miejsce na które
byłem skazany od momentu pojawienia się skurczu. Z jazdy mogę być zadowolony
biorąc pod uwagę duże zmęczenie po sobocie.
Udało się wyjechać na około 2 godzinną przejażdżkę. Spokojną jazdę urozmaiciłem postojem na kawę i ciasto w Brennej. Jechało się całkiem przyjemnie więc cały dzień mogę zaliczyć na plus. Czuć już jesień w nogach i powietrzu. Czas powoli kończyć ten sezon, jeszcze 3 tygodnie regularnych jazd i później już czasu na rower nie będzie tak dużo.
Kolejny dzień z niepewną pogodą więc pozostało kręcenie blisko domu. Noga znowu pozwalała na harce więc zrealizowałem naprawdę wymagajacy trening. Po dobrej rozgrzewce krotkie powtorzenia wchodziły bardzo dobrze, dopiero przy ostatnich pojawił się problem i zacząłem czuć zmęczenie. Po powrocie z treningu zaczęło padac więc trafiłem punkt z godziną wyjazdu i długością treningu.
Pogoda i czas znowu nie pozwoliły na solidny trening więc ruszyłem na improwizację trzymając się blisko domu na wypadek oberwania chmury. Pod nogą wciąż czuć moc ale również zmęczenie z którym coraz trudniej jest walczyć.
Po raz kolejny musiałem odpuścić start w zawodach, tym razem ominęła mnie rywalizacja w BAM Psary gdzie liczyłem na kolejny niezły wynik. Po weekendzie ruszyłem na spokojną, godzinną przejażdżkę na znanej rundzie w gminie Jasienica. Noga jakoś podawała ale czuć już jesień i forma jaka mi towarzyszyła przez ostatnie 2 tygodnie zaczyna odlatywać jak bociany na południe.frameborder="0" style="
width: 554px;
min-width: 250px;
max-width: 100%;
height: 650px;
display: block;
" src="https://strava-embeds.com/activity/7682139658#ns=xy3zox256i&hostOrigin=http://www.bikestats.pl&hostPath=/posts/postadd&hostTitle=Dodawanie+wpisu+|+dziennik+rowerowy,+blogi+-+wycieczki,+wyprawy+rowerowe+-+statystyki,+trasy,+wydarzenia">
Widząc prognozy na weekend byłem już skłonny zrobić sobie wolne od startów w zawodach. Wstając jednak w sobotę z łóżka podjąłem decyzję o starcie w zawodach O cenu Kilpi w Czechach. Dotychczas nie miałem szczęścia mierząc się z gorą Pustevny, raz spóźniłem się na start, innym razem jak już wystartowałem to kompletnie mi nie poszło a kilka razy wyjazd po prostu nie wypalił, brak czasu, inne starty czy Covid i w końcu się udało wyrównać rachunki z tą górą. Tym razem znowu byłem w biurze zawodów dosyć późno i miałem mało czasu na rozgrzewkę. Omyłkowo jeszcze połowę sobie skasowałem i zapis z Garmina mam tylko połowiczny. Start miał nastąpić już o 9:35 ale trochę się opóźnił. Mimo kiepskiej pozycji startowej dobrze wystartowałem i trzymałem się blisko czuba. W każdej chwili mógł nastąpić atak więc jechałem bardzo czujnie. Pierwszy mocny zryw oznaczał walkę o premię lotną, udało mi się utrzymać tempo czołówki i nawet złapać oddech jak nastąpiło zwolnienie. Drugi atak nastąpił bardzo niespodziewanie i już zbyt późno się zebrałem aby być w stanie utrzymać koło. Jechałem kilka metrów za czołówką i przy hotelu w Trojanowicach dojechałem do głównej grupy. Po pierwszym łuku w prawo poszedł starszny ogień i widziałem jak czołówka mi odjeżdża. Włączyłem swoje tempo i utrzymywałem je przez kolejne minuty walki z trasą, wyprzedzałem kolejne grupki kolarzy i widziałem jak czołówka topnieje w oczach, ostatecznie odjechały 4 osoby a 2 kolejne były bardzo blisko. Na kole miałem jeszcze jednego zawodnika więc utrzymanie pozycji dawało mi miejsce w top 10 open. Jadąc swoje nie byłem w stanie zbliżyć się do innych i tak sobie jadąc dojechałem do finiszu na którym jednak brakło mocy i zamiast 7 miejsca skończyłem jako 8 zawodnik. Czechy w tym roku są dla mnie szczęśliwe bo po raz kolejny znalazłem się w top 10 open. Noga wciąż podaje bardzo dobrze i mogę być zadowolony z tego, że w dalszym ciągu pokazuję się z dobrej strony na zawodach.frameborder="0" style="
width: 554px;
min-width: 250px;
max-width: 100%;
height: 650px;
display: block;
" src="https://strava-embeds.com/activity/7669535979#ns=omrvvta3r8&hostOrigin=http://www.bikestats.pl&hostPath=/posts/postedit/2119190&hostTitle=Edycja+wpisu+|+dziennik+rowerowy,+blogi+-+wycieczki,+wyprawy+rowerowe+-+statystyki,+trasy,+wydarzenia">
Po dwóch dniach w terenie wybrałem się na szosowy trening. Ostatnio bardzo lubię spokojne jazdy po górach więc w końcu postanowiłem sprawdzić Dolinę Zimnika, o asfaltowej drodze pod Skrzyczne wiem już dobrych kilka lat ale dotychczas nie było okazji aby sprawdzić ten odcinek. Spokojnym tempem dojechałem z Bielska do Lipowej i rozpocząłem długi leśny odcinek wijący się wśród drzew i stopniowo wznoszący do góry aż na wysokość 850 m.n.p.m. . Okazało się, że podjazd od szlabanu ma ponad 6 kilometrów których przejechanie zajęło mi 20 minut. Zjazd był równie przyjemny jak podjazd i przy okazji zatrzymałem się na kawę w hotelu Zimnik. Przy okazji znowu odpisałem na kilka e-maili po czym ruszyłem w dalszą drogę. Zaliczyłem jeszcze po drodze Ostre i Huciska czyli dwa niezbyt wymagające podjazdy. Nogi po Road Trophy już doszły do siebie więc można myśleć o kolejnych startach w zawodach.
Ostatni etap tegorocznego Road Trophy to nic nie wnosząca do rywalizacji czasówka. Trasa odpowiadała mi bardzo ale wiedziałem, że topowego wyniku nie zrobię. Rozgrzewka była po raz kolejny długa, konkretna i efektywna więc z czystym sumieniem stanąłem na starcie. Od początku mocne tempo i klapki na oczach. Po około 5 minutach wysiłku złapałem delikatną zadyszkę ale kilka sekund spokojniejszej jazdy pozwoliło na kolejny oddech i utrzymywałem założoną moc. Kolejny delikatny kryzys miałem na około 4,5 kilometra, dopiero jak zobaczyłem zawodnika z przodu dostałem skrzydeł. Ostatni podjazd to już jazda na maksa, skok mocy znormalizowanej z 325 na 342 W na ostatnim kilometrze był tego idealnym potwierdzeniem. Kolarza który zagiął się na ostatnich metrach nie dogoniłem, ale wcześniej odrobiłem do niego prawie 2 minuty więc nie miało to znaczenia, na finiszach nigdy nie byłem mocny a wręcz jest to moja bardzo słaba strona więc nie ma powodu do wstydu. Ostatecznie dojechałem jako 9 zawodnik open i 6 w kategorii B. Utrzymanie 10 miejsca open w Road Trophy to była formalność. Przed zawodami taką dyspozycję i rozwój sytuacji brałbym w ciemno, noga podawała cały czas całkiem nieźle, popełniłem kilka błędów ale nie wpłynęły one na końcowy ranking, inni tym razem mieli pecha który mnie choć raz ominął. Przerwa od wyścigów szosowych wyszła mi na dobre bo od razu wykręciłem życiowy wynik. Forma na wyścigu dopisała i niezależnie od tego jak będzie w kolejnych startach już ten sezon uważam za bardzo udany a wręcz życiowy. Mimo trzech wymagających dni wyścigowych wciąż w nogach została moc wystarczająca na jeszcze jeden etap a ledwie kilka tygodni wcześniej miałem problem aby zrobić jeden dobry trening a o dwóch pod rząd mogłem tylko marzyć.
Drugi dzień rywalizacji w etapowym wyścigu Road Trophy. Warunki do jazdy nieco lepsze niż pierwszego dnia i godzina startu inna. Tym razem miałem czas na dokładną i długą rozgrzewkę po ktorej ustawiłem się na starcie, ponownie z tyłu. Lepiej czułem się w peletonie więc szybko przesunąłem się do przodu, mimo tego że inni też chcieli jechać z przodu utrzymywałem swoją pozycję. Pierwszy podjazd wystarczył aby podzielić grupę, trzymałem się blisko przodu i jako jeden z osttanich załapałem się do czołowej grupki w której jechało maksymalnie kilkanaście osób. Pierwszy zjazd to znowu walka o przetrwanie w grupie, niestety się nie udało i miałem kilkanaście sekund straty do najlepszych. Goniłem całą Kamesznicę aby na początku podjazdu pod Koczy Zamek znaleźć się w grupce. Utrzymałem się prawie cały podjazd, grupka się trochę rozciąhnęła i byłem bliżej jej końca. Miałem przynajmniej motywację aby dawać z siebie wszystko na zjeździe, tam wydarzylo się kilka rzeczy które spowodowały, że ostatecznie odpadłem od grupy, a to kolarze bez numerów probowali dołączyć do grupy, to ktoś złapał gumę. Tym razem nieco większej straty nie byłem w stanie już nadrobić, jechałem swoje przez Kamesznicę ale musiałem zacząć umiejętnie gospodarować siłami i lepiej było mocniej jechać podjazd i mniej stracić niż dawać z siebie wszystko na płaskim i zyskać kilka sekund. W Kamesznicy już na podjeździe pod Koczy Zamek dogoniłem 3 osoby ktore nie wytrzymaly tempa czołówki co dodało mi skrzydeł na podjeździe. Znowu dałem z siebie wszystko i już dublowałem najsłabszych jadących dopiero 1 podjazd. Miałem motywację bo osoby które minęły miały nieznaczną przewagę po 1 etapie i mogłem wskoczyć do Top 10 open. Ostatni dlugi zjazd do Milówki już nie wyglądał tak dobrze jak pierwsze, na płaskim również brakowało mi tempa, do tego stopnia, że prawie dogoniła mnie grupa z tyłu. Na podjeździe dałem z siebie maksimum, w nogach nie było więcej mocy aby spróbować jakiegoś mocniejszego zrywu. Wjechałem w dobrym tempie na szczyt gdzie pojawił się niechciany towarzysz - skurcz. Przyjąłem magnez i dopiero po kilku minutach mogłem sobie pozwoli na mocniejsze tempo. Motywacja jednak siadła, uświadomiłem sobie, że jadę bez wody a do mety jeszcze zbyt daleko. Na płaskim nie byłem w stanie jechać mocno i dopiero w Soli dołożyłem mocy. Miałem szczęście, że dopiero po moim przejeździe przez tory rogatki zaczęły opadać sygnalizując przyjazd pociągu. Ostatni podjazd był już na dużym zmęczeniu, walczyłem dzielnie o każdą sekundę ale bez wody mocy w nogach już nie było. Tempo jednak było na tyle dobre i skuteczne, że nie odcięło mi nawet na moment prądu. Ostatecznie ponownie sklasyfikowany zostałem na 12 miejscu open i tym razem 7 w kategorii B. Pozwoliło to awansować na 10 miejsce open z bezpieczną przewagą nad kolejnymi. Po zawodach zasłużony rozjazd i powrót do domu zbierać siły na ostatni etap.