Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

50-100

Dystans całkowity:88148.50 km (w terenie 1623.50 km; 1.84%)
Czas w ruchu:3226:42
Średnia prędkość:26.64 km/h
Maksymalna prędkość:92.00 km/h
Suma podjazdów:936418 m
Maks. tętno maksymalne:202 (103 %)
Maks. tętno średnie:179 (89 %)
Suma kalorii:1801136 kcal
Liczba aktywności:1288
Średnio na aktywność:68.44 km i 2h 33m
Więcej statystyk

Trening 53

Wtorek, 8 czerwca 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 61.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:16 km/h: 26.91
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: 164164 ( 84%) HRavg 140( 71%)
Kalorie: 1436kcal Podjazdy: 820m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Po pierwszym dniu w nowych warunkach pracy nie byłem w najlepszej kondycji. Dodatkowo miałem opcję wyjechać tylko rano po 3 godzinach snu. Mimo wczesnej pory było na tyle ciepło, że rękawki wylądowały prowizorycznie w kieszeni. Wybrałem trasę której jeszcze w tym roku nie jechałem czyli Przegibek i powrót przez Zarzecze. Jadąc przez miasto nie było tak źle jak zwykle i tylko kilka razy musiałem się zatrzymać na skrzyżowaniach. Noga podawała całkiem nieźle ale tętno było bardzo wysokie, już przestałem rozumieć swój własny organizm. Podjazd na Przegibek szedł ciężko, z trudem utrzymywałem założoną kadencję. Niestety skupisko problemów pojawiło się na zjeździe i musiałem zrezygnować z technicznej jazdy. Dokręciłem nieco podczas drugiej części zjazdu ale do dobrego i szybkiego zjazdu brakowało sporo. Kolejne niemiłe zaskoczenie to ruch wahadłowy w Czernichowie. Później dowiedziałem się, że to początek kolejnego dużego remontu w regionie, ograniczony dojazd do Wisły stwarza już duże problemy dla przyjezdnych, w Beskidzie Małym może być podobnie. Nie miałem jednak czasu by się nad tym zastanawiać bo nie miałem zbyt wiele czasu. Hopki nad jeziorem były męczące, starałem się nie wychodzić poza 2,3 strefę i zazwyczaj się udawało. Musiałem się jednak bardzo pilnować, przed Wilkowicami na podjeździe kilka razy przeskoczył mi łańcuch i w domu postanowiłem sprawdzić przymiar łańcucha. Na zjeździe z kolei próbowałem znowu technicznej i szybkiej jazdy ale samochody i warunki nie pozwoliły na to. Przez miasto znowu przejechałem sprawnie i znalazłem czas na jedną pętlę wokół lotniska. Przejechałem ją w dobrym tempie notując najlepszy swój czas na tym odcinku. Ten wyjazd w żaden sposób nie przybliżył mnie do lepszej dyspozycji, wciąż sporo brakuje aby myśleć o mocniejszej jeździe.

Trening 52

Niedziela, 6 czerwca 2021 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 91.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:01 km/h: 30.17
Pr. maks.: 49.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 155155 ( 79%) HRavg 129( 66%)
Kalorie: 2131kcal Podjazdy: 500m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjazd przed którym miałem dużo wątpliwości. Bardzo ciągło mnie w góry ale nie chciałem znów przesadzić. Miałem opcję jechać po płaskim w grupie ale bałem się tego, że tempo narzucone przez konie pociągowe będzie zbyt mocne, nawet będąc zdrowy i dużo mocniejszy zostawałem za grupą prędzej czy później, z różnych powodów. Nie widziałem innej opcji jak samotna pętla po płaskim. Nakreśliłem ciekawą pętlę, z postojem w Pszczynie. Tak długo się zbierałem, zastanawiałem, że wyjechałem 15 minut później niż planowałem, miałem jednak bufor czasowy który był większy niż wspomniane 15 minut. Przed jazdą tradycyjne sprawdzenie sprzętu, m.in. ciśnienia w szytkach, wszystko było w normie więc ruszyłem spokojnym tempem. Po odpoczynku i dużej ilości snu noga podawała już od startu. Przez Bielsko przejechałem najkrótszą drogą zahaczając m.in. o nieotwarty jeszcze odcinek ulicy Cieszyńskiej, zaskoczył mnie za to brak asfaltu przed Hulanką gdzie o mało nie wpadłem w dziurę którą zauważyłem w ostatniej chwili. Ogólnie przez Bielsko przejechałem bez większych problemów, pomijając samochód który zatrzymał się na środku wiaduktu na podwójnej ciągłej nie musiałem ryzykować zdrowia na jakieś gwałtowne manewry. Za Bielskiem niemal zerowy ruch i tak przez wiele kilometrów, gdyby nie świtała w Jawiszowicach czy Brzeszczach nie musiałabym się zatrzymywać aż do Chrzanowa. Jazda głównymi drogami w weekend jest nawet przyjemna, nawierzchnia na większości trasy do Chrzanowa była niemal idealna. Dalej też nie było gorzej, po prawie 60 kilometrów zdecydowałem się na krótki postój który przedłużył się do kilku minut. Miałem jechać inną drogą na Chełm Śląski ale nawigacja poprowadziła mnie na Chełmek, odcinek przez las znam bardzo dobrze ale jechałem go tylko w drugim kierunku. W pewnym momencie nawigacja wyprowadziła mnie w las a konkretnie na szuter, odcinek według mapy nie był długi ale nie chciałem ryzykować i pojechałem inną ale ciekawą drogą, widoki były ładne ale nawierzchnia już niekoniecznie, nawigacja prowadziła mnie jakimiś drogami i miałem wrażenie, że kręcę się w kółko, szyb kopalni Bieruń raz był z lewej, raz z prawej strony, w końcu dojechałem do Bierunia gdzie coś schrzaniłem i znowu zaufałem za bardzo nawigacji aż w końcu trafiłem na właściwy szlak. Nie przypuszczałem, że moja jazda skończy się za kilka minut. Zwykle do Pszczyny jeździłem przez Wolę i inny wybór okazał się dużym błędem. W pewnym momencie jadąc równą drogą bez dziur strzeliła szytka, zatrzymałem się, próbowałem ją załatać na różne sposoby, stwierdziłem, że uszkodzenie jest przy wentylu, posmarowałem odruchowo klejem aby coś chwyciło, wlałem sporą ilość uszczelniacza do środka. Próbowałem lekko pompować, ale bezskutecznie, pomoc osób trzecich nic nie pomogła, w bezsilności i zrezygnowaniu zrobiłem kolejną głupią rzecz i wpakowałem cały nabój CO2. Pozostało szukać transportu do domu, najpierw minęła chwila aż miłe państwo z rowerami zatrzymało się i podwiozło mnie do Pszczyny, tam chwilę czekałem na PKP do Bielska gdzie zostawiłem rower u znajomego w centrum, do domu wróciłem komunikacją miejską a później już samochodem podjechałem po rower. Cała akcja ewakuacyjna trwała ponad 2 godziny, wykorzystałem w ten sposób cały bufor czasowy. Czasami zastanawiam się co mnie jeszcze trzyma przy tym sporcie, z formą jestem na dnie, zdrowia nie ma za grosz a problemy sprzętowe przypominają mi „najlepsze lata”, każdy z nich byłby dobrym pretekstem aby rzucić kolarstwo w kąt. Jeszcze nie zdobyłem nowej śruby do korby a już muszę kupić nową szytkę, już chyba na zawsze wyleczyłem się z firmy Continental, wiele osób chwali produkty tej firmy a ja mam najgorsze z nimi wspomnienia. Nie tylko w rowerze ale i w samochodzie opony Continentala kończyły żywot szybciej niż powinny. Na razie zmienię koła na aluminiowe gdzie mam dobre opony i przy najbliższej okazji wymienię tą uszkodzoną szytkę. Gdyby nie ten defekt ten wyjazd byłby całkiem udany i przyjemny. Szukając jednak plusów, po raz pierwszy w tym roku na końcu jazdy miałem więcej niż 30 km/h na liczniku. Nie jeżdżę dla średnich i mają one dla mnie charakter statystyczny, ostatni taki rok w którym nie byłem w stanie do czerwca osiągnąć 30 km/h to był 2009 kiedy byłem jeszcze żółtodziobem. Nie przywiązuję do tego jednak wagi bo jakby to miało jakieś znaczenie to zamiast ponad 30 miejsc na podium w zawodach miałbym znacznie więcej lokat w ogonie stawki a takich mam tylko kilka, zazwyczaj zajmowanych po mniejszych lub większych defektach na trasie.

Trening 49

Niedziela, 23 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 90.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:43 km/h: 24.22
Pr. maks.: 64.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: 173173 ( 88%) HRavg 131( 67%)
Kalorie: 2473kcal Podjazdy: 2020m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Po dniu przerwy postanowiłem nieco przepalić nogę i podjąć decyzję o dystansie podczas sobotniego Rajdu. W „dobrych czasach” jeden dzień wolny wystarczył aby zregenerować się po kilku treningach a obecnie to nie wystarczyło i nie byłem odpowiednio wypoczęty aby mocno jechać wszystkie zaplanowane podjazdy, a chciałem zaliczyć ich aż cztery co w zeszłym roku było normą. Wyjechałem w ostatniej chwili aby zdążyć do domu przed deszczem, nie skracając trasy. Już na pierwszy rzut zafundowałem sobie najtrudniejszy podjazd dnia i jeden z najtrudniejszych w okolicy zwany potocznie Beskidzkim Zoncolanem – Magurkę. Zanim dojechałem do podjazdu musiałem się pomęczyć z wiatrem. Noga nie była najgorsza ale nie zamierzałem się zajechać już na pierwszej górze. Przed zasadniczym podjazdem zatrzymałem się i rozebrałem zbędne ciuchy aby mieć pełen komfort na podjeździe. Z obecną wagą na całkiem luźną jazdę liczyć nie mogłem, podjąłem też ryzykowną decyzję i zachowałem sobie w rezerwie jedną koronkę więc jechałem dosyć twardo i sporo na stojąco. W połowie podjazdu wrzuciłem już co miałem do dyspozycji, sam podjazd szedł mi nieźle, lepiej by było gdybym nie musiał co chwilę mijać wolniej jadących rowerzystów. Pieszych nie było zbyt wielu i bez zbędnych postojów się obyło. Przed końcem podjazdu pierwszy raz spojrzałem na licznik, czas był całkiem niezły, moc ponad 300 Wat przy oszczędnej jeździe to jak najbardziej pozytywny akcent tego dnia. Zjazd oczywiście bardzo wolny, asekuracyjny, droga w strasznym stanie po zimie i skupiłem się na bezpiecznej jeździe. Udało się bez zatrzymywania, po wymianie kół na aluminiowe nie bałem się o przegrzanie obręczy. Po 3500 metrach zjazdu było mi zimno a kolejne kilometry również prowadziły w dół. Temperatura powoli szła do góry i dopiero po interwałowym odcinku do Tresnej trochę się rozgrzałem. Podjazd na Żar był najdłuższym na trasie i prawie tradycyjnie złapał mnie tam kryzys. Mimo niższej mocy i w miarę równej jazdy byłem na szczycie bardziej zmęczony niż po Magurce. Zjazd pod wiatr nie był przyjemny, kilka razy musiałem awaryjnie hamować, o tej porze już w górach były tłumy. Po Żarze miałem już tylko wrócić do domu przez Przegibek, podjazd chciałem pokonać równym tempem zaczynając już na skrzyżowaniu w Międzybrodziu. Początek był mocny i trzymałem poziom przez pierwsze 3 kilometry, na ostatnich 3 dołożyłem jednak 50 Wat, nie było to planowane, jakoś tak samo wyszło. Podobnie sytuacja wyglądała z dodatkowym podjazdem na Przegibek. Po zjeździe do Straconki który musiałem totalnie odpuścić zdecydowałem się na kolejny podjazd. Ilość kolarzy na tym podjeździe czy zjeździe to jakaś masakra, większość z nic to jednak niedzielni rowerzyści pokonujący podjazd slalomem. Nie patrząc na licznik wjechałem na przełęcz w równym tempie. Ostatni zjazd był dobry do momentu jak musiałem zjechać do krawędzi jezdni jak jakiś kierowca zajechał mi drogę wymijając szerokim łukiem niedzielnego rowerzystę. W tym momencie najechałem na duży kamień, na szczęście obyło się na strachu i gumy nie złapałem. W Straconce zatrzymałem się pod sklepem, postój był krótki bo zbliżał się deszcz. Do domu wróciłem niemal w ostatniej chwili bo 5 minut później już padało. Wyjazd jest niewielkim krokiem w dobrą stronę, po 4 podjazdach byłem zmęczony ale były momenty, że szybciej dochodziłem do siebie po wysiłku ale niewiele ich było. Jeszcze kilka takich wyjazdów potrzeba aby myśleć o jakiejś formie. Wyjazd potwierdził też, że na razie nadaję się tylko na rajdy rowerowe i dystans 151 kilometrów bez ścigania w sobotę będzie dla mnie idealny.

Trening 46

Środa, 19 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 85.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:15 km/h: 26.15
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 10.0°C HRmax: 180180 ( 92%) HRavg 135( 69%)
Kalorie: 2213kcal Podjazdy: 1410m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy dzień urlopu w którym normalnie dało się wyjechać z domu bez większych obaw o pogodę. Przed wyjazdem popełniłem duży błąd dopompowując 0,5 bara do każdej szytki. Zawór w przedniej jest dalej wadliwy o czym boleśnie przekonałem się na trasie. Gdy tylko ruszyłem już zaczęło padać ale po chwili przestało. Nie umaiłem wskoczyć na obroty, jakoś dziwnie pusto było na drogach ale to tylko złudzenie bo gdy dostałem się bliżej centrum już samochodów i pieszych więcej. Po rozgrzewce nie byłem zadowolony ze swojej dyspozycji ale zaplanowany trening należy do moich ulubionych więc nie chciałem z niego rezygnować. Za pierwszym błędem poszły kolejne, wybierając trasę nie wziąłem pod uwagę tego, że na drodze z ograniczeniem prędkości może pojawić się więcej samochodów i przez dłuższy czas częściej hamowałem niż kręciłem korbami. Ostatni strzał przed Przegibkiem pokazał już lepszą nogę ale jakoś przekonania nie miałem. Pierwszy podjazd szedł ciężko, jechałem głównie z wiatrem ale nie było tego w ogóle czuć, starałem się jechać równo i nie miałem problemów z utrzymaniem kadencji co oznaczało, że było dobrze. Zjazdy kompletnie mi nie wychodziły ale nie było to nadrzędnym celem. Po pierwszym zjeździe krótki postój który jednak przedłużył się do kilku minut. Dałem sobie 2 minuty na rozkręcenie i dopiero przyłożyłem w korby. Początek był trochę zbyt mocny ale później już złapałem rytm i trzymałem założony pułap mocy. Idealnie wymierzyłem odcinek bo na Przegibku pojawiłem się dokładnie po 8 minutach mocnej jazdy. Jeszcze się wahałem czy zjeżdżać do bielska czy Międzybrodzia. Ostatecznie wybrałem Międzybrodzie skąd podjeżdża mi się zazwyczaj lepiej. Po zjeździe zauważyłem brak powietrza w przednim kole, musiałem się zatrzymać i dopompować, nie chciało mi się machać ręczną pompką więc nabiłem powietrza z naboju. Jak się okazało problemem był wciąż nieszczelny zawór, nie sprawdziłem go jednak dokładnie i powietrze dalej uchodziło. Ostatni podjazd szedł znacznie ciężej ale zaczynając z tego samego miejsca byłem na Przegibku ponad 10 sekund szybciej. Końcówkę już jednak pokonałem na oparach, nie zatrzymywałem się na Przegibku tylko zjechałem kolejny raz na Międzybrodzie. Po zjeździe już powietrza w szytce nie było, dopompowałem tym razem ręczną pompką do około 5 bar, dokręciłem zawór ile się dało i ostrożnie jechałem dalej. Powietrze już nie schodziło ale jechało się ciężko, byłem ujechany po 3 podjazdach w S5, zwykle po takim treningu wracałem prosto do domu, tym razem miałem czas, pogoda też była dobra więc żal było nie wykorzystać tej sytuacji. Po drodze oczywiście masa niespodzianek, m.in. roboty drogowe na wielu odcinkach, typowe dla Polski jest to, że znaki informujące o robotach pojawiają się dopiero 100 metrów przed utrudnieniami a na skrzyżowaniach nie ma informacji, że skręcając w lewo trafimy na drogę bez przejazdu lub objazd. Jadąc objazdem jednej z zamkniętych dróg trafiłem na szuter, przy małej ilości powietrza w szytce i kołach karbonowych nie chciałem ryzykować i wybrałem inną drogę. Trafiłem na główną i musiałem się męczyć wśród ciężarówek. Przejazd przez miasto też przyniósł niespodzianki, jedną z nich był odcinek brukowy na którym radziłem sobie jednak całkiem nieźle jak na moje możliwości. Gdyby nie to, że mam urlop mógłbym narzekać, że trening trwał zbyt długo przez te nieplanowane atrakcje ale w tej sytuacji nie miało to znaczenia. Zmęczenie na trasie i problemy z szytką sprawiły, że nie był to całkiem przyjemny dzień.

Trening 45

Niedziela, 16 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 58.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:04 km/h: 28.06
Pr. maks.: 69.00 Temperatura: 13.0°C HRmax: 156156 ( 80%) HRavg 132( 67%)
Kalorie: 1428kcal Podjazdy: 810m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Po dwóch dniach testów odczuwałem duże zmęczenie. W dalszym ciągu organizm potrzebuje więcej czasu na regenerację, nie zakładałem żadnego treningu ale po południu pogoda się poprawiła i patrząc na prognozy na kolejne dni, szkoda było tego nie wykorzystać. Mimo zachodniego wiatru wybrałem się w innym kierunku co okazało się jednym, wielkim błędem. Na początku było fajnie bo jechałem z wiatrem i bez przeszkód przez pierwsze 10 minut. Gdy tylko dojechałem do terenów rekreacyjnych przy lotnisku zaczęły się problemy. Ludzi było jak mrówek a większość z nich zachowywało się jak bydło wypuszczone na wybieg po zimie. Po kilku minutach jazdy slalomem wśród pieszych miałem dość, na tym odcinku prawie wogóle nie kręciłem korbą. Później próbowałem nadrobić trochę czasu na zjazdach, z wiatrem nie było to trudne. Na tych kołach nie czuję się jeszcze pewnie ale na prostych zjazdach jestem w stanie już puścić całkiem hamulce, gdyby nie było samochodów kilka sekund jeszcze bym urwał na końcówce ale i tak kolejny podjazd wjechałem z rozpędu. Tradycyjnie zatrzymywały mnie skrzyżowania ale i kolejny zjazd pokonałem szybko i pewnie, na końcu jednak musiałem się zatrzymać. Zatrzymały mnie wszystkie większe skrzyżowania ale nieco szczęścia miałem na przejeździe kolejowym gdzie sygnał pojawił się w momencie jak przez nie przejechałem. Za Bielskiem ruch samochodów jakby mniejszy ale lepiej przez to się nie jechało. Nogi po wczorajszym treningu nie pozwalały na zbyt wiele na podjazdach, łatwiej było utrzymywać wysoką kadencję. Z wiaterkiem jechało się fajnie ale co dobre szybko miało się skończyć. Już w Zarzeczu zaciągało z boku i częste zmiany przełożenia stały się faktem, widoków nie było więc nie było jak się oderwać od śledzenia cyferek na liczniku, podjazdy szły nieźle ale utrzymywanie się w 2 czy 3 strefie nie pozwalało na dynamiczne i szybkie pokonywanie kolejnych hopek. Z rytmu wybił mnie skutecznie odcinek brukowy w Tresnej, jak już poczułem się pewniej samochody zaczęły mnie wyprzedzać na centymetry i musiałem zmienić optymalny tor jazdy. Nie miałem ochoty na postoje i szybko chciałem dojechać do Międzybrodzia. Słusznie bałem się tego odcinka wzdłuż jezior, dziur cała masa, samochodów jeszcze więcej i ciężko było wszystkie omijać. Jakoś przetrwałem ale na horyzoncie pojawił się kolejny problem. Cały podjazd na Przegibek walczyłem z wiatrem a w końcówce także z rowerzystami próbującymi mi odjechać co im się nie udało i jeszcze do mnie mieli o to pretensje, jadąc spokojnym, równym tempem pod górę nie patrzę co dzieje się wokół a to, że inni chcą mnie za wszelką cenę objechać to już inna sprawa. Na zjeździe chciałem poćwiczyć trochę technikę ale nie wyszło, za dużo samochodów i rowerzystów, wiatr też robił swoje. Gdy tylko wjechałem do Bielska znowu zaczął się horror, co rusz jakiś pieszy pojawił się na drodze, najczęściej poza przejściem dla pieszych. Nie było to bezpieczne ale oczywiście winny byłem ja bo niby miałem obowiązek się zatrzymać, jak kierowcy wymuszają pierwszeństwo to też nie jest ich wina. Ten kraj przez ostatni rok stał się jeszcze bardziej chory o ile w ogóle to jest możliwe. Postanowiłem wrócić inną niż zwykle drogą, przez wiele kilometrów miałem spokój z pieszymi ale skumulowało się to na ostatnich 4 kilometrach. Moja głowa już miała dość ale musiałem jakoś przetrwać w tym tłumie pieszych. Mimo wszystko byłem zadowolony ze swojej jazdy, podjazdy faktycznie wyglądają coraz lepiej, nad zjazdami muszę pracować ale ogólnie nie jest już tak źle jak było jeszcze 2 tygodnie temu.

Trening 44

Sobota, 15 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 81.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:00 km/h: 27.00
Pr. maks.: 64.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: 189189 ( 96%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 1928kcal Podjazdy: 1270m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy test FTP w terenie. Ze względu na prognozy pogody, czas, samopoczucie zrezygnowałem z testu który robiłem w tym roku już dwukrotnie obejmującego 5 prób czasowych, na 12 sekund, 1,6,12 oraz 30 minut. Wczoraj udało się zrobić próbę 5 minutową która niewiele różni się od 6 sekundowej i dwie imitacje „sprintu” które jednak mi nie wyszły. Zastanawiałem się czy robić próbę 20 czy 30 minutową i na jakim podjeździe, w grę wchodziły Równica od Jaszowca, Salmopol od Szczyrku, Salmopol od Wisły, Przegibek z Międzybrodzia, Żar czy Kocierz z Andrychowa. Tylko dwa z nich umożliwiały wysiłek 30 minutowy i ostatecznie na taki się zdecydowałem. Wyjechałem z lekkim opóźnieniem w kierunku Szczyrku. W ramach rozgrzewki miałem przeprowadzić jeszcze próbę 1 minutową. Ostatnio pobawiłem się ustawieniami licznika i coś omyłkowo przestawiłem, w efekcie po zakończeniu każdego okrążenia automatycznie zatrzymuje się zapis i jak nie nacisnę od razu drugi raz przycisku zapis nie jest kontynuowany. Tak właśnie kilka razy się stało na trasie i niektóre okrążenia nie zapisały się co jednak nie miało większego znaczenia. Już po rozgrzewce byłem zmęczony co nie wróżyło niczego dobrego. Próba 1 minutowa wyszła tragicznie ale złożyło się na to sporo czynników, pierwszy z nich to źle dobrany odcinek testowy na którym musiałem kilka razy wyraźnie korygować przełożenie i tak to nic nie dało bo zakres kadencji w ciągu minuty wyszedł bardzo duży. Wynik o 50 Wat słabszy niż w marcu osiągnąć mogłem tylko wtedy gdybym te dwa miesiące przeleżał na kanapie, nie dałem z siebie wszystkiego i minutowy maksymalny wysiłek jest do powtórzenia w najbliższym czasie albo całkowicie to oleję bo i tak nie jestem w tym na tyle dobry aby osiągać jakieś konkretne moce. Byłem zrezygnowany po tym teście ale i tak chciałem chociaż przystąpić do próby 30 minutowej nawet jeżeli musiałbym odpuścić w trakcie. Jakoś dojechałem do Buczkowic gdzie za rondem chciałem ruszyć mocno. Wybrałem nieco inny wariant który okazał się bardzo problematyczny. Już po kilku sekundach musiałem puścić korby więc zanotowałem falstart. Chwilę później jednak ruszyłem mocno, po skręcie w ulicę Grunwaldzką już wiedziałem, że popełniłem błąd w wyborze trasy. Okazało się, że droga jest w remoncie i trzeba uważać na przeszkody. Kilka minut testu wystarczyło aby stwierdzić, że nie jest to mój dzień. Gdyby było dobrze trzymanie kadencji ponad 90 niezależnie od mocy byłoby możliwe a teraz był z tym problem, jechałem dosyć twardo ale tylko to pozwoliło na generowanie przyzwoitej mocy. Pierwsze miejsce gdzie mogłem stracić prędkość, moc czy kadencję przejechałem dosyć płynnie ale przejazd przez centrum Szczyrku wyglądał naprawdę niebezpiecznie bo by jechać równym, mocnym tempem musiałem jechać środkiem a nieraz przekraczać oś jezdni. Trochę na tym straciłem ale gdy przekroczyłem skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną gdzie jedyny raz na trasie nie musiałem się zatrzymywać na czerwonym świetle już mogłem liczyć na jazdę bez większych przeszkód. Po niecałych 10 minutach generowałem średnio 330 Wat ale nie bardzo było z czego dołożyć więc trzymałem w miarę równe tempo. Jechałem całkiem szybko, koła robiły robotę a wiatr wiał z boku i na tym odcinku lekko w plecy więc warunki nieco utrudniały sprawę bo moc lepiej utrzymuje się jak jest ciąg w twarz. Kadencja dalej była jak na mnie niska ale każda próba jej zwiększenia przynosiła coraz gorsze rezultaty. Po kilkunastu minutach już miałem dość ale nie zamierzałem się poddawać zbyt łatwo. Po 20 minutach moc była wyższa niż po 10 o kilka Wat. W sumie mogłem już przerwać test ale zagiąłem się już na maksa, moja jazda przez ostatnie minuty była już strasznie szarpana, moc jednak nie spadła i utrzymałem ją w zasadzie do końca. Przez ostatnią minutę już niewiele myślałem, ledwo widziałem na oczy i po 30 minutach puściłem korby. Ostatnie 100 metrów podjazdu jechałem chyba z 40 sekund, brakło jakiś 20 do szczytu. Gdy dojechałem na pełną ludzi przełęcz musiałem się przytrzymać barierki aby nie spaść z roweru, tak ujechany nie byłem już dawno, za każdym razem taki stan po czasówkach towarzyszył mi gdy byłem bez formy. Pierwotnie myślałem o tym aby zjechać do Wisły i podjechać jeszcze raz Salmopol ale nie byłem w stanie się szybko zregenerować. Na przełęczy też długo nie zabawiłem, byłem tak zmęczony, że musiałem kompletnie odpuścić zjazd, omijanie dziur na dużej prędkości było ponad moje siły, w połowie dziurawego odcinka wypadła mi lampka z mocowania i musiałem się po nią wrócić. Dopiero gdy nawierzchnia się poprawiła puściłem hamulce, jak na pierwszy trochę asekuracyjny zjazd na tych kołach w tym roku nie było źle na ostatnim kilometrze. Przejazd przez Szczyrk znowu był tragiczny, bardziej przypominał „najlepsze lata” gdy zostawałem na zjazdach na całe minuty niż ostatnie gdy udało się nieco poprawić ten element. Postanowiłem wracać dłuższą drogą omijającą ścieżkę rowerową na wjeździe do Bielska. Po drodze krótki postój po którym znowu miałem okazję oglądać ciekawe przedstawienie. Jakieś 200 metrów przede mną jechał kolarz, po chwili zacząłem się do niego zbliżać, gdy brakowało 50 metrów zorientował się i próbował odjechać. Sposób jaki to robił jednak wcale mi nie imponował, pracował całym ciałem, kiwając się na tym rowerze, nie wytrzymywał jednak długo i gdy tylko zwiększył dystans do 100 metrów odpuszczał i tak w kółko. Na skrzyżowaniu ze światłami dojechałem do niego, sprzęt miał lepszy, wyglądał jak kolarz a nie takie straszydło jak ja ale odjechać nie był w stanie. Pomogłem mu i za skrzyżowaniem odpuściłem na tyle aby stracić go z oczu, kiedyś próbowałem zrozumieć takie zachowanie, obecnie mogę się już tylko z tego śmiać. Wjeżdżając do Bielska postanowiłem jeszcze wjechać na Przegibek bo jeszcze w tym tygodniu nie byłem. Po drodze zaliczyłem jeszcze ulicę Wczasową, bardzo polubiłem ten podjazd a przy okazji omija się ruchliwy fragment ulicy Górskiej. Na początku podjazdu znowu dojechałem do tego kolarza ale tym razem miałem przewagę i szybko odjechałem. Jechałem całkiem dobrym tempem, mimo tego, że nie śledziłem danych o mocy, kadencji czy czasu czułem, że jest nieźle, zmęczenie było jednak duże i na więcej raczej nie było mnie stać. Zjazd całkiem niezły technicznie ale niezbyt szybki, wydawało mi się, że nie było tak źle, w tym roku szybciej jednak nie zjechałem. Powrót do domu nieco trudniejszą trasą z przelotnymi opadami deszczu po drodze. Byłem jednak zmęczony i przyjemności z jazdy nie było. Mogę jednak znaleźć jakieś pozytywy, podjazdy wyglądały lepiej niż wcześniej, może sztywniejsze i lżejsze koła pomogły. Moja dyspozycja w tym roku jest jednak tak zmienna i na ogół słaba, że nawet niezła moc z testu nie przybliża mnie do formy której wciąż sporo brakuje . Na czasówkach gdzie wystarczy utrzymać moc przez kilkanaście minut mam jakieś szanse a podczas wyścigów gdzie trzeba m.in. powtarzalności moje akcje stoją bardzo nisko.

Trening 40

Sobota, 8 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 54.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:21 km/h: 22.98
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 6.0°C HRmax: 182182 ( 93%) HRavg 138( 70%)
Kalorie: 1639kcal Podjazdy: 1310m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Krótki ale treściwy trening z podjazdami w roli głównej. Już na starcie problemy sprzętowe przez które wyjechałem kilka minut później. Po ostatniej jeździe rower stał ponad dobę i to wystarczyło aby zeszło powietrze z przedniego koła. Miałem do wyboru trzy opcje, zmienić dętkę, zmienić koło na karbonowe i dodatkowo klocki lub skorzystać z rezerwowego, wysłużonego i nie tak lekko kręcącego się koła jak pozostałe. Wybór padł na trzecią opcję bo była najszybsza w realizacji. Pogoda nieznacznie się poprawiła ale wciąż było zimno i wiało. Nie przeszkodziło mi to jednak w niczym, noga od startu była całkiem niezła. Mimo to pierwszy podjazd na Przegibek wjechałem bardzo spokojnie, zachodni wiatr sprawił, że raz było pod wiatr, raz z wiatrem ale nie było to to samo jakby wcale nie wiało. Na zjeździe trochę poszalałem ale samochody skutecznie utrudniały techniczną jazdę. Pierwszy mocny akcent nastąpił na lokalnym, krótkim ale wymagającym podjeździe pod Walusiów, jechałem bardzo mocno cały czas i podjazd skończył się szybciej niż myślałem, osiągnąłem lepszy czas niż w ubiegłym roku i także najlepszy na Stravie. Kolejny podjazd był blisko i nie zdążyłem się zregenerować. Na początku podjazdu miałem problemy z łańcuchem, tak się dzieje jak szybko zmieniam przełożenie i łańcuch spada na małą tarczę nie w tym miejscu gdzie powinien. Na starcie straciłem kilka sekund i nie umiałem się rozkręcić, podjazd był w kilku miejscach zakorkowany i kilka razy musiałem nawet przestać pedałować. Mimo to również poprawiłem swój czas na tym odcinku. Prawdziwy sprawdzian czekał mnie jednak chwilę później na jednym z najtrudniejszych odcinków w Międzybrodziu. Tam już jednak walczyłem z wiatrem ale także z grawitacją. Sam początek odpuściłem ale gdy zrobiło się stromo i łańcuch powędrował w górę kasety wzrosła moc. Równym tempem jechałem cały najtrudniejszy odcinek, wśród drzew nie czuć było wiatru który jednak dawał się we znaki w końcówce i wraz z narastającym zmęczeniem skutecznie utrudniał walkę z podjazdem, gdy zorientowałem się, że jadę niewiele gorzej od rekordu docisnąłem na końcówce, ostatecznie brakło kilkunastu sekund ale moc jaką wygenerowałem przez ponad 11 minut podjazdu była bardzo dobra nawet przy wyższej wadze. Cała ta sytuacja miała także drugą, bardziej ciemną stronę, po tym podjeździe mój organizm odmówił posłuszeństwa, nie umiałem zejść z tętna i początek podjazdu na Przegibek pokonałem na tętnie wyższym o strefę od mocy, nie miałem już czasu i musiałem ograniczyć się do jednego podjazdu, dołożyłem za to 25 Wat do mocy ale na nic to się zdało bo warunki nie pozwoliły na zbyt wiele, tegoroczny najlepszy czas na podjeździe poprawiłem o 6 sekund generując ledwie 30 Wat więcej niż przy tamtej próbie, zjazd do Straconki też nie był szybki ani nawet dobry technicznie. Przejazd przez Bielsko tez był walką o dojechanie w jakimś rozsądnym tempie i próba podniesienia kadencji która jedna nie była zbyt efektywna. Zmęczenie jakie towarzyszy mi po każdym, pojedynczym zrywie trwa zbyt długo i to wystarczający argument aby stwierdzić, że formy nie ma i nie ma widoków aby wkrótce pojawiła się na horyzoncie. Niestety w trakcie podjazdu pokonywanego siłowo i momentami na stojąco znowu poczułem ból w plecach.

Trening 39

Piątek, 7 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 86.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:16 km/h: 26.33
Pr. maks.: 68.00 Temperatura: 8.0°C HRmax: 178178 ( 91%) HRavg 138( 70%)
Kalorie: 2259kcal Podjazdy: 1670m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy od dawna dzień w tygodniu pracy kiedy miałem do dyspozycji większą ilość czasu i postanowiłem wykorzystać tą sytuację. Przy wyborze podjazdu na trening FTP wziąłem pod uwagę m.in. wiatr, myślałem o tym aby zaliczyć trzy razy podjazd na Przegibek ale ale jakoś nie byłem przekonany do tego pomysłu, Równicę w tym roku już trenowałem, więc pozostał Salmopol do którego przekonał mnie silny wiatr z południowego - zachodu. Aby dojechać do Szczyrku czekało mnie wiele minut walki z wiatrem, pozwoliło to zrobić solidną rozgrzewkę. Jadąc przez Szczyrk zastanawiałem się czy miernik dobrze działa, trzymają podobną moc jak zwykle jechałem aż 5 km/h wolniej. Odpowiedzi na to pytanie nie znalazłem tak szybko, miałem na czym się skupić i przestałem myśleć o bzdurach. Pierwszy podjazd szedł topornie, był za to równy i moc odpowiadała 95 - 105 % FTP, starałem się trzymać równą kadencję ale tutaj już tak dobrze nie było. Źle oceniłem odcinek pomiarowy i trochę z musu wydłużyłem czas powtórzenia z 16 do 17 minut. Przed zjazdem zatrzymałem się tylko na moment, ubrałem kurtkę, zjadłem batona i zacząłem zjazd. Zjazd też nie wyglądał dobrze, nie umiałem się dobrze ułożyć technicznie i zbyt często korzystałem z hamulców. Zjazdy nie były celem na ten dzień więc szybko zapomniałem o tym co poszło nie tak. Na podjeździe nie czułem jakiegoś wyraźnego wpływu wiatru, momentami jechało się lżej ale końcówka znów nie szła tak dobrze jak powinna. Generowałem nieco wyższą moc i podjazd skończyłem niemal po 17 minutach wspinaczki. Nie jest to poziom jaki był w tamtym roku ale warunków na razie nie ma na lepsze czasy. Na Salmopolu tak wiało, że miałem problem by ubrać kurtkę i męczyłem się z tym chyba z 2 minuty, drugi zjazd nie różnił się w niczym od pierwszego. Ostatni podjazd poszedł chyba najlepiej, generowałem znowu kilka Wat więcej, kadencja była bardziej równa ale końcówka znów słaba. W tym roku tracę tam gdzie zwykle zyskiwałem czyli w samych końcówkach. Potrafię równiej pokonywać podjazdy ale na samym końcu tracę cenne sekundy. Ostatni zjazd jaki mnie czekał był strasznie dziurawy. Od zeszłego roku zmieniło się dużo na gorsze i w zasadzie dopiero po 2 kilometrach można puścić hamulce. Nagrodą z wysiłek była lufa w plecy aż do wyjazdu ze Szczyrku, przez wiele kilometrów jechałem około 50 km/h lekko pedałując ale w Szczyrku samochody przerwały tą sielankę, przed Buczkowicami wiatr zmienił się na boczny i już tak szybko nie było. Trochę czasu zyskałem na zjeździe więc postanowiłem wracać przez Rybarzowice, z wiaterkiem kręciło się całkiem fajnie ale skręciłem o jedno skrzyżowanie za wcześnie i musiałem kawałek przejechać nierówną i wąską drogą. Dojazd do Bielska również z wiaterkiem ale ostanie kilometry to już walka z żywiołem, nie taka jak na dojeździe do Salmopolu ale jednak walka. Nogi były już zmęczone i postanowiłem wracać najkrótszą drogą. Nawet zjazdy sobie odpuszczałem, w domu byłem nawet szybciej niż zamierzałem i to wydłużyło czas regeneracji przed weekendem.

Trening 38

Wtorek, 4 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa
Km: 57.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:02 km/h: 28.03
Pr. maks.: 73.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: 144144 ( 73%) HRavg 127( 65%)
Kalorie: 1434kcal Podjazdy: 780m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Pogoda zmieniła się diametralnie przez kilkanaście godzin i było całkiem ciepło, pogodnie ale wietrznie. Wiało z południowego - zachodu więc obrałem kierunek Cieszyn. Wreszcie mogłem zrzucić grube ciuchy i wyjechałem w letnim stroju nie zapominając o rękawkach. Niezbyt dokładnie wyczyściłem rower po wcześniejszej jeździe i gdzieś jeszcze znalazł się piasek. Już na starcie problemy z licznikiem i przez kilka minut walczyłem z podłączeniem czujników, w końcu się udało i po kilometrze na którym wiatr wiał idealnie w plecy dopiero rozpocząłem pomiar. Pierwsze kilometry były z wiatrem bocznym i nie było tak ciężko jak się spodziewałem, im bliżej Skoczowa jednak to wiatr bardziej zachodni i już tak lekko nie było. Trzymałem się założonej mocy, z kadencją był delikatny problem ale nie skupiałem się na tym. O dziwo jechało się dużo lżej i lepiej, w sumie pierwszy raz od jakiegoś czasu temperatura mi odpowiadała i strój był idealnie dobrany do pogody. Oczywiście wiatr rozdawał karty i nie dało się za szybko jechać ale jechałem cały czas założonym tempem nie zwracając uwagi na prędkość. Do Ustronia dojechałem najkrótszą trasą ale nie najszybszą, momentami na podjeździe jechałem całe 10 – 12 km/h z lufą w twarz. Tętno było bardzo niskie, trochę to dziwne i zastanawiające ale jak noga podawała to nie miało to żadnego znaczenia. Za Ustroniem wiatr wiał idealnie z boku i kilka razy miałem problem z utrzymaniem roweru, teren w większości był otwarty i to w niczym nie pomagało, podjazdy jednak szły jak zwykle w tym roku czyli bardzo przeciętnie. Niby ważę tylko 2 kilogramy więcej ale robi to kolosalną różnicę jeżeli Watów nie ma więcej. Szczególnie przekonałem się o tym na kolejnych kilometrach. Z Cieszyna do Skoczowa jest do pokonania kilka hopek o różnej długości i nachyleniu, będąc solidnie rozpędzonym z góry nie byłem w stanie szybko i efektywnie pokonać podjazdów nawet z wiatrem w plecy, trzymałem się jednak Watów i musiałem zaakceptować to, że obecnie nie stać mnie na więcej, wszystkie podjazdy w zasadzie wyglądały podobnie. Jak już przywykłem do górek wjechałem do Skoczowa, to był błąd, mogłem minąć główne skrzyżowanie i ronda gdzie utknąłem w korku ale tak wydawało mi się szybciej głównie ze względu na silny wiatr w plecy który tutaj bardziej pomógł niż na drugim wariancie. Za Skoczowem już wiało bardziej z boku a momentami nawet zaciągało od przodu i już tak efektywnie nie było, podjazdy jakoś poszły ale to nie jest mój poziom, nie chciałem dokładać Watów bo zmieniłoby to charakter treningu i trzymając się Watów wytracałem dużo prędkości już na początku podjazdów a później trzymałem w miarę stabilny poziom. Ostatnie kilka kilometrów pokonałem już na luzie, spróbowałem nawet jechać nową ścieżką rowerową ale nie bardzo się dało. Trening w sumie niezły, bardziej równe tempo niż zwykle na pagórkach ale brakuje czegoś aby wybić się z przeciętności. Na ten moment widzę dwie opcje, albo spróbować podnieść FTP lub zrzucić z wagi aby wrócić do tego co było w ostatnich latach gdy takie pagórki pokonywałem wyraźnie szybciej, dynamiczniej wcale nie generując dużo wyższych mocy.

Trening 36

Sobota, 1 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: 81.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:16 km/h: 24.80
Pr. maks.: 72.00 Temperatura: 8.0°C HRmax: 179179 ( 91%) HRavg 142( 72%)
Kalorie: 2159kcal Podjazdy: 1770m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Dłuższy weekend majowy podobnie jak w ubiegłym roku przyniósł bardzo złą pogodę która w sumie nie odbiegała od tego co było w ostatnich tygodniach. Była szansa na poprawę pogody po południu więc rano poświęciłem czas na obowiązki i prace domowe i o 14 mogłem już jechać. Zdecydowałem się na jazdę z błotnikami, po deszczu w wielu miejscach mogło być mokro, szkoda zarówno roweru jak i ciuchów, w tym miejscu popełniłem duży błąd bo błotniki były niepotrzebne i jeszcze dwa razy się musiałem zatrzymać bo gdzieś obcierało. Drugi wyraźny błąd to ubiór, mogłem ubrać lżejszy zestaw ciuchów i zabrać dodatkową warstwę do kieszonki, na pewno bym na tym nie ucierpiał a komfort by się poprawił, człowiek jednak jest mądry po szkodzie. Chciałem nieco przepalić nogę na podjazdach, miałem do wyboru kilka wariantów tras wyrysowanych wcześniej. Postawiłem na najbardziej optymalną trasę i ruszyłem w kierunku Szczyrku. Po drodze nie zrobiłem żadnej rozgrzewki co było kolejny błędem jaki popełniłem. Pierwszy podjazd poszedł mi dobrze, chociaż nie jechałem na maksa, poprawiłem swój czas o ponad minutę uzyskując najlepszy czas na segmencie. Kolejne podjazdy już nie poszły tak dobrze, nie umiałem się zregenerować po tym podjeździe a dodatkowo pojawił się problem z lewym blokiem i musiałem bardzo ostrożnie jechać aby nie wypinać co chwilę nogi. Ten problem towarzyszył mi już do końca treningu. Drugi podjazd również nie należy do popularnych, jechałem już go 3 raz i także poprawiłem swój najlepszy czas o ponad minutę. Na stromych fragmentach jechałem na granicy możliwości generując ponad 5,5 W/kg a momentami ponad 6 W/kg, na wypłaszczeniach nie byłem w stanie dawać z siebie odpowiednio dużo, nawierzchnia też nie pozwalała na wiele a tłumy pieszych skutecznie mnie spowalniały. Z podjazdu byłem zadowolony, zjazd był wolny i ostrożny. Później miałem do zaliczenia Salmopol, w tym roku jechałem go tylko raz, spokojnym tempem, teraz trzymałem moc na granicy 4 i 5 strefy. Po raz pierwszy od dawna czułem, że moc miała jakieś przełożenie na osiągnięty czas podjazdu, wyszedł całkiem niezły jak na okoliczności. Po wjeździe na przełęcz gdzie było pełno samochodów i ludzi nie zatrzymywałem się i od razu zjechałem do Wisły. Podjazd od południa zwykle bardziej mi odpowiadał ale teraz szło ciężko i zwłaszcza w końcówce dużo czasu straciłem. Wjechałem w najgorszym od prawie 2 lat czasie mimo niezłej mocy. Zjazd na Szczyrk to tragedia w moim wykonaniu, mijanie dziur zwykle mi idzie ciężko a w dodatku nie umiałem się ułożyć technicznie na lepszych jakościowo fragmentach i o tym zjeździe muszę prędko zapomnieć. Ostatnim daniem dnia a raczej głupotą z mojej strony był podjazd pod Orle Gniazdo. Planowałem wjechać tylko do Sanktuarium ale puściłem się dalej i zaliczyłem nieznany mi jeszcze wariant z łatwiejszą końcówką. Podjazd wjechałem już na oparach, przy próbie jazdy na stojąco znowu plecy dały o sobie znać, organizm sypie się coraz bardziej i nawet jak coś zaczyna wychodzić to zaraz inna rzecz przestaje działać i tak w kółko. Miałem już ten trening ocenić jako pozytywny ale ostatni podjazd powiedział całą prawdę o mojej dyspozycji i miejscu w jakim się aktualnie znajduję. Powrót pod silny wiatr do Bielska nie należał do przyjemnych, już w Szczyrku pojawił się komunikat o słabej baterii Di2, wracałem na małej tarczy z przodu ale tył działał do końca. Wybrałem inny wariant przejazdu przez Bielsko, ale nie był ani szybszy ani przyjemniejszy. Na przełamanie muszę jeszcze poczekać, pojawiają się przebłyski dobrej dyspozycji ale to za mało aby zaliczyć dobry, jakościowy i stabilny trening.

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum