Dzień po Tatrach wybrałem się na kolejną edcyje BAM – do Trzebini. Nie planowałem tego startu wiec wyjazd był zupełnie spontaniczny do tego stopnia, że dopiero przed starem zauważyłem, że nie działa mi przedni hamulec a raczej hamuje nawet wtedy gdy puszczona jest klamka, próby regulacji nic nie dawały a zestaw do odpowietrzania został w domu. Pogodziłem się z faktem, że nie powalczę o czołowy wynik ale chciałem jak najlepiej się rozgrzać. Nie było już czasu na zaplanowaną rozgrzewkę wiec trochę po improwizowałem. Niemal spóźniłem się na start i znalazłem się w końcu sektora i musiałem się liczyć z tym, że po starcie może nastąpić zator. Mała kraksa też nie mogła mnie dziwić ale sprawiła, że zostałem daleko z tyłu. Jechałem swoje ale rower nie pozwalał na zbyt wiele, w trenie trochę zyskiwałem ale tam szybkość nie miała takiego znaczenia. Stopniowo zyskiwałem kolejne pozycje ale tez musiałem zejść z roweru na podjeździe gdzie inni prowadzili rowery środkiem a przepychanie korby z prędkością rzędu 3 km/h nie miało dla mnie racji bytu. W pewnym momencie zajmowałem nawet 4 pozycję ale na szybkich szosowych fragmentach znowu straciłem. Na koniec organizator zafundował nam darmową kąpiel w potoku który trzeba było pokonać. Udało mi się bez zejścia z roweru ale do mety dojechałem cały mokry. Ostatecznie ukończyłem zawody jako 5 zawodnik open ale z dużą stratą do czołówki. Porównując ten start do pierwszego w Rybniku zająłem to samo miejsce ale z zupełnie inną dyspozycją na trasie, wtedy dużo zyskałem szybkością a teraz przez niesprawny rower traciłem w tym elemencie dużo lepiej radząc sobie technicznie. Był to dla mnie ostatni start w maratonie MTB w tym roku więc mogę być z niego zadowolony bo przez cały sezon prezentowałem dobry poziom i zrobiłem niezłą bazę przed atakiem na dłuższe dystanse.
Coś ostatnio mało miałem
intensywnych treningów więc na początek września zafundowałem sobie mały
wpie..l. Nie lubię powtórzeń ze zmienną mocą i zwykle ciężko jest mi się zmobilizować
do takich wysiłków. Nie mając zbyt wiele czasu wybrałem jeden z dwóch odcinków
na których najlepiej się robi powtórzenia – drogę z Jasienicy do Nałęża. Pięć
powtórzeń weszło idealnie w nogi, nie brakowało mi mocy i płynnie wykańczałem
każde z powtórzeń. Noga nie była jeszcze zamulona wiec dołożyłem jeszcze jeden
podjazd na którym udało się poprawić swój najlepszy czas na tym odcinku.
Mając mniej czasu wybrałem się na
krótki wypad w teren, na rowerze MTB. Nie miałem zbyt wiele pomysłów w głowie i
ruszyłem na Błatnią. Jedną z wielu cech charakterystycznych MTB jest fakt, że
wybierając kolejny raz tą samą ścieżkę możemy jechać w zupełnie innej scenerii
i po innej nawierzchni, ostatnio jadąc z Jaworza przez Przykrą było sucho, nie
było zbyt wiele luźnych kamieni i wiórów po ściętych drzewach a tym razem tego
było pełno, nie liczyłem na jakiś konkretny czas podjazdu więc skupiłem się wyłącznie
na technice i jak najmniejszych stratach mocy na podjeździe. Jedynie w
najtrudniejszym momencie podjazdu zszedłem kolejny już raz z roweru ale na
krótko. Nie będąc zmęczony mogłem ze szczytu podziwiać widoki których jednak
nie było tak dobrych jak czasami się zdarza. Zjeżdżając z Błatniej do Jaworza
żółtym szlakiem miałem problemy w najbardziej technicznych miejscach ale na
szybszych odcinkach rozwinąłem wyższą prędkość dzięki czemu końcówkę zjazdu
pokonałem wyraźnie szybciej niż ostatnim razem i niemal dwukrotnie szybciej niż
rok temu jak zaczynałem przygodę z MTB. Taki wypad był idealny na koniec bardzo
dobrego miesiąca jakim okazał się sierpień. T#91 - Luźne MTB | Ride | Strava
Udało się wyjechać na około 2 godzinną przejażdżkę. Spokojną jazdę urozmaiciłem postojem na kawę i ciasto w Brennej. Jechało się całkiem przyjemnie więc cały dzień mogę zaliczyć na plus. Czuć już jesień w nogach i powietrzu. Czas powoli kończyć ten sezon, jeszcze 3 tygodnie regularnych jazd i później już czasu na rower nie będzie tak dużo.
Kolejny dzień z niepewną pogodą więc pozostało kręcenie blisko domu. Noga znowu pozwalała na harce więc zrealizowałem naprawdę wymagajacy trening. Po dobrej rozgrzewce krotkie powtorzenia wchodziły bardzo dobrze, dopiero przy ostatnich pojawił się problem i zacząłem czuć zmęczenie. Po powrocie z treningu zaczęło padac więc trafiłem punkt z godziną wyjazdu i długością treningu.
Pogoda i czas znowu nie pozwoliły na solidny trening więc ruszyłem na improwizację trzymając się blisko domu na wypadek oberwania chmury. Pod nogą wciąż czuć moc ale również zmęczenie z którym coraz trudniej jest walczyć.
Po raz kolejny musiałem odpuścić start w zawodach, tym razem ominęła mnie rywalizacja w BAM Psary gdzie liczyłem na kolejny niezły wynik. Po weekendzie ruszyłem na spokojną, godzinną przejażdżkę na znanej rundzie w gminie Jasienica. Noga jakoś podawała ale czuć już jesień i forma jaka mi towarzyszyła przez ostatnie 2 tygodnie zaczyna odlatywać jak bociany na południe.frameborder="0" style="
width: 554px;
min-width: 250px;
max-width: 100%;
height: 650px;
display: block;
" src="https://strava-embeds.com/activity/7682139658#ns=xy3zox256i&hostOrigin=http://www.bikestats.pl&hostPath=/posts/postadd&hostTitle=Dodawanie+wpisu+|+dziennik+rowerowy,+blogi+-+wycieczki,+wyprawy+rowerowe+-+statystyki,+trasy,+wydarzenia">
Widząc prognozy na weekend byłem już skłonny zrobić sobie wolne od startów w zawodach. Wstając jednak w sobotę z łóżka podjąłem decyzję o starcie w zawodach O cenu Kilpi w Czechach. Dotychczas nie miałem szczęścia mierząc się z gorą Pustevny, raz spóźniłem się na start, innym razem jak już wystartowałem to kompletnie mi nie poszło a kilka razy wyjazd po prostu nie wypalił, brak czasu, inne starty czy Covid i w końcu się udało wyrównać rachunki z tą górą. Tym razem znowu byłem w biurze zawodów dosyć późno i miałem mało czasu na rozgrzewkę. Omyłkowo jeszcze połowę sobie skasowałem i zapis z Garmina mam tylko połowiczny. Start miał nastąpić już o 9:35 ale trochę się opóźnił. Mimo kiepskiej pozycji startowej dobrze wystartowałem i trzymałem się blisko czuba. W każdej chwili mógł nastąpić atak więc jechałem bardzo czujnie. Pierwszy mocny zryw oznaczał walkę o premię lotną, udało mi się utrzymać tempo czołówki i nawet złapać oddech jak nastąpiło zwolnienie. Drugi atak nastąpił bardzo niespodziewanie i już zbyt późno się zebrałem aby być w stanie utrzymać koło. Jechałem kilka metrów za czołówką i przy hotelu w Trojanowicach dojechałem do głównej grupy. Po pierwszym łuku w prawo poszedł starszny ogień i widziałem jak czołówka mi odjeżdża. Włączyłem swoje tempo i utrzymywałem je przez kolejne minuty walki z trasą, wyprzedzałem kolejne grupki kolarzy i widziałem jak czołówka topnieje w oczach, ostatecznie odjechały 4 osoby a 2 kolejne były bardzo blisko. Na kole miałem jeszcze jednego zawodnika więc utrzymanie pozycji dawało mi miejsce w top 10 open. Jadąc swoje nie byłem w stanie zbliżyć się do innych i tak sobie jadąc dojechałem do finiszu na którym jednak brakło mocy i zamiast 7 miejsca skończyłem jako 8 zawodnik. Czechy w tym roku są dla mnie szczęśliwe bo po raz kolejny znalazłem się w top 10 open. Noga wciąż podaje bardzo dobrze i mogę być zadowolony z tego, że w dalszym ciągu pokazuję się z dobrej strony na zawodach.frameborder="0" style="
width: 554px;
min-width: 250px;
max-width: 100%;
height: 650px;
display: block;
" src="https://strava-embeds.com/activity/7669535979#ns=omrvvta3r8&hostOrigin=http://www.bikestats.pl&hostPath=/posts/postedit/2119190&hostTitle=Edycja+wpisu+|+dziennik+rowerowy,+blogi+-+wycieczki,+wyprawy+rowerowe+-+statystyki,+trasy,+wydarzenia">