Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Szosa

Dystans całkowity:176758.50 km (w terenie 619.00 km; 0.35%)
Czas w ruchu:6527:23
Średnia prędkość:26.84 km/h
Maksymalna prędkość:750.00 km/h
Suma podjazdów:1954597 m
Maks. tętno maksymalne:205 (179 %)
Maks. tętno średnie:198 (101 %)
Suma kalorii:3659879 kcal
Liczba aktywności:2604
Średnio na aktywność:67.88 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Trening 84

Niedziela, 19 lipca 2020 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 106.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:11 km/h: 25.34
Pr. maks.: 66.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 187187 ( 95%) HRavg 138( 70%)
Kalorie: 2785kcal Podjazdy: 2000m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy tegoroczny trening z Bielską grupą. Złożyło się kilka rzeczy i udało się pojawić o 6 na miejscu zbiórki. Wstałem już przed 5 ale wyjechałem dopiero po 5:30. Pogoda nie bardzo zachęcała do jazdy ale później miało być lepiej. Brakowało tylko dobrej nogi, pierwsze kilometry przez opustoszałe miasto były bardzo męczące. Przy ulicy Górskiej pojawiłem się dokładnie o 6:00. Po chwili czekania ruszyliśmy w kierunku pierwszego podjazdu na trasie. Po drodze miały dołączyć kolejne osoby wiec tempo było spokojne, po kilku minutach jazdy na najgorszym możliwym odcinku jeden z zawodników złapał kapcia. W tym czasie dojechały trzy osoby, po szybkiej wymianie już bez przeszkód ruszyliśmy dalej. Pojawiła się spora mgła z której w końcu zaczął siąpić drobny deszcz, nie czyściłem wczoraj roweru i nie martwiłem się tym, że znowu będę musiał to robić. Koledzy poprowadzili mnie zupełnie nieznaną mi drogą, w tej mgle niewiele było widać, pamiętam tylko tyle gdzie trzeba skręcić i gdzie kończy się ta droga a tego co było pomiędzy nie byłem w stanie zapamiętać. Im bliżej Szczyrku tym wyższe tempo, towarzysze nieźle pracowali na czele niewielkiego peletonu i gdy przyszła kolej na moją zmianę nie chciałem być gorszy i również trzymałem mocne tempo. Jechałem na czele aż do Soliska a w zasadzie do samej przełęczy Salmopolskiej. Przy wyciągu z przyzwyczajenia ruszyłem mocniej, peletonik szybko podzielił się, na moim kole po 400 metrach podjazdu były 2-3 osoby a po 1500 metrach już zostałem sam, wtedy też podkręciłem tempo, nie jechałem na rekord, ale gdy zbliżałem się do szczytu i pojawiła się szansa wykorzystałem ją, osiągnięty w Maju czas poprawiłem o 10 sekund, niewiele to zmieniło w rankingu ale potwierdziło solidną nogę która jednak się rozkręciła po słabym początku. Na przełęczy tradycyjnie spotkałem sprzedawcę oscypków który dopingował mnie na ostatnich metrach. Końcówka podjazdu była bardzo mocna, potwierdziło to tętno które po raz pierwszy od dawna przekroczyło 185. Czekając na wszystkich zauważyłem problem ze sztycą a dokładnie śrubą mocującą która popuściła i sztyca opadła o dobry centymetr, skorygowałem ustawienie, dokręciłem ile byłem w stanie i jechałem dalej. Zjazd był mokry, zimny i prawie cały we mgle, na Salmopolu błękit nieba i piękne słońce a w drodze do Wisły „inny świat”. Na zjeździe jechałem asekuracyjnie, nie żałowałem, że wczoraj zmieniłem koła na aluminiowe bo klocki hamulcowe znowu dostały w dupę a na karbonie zużywają się znacznie szybciej niż na zwykłych obręczach. Na trasie znalazł się także odcinek do Wisły Czarne z dwoma sekcjami szutru, po ostatnich deszczach zrobiło się niezłe bagno, przejechaliśmy ten fragment bardzo ostrożnie i wolno. Było bezpiecznie i nikt nie złapał gumy. Przed kolejnym podjazdem znowu musiałem się zatrzymać, drugi raz dokręciłem sztycę ale problem się powtarzał i nasilał w dalszej części trasy. Ta przerwa zrobiła różnice i musiałem gonić grupę, to jednak mi nie zaszkodziło, dogoniłem peletonik na skrzyżowaniu gdzie skręcaliśmy w prawo na Stecówkę. Niespodzianką był nowy fragment asfaltu na podjeździe, jechałem spokojnym tempem i czołówka była daleko z przodu. Ostatecznie dojechałem d dwójki jadącej tuż za czołową trójką i w takim składzie dojechaliśmy do Szarculi. Tam kompletowanie składu i zjazd który zacząłem jako pierwszy i dopiero na ostatniej prostej przed wjazdem w teren zabudowany zostałem wyprzedzony. Dopiero przy rondzie zebraliśmy się w jedną grupę i można było jechać dalej. Jechałem z tyłu, byłem trochę zdezorientowany i za późno zorientowałem się, że jedziemy w kierunku rynku i na główną drogę. Stan prac tam niewiele się posunął do przodu, na pierwszym wahadle udało się przejechać, za drugim odbiliśmy w kierunku rynku. Jadąc boczną drogą byłoby spokojniej ale niekoniecznie szybciej. Dalsze wahadła na trasie nas już nie dotyczyły, w planie była Tokarnia. Podjazd który zawsze daje w kość, dosyć szybko zacząłem i była szansa na rekordowy czas. Poprzedni nie był wyśrubowany, jako jedyny jechałem całość ko kostce i nie korzystałem z chodnika. Nikt nie mówił, że nie wolno ale nie poszedłem na łatwiznę. Gdy zrobiło się stromo wrzuciłem możliwie lekkie przełożenie i jechałem mocno ale z rezerwą. Symbolicznie poprawiłem swój czas ale możliwości są dużo większe. Na górze nie czekałem, zacząłem powoli zjeżdżać, do czasu gdy wypadł mi bidon nic się nie działo. Druga połowa zjazdu już lepsza, nie zagrzałem obręczy ale znów musiałem podnieść siodełko. Dokręciłem ile się dało, przelałem picie z brudnego do czystszego bidonu i czekałem na towarzystwo. Ostatni podjazd na trasie to kultowa Równica. Zacząłem jako jeden z ostatnich ale po chwili wyszedłem już na czoło. Jechałem spokojnie, założenia na ten dzień już zrealizowałem i ten podjazd chciałem wjechać takim tempem aby jak najwięcej osób utrzymało mi koło do końca podjazdu. Jechałem cały czas równo, gdy zrobiło się stromiej to nieco podkręciłem tempo a około 3 kilometry przed końcem podjazdu dołożyłem kolejne 10 Wat i tak jechałem do samego końca. Na 1500 metrów przed kreską na czele były 4 osoby a ostatni kilometr przejechaliśmy w trójkę. Na samym finiszu koledzy mi nieco odjechali ale nie chciałem podkręcać tempa i nie miałem zamiaru ich gonić. Widziałem, że walczą na finiszu ale nie wiem który z nich wjechał jako pierwszy. Przy schronisku postój i znowu poprawa ustawienia sztycy, zauważyłem też słaby stan baterii w Di2, liczyłem, że ten trening uda się przejechać przekraczając 1500 kilometrów od ostatniego ładowania ale jakiś niepokój się pojawił. Niestety mocowanie sztycy trzymało coraz słabiej i już po zjeździe sztyca opadła dobre 2 centymetry. Zjazd był dobry w moim wykonaniu, znowu zjeżdżałem jako pierwszy i dopiero przy skręcie na Zawodzie dojechały kolejne osoby. Wszystkich nie było i dlatego w niezbyt szybkim tempie pokonaliśmy ulice Sanatoryjną, później krótki podjazd i zjazd ulicą Źródlaną. Po zjeździe zatrzymałem się by poprawić sztycę, nie miało to już większego sensu ale kilkaset metrów przejechałem bez zmiany pozycji siodła. Gdy tylko ruszyłem usłyszałem sygnał który oznaczał wyłączenie się przedniej przerzutki. Pozostała mi jazda na małej co w połączeniu z tym, że musiałem jechać w większości na stojąco nie było niczym przyjemnym. Podjazd w Lipowcu i zjazd do Górek Wielkich jakoś przejechałem nie tracąc kontaktu z grupą, później było różnie. Mocny zryw w Grodźcu odseparował mnie od grupy, nie wiedziałem którędy pojada i widząc jednego z uczestników treningu wyjeżdżającego z drogi na Biery przekonałem się, że grupa podzieliła się na dwie mniejsze. Szybko dojechałem do tej która jechała przez Biery do Jaworza. Brakowało mi niewiele do 2 kilometrów w pionie i grzechem byłoby nie dokręcić. W tym celu wybrałem trudniejszy wariant powrotu, ostatnio jadąc tamtędy wyszło 120 metrów przewyższenia na 6 kilometrach, brakowało mi 110 co oznaczało, że nie będzie trzeba dokręcać po bocznych drogach. Tak się niestety nie stało i na szczycie ostatniego wzniesienia brakowało 6 metrów do pełnej liczby, musiałem zaliczyć dwie boczne drogi aby tego dokonać. Przed ostatnim zjazdem przednia przerzutka obudziła się na moment i wrzuciłem dużą tarcze z przodu, nie na długo jednak i ostatnie kilkaset metrów to już jazda bez kręcenia głownie na stojąco, sztyca opadła już praktycznie do końca. Planowałem być w domu o 11, byłem wcześniej, gdyby nie problemy techniczne z rowerem może bym jeszcze zaliczył kilka podjazdów w Jaworzu. Wszystkie założenia na ten dzień wypełniłem, spory dystans w grupie, 100 kilometrów, 2000 metrów przewyższenia, ponad 200 TSS, dwa kolejne rekordy na podjazdach i niezłe generowane moce. Drobne defekty nie zmieniły niczego. Bardzo przyjemna niedziela, oby więcej takich.


Podjazdy:


Trening 83

Sobota, 18 lipca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 76.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:42 km/h: 28.15
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 157157 ( 80%) HRavg 132( 67%)
Kalorie: 1673kcal Podjazdy: 1000m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny dzień z mokrymi drogami. Wczoraj wyczyściłem cały rower i dlatego możliwie długo zwlekałem z wyjazdem. Aby jechać wyłącznie po suchych drogach musiałbym czekać do popołudnia. Przed 10 zdecydowałem się wyjechać na wcześniej umyśloną trasę, od startu nic się nie układało. Zapomniałem naładować licznik i dlatego włączyłem aplikacje w telefonie która jednak nie działała poprawnie i ciągle gubiła sygnał z czujników. Pierwsze kilometry były bardzo ciężkie, nie umiałem wskoczyć na obroty. Gdy jechałem ścieżką wzdłuż lotniska wypadła mi pompka. Nie wiedziałem gdzie dokładnie poleciała i gdy ją odnalazłem od razu schowałem do kieszonki aby sytuacja się nie powtórzyła. Trochę wybiło mnie to z rytmu a był to dopiero początek serii dziwnych zdarzeń jakie wydarzyły się podczas prawie 3 godzinnej jazdy. Pierwsze skrzyżowanie przejechałem bez zatrzymania i to jedna z niewielu takich sytuacji na trasie. Na kolejnym już musiałem zwolnić i cały zjazd pokonać na klamkach, trafił się wolno jadący samochód którego w żaden sposób nie byłem w stanie wyprzedzić. Już wtedy żałowałem, że wybrałem tą drogę, jadąc bocznymi może bym mniej tracił na skrzyżowaniach czy zjazdach, chociaż jest ich tam więcej. Drugi zjazd na trasie wyglądał lepiej ale musiałem na końcu hamować by zatrzymać się na skrzyżowaniu. Do kolejnego skrzyżowania dojechałem szybko ale sytuacja się powtórzyła. Dalej nie było lepiej, duży ruch, ciągłe zmiany prędkości i kolejne przymusowe hamowania zużywające okładziny hamulcowe. Nawet zbliżający się podjazd na Przegibek niewiele zmienił, ciągle moja jazda nie wyglądała tak efektywnie jak zazwyczaj. Na podjeździe męczyłem się strasznie, w momencie gdy wyprzedziło mnie dwóch młodych kolarzy z KS AVATAR poczułem się staro i nawet przez głowę przeszły myśli o odpuszczeniu sportowej jazdy na rzecz całkowitej turystyki rowerowej. Nie chciałem rywalizować z młodymi i w założonym tempie dojechałem do szczytu. Zjazd znów fatalny, pojawił się wolno jadący samochód który skutecznie mnie blokował, nie chciałem łamać przepisów i za wszelką cenę go wyprzedzać wiec jechałem kilkanaście metrów za nim. Odjechał mi dopiero po wjeździe do Międzybrodzia. Tam kolejna niewytłumaczalna sytuacja, jechałem przepisowo prawą stroną jezdni gdy zostałem strąbiony przez nerwowego kierowcę który nazwał mnie zawalidrogą, bezpośrednim skutkiem tej sytuacji był fakt, że odruchowo zjechałem do samej krawędzi, podbiło mi rower na nierównej drodze, upadek był bliski ale na szczęście wypadł tylko bidon. Wróciłem się po niego ale zguby nie znalazłem, czekała mnie jazda na jednym bidonie i umiejętne dawkowanie picia aby go nie brakło. Wizyty w sklepie nie planowałem i dlatego nie wziąłem niczego zakrywającego twarz. Dalsza cześć zjazdu do skrzyżowania już bez werwy. Później gdy poczułem, że wiatr jest odrobine sprzyjający motywacja wróciła. Szybko pokonałem ruchliwy odcinek wzdłuż jezior. Podjazd w Tresnej poszedł sprawnie ale czułem, że nogi nie pracują idealnie. Odcinek w kierunku Oczkowa pełny pagórków dał mi nieźle w kość. Później było raz lepiej raz gorzej, gdy czułem wiatr w plecy rozwijałem duże prędkości ale prawie na każdym skrzyżowaniu musiałem się zatrzymać. Drugi dłuższy i trudniejszy podjazd na trasie poszedł mi lepiej niż Przegibek. Duży wpływ na to miał także sprzyjający wiatr i dobra nawierzchnia. Na zjeździe chciałem poćwiczyć technikę, z rytmu wybiła mnie nierówna, miejscami dziurawa nawierzchnia a w końcówce pojawił się bardzo wolno jadący samochód, grzecznie za nim jechałem aż do skrzyżowania przy Kościele. Tam musiałem mocno zwolnić a samochód w tym czasie odjechał wyjeżdżając przed samochód dostawczy jadący od strony Ślemienia. Już wtedy nie czułem się bezpiecznie na drodze a najgorsze czekało mnie za kilkanaście minut. Droga do Żywca poszła bardzo szybko, lekko w dół i z wiatrem sprzyjającym. Koncentrowałem się na bezpieczeństwie ale nie zawsze to było możliwe, na wyprzedzanie na centymetry czy na podwójnej ciągłej, pod prąd, z telefonem w ręku to była rzeczywistość. Ruch na tej drodze był ogromny, przy wjeździe do Żywca odrobine się uspokoiło, by później zmienić się w drogowy chaos. W końcu nie wytrzymałem i wjechałem na nierówną ścieżkę rowerową. Aby tam się dostać musiałem pokonać wysoki krawężnik, ciekawe kto takie coś wykonał lub zaprojektował, w Czechach jakoś mają ścieżki na które wjeżdża się bez uskoków kilkucentymetrowych. Jadąc tą ścieżka zastanawiałem się gdzie mnie zaprowadzi, dojechałem do ronda za którym musiałem skręcić w prawo, kawałek jeszcze jechałem w kierunku centrum, przy próbie zrzucenia z blatu łańcuch spadł a dokładnie w momencie gdy się zatrzymałem i przestałem kręcić. Błąd był po mojej stronie, gdy nałożyłem łańcuch to odrobinę rozładował się ruch i bezpiecznie dojechałem do ronda i mogłem ruszyć w kierunku kolejnego na którym skręciłem w prawo. Do Łodygowic znów w dużym ruchu ze sporą ilością niewłaściwych manewrów, wyprzedzanie na centymetry, przejścia w miejscach niebezpiecznych czy wolna jazda slalomem rowerzystów to tylko niektóre sytuacje jakie występowały na drodze. Czułem się jak w dżungli gdzie również można się wszystkiego spodziewać. Bezpieczniej zrobiło się w Wilkowicach gdzie cały ruch skierował się na Bystrą. Do pełni szczęścia brakowało tylko postoju na przejeździe kolejowym. Jedyny przejazd jaki miałem po drodze do domu zatrzymał mnie, tam również ciekawa sytuacja, stojący za mną samochód postanowił zawrócić, wjechał w boczną drogę, tam nawrócił i w momencie w którym przejechał pociąg jednak zmienił zdanie i ruszył w tym kierunku co ja. Bezpośrednio za przejazdem musiałem pokonać bardzo nierówny odcinek, nie liczyło się nic poza bezpiecznym przejazdem. Później byłem w stanie rozpędzić się i osiągnąć fajne prędkości mimo bocznego wiatru. Ostatni odcinek w mieście o dziwo był bezpieczny, mały ruch i postój tylko na jednym z wielu skrzyżowań. Dojeżdżając do domu brakowało kilku metrów do 1 kilometra w pionie, zdecydowałem się dojechać do skrzyżowania i osiągnąłem dokładnie 1000 metrów przewyższenia. To już trzecia taka sytuacja w tym roku, okrągła wartość lepiej wygląda niż np. 996 metrów. Mimo wszystko był to dobry dzień i dobre rozpoczęcie urlopu. Niestety pandemia znów atakuje i w Czechach już odwołali jeden wyścig, to tam głownie miałem startować i zastanawiam się czy nie odpuścić startu w Mamut Tour, z drugiej strony pojawiła się szansa na start w Tatra Road Race i mając do wyboru te dwa wyścigi stawiam na Zakopiańskie Piekło. Jak się nie uda startować w Czechach to liczba starów spadnie do 5-6 ale to niewiele zmienia i cele jakie sobie stawiam są podobne. Na razie jednak jest jeszcze czas na to by myśleć o startach, priorytetem jest utrzymanie dobrej nogi i kolejne treningi już będą bardziej specjalistyczne.


Trening 82

Piątek, 17 lipca 2020 Kategoria blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 48.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:39 km/h: 29.09
Pr. maks.: 48.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 181181 ( 92%) HRavg 138( 70%)
Kalorie: 1097kcal Podjazdy: 650m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Huśtawki pogodowej ciąg dalszy. W zasadzie miałem trenować już wczoraj ale nie trafiłem z oknem pogodowym i wpadł drugi, nieplanowany dzień przerwy, kilka tygodni temu taka sytuacja nie wpłynęła dobrze na mój organizm i teraz nie chciałem doprowadzić do powtórki. Mimo niepewnej pogody i nieciekawych prognoz wyjechałem na trening. Zamiast planowanej górskiej trasy z dwoma przepaleniami wybrałem jeden z moich ulubionych schematów czyli 3 powtórzenia w 5 strefie mocy o długości 8 minut. Poszedłem po najmniejszej linii oporu i pojechałem do Jaworza skąd w razie załamania pogody byłbym w stanie szybko wrócić do domu. Specjalnie nie czyściłem roweru przed jazdą, założyłem wreszcie nowe koła i widelec, jest trochę inny niż chciałem ale pasuje do ramy co było najważniejsze. Minimalne znaczenia ma fakt, że jest ponad 100 gram lżejszy i w całości karbonowy. Gdy wyjechałem to od razu tętno skoczyło do 2 strefy, byłem mocno wyświeżony wiec nie zwracałem uwagi na ten parametr. Noga po kilku minutach zaczęła kręcić lepiej, przy okazji wyszły jeszcze drobne niedociągnięcia w sprzęcie. Musiałem poprawić zaciski które zbyt słabo trzymały, omyłkowo nie zrobiłem tego przed jazdą. Trwało to chwile ale wystarczyło aby stracić koncentracje. Jadąc spokojnie już wiedziałem, że nie będzie łatwo, warunki wietrzne były niesprzyjające, nie lubię mocnych akcentów z wiatrem a dzisiaj nie mogłem liczyć na przeciwne podmuchy. Już w trakcie rozgrzewki gdy przystąpiłem do planowanego interwału moc była niska przy wysokiej prędkości. Do zamierzonych 3 minut brakło 20 sekund, wybrany odcinek okazał się za krótki. Celowo wydłużyłem czas odpoczynku aby przygotować się mentalnie, po kilku dniach odpoczynku i ogólnie kilku tygodniach bez trzymania reżimu treningowego bardzo ciężko się zmotywować do takiego treningu. Będąc gotowym ruszyłem efektywne, dobrałem dosyć twarde przełożenie i trzymałem założoną moc, na moje szczęście wiatr zmienił się na boczny i nie pomagał tak jak wcześniej. Jechałem równo przez 2,3, 5 minut. Dopiero na wypłaszczeniu musiałem znacznie skorygować przełożenie. Przed końcem odrobinę mnie przytkało, niewiele brakło aby podjazd skończył się szybciej niż mocna jazda. Dobrze pracujący sprzęt i noga wystarczyły aby w około 8 minut pokonać ponad 4 kilometrowy odcinek prowadzący głównie w górę. Zjazd był wolny i spokojny, nie wile trzeba było aby dłużej zjeżdżać niż podjeżdżać. Kolejne dwa podjazdy miały być nieco mocniejsze, drugi wyszedł lepiej niż pierwszy a ostatni już nie tak dobrze, w pewnym momencie wyjechał samochód i musiałem na moment odpuścić mocną jazdę, gdyby nie to moc z ostatnich minut wyszłaby najwyższa. Wystarczyło to jednak do najlepszego czasu na tym odcinku. Taki segment nie znaczy nic przy tych na których w ostatnim czasie straciłem przewodnictwo, zostało mi już bardzo niewiele wartościowych „KOMów” i powoli odchodzę w zapomnienie. Po powtórzeniach uleciało ze mnie powietrze, chciałem jeszcze przepalić nogę na kilku podjazdach ale zrezygnowałem z tego pomysłu. Zbliżając się do domu już widziałem ciemne chmury na horyzoncie, deszcz z nich spadł dopiero 2 godziny później ale jadąc zaplanowaną wcześniej trasą prawdopodobnie bym nie wrócił suchy do domu. Po kilku dniach zastoju i takim przepaleniu może być tylko lepiej. Dwa najbliższe tygodnie będą obfite w treningi a później być może czasu będzie dużo mniej niż dotychczas i konieczna będzie redukcja ilości i długości treningów.


Trening 80

Niedziela, 12 lipca 2020 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 129.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:41 km/h: 27.54
Pr. maks.: 62.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 184184 ( 94%) HRavg 138( 70%)
Kalorie: 3152kcal Podjazdy: 2190m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Myślałem, że ostatnio poranki były chłodne, zmieniłem zdanie widząc dzisiejsze 8 stopni na termometrze co pośrednio wymusiło na mnie zmianę trasy. Wstałem o odpowiedniej porze aby przejechać zaplanowany odcinek ale bałem się bardzo zbytniego wychłodzenia na zjazdach co nie jest mi potrzebne. Ciężko było się zmobilizować, najchętniej poleżałbym w łóżku dłużej, przez ostatnie kilkanaście dni wstawałem wcześnie rano i jakaś odmiana jest potrzebna ale będę musiał z tym poczekać minimum do kolejnej soboty. Wszystkie sprawy dopiąłem na ostatni guzik, zjadłem solidne śniadanie, napełniłem bidony, przygotowałem jedzenie, rower już wczoraj był gotowy wiec nie musiałem się o to martwić. Jedyny dylemat to strój, ostatecznie wybrałem cieplejsze ciuchy bo lepiej mieć co zdejmować niż marznąć. Pierwszy raz założyłem nowy strój Martombike, na pierwszy rzut oka nie poczułem, żadnej różnicy w odniesieniu do innych strojów w jakich jeżdżę. Po wyjściu na zewnątrz faktycznie było zimno ale liczyłem, że na rowerze chociaż trochę się zagrzeje. Wyjechałem kilka minut przed 7 ze sporym zapasem ale nie planowałem zbyt pokręconej trasy tylko możliwie najkrótszą przez Leszną do Czech. Na początek Jaworze i już pierwsze oznaki dobrego dnia, zwykle gdy czuje się nieźle mam wysokie tętno, taki paradoks, zazwyczaj wysokie tętno oznacza brak formy ale u mnie jest inaczej. Wysoki rytm serca współgrał z dobrze kręcącą od samego startu nogą. Jazda opustoszałymi drogami ma w sobie jakiś urok, zwykle co niedziele tego doświadczam wiec tym razem nie zrobiło to na mnie wrażenia. Kilometry szybko uciekały, jechałem cały czas ze sprzyjającym wiatrem. Miałem dobry czas przejazdu mimo spokojnej jazdy. Na trasie do granicy kilka niespodzianek, jedna z nich to spory odcinek nowej nawierzchni w Goleszowie, druga już nie tak przyjemna która wymusiła postój zaraz za granicą. Zauważyłem drobny problem z pompką a dokładnie jej uchwytem który bardzo niepewnie trzymał pompkę, miałem ze sobą więcej opasek zaciskowych i jedną musiałem użyć aby pompka pewnie trzymała się w uchwycie. Po tym postoju nastąpił zjazd na którym zmarzłem, perspektywa postoju nie bardzo mi się uśmiechała wiec pojechałem kawałek w stronę Cieszyna, po nawrocie jechałem bardzo wolno ale i tak na rondzie 5 minut musiałem odczekać zanim dojechała grupa. Pojawiło się kilkanaście osób ale spodziewałem się, że jeszcze kolejni zawodnicy dołączą przed startem. Po dojechaniu do grupy podobnie jak tydzień temu trzymałem się z tyłu, dopiero po kilku kilometrach przesunąłem się do przodu aby dać przynajmniej jedną zmianę. Współpraca w grupie układała się dobrze, momentami tempo było trochę zbyt wysokie ale poziom zawodników jest tak zróżnicowany, że takie sytuacje się zdarzają. Po zejściu ze zmiany, im bliżej Jabłonkowa i Bukowca tym gorzej to wyglądało ale sytuacja na drodze nie była też tak klarowna jak wcześniej, dużo pieszych czy skrzyżowań nie sprzyjało grupowej jeździe. W końcu jednak dojechaliśmy na miejsce startu. Sporo czasu minęło zanim nastąpił start, dojeżdżając byłem dobrze rozgrzany a później już miałem wątpliwości czy moje nogi będą pracowały właściwie. Po długim postoju w końcu ruszyliśmy w kierunku Ochodzitej. Pierwszy sprawdzian formy w bezpośredniej rywalizacji z innymi zawodnikami stał się faktem. Mi nie pozostało nic innego jak obserwacja zachowania dwóch najsilniejszych zawodników w stawce. Moja forma uprawniała mnie do walki o czołowe lokaty wiec od samego startu byłem czujny. O spokojnej jeździe mogłem zapomnieć już 300 metrów po starcie, jak tylko zaczął się trudniejszy podjazd Patryk zaatakował, byłem najbliżej niego wiec szybko się zebrałem i skoczyłem za nim. W międzyczasie to samo zrobił Amadeusz i już nastąpił podział na grupki. Patryk mocno pracował aż do wypłaszczenia, ja dopiero łapałem rytm a Amadeusz męczył się na tym podjeździe. Mimo to Patryk nie potrafił nam odskoczyć na więcej niż kilka metrów. Na wypłaszczeniu Patryk odpuścił nieco i przewodnictwo objął Amadeusz. Na zjeździe nieco odstałem od towarzyszy, szybko jednak nadrobiłem straty i dyktowałem tempo na podjeździe po wjeździe do Polski. Moja zmiana była odrobinę za długa, jednak wielkiego wpływu na dalszy przebieg rywalizacji to nie miało. Na kolejnym kilometrze z rondem pracowali towarzysze a moja zmiana przypadła na kolejnym trudniejszym odcinku. Generowałem dobre waty, mimo wyraźnie utrudniającego jazdę wiatru jechaliśmy dosyć szybko. Po zejściu ze zmiany miałem znów problem z blokiem, już wiem jaka była tego przyczyna. Ta sytuacja miała niewielki wpływ na układ sił, koledzy nieco odskoczyli ale byłem w stanie doskoczyć. Na wypłaszczeniu w Istebnej, przed wjazdem do Koniakowa znów byłem na zmianie, tempo nie było tak mocne jak na wcześniejszych ściankach, koledzy oszczędzili trochę sił i już na kolejnym trudniejszym fragmencie miałem problem z utrzymaniem tempa. Wytrzymałem jednak na kole do wypłaszczenia gdzie pojawiło się więcej samochodów, za Kościołem dałem ostatnią mocną zmianę, gdy Patryk dla swoją, jeszcze mocniejszą to już mnie brakło. Walczyłem jeszcze o zniwelowanie start ale różnica się powiększała. Na kolejnym wypłaszczeniu poszedł decydujący atak Amadeusza. Wykorzystał łatwiejszy fragment trasy i odjechał. Patryk już nie był w stanie odpowiedzieć a ja miałem za dużą stratę. Dawałem z siebie cały czas wszystko, kręciłem dobre waty, starałem się trzymać Patryka w zasięgu wzroku, udało się zmniejszyć stratę w momencie gdy Patryk musiał zwolnić przez wolno jadący samochód. Kilku sekundową różnice udało się utrzymać do mety. Amadeusz jechał dużo szybciej i odskoczył, na drugie miejsce miałbym szanse jakby podjazd był dłuższy, jechałem cały czas mocno, nie byłem w stanie nic dołożyć a taką moc utrzymałbym jeszcze jakiś czas. Nie wiedziałem co dzieje się z tyłu, byłem zadowolony z wywalczonego trzeciego miejsca, rywale byli dzisiaj silniejsi ale do ich poziomu brakuje mi już niewiele. Oczywiście mogłem coś dzisiaj dołożyć, zrobić kilka rzeczy lepiej ale i tak wyszło bardzo dobrze. Jeszcze rok temu o takim poziomie mogłem pomarzyć a teraz byłem przez 90 % trasy w grze o zwycięstwo i to z mocnymi zawodnikami. Sprawdzian wyszedł dobrze i jestem spokojny o pierwsze zawody w ogólnopolskiej a nawet międzynarodowej stawce. Po wjechaniu na metę od razu pojechałem się pokręcić aby nogi trochę odpoczęły. Później kolejny długi postój zanim zebraliśmy się wszyscy. Po takiej jeździe zasłużyłem na odrobinę relaksu. Chciałem jeszcze zaliczyć kilka podjazdów wiec nie zdecydowałem się na małe co nieco. Odrobina kofeiny i to co najlepsze na Ochodzitej czyli tradycyjna Szarlotka w zupełności zaspokoiły moje potrzeby. Postój był na tyle długi, że później znów było mi zimno. Zjazd tylko pogorszył sytuacje a podjazd na Kubalonkę zacząłem dosyć słabo. Dobry rytm złapałem dopiero w połowie ale przeciwny wiatr skutecznie utrudniał szybką jazdę. Mimo to w dobrym czasie wjechałem na przełęcz. W bidonach już była susza, po wolnym zjeździe rozpędziłem się tak bardzo, ze przejechałem sklep. Musiałem zwrócić, w sklepie sporo ludzi i przede mną trafił się klient robiący duże zakupy. Sporo czasu stałem w kolejce do kasy aby zapłacić za butelkę wody. Kolejny podjazd był krótki ale z nachyleniem dochodzącym do 20 %, tam trafiła się kolejna niespodzianka i nowiutka nawierzchnia na około 200 metrowym odcinku, dalej już stary ale dosyć równy asfalt. Spokojnie wdrapałem się na szczyt skąd miałem widok na całą Wisłę. Nie było jednak zbyt wiele czasu aby podziwiać widoki i ruszyłem dalej. Na zjeździe krótki postój a później błąd nawigacyjny i kluczenie wąskimi dróżkami, dojechałem jednak do głównej drogi. Znów miałem lekki kryzys ale szybko minął, niestety wiatr dawał się we znaki. Podjazd na Salmopol zacząłem nieźle, później trzymałem stałą moc ale w pełni usatysfakcjonowany przejazdem nie byłem. Ponad 16 minut walki z podjazdem to nie jest dobry czas, w tym roku wjeżdżałem już szybciej i może dlatego ten wjazd wydaje mi się słaby. Na zjeździe znów sobie kompletnie nie radziłem, dopiero ostatni kilometr wyglądał lepiej, przejazd przez Szczyrk to znowu huśtawka, raz szybciej, raz wolniej. Dojechałem do kilku kolarzy, jeden z nich trzymał się blisko mnie, nie czułem się zbyt bezpiecznie w dużym ruchu i skręciłem w równoległą drogę do Buczkowic. Później ruch się już rozładował i jechało się lepiej i luźniej. Przed wjazdem do Bielska miałem mały incydent z kierowcą, był bardzo nerwowy i nie podobało mu się, że jadę drogą. Nie miałem innego wyjścia, ścieżka zaczynała się kilkaset metrów dalej, oczywiście na nią wjechałem, jechałem szybciej niż wielu rowerzystów poruszających się drogą. Jak zwykle przystopowały mnie skrzyżowania z przejazdami dla rowerów. Nie miało to już tak dużego znaczenia bo wcześniej nie straciłem dużo czasu w Szczyrku czy jadąc pod wiatr i znów miałem lekki zapas. W Bielsku znowu trochę kluczyłem bocznymi trafiając na kolejne utrudnienia. Do domu wróciłem pagórkami, pierwszy podjazd do ronda dosyć spokojny a na kolejnym dołożyłem trochę do pieca. Spory ruch i dziurawa nawierzchnia zrobiły swoje ale poczułem pieczenie w nogach zwłaszcza na ostatnich metrach podjazdu. Później już zjazd, miałem po drodze jeszcze podjechać oddać głos ale spora ilość samochodów wyjeżdżających z drogi prowadzącej do lokalu wyborczego skutecznie mnie zniechęciła. Dojeżdżając do domu spadło na mnie kilka kropel. Po kąpieli, obiedzie i krótkim odpoczynku pojechałem oddać głos. Sporo czasu stałem w kolejce. Po powrocie tylko zdążyłem zamknąć za sobą drzwi i lunęło. Miałem dużo szczęścia. Kolejny fajny dzień się trafił. Poza plusami takimi jak dobra noga i walka do końca o rezultat pojawiły się też minusy takie jak kolejny brak adaptacji do temperatury, brak odpowiedniej rozgrzewki czy bardzo słabe zjazdy. Cały czas mam nad czym pracować i to mnie nakręca. Ostatnie tygodnie były ciężkie więc najbliższe kilka dni poświęcam a reset przed kolejną dawką treningu.


Podjazdy:

Trening 79

Sobota, 11 lipca 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: 45.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:51 km/h: 24.32
Pr. maks.: 60.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 179179 ( 91%) HRavg 129( 66%)
Kalorie: 1087kcal Podjazdy: 840m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Wczoraj dałem nogom wolne chociaż pogoda była inna niż w poprzednich dniach i zachęcała do wyjścia na rower. Sobota już tak ładnie się nie zapowiadała. Poranek był nawet całkiem przyjemny, mimo to nie chciało mi się wstawać z łóżka. Codzienne wstawanie przed 6 rano nie jest niczym przyjemnym, zwłaszcza gdy chodzi się spać późno. Pogoda miała pogorszyć się już około 9 i by pojeździć około 2 godziny wyjechałem przed 7. Ostatnio przyzwyczaiłem się do tego i dlatego szybko byłem gotowy do jazdy. Nie miałem za bardzo ochoty na kolejną tlenową jazdę i postanowiłem urozmaicić trening kilkoma mocnymi akcentami. Nie miałem pomysłu na trasę wiec pojechałem tradycyjnie na Przegibek. Nie chciało mi się kluczyć bocznymi drogami i wybrałem się przez miasto. Ruch był bardzo niewielki, dosyć szybko dostałem się na ulice Górską skąd już rzut beretem na Przegibek. Podjazd zacząłem spokojnie i dopiero ostatnie 1500 metrów pojechałem bardzo równym i mocnym tempem. Czułem, że noga podaje bardzo dobrze i znalazło to potwierdzenie w generowanej mocy. Jakieś rezerwy w nogach jeszcze były ale chciałem je wykorzystać dopiero przy drugim akcencie. Zjazd odpuściłem, złapałem oddech, uzupełniłem zapasy energii, gdy się z tym uporałem to pojawił się silniejszy wiatr który nie zachęcał do jazdy. W Międzybrodziu dojechałem aż do samego jeziora, nigdy tam nie byłem i zaskoczył mnie fakt, że droga kończy się nagle a gdy jest wysoki poziom wody to zapewne nurt przykrywa także fragment asfaltowej szosy. Jak ktoś się bardzo rozpędzi i nie wyhamuje to ląduje wprost w jeziorze. Nie miałem czasu na dłuższy postój i musiałem wracać aby zdążyć przed deszczem. Nie miałem motywacji do mocnej jazdy, cały odcinek dojazdowy przejechałem spokojnie. Trudniejszy fragment podjazdu zacząłem mocniej ale później znów tempo siadło. Na ostatnim kilometrze dałem z siebie prawie wszystko dokładając kilka Wat do tego co generowałem na pierwszym powtórzeniu. To już był prawdziwy ogień i bardzo satysfakcjonująca moc. Po raz kolejny przekonałem się, że wszystkiego mieć nie można i o szybkim zjeździe mogłem zapomnieć. Na początku próbowałem złapać oddech i jechałem wolno a później na technicznych sekcjach musiałem lawirować miedzy samochodami. W końcówce zjazd od strony technicznej wyglądał lepiej, szybko pokonywałem łuki ale na prostych brakowało szybkości. Do domu wróciłem już znanymi ścieżkami omijającymi główne drogi, w kilku miejscach skorzystałem ze ścieżek rowerowych. Tempo było spokojne, zbliżając się do domu pogoda pogarszała się i w końcu zaczęło kropić. Zdążyłem przed deszczem, solidnie przepaliłem nogę przed kolejną niedzielną wymagającą jazdą.


Podjazdy:

Trening 78

Czwartek, 9 lipca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 56.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:54 km/h: 29.47
Pr. maks.: 59.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 150150 ( 76%) HRavg 129( 66%)
Kalorie: 1140kcal Podjazdy: 700m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Trzeci z rzędu wyjazd przed 7 rano, tym razem trasa pagórkowata w spokojnym tempie. Temperatura znów dosyć niska i ten sam zestaw ciuchów co w poprzednich dniach. Trochę się guzdrałem i zapomniałem m.in. bidonu wiec musiałem się wrócić do domu. Na szczęście nie odjechałem daleko, nawet licznik nie zdążył zastartować. Początek bardzo niemrawy, pierwsze kilometry były meczące a później już z górki. Szybko przejechałem przez Jaworze a po wjeździe na główną drogę na Skoczów nie było żadnych przeszkód. Jedynie wiatr wiejący z różnych kierunków wybijał z rytmu, zdążyłem się już do tego przyzwyczaić i z tym radzić. Gdy zaczęły się podjazdy noga obudziła się na dobre, wszystkie górki wchodziły lekko w równym tempie. Zaskoczony byłem bardzo rozważną jazdą kierowców, żaden nie próbował wymuszać pierwszeństwa, nikt nie mijał mnie na centymetry ani w żadnym niebezpiecznym miejscu. Dojeżdżając do Skoczowa zauważyłem większą ilość samochodów, ominąłem rondo przy targu bocznymi drogami i na utrudnienia trafiłem dopiero przed kładką nad Wisłą. Pojawiło się więcej pieszych i rowerzystów i zrobił się mały zator, skupiłem się na bezpiecznym przejeździe. Jadąc przez Skoczów również zachowywałem dużą ostrożność. Na pewno zaoszczędziłem trochę czasu jadąc inną drogą niż główną na Międzyświeć. Na trasę w kierunku Cieszyna wjechałem przed wiaduktem nad S52. Krótki, wymagający podjazd na wiadukt dał mi w kość, później nie umiałem złapać rytmu i dosyć szarpanym ale spokojnym tempem pokonałem odcinek z gorszą nawierzchnią. Kolejny zaskakujący fakt był taki, że przez kilka kilometrów aż do Goleszowa nie minął mnie żaden samochód, mogłem się skupić wyłącznie na jeździe a nie obserwacji tego co dzieje się wokół. Kumulacja samochodów miała miejsce na skrzyżowaniu w centrum gdzie chwile czekałem zanim skręciłem w lewo. Nagrodą był kilkukilometrowy odcinek z wiatrem, jechało się bardzo przyjemnie mimo tego, że na jednym ze skrzyżowań prawie doszło do kolizji. Winny był kierowca ciężarówki który nie zatrzymał się na skrzyżowaniu i skręcając w lewo wyjechał na przeciwny pas, przytomny kierujący samochodem osobowym zjechał na pobocze i uniknął czołowego zderzenia. Wszystko działo się zanim dojechałem do skrzyżowania i jednie musiałem nieco zwolnić aby zachować bezpieczny dystans. Ta sytuacja nie miała wpływu na moje samopoczucie, dalej jechałem swoje w dobrym tempie. Miałem tego dnia dużo szczęścia i także przez Ustroń przejechałem szybko i bez zbędnych postojów na skrzyżowaniach. Bardzo polubiłem odcinek z Lipowca do Brennej i nie odmówiłem sobie przejechania go po raz kolejny, trochę mało jadłem i zapłaciłem za to niewielkim kryzysem na podjazdach w Górkach i Grodźcu. Zanim na dobre zorientowałem się, że idzie ciężej noga znów podawała lepiej. Kolejny dzień z rzędu żałowałem, że nie mam większej ilości czasu i skierowałem się do domu. Na ostatnim zjeździe jadący z przeciwka samochód zjechał na mój pas ale w porę zwolniłem i bezpiecznie przejechałem. Przed domem zrobiło mi się gorąco, temperatura wzrosła i rękawki były już zbędne. Spokojny trening zaliczony, powoli zaczyna mnie to znowu nudzić i trzeba będzie wprowadzić więcej ćwiczeń aby urozmaicić treningi. Trochę nadrobiłem braki w wytrzymałości i może to wystarczy aby w przyzwoitej formie wytrwać do końca sezonu.


Trening 77

Środa, 8 lipca 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 41.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:40 km/h: 24.60
Pr. maks.: 60.00 Temperatura: 13.0°C HRmax: 181181 ( 92%) HRavg 130( 66%)
Kalorie: 995kcal Podjazdy: 810m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Mocniejszy trening w niskiej temperaturze. Nie bardzo mi się chciało jechać ale nigdy nie jest łatwo i trzeba być twardym. Wyjechałem znów w bardziej jesiennym niż letnim stroju. Pora dnia pozwoliła na szybki przejazd przez Bielsko łącznie z dobrą rozgrzewką. Przed podjazdem na Przegibek zatrzymałem się na moment i znów straciłem motywacje. Wiedziałem, że będzie ciężko, bardzo nie lubię treningów w krótkimi mocnymi zrywami. Postanowiłem dzisiaj spróbować robić sprinty na stojąco, zwykle jeździłem na siedząco a wtedy trudniej utrzymać moc. Po dojeździe do Straconki ruszyłem mocno, pierwszy sprint wyszedł jak należy a kolejne już nie. Większość z nich zrobiłem jednak na siedząco, nie umiałem się przestawić na stójkę i dopiero ostatnie powtórzenie w pierwszej serii pokonałem w korbach. Liczyłem na to, że uda się jeszcze złapać oddech nim zacznie się zjazd, tak się jednak nie stało i odcinek w dół musiałem odpuścić. To był czas na uzupełnienie węglowodanów i nawodnienie. Po około 10 minutach spokojnej jazdy rozpocząłem drugą i ostatnią serie sprintów. Pierwszy pokonałem w korbach a kolejne już różnie, niektóre w całości w siodle, niektóre pół na pół i dopiero 2 ostanie sprinty weszły na stojąco. Jechałem tak efektywnie, że kilku sekund brakło do rekordu, miałem takie rezerwy aby zniwelować tą różnice ale nie był to cel i nie monitorowałem czasu całego podjazdu. Na zjeździe znów starałem się jechać technicznie ale znów samochody trochę wybiły mnie z rytmu. Przejazd przez Bielsko szybki z dwoma krótkimi akcentami. Szkoda, że miałem tak mało czasu bo z chęcią bym pojeździł dłużej. Noga dosyć dobrze podawała i coraz bliżej jestem stwierdzenia, że kryzys i gorszy czas już minął.

Podjazdy:

Trening 76

Wtorek, 7 lipca 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: 85.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:49 km/h: 30.18
Pr. maks.: 60.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: 139139 ( 71%) HRavg 120( 61%)
Kalorie: 1459kcal Podjazdy: 470m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy z porannych wyjazdów. Tylko na takie mogę sobie pozwolić w tym tygodniu. Dawno nie jeździłem po płaskim i stwierdziłem, że pojawił się odpowiedni moment. Przez ostatnie kilkanaście dni jeździłem bez rękawków, potówki czy rękawiczek, pogoda zmieniła się i temperatura wymusiła zaopatrzenie się w dodatkowe elementy garderoby. Kilka dodatkowych minut na przygotowanie opóźniło nieco wyjazd ale nie miało to absolutnie żadnego znaczenia. Na początek skierowałem się na Jaworze, na głównej wciąż trwają prace drogowe, jest odcinek z ruchem wahadłowym i wolałem to ominąć. Już od samego domu przez 1500 metrów miałem niemal cały czas pod górę, to wystarczyło aby się rozgrzać i stwierdzić, że noga podaje. Po zjeździe do ronda na Cieszyńskiej ruszyłem już w lepszym tempie, za bardzo nie miałem co się rozpędzać bo już za moment musiałem pokonać kilka skrzyżowań. Na ostatnim z nich sobie postałem przez kierowcę który chyba zasnął za kierownicą bo gdy zapaliło się zielone nie ruszył się z miejsca, tylko on przejechał przed zapaleniem się czerwonego świateł. Na szczęście zapaliła się warunkowa strzałka i mogłem wjechać wraz z kilkoma samochodami na puste skrzyżowanie. Starty czasu mogłem nadrobić na kolejnych szybkich kilometrach, trochę z rytmu wybiły mnie podjazdy w Rudzicy ale później czekało mnie wiele płaskich kilometrów, aby mi się nie nudziło musiałem zmagać się ze zmiennym wiatrem. Złapałem dobry rytm, starałem się trzymać około 200 Wat i tak uciekały kolejne kilometry. Jedyne urozmaicenie to skrzyżowania na których co jakiś czas musiałem się zatrzymywać. Liczyłem na to, że w drugiej połowie trasy wiatr będzie bardziej sprzyjał. Cały czas wiał bardziej z boku i więcej na tym traciłem niż zyskiwałem. Miałem jeszcze sporo czasu i będąc w Goczałkowicach wybrałem dłuższą ale pełną przeszkód drogę. Zupełnie nieznaną mi drogą dojechałem do torów w Goczałkowicach, za tunelem zauważyłem, że zapory są zamknięte, myślałem, że wygrałem dobry los na loterii a było zupełnie inaczej. Przyjechałem kilkanaście sekund za późno, zapory zaczęły się podnosić i zanim dojechałem do skrzyżowania samochody na Szkolnej już ruszyły. Musiałem czekać aż wszystkie przejadą, byłem cierpliwy czego nie można było powiedzieć o kierowcach samochodów stojących za mną, po chwili już zaczęły odzywać się klaksony. W końcu jednak mogłem jechać dalej w kierunku Uzdrowiska. Chciałem minąć kostkę brukową znanym mi szlakiem. Gdy już dojeżdżałem do końca i miałem wjechać na deptak w Goczałkowicach zatrzymała mnie blokada. Okazało się, że teren Uzdrowiska jest odizolowany od osób trzecich i musiałem zawrócić. Nie miałem za bardzo wyjścia i około 200 metrów pokonałem dwupasmówką. W tym czasie jednak nie minął mnie żaden samochód wiec nie był to problem. Liczyłem na to, że już nie będzie utrudnień ale w Czechowicach przypomniałem sobie o remoncie linii kolejowej i występujących utrudnieniach w rejonie. Nie chciało mi się jechać przez Czechowice i pojechałem na Zabrzeg, na drugą stronę torów dostałem się niewielkim przejściem dla pieszych które mimo remontu jest czynne. Trochę czasu straciłem na krążeniu po Goczałkowicach i Zabrzegu i musiałem się sprężyć. Wybrałem najkrótszą drogę do domu, wiatr już tak nie przeszkadzał i szybko byłem w Międzyrzeczu. Po podjeździe już zluzowałem, nawet jazda ścieżką była przyjemna. Wracając do domu widziałem ciemne chmury nad górami, żadnego deszczu z nich jednak nie było do popołudnia. Fajny trening zaliczony, nie zmienia to jednak faktu, że jazda po płaskim nie należy do moich ulubionych ale czasami trzeba się pomęczyć.


Rozjazd 20

Poniedziałek, 6 lipca 2020 Kategoria blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 32.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:28 km/h: 21.82
Pr. maks.: 60.00 Temperatura: 23.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 532kcal Podjazdy: 530m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Spokojny wyjazd na początek nowego tygodnia. Przed jazdą wahałem się czy jechać na Przegibek czy kręcić się po okolicy. Wychodziło na to samo, w jednym i drugim przypadku musiałem pokonać kilkanaście skrzyżowań, ciasnych zakrętów czy odcinki prowadzące ścieżką rowerową. Przekonał mnie fakt, że mogę potrenować technikę zjazdu a na to Przegibek nadaje się idealnie. Po raz pierwszy od dawna nie zabrałem opaski tętna a jedynym parametrem jaki miałem pilnować była moc. Od samego domu jechałem z wiatrem, nie czułem aby pomagał a potwierdzały to liczby na liczniku, w ogóle nie jechałem szybciej niż zwykle a wskazania mocy były bardzo porównywalne. Kilka podjazdów w Bielsku pokonałem bardzo spokojnie ale z ekstremalnie niską kadencją. Wychodziłem już ze strefy komfortu. Na jednym z odcinków ścieżki musiałem gwałtownie hamować i ustąpić pierwszeństwa samochodowi wyjeżdżającemu z posesji. Kawałek dalej musiałem zjechać na drogę bo ścieżka była zablokowana przez parkujące samochody, nie jest to pierwszy raz, było to już zgłaszane odpowiednim służbom ale wciąż się powtarza. Na kolejnym odcinku ścieżki miałem już wiele przygód z samochodami wymuszającymi pierwszeństwo i tym razem nawet na niego nie wjechałem. Droga prowadziła lekko w dół wiec szybko przejechałem. Najbardziej niebezpieczne miejsca na trasie występujące bezpośrednio po sobie pokonałem sprawnie. Trzy niebezpieczne skrzyżowania ze słabym oznakowaniem i wąski mostek zawsze podnoszą mi ciśnienie. Na szczęście później już nie było takich problemów, pomijając fakt prac porządkowych na bulwarach i samochodu zaparkowanego na ścieżce nikt nie utrudniał jazdy. Mimo wielu utrudnień w Straconce byłem nieco szybciej niż zwykle, przed podjazdem na Przegibek wiatr pomagał i jechało się lekko. Sam podjazd poszedł również sprawnie, kadencja tylko momentami spadała poniżej strefy komfortu. Starałem się jechać równo i nawet to wychodziło, czas samej wspinaczki był ponad minutę lepszy niż zwykle a dwie minuty lepszy niż najwolniejsze podjazdy. Trochę się zagapiłem i zacząłem zjeżdżać do Międzybrodzia, przed pierwszym łukiem zawróciłem, miałem niecałą minutę na uzupełnienie płynów i rozpocząłem zjazd. Od strony technicznej było nieźle, w dwóch miejscach samochody wymusiły zmianę toru jazdy, wiało dosyć mocno i nie było odpowiedniej prędkości i przez to zjazd wyszedł dosyć wolny. Wracając do domu zatrzymało mnie tylko jedno skrzyżowanie na którym straciłem trochę czasu. Mimo spokojnej jazdy byłem mocno spocony, temperatura zrobiła swoje a wiatr nie chłodził odpowiednio. Najważniejsze, że noga odpoczęła po weekendowych szaleństwach.

Trening 75

Niedziela, 5 lipca 2020 Kategoria w grupie, Szosa, Samotnie, 50-100
Km: 90.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:19 km/h: 27.14
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 23.0°C HRmax: 182182 ( 93%) HRavg 135( 69%)
Kalorie: 2140kcal Podjazdy: 1300m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Po kilku spokojniejszych treningach chciałem nieco przepalić nogę i zaliczyć kilka podjazdów. Czasu nie miałem zbyt wiele i nie chciało mi się wstawać po nocy aby zaliczyć dłuższy trening. Wyjechałem kilka minut po 7 i skierowałem się na Jaworze. Zaliczyłem kilka pagórków i ruszyłem na Skoczów. Dopiero w połowie drogi z Bielska do Skoczowa wjechałem na główną szosę. Jechałem bardzo spokojnie, na skrzyżowaniu byłem o 7:50 ale dosyć długo czekałem na zielone światło, przy niewielkim ruchu zwykle jest tam problem i czasami zdarza się wjechać na czerwonym. Tym razem na szczęście dojechał jakiś samochód i zapaliło się zielone. Przed wiaduktem czekały już 3 osoby. Chwila jeszcze minęła zanim dojechała grupa. Na początku nie umiałem się odnaleźć i dopiero po kilku minutach poczułem się pewniej w grupie. Wtedy też dołączyłem do szyku który jechał po zmianach. Tempo było równe i dosyć spokojne, nikt nie narzekał a kilometry szybko mijały. W Ustroniu nastąpił podział na trzy grupki, ja znalazłem się w tej najsilniejszej z najtrudniejszym wariantem trasy. Pierwszy podjazd z założenia miał być spokojny, ruszyłem mocniej niż trójka towarzyszy i jako pierwszy dojechałem do skrzyżowania na którym skręcaliśmy w lewo. Na zjeździe nieco odpuściłem ale miałem w planie krótki postój i wszystko idealnie zgrało się z momentem w którym dojechali towarzysze. Drugi podjazd na trasie nie był już taki łatwy, nie chciałem już kalkulować i pojechać bardzo mocno. Ruszyłem agresywnie ale ze zbyt twardego przełożenia, później chcąc zmienić pomyliłem guziki i jeszcze pogorszyłem swoją sytuacje, zbyt siłowa jazda poskutkowała wypięciem się bloku z prawego buta. Musze jednak kupić nowe bloki bo te nie trzymają zbyt dobrze mimo, że są prawie nowe. Pozostał mi krótki spacer do wypłaszczenia, straciłem na tym kilkadziesiąt sekund. Drugą połowę podjazdu pokonałem już mocno, trochę z rytmu wybił mnie samochód a także zanieczyszczona nawierzchnia w końcówce podjazdu. Mimo to na tym odcinku urwałem kilka sekund i gdyby nie ta pechowa sytuacja na początku wspinaczki mógłbym się cieszyć z nowego rekordu bo podjazd zacząłem efektywnie i szybko. Na zjeździe musiałem bardzo uważać i jechałem wolno ale i tak szybciej niż trójka towarzyszy, jeden z nich miał problemy z kołem i musiał jechać bardzo asekuracyjnie. Chwile czekałem po zjeździe a następnie poprowadziłem grupkę bocznymi drogami aby nie jechać przez Rynek czy wahadła na głównej drodze. Na pewno trochę czasu udało się oszczędzić i dzięki temu szybciej zaczął się podjazd dnia. Dojazd do Malinki był dosyć mocny, koledzy nieźle pracowali na zmianach, nie chciałem być gorszy i również dawałem dobre zmiany. Niewielką zadyszkę dostałem przed początkiem właściwego podjazdu. Odpuściłem lekko i kryzys szybko minął. Ruszyłem mocno ale chyba zbyt asekuracyjnie, dopiero po wypłaszczeniu na pierwszym kilometrze dołożyłem nieco mocy. Z każdym kilometrem jechałem mocniej i ostatni pokonałem już na maksa, nie było rezerw w nogach. Dużą motywacją stali się wyprzedzani zawodnicy. Do końca miałem nadzieje na rekordowy czas ale ostatecznie zabrakło 10 sekund. Rezerwa była na początku podjazdu, wtedy trochę straciłem a później urwanie więcej niż kilku sekund nie było by możliwe. Mimo wszystko mogę być zadowolony, moce wracają do tych sprzed 2-3 tygodni a nogi wyraźnie lepiej kręcą. Wszystko idzie w dobrą stronę. Nagrodą za mocne podjazdy był bufet. Po uzupełnieniu płynów ruszyłem samotnie w kierunku Bielska, miałem jeszcze trochę czasu ale nie zdecydowałem się na kolejny podjazd. Szczyrk przejechałem dosyć sprawnie a później wróciłem dłuższą drogą do Bielska. Dzięki temu minąłem kłopotliwy odcinek ze ścieżką rowerową, ostatnio jak tam jeździłem zwykle napotykałem na patrol i zjeżdżałem na ścieżkę. W domu byłem o dobrej porze i dzięki temu miałem więcej czasu na odpoczynek.


Podjazdy:

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 10148 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 12644 km
Evo 2 8629 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum