Wpisy archiwalne w kategorii
w grupie
Dystans całkowity: | 48935.00 km (w terenie 762.00 km; 1.56%) |
Czas w ruchu: | 1783:47 |
Średnia prędkość: | 27.29 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 553776 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 1017819 kcal |
Liczba aktywności: | 540 |
Średnio na aktywność: | 90.62 km i 3h 20m |
Więcej statystyk |
Road Trophy 2018 Etap 3
Niedziela, 12 sierpnia 2018 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 109.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:49 | km/h: | 28.56 |
Pr. maks.: | 79.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | 175175 ( 89%) | HRavg | 151( 77%) |
Kalorie: | 2037kcal | Podjazdy: | 1950m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po słabo przespanej nocy czułem zmęczenie, regeneracja nie przebiegła jak powinna i byłem pełen obaw przed najdłuższym etapem tegorocznego Road Trophy. Zjadłem porządne śniadanie, wypiłem sporo płynów. Sprawdziłem i nasmarowałem wyczyszczony sprzęt który jednak odczuł sobotnie mokre warunki i wydawał z siebie dźwięki. Nie przeszkodziło to i nie wpływało na jazdę więc wolałem nic z tym nie robić by nie przedobrzyć. Zrobiłem dobrą rozgrzewkę i ustawiłem się na starcie. Tym razem wybrałem miejsce w trzecim rzędzie i po starcie nie miałem takich problemów jak dzień wcześniej. Kilka pozycji straciłem już po starcie, kilka przed pierwszą stromizną i kilka przed podjazdem na przełęcz Koniakowską. Na szczyt wjechałem z niezbyt dużą startą ale czułem, że nie ma odpowiedniej mocy. Na zjeździe wszystko się rozciągło i musiałem gonić, udało się dospawać do około 35 osobowego peletonu i tak dojechaliśmy do Milówki. Na podjeździe zacząłem się przesuwać do przodu aż znalazłem się na czele. Dałem zmianę ale nie trwało to długo, tempo nie było zbyt mocne i gdy poszła poprawka to ledwo się utrzymałem. Na moment straciłem kontakt ale jakoś udało się złapać tyły i tak zaczął się zjazd do Tarlicznego. Nie byłem w stanie przesunąć się do przodu i były to ostatnie momenty mojej jazdy z najlepszymi. Przed podjazdem popuścił mi czujnik od pomiaru mocy a po skręcie na podjazd i podkręceniu tempa widziałem jak czołówka się oddala. Niestety byli tam wszyscy rywale z mojej kategorii, nie chciałem za wszelką cenę próbować ich złapać i traciłem kolejne sekundy. Z przodu był Darek i myślałem, że uda mu się utrzymać w głównej grupie. Pod koniec podjazdu miernik mocy przestał działać a czujnik zaplątał mi się w łańcuch i urwał. Myślałem, że zaraz urwę łańcuch, dziwne zachowanie łańcucha trwało aż do zjazdu gdzie pozostałości wtyku wypadły i jechałem już bez danych z pomiaru mocy. Przed skrętem na Sól dojechało do mnie dwóch zawodników a z przodu było widać Darka który też się nie utrzymał z najlepszymi. Po skręcie na Sól Darek miał problem z łańcuchem a dwójka mi odjechała. Jechałem swoim tempem, nie goniłem a z tyłu już widziałem 4 zawodników. Jak do mnie dojechali to zaczęliśmy współpracować, we trzech dawaliśmy fajne, równe zjazdy i drogi ubywało. Ubywało tez picia w bidonach, zorientowałem się, że za mało piję i zacząłem przywiązywać do tego większą wagę. Przez Słowację tempo było niezłe i po skręcie z głównej drogi złapał mnie pierwszy większy kryzys tego dnia. Odstałem od grupy po przejechaniu granicy w Jaworzynce i do bufetu jechałem swoim tempem. Złapałem niestety tylko jeden bidon, chęć dołączenia do grupy z którą jechałem wcześniej była większa i na niecałe 50 kilometrów musiało mi wystarczyć około 750ml picia. Siły wróciły i nawet zacząłem dawać zmiany w grupie. Na podjeździe pod Kotelnicę już nas zostało 4 i tak też jechaliśmy aż do Soli. Nawadniałem się solidnie i wody już brakowało. Tempo narzucone przez Darka i Adama Galmana było już dla mnie za mocne i puściłem koło. Przed granicą jeszcze widziałem kolegów z grupy ale ich nie dogoniłem. Wyprzedziłem tylko jednego rywala z mojej kategorii wiekowej, nic mi to nie dało bo miał już do mnie starty po 2 etapach. Na zjeździe i dojeździe do Polski pracowałem na tyle solidnie, że utrzymywałem niecałą minutę starty do grupki z Darkiem. Cudem wcisnąłem żel, niewiele to dało bo po skręcie w kierunku Krążelki już czułem zbliżające się skurcze. Zwolniłem strasznie i przed sobą nie widziałem już nikogo. Po skręcie w prawo na rozwidleniu dróg już czułem skurcz w lewej nodze. Zatrzymałem się na moment, rozmasowałem, w bidonie jeszcze miałem pół łyka wody, było to za mało, ale zawsze coś. Kolejny raz skurcz atakował po około 300 metrach. Widziałem już mroczki przed oczami i Czułem już za sobą kolejną grupę i do bufetu doczłapałem przed nimi. Na bufecie napełnienie dwóch bidonów, wypicie około 500 ml płynów, zjedzenie arbuza i po 2 minutach postoju ostatnie 10 kilometrów. Ruszyłem razem z Patrykiem i tak jechaliśmy aż do mety. Była to droga przez mękę, jechałem już tylko na dojechanie, każda próba wstania z siodełka kończyła się atakiem skurczów. Człapanie do mety trwało długo, nie wyprzedził mnie nikt w tym czasie i z ulgą zobaczyłem na jezdni napisy informujące o dystansie do mety. Po przekroczeniu linii mety usiadłem na trawie i nie mogłem się ruszyć przez kilka minut. Dopiero po wypiciu prawie litra wody, spożyciu magnezu i owoców byłem w stanie stanąć na własnych nogach. Mój żołądek też się zbuntował i musiałem skorzystać z toalety. Po ponad 20 minutach mogłem zjechać w dół i zjeść konkretny posiłek. Był to jeden z gorszych dni na rowerze w tym roku. Wszystko mogło się skończyć dużo gorzej. Najważniejsze, że się nie poddałem i ukończyłem ten trudny etap. Kolejne starty czasowe nie miały już dla mnie znaczenia. Stan w którym się znalazłem był częściowo moją winą a także problemów zdrowotnych które wpłynęły na moją zdolność regeneracji a także wydolność w wyższych temperaturach. Straciłem bardzo dużo wody i wartości energetycznych i dobrze, że nie skończyłem gdzieś w rowie a nawet w szpitalu. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, ze największe problemy miałem przed bufetem.
Road Trophy 2018 Etap 2
Sobota, 11 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: | 71.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:25 | km/h: | 29.38 |
Pr. maks.: | 77.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 182182 ( 93%) | HRavg | 160( 82%) |
Kalorie: | 1564kcal | Podjazdy: | 1550m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po dotarciu
na kwaterę bardzo szybki serwis koła. Kolega
Adam poratował mnie oponą i pomógł mi w
wymianie dętki i opony. Zdążyłem na szybko zmienić ciuchy, zabrać potrzebne rzeczy
i trzeba było jechać na start drugiego etapu. Nie byłem wcale zregenerowany i
czułem, że będzie ciężko. Rozgrzewka była także w trybie ekspresowym, chcąc coś
nadrobić do rywali musiałem ustawić się z przodu.
Ustawiłem się w pierwszym rzędzie, sporo zawodników jak zwykle przyjechało na ostatnią chwile i ustawiło z przodu. Był taki ścisk, że nie mogłem się ruszyć ani o centymetr. Dopiero gdy wszyscy ruszyli to mogłem się wpiąć, sprawiło to tyle problemów, że byłem bliski upadku a za mną słyszałem niecenzuralne słowa. Ruszyłem dopiero po wjeździe na drogę już ze stratą. Tempo nie było zbyt spokojne a do tego przepychanki i traciłem kolejne pozycje. Gwoździem do trumny było zwężenie na około kilometr od startu. Tam zostałem przyblokowany i byłem praktycznie na końcu peletonu. Wystarczył kilometr by stracić bardzo dobrą pozycję startową, ciężko jest wyeliminować lęk po kilku kraksach. Nadrobić też nie miałem jak, przed pierwszą stromizną oczywiście spowolnienie i już zrobiła się dziura. Noga nie podawała najlepiej i męczyłem się strasznie by dojechać do ogona peletonu. Podjazd na przełęcz Koniakowską też poszedł mi słabo, na zjeździe nie poszalałem i na drugi podjazd wjechałem już z ogromnymi stratami. Na szczęście na tym podjeździe zaczęła noga podawać i zacząłem przesuwać się do przodu. Jechałem cały czas mocno i stopniowo doganialiśmy kolejnych zawodników. Uformowała się około 10 osobowa grupka w której jechaliśmy przez większą część etapu. Grupa może liczna ale chętnych do współpracy było może 6 osób. To wystarczyło aby jechać dobrym tempem ale trochę denerwowało. Z przodu nie było nikogo widać i pozostało mocno pracować aby nikt nas nie dogonił. Przed Jaworzynką już grupa stopniała o jedną osobę. Na podjeździe miałem delikatny kryzys ale szybko minął i wróciłem na czoło i do wjazdu na główną drogę dyktowałem mocne tempo. Po wjeździe do Czech grupa trochę się rozleniwiła i wyglądało to tak, że praktycznie sam dyktowałem tempo aż do Mostów. Tam mocniejsze tempo podyktowała dwójka zawodników i spłynąłem na tył grupy. Do bufetu było przeważnie w dół wiec tempo było szybkie. Na bufecie zwolnienie i po raz kolejny wyjechałem na przód grupy. Dosyć trudny podjazd w lesie poszedł całkiem dobrze, we dwóch podyktowaliśmy takie tempo, że grupa się rozciągła a po zjeździe już było nas mniej. Dojechał do nas zawodnik który z nami wcześniej nie jechał i tempo wzrosło. Na dojeździe do Hyrczawy grupa zaczęła się dzielić, udało się zespawać a mocna jazda spowodowała, że zaczęliśmy doganiać kolejną grupkę. Trzech zawodników przeskoczyło a po wjeździe do Polski połączyliśmy się w jedną grupę. Na zjeździe zacząłem tracić i podjazd do centrum Istebnej zacząłem z kilkusekundową startą. Szybko nadrobiłem i w połowie podjazdu zacząłem przesuwać się do przodu. Tempo szło mocne i się podzieliliśmy. Na szczycie podjazdu byłem jako 2, na wypłaszczeniu nie dałem rady jechać tak mocno jak na stromym podjeździe i znowu zostałem lekko z tyłu. Po skręcie na metę miałem około 10 sekund do kilku zawodników. Byłem pewny, że meta jest na samym szczycie i nie jechałem na maksimum możliwości. Jak się okazało meta jest niżej i praktycznie bez żadnych zysków i start do poprzedzających mnie w generalce zawodników przejechałem przez matę.
Awansowałem o jedno oczko w kategorii a w OPEN o prawie 50 miejsc. Pomijając fakt, że nie byłem dobrze przygotowany do tego etapu oraz słabą dyspozycje na początku to mogę być zadowolony. Dyspozycja na trasie pozwalała na jazdę z czołówką. Patrząc na dane z licznika to był to jeden z lepszych wyścigów jakie pojechałem w tym sezonie. Defekt z pierwszego etapu pośrednio wpłynął na drugi i pozostaje niewielki niedosyt po pierwszym dniu rywalizacji.
Ustawiłem się w pierwszym rzędzie, sporo zawodników jak zwykle przyjechało na ostatnią chwile i ustawiło z przodu. Był taki ścisk, że nie mogłem się ruszyć ani o centymetr. Dopiero gdy wszyscy ruszyli to mogłem się wpiąć, sprawiło to tyle problemów, że byłem bliski upadku a za mną słyszałem niecenzuralne słowa. Ruszyłem dopiero po wjeździe na drogę już ze stratą. Tempo nie było zbyt spokojne a do tego przepychanki i traciłem kolejne pozycje. Gwoździem do trumny było zwężenie na około kilometr od startu. Tam zostałem przyblokowany i byłem praktycznie na końcu peletonu. Wystarczył kilometr by stracić bardzo dobrą pozycję startową, ciężko jest wyeliminować lęk po kilku kraksach. Nadrobić też nie miałem jak, przed pierwszą stromizną oczywiście spowolnienie i już zrobiła się dziura. Noga nie podawała najlepiej i męczyłem się strasznie by dojechać do ogona peletonu. Podjazd na przełęcz Koniakowską też poszedł mi słabo, na zjeździe nie poszalałem i na drugi podjazd wjechałem już z ogromnymi stratami. Na szczęście na tym podjeździe zaczęła noga podawać i zacząłem przesuwać się do przodu. Jechałem cały czas mocno i stopniowo doganialiśmy kolejnych zawodników. Uformowała się około 10 osobowa grupka w której jechaliśmy przez większą część etapu. Grupa może liczna ale chętnych do współpracy było może 6 osób. To wystarczyło aby jechać dobrym tempem ale trochę denerwowało. Z przodu nie było nikogo widać i pozostało mocno pracować aby nikt nas nie dogonił. Przed Jaworzynką już grupa stopniała o jedną osobę. Na podjeździe miałem delikatny kryzys ale szybko minął i wróciłem na czoło i do wjazdu na główną drogę dyktowałem mocne tempo. Po wjeździe do Czech grupa trochę się rozleniwiła i wyglądało to tak, że praktycznie sam dyktowałem tempo aż do Mostów. Tam mocniejsze tempo podyktowała dwójka zawodników i spłynąłem na tył grupy. Do bufetu było przeważnie w dół wiec tempo było szybkie. Na bufecie zwolnienie i po raz kolejny wyjechałem na przód grupy. Dosyć trudny podjazd w lesie poszedł całkiem dobrze, we dwóch podyktowaliśmy takie tempo, że grupa się rozciągła a po zjeździe już było nas mniej. Dojechał do nas zawodnik który z nami wcześniej nie jechał i tempo wzrosło. Na dojeździe do Hyrczawy grupa zaczęła się dzielić, udało się zespawać a mocna jazda spowodowała, że zaczęliśmy doganiać kolejną grupkę. Trzech zawodników przeskoczyło a po wjeździe do Polski połączyliśmy się w jedną grupę. Na zjeździe zacząłem tracić i podjazd do centrum Istebnej zacząłem z kilkusekundową startą. Szybko nadrobiłem i w połowie podjazdu zacząłem przesuwać się do przodu. Tempo szło mocne i się podzieliliśmy. Na szczycie podjazdu byłem jako 2, na wypłaszczeniu nie dałem rady jechać tak mocno jak na stromym podjeździe i znowu zostałem lekko z tyłu. Po skręcie na metę miałem około 10 sekund do kilku zawodników. Byłem pewny, że meta jest na samym szczycie i nie jechałem na maksimum możliwości. Jak się okazało meta jest niżej i praktycznie bez żadnych zysków i start do poprzedzających mnie w generalce zawodników przejechałem przez matę.
Awansowałem o jedno oczko w kategorii a w OPEN o prawie 50 miejsc. Pomijając fakt, że nie byłem dobrze przygotowany do tego etapu oraz słabą dyspozycje na początku to mogę być zadowolony. Dyspozycja na trasie pozwalała na jazdę z czołówką. Patrząc na dane z licznika to był to jeden z lepszych wyścigów jakie pojechałem w tym sezonie. Defekt z pierwszego etapu pośrednio wpłynął na drugi i pozostaje niewielki niedosyt po pierwszym dniu rywalizacji.
Trening 81
Wtorek, 7 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018, w grupie
Km: | 87.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:07 | km/h: | 27.91 |
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | 169169 ( 86%) | HRavg | 136( 69%) |
Kalorie: | 1639kcal | Podjazdy: | 770m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni trening przed Road Trophy połączony z kibicowaniem kolarzom
walczącym w Tour de Pologne. Wyjechałem z domu o 12.25 i w Skoczowie dołączyłem
do Jas-Kółek. Zebrało się nas 5 osób i tak bocznymi drogami dojechaliśmy do
Ustronia. W Skoczowie do jazdy przygotowywał się Grześ ale nie czekaliśmy na
niego. Po wjeździe na dwupasmówkę zaczęliśmy jechać po zmianach i dopóki Otfin
nie złapał gumy to dobrze to wyglądało. Później zaczęły się zrywy i zaczęło się
dzielić, ja trzymałem się swoich założeń, czyli równej jazdy bez szarpania i
momentami odstawałem od reszty. Na skrzyżowaniu niebezpieczna sytuacja,
zatrzymanie się było możliwe, ale po co hamować i zatrzymywać się na czerwonym
świetle, może się uda przejechać. Na szczęście bezpiecznie udało się przejechać
i dalej już bez przygód. Tempo momentami było mocne, niepotrzebnie bo czasu
było sporo a nie wszyscy są tak mocni i mogłoby się to skończyć źle. W Wiśle
już utrudnienia, na szczęście udało się przejechać i zatrzymać w sklepie. Po
uzupełnieniu bidonów pozostało dojechanie do Zameczka. Jechaliśmy już
spokojniej i przed podjazdem pod Zaporę się rozdzieliliśmy. Podjazd na Zameczek
wjechałem spokojnie, na szczycie czekali już Staszek i Robert i po
przekroczeniu premii górskiej stanęliśmy kawałek niżej. Ludzi powoli
przybywało, udało się pozyskać gadżety Tauron a czas szybko leciał. Tempo
nadjeżdżających kolarzy nie było przesadnie mocne i można było chwile dłużej
podziwiać rozciągnięty Peleton. Sytuacja zmieniała się dynamicznie i podczas
drugiego przejazdu przez Premie Górską peleton już był nieźle przerzedzony. Jak
tylko przejechała główna Grupa to od razu wszyscy ruszyli a z tyłu jeszcze
jechali zawodnicy. Dopiero radiowóz z zieloną flagą zamykał wyścig. Sporo
kolarzy musiało zwalniać by przejechać, my też za szybko ruszyliśmy, ale za
nami były tylko 3 pojedyncze osoby i miały dosyć dużo miejsca by nas minąć.
Nagrodą za oczekiwanie był zjazd do Wisły. Bardzo dobrze zjechałem, parę osób
mi przeszkodziło w jeszcze lepszym zjeździe. Za rondem zjechaliśmy się i przez
zatłoczoną Wisłę i Ustroń dojechaliśmy pod sklep. Po uzupełnieniu zapasów wody
i dojeździe do Skoczowa rozdzieliliśmy się. W dosyć spokojnym tempie dojechałem
do domu. Noga dużo lepsza niż w weekend.








Rozgrzewki i Rozjazdy
Niedziela, 29 lipca 2018 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 48.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:50 | km/h: | 26.18 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 27.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 950kcal | Podjazdy: | 200m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przełomy Wisłoka 2018
Sobota, 28 lipca 2018 Kategoria 100-200, avg>30km\h, w grupie, Wyścig
Km: | 103.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:02 | km/h: | 33.96 |
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 30.0°C | HRmax: | 188188 ( 96%) | HRavg | 165( 84%) |
Kalorie: | 2092kcal | Podjazdy: | 1100m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po kilku weekendach wolnych od startów w zawodach, nie
miałem zbytnio czasu by startować i dlatego ta przerwa trwała aż 3 tygodnie. Byłem
dosyć dobrze przygotowany, kilka dobrych treningów za mną i forma znowu idzie
do góry po tym dołku jaki miałem w ostatnim czasie. Z rowerem też było wszystko
w porządku, nic nie wskazywało, że będą z nim aż takie problemy. Udało się dobrze
wyspać, zjeść solidne śniadanie i dobrze rozgrzać. Miejsce w sektorze też
miałem dobre i nie pozostało nic innego jak walczyć. Na starcie sporo dobrych
kolarzy, m.in. dawno nie widziany w Road Maraton Piotr Tomana czy Damian
Bartoszek, to ci panowie mieli między sobą rozegrać ten wyścig.
Po starcie dosyć spokojnie, jechałem blisko czuba, po wyjeździe z Beska na pierwszym podjeździe miałem lekkie problemy co nie wróżyło niczego dobrego, zebrałem się w sobie i zacząłem przesuwać do przodu, trwało to do momentu gdy rozerwało mi dętkę w tylnym kole. Dawno nie miałem pecha na wyścigu i ten okres chyba już trwał zbyt długo. Bałem się, że rozwaliłem oponę i dalej już nie pojadę. Miałem źle założoną oponę i przy dużym ciśnieniu, upale i wyrwie w drodze opona zsunęła się z obręczy. Przy wymianie dętki oznaczało to minutę starty mniej, nie musiałem już ściągać opony. Zdążyłem zdjąć dętkę i pojawił się samochód serwisowy. Założyłem nową dętkę, szybko założyłem oponę, nadjechał Dominik który chciał sprawdzić czy wszystko w porządku. Napompowanie koła zajęło kilkanaście sekund i po 4 minutach postoju ruszyłem. Dominik też miał problem z kołem i dopompował powietrza. Gdy Dominik dojechał to dociągnął mnie do wolno jadącego peletonu. Reszta zdążyła przez około 7 minut przejechać nieco ponad 2 kilometry. Gdyby jechali szybciej to chyba bym już nie znalazł się w peletonie. Udało się znaleźć blisko przodu i mogłem rozpocząć wyścig bez strat. Już trochę się odechciało jazdy, boczne drogi też nie były przyjemne i poczułem ulgę gdy wjechaliśmy na główną drogę. Jeszcze przed startem ostrym udało mi się znaleźć na czele wyścigu. Pod względem mojej jazdy w peletonie jest już dużo lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu w Wiśle. Po ostrym starcie bez zastanawiania się wyjechałem na czoło i zacząłem dyktować tempo. Kilkaset metrów dalej wyskoczył Darek i wtedy zluzowałem, nie było sensu gonić kolegi z Drużyny. Za nim skoczył zawodnik z Dukli i chwile tak jechali na czele peletonu. Damian Bartoszek szybko zespawał i znowu jechaliśmy razem. Po chwili poszedł kolejny atak, tym razem jakiś kolarz w niebieskiej koszulce odjechał i zrobił sporą przewagę, korzystając z rozluźnienia w peletonie znowu wyszedłem na czoło i podyktowałem dosyć mocne tempo. Różnica zaczęła się zmniejszać a droga piąć bardziej do góry. Długo pracowałem aż w pewnym momencie „Szeryf z Ochajo” wziął sprawy w swoje ręce i podkręcił tempo. Mnie zaczęli wyprzedzać inni kolarze którzy dotąd wieźli się w peletonie i zacząłem tracić dystans. Moje tempo na końcowym fragmencie podjazdu było bardzo słabe, niestety problemy miał też Darek i także tracił kontakt z czołówką. Najlepiej jechał Marcin i to on zaczął pierwszy zjeżdżać. Ja miałem około 30 metrów starty do kilku osób i nie miałem sił jechać. Na zjeździe straciłem znowu sporo i po skręcie w lewo widziałem przed sobą porozbijanych na kilka grup kolarzy. Czołówki na pewno nie było widać, ale dogonienie kilku osób wydawało się tylko kwestią czasu. Zjechało się nas 5 i dobrze, ze był Darek bo wspólnie mogliśmy zrobić lepszą robotę i taki był plan. Dałem mocną i długą, za długą zmianę, jeden z zawodników ledwo się za nami trzymał a trzy osoby z przodu już były na wyciągniecie ręki. Po 30 kilometrach wyścigu udało się dojechać do tej trójki i było nas 8. Na zmiany wychodziły 4 osoby i wydawało się to zbyt mało na dociągniecie do kolejnej grupy. Darek jechał bardzo mocno, moje tempo było podobne a pozostała dwójka była odrobine słabsza. Kolejną 4 osobową grupę udało się dogonić po kilku kilometrach bardzo mocnej jazdy, tempo było niezłe, upał robił swoje a sił ubywało, bidony też coraz bardziej suche a na pierwszym bufecie nie udało mi się złapać ani bidonu ani butelki wody. Przy pierwszej podaży wody z samochodu też się na nią nie załapałem i musiałem umiejętnie dawkować napojem z bidonów by mi go nie brakło. Przez krótki odcinek nie dawałem zmian, odpocząłem trochę, coś zjadłem i gdy na horyzoncie pojawiła się większa grupka to zacząłem mocniej pracować. Kolejna porcja mocnej pracy Jas-Kółek i dociągaliśmy do 3 grupy. Jechał w niej m.in. Marcin czy Piotr Wrona. Było nas już ponad 10 i mogłem chwile odpocząć na tyłach, na jednym ze zjazdów lekko się zagapiłem i zrobiłem różnice, próbując ją zniwelować straciłem nieco sił i znowu musiałem odpocząć. W połowie trasy pojawił się nieco łatwiejszy fragment i od razu więcej osób do współpracy i niezła robota szła po zmianach. Tak się złożyło, że mojej zmiany albo trafiały się przed skrzyżowaniami lub na zjazdach i to była dla mnie dobra sytuacja bo nie traciłem w takich momentach kontaktu z grupą. Około 70 kilometra pojawił się lekki kryzys i znowu jechałem po tyłach. Kilka osób wiozło się cały czas nie dając żadnych zmian wiec te moje kilkuminutowe „pobyty” na tyłach są uzasadnione, nie można cały czas ciągnąć na przodzie, bo to nie ma sensu. Na drugim bufecie wyrzuciłem bidon, niestety w krzaki i się go pozbyłem. Złapałem pełny bidon i jako pierwszy ruszyłem w dalszą drogę. Ku mojemu zdziwieniu kilkaset metrów z przodu jechała kolejna grupa. Zmobilizowaliśmy się i przy dobrej kilkuosobowej współpracy nadrabialiśmy dystans. Ja niestety miałem kolejny kryzys i niestety na zjeździe przez dodatkową nieuwagę straciłem kontakt z grupą. Tempo szło niezłe bo grupa z przodu była blisko i po zjeździe wspiąłem się na wyżyny swoich możliwości i na kolejnym wzniesieniu już byłem w grupie. Było nas już około 20 osób a tempo nie było jakieś szczególnie mocne. Mi to pasowało i mogłem trochę odpocząć, trochę za wcześnie przyjąłem ostatniego żela i później tego brakło. Na około 15 kilometrów przed metą tempo siadło całkowicie, pojawiły się próby odjazdów, jedną z nich skasowałem i dałem mocną zmianę po której towarzystwo trochę się rozruszało i lepiej to wyglądało. Popełniłem kolejny z wielu błędów tego dnia i po skręcie na końcowy 9 kilometrowy odcinek byłem na ostatniej pozycji. Tempo było żwawe, nawierzchnia nienajlepsza i przesunąć się do przodu nie było jak. Każda taka próba kończyła się fiaskiem i przy skręcie w lewo na ostatnie 2 kilometry zdekoncentrowałem się tak bardzo, że prawie wjechałem w piasek i cudem uniknąłem gleby, wytraciłem dużo prędkości, grupa odjechała i musiałem gonić. Z przodu były dwie Jas-Kółki, ale jadąc mocnym tempem szybko dojechałem do kolegów i wyglądało na to, że to ja zachowałem najwięcej sił i zmobilizowałem się do mocniejszej jazdy. Jechałem już bardzo mocno, zbliżałem się do rywali ale wyprzedziłem zaledwie kilka osób. Na finisz jechałem równo z zawodnikiem z Dukli, byłem pewny, że jest z mojej kategorii i niestety ten finisz przegrałem, musiałem jechać lewą stroną i zmieścić się miedzy pachołkami by przejechać przez mate a rywal miał prostą drogę. Zawodnik ten był z kategorii M a ja byłem oczywiście ostatni z kategorii A w tej grupie i musiałem zadowolić się 6 miejscem. Wynik dla mnie był celem drugorzędnym i jestem zadowolony. Wykonałem kawał dobrej roboty i jest do dla mnie cenniejsze niż „Wiezienie się na kole” cały wyścig i sprint na metę. Szkoda tego defektu na początku, na pewno głowa wtedy była by „inna” i może lepiej by to wyglądało. Po wyścigu nawet nie miałem ochoty na jedzenie. Nie czułem się wyjechany ale masa płynów jaką przyjąłem od rana zrobiła swoje i żołądek już dawał o sobie znać. Na koniec jeszcze około 20 kilometrowy odcinek do Rymanowa Zdroju. Noga odpoczęła i wieczorem czułem się tak jakbym nie jechał w ten dzień wyścigu.




Po starcie dosyć spokojnie, jechałem blisko czuba, po wyjeździe z Beska na pierwszym podjeździe miałem lekkie problemy co nie wróżyło niczego dobrego, zebrałem się w sobie i zacząłem przesuwać do przodu, trwało to do momentu gdy rozerwało mi dętkę w tylnym kole. Dawno nie miałem pecha na wyścigu i ten okres chyba już trwał zbyt długo. Bałem się, że rozwaliłem oponę i dalej już nie pojadę. Miałem źle założoną oponę i przy dużym ciśnieniu, upale i wyrwie w drodze opona zsunęła się z obręczy. Przy wymianie dętki oznaczało to minutę starty mniej, nie musiałem już ściągać opony. Zdążyłem zdjąć dętkę i pojawił się samochód serwisowy. Założyłem nową dętkę, szybko założyłem oponę, nadjechał Dominik który chciał sprawdzić czy wszystko w porządku. Napompowanie koła zajęło kilkanaście sekund i po 4 minutach postoju ruszyłem. Dominik też miał problem z kołem i dopompował powietrza. Gdy Dominik dojechał to dociągnął mnie do wolno jadącego peletonu. Reszta zdążyła przez około 7 minut przejechać nieco ponad 2 kilometry. Gdyby jechali szybciej to chyba bym już nie znalazł się w peletonie. Udało się znaleźć blisko przodu i mogłem rozpocząć wyścig bez strat. Już trochę się odechciało jazdy, boczne drogi też nie były przyjemne i poczułem ulgę gdy wjechaliśmy na główną drogę. Jeszcze przed startem ostrym udało mi się znaleźć na czele wyścigu. Pod względem mojej jazdy w peletonie jest już dużo lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu w Wiśle. Po ostrym starcie bez zastanawiania się wyjechałem na czoło i zacząłem dyktować tempo. Kilkaset metrów dalej wyskoczył Darek i wtedy zluzowałem, nie było sensu gonić kolegi z Drużyny. Za nim skoczył zawodnik z Dukli i chwile tak jechali na czele peletonu. Damian Bartoszek szybko zespawał i znowu jechaliśmy razem. Po chwili poszedł kolejny atak, tym razem jakiś kolarz w niebieskiej koszulce odjechał i zrobił sporą przewagę, korzystając z rozluźnienia w peletonie znowu wyszedłem na czoło i podyktowałem dosyć mocne tempo. Różnica zaczęła się zmniejszać a droga piąć bardziej do góry. Długo pracowałem aż w pewnym momencie „Szeryf z Ochajo” wziął sprawy w swoje ręce i podkręcił tempo. Mnie zaczęli wyprzedzać inni kolarze którzy dotąd wieźli się w peletonie i zacząłem tracić dystans. Moje tempo na końcowym fragmencie podjazdu było bardzo słabe, niestety problemy miał też Darek i także tracił kontakt z czołówką. Najlepiej jechał Marcin i to on zaczął pierwszy zjeżdżać. Ja miałem około 30 metrów starty do kilku osób i nie miałem sił jechać. Na zjeździe straciłem znowu sporo i po skręcie w lewo widziałem przed sobą porozbijanych na kilka grup kolarzy. Czołówki na pewno nie było widać, ale dogonienie kilku osób wydawało się tylko kwestią czasu. Zjechało się nas 5 i dobrze, ze był Darek bo wspólnie mogliśmy zrobić lepszą robotę i taki był plan. Dałem mocną i długą, za długą zmianę, jeden z zawodników ledwo się za nami trzymał a trzy osoby z przodu już były na wyciągniecie ręki. Po 30 kilometrach wyścigu udało się dojechać do tej trójki i było nas 8. Na zmiany wychodziły 4 osoby i wydawało się to zbyt mało na dociągniecie do kolejnej grupy. Darek jechał bardzo mocno, moje tempo było podobne a pozostała dwójka była odrobine słabsza. Kolejną 4 osobową grupę udało się dogonić po kilku kilometrach bardzo mocnej jazdy, tempo było niezłe, upał robił swoje a sił ubywało, bidony też coraz bardziej suche a na pierwszym bufecie nie udało mi się złapać ani bidonu ani butelki wody. Przy pierwszej podaży wody z samochodu też się na nią nie załapałem i musiałem umiejętnie dawkować napojem z bidonów by mi go nie brakło. Przez krótki odcinek nie dawałem zmian, odpocząłem trochę, coś zjadłem i gdy na horyzoncie pojawiła się większa grupka to zacząłem mocniej pracować. Kolejna porcja mocnej pracy Jas-Kółek i dociągaliśmy do 3 grupy. Jechał w niej m.in. Marcin czy Piotr Wrona. Było nas już ponad 10 i mogłem chwile odpocząć na tyłach, na jednym ze zjazdów lekko się zagapiłem i zrobiłem różnice, próbując ją zniwelować straciłem nieco sił i znowu musiałem odpocząć. W połowie trasy pojawił się nieco łatwiejszy fragment i od razu więcej osób do współpracy i niezła robota szła po zmianach. Tak się złożyło, że mojej zmiany albo trafiały się przed skrzyżowaniami lub na zjazdach i to była dla mnie dobra sytuacja bo nie traciłem w takich momentach kontaktu z grupą. Około 70 kilometra pojawił się lekki kryzys i znowu jechałem po tyłach. Kilka osób wiozło się cały czas nie dając żadnych zmian wiec te moje kilkuminutowe „pobyty” na tyłach są uzasadnione, nie można cały czas ciągnąć na przodzie, bo to nie ma sensu. Na drugim bufecie wyrzuciłem bidon, niestety w krzaki i się go pozbyłem. Złapałem pełny bidon i jako pierwszy ruszyłem w dalszą drogę. Ku mojemu zdziwieniu kilkaset metrów z przodu jechała kolejna grupa. Zmobilizowaliśmy się i przy dobrej kilkuosobowej współpracy nadrabialiśmy dystans. Ja niestety miałem kolejny kryzys i niestety na zjeździe przez dodatkową nieuwagę straciłem kontakt z grupą. Tempo szło niezłe bo grupa z przodu była blisko i po zjeździe wspiąłem się na wyżyny swoich możliwości i na kolejnym wzniesieniu już byłem w grupie. Było nas już około 20 osób a tempo nie było jakieś szczególnie mocne. Mi to pasowało i mogłem trochę odpocząć, trochę za wcześnie przyjąłem ostatniego żela i później tego brakło. Na około 15 kilometrów przed metą tempo siadło całkowicie, pojawiły się próby odjazdów, jedną z nich skasowałem i dałem mocną zmianę po której towarzystwo trochę się rozruszało i lepiej to wyglądało. Popełniłem kolejny z wielu błędów tego dnia i po skręcie na końcowy 9 kilometrowy odcinek byłem na ostatniej pozycji. Tempo było żwawe, nawierzchnia nienajlepsza i przesunąć się do przodu nie było jak. Każda taka próba kończyła się fiaskiem i przy skręcie w lewo na ostatnie 2 kilometry zdekoncentrowałem się tak bardzo, że prawie wjechałem w piasek i cudem uniknąłem gleby, wytraciłem dużo prędkości, grupa odjechała i musiałem gonić. Z przodu były dwie Jas-Kółki, ale jadąc mocnym tempem szybko dojechałem do kolegów i wyglądało na to, że to ja zachowałem najwięcej sił i zmobilizowałem się do mocniejszej jazdy. Jechałem już bardzo mocno, zbliżałem się do rywali ale wyprzedziłem zaledwie kilka osób. Na finisz jechałem równo z zawodnikiem z Dukli, byłem pewny, że jest z mojej kategorii i niestety ten finisz przegrałem, musiałem jechać lewą stroną i zmieścić się miedzy pachołkami by przejechać przez mate a rywal miał prostą drogę. Zawodnik ten był z kategorii M a ja byłem oczywiście ostatni z kategorii A w tej grupie i musiałem zadowolić się 6 miejscem. Wynik dla mnie był celem drugorzędnym i jestem zadowolony. Wykonałem kawał dobrej roboty i jest do dla mnie cenniejsze niż „Wiezienie się na kole” cały wyścig i sprint na metę. Szkoda tego defektu na początku, na pewno głowa wtedy była by „inna” i może lepiej by to wyglądało. Po wyścigu nawet nie miałem ochoty na jedzenie. Nie czułem się wyjechany ale masa płynów jaką przyjąłem od rana zrobiła swoje i żołądek już dawał o sobie znać. Na koniec jeszcze około 20 kilometrowy odcinek do Rymanowa Zdroju. Noga odpoczęła i wieczorem czułem się tak jakbym nie jechał w ten dzień wyścigu.




Trening 72
Niedziela, 22 lipca 2018 Kategoria 100-200, Szosa, Trening 2018, w grupie
Km: | 149.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:27 | km/h: | 27.34 |
Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 182182 ( 93%) | HRavg | 148( 75%) |
Kalorie: | 3103kcal | Podjazdy: | 2480m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny bardzo
ciężki dzień. Po raz pierwszy od Pętli Beskidzkiej pojechałem na lepszym
sprzęcie. Udało się trochę zregenerować i po wyjeździe jechało się całkiem
dobrze. Normalnej mocy nie było i o jakiś mocnych akcentach nie mogło być mowy.
Na początek dobra jazda pagórkowatym odcinkiem do Cieszyna i dalej w kierunku
Frydka. Po drodze małe utrudnienia w Cieszynie i ostatecznie spory zapas
czasowy w Dobrej. Było ciepło ale nad głowami ciemne chmury z których mógł
spaść deszcz. Po dojeździe Jas-Kółek ruszyliśmy dosyć dobrym tempem w kierunku
Łysej. Tempo nie było na tyle spokojne by dojechać razem i przed Krasną
wszystko się rozjechało. Na szczęście odcinek z brakiem nawierzchni skrócił się
do kilkuset metrów i jechało się przyjemniej niż miesiąc temu. Po dojechaniu do
podnóża podjazdu chwila rozluźnienia i nadeszła chwila prawdy. Wszyscy ruszyli
dosyć mocno, ja się ociągałem i za mną wystartował tylko Marcin. Zacząłem na
tyle oszczędnie, że nie zbliżałem się na początku do najlepszych. Po pierwszym
lekkim wypłaszczeniu dojechaliśmy z Marcinem do 7 osobowej grupki i kolejny
trudniejszy fragment zaczął rozciągać stawkę. Marcin ruszył do przodu i
zyskiwał przewagę, blisko za nim jechał Jarek a ja trzymałem się raczej z tyłu,
pierwszy swój rytm złapał Bastek i nie próbował za wszelką cenę jechać tempem
reszty. Do krótkiego zjazdu dojechaliśmy w zwartej grupce a później już zaczynało
się dzielić. Marcin zrobił już dużą przewagę, za nim był Jarek a później mała
luka. Gdy zrobiło się nieco trudniej to już się porozbijaliśmy i jechałem swoim
tempem z podążającym za mną jak cień Otfinem. Jechało się o dziwo dobrze, tempo
jak na ten dzień zadowalające i co najważniejsze równe. Jechałem na tyle
dobrze, że zacząłem zmniejszać dystans do Jarka i Marcina. Na około 1500 metrów
do szczytu dojechałem do Jarka i mając nieco wyższą prędkość wysunąłem się na 2
miejsce w tym małym wyścigu. Otfin też został minimalnie z tyłu a ja mając w
głowie jeszcze drugi podjazd nie podkręciłem tempa, Marcin wjechał na szczyt
około 30 sekund przede mną a ja też miałem minimalny zapas nad Jarkiem i
Otfinem. Przy takiej jeździe i dyspozycji czas ponad 35 minut nie jest zły i
ląduje pośrodku listy moich wyników. Co najważniejsze nie brakło mi sił jak
zwykle na końcówkę, a przy jeździe na maksimum możliwości mógłbym wjechać
szybciej na szczyt. Na szczycie chwila na złapanie oddechu i od razu zjazd w
dół. Zjechałem około 3500 metrów i zaczekałem na Otfina. Dosyć trudną cześć
tego podjazdu z nachyleniem 10 %
wjechałem 2 raz około minutę wolniej niż ten sam odcinek za pierwszym
razem. Mogłem nieco podkręcić tempo ale nie o to chodziło. Poza mną tylko Otfin
zdecydował się na drugi wjazd, szkoda by mi było tej jazdy ponad 70
kilometrowej tylko dla jednego 8 kilometrowego podjazdu. Na szczycie kofola i
dobry zjazd w dół, nie czułem się zbyt pewnie i miałem problem ze składaniem
się w zakręty ale dosyć szybko zjechałem. Droga do Prażma szybka, prawie cały
czas w dół i bez większych utrudnień. Postój w sklepie był konieczny i po
uzupełnieniu bidonów powrotna droga była już ciężka. Po drodze niespodzianka w
postaci podjazdu na Kohutkę. Początek poszedł nieźle a w końcówce, ściganci mi
odjechali. W dalszej kolejności kolejne ścigania i zrywy, takie rzeczy trzeba
pokazywać na wyścigach, na treningach to wygląda zupełnie inaczej. Przez te
akcje znowu wszystko się porozrywało i dobrych kilka kilometrów musieliśmy
czekać na wszystkich. Dopiero przez Trzanowicami udało się złączyć w jedną
grupę i tam się rozdzieliliśmy. Od tego momentu walczyłem o przetrwanie, nie
było już mocy a jazda wyglądała tragicznie. Dawno tak źle nie było. Do Cieszyna
szło jeszcze w miarę dobrze, po za tym , że zgubiłem batona na zjeździe to nic
ciekawego się nie wydarzyło. Przez Cieszyn też dobrze przejechałem ale później
już strzeliłem i na około 2 kilometrowym odcinku Jarek dołożył mi minutę.
Później już się pilnowałem i jakoś przetrwałem ostatnie 20 kilometrów. Trening
na pewno nie był dobry, sam nigdy bym tak nie jechał, jak nie ma sił to trzeba
zwolnić a nie jechać na siłę. Już nigdy więcej takiego tygodnia, przez 6 dób
spałem tyle co normalnie w 3, do tego lekkie przeziębienie i sporo innych spraw
na głowie przez co regeneracji praktycznie nie ma. Możliwości mam spore ale bez
odpoczynku nie jestem w stanie ich potwierdzić. Ten tydzień będzie lżejszy niż
miał być, może braknąć kilku treningów przed Road Trophy, ale trudno zawodowcem
nie jestem i musze skupić się na odpoczynku. Startów ostatnio było mało,
wypadają kolejne, dwie fajne czasówki zostały odwołane i w kalendarzu pojawiły
się kolejne luki.








Trening 70
Czwartek, 19 lipca 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018, w grupie
Km: | 60.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 29.03 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 144( 73%) |
Kalorie: | 1101kcal | Podjazdy: | 730m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wreszcie pojawiło
się okno pogodowe, przestało padać na około 90 minut przed wyjazdem i drogi
były jeszcze mokre. Przeciągałem wyjazd na tyle długo, że wyjechałem około 20
minut później niż planowałem. Zamierzałem potrenować trochę w tempie wyścigowym
i dlatego wybrałem się na Jas-Kółkowy trening. Nie byłem pewny jak warunki w tamtym
rejonie, w przypadku gorszej pogody miałem plan B czyli trening na miejscu w
Jaworzu. Jechałem dobrym tempem cały czas i myślałem, że złapie grupę w
Iskrzyczynie. Dojeżdżając do Iskrzyczyna zaczęło kropić a drogi były całkiem
mokre, nieźle tam musiało popadać, pewnie dlatego na treningu był tylko Irek.
Złapałem go w Dębowcu i wspólnie objechaliśmy jedną rundę, tempo było dobre ale
nie wyścigowe i po jednej rundzie każdy pojechał w swoją stronę. Sprawdziłem
drogę którą ostatnio pomyliłem i nie należy do najciekawszych, dopiero ostatnie
znane mi już 800 metrów ma lepszą nawierzchnię. Żeby trening nie był nijaki to
postanowiłem odpalić kilka zapałek, na początek krótki 30 sekundowy wysiłek z
bardzo dobrą mocą, na finisz to byłoby mało ale i tak jest lepiej niż jeszcze
jakiś czas temu. Na zjeździe hamulce nie chciały już hamować, klocki zdarte
niemal do zera. Jakoś zjechałem bezpiecznie i bez problemu przejechałem
Skoczów. Pagórki w Grodźcu pojechałem w dobrym tempie, na ostatnim zrobiłem 1
minutowy sprint z dosyć dobrą mocą, w tym czasie miałem już lepsze wyniki. Po
dojechaniu do Jaworza na deser zostawiłem sobie 3 minutowy podjazd. Początek
stromy i na mokrym momentami koło ślizgało się, musiałem jechać na siedząco i
przez to trochę straciłem, później samochód i kolejna starta, mocna jazda w
końcówce poprawiła mój wynik ale mogłem wycisnąć więcej. Mokry zjazd nie
należał do super przyjemnych, udało się bezpiecznie dojechać do domu. Po
treningu wyglądałem jak po jeździe na MTB w terenie, rower brudny, buty brudne
a na ciuchach nie było widać rzeczywistych kolorów.








Trening 68
Niedziela, 15 lipca 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018, w grupie
Km: | 84.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:15 | km/h: | 25.85 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 190190 ( 97%) | HRavg | 147( 75%) |
Kalorie: | 1740kcal | Podjazdy: | 1300m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po sobotnim
krótkim treningu nastał czas na kolejny test FTP. Po ostatnich testach na
Równicy, zdecydowałem się zmienić podjazd na Salmopol. Nie wiedziałem jak się
ubrać i wyjechałem na ubierany i po chwili już było mi za ciepło. Po dojechaniu
do Skoczowa i krótkim postoju, dalej jechałem już w grupie. Tempo było
umiarkowane, z wiatrem jechaliśmy dosyć szybko. Wspólnie dojechaliśmy do
początku podjazdu na Równice i tam nastąpił podział na 2 grupy. Pierwsza
jechała przez Skalicę i Tokarnię a druga prosto na Salmopol. Ja oczywiście
byłem w tej pierwszej grupie. Na początku podjazdu wszyscy mi odjechali,
jechałem swoim założonym tempem i z dosyć dużą stratą dojechałem do końca
kostki brukowej. Na zjeździe też nie szalałem i nie widziałem nikogo przed sobą
. Zbliżył się do mnie Tomek którego zdołałem wyprzedzić na podjeździe. Dojazd
do Dobki również umiarkowany, dopiero po skręcie na właściwy podjazd pod
Tokarnie musiałem zwiększyć moc. 5 minut mocniejszego wysiłku posłużyło
idealnie jako rozgrzewka przed testem. Zjazd nie należał do przyjemnych, udało
się bezpiecznie dotrzeć do skrzyżowania. Po kilkuminutowym postoju podczas
którego rozebrałem jeszcze jedną warstwę ubrań jechaliśmy spokojnie przez
Wisłę. Za rondem fajna, równa jazda po zmianach do skoczni. Tam odpuściłem i
zostałem za grupką. Wszystko było zamierzone i przez pierwsze 1500 metrów
straciłem sporo do reszty. Ostatnie 7 kilometrów musiało wystarczyć na 20 minutowy
test. Ruszyłem dosyć mocno i trzymając stała moc podążałem w kierunku początku
właściwego 5 kilometrowego podjazdu. Dojechałem do Jas-Kółek i jechałem dalej,
nachylenie wzrosło, moc była dalej stała. Na nieco łatwiejszych fragmentach
miałem problem z utrzymaniem właściwej mocy a nadrobić nie bardzo było jak.
Pracowałem cały czas równo i tradycyjnie po około 15 minutach już było ciężko.
Zacisnąłem zęby i dawałem z siebie ile mogłem. Na koniec nie miałem już z czego
przyśpieszyć a test zakończyłem niemal na samym szczycie, perfekcyjnie
oszacowałem miejsce początku testu. Wynik wyszedł gorszy niż miesiąc temu, waga
poszła nieco w dół, mniej treningu i lekki spadek mocy na progu. Nie jest to
powód do niepokoju, utrzymanie cały czas wysokiej formy nie jest taką łatwą
sprawą, wole teraz być słabszy a na ważnych wyścigach które są przede mną dać z
siebie więcej. Sam 5 kilometrowy podjazd wjechałem niewiele wolniej niż mój
najlepszy czas. Jadąc na lżejszym rowerze ten czas byłby lepszy. Wiem ile
straciłem na sprzęcie bo miesiąc temu jadąc na lepszym rowerze w podobnym
czasie potrzebowałem prawie 7 % mniej mocy przy tej samej kadencji. Czas nie
zawsze jest najważniejszy. Po wjechaniu na szczyt zjechałem kawałek w dół i
ledwo wjechałem na szczyt. Starciem sporo sił, ale wiem, że przez te 20 minut
dałem z siebie wszystko. Po odpoczynku ruszyłem w stronę Szczyrku z zamiarem
wjechania na Orle Gniazdo. Zjazd nawet dobry, mało samochodów i pewna jazda,
niestety nie do końca. Jadąc ponad 60 km/h nagle przede mną zatrzymał się
samochód, zacząłem hamować , zablokowało mi tylne koło i jakoś się obroniłem
wjeżdżając na przeciwny pas, dobrze, że nic nie jechało bo byłoby nie ciekawie.
Odechciało mi się dalszej jazdy. Podjazd zacząłem bez przekonania, zapomniałem
jak tam jest stromo, jechałem dosyć mocno ale z rezerwą, w głowie chodził mi
jeszcze drugi fragment podjazdu do Osiedla Podmagura. Po wjechaniu do Sanktuarium
już dalej nie myślałem jechać, sporo ludzi i zablokowany wjazd w lewo na dalszy
podjazd. Zjechałem w dół dziurawą drogą i już spokojnym tempem do Bielska.
Ścianki idą jako tako, musze trochę nad nimi popracować by później w takich
momentach szukać swoich szans.
Wynik testu:





Wynik testu:





Rozgrzewka i Rozjazd
Niedziela, 1 lipca 2018 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 12.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:28 | km/h: | 25.71 |
Pr. maks.: | 55.00 | Temperatura: | 7.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 230kcal | Podjazdy: | 160m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rozgrzewka i Rozjazd
Sobota, 30 czerwca 2018 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 23.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:50 | km/h: | 27.60 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | 174174 ( 89%) | HRavg | 131( 67%) |
Kalorie: | 450kcal | Podjazdy: | 120m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |