Plan był bardziej ambitny, zdobyć Górę Żar, po wjechaniu na Przegibek stwierdziłem, że podjadę sobie ul. Nowy Świat zamiast Góry Żar. Fajna górka z kilkunastoprocentowym nachyleniem. Konkretnie dała mi w kość, jechałem tam pierwszy raz, na pewno nie ostatni. Zjazd też fajny, na koniec drugi raz Przegibek i powrót do domu. Jutro dzień przerwy a potem kolejne treningi.
Mocny trening po górkach, musiałem odbić sobie te wszystkie moje przygody z wyjazdem do Nowego Sącza. Kilak podjazdów, wszystkie przejechane w równym tempie. Na pierwszy rzut poszło Orle Gniazdo od głównej drogi, dawno tam nie jechałem i już wiem dlaczego, nawierzchnia pozostawia sporo do życzenia a dodatkowo jeszcze roboty drogowe na pierwszych 600metrach, musiałem tam dwa razy zatrzymywać się i ruszać przez co czas wyszedł 8:45, czyli aż 20s gorszy od rekordowego. Po zjeździe ruszyłem w kierunku Salmopolu, po drodze roboty drogowe, już widzę czołówkę na Road Trophy stającą na czerwonym świetle, zacząłem spokojnie a potem stopniowo zwiększałem tempo i w efekcie wykręciłem najlepszy czas w tym roku:14:20, do rekordu brakło 40s, rekord ustanowiony w 2011roku czyli trochę dawno. Po spokojnym zjeździe do Wisły zatankowałem bidony i wróciłem spowrotem na Salmopol, od zajezdni autobusowej 16:54 czyli aż 7s lepiej niż ostatnim razem i 4s wolniej od rekordu. Potem już bardzo wolny zjazd wśród tysiąca samochodów przez Szczyrk do Bielska i spokojnym tempem do domu. Jutro powtórka z Żarem w roli głównej. Forma jest dobra, jeszcze trzy tygodnie do Road Trophy. Myślę,że w tym roku znowu uda się dobrze przejechać tą etapówkę. Być może w terminie TDP zrobię sobie mały obóz treningowy w Zakopanem.
Trening miał być wczoraj rano, ale byłem dalej zmęczony po ostatnim ciężkim dla mnie tygodniu, nie tylko dużo jeździłem na rowerze ale też ciężko pracowałem i ogarnęło mnie ogólne zmęczenie szczegolnie nóg. Dzisiaj wyjechałem po 17:30, strasznie wiało, postanowiłem wjechać na Równicę. Po szybkim dojeździe z wiatrem do Ustronia, zacząłem podjazd, początkowo trochę za mocno i lekko mnie brakło w końcówce. Czas wyszedł bardzo dobry 17:50min czyli tylko 10s gorzej niż ostatnio i 30s gorzej niż zwykle. Po podjeździe lekko odpocząłem, chwila rozmowy ze spotkanym kolarzem i spokojny zjazd i walka z wiatrem aż do domu. Forma jest w sumie dobra, widać, że zwyżkuje, teraz odpoczynek i w sobotę powinienem być świeży i może powalczę o dobry wynik w Nowym Sączu, jak nie to tylko będę się starał poprawić czas z zeszłego roku chociaż o 1 minutę.
Kolejna edycja Pętli Beskidzkiej już przeszła do historii. W tym roku byłem kompletnie bez formy, zdziwiłem się,że aż tyle potrafiłem z siebie wykrzesać. Co do zajętego miejsca to zostawię to bez komentarza. Pogoda w tym roku była tradycyjna, czyli słońce i wysoka temperatura. Na starcie stanęło prawie 400 osób z czego 250 pojechało dystans PRO a około 130 wybrało dystans MARATON. Przed startem zrobiłem długą rozgrzewkę i dopiero ustawiłem się w sektorze. Po starcie nadrabiałem pozycje, pod Zameczek jechałem mocnym tempem i znalazłem się gdzieś w połowie stawki, złapałem grupę i razem jechaliśmy w kierunku Stecówki. Pierwszą rundę przejechałem asekuracyjnie tracąc kilka miejsc, na kolejnych już jechałem swoje, o dziwo nie traciłem zbyt wiele na zjazdach. Po każdej rundzie brałem kubek z wodą na bufecie i od razu wypijałem, w bidonach też wody ubywało. Na przedostatniej rundzie na zjeździe z Stecówki, o mały włos nie doszło do kraksy i tam odpadłem od grupki, złapałem ich na Połomiu i dalej znów jechaliśmy razem. Ostatnią rundę przejechałem już samotnie, niestety kilometr przed metą złapał mnie taki skurcz,że prawie spadłem z roweru, co chwilę musiałem stawać i straciłem na tym ponad minutę lub nawet więcej. W sumie to wyścig można zapisać na plus. Jeżeli byłbym w formie to może byłoby lepiej. Teraz czas na dwie czasówki, trzeba odzyskać podium w klasyfikacji a potem już góry do końca sezonu. Od dzisiaj zaczynam solidnie trenować by za miesiąc była forma.