Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

w grupie

Dystans całkowity:48403.00 km (w terenie 756.00 km; 1.56%)
Czas w ruchu:1765:29
Średnia prędkość:27.27 km/h
Maksymalna prędkość:92.00 km/h
Suma podjazdów:546056 m
Maks. tętno maksymalne:205 (103 %)
Maks. tętno średnie:198 (101 %)
Suma kalorii:1005146 kcal
Liczba aktywności:533
Średnio na aktywność:90.81 km i 3h 21m
Więcej statystyk

Calpe Trening Camp 6

Poniedziałek, 28 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 147.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:48 km/h: 25.34
Pr. maks.: 60.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 183183 ( 93%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 4091kcal Podjazdy: 2770m Aktywność: Jazda na rowerze
Nowy tydzień w Calpe zaczął się pogodnie ale chłodno. Z czasem jednak zrobiło się cieplej więc ruszyliśmy w górę, z zamiarem wjazdu na Port de Tudons położone na wysokości 1024 m.n.p.m. Wyjechaliśmy we 4 z Calpe a już za miasteczkiem zrobił się większy peleton z dwoma mocnymi Duńczykami na czele. Tempo było konkretne i oczywiście miałem nie małe problemy aby utrzymać się w grupie. Udawało się to jednak i nawet szybka jazda między samochodami nie odseparowała mnie od grupy. Młodzi kolarze zaciągli nas aż do Benidormu gdzie mieliśmy małe problemy lokalizacyjne ale szybko udało się trafić na właściwą szosę w kierunku Senji. Po wjeździe na szeroką szosę prowadzącą pod Port de Tudons czekało nas 17 kilometrów drogi prowadzącej w większości pod górę. Na podjeździe jechałem swoim tempem, zacząłem spokojnie by później stopniowo podkręcać tempo. Podjazd wcale mi się nie dłużył a wyprzedzający mnie co jakiś czas kolarze uświadamiali mnie, że wcale mocno nie jadę. Przełomowy moment na podjeździe nastąpił jak wyprzedziła mnie ta mocna dwójka Duńczyków, postanowiłem się do nich dokleić, dałem nawet jedną zmianę ale jazda z mocą około 350 Wat była dla mnie zbyt mocna i po 5 minutach mocnej jazdy puściłem koło. Aby się utrzymać musiałbym znowu dołożyć watów a na to stać mnie już nie było. Mocno jechałem jednak do końca podjazdu co pozwoliło na całkiem niezły czas na ostatnich 5 kilometrach podjazdu.

Na szczycie było jednak zimno więc ubrałem się szybko i zjechałem 1500 metrów w dół. Tam chwila postoju i powrót na szczyt już w spokojniejszym tempie dostosowanym do najspokojniej jadącego zawodnika z naszej grupy. Zjazd z przełęczy był dosyć szybki i przyjemny ale w moim przypadku wyglądało to dosyć słabo. Szybko po zjeździe nastąpił następny podjazd, kilka kilometrów wspinaczki ze stromymi fragmentami pokonałem już dużo spokojniej i na szczucie już tyle nie czekałem na towarzyszy. Zjazd to oczywiście powiększanie straty do grupki. Uratował mnie postój na kawę gdzie mogłem nieco odpocząć ale nie spodziewałem się, że po postoju będzie bardzo szybki i techniczny odcinek. Zostałem już na samym początku i nie miałem szans dojść więc zmieniłem trasę i wróciłem przez Cal de Rates. Na podjeździe pod Taudernę zrobiłem jedną tempówkę na 90 % FTP długości około 15 minut i już spokojnie jechałem dalej. Na Cal de rates było dosyć chłodno, założyłem co mam i zjechałem w dół poprawiając swój czas na zjeździe o 30 sekund.

Wracając do Calpe jechałem bezpośrednio do Benissy i zjechałem główną drogą omijając Fusterę. Zjazd był szybki ale nieco czasu straciłem w samym Calpe szukając otwartego sklepu rowerowego. Nic nie udało się zlokalizować więc wróciłem na kwaterę. Prawie 150 kilometrów i 2700 metrów pionu było na ten moment najlepszym wynikiem podczas pobytu w Calpe. Królewski etap czekał mnie już następnego dnia.

Calpe Trening Camp 5

Niedziela, 27 lutego 2022 Kategoria 50-100, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 71.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:24 km/h: 20.88
Pr. maks.: 73.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 138138 ( 70%) HRavg 108( 55%)
Kalorie: 1818kcal Podjazdy: 1230m Aktywność: Jazda na rowerze
Po trzech dniach na długich trasach organizm potrzebował nieco luzu więc spokojnym tempem ruszyłem z grupą w kierunku Morajry na kawę. Wyjechałem nieco szybciej i sprawdziłem jedną drogę prowadzącą w górę Calpe wzdłuż drogi N332. Ciekawy teren ale nie na spokojną jazdę. Nie miałem też zbyt wiele czasu i na większym skrzyżowaniu na tej drodze odbiłem w kierunku drogi N332 i na czas dojechałem w miejsce spotkania. Dobrze znany i oklepany odcinek z Calpe w kierunku Fustery przejechaliśmy spokojnie, podjazd sobie odpuściłem luźno kręcąc na tyle grupy, robiąc postój na zdjęcia. Na zjeździe znowu miałem delikatne problemy przez które straciłem kontakt wzrokowy z grupą przed Teuladą. Tam skróciłem sobie drogę jadąc bezpośrednio do Morajry gdzie spotkałem się z resztą. Tam sporo czasu szukaliśmy wolnego stolika a później czekaliśmy na jedzenie. Mimo słońca nie było zbyt ciepło więc później ciężko było ruszyć.

Do Calpe wróciłem już sam wybierając możliwie górzystą trasę. Miałem jeszcze czas, siły i ochotę więc na koniec dołożyłem sobie 2 podjazdy pod Fusterę ćwicząc przy okazji zjazd. Spokojny wyjazd pozwolił mi naładować akumulatory przed kolejnymi dniami treningowymi.

Calpe Trening Camp 4

Sobota, 26 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 147.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:23 km/h: 27.31
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: 156156 ( 80%) HRavg 122( 62%)
Kalorie: kcal Podjazdy: 1640m Aktywność: Jazda na rowerze
Trzeci poranek w Calpe był pochmurny, zapowiadano przelotne opady deszczu więc zabrałem się z grupą na płaską trasę. To był błąd bo jeszcze w Calpe miałem problem by utrzymać się w grupie. Pierwsze kilometry przetrzymałem aby na dłuższym zjeździe odpaść i zostać daleko z tyłu. Później udało się jeszcze doskoczyć i kilka kilometrów utrzymać na kole ale szybki, płaski odcinek prowadzący do Pego załatwił mnie ostatecznie. Jadąc swoim równym tempem nie miałem szans na dociągnięcie do grupy. Nie wiedziałem dokładnie jak jechać więc z Pego odbiłem w kierunku Denii. Wiele kilometrów walki z wiatrem kosztowało mnie sporo sił więc zatrzymałem się w centrum na kawę. Po przerwie ruszyłem niezłym tempem, pogoda się poprawiła więc ruszyłem w góry. Najpierw musiałem jednak przejechać kilka kilometrów po płaskim. Im bliżej gór tym jechało się lepiej i w końcu trafiłem na drogi które znałem z poprzednich dni. Najpierw malowniczy wąwozik a później nieco szybszy odcinek do Xialo skąd zaczyna się podjazd na Bernię. Ponad 10 kilometrów podjazdu zleciało szybko. Znowu miałem ułatwione zadanie widząc tabliczki z dystansem do końca i średnim nachyleniem na kolejnych kilometrach. Podjazd na papierze wyglądał inaczej niż w rzeczywistości. Fragmentami droga nieco opadała by później zaskoczyć nieco wyższym nachyleniem, wdrapałem się jednak dosyć szybko na szczyt gdzie zrobiłem przerwę na zdjęcia i ubranie się na zjazd.

Podczas zjazdu jeszcze kilka razy zatrzymywałem się robić zdjęcia. W końcu jednak zjechałem w dół, zrobiło się późno i chłodno więc po dojechaniu na Fusterę zjechałem najkrótszą drogą na kwaterę. Zjazd momentami był stromy i niebezpieczny ale udało się bezpiecznie dojechać do celu.

Zdecydowanie najłatwiejsza trasa okazała się dla mnie wyzwaniem, brakuje mnie jeszcze na płaskim i w grupie ale jest to kwestia rozjeżdżenia, po długiej przerwie od szosy i treningów po kilka godzin ciężko mi złapać odpowiedni rytm i stąd te problemy.

Calpe Trening Camp 3

Piątek, 25 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 146.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:44 km/h: 25.47
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 163163 ( 83%) HRavg 123( 63%)
Kalorie: 3758kcal Podjazdy: 2320m Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi dzień w Caple przywitał nas nieco gorszą pogodą. Udało się wyjechać o podobnej porze jak wczoraj ale trzeba było ubrać się cieplej. Przez cały dzień mogły pojawiać się przelotne deszcze więc pelerynka znalazła się w kieszonce. Wyjechaliśmy w 3 osoby w kierunku Morairy, z wiaterkiem przyjemnie się jechało po zmianach. Tempo było spokojne, nie znając okolicy nie wyrywałem się do przodu. Po kilkunastu kilometrach ruchliwymi szosami wjechaliśmy w bardziej boczne drogi a w dalszej kolejności w bardzo przyjemny wąwóz między górami. Tam trochę odstałem od grupki ale trzymałem cały czas zbliżony dystans. Po godzinie jazdy zaczęło kropić ale nie na tyle aby zmoknąć. Po 40 kilometrze trasy wjechaliśmy już w drogi które znałem z pierwszego dnia. W grupce utrzymałem się do Fustery a na technicznym zjeździe już odpadłem i jechałem swoim rytmem. Zjazd do Caple nie był zbyt dobrym wyborem bo musiałem albo zawrócić albo przejechać całe Calpe i ruszyć w kierunku Altei. Druga opcja wydawała mi się ciekawszą bo tam jeszcze nie byłem. Niestety musiałem jechać bardzo ruchliwą główną drogą do Altei. Tam po niecałych 80 kilometarch zatrzymałem się na kawę. Wpadł mi do głowy pomysł aby wrócić górami do Calpe.

Tak też zrobiłem i ruszyłem na zachód, cały czas podjeżdżając dojechałem do miejsca skąd odbiłem na Col de Rates. Z głównej szosy zjechałem w boczną dróżkę, tak prowadził mnie GPS. Podjazd wąską dróżką był ciekawy, szczególnie z powodu nachylenia rzędu 15 % które towarzyszyło mi na dłuższym odcinku. Na końcu dojechałem do głównej drogi i hopkami dotarłem na opustoszałe Col de Rates. Zjazd z góry wolny, chodny i asekuracyjny i powrót do Caple znaną już drogą. Ostatnim wyzwaniem dnia była Fustera skąd mogłem zjechać bezpośrednio na kwaterę ale znowu przeoczyłem skręt i musiałem przejechać przez Calpe.

W sumie wyszedł ciekawy trening, w niepewnej pogodzie, noga kręciła lepiej niż pierwszego dnia ale nie nie było żadnego przepalenia więc odczucia nie są zbyt obiektywne.

Calpe Trening Camp 2

Czwartek, 24 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 135.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:03 km/h: 26.73
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 186186 ( 95%) HRavg 142( 72%)
Kalorie: 3502kcal Podjazdy: 2010m Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy wyjazd w Calpe. Bez wprowadzenia ruszyłem w długą trasę. Na starcie miałem spory dylemat, jak się ubrać. Ostatecznie ubrałem się na około 15 stopni a było kilka więcej. Nie musiałem dokonywać korekt w ustawieniach roweru i mogłem skupić się na jeździe i czerpaniu przyjemności.

Na pierwszy rzut oka pomiar mocy wydawał się nieco zaniżać wskazania ale może to tylko moje złudzenie. W mieście spory ruch i kilka niebezpiecznych sytuacji. Po ponad 4 miesiącach przerwy od szosy nie czułem się całkiem pewnie na rowerze i podczas jazdy w grupie. Gdy tylko zaczął się podjazd od razu poczułem się jak ryba w wodzie. Noga się powoli rozkręcała, nie znając okolicy nie zakładałem tempa w jakim chcę jechać i dostosowałem się do grupy. Pierwsze 30 kilometrów prowadziło pagórkami a później rozpoczął się pierwszy konkretniejszy podjazd. Postanowiłem wjechać go możliwie mocno aby sprawdzić pomiar, nogę oraz ewentualnie zweryfikować strefy mocy. Ponad 6 kilometrów, równej i mocnej jazdy nie wystarczyło aby zaliczyć pełny 20 minutowy test. Zabrakło półtorej minuty a w końcówce musiałem nieco spuścić z tonu na trudnym technicznie odcinku. Przez ponad 18 minut utrzymałem super moc, równe 5 W/kg więc wydaje się, że pomiar dobrze działał na podjeździe a strefy nieco się zmieniły na korzyść. Regularność w treningach w ostatnim czasie przyniosła efekty w postaci mocniejszej nogi. Po podjeździe zjechałem jeszcze 2 kilometry w dół i już spokojniej wjechałem po raz drugi na Col de Rates. Test wypompował mnie konkretnie i gdy po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę męczyłem się niemiłosiernie. Na podjeździe jakoś dawałem radę ale zjazdy czy płaskie odcinki to była straszna męczarnia, miałem problem z utrzymaniem koła. Stawałem na rzęsach aby się utrzymać i walczyłem sam ze sobą. Tętno było wysokie ale nie przywiązywałem do tego większej wagi. Po ponad 20 kilometrach zjazdu zatrzymaliśmy się na kawę w restauracji. Przerwa zrobiła mi bardzo dobrze i lepiej mi się później jechało. Jako najmłodszy w grupie dostałem zadanie do wykonania i przez dłuższy czas prowadziłem grupę, tempo dostosowałem do innych, na podjazdach nie szalałem a na płaskim dokręcałem utrzymując podobną moc. Ślad GPS w Garminie prowadził nas wąskimi a nieraz drogami w które wjechać się nie dało. W sumie musieliśmy nadrobić z tego powodu 5 kilometrów. Nudno na pewno nie było, w Polsce na znanych mi trasach na pewno odczucia byłyby inne a tutaj krajobraz robi swoje i aż chciało się kręcić i poznawać kolejne drogi. Po 125 kilometrach domknęliśmy pętlę i do Calpe było już niemal cały czas w dół. W nagrodę za efektywny trening pojechaliśmy do przyjemnej restauracji położonej nad samym morzem skąd rozprzestrzeniał się widok na centrum Calpe a także otwarte morze.

Po godzinie regeneracji czekało nas jeszcze 5 kilometrów w tym wymagający podjazd przy resturacji. Po 2 godzinach w słońcu i na krótko ubrałem wiatrówkę która spełniła swoje zadanie na ostatnich kilometrach. Warto było tutaj przyjechać, przyjemność z jazdy jest ogromna. Długa przerwa od szosy zrobiła swoje i teraz jazda jest czystą poezją, nawet wiatr, spory ruch na głównych szosach i pożyczony rower nie są utrudnieniem. Jak na pierwszy raz mogę być zadowolony z jazdy. Solidny początek zapowiada całkiem efektywne treningi w kolejnych dniach i solidna podstawę pod treningi podporządkowane już wyścigom jakie planuję już realizować w marcu.

Roztrenowanie 4

Sobota, 9 października 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 82.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:44 km/h: 30.00
Pr. maks.: 76.00 Temperatura: 12.0°C HRmax: 183183 ( 93%) HRavg 142( 72%)
Kalorie: 2241kcal Podjazdy: 1300m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
W przerwie między zajęciami na uczelni ruszyłem na ostatni wyścig Jas-Kółkowy w tym roku. Długo wahałem się jak się ubrać i ostatecznie postawiłem na lżejszy strój i dodatkowe warstwy które można schować do kieszeni. O 12 byłem umówiony na wspólny dojazd do Dębowca na start ale oczywiście pojawiły się dodatkowe komplikacje w domu i ruszyłem w ostatniej chwili ale nie spóźniłem się. Warunki na trasie dyktował wiatr i bardzo szybko dojechaliśmy w trójkę po zmianach do Skoczowa, nie interesuje mnie średnia ale w oczekiwaniu na przejazd przez dwupasmówkę zerknąłem na licznik i było ponad 35 km/h, nawet nie chciałem myśleć o powrocie pod wiatr skoro przy lekkiej jeździe tak szybko znaleźliśmy się w Skoczowie. Było sporo czasu wiec już podjazd pod Simoradz i pagórkowaty odcinek do Dębowca przejechaliśmy spokojniej. W słońcu było fajnie, podczas jazdy nie było czuć zimna ale gdy się tylko zatrzymaliśmy w momencie odczucie chłody było większe. Jeszcze chwila minęła zanim zjechali się wszyscy zawodnicy i kolejne kilka minut zanim ruszyliśmy. Od startu poszedł dwójkowy atak, nikt nie był skory do pogoni więc nieśmiało wyszedłem na czoło i jechałem tempem które mi pasowało, na podjeździe udało się znacznie zmniejszyć stratę ale dopiero jak dano mi zmianę ucieczka została skasowana. Tempo nie było mocne ale nie czułem się komfortowo, na zjeździe oczywiście znalazłem się na tyle i musiałem próbować dostać się na przód podczas kolejnego podjazdu, nawet się to udało i byłem w stanie kontrolować sytuację ale chwilę później popełniłem duży błąd który kosztował mnie dużo i sprawił, że czołówka mi odjechała. Zamiast trzymać się środka jezdni jechałem z prawej strony i gdy poszło tempo nie byłem w stanie odpowiedzieć, w tym roku już kilka razy udawało mi się odpowiadać na takie atak generując nieco niższą moc w dłuższym czasie ale teraz strata była zbyt duża a na zjeździe jeszcze się powiększyła bo na jednym z łuków wyskoczył mi samochód z przeciwka, utrzymywałem kontakt wzrokowy, na kolejnym podjeździe nieco się zbliżyłem ale przy wjeździe na główną musiałem zwolnić bo znowu pojawił się samochód, zorientowałem się, że jestem sam i zdecydowałem się dalej gonić czołówkę, samemu nic nie dałem rady zrobić i liczyłem na to, że czołówka zwolni na drugiej rundzie. Tempo hednak było cały czas na tyle dobre, że nic z tego nie wyszło ale stworzyła się sytuacja w której doszło do podziału czołówki i goniłem już nie 6 a 2 osoby, jechaliśmy podobnym tempem i straty nadrabiałem powoli, podjazdy mi szły całkiem nieźle ale zjazdy tego dnia były słabe a po płaskim w tym roku kompletnie nie umiem jeździć, miałem nawet problem z ustawieniem dobrej pozycji aerodynamicznej więc szans na zniwelowanie strat nie było zbyt dużych. Dopiero na trzeciej rundzie dojechałem do dwójki i chwilę razem jechaliśmy, przed zjazdem jednak poczułem, że mnie braknie na końcówce więc sięgnąłem po żela i na zjeździe znowu zostałem z tyłu. Byłem pewny, że nie dogonię ale mimo to jechałem cały czas bardzo mocno. Na finałowym podjeździe dojechałem ponownie do dwójki i została mi walka na finiszu. W takich sytuacjach miałem najmniej do zaoferowania i liczyłem na to, że długi finisz da mi większe szanse. Nie wiem jakim cudem udało się wycisnąć z siebie jeszcze więcej i być minimalnie szybszy na finiszu. Jadąc w czołówce wcale lepiej być nie musiało, może zamiast niecałych 3 minut straciłbym minutę ale jestem zadowolony ze swojej jazdy, cisnąłem cały czas mocno, nie kalkulowałem, dobrze rozłożyłem siły a jadąc w grupie za dużo byłoby znowu kombinacji, kalkulacji i wówczas nie byłbym zadowolony z 5 miejsca. Wywalczyłem je jednak w sportowej walce a nie przegrywając podium na ostatnim podjeździe. Ten rok znowu pokazał moje inne oblicze, byłem aktywny na wyścigach, próbowałem odjeżdżać, spawać grupy i kontrolować sytuację na trasie z czym w ostatnich latach był problem. W tej sytuacji wynik sportowy schodzi na dalszy plan ale i tak miałem dobre wyniki w tym roku.

Małopolska Tatra Road Race 2021

Sobota, 11 września 2021 Kategoria Wyścig, w grupie, Szosa, Samotnie, Cube '21, 50-100
Km: 54.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:53 km/h: 28.67
Pr. maks.: 77.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 186186 ( 95%) HRavg 164( 84%)
Kalorie: 1803kcal Podjazdy: 1580m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Nadszedł dzień na który czekałem od dłuższego czasu. Już trzeci rok z rzędu najważniejszym wyścigiem w sezonie jest dla mnie Tatra Road Race. W tym roku na skutek wielu okoliczności na które w większości nie miałem w wpływu zdecydowałem się na krótszy wariant trasy. Po raz pierwszy zrobiłem książkowe BPS, bez żadnych błędów, jedynym był chyba zbyt późny wyjazd z Zakopanego i nie miałem już zapasu czasowego który jednak nie był konieczny. Zaskoczył mnie panujący chaos wokół startu, zawodnicy spóźniający się na start, zamieszania z sektorami startowymi, warunki drogowe i logistyczne były jakie były i organizator miał dobre intencje ale coś nie zagrało jak trzeba. Po rozgrzewce odstałem około 15 minut i obserwowałem przejazd dystansu Hell, gdy wyścig przejechał też nie od razu ruszyłem w dół bo należał mi się pierwszy sektor i mogłem zjechać jako ostatni. Ustawiłem się z samego przodu, nie wszyscy którzy stali obok mieli prawo do startu z pierwszego sektora ale przy tym chaosie było to nie do wyłapania. Gdy nastąpił sygnał ruszyłem pierwszy i przez kilka sekund byłem na prowadzeniu ale szybko zaczęli mnie wyprzedzać inni zawodnicy, brakowało mi mocy aby cisnąć w tempie najlepszych pierwszy podjazd, wyprzedziło mnie około 30 osób z czego część to typowi mistrzowie pierwszego podjazdu po którym radzą sobie już gorzej. Jechałem równym tempem ale nie na maksa wiedząc, że jeszcze kilka podjazdów mnie czeka w ciągu kilkunastu minut. Na zjeździe wyprzedziły mnie tylko 2 osoby ale ja wyprzedziłem 3 oraz dwie które zbierały się z pobocza po wypadnięciu z trasy. Drugi podjazd zaskoczył wiele osób i dwie z nich zatrzymały się na początku ścianki z łańcuchem na blacie, jakoś je wyminąłem i mocno cisnąłem do końca podjazdu, nikt nie był w stanie jechać moim tempem, wyprzedziłem kilka osób i do 4 osobowej grupki traciłem niewiele, na zjeździe zachowywałem kontakt wzrokowy i pod Ostrysz widziałem już czołówkę, zbliżyłem się do kolejnych zawodników ale wciąż brakowało kilku metrów, na zjeździe dojechałem do nich a kolejni już byli na widelcu, charakterystyka trasy mi sprzyjała i szybko dojechałem do grupki i pracując na jej czele doprowadziłem do kolejnej selekcji, w pewnym momencie zostało nas 3, przed samą premią nieco mi brakło mocy i odstałem kilka metrów, na zjeździe zaczekałem na grupkę w której dobrze się pracowało i znowu się zjechaliśmy w całość. Nie wiedziałem czy zawodnicy których mijamy jadą Hell czy Hard i grupa w pewnym momencie liczyła ponad 10 osób, tempo było mocne, na ściance pod Budz już trzeba było iść na maska, tam jeszcze się utrzymałem ale później pojawiły się skurcze, nigdy nie miałem ich już po godzinie i nie wiedziałem jak się zachować, na płaskim odstałem kilka metrów, pod Bachledówkę goniłem na siedząco bo jak tylko wstawałem z siodełka skurcze atakowały moje nogi. Wymieniłem bidon na pełny, wziąłem magnez i ogień, zbliżałem się do grupki ale wciąż brakowało kilku metrów, zjazdy musiałem odpuszczać, jak tylko próbowałem kręcić korbą lub przyjąć bardziej agresywną pozycję wracały skurcze, moim jedynym ratunkiem była jazda w trupa na podjazdach, to był dobry wybór bo znowu nadrobiłem stracony czas ale wciąż 10- 15 sekund traciłem do grupy. Ostatni dłuższy zjazd totalnie mnie pogrążył i przekreślił moje szanse w tym wyścigu, jechałem jednak bardzo dobrze i czułem, że skurcze powoli mijają i zamierzałem jechać mocno do końca. Na zjeździe musiałem puścić korby, skurcze były tak silne, że blokowało mi nogi i przez spory czas nie kręciłem tracąc sporo czasu do grupy która cisła tutaj bardzo mocno, straciłem kontakt wzrokowy i nawet dogonił mnie zawodnik jadący z niewielką startą od bufetu. Pod Ostrysz już skurczów nie było ale zachowywałem rezerwy, odezwały się za to plecy o których bólu już zapomniałem, widziałem znowu grupę ale to już były blisko 2 minuty starty, nie do nadrobienia na tak krótkim dystansie, pojechałem jednak dobrze podjazd, zjazd był możliwie bezpieczny ale całkiem szybki. Ostatnie 5 kilometrów prowadziło głównie pod górę po niezłej nawierzchni, jechałem mocno, z przodu ani z tyłu nikogo nie było więc jedynym uatrakcyjnieniem nudnej jazdy było przełączanie ekranów w liczniku, dystans powoli mijał, gdy robiło się stromiej dokręcałem ale nie na maksa, meta coraz bliżej, noga całkiem nieźle podawała i byłem zły na to, że skurcze ustawiły ten wyścig bo mogło być naprawdę dobrze, przed metą postawiłem na jedną kartę i potrafiłem nieźle zafiniszować z samym sobą, po przejeździe przez metę miałem mieszane uczucia, wiedziałem, że pojechałem dobry wyścig ale jakiś niedosyt pozostał. Odebrałem medal za ukończenie i pojechałem do Zakopanego, podobnie jak rano przez Ząb.
Po sprawdzeniu wyników byłem zaskoczony, nigdy tak dobrze nie przejechałem żadnego wyścigu, gdyby nie skurcze byłoby naprawdę dobrze, nie popełniłem żadnego błędu, dobrze się rozgrzałem, ustawiłem z przodu na starcie, idealnie rozłożyłem siły, regularnie jadłem i piłem, wiedziałem kiedy docisnąć a kiedy popuścić, byłem tam gdzie trzeba przez większą część wyścigu i byłem w stanie kontrolować sytuację na trasie, zwykle traciłem szanse już na starcie a teraz wyścig dla mnie trwał do bufetu i zatrzymały go jedynie skurcze a nie jakieś moje błędy czy głupie decyzje. Zupełnie odciąłem głowę i to przyniosło rezultat. Najlepszy dotychczas wynik open to 15 miejsce w wyścigu ze startu wspólnego, teraz niby jest tylko oczko wyżej ale w mocniej obsadzonym i trudniejszym wyścigu na którym naprawdę trzeba być przygotowanym i nic nie dzieje się przez przypadek. Jestem bardzo zadowolony bo ten rok nie układał się po mojej myśli ale ten wyścig przeważył szalę na drugą stronę, już teraz mogę uznać ten sezon za udany. Za rok chciałbym znowu być na tym wyścigu i chyba pozostanę przy dystansie Hard gdzie jestem w stanie dać z siebie wszystko a na dłuższych trasach zwykle prędzej czy później łapie mnie mniejszy lub większy kryzys. Gdzie są osoby które na każdym kroku udowadniają mi, że jestem słaby, walczą o Komy na Stravie czy nie schodzą poniżej 30 km/h podczas treningów, dla mnie jest to poziom nie do przejścia a gdy przychodzi wyścig zwykle jest tak samo, z łatwością objeżdżam wszystkie takie „Gwiazdy”. Nie patrzę jednak na ten wyścig pod kątem wyniku, musiałbym się ścigać w innych kategoriach, ciężko znaleźć wśród tych co szybciej pokonali trasę osobę która pracuje tyle co ja lub więcej, brakuje jej snu, regularności w jedzeniu i cały rok ma jakieś problemy, m.in. zdrowotne. Pod tym względem jestem wygranym, nawet to co inni sądzą o mnie nie ma znaczenia. Nie przejmuję się tym, że na mecie pierwsze co usłyszałem to pytanie, dlaczego nie pojechałem na dłuższy dystans, to jest moja sprawa i mam argumenty za tym, że wybrałem krótki. Mi też nie podoba się wiele rzeczy ale nie mam na nie wpływu dlatego inni też nie powinni za mnie podejmować decyzji, udowodniłem swoje na trasie czym potwierdziłem to, że to była słuszna decyzja. Na tym wyścigu kończę sezon, jeszcze kilka czasówek chciałbym pojechać wykorzystując dobrą formę która pojawiła się na początku września.

Trening 95

Niedziela, 5 września 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 64.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:26 km/h: 26.30
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 178178 ( 91%) HRavg 129( 66%)
Kalorie: 1257kcal Podjazdy: 900m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny ważny dzień w sezonie. Zwykle Rajd z Metą na Równicy wyzwala we mnie wszystkie siły , nawet wtedy jak nic nie wychodzi. Przed wyjazdem miałem sporo problemów, m.in. dwa razy wracałem się do domu. Gdy już wyjechałem to jechałem dosyć mocno aby nie tracić już czasu i trochę się rozgrzać. W Skoczowie byłem na czas i niczym już nie musiałem się martwić. Przerwa pod Równicą się trochę przedłużyła i postanowiłem jechać w rękawkach bo było mi naprawdę zimno. Już początek podjazdu zwiastował, że nic z tego nie będzie, nie byłem w stanie przekroczyć pewnego poziomu a inni jechali wyraźnie szybciej, do czasu. W końcu jednak złapałem rytm i utrzymałem równe tempo na całym podjeździe co innym się nie udało, w końcówce próbowałem finiszować ale nic z tego nie wyszło. Jestem zadowolony z podjazdu, warunki nie sprzyjały rekordom, w tym roku nieco brakuje mi do poziomu sprzed roku gdy wjechałem ponad 40 sekund szybciej. Stwierdziłem, że jeden podjazd na Równicę mi wystarczy bo planowałem jeszcze popołudniowy wypad na MTB. Do domu wróciłem bocznymi drogami nie szarpiąc tempa. Wygląda na to, że znowu na jesień mam bardzo dobrą nogę i wreszcie mogę powiedzieć, że złapałem jakąś formę. Szkoda, że tak późno.

Górskie Mistrzostwa Jas-Kółek 2021

Niedziela, 22 sierpnia 2021 Kategoria 0-50, Cube '21, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 44.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:50 km/h: 24.00
Pr. maks.: 71.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: 173173 ( 88%) HRavg 128( 65%)
Kalorie: 1221kcal Podjazdy: 1030m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
W tym roku udało się dojechać na start Górskich Mistrzostw Jas-Kółek mimo napiętego grafiku dnia. Przed jazdą niezbyt dokładnie sprawdziłem rower a konkretnie przez myśl mi nie przeszło aby przygotować rezerwowy zestaw kół. Ruszyłem więc na najlepszych jakie posiadam i już po kilku kilometrach pierwsze problemy, najpierw na stromym podjeździe zgubiłem zawartość torebki podsiodłowej którą zapomniałem zapiąć. Później wpadłem w jedną z wielu dziur w drodze i zauważyłem, że koło bije na boki, nie był to jednak największy problem, jechało się ciężko ale nie zauważyłem aby koło ocierało o klocki hamulcowe. Całą drogę do Istebnej zastanawiałem się w czym tkwi problem. Dojechałem jednak na start i postanowiłem jechać mimo wszystko. Z kołem nic nie dało się zrobić więc liczyłem, że nie będzie to utrudniało jazdy. O lepszej rozgrzewce mogłem zapomnieć, nie liczyłem na wiele mając z tyłu głowy niesprawny sprzęt. Ruszyłem jednak z przodu trzymając cały czas pozycję gdy zaczął się pierwszy podjazd znalazłem się w 3 osobowej czołówce, miałem jeszcze rezerwy i czułem, że jestem w stanie pojechać z najlepszymi, do czasu. Po kilkuset metrach trzymając równą i wysoką moc zacząłem tracić dystans, koło skrzypiało coraz bardziej, nie byłem w stanie normalnie jechać, utrzymałem się między dwóją na czele a goniącą grupką na pierwszym podjeździe ale na zjeździe już się nie udało, nie straciłem również kontaktu w Istebnej. Na podjeździe jechałem cały czas z przodu ale niezbyt mocnym tempem, moja walka ze sprzętem trwała dalej i w Koniakowie koło już tak tarło, że nie byłem w stanie jechać dalej, zatrzymałem się, stwierdziłem, że na drodze jic z tym nie zrobię więc już spokojnie dowlokłem się na Ochodzitą i zrezygnowałem z dalszej jazdy. Ten weekend jest dla mnie pechowy, tak czasem bywa, najważniejsze, że byłem w stanie chociaż przez chwilę pojechać z najlepszymi na co innych nie było stać. W domu gdy na spokojnie przyjrzałem się problemowi z kołem, stwierdziłem, że do wymiany jest kilka szprych i piasta, która była przyczyną wszystkich problemów, dwa wewnętrzne łożyska padły, jedno udało się wyjąć a drugie zostało w środku i nie opłaca się go wyciągać bo na tej pieśćcie nie warto już zaplatać nowego koła. Mimo problemów jestem zadowolony, bo im bliżej jesieni tym jestem mocniejszy a pech kiedyś się musi skończyć.

Road Trophy 2021 Etap 2

Niedziela, 15 sierpnia 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 90.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:14 km/h: 27.84
Pr. maks.: 74.00 Temperatura: 29.0°C HRmax: 180180 ( 92%) HRavg 152( 77%)
Kalorie: 2595kcal Podjazdy: 1940m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi dzień rywalizacji na górskich trasach w okolicy Rajczy wyglądał gorzej niż pierwszy. Rano odezwały się plecy z którymi co jakiś czas mam problem. Przyczyny wszystkie znam i niestety nie jestem w stanie zrezygnować z rzeczy które bardzo obciążają mój kręgosłup. Noga była nieco lepsza, byłem wypoczęty ale plecy dyktowały swoje warunki. Było mniej czasu na rozgrzewkę więc ją skróciłem ale mięśnie były odpowiednio rozgrzane aby cisnąć już od samego startu. Ruszyłem tym razem z dalszej pozycji ale ją utrzymałem do podjazdu który zaczynałem z okolicy TOP 20. Wiedziałem, że muszę starać się szukać optymalnego toru jazdy aby nie tracić kontaktu z czołówką co jednak nastąpiło dosyć szybko, ktoś puścił koło i nie byłem w stanie przeskoczyć do czołówki która nie jechała zbyt mocno. Plecy już dawały o sobie znać i nie wiedziałem czy jechać na stojąco czy siedząco, zostałem z tyłu i po podjeździe miałem niewielką stratę do grupy osób z którymi jechałem wczoraj. Nie udało się jednak doścignąć i jechałem sam. Nie byłem w stanie przyjąć pozycji na zjeździe, próbowałem dokręcać ale nic to nie dało. Przed Milówką już odpuściłem i czekałem na kolejną grupę która szybko mnie dogoniła, nie wiem ile było osób bo całą Kamesznicę jechałem z przodu. Na podjeździe mimo przeciętnej jak na mnie jazdy nadrobiłem sporo by później stracić na zjeździe. Drugi raz w Kamesznicy już jechaliśmy po zmianach i dalszy przebieg rywalizacji stał się przewidywalny. Każda kolejna runda dzieliła bardziej grupę, po 3 podjeździe już bardzo mnie bolało i zdecydowałem się zatrzymać i ulżyć tym cierpieniom. W tym czasie dojechało kilka osób ale współpraca już nie układała się jak wcześniej. Z każdym kolejnym podjazdem szło mi gorzej, moc cały czas była ale ciągłe zmiany pozycji i próba przeniesienia bólu w inne miejsce odbiła się na jakości podjazdów. Z ulgą wjechałem na ostatnią rundę którą już jednak przecierpiałem, na zjazdach nie byłem w stanie utrzymać się za innymi, na podjeździe pod metę nie byłem w stanie nic nadrobić. Nie było skurczy ale znowu nie przejechałem przez metę w stylu jakiego oczekiwałem. Był to bardzo trudny dzień, trasa nudna i trening nie był już tak dobry jak w sobotę. Założyłem jednak koszulkę finiszera więc mogę być z siebie zadowolonym, nieznacznie poprawiłem najwyższe miejsce Open na tym wyścigu co jednak nie było celem.

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum