Wpisy archiwalne w kategorii
w grupie
Dystans całkowity: | 48935.00 km (w terenie 762.00 km; 1.56%) |
Czas w ruchu: | 1783:47 |
Średnia prędkość: | 27.29 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 553776 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 1017819 kcal |
Liczba aktywności: | 540 |
Średnio na aktywność: | 90.62 km i 3h 20m |
Więcej statystyk |
Bike Atelier Maraton Tarnowskie Góry 2022
Niedziela, 22 maja 2022 Kategoria 0-50, Romet '22, Samotnie, teren, w grupie, Zawody 2022
Km: | 18.00 | Km teren: | 17.00 | Czas: | 00:49 | km/h: | 22.04 |
Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 635kcal | Podjazdy: | 260m | Sprzęt: Evo 2 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po sobotniej czasówce miałem mało czasu na regenerację przed kolejnymi zawodami – Bike Atelier Maraton w Tarnowskich Górach. Po udanym debiucie w Rybniku nabrałem apetytu na kolejne równie dobre starty w MTB więc wystartowałem w trzecim etapie cyklu na trudniejszej niż w Rybniku trasie. Znowu pojawiłem się w miasteczku zawodów dosyć późno i zrezygnowałem z klasycznej rozgrzewki. Tym razem miało to kolosalne znaczenie na trasie i w zasadzie wpłynęło na to, że przestałem się liczyć w stawce już na starcie. Coś tam pokręciłem przed pojawianiem się w sektorze ale nie wystarczyło to na szybki i efektywny start. Mimo tego, że pojawiłem się w sektorze już na 15 minut przed startem byłem na jego końcu, muszę w końcu dostosować się do realiów panujących w tym cyklu i wtedy będzie mi dużo łatwiej. Po starcie już mogłem zrezygnować z mocnej jazdy, przez kilka minut na siłę próbowałem się wpiąć w pedały a cały czas był problem z prawym butem. W końcu to olałem i zacząłem walczyć o pozycje, gdzie się dało wyprzedzałem i w pewnym momencie popełniłem poważny błąd, postanowiłem wyprzedzać lewą stroną gdzie leżało pełno luźnych kamieni, na jednym z nich dobiłem oponę do obręczy i przedziurawiłem dętkę, powietrze schodziło wolno więc jechałem dalej, czułem się coraz mniej pewnie ale walczyłem dalej o jak najlepszy rezultat. Na jednym z trudniejszych technicznie odcinków pojawił się zator i zawahałem się, wytraciłem prędkość i w efekcie zeskoczyłem z roweru, mimo tego, że jak większość zawodników za mną prowadziłem rower pod górę robiłem to znacznie szybciej niż inni a gdy siadłem na rower to jeszcze nadrobiłem. Sytuacja przed tym podjazdem była dla mnie dobra bo z przodu była kilkuosobowa grupka z którą spokojnie mogłem jechać do mety i walczyć o podium. Po podjeździe nie umiałem znaleźć optymalnej pozycji na rowerze i fatalnie przejechałem przez kamieniołom gdzie pojawiło się kilka niebezpiecznych zjazdów i odcinków bardzo technicznych. Tam straciłem kilka pozycji i pewność siebie. Rower na kapciu z tyłu był bardzo trudny do sterowania i bardzo asekuracyjnie jechałem dalej, na podjazdach brakowało przyczepności a na zjazdach bałem się puścić hamulce aby nie zaliczyć gleby a blisko mnie było sporo osób więc byłem zagrożeniem nie tylko dla siebie ale i dla innych. Aby problemów technicznych było mało, jakieś 4 kilometry przed metą poluzowało mi się siodełko, dokręcałem je przed startem i okazało się, że śruba nie trzyma jak należy. Postanowiłem się zatrzymać i straciłem kilkadziesiąt sekund na tym, że dokręcałem siodło. Powietrza wolałem nie dopompowywać aby dziura w dętce się nie powiększyła. Ostatni odcinek pokonałem już na luzie, bez ciśnienia na wynik bo ten nie mógł być dobry. Bardzo szkoda mi tego startu bo na podjeździe przed metą mogłem zrobić przewagę nad innymi bo na krótkich podjazdach byłem w stanie generować nawet 400 – 500 Wat i robić po kilka sekund różnicy. Podtrzymałem tegoroczną tradycję i linię mety minąłem w tempie spacerowym. Ostatecznie skończyłem jako 10, do pierwszego miejsca spora starta ale już drugie było w zasięgu. Liczyłem na solidną zaliczkę punktową do klasyfikacji generalnej ale się nie udało. Jeżeli miałem w głowie pomysł odpuszczenia maratonu w Raciborzu kosztem zawodów na szosie to już nie ma tematu, w Raciborzu powinienem się pojawić aby jeszcze liczyć się w walce w KG bo wiem, że jesienią nie będę miał okazji aby startować w tym cyklu.
Przez niesprawny rower nie zrobiłem rozjazdu ale nie było to konieczne bo nie byłem ujechany na mecie. Atmosfera jaka panuje w miasteczku zawodów bardzo mi pasuje. Tutaj nikt niczego ode mnie nie wymaga, jestem początkującym zawodnikiem w MTB i starty na dystansie Mini są dla mnie na ten moment optymalne. Poznałem już kilka nowych osób i coraz bardziej przekonuję się do MTB, nie wiem co trzymało mnie tyle lat przy szosie, obecnie to MTB ma większy potencjał organizacyjny w naszym kraju a ilość imprez tylko w województwie śląskim potwierdza ten fakt. Wyścigi szosowe stały się dla mnie zbyt niebezpieczne, za dużo tam cwaniactwa i chorych oczekiwań a także przypadku. Tutaj jak ktoś jest mocny i jeździ dobrze technicznie automatycznie jest wysoko, na szosie nie będąc w czołówce automatycznie zajmuje się miejsca w dolnej połowie stawki, w MTB różnice między poszczególnymi zawodnikami są dużo mniejsze i czasem w minucie znajduje się nawet 20 zawodników, nie ważne czy w czołówce, czy w połowie stawki. Na razie nie stać mnie na to by spróbować swoich sił na dystansie Hobby ale nie od razu Kraków zbudowano i z czasem powinno być lepiej.
Przez niesprawny rower nie zrobiłem rozjazdu ale nie było to konieczne bo nie byłem ujechany na mecie. Atmosfera jaka panuje w miasteczku zawodów bardzo mi pasuje. Tutaj nikt niczego ode mnie nie wymaga, jestem początkującym zawodnikiem w MTB i starty na dystansie Mini są dla mnie na ten moment optymalne. Poznałem już kilka nowych osób i coraz bardziej przekonuję się do MTB, nie wiem co trzymało mnie tyle lat przy szosie, obecnie to MTB ma większy potencjał organizacyjny w naszym kraju a ilość imprez tylko w województwie śląskim potwierdza ten fakt. Wyścigi szosowe stały się dla mnie zbyt niebezpieczne, za dużo tam cwaniactwa i chorych oczekiwań a także przypadku. Tutaj jak ktoś jest mocny i jeździ dobrze technicznie automatycznie jest wysoko, na szosie nie będąc w czołówce automatycznie zajmuje się miejsca w dolnej połowie stawki, w MTB różnice między poszczególnymi zawodnikami są dużo mniejsze i czasem w minucie znajduje się nawet 20 zawodników, nie ważne czy w czołówce, czy w połowie stawki. Na razie nie stać mnie na to by spróbować swoich sił na dystansie Hobby ale nie od razu Kraków zbudowano i z czasem powinno być lepiej.
Trening 46
Czwartek, 19 maja 2022 Kategoria 0-50, Cube '22, Szosa, Trening 2022, w grupie
Km: | 48.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 83.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1328kcal | Podjazdy: | 1090m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Spokojny wyjazd w towarzystwie na kawę na Kubalonce. Po raz
pierwszy doceniłem istnienie roweru elektrycznego, aby niejeżdżący na co dzień
osoby mogły ze mną jechać skorzystały z rowerów elektrycznych i mogliśmy jechać
nieco mocniejszym tempem. Czasu na to by jechać z domu do Wisły i spowrotem nie
miałem więc łatwiej było podjechać samochodem do Szczyrku gdzie znajduje się
wypożyczalnia rowerów elektrycznych. Tym razem nie skusiłem się na
przetestowanie tego wynalazku i w towarzystwie 3 rowerów elektrycznych ruszyłem
na Salmopol. Jechało się całkiem nieźle, noga podawała dużo lepiej niż dzień
wcześniej na treningu po którym byłem nieźle ujechany. Coś chyba drgnęło bo
zarówno szybko się zregenerowałem jak i mogłem korzystać z nieco lepszej nogi
co z kolei wpłynęło na dużo przyjemniejszą jazdę. Na zjeździe do Wisły przed szybszą jazdą powstrzymywały
mnie samochody których i w samej Wiśle było całkiem sporo. Stwierdziłem, że
jazda przez Zameczek może być dla mnie zbyt męcząca więc pojechaliśmy przez
rondo na Oazie i główną drogą na Kubalonkę. Była motywacja do tego by szybciej
wjechać na górę, nie miałem przewagi nad elektrykami więc z bananem na ustach
wjechałem jako ostatni z grupki na przełęcz. Dobra kawa i deser lodowy były
warte wysiłku, bardzo lubię takie wyjazdy bo są tą bardziej przyjemną odsłoną
kolarstwa. Posiadówka trochę się przeciągnęła więc zdecydowaliśmy się na zjazd
Zameczkiem, tutaj już miałem przewagę nad elektrykami więc na nowym asfalcie
przed Nową Osadą zwolniłem i wtedy grupa znowu się zjechała. Na deser czekał
nas jeszcze podjazd na Salmopol, zawsze lubię podjeżdżać tą drogą więc teraz w
spokojnym tempie była to czysta przyjemność. Na zjeździe zrobiło się już trochę
chłodno ale pora była późna więc można było się tego spodziewać. Towarzysze
zadowoleni z przejażdżki więc i ja nie widzę powodu aby czuć się inaczej. Przed
startowym weekendem taki wyjazd był idealnym rozwiązaniem.
Klasyk Annogórski 2022
Sobota, 14 maja 2022 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig, Zawody 2022
Km: | 80.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:28 | km/h: | 32.43 |
Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1643kcal | Podjazdy: | 1260m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po kilku
tygodniach przerwy pojawiłem się po raz trzeci na starcie zawodów. Wyścigu na
Górze Świętej Anny nie planowałem w swoim kalendarzu ale pojawiła się okazja do
startu więc z niej skorzystałem. Do wyścigu w żaden szczególny sposób się nie
przygotowywałem a nazywając rzeczy po imieniu wręcz przyjechałem do Leśnicy
zupełnie nieprzygotowany do mocnej jazdy. Mimo tego, że wyścig był dopiero
popołudniu już przed 10 byłem na miejscu startu. Po drodze załatwiłem kilka
spraw m.in. w Katowicach i dlatego miałem dosyć dużo czasu na przygotowanie
roweru, sprawdzenie trasy czy kawę w Zdzieszowicach. Im bliżej startu tym więcej
znajomych, niektóre osoby wręcz zignorowały moją obecność a inne pytały – „ Po co
tutaj przyjechałeś ? „ To jest dobre pytanie które postawiłem sobie przed
startem. W Leśnicy pojawiłem się tylko dlatego aby zrobić dobry trening na
technicznej rundzie, popracować trochę w grupie i przede wszystkim dobrze się
bawić. Z takim nastawieniem stanąłem na starcie. Bez konkretnej rozgrzewki
ustawiłem się na końcu sektora, chaos na starcie jest już znakiem rozpoznawczym
zawodów z cyklu Road Maraton bo przede mną znaleźli się zawodnicy z kategorii E
startujący 10 minut później. Myślałem, że coś się zmieniło w tym cyklu na
lepsze, na tym etapie zawodów stwierdziłem, że wszystko zostało po staremu a
wręcz zmieniło na gorsze.
Gdy nastąpił start miałem jeszcze chwilę, gdy czołówka miała za sobą 200 metrów trasy ja dopiero ruszyłem z miejsca. Tradycyjnie nie mogłem się wpiąć więc z rynku ruszyłem jako jeden z ostatnich. Moje nogi mówiły już na starcie, że nic z nich tego dnia nie będzie. Jechałem jednak ile mogłem ale nie byłem w stanie dojechać do końca peletonu i już od początku podjazdu na Górę Świętej Anny goniłem. Solidnie się zagotowałem aby wywalczyć lepszą pozycję przed wjazdem na rundy ale zabrakło mi kilku sekund aby złapać dużą grupę więc całą pierwsza rundę goniłem praktycznie na solo. W końcówce podjazdu dojechałem do grupy ale nie było sił aby dostać się do jej środka albo na czoło więc znowu szybko odpadłem mimo starań i jak najlepszej jazdy. Goniłem całe pierwsze okrążenie by na początku drugiego znaleźć się w tej grupce. Źle wyglądała moja jazda od strony technicznej i znowu traciłem kontakt z grupą by za nią znaleźć się w Porębie. Trzecia runda miała już dla mnie być ostatnią, podjazd pod Annę sporo wniósł bo z większej grupki zrobiły się dwie a ja znalazłem się w tej słabszej i tak nie byłem w stanie dawać zmian więc żadna to dla mnie różnica. Gdy okrążenie dobiegło końca zdecydowałem się na kolejną rundkę, nie miałem już szans nic zyskać i chciałem wykorzystać ostatnie 3 okrążenia na trening techniczny. Momentami lepiej czułem się w grupie ale na ogół odstawałem dosyć mocno i cały czas walczyłem o pozycję. Nie byłem w stanie już generować nawet przeciętnych watów więc moja jazda ograniczyła się tylko do tego ile zostało do końca. Wjeżdżając na ostatnią rundę obejrzałem się w tył czy przypadkiem nie jestem dublowany ale nie doszło do tego, dobrze i źle bo z jednej strony uniknąłem totalnej kompromitacji a z drugiej nie potwierdziłem jak w lesie jestem z formą. Ostatnia runda to już w większości solowa jazda, mimo to jechało się lepiej niż na wcześniejszych. Na metę wjechałem niezbyt zmęczony i ujechany ale coś czułem w nogach.
Przed zjazdem do Leśnicy jeszcze chwila przerwy i sporo pytań na które nie chciałem odpowiadać a wręcz nie znałem odpowiedzi. Po wyścigu oczywiście posiłek regeneracyjny, nic specjalnego i kolejne pytania na które unikałem odpowiedzi. To co mogło nie zagrać nie zagrało, zabrakło tylko upadku i defektu sprzętu do kompletu.
Po wyścigu wyciągnąłem wiele wniosków ze swojej jazdy:
Gdy nastąpił start miałem jeszcze chwilę, gdy czołówka miała za sobą 200 metrów trasy ja dopiero ruszyłem z miejsca. Tradycyjnie nie mogłem się wpiąć więc z rynku ruszyłem jako jeden z ostatnich. Moje nogi mówiły już na starcie, że nic z nich tego dnia nie będzie. Jechałem jednak ile mogłem ale nie byłem w stanie dojechać do końca peletonu i już od początku podjazdu na Górę Świętej Anny goniłem. Solidnie się zagotowałem aby wywalczyć lepszą pozycję przed wjazdem na rundy ale zabrakło mi kilku sekund aby złapać dużą grupę więc całą pierwsza rundę goniłem praktycznie na solo. W końcówce podjazdu dojechałem do grupy ale nie było sił aby dostać się do jej środka albo na czoło więc znowu szybko odpadłem mimo starań i jak najlepszej jazdy. Goniłem całe pierwsze okrążenie by na początku drugiego znaleźć się w tej grupce. Źle wyglądała moja jazda od strony technicznej i znowu traciłem kontakt z grupą by za nią znaleźć się w Porębie. Trzecia runda miała już dla mnie być ostatnią, podjazd pod Annę sporo wniósł bo z większej grupki zrobiły się dwie a ja znalazłem się w tej słabszej i tak nie byłem w stanie dawać zmian więc żadna to dla mnie różnica. Gdy okrążenie dobiegło końca zdecydowałem się na kolejną rundkę, nie miałem już szans nic zyskać i chciałem wykorzystać ostatnie 3 okrążenia na trening techniczny. Momentami lepiej czułem się w grupie ale na ogół odstawałem dosyć mocno i cały czas walczyłem o pozycję. Nie byłem w stanie już generować nawet przeciętnych watów więc moja jazda ograniczyła się tylko do tego ile zostało do końca. Wjeżdżając na ostatnią rundę obejrzałem się w tył czy przypadkiem nie jestem dublowany ale nie doszło do tego, dobrze i źle bo z jednej strony uniknąłem totalnej kompromitacji a z drugiej nie potwierdziłem jak w lesie jestem z formą. Ostatnia runda to już w większości solowa jazda, mimo to jechało się lepiej niż na wcześniejszych. Na metę wjechałem niezbyt zmęczony i ujechany ale coś czułem w nogach.
Przed zjazdem do Leśnicy jeszcze chwila przerwy i sporo pytań na które nie chciałem odpowiadać a wręcz nie znałem odpowiedzi. Po wyścigu oczywiście posiłek regeneracyjny, nic specjalnego i kolejne pytania na które unikałem odpowiedzi. To co mogło nie zagrać nie zagrało, zabrakło tylko upadku i defektu sprzętu do kompletu.
Po wyścigu wyciągnąłem wiele wniosków ze swojej jazdy:
- 1.Słaby wyścig w moim wykonaniu okazał się dobrym treningiem, nie tylko technicznym czy zadaniowym ale także prawdziwym testem dla głowy. Mimo tego, że po każdym przejeździe przez linię mety chciałem zejść z trasy wyścigu dojechałem do końca.
- 2.Organizacja zawodów nie stała na najwyższym poziomie. Start wspólny dla dwudziestolatków i pięćdziesięciolatków to jakieś nieporozumienie. Sporo pieszych i samochodów pojawiających się nagle na jezdni i zmuszających do gwałtownego hamowania strasznie wybijało z rytmu.
- 3.Trasa niby ciekawa ale odcinek do mety i dziury na zjazdach odbierały cały urok zawodów.
- 4.Po raz kolejny przekonałem się, że nie warto przejmować się tym co mówią inni. Gdybym miał porównywalne warunki treningowe do innych to zapewne bym wypadł lepiej.
- 5.Start w zawodach potraktowałem treningowo z kilku powodów. W ostatnim czasie mam urwanie głowy w pracy, przez to co dzieje się już trzeci miesiąc na wschód od Polski część robót została wstrzymana i teraz trzeba nadrobić zaległości. W ciągu 5 dni roboczych przepracowałem 62 godziny a spałem całe 27. W normalnym trybie ilość snu równała się ilościom godzin w pracy. Nieregularność w jedzeniu skutkująca problemami z organizmem a w szczególności bólami stawów i mięśni musiała odbić się na wydolności organizmu która po prostu była słaba.
- 6.Nawiązując do punktu 5, wraz z dużą ilością pracy zarabiam naprawdę dobre pieniądze i dlatego zacząłem inwestować w nowy rower. Czy zająłbym 30, 60 czy 90 miejsce i tak nie jest to poziom jaki jestem w stanie prezentować w optymalnej dyspozycji, warunkach i sprzyjającej trasie a nowy sprzęt zawsze daje motywację i radość.
- 7.Po wyścigu stwierdziłem, że jak stan mojego organizmu nie ulegnie poprawie to rezygnuję ze starów w wyścigach szosowych i skupię się na maratonach MTB na dystansie Mini oraz czasówkach gdzie wysiłek trwa od kilku do maksymalnie 90 minut.
- 8.Przejście do mocnej kategorii jest bardzo trudne, zwłaszcza jak pojawiają się coraz to nowe problemy, z tego powodu nie patrzę na wyniki większości zawodów bo wyglądają słabo.
- 9.Słabsze okresy miałem już wiele razy i zawsze udało się z nich wyjść więc to, ze teraz jest źle, nie oznacza, że za jakiś czas nie będzie lepiej.
- 10.W ostatnich tygodniach bardzo często rezygnowałem z treningów, zmieniałem założenia i zaliczyłem sporo mniej intensywnych minut niż zakładałem. Nie przykładałem się też do regeneracji bo zazwyczaj nie miałem na to czasu. Kumulacja tych wszystkich czynników spowodowała stan w jakim znalazłem się m.in. podczas tego wyścigu.
- 11.Pora w końcu zacząć coś trenować bo ostatnio bardziej jeździłem niż trenowałem a czas nie stoi w miejscu i ważne dla mnie starty coraz bliżej a formy wciąż ze mną nie ma.
- 12.Inni czują satysfakcję z tego, że mi nie poszło i mogą się pochwalić tym, że na metę wjechali przede mną. Ja nie potrzebuję drogiego sprzętu z jednym z najbardziej popularnych logo na ramie, nie potrzebuję trenera by zbudować dobrą formę. W peletonie jest coraz więcej takich gwiazd którzy sami nie potrafią zadbać o swoją formę a wyścigi traktują bardzo poważnie, ja nigdy taki nie byłem, zawsze to była i będzie dla mnie zabawa, bez względu na to czy jestem w czołówce zawodów czy okupuję ogony stawki. Byłem już w czołówce ale mam prawo do słabości i to nie jest żaden sukces, objechanie mnie w tym stanie.
- 13.Wyścig trafia na listę tych o których szybko zapominam, patrząc statystycznie, jest to już 50 taki wyścig na dokładnie 76 jakie przejechałem, to potwierdza jak chimerycznym jestem kolarzem i nie potrafię gdy nie idzie dobrze spisać się na wyścigu.
- 14.Po kilku latach bez większej ilości startów stwierdziłem, że ciężko jest wbić się na dłużej w rytm wyścigowy, motywacja i samozaparcie tutaj nie wystarczą. Musi pojawić się dodatkowy bodziec abym na stałe wrócił do szosowego ścigania, na razie wszystko co się dzieje skłania mnie raczej ku rzuceniu tego wszystkiego w cholerę.
Bike Atelier Maraton Rybnik 2022
Niedziela, 24 kwietnia 2022 Kategoria 0-50, Romet '22, Samotnie, teren, w grupie, Zawody 2022
Km: | 22.00 | Km teren: | 21.00 | Czas: | 00:52 | km/h: | 25.38 |
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 173173 ( 88%) | HRavg | 162( 83%) |
Kalorie: | 822kcal | Podjazdy: | 230m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po 8 miesiącach od momentu zakupu roweru MTB zadebiutowałem w maratonie na najkrótszym dystansie. Nie byłem dobrze przygotowany do startu, moja technika kuleje a treningów w terenie nie było zbyt dużo. Biorąc pod uwagę fakt jak radziłem sobie po wieloletniej przerwie w terenie to zaliczyłem zauważalny progres.
Do startu byłem nastawiony bardzo pozytywnie, wiedziałem, że gorzej jak w początkach szosy być nie może ale nie miałem w sobie tyle siły aby od razu wystartować na dystansie HOBBY.
W Rybniku pojawiłem się dosyć późno, również ze względu na to, że musiałem przejechać przez Katowice i byłem tam dopiero po 9. Nie szukałem miejsca postojowego blisko startu tylko zaparkowałem tam gdzie było miejsce i do miasteczka zawodów dojechałem już na rowerze, przejechałem ponad 500 metrów od głównej drogi. Już po dojeździe w okolice startu zaskoczony byłem wielkością bazy, podobną widziałem tylko przy okazji TRR czy TDP w Bukowinie Tatrzańskiej. Załatwienie spraw w biurze zawodów zajęło mi kilka minut, później pojechałem na rozgrzewkę, mocne akcenty udało się zrobić przed startem dystansu Hobby a później już tylko kręciłem. Pod tym względem na pewno mogło być lepiej. Dojeżdżając na start nieumyślnie wprowadzono mnie w błąd i ustawiłem się w sektorze Family 2 i już na starcie miałbym 4 minuty w plecy gdyby nie to, ze zorientowałem się o tym, że stoję nie tam gdzie powinienem. Pozostał mi start z końca sektora co krótko mówiąc mnie nie satysfakcjonowało. Gdy ruszyliśmy próbowałem od razu przebijać się do przodu ale nie szło i miałem już spore straty po wjeździe w teren. Początkowy odcinek w lesie nadawał się bardziej pod gravel niż MTB, na tyle ile byłem w stanie przesunąłem się do przodu i gdy pojawiły się większe trudności to szybciej nadrabiałem pozycje. Wąskie ścieżki nie pozwalały na jazdę swoim tempem i na wyprzedzanie musiałem czekać do momentu gdy droga zrobiła się szersza, w końcu dojechałem po 8 kilometrach do dwójki zawodników jadących podobnym tempem. Już po pierwszym bardziej technicznym odcinku miałem nad nimi kilkadziesiąt sekund przewagi a z przodu nie widziałem nikogo, nie było miejsca na żadne kalkulacje więc jechałem swoje i w końcu zniwelowałem dosyć sporą różnicę do kolejnych zawodników. Najpierw dogoniłem jednego a później na podjeździe kolejnego i już było nas 3. Na piaszczystych ścieżkach nie czułem się pewnie i w wielu miejscach ratowałem się przed upadkiem ale jakoś udało się uniknąć gleby. Gdy robiło się trudniej to bez problemu odskakiwałem od grupy ale na zjazdach przez brak doświadczenia i zbyt dużą asekurację traciłem dystans. Na jednym ze zjazdów dojechali do nas zawodnicy z Hobby, zrobiło się lekkie zamieszanie, czekałem na kolejny podjazd ale go nie było, za to były kolejne szybkie odcinki piachu, gdy tylko robiło się twardziej zapinałem wyższe Waty i niwelowałem straty, gdy do mety było już bardzo blisko stwierdziłem, że nie mam szans dogonić i ostatni kilometr pokonałem już tempem spacerowym, na finiszu nawet przegrałem z zawodnikiem z Hobby, nie walczyłem z nim w żadnej kategorii, szczególnie wagowej więc moc na finiszu miał znacznie większą niż ja. Na mecie nie byłem przesadnie zmęczony, zaskoczony byłem trasą, sporo szybkich odcinków, mało technicznych, zaskoczony też byłem swoją postawą, jeszcze jakiś czas temu techniczne odcinki na tej trasie pokonałbym z buta a przejechałem je całkiem dynamicznie i bez wahania. Mój debiut w maratonie MTB okazał się bardzo udany, przez moment miałem szansę ukończyć zawody w Top3 Open. Nie żałuję, że nie wybrałem dłuższego dystansu, lepiej stawiać małe kroki i iść stale do przodu niż zniechęcić się po pierwszym starcie, pokonanie tej trasy w większym tłumie na pewno nie byłoby dla mnie łatwe. Wciąż mam braki techniczne i jestem początkujący w MTB a i tak pozostawiłem w tyle bardzo doświadczonych i już wiele lat jeżdżących na MTB zawodników. Stawiając pierwszy krok jestem zmotywowany by były kolejne, ten sezon dokończę na dystansie Mini w Bike Atelier Maraton a za rok pomyślę o Hobby a gdy będę jeździł dużo lepiej w terenie to może nawet skuszę się na Pro. Na szosie przez lata walczyłem o to aby być w Top 10 wyścigów a w MTB udało się to już w pierwszym starcie, ostatecznie finiszowałem na 5 miejscu. Początkowo przez problemy z Internetem nie było mnie w wynikach ale wszystko udało się bezproblemowo wyjaśnić. Po tych zawodach muszę wrócić do regularnych treningów bo ostatnio z tym krucho i za miesiąc kolejny sprawdzian w zawodach, najpierw Uphill szosowy na Żar a następnie BAM w Tarnowskich Górach. Nie sądzę abym wcześniej gdzieś wystartował z powodu braku wolnych terminów w kalendarzu.
Do startu byłem nastawiony bardzo pozytywnie, wiedziałem, że gorzej jak w początkach szosy być nie może ale nie miałem w sobie tyle siły aby od razu wystartować na dystansie HOBBY.
W Rybniku pojawiłem się dosyć późno, również ze względu na to, że musiałem przejechać przez Katowice i byłem tam dopiero po 9. Nie szukałem miejsca postojowego blisko startu tylko zaparkowałem tam gdzie było miejsce i do miasteczka zawodów dojechałem już na rowerze, przejechałem ponad 500 metrów od głównej drogi. Już po dojeździe w okolice startu zaskoczony byłem wielkością bazy, podobną widziałem tylko przy okazji TRR czy TDP w Bukowinie Tatrzańskiej. Załatwienie spraw w biurze zawodów zajęło mi kilka minut, później pojechałem na rozgrzewkę, mocne akcenty udało się zrobić przed startem dystansu Hobby a później już tylko kręciłem. Pod tym względem na pewno mogło być lepiej. Dojeżdżając na start nieumyślnie wprowadzono mnie w błąd i ustawiłem się w sektorze Family 2 i już na starcie miałbym 4 minuty w plecy gdyby nie to, ze zorientowałem się o tym, że stoję nie tam gdzie powinienem. Pozostał mi start z końca sektora co krótko mówiąc mnie nie satysfakcjonowało. Gdy ruszyliśmy próbowałem od razu przebijać się do przodu ale nie szło i miałem już spore straty po wjeździe w teren. Początkowy odcinek w lesie nadawał się bardziej pod gravel niż MTB, na tyle ile byłem w stanie przesunąłem się do przodu i gdy pojawiły się większe trudności to szybciej nadrabiałem pozycje. Wąskie ścieżki nie pozwalały na jazdę swoim tempem i na wyprzedzanie musiałem czekać do momentu gdy droga zrobiła się szersza, w końcu dojechałem po 8 kilometrach do dwójki zawodników jadących podobnym tempem. Już po pierwszym bardziej technicznym odcinku miałem nad nimi kilkadziesiąt sekund przewagi a z przodu nie widziałem nikogo, nie było miejsca na żadne kalkulacje więc jechałem swoje i w końcu zniwelowałem dosyć sporą różnicę do kolejnych zawodników. Najpierw dogoniłem jednego a później na podjeździe kolejnego i już było nas 3. Na piaszczystych ścieżkach nie czułem się pewnie i w wielu miejscach ratowałem się przed upadkiem ale jakoś udało się uniknąć gleby. Gdy robiło się trudniej to bez problemu odskakiwałem od grupy ale na zjazdach przez brak doświadczenia i zbyt dużą asekurację traciłem dystans. Na jednym ze zjazdów dojechali do nas zawodnicy z Hobby, zrobiło się lekkie zamieszanie, czekałem na kolejny podjazd ale go nie było, za to były kolejne szybkie odcinki piachu, gdy tylko robiło się twardziej zapinałem wyższe Waty i niwelowałem straty, gdy do mety było już bardzo blisko stwierdziłem, że nie mam szans dogonić i ostatni kilometr pokonałem już tempem spacerowym, na finiszu nawet przegrałem z zawodnikiem z Hobby, nie walczyłem z nim w żadnej kategorii, szczególnie wagowej więc moc na finiszu miał znacznie większą niż ja. Na mecie nie byłem przesadnie zmęczony, zaskoczony byłem trasą, sporo szybkich odcinków, mało technicznych, zaskoczony też byłem swoją postawą, jeszcze jakiś czas temu techniczne odcinki na tej trasie pokonałbym z buta a przejechałem je całkiem dynamicznie i bez wahania. Mój debiut w maratonie MTB okazał się bardzo udany, przez moment miałem szansę ukończyć zawody w Top3 Open. Nie żałuję, że nie wybrałem dłuższego dystansu, lepiej stawiać małe kroki i iść stale do przodu niż zniechęcić się po pierwszym starcie, pokonanie tej trasy w większym tłumie na pewno nie byłoby dla mnie łatwe. Wciąż mam braki techniczne i jestem początkujący w MTB a i tak pozostawiłem w tyle bardzo doświadczonych i już wiele lat jeżdżących na MTB zawodników. Stawiając pierwszy krok jestem zmotywowany by były kolejne, ten sezon dokończę na dystansie Mini w Bike Atelier Maraton a za rok pomyślę o Hobby a gdy będę jeździł dużo lepiej w terenie to może nawet skuszę się na Pro. Na szosie przez lata walczyłem o to aby być w Top 10 wyścigów a w MTB udało się to już w pierwszym starcie, ostatecznie finiszowałem na 5 miejscu. Początkowo przez problemy z Internetem nie było mnie w wynikach ale wszystko udało się bezproblemowo wyjaśnić. Po tych zawodach muszę wrócić do regularnych treningów bo ostatnio z tym krucho i za miesiąc kolejny sprawdzian w zawodach, najpierw Uphill szosowy na Żar a następnie BAM w Tarnowskich Górach. Nie sądzę abym wcześniej gdzieś wystartował z powodu braku wolnych terminów w kalendarzu.
Trening 33
Środa, 20 kwietnia 2022 Kategoria 50-100, blisko domu, Cube '22, Samotnie, Szosa, Trening 2022, w grupie
Km: | 61.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:57 | km/h: | 31.28 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 7.0°C | HRmax: | 180180 ( 92%) | HRavg | 146( 74%) |
Kalorie: | 1494kcal | Podjazdy: | 630m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po powrocie z pracy znowu brakowało mi motywacji do wyjazdu
na trening. Miałem w głowie kilka opcji, po raz kolejny Przegibek i ćwiczenia w
5 strefie mocy, podjazdy w okolicy Rudzicy lub Jaworza w zmiennym tempie lub sprawdzenie
nogi na środzie z TwomarkSport. Ostatnia opcja okazała się najbardziej sensowna
więc ruszyłem na pierwszy od dawna trening w grupie. Wiedziałem, że noga jest
słaba, że technicznie też odstaję od większości kolarzy ale na takie treningi
jeździ się też po to by coś poprawić. Nie chciało mi się jechać pod sklep,
czekać aż ruszymy i w dużym ruchu jechać do Międzyrzecza więc pojechałem sam
przez Jaworze. Przepaliłem nieco nogę na hopkach ale też zauważyłem problemy z
przednią przerzutką. Reset systemu nie pomógł a nawet pogorszył sprawę bo już
nie mogłem korzystać z 2 najmniejszych zębatek z tyłu. Dojechałem kilka minut
przed grupą ale sporo osób już czekało przed rondem. Kilka minut postoju
wystarczyło aby zacząć marznąć, byłem naubierany podczas gdy pojawiły się osoby
w krótkich spodniach. To już wyjaśniało całą sytuację i dawało do myślenia. Gdy
ruszyliśmy na rundy, początkowo było spokojnie ale gdy pociąg ruszył miałem
coraz większe problemy by się utrzymać, przed rondem niestety puściłem koło,
zrobiło mi się słabo, po prostu mnie przytkało, często się to ostatnio zdarza.
Za rondem starałem się niwelować straty ale nic to nie dawało, ktokolwiek łapał
moje koło długo się na nim nie utrzymywał. Nawet na podjeździe nie byłem w
stanie przeskoczyć wyżej a dodatkowo pojawiły się problemy z rowerem. Udało się
na podjeździe dojechać do Wojtka z którym całą drugą rundę próbowaliśmy złapać
grupę która była niedaleko przed nami. Współpraca była dobra ale brakowało
jeszcze jednej osoby aby zniwelować malejącą różnicę, już po wjeździe na 3
rundę postanowiłem mocniej depnąć i dojechaliśmy. Na gonitwie straciłem sporo
sił i przez kilka minut dochodziłem do siebie na tyle grupy a później już
dawałem zmiany. N podjeździe się oderwałem by na finałową rundę wjechać przed 3
kolarzy z którymi współpracowałem do podnóża ostatniego podjazdu. Tam przednia
przerzutka zrzuciła mi łańcuch poza korbę i szarpałem się dłuższą chwilę by go
nałożyć. Już bez spiny dojechałem do ronda i dołączyłem do reszty osób która
już dłuższą lub chwilę czekała na takich słabeuszy jak ja. W drodze do Bielska
był czas na pogaduchy i kolejną zwiechę przedniej przerzutki. Zostałem sam z
tyłu i już swoim tempem dojechałem do domu. Ten trening był mi potrzebny aby
wiedzieć gdzie jestem, nie jestem ze mną dobrze i chyba pora bardziej przyłożyć
się do treningu bo obecnie sporo mi brakuje także pod względem mocy a w tym
elemencie jeszcze jakiś czas temu miałem przewagę nad innymi ale wszystko się
zmienia jak pojawiają się problemy i brak regularności w treningach. Już zbyt
długo trwa ten stan w jaki wpadłem kilka tygodni temu i pora z niego wyjść.
Calpe Trening Camp 9
Czwartek, 3 marca 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Szosa, w grupie
Km: | 127.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:58 | km/h: | 25.57 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 175175 ( 89%) | HRavg | 117( 60%) |
Kalorie: | 3539kcal | Podjazdy: | 2100m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni wyjazd w Calpe. Prognozy pogody mówiły o możliwym załamaniu aury późnym popołudniem więc chcieliśmy wrócić wcześniej do Calpe. Wyjechaliśmy po 10 w kierunku Altei. Początkowo miałem problemy by się utrzymać w grupie ale jakoś się to udawało do momentu aż nastąpiły pierwsze zrywy mające na celu m.in. wyprzedzenie dużej grupy. Mnie na razie nie stać na charce,, nogi może by chciały ale płuca nie dają rady i obserwowałem jak różnica między mną a grupką się powiększa aż w końcu zniknęli w oddali. Wiedziałem jak mam jechać więc jechałem swoim tempem. Na pierwszym podjeździe zrobiłem małe przepalenie składające się z trzech minutowych akcentów. Następny podjazd poszedł mi już lepiej i na końcu spotkałem się z resztą. Z głównej drogi zjechaliśmy w boczną nad urokliwe jeziorko położone między wzniesieniami.

Jadąc wzdłuż akwenu stopniowo wspinaliśmy się w górę, ale najcięższy podjazd był dopiero przed nami. Na rozwidleniu dróg odbiliśmy w prawo i w momencie nachylenie wzrosło do 10 % a po kilkudziesięciu metrach już zrobiło się 15 ?sfalt zamienił w betonowe płyty. Na wąskiej drodze ciężko było jechać zakosami a podjazd w dalszej części był jeszcze bardziej wymagający, na ponad 500 metrowym odcinku nachylenie nie spadało poniżej 20 % a trudności podjazdowy dodawał fakt, że przez ponad 300 metrów droga prowadziła prosto w górę i przed sobą widziałem tylko ścianę, taki podjazd początkiem marca jest bardzo wymagający i trudny, w końcówce już ciężko się jechało, po 7 dniach wymagających treningów czułem w nogach już zmęczenie ale jakoś przemęczyłem cały podjazd.

Moc ze wspinaczki wyszła niezła a nachylenie nie sprzyjało mocnej i równej jeździe więc mogę być z siebie zadowolony. Na szczycie odpocząłem nieco w słońcu przed jak się okazało przełajowym zjazdem w dół. Na tym zjeździe nie czułem się pewnie, nawet na tarczowych hamulcach, w połowie zjazdu jeszcze zadzwonił telefon co było pretekstem aby się zatrzymać na moment i dać odpocząć dłoniom. Niewiele jednak na tym straciłem a zjazd nie był na tyle długi aby musieć robić dodatkowe postoje. Po zjeździe ruszyliśmy w kierunku centrum Castel de Castilas gdzie wypiliśmy kawę i gdy tylko ruszyliśmy po przerwie to zaczęła się zabawa czyli popularne w tym sporcie zrywy. Pierwszy niestety przespałem a dodatkowo nastąpił na zjeździe, nie tarciłem wiele wiec gdy tylko zaczął się kolejny podjazd doścignąłem grupę i ruszyłem do przodu, z tyłu była gonitwa ale przed zjazdem do Val de Ebo nie dałem się doścignąć. Na zjeździe już nie walczyłem bo czego bym nie zrobił, byłem bez szans. Swojej przewagi upatrywałem na kolejnym podjeździe pod Col deVal de Ebo. Podjazd niezbyt długi i wymagający ale z podmuchami wiatru które próbowały mnie wytracić z równowagi. Wykrzesałem z siebie bardzo dużo mocy i wjechałem w niezłym czasie który jednak odbiegał od czołówki o ponad 2 minuty, to mówi wszystko o poziomie kolarstwa na świecie i moich miejscu w szeregu a jednak nie prezentuję na podjazdach poziomu przeciętnego ale nieco wyższy. Na przełęczy zatrzymałem się na moment i spokojnie zjechałem w dół do Pego na obiad.

Po drodze straciłem trochę czasu na nawigację ale trafiłem tam gdzie trzeba i miałem okazję rozkoszować się daniem regionalnym na zakończenie mojego pobytu w Calpe. Po postoju trzeba było jeszcze dojechać do Calpe, postanowiłem wracać z grupą i próbować utrzymać się na kole. Jechało się jednak na tyle dobrze, że dawałem nawet zmiany i dopiero przed Calpe odpuściłem luźno kręcąc przez ostatnie 15 minut. Wiązało się to z tym, że zostałem za grupą ale wszystko było kontrolowane, wolałem jechać w swoim tempie i skupić się an bezpiecznym przejeździe przez Calpe niż pilnować koła grupy i mając ograniczoną uwagę i kontrolę nad obserwacją otoczenia. Bezpiecznie dojechałem na kwaterę i miałem jedynie godzinę na to by zdać rower.

Jadąc wzdłuż akwenu stopniowo wspinaliśmy się w górę, ale najcięższy podjazd był dopiero przed nami. Na rozwidleniu dróg odbiliśmy w prawo i w momencie nachylenie wzrosło do 10 % a po kilkudziesięciu metrach już zrobiło się 15 ?sfalt zamienił w betonowe płyty. Na wąskiej drodze ciężko było jechać zakosami a podjazd w dalszej części był jeszcze bardziej wymagający, na ponad 500 metrowym odcinku nachylenie nie spadało poniżej 20 % a trudności podjazdowy dodawał fakt, że przez ponad 300 metrów droga prowadziła prosto w górę i przed sobą widziałem tylko ścianę, taki podjazd początkiem marca jest bardzo wymagający i trudny, w końcówce już ciężko się jechało, po 7 dniach wymagających treningów czułem w nogach już zmęczenie ale jakoś przemęczyłem cały podjazd.

Moc ze wspinaczki wyszła niezła a nachylenie nie sprzyjało mocnej i równej jeździe więc mogę być z siebie zadowolony. Na szczycie odpocząłem nieco w słońcu przed jak się okazało przełajowym zjazdem w dół. Na tym zjeździe nie czułem się pewnie, nawet na tarczowych hamulcach, w połowie zjazdu jeszcze zadzwonił telefon co było pretekstem aby się zatrzymać na moment i dać odpocząć dłoniom. Niewiele jednak na tym straciłem a zjazd nie był na tyle długi aby musieć robić dodatkowe postoje. Po zjeździe ruszyliśmy w kierunku centrum Castel de Castilas gdzie wypiliśmy kawę i gdy tylko ruszyliśmy po przerwie to zaczęła się zabawa czyli popularne w tym sporcie zrywy. Pierwszy niestety przespałem a dodatkowo nastąpił na zjeździe, nie tarciłem wiele wiec gdy tylko zaczął się kolejny podjazd doścignąłem grupę i ruszyłem do przodu, z tyłu była gonitwa ale przed zjazdem do Val de Ebo nie dałem się doścignąć. Na zjeździe już nie walczyłem bo czego bym nie zrobił, byłem bez szans. Swojej przewagi upatrywałem na kolejnym podjeździe pod Col deVal de Ebo. Podjazd niezbyt długi i wymagający ale z podmuchami wiatru które próbowały mnie wytracić z równowagi. Wykrzesałem z siebie bardzo dużo mocy i wjechałem w niezłym czasie który jednak odbiegał od czołówki o ponad 2 minuty, to mówi wszystko o poziomie kolarstwa na świecie i moich miejscu w szeregu a jednak nie prezentuję na podjazdach poziomu przeciętnego ale nieco wyższy. Na przełęczy zatrzymałem się na moment i spokojnie zjechałem w dół do Pego na obiad.

Po drodze straciłem trochę czasu na nawigację ale trafiłem tam gdzie trzeba i miałem okazję rozkoszować się daniem regionalnym na zakończenie mojego pobytu w Calpe. Po postoju trzeba było jeszcze dojechać do Calpe, postanowiłem wracać z grupą i próbować utrzymać się na kole. Jechało się jednak na tyle dobrze, że dawałem nawet zmiany i dopiero przed Calpe odpuściłem luźno kręcąc przez ostatnie 15 minut. Wiązało się to z tym, że zostałem za grupą ale wszystko było kontrolowane, wolałem jechać w swoim tempie i skupić się an bezpiecznym przejeździe przez Calpe niż pilnować koła grupy i mając ograniczoną uwagę i kontrolę nad obserwacją otoczenia. Bezpiecznie dojechałem na kwaterę i miałem jedynie godzinę na to by zdać rower.
Calpe Trening Camp 8
Środa, 2 marca 2022 Kategoria 50-100, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 88.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:40 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2067kcal | Podjazdy: | 1140m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wymagającym dniu należał się odpoczynek więc zdecydowałem się na zupełnie luźną jazdę. Inni mieli różne plany więc w trójkę wyjechaliśmy z Calpe dobrze znaną drogą w kierunku Morajry. Przez ostatnie dni zauważyłem, że mam problemy z równą jazdą i utrzymywaniem wysokiej kadencji więc postanowiłem nad tym nieco popracować. Wyjeżdżając z Calpe ani razu nie wrzuciłem na dużą tarczę z przodu i starałem się jechać bardzo miękko. Nie zawsze to wychodziło i gdy tylko nie było mocno pod górę to kręciłem z kadencją ponad 90. Momentami odstawałem od grupki ale starałem się dotrzymać koła, jechaliśmy w nieznane mi jeszcze miejsce nad morzem. Po drodze zaliczyliśmy kilka podjazdów i wjechaliśmy na wysokość około 100 m. n. p. m. i by dojechać na przystań czekało nas sporo zjazdu. Do miejsca w które jechaliśmy prowadzi tylko jedna droga więc trzeba było później wrócić tą samą trasą do głównej drogi do Pego.

Po dojeździe nad morze i krótkim postoju jechaliśmy spowrotem i później się rozdzieliliśmy. Wraz z Darkiem ruszyłem w kierunku Xalo zaliczając po drodze po raz kolejny przejazd przez wąwóz między górami. Ta droga chyba nigdy mi się nie znudzi, w ciągu 8 dni jechałem nią aż trzy razy. Po dojeździe do Xalo odwiedziliśmy belgijską, kolarską knajpkę.
Po dobrych naleśnikach i kawie przyjemnie wracało się do Calpe, dalej jechałem spokojnie, kilka razy zostając z tyłu. Przed powrotem na kwaterę pokręciłem się jeszcze po Calpe. Uzbierało się ponad 80 kilometrów i 1000 metrów przewyższenia co jest takim minimum jakie założyłem sobie przed wyjazdem. Odpocząłem po wtorkowej jeździe i nabrałem sił na pożegnanie z Calpe i wymagający trening zaplanowany na czwartek.

Po dojeździe nad morze i krótkim postoju jechaliśmy spowrotem i później się rozdzieliliśmy. Wraz z Darkiem ruszyłem w kierunku Xalo zaliczając po drodze po raz kolejny przejazd przez wąwóz między górami. Ta droga chyba nigdy mi się nie znudzi, w ciągu 8 dni jechałem nią aż trzy razy. Po dojeździe do Xalo odwiedziliśmy belgijską, kolarską knajpkę.

Po dobrych naleśnikach i kawie przyjemnie wracało się do Calpe, dalej jechałem spokojnie, kilka razy zostając z tyłu. Przed powrotem na kwaterę pokręciłem się jeszcze po Calpe. Uzbierało się ponad 80 kilometrów i 1000 metrów przewyższenia co jest takim minimum jakie założyłem sobie przed wyjazdem. Odpocząłem po wtorkowej jeździe i nabrałem sił na pożegnanie z Calpe i wymagający trening zaplanowany na czwartek.
Calpe Trening Camp 6
Poniedziałek, 28 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 147.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:48 | km/h: | 25.34 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 183183 ( 93%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 4091kcal | Podjazdy: | 2770m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nowy tydzień w Calpe zaczął się pogodnie ale chłodno. Z czasem jednak zrobiło się cieplej więc ruszyliśmy w górę, z zamiarem wjazdu na Port de Tudons położone na wysokości 1024 m.n.p.m. Wyjechaliśmy we 4 z Calpe a już za miasteczkiem zrobił się większy peleton z dwoma mocnymi Duńczykami na czele. Tempo było konkretne i oczywiście miałem nie małe problemy aby utrzymać się w grupie. Udawało się to jednak i nawet szybka jazda między samochodami nie odseparowała mnie od grupy. Młodzi kolarze zaciągli nas aż do Benidormu gdzie mieliśmy małe problemy lokalizacyjne ale szybko udało się trafić na właściwą szosę w kierunku Senji. Po wjeździe na szeroką szosę prowadzącą pod Port de Tudons czekało nas 17 kilometrów drogi prowadzącej w większości pod górę. Na podjeździe jechałem swoim tempem, zacząłem spokojnie by później stopniowo podkręcać tempo. Podjazd wcale mi się nie dłużył a wyprzedzający mnie co jakiś czas kolarze uświadamiali mnie, że wcale mocno nie jadę. Przełomowy moment na podjeździe nastąpił jak wyprzedziła mnie ta mocna dwójka Duńczyków, postanowiłem się do nich dokleić, dałem nawet jedną zmianę ale jazda z mocą około 350 Wat była dla mnie zbyt mocna i po 5 minutach mocnej jazdy puściłem koło. Aby się utrzymać musiałbym znowu dołożyć watów a na to stać mnie już nie było. Mocno jechałem jednak do końca podjazdu co pozwoliło na całkiem niezły czas na ostatnich 5 kilometrach podjazdu.

Na szczycie było jednak zimno więc ubrałem się szybko i zjechałem 1500 metrów w dół. Tam chwila postoju i powrót na szczyt już w spokojniejszym tempie dostosowanym do najspokojniej jadącego zawodnika z naszej grupy. Zjazd z przełęczy był dosyć szybki i przyjemny ale w moim przypadku wyglądało to dosyć słabo. Szybko po zjeździe nastąpił następny podjazd, kilka kilometrów wspinaczki ze stromymi fragmentami pokonałem już dużo spokojniej i na szczucie już tyle nie czekałem na towarzyszy.
Zjazd to oczywiście powiększanie straty do grupki. Uratował mnie postój na kawę gdzie mogłem nieco odpocząć ale nie spodziewałem się, że po postoju będzie bardzo szybki i techniczny odcinek. Zostałem już na samym początku i nie miałem szans dojść więc zmieniłem trasę i wróciłem przez Cal de Rates. Na podjeździe pod Taudernę zrobiłem jedną tempówkę na 90 % FTP długości około 15 minut i już spokojnie jechałem dalej. Na Cal de rates było dosyć chłodno, założyłem co mam i zjechałem w dół poprawiając swój czas na zjeździe o 30 sekund.

Wracając do Calpe jechałem bezpośrednio do Benissy i zjechałem główną drogą omijając Fusterę. Zjazd był szybki ale nieco czasu straciłem w samym Calpe szukając otwartego sklepu rowerowego. Nic nie udało się zlokalizować więc wróciłem na kwaterę. Prawie 150 kilometrów i 2700 metrów pionu było na ten moment najlepszym wynikiem podczas pobytu w Calpe. Królewski etap czekał mnie już następnego dnia.

Na szczycie było jednak zimno więc ubrałem się szybko i zjechałem 1500 metrów w dół. Tam chwila postoju i powrót na szczyt już w spokojniejszym tempie dostosowanym do najspokojniej jadącego zawodnika z naszej grupy. Zjazd z przełęczy był dosyć szybki i przyjemny ale w moim przypadku wyglądało to dosyć słabo. Szybko po zjeździe nastąpił następny podjazd, kilka kilometrów wspinaczki ze stromymi fragmentami pokonałem już dużo spokojniej i na szczucie już tyle nie czekałem na towarzyszy.


Wracając do Calpe jechałem bezpośrednio do Benissy i zjechałem główną drogą omijając Fusterę. Zjazd był szybki ale nieco czasu straciłem w samym Calpe szukając otwartego sklepu rowerowego. Nic nie udało się zlokalizować więc wróciłem na kwaterę. Prawie 150 kilometrów i 2700 metrów pionu było na ten moment najlepszym wynikiem podczas pobytu w Calpe. Królewski etap czekał mnie już następnego dnia.
Calpe Trening Camp 5
Niedziela, 27 lutego 2022 Kategoria 50-100, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 71.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:24 | km/h: | 20.88 |
Pr. maks.: | 73.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 138138 ( 70%) | HRavg | 108( 55%) |
Kalorie: | 1818kcal | Podjazdy: | 1230m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po trzech dniach na długich trasach organizm potrzebował nieco luzu więc spokojnym tempem ruszyłem z grupą w kierunku Morajry na kawę. Wyjechałem nieco szybciej i sprawdziłem jedną drogę prowadzącą w górę Calpe wzdłuż drogi N332. Ciekawy teren ale nie na spokojną jazdę. Nie miałem też zbyt wiele czasu i na większym skrzyżowaniu na tej drodze odbiłem w kierunku drogi N332 i na czas dojechałem w miejsce spotkania. Dobrze znany i oklepany odcinek z Calpe w kierunku Fustery przejechaliśmy spokojnie, podjazd sobie odpuściłem luźno kręcąc na tyle grupy, robiąc postój na zdjęcia. Na zjeździe znowu miałem delikatne problemy przez które straciłem kontakt wzrokowy z grupą przed Teuladą. Tam skróciłem sobie drogę jadąc bezpośrednio do Morajry gdzie spotkałem się z resztą. Tam sporo czasu szukaliśmy wolnego stolika a później czekaliśmy na jedzenie. Mimo słońca nie było zbyt ciepło więc później ciężko było ruszyć.

Do Calpe wróciłem już sam wybierając możliwie górzystą trasę. Miałem jeszcze czas, siły i ochotę więc na koniec dołożyłem sobie 2 podjazdy pod Fusterę ćwicząc przy okazji zjazd. Spokojny wyjazd pozwolił mi naładować akumulatory przed kolejnymi dniami treningowymi.

Do Calpe wróciłem już sam wybierając możliwie górzystą trasę. Miałem jeszcze czas, siły i ochotę więc na koniec dołożyłem sobie 2 podjazdy pod Fusterę ćwicząc przy okazji zjazd. Spokojny wyjazd pozwolił mi naładować akumulatory przed kolejnymi dniami treningowymi.
Calpe Trening Camp 4
Sobota, 26 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 147.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:23 | km/h: | 27.31 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 156156 ( 80%) | HRavg | 122( 62%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1640m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trzeci poranek w Calpe był pochmurny, zapowiadano przelotne opady deszczu więc zabrałem się z grupą na płaską trasę. To był błąd bo jeszcze w Calpe miałem problem by utrzymać się w grupie. Pierwsze kilometry przetrzymałem aby na dłuższym zjeździe odpaść i zostać daleko z tyłu. Później udało się jeszcze doskoczyć i kilka kilometrów utrzymać na kole ale szybki, płaski odcinek prowadzący do Pego załatwił mnie ostatecznie. Jadąc swoim równym tempem nie miałem szans na dociągnięcie do grupy. Nie wiedziałem dokładnie jak jechać więc z Pego odbiłem w kierunku Denii. Wiele kilometrów walki z wiatrem kosztowało mnie sporo sił więc zatrzymałem się w centrum na kawę. Po przerwie ruszyłem niezłym tempem, pogoda się poprawiła więc ruszyłem w góry. Najpierw musiałem jednak przejechać kilka kilometrów po płaskim. Im bliżej gór tym jechało się lepiej i w końcu trafiłem na drogi które znałem z poprzednich dni. Najpierw malowniczy wąwozik a później nieco szybszy odcinek do Xialo skąd zaczyna się podjazd na Bernię. Ponad 10 kilometrów podjazdu zleciało szybko. Znowu miałem ułatwione zadanie widząc tabliczki z dystansem do końca i średnim nachyleniem na kolejnych kilometrach. Podjazd na papierze wyglądał inaczej niż w rzeczywistości. Fragmentami droga nieco opadała by później zaskoczyć nieco wyższym nachyleniem, wdrapałem się jednak dosyć szybko na szczyt gdzie zrobiłem przerwę na zdjęcia i ubranie się na zjazd.

Podczas zjazdu jeszcze kilka razy zatrzymywałem się robić zdjęcia. W końcu jednak zjechałem w dół, zrobiło się późno i chłodno więc po dojechaniu na Fusterę zjechałem najkrótszą drogą na kwaterę. Zjazd momentami był stromy i niebezpieczny ale udało się bezpiecznie dojechać do celu.

Zdecydowanie najłatwiejsza trasa okazała się dla mnie wyzwaniem, brakuje mnie jeszcze na płaskim i w grupie ale jest to kwestia rozjeżdżenia, po długiej przerwie od szosy i treningów po kilka godzin ciężko mi złapać odpowiedni rytm i stąd te problemy.

Podczas zjazdu jeszcze kilka razy zatrzymywałem się robić zdjęcia. W końcu jednak zjechałem w dół, zrobiło się późno i chłodno więc po dojechaniu na Fusterę zjechałem najkrótszą drogą na kwaterę. Zjazd momentami był stromy i niebezpieczny ale udało się bezpiecznie dojechać do celu.

Zdecydowanie najłatwiejsza trasa okazała się dla mnie wyzwaniem, brakuje mnie jeszcze na płaskim i w grupie ale jest to kwestia rozjeżdżenia, po długiej przerwie od szosy i treningów po kilka godzin ciężko mi złapać odpowiedni rytm i stąd te problemy.