Bardzo mocny trening na podjazdach. Najlepiej mocne powtorzenia wchodzą na podjeździe pod Przegibek więc taki kierunek obrałem i tym razem. Na początek niezbyt efektywna rozgrzewka i ciężko było wskoczyć na właściwe obroty. Już pierwszy podjazd jednak wyglądał bardzo dobrze i Waty się zgadzały. Zamiast katować tylko Przegibek zjechałem do Międzybrodzia i zaliczyłem Nowy Świat. Rzadko tam bywam ale zazwyczaj podjazd jadę mocno, założone Waty utrzymywałem przez ponad 10 minut i ostatecznie poprawiłem swój najlepszy czas na tym segmencie o ponad 20 sekund. Takie momenty cieszą bardzo bo przynajmniej człowiek ma poczucie, że treningi przynoszą jakieś rezultaty. Aby wrócić do domu pozostało jeszcze wdrapać sie na Przegibek od drugiej strony. Podjazd pokonałem równie mocno jak dwa wcześniejsze. Zjazd już dla bezpieczeństwa sobie odpuściłem i po dobrze zrealizowanym treningu w luźnym tempie wróciłem do domu. Okazało się, że wyszedł jeden z lepszych treningów w ostatnim czasie a przed jazdą nie czułem się zbyt dobrze. Samopoczucie bywa jednak żmudną sprawą i nie zawsze ma wpływ na to jak wygląda trening.
Na początek miesiaca zafundowałem sobie wymagający trening na podjeździe pod Rownicę. Po spokojnym dojeździe do Ustronia ruszyłem mocno pod górę, noga nie podawała najlepiej, sporo sił straciłem na pierwszym podjeździe. Później zdecydowałem się zatrzymać, potrzebowałem odpowiedzieć na kilka e-maili i wykorzystałem ten czas także na deser. Później już ciężko było się zmotywowaćdo mocniejszej jazdy i dwie kolejne Równice pokonałem już z mocą o 15 Wat niższą niż za pierwszym razem. Slabsze dni wciąż mi się zdarzają, weekend był słaby rowerowo, do tego kilka innych spraw które musiałem załatwić i zaburzony proces regeneracji. Poniżej pewnego założonego jakiś czas temu poziomu nie spadłem więc nie widzę powodu aby martiwć się o to aby w najbliższym czasie regularnie brakowało mi mocy.
Powrót do sprawdzonych metod treningowych czyli treningów
opartych na kilku powtórzeniach. Bardzo mało w ostatnim czasie pracowałem na
progu FTP a to właśnie te treningi dawały mi najwięcej w okresie gdy noga
podawała i forma pozwalała na regularne starty w wyścigach szosowych czy walki
o podium na czasówkach. Jako podjazdy które chciałem zaliczyć w określonym
tempie wybrałem Salmopol z obu stron. Najpierw spokojny dojazd z Bielska do Szczyrku
z kilkoma mocnymi pociągnięciami i walka z kierowcami i sporą ilością pieszych.
Do Soliska więc dojechałem już trochę zrezygnowany ale starałem się jechać założonym
tempem. Pierwszy podjazd z wiatrem poszedł nieźle, noga stopniowo się
rozkręcała przed kolejnymi dwoma podjazdami. Na zjazdach oczywiście jechałem
spokojnie, miałem wtedy czas na regenerację sił który i tak był zbyt krótki do tego
aby całkowicie się zregenerować. Kolejne dwa podjazdy to już walka z wiatrem na
podjeździe od Wisły, mimo to całkiem nieźle się podjeżdżało i zmęczenie dopadło
mnie dopiero w końcówce ostatniego powtórzenia. Nie miałem jednak ochoty na
postój na przełęczy więc zrobiłem to dopiero przy sklepie po zjeździe do
Szczyrku. Wydłużyłem sobie powrót omijając niewygodny odcinek ze ścieżką
rowerową po wjeździe do Bielska. Brakowało mi takich treningów, już teraz mogę
stwierdzić, że dochodzę do formy, noga podaje coraz lepiej, organizm przestaje
się buntować przy dłuższym wysiłku i zaczyna pojawiać się powtarzalność o której
jeszcze jakiś czas temu mogłem zapomnieć.
Po wymagającym dniu w pracy zmotywowałem się do wyjazdu na
trening i postawiłem na sprawdzoną już w tym roku trasę, przez Szczyrk, Wisłę,
Ustroń. Wyjechałem dosyć późno i w Bielsku musiałem zmierzyć się z
gigantycznymi korkami i czerwoną falą obejmującą wszystkie większe skrzyżowania
w mieście. Już na wyjeździe z Bielska byłem dobre kilka minut w plecy a wcale
lepiej nie było na kolejnych kilometrach. Wjazd do Szczyrku w korku nie
zwiastował niczego dobrego i męczyłem się z samochodami i masą turystów przez dobre
kilka kilometrów. Podjazd na Salmopol na nowym rowerze był bardzo przyjemny a w
połączeniu z szybkim i dobrym technicznie zjazdem był powodem do zadowolenia. W
Wiśle nie było tak dużo samochodów i przeszkód jak w Szczyrku więc sprawnie
przejechałem. Przejechanie tej trasy na 2 bidonach okazało się niemożliwe więc
w Ustroniu zatankowałem kolejne dwa. Do domu parłem w całkiem niezłym tempie i niemal
brakło mi picia. Mimo zmęczenia jakie towarzyszyło mi już przed jazdą
przejechałem trasę w dobrym tempie więc mogę uznać ten trening za udany. Coraz
lepiej się kręci i mimo całej masy spraw na głowie nie ma problemów z
regeneracją. Forma nadchodzi coraz szybciej i być może w końcówce sezonu będę w
stanie pojeździć coś więcej na dłuższych dystansach w górach.
Po czasówce rozkręciłem nieco nogę i pojechałem na dekoracje do hotelu podium, ostatecznie zostałem 3 zawodnikiem dwudniowej rywalizacji i byłem pewny, że skoro pojawiła się absurdalna klasyfikacja generalna to dekorowane będą najlepsze trzy osoby z każdej kategorii wiekowej ale tak nie było. Na podium stanęły jedne i te same osoby i zgarnęły całą pulę nagród, to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie warto walczyć o nic w cyklu Road Maraton bo od lat ten cykl stoi w miejscu i działa według tych samych zasad przez co osoby z czołówki nie mieszczące się na podium są zupełnie pomijane i ich wkład w wynik drużynowy jest najczęściej zerowy, pomijam już kwestię nagród czy ewentualnych dekoracji bo to przy każdej imprezie wygląda inaczej. Po dekoracji ruszyłem więc w kierunku Salmopolu. Podjazd szedł bardzo ciężko więc poczułem ulgę gdy znalazłem się na szczycie. Dojazd do Bielska też nie był tak szybki jak zazwyczaj ale musiałem się z tym liczyć wybierając tą trasę w momencie dużego ruchu turystycznego.
W ostatniej chwili zrezygnowałem ze startu w czasówce na Górę Świętej Anny więc miałem czas na trening. Zrobiłem coś czego bardzo nie lubię i unikam jak ognia, mocne powtórzenia na płaskim. Już na rozgrzewce noga całkiem nieźle podawała i byłem w stanie szybko wyjechać z Bielska. Pierwszy mocny odcinek nastąpił po ponad 20 minutach jazdy. Nie planowałem konkretnej długości tempówek ale zakładałem, że utrzymam moc na poziomie 85 – 95 % FTP. Na pierwszym odcinku się udało, przed drugim miałem zbyt długą przerwę więc ciężko było się zmotywować do wystarczająco mocnej jazdy, kolejne powtórzenia były krótsze ale z równie dobrą mocą. Przed ostatnim byłem już bardzo ujechany ale udało się dokończyć trening z dobrą mocą. Dawno tak szybko nie jeździłem, nawet treningi grupowe w mocnym tempie były dla mnie wolniejsze. Nie czuję się jednak na siłach by za wszelką cenę walczyć o poprawę szybkości i startować w szybkich wyścigach szosowych. W ostatniej chwili zrezygnowałem ze startu w czasówce na Górę Świętej Anny więc miałem czas na trening. Zrobiłem coś czego bardzo nie lubię i unikam jak ognia, mocne powtórzenia na płaskim. Już na rozgrzewce noga całkiem nieźle podawała i byłem w stanie szybko wyjechać z Bielska. Pierwszy mocny odcinek nastąpił po ponad 20 minutach jazdy. Nie planowałem konkretnej długości tempówek ale zakładałem, że utrzymam moc na poziomie 85 – 95 % FTP. Na pierwszym odcinku się udało, przed drugim miałem zbyt długą przerwę więc ciężko było się zmotywować do wystarczająco mocnej jazdy, kolejne powtórzenia były krótsze ale z równie dobrą mocą. Przed ostatnim byłem już bardzo ujechany ale udało się dokończyć trening z dobrą mocą. Dawno tak szybko nie jeździłem, nawet treningi grupowe w mocnym tempie były dla mnie wolniejsze. Nie czuję się jednak na siłach by za wszelką cenę walczyć o poprawę szybkości i startować w szybkich wyścigach szosowych.