Wpisy archiwalne w kategorii
avg>30km\h
| Dystans całkowity: | 22486.00 km (w terenie 1.00 km; 0.00%) |
| Czas w ruchu: | 712:30 |
| Średnia prędkość: | 31.56 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 87.00 km/h |
| Suma podjazdów: | 166688 m |
| Maks. tętno maksymalne: | 201 (103 %) |
| Maks. tętno średnie: | 185 (92 %) |
| Suma kalorii: | 454151 kcal |
| Liczba aktywności: | 336 |
| Średnio na aktywność: | 66.92 km i 2h 07m |
| Więcej statystyk | |
Dolina Opatówki 2018
Niedziela, 17 czerwca 2018 Kategoria avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Wyścig
| Km: | 96.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 33.88 |
| Pr. maks.: | 25.00 | Temperatura: | 65.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 165( 84%) |
| Kalorie: | 2485kcal | Podjazdy: | 1080m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Po bardzo dobrej
czasówce przyszła kolej na wyścig ze startu wspólnego, nie nastawiałem się na
wynik tylko chciałem bardzo aktywnie przejechać cały dystans, planowałem
zabierać się w odjazdy i pokazać z dobrej strony na trasie.
Przyjeżdżając po rozgrzewce na start udało mi się ustawić w pierwszej linii, nikomu nie udało się wejść do sektora od przodu, kilku zawodników przeskoczyło przez barierki i znalazło się blisko czuba. Start opóźnił się o około 2 minuty i gdy nastąpił sygnał ruszyłem od razu mocno, myślałem, że ktoś pojedzie za mną i po chwili zorientowałem się, że jadę sam przed peletonem. Kilkadziesiąt metrów przewagi przed zjazdem było bardzo komfortową sytuacją, na zjeździe nie szalałem i po skręcie na Zagrody po moim odjeździe nie był już śladu. Chciałem trzymać się blisko przodu ale blokada w głowie zrobiła swoje i przepuściłem wszystkich do przodu. Było trochę za dużo osób z przodu, cześć z nich jechała bardzo niepewnie i musiałem się bardzo pilnować. Na podjeździe zyskałem kilka pozycji, trochę mniej niż się spodziewałem ale był mały zator i kilka osób już zostało z tyłu. Odcinki szutru zostały przysypane gliną i jechało się nieco lepiej niż na czasówce. Pierwszy zjazd był niebezpieczny, jeden zawodnik zaliczył pobocze a peleton się rozciągnął. Na podjeździe przybliżyłem się do czuba i do Wilczyc dojechałem na dobrej pozycji. Na zjeździe znowu zjechałem na tył i na drugą rundę wjechałem w peletonie. Przez połowę rundy nic ciekawego się nie działo, na zjeździe przez dziwną jazdę kilku osób prawie wypadłem z drogi, oczywiście straciłem cenne sekundy i musiałem gonić peleton. Tempo nie było zbyt mocne i bez problemu dojechałem i wyszedłem na czoło. Chciałem trochę popracować ale puszczono mnie do przodu, jechałem sam około 50 metrów przed peletonem, nie miałem zamiaru atakować samotnie i niezbyt długo utrzymałem się na czele. Na ostatnim podjeździe 2 rundy zaatakował Darek wraz z Pawłem z Gatta Bike Team. Ja zostałem wchłonięty przez peleton i w momencie znalazłem się na jego końcu, udało mi się utrzymać i na 3 rundę wjechałem w peletonie. Tempo nie było przesadnie mocne i bez problemu przesunąłem się bliżej czuba peletonu. Na zjeździe znowu straciłem nadrobione pozycje i musiałem się pilnować, niewiele brakowało abym został z tyłu. Zagrody poszły w miarę dobrze po czym nastąpił zjazd na którym już miałem problemy. Niewiele brakowało aby mój udział w wyścigu się skończył, udało się utrzymać na rowerze ale miałem małą stratę. Rywale mnie już przejrzeli i wiedzą, że słabo zjeżdżam i nie była to pierwsza akcja mająca na celu wyeliminowanie mnie z rywalizacji. Goniłem cały następny podjazd i jakoś dołączyłem do peletonu. Chciałem trochę odpocząć bo straciłem sporo sił na gonitwie ale nie było na to czasu i po wjeździe na 4 rundę poszedł mocny zaciąg pod górę, nie powinienem mieć problemu by zareagować na podwyższenie tempa. Przytkało mnie, nie mogłem jechać na tyle mocno by utrzymać tempo narzucone przez czołowych zawodników i zacząłem tracić dystans. Na zjeździe zrobiła się mała różnica której już nie byłem w stanie wyeliminować. Traciłem z każdą chwilą, próbowałem gonić ale traciłem tylko siły. Wyścig się dla mnie skończył i dalej jechałem już czysto treningowo. Szybko przekalkulowałem w głowie jakim tempem mam jechać by dojechać do mety nie zaliczając przysłowiowej bomby. Jechałem cały czas równo i mniej więcej czasy kolejnych okrążeni były zbliżone. Na 6 okrążeniu złapałem zawodnika z kategorii A i dalej jechaliśmy już wspólnie. Przez ponad 90% dystansu do mety jechałem na czele, po drodze łapaliśmy kolejnych zawodników, w tym jednego z kategorii A. Na ostatnim okrążeniu myślałem, jak zaskoczyć rywala by wjechać przed nim na metę. Z moimi genialnymi umiejętnościami sprinterskimi byłem skazany na pożarcie, wtedy myślałem, że walczymy o 3 miejsce. Udało się dojechać do ostatniego zakrętu na czele i generując wysoką jak na mnie moc wjechać na metę przed rywalem. Ostatecznie zająłem 2 miejsce, z przodu był tylko jeden rywal. Starta do najlepszych spora ale biorąc pod uwagę problemy jakie mam w tym roku to każdy wynik lepszy niż ostatnie miejsce w tego typu wyścigu muszę traktować jako mały sukces. Był to jeden z najlepszych weekendów w mojej przygodzie z kolarstwem. Wiem, że stać mnie na więcej ale na razie musze się zadowolić tym co jest a może za 2, 3 lata gdy na nowo nauczę się jeździć w peletonie to wyniki z czasówek uda się przenieść także na wyścigi ze startu wspólnego.
Przyjeżdżając po rozgrzewce na start udało mi się ustawić w pierwszej linii, nikomu nie udało się wejść do sektora od przodu, kilku zawodników przeskoczyło przez barierki i znalazło się blisko czuba. Start opóźnił się o około 2 minuty i gdy nastąpił sygnał ruszyłem od razu mocno, myślałem, że ktoś pojedzie za mną i po chwili zorientowałem się, że jadę sam przed peletonem. Kilkadziesiąt metrów przewagi przed zjazdem było bardzo komfortową sytuacją, na zjeździe nie szalałem i po skręcie na Zagrody po moim odjeździe nie był już śladu. Chciałem trzymać się blisko przodu ale blokada w głowie zrobiła swoje i przepuściłem wszystkich do przodu. Było trochę za dużo osób z przodu, cześć z nich jechała bardzo niepewnie i musiałem się bardzo pilnować. Na podjeździe zyskałem kilka pozycji, trochę mniej niż się spodziewałem ale był mały zator i kilka osób już zostało z tyłu. Odcinki szutru zostały przysypane gliną i jechało się nieco lepiej niż na czasówce. Pierwszy zjazd był niebezpieczny, jeden zawodnik zaliczył pobocze a peleton się rozciągnął. Na podjeździe przybliżyłem się do czuba i do Wilczyc dojechałem na dobrej pozycji. Na zjeździe znowu zjechałem na tył i na drugą rundę wjechałem w peletonie. Przez połowę rundy nic ciekawego się nie działo, na zjeździe przez dziwną jazdę kilku osób prawie wypadłem z drogi, oczywiście straciłem cenne sekundy i musiałem gonić peleton. Tempo nie było zbyt mocne i bez problemu dojechałem i wyszedłem na czoło. Chciałem trochę popracować ale puszczono mnie do przodu, jechałem sam około 50 metrów przed peletonem, nie miałem zamiaru atakować samotnie i niezbyt długo utrzymałem się na czele. Na ostatnim podjeździe 2 rundy zaatakował Darek wraz z Pawłem z Gatta Bike Team. Ja zostałem wchłonięty przez peleton i w momencie znalazłem się na jego końcu, udało mi się utrzymać i na 3 rundę wjechałem w peletonie. Tempo nie było przesadnie mocne i bez problemu przesunąłem się bliżej czuba peletonu. Na zjeździe znowu straciłem nadrobione pozycje i musiałem się pilnować, niewiele brakowało abym został z tyłu. Zagrody poszły w miarę dobrze po czym nastąpił zjazd na którym już miałem problemy. Niewiele brakowało aby mój udział w wyścigu się skończył, udało się utrzymać na rowerze ale miałem małą stratę. Rywale mnie już przejrzeli i wiedzą, że słabo zjeżdżam i nie była to pierwsza akcja mająca na celu wyeliminowanie mnie z rywalizacji. Goniłem cały następny podjazd i jakoś dołączyłem do peletonu. Chciałem trochę odpocząć bo straciłem sporo sił na gonitwie ale nie było na to czasu i po wjeździe na 4 rundę poszedł mocny zaciąg pod górę, nie powinienem mieć problemu by zareagować na podwyższenie tempa. Przytkało mnie, nie mogłem jechać na tyle mocno by utrzymać tempo narzucone przez czołowych zawodników i zacząłem tracić dystans. Na zjeździe zrobiła się mała różnica której już nie byłem w stanie wyeliminować. Traciłem z każdą chwilą, próbowałem gonić ale traciłem tylko siły. Wyścig się dla mnie skończył i dalej jechałem już czysto treningowo. Szybko przekalkulowałem w głowie jakim tempem mam jechać by dojechać do mety nie zaliczając przysłowiowej bomby. Jechałem cały czas równo i mniej więcej czasy kolejnych okrążeni były zbliżone. Na 6 okrążeniu złapałem zawodnika z kategorii A i dalej jechaliśmy już wspólnie. Przez ponad 90% dystansu do mety jechałem na czele, po drodze łapaliśmy kolejnych zawodników, w tym jednego z kategorii A. Na ostatnim okrążeniu myślałem, jak zaskoczyć rywala by wjechać przed nim na metę. Z moimi genialnymi umiejętnościami sprinterskimi byłem skazany na pożarcie, wtedy myślałem, że walczymy o 3 miejsce. Udało się dojechać do ostatniego zakrętu na czele i generując wysoką jak na mnie moc wjechać na metę przed rywalem. Ostatecznie zająłem 2 miejsce, z przodu był tylko jeden rywal. Starta do najlepszych spora ale biorąc pod uwagę problemy jakie mam w tym roku to każdy wynik lepszy niż ostatnie miejsce w tego typu wyścigu muszę traktować jako mały sukces. Był to jeden z najlepszych weekendów w mojej przygodzie z kolarstwem. Wiem, że stać mnie na więcej ale na razie musze się zadowolić tym co jest a może za 2, 3 lata gdy na nowo nauczę się jeździć w peletonie to wyniki z czasówek uda się przenieść także na wyścigi ze startu wspólnego.
ITT Dolina Opatówki 2018
Sobota, 16 czerwca 2018 Kategoria avg>30km\h, Samotnie, Szosa
| Km: | 12.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:19 | km/h: | 37.89 |
| Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | 188188 ( 96%) | HRavg | 179( 91%) |
| Kalorie: | 375kcal | Podjazdy: | 140m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Po krótkiej
przerwie w startach przyszedł czas na weekend w Wilczycach. Był to dla mnie
ważny sprawdzian, w tym sezonie nie zawsze wszystko wychodziło jak powinno i
ten weekend to miało być przełamanie tej niezbyt szczęśliwej passy.
Pierwszym etapem dwudniowych zmagań była czasówka, na krętej, pagórkowatej i niełatwej rundzie. Frekwencja nie była zbyt duża i na pierwszy rzut oka znalezienie czasowca ze ścisłej krajowej czołówki było trudne.
Przygotowany do startu byłem dobrze, czułem się nieźle i jedyny minus jaki można wskazać to brak dobrej rozgrzewki. Za bardzo nie miałem jak i gdzie się rozgrzać, nie chciałem jeździć po trasie by nie zostać zdyskwalifikowanym i nikomu nie przeszkodzić w jeździe.
Startowałem jako jeden z ostatnich, część osób już było na mecie, nie wiedziałem jaki czas trzeba wykręcić by znaleźć się w czołówce. Po starcie od razu kilka sekund w plecy, nie wpiąłem się od razu i niezbyt efektywnie ruszyłem do przodu. Pierwszy podjazd poszedł jako tako, moc niby wysoka a wydawało mi się, że jadę słabo, na zjeździe o dziwo też jechałem szybko, dalej próbowałem jechać równym tempem. Cały czas mi się wydawało, że jadę za słabo, że nie będę miał dobrego czasu. Najtrudniejszy podjazd wjechałem bardzo dobrym tempem, mocniej już jechać nie mogłem a nie wydawało mi się, że rywale pojadą tam szybciej. Po podjeździe małe utrudnienia, trzy odcinki żwiru, na dwóch pierwszych zwolniłem a trzeci przejechałem bez zbędnego zwalniania. Po krętym zjeździe nastąpiło krótkie wypłaszczenie i kolejny podjazd. Około kilometrowa droga bez zakrętów i lekko w górę. Zobaczyłem przed sobą dwóch zawodników, nie wiem czy startowali bezpośredni przede mną czy wcześniej, zmotywowało mnie to do jeszcze mocniejszej pracy. Podjazd skończył się szybko i już zaczynało lekko brakować sił, na wypłaszczeniach miałem problem jechać tak mocno jak pod górę i pewnie nieco traciłem. Ostatni podjazd wjechałem siłowo, pewnie przy wyższej kadencji mógłbym wjechać szybciej ale wybrałem taki styl jazdy. Ostatni odcinek prowadził głównie w dół, jechałem już bardzo mocno, dogoniłem jednego zawodnika i ścigałem się z nim do mety. Miałem przewagę, lecz zbyt szybko chciałem wjechać w ostatni zakręt i musiałem hamować i straciłem parę sekund. Ostatecznie na metę wjechaliśmy obok siebie. Nie byłem zadowolony ze swojej jazdy, wydawało mi się, że pojechałem słabo, że coś poszło nie tak jak powinno i zapewne będę znowu ostatni w swojej kategorii wiekowej.
Po ogłoszeniu wyników byłem w szoku, mój czas dał mi zwycięstwo w kategorii wiekowej i 2 miejsce w OPEN. Do pierwszego miejsca przepaść, ale przegrać z Mistrzem Świata w Tandemach to nie jest wstyd a nad rywalami miałem bezpieczną przewagę. Nie spodziewałem się takiego rezultatu, zawdzięczam go głównie niskiej frekwencji ale raczej to nie był przypadek. Po prostu trasa była jak dla mnie niemal idealna i forma też zrobiła swoje. Wiedziałem, że podium w sezonie będzie, przyszło w takim momencie w którym już miałem chwile zwątpienia i myślałem o dłuższej przerwie w startach. Podium cieszy tym bardziej, że jest osiągnięte w czasówce gdzie w dużym stopniu decydują umiejętności a nie taktyka, wyścig można wygrać dając jedną mocną zmianę na mecie a na czasówce trzeba jechać cały czas mocno i dlatego czasówki cenię sobie dużo bardziej niż wyścigi ze startu wspólnego.
Czasówka super zorganizowana, pomijając fakt tych małych utrudnień na trasie na które organizator nie miał wpływu.
Pierwszym etapem dwudniowych zmagań była czasówka, na krętej, pagórkowatej i niełatwej rundzie. Frekwencja nie była zbyt duża i na pierwszy rzut oka znalezienie czasowca ze ścisłej krajowej czołówki było trudne.
Przygotowany do startu byłem dobrze, czułem się nieźle i jedyny minus jaki można wskazać to brak dobrej rozgrzewki. Za bardzo nie miałem jak i gdzie się rozgrzać, nie chciałem jeździć po trasie by nie zostać zdyskwalifikowanym i nikomu nie przeszkodzić w jeździe.
Startowałem jako jeden z ostatnich, część osób już było na mecie, nie wiedziałem jaki czas trzeba wykręcić by znaleźć się w czołówce. Po starcie od razu kilka sekund w plecy, nie wpiąłem się od razu i niezbyt efektywnie ruszyłem do przodu. Pierwszy podjazd poszedł jako tako, moc niby wysoka a wydawało mi się, że jadę słabo, na zjeździe o dziwo też jechałem szybko, dalej próbowałem jechać równym tempem. Cały czas mi się wydawało, że jadę za słabo, że nie będę miał dobrego czasu. Najtrudniejszy podjazd wjechałem bardzo dobrym tempem, mocniej już jechać nie mogłem a nie wydawało mi się, że rywale pojadą tam szybciej. Po podjeździe małe utrudnienia, trzy odcinki żwiru, na dwóch pierwszych zwolniłem a trzeci przejechałem bez zbędnego zwalniania. Po krętym zjeździe nastąpiło krótkie wypłaszczenie i kolejny podjazd. Około kilometrowa droga bez zakrętów i lekko w górę. Zobaczyłem przed sobą dwóch zawodników, nie wiem czy startowali bezpośredni przede mną czy wcześniej, zmotywowało mnie to do jeszcze mocniejszej pracy. Podjazd skończył się szybko i już zaczynało lekko brakować sił, na wypłaszczeniach miałem problem jechać tak mocno jak pod górę i pewnie nieco traciłem. Ostatni podjazd wjechałem siłowo, pewnie przy wyższej kadencji mógłbym wjechać szybciej ale wybrałem taki styl jazdy. Ostatni odcinek prowadził głównie w dół, jechałem już bardzo mocno, dogoniłem jednego zawodnika i ścigałem się z nim do mety. Miałem przewagę, lecz zbyt szybko chciałem wjechać w ostatni zakręt i musiałem hamować i straciłem parę sekund. Ostatecznie na metę wjechaliśmy obok siebie. Nie byłem zadowolony ze swojej jazdy, wydawało mi się, że pojechałem słabo, że coś poszło nie tak jak powinno i zapewne będę znowu ostatni w swojej kategorii wiekowej.
Po ogłoszeniu wyników byłem w szoku, mój czas dał mi zwycięstwo w kategorii wiekowej i 2 miejsce w OPEN. Do pierwszego miejsca przepaść, ale przegrać z Mistrzem Świata w Tandemach to nie jest wstyd a nad rywalami miałem bezpieczną przewagę. Nie spodziewałem się takiego rezultatu, zawdzięczam go głównie niskiej frekwencji ale raczej to nie był przypadek. Po prostu trasa była jak dla mnie niemal idealna i forma też zrobiła swoje. Wiedziałem, że podium w sezonie będzie, przyszło w takim momencie w którym już miałem chwile zwątpienia i myślałem o dłuższej przerwie w startach. Podium cieszy tym bardziej, że jest osiągnięte w czasówce gdzie w dużym stopniu decydują umiejętności a nie taktyka, wyścig można wygrać dając jedną mocną zmianę na mecie a na czasówce trzeba jechać cały czas mocno i dlatego czasówki cenię sobie dużo bardziej niż wyścigi ze startu wspólnego.
Czasówka super zorganizowana, pomijając fakt tych małych utrudnień na trasie na które organizator nie miał wpływu.
Trening 56
Wtorek, 12 czerwca 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018
| Km: | 51.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:33 | km/h: | 32.90 |
| Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 178178 ( 91%) | HRavg | 141( 72%) |
| Kalorie: | 1248kcal | Podjazdy: | 350m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Pierwszy trening ukierunkowany na jazdę na czas. Po zreperowaniu uszkodzonej na Lubelskiej Vuelcie lemondki i ustawieniu pozycji wyjechałem z około 2 godzinnym opóźnieniem. Pogoda nie pozwoliła na wcześniejszy trening. Nie miałem już zbyt dużo czasu i z 5 planowanych powtórzeń zrobiłem 3 i to jeszcze tylko 2 wyszły jak powinny. Na 5 minutowe tempówki wybrałem odcinek Skoczów-Pierściec z dobrą nawierzchnią i jak mi się wydawało niezbyt dużym ruchem samochodowym. Podczas dojazdu do Skoczowa udało mi się sporo czasu jechać w pozycji czasowej, na lemondce. Pierwsza tempówka miała być najsłabsza, każdą kolejną chciałem pojechać mocniej. Dobrze się złożyło, że wiało w twarz i było ciężej, trzymanie założonej mocy było łatwiejsze. Dobre tempo i moc udało się utrzymać do końca i od razu nawrót. Podczas odpoczynku nie jechałem całkiem spokojnie, na mocy o połowę mniejszej ni podczas ćwiczenia. Drugie powtórzenie było mocniejsze, tak jak zakładałem, po nawrocie trochę samochodów i kilka niepotrzebnych spowolnień. Trzecie powtórzenie zacząłem najmocniej ze wszystkich ale już po około minucie musiałem sporo zwolnić a dalej nawet się zatrzymać, straciłem na tym bardzo dużo i pomimo bardzo mocnej jazdy do końca, moc z odcinka wyszła najniższa ze wszystkich. Powrót do domu był dosyć szybki, lemondka nawet na podjazdach dawała zysk czasowy. Przed wjazdem do Bielska, drogi bardzo mokre, podobno ulewa przeszła a na mnie nie spadła ani kropla deszczu.




Lubelska Vuelta 2018 Etap 4
Niedziela, 3 czerwca 2018 Kategoria 0-50, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
| Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:19 | km/h: | 44.21 |
| Pr. maks.: | 49.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 180180 ( 92%) | HRavg | 169( 86%) |
| Kalorie: | 414kcal | Podjazdy: | 10m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Po bardzo dobrej
regeneracji - basen zrobił swoje i dobrym śniadaniu byłem gotowy na walkę w
ostatnim 4 etapie Lubelskiej Vuelty. Udało się załatwić lemondkę, co prawda nie
ustawiłem pozycji idealnie ale nie straciłem na tym zbyt wiele czasu.
Solidna ponad godzinna rozgrzewka, bałem się zatrzymać by nie zostać zjedzony przez plagę much czy komarów latających wszędzie wokoło i praktycznie przed startem zatrzymałem się na pół minuty. Nie był to chyba najlepszy pomysł bo znowu straciłem kilka sekund na wpięcie się. Ruszyłem za spokojnie, nie mogłem się rozkręcić i ten początek mogłem pojechać lepiej. Później przyśpieszyłem i jechałem mocno, za mocno jak na ten etap czasówki i po około 2 minutach mocnej jazdy zluzowałem trochę i zamierzonym tempem podążałem dalej, wyprzedziłem kilka osób, dwie z nich na zakrętach i tam musiałem lekko zwalniać. Ostatni kilometr chciałem pojechać na maksa, na początku pojawił się pieszy którego musiałem ominąć i już zostało tylko 800 metrów do mety. Przed samą metą musiałem zwolnić by nie wpaść na zawodniczkę jadącą sporo wolniej niż ja, cudem nie wjechałem w nią za metą, bo miejsca na ominiecie nie było za dużo. Czas wyszedł dobry, jednak była szansa na lepszy rezultat. Był to mój najlepszy etap a patrząc na to z kim rywalizowałem i przegrałem to wstydu nie ma. Nie wiem czy przede mną znalazł się chociaż jeden zawodnik bez karbonowych kół. Osób bez rowerów czasowych naliczyłem aż 3, 22 na 25 osób w czołówce jechała na rowerach czasowych a to już jest duża różnica w jeździe i wyraźny zysk czasowy w stosunku do mojego roweru, karbonowe koła by już dały około 10-15 sekund, wyższy stożek kolejne i tak można wyliczać. Noga jest dobra i kolejne starty na trasach o bardziej sprzyjających profilach powinny to potwierdzić. Analizując, była to jedna z najlepszych czasówek jakie przejechałem.
W sumie to jestem zadowolony z całego weekendu. Co prawda etapy ze startu wspólnego mi nie wyszły ale zdobyłem cenne doświadczenie. Przez lata unikałem płaskich wyścigów jak ognia a dokładając do tego słabą głowę po kraksach nie mogło wyjść inaczej. Mogłem na 2 czy 3 etapie pojechać trochę szybciej ale zyskałbym na tym niewiele i wyższego miejsca bym nie zajął. Dobrze pojechałem czasówkę, prolog poszedł słabiej ze względu na fakt, że jestem słaby na krótkich odcinkach a poprawienie tego wymaga czasu, mam przynajmniej już jeden cel na zimę. Po tym wyścigu należy mi się krótka przerwa w startach.
Solidna ponad godzinna rozgrzewka, bałem się zatrzymać by nie zostać zjedzony przez plagę much czy komarów latających wszędzie wokoło i praktycznie przed startem zatrzymałem się na pół minuty. Nie był to chyba najlepszy pomysł bo znowu straciłem kilka sekund na wpięcie się. Ruszyłem za spokojnie, nie mogłem się rozkręcić i ten początek mogłem pojechać lepiej. Później przyśpieszyłem i jechałem mocno, za mocno jak na ten etap czasówki i po około 2 minutach mocnej jazdy zluzowałem trochę i zamierzonym tempem podążałem dalej, wyprzedziłem kilka osób, dwie z nich na zakrętach i tam musiałem lekko zwalniać. Ostatni kilometr chciałem pojechać na maksa, na początku pojawił się pieszy którego musiałem ominąć i już zostało tylko 800 metrów do mety. Przed samą metą musiałem zwolnić by nie wpaść na zawodniczkę jadącą sporo wolniej niż ja, cudem nie wjechałem w nią za metą, bo miejsca na ominiecie nie było za dużo. Czas wyszedł dobry, jednak była szansa na lepszy rezultat. Był to mój najlepszy etap a patrząc na to z kim rywalizowałem i przegrałem to wstydu nie ma. Nie wiem czy przede mną znalazł się chociaż jeden zawodnik bez karbonowych kół. Osób bez rowerów czasowych naliczyłem aż 3, 22 na 25 osób w czołówce jechała na rowerach czasowych a to już jest duża różnica w jeździe i wyraźny zysk czasowy w stosunku do mojego roweru, karbonowe koła by już dały około 10-15 sekund, wyższy stożek kolejne i tak można wyliczać. Noga jest dobra i kolejne starty na trasach o bardziej sprzyjających profilach powinny to potwierdzić. Analizując, była to jedna z najlepszych czasówek jakie przejechałem.
W sumie to jestem zadowolony z całego weekendu. Co prawda etapy ze startu wspólnego mi nie wyszły ale zdobyłem cenne doświadczenie. Przez lata unikałem płaskich wyścigów jak ognia a dokładając do tego słabą głowę po kraksach nie mogło wyjść inaczej. Mogłem na 2 czy 3 etapie pojechać trochę szybciej ale zyskałbym na tym niewiele i wyższego miejsca bym nie zajął. Dobrze pojechałem czasówkę, prolog poszedł słabiej ze względu na fakt, że jestem słaby na krótkich odcinkach a poprawienie tego wymaga czasu, mam przynajmniej już jeden cel na zimę. Po tym wyścigu należy mi się krótka przerwa w startach.
Lubelska Vuelta 2018 Etap 3
Sobota, 2 czerwca 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, w grupie, Wyścig
| Km: | 73.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:56 | km/h: | 37.76 |
| Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 174174 ( 89%) | HRavg | 150( 76%) |
| Kalorie: | 1753kcal | Podjazdy: | 80m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Sobota przywitała
nas deszczem i jadąc na start jeszcze kropiło. Było mokro i po piątkowym upale
nie było śladu. Przed starem przeszła konkretna ulewa i rozgrzewka była bardzo
krótka. Ustawiłem się z tyłu, po starcie mieliśmy spokojnie wyjechać poza teren
miasta i dopiero podkręcić tempo. Spokojna jazda trwała kilka sekund i za
pierwszym zakrętem już poszedł ogień. Próbowałem przebić się do przodu i
zapłaciłem za to wypchaniem z zakrętu. Za rondem nie było sensu gonić, wszystko
było porozrywane a czołówki nie było widać. Jechałem bardzo mocno i łapałem
kolejnych zawodników, nikt nie próbował mi dać zmiany, dopiero gdy w zasięgu
wzroku pojawiła się kilkuosobowa grupa to współpracując udało się dołączyć.
Początkowo był lekki chaos i współpraca nie była wzorowa. W grupie jechało
kilka osób które nie miały większego pojęcia o współpracy w grupie i psuło to
trochę szyk. W pewnym momencie zauważyłem problem w tylnym kole Izy. Strzeliła
szprycha i dalsza jazda była trochę nerwowa. Od tego momentu sporo czasu
jechałem w ogonie pilnując by Iza nie została z tyłu. Od czasu do czasu dawałem
zmiany a i tak byłem jednym z najczęściej jadących na czele grupy zawodników.
Ostatnie około 20 kilometrów było walką z wiatrem. Tempo trochę siadło, mógłbym
próbować się oderwać ale nie widziałem w tym sensu i ograniczyłem się do
dawania dłuższych i mocniejszych zmian. Na finisz się nie napalałem, na
zakręcie i byłem na 5-6 pozycji i tak też wjechałem na metę. Nasza grupa
straciła niecałe 15 minut do czołówki i 4 do 2 grupy. Przy równej i mocnej
współpracy te 4 minuty były spokojnie do nadrobienia.
Lubelska Vuelta 2018 Etap 1 - Prolog
Piątek, 1 czerwca 2018 Kategoria 0-50, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
| Km: | 7.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:10 | km/h: | 42.00 |
| Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | 190190 ( 97%) | HRavg | 180( 92%) |
| Kalorie: | 231kcal | Podjazdy: | 10m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Przyszedł czas na
pierwszy wyścig etapowy w tym sezonie. Nie nastawiałem się na nie wiadomo co
ale takiej beznadziei się nie spodziewałem. Mam pewne problemy przez które nie
jestem w stanie swobodnie jeździć w peletonie i ciężko jest je wyeliminować z
dnia na dzień. Na etapówkę też nie przyjechałem w pełni sił i to też miało
jakiś wpływ na całość rywalizacji w moim wykonaniu.
Udało się wypocząć przed pierwszym etapem i byłem bardzo zmotywowany. Na rozgrzewce wszystko wyglądało jak powinno, przez moment bałem się, że się spóźnię na start, przejazd kolejowy był zamknięty a musiałem przedostać się na drugą stronę. Zdążyłem na czas i stanąłem na starcie niespełna 7 kilometrowego prologu. Nie miałem żadnego doświadczenia w tak krótkich próbach czasowych, jazda pod górę to jednak co innego. Na starcie oczywiście miałem problem z wpięciem i na dzień dobry kilka sekund w plecy. Później się rozkręciłem i w miarę to szło. Nie umiałem jechać na wysokiej kadencji i też na tym trochę straciłem. Do nawrotu było z wiatrem wiec musiałem oszczędzać siły na powrót. Po około kilometrze jazdy poczułem, że coś pęka, nie czułem by była to guma i po chwili zorientowałem się, że to lemondka. Dalsza jazda już nie była tak komfortowa i pozycja też nie taka jak być powinna. Przy dojeździe do nawrotu zobaczyłem strażaka na środku jezdni z flagą i zacząłem hamować bo myślałem, że to już nawrót. Do nawrotu było jeszcze około 200 metrów i kolejne starty. Nawrót też nie wyszedł i na dalsze starty nie mogłem sobie pozwolić. Pod wiatr szło topornie, jechałem bardzo twardo a tempo spadało i nie byłem w stanie utrzymać stałej prędkości. Do mety dotarłem po niecałych 10 minutach, nie wiem ile straciłem na trasie, sprzęcie, itp. Wiem tyle, że na pewno stać było mnie na więcej co znalazło potwierdzenie w wynikach. Było co odrabiać na kolejnych etapach.
Udało się wypocząć przed pierwszym etapem i byłem bardzo zmotywowany. Na rozgrzewce wszystko wyglądało jak powinno, przez moment bałem się, że się spóźnię na start, przejazd kolejowy był zamknięty a musiałem przedostać się na drugą stronę. Zdążyłem na czas i stanąłem na starcie niespełna 7 kilometrowego prologu. Nie miałem żadnego doświadczenia w tak krótkich próbach czasowych, jazda pod górę to jednak co innego. Na starcie oczywiście miałem problem z wpięciem i na dzień dobry kilka sekund w plecy. Później się rozkręciłem i w miarę to szło. Nie umiałem jechać na wysokiej kadencji i też na tym trochę straciłem. Do nawrotu było z wiatrem wiec musiałem oszczędzać siły na powrót. Po około kilometrze jazdy poczułem, że coś pęka, nie czułem by była to guma i po chwili zorientowałem się, że to lemondka. Dalsza jazda już nie była tak komfortowa i pozycja też nie taka jak być powinna. Przy dojeździe do nawrotu zobaczyłem strażaka na środku jezdni z flagą i zacząłem hamować bo myślałem, że to już nawrót. Do nawrotu było jeszcze około 200 metrów i kolejne starty. Nawrót też nie wyszedł i na dalsze starty nie mogłem sobie pozwolić. Pod wiatr szło topornie, jechałem bardzo twardo a tempo spadało i nie byłem w stanie utrzymać stałej prędkości. Do mety dotarłem po niecałych 10 minutach, nie wiem ile straciłem na trasie, sprzęcie, itp. Wiem tyle, że na pewno stać było mnie na więcej co znalazło potwierdzenie w wynikach. Było co odrabiać na kolejnych etapach.
Lubelska Vuelta 2018 Etap 2
Piątek, 1 czerwca 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
| Km: | 94.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:40 | km/h: | 35.25 |
| Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 154( 78%) |
| Kalorie: | 2148kcal | Podjazdy: | 70m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Po szybkiej
regeneracji i dobrym obiedzie przyszedł czas na etap 2. Przed samym wyjazdem z
hotelu zauważyłem, że w przednim kole mam kapcia. Nie traciłem czasu, sił i
nerwów na naprawę tylko skorzystałem z zapasowego koła od Darka i mogłem jechać
na start. Ponad 8 kilometrowy dojazd na start był bardzo dobrą rozgrzewką, było
dosyć ciepło i szukałem cienia. Na starcie ustawiłem się w miarę z przodu w
zacienionym miejscu. Po starcie tempo
nie było zbyt mocne, oczywiście zaczęły się przepychanki i wszystkie blokady w
mojej głowie się uruchomiły i zacząłem spływać na tył peletonu. Te wszystkie
kraksy i upadki nie pozwalają mi swobodnie jechać w peletonie, boję się kraksy
i nawet przy tej dosyć niskiej prędkości było kilka niebezpiecznych sytuacji
które mogły skończyć się źle. Myślałem, że później jakoś się to ułoży i słabsi
zawodnicy poodpadają i zrobi się trochę bezpieczniej. Z czasem tempo wzrosło, nie
było równe i moja pozycja w peletonie ulegała zmianie. Po około 15 kilometrach zrobiło
się bardzo niebezpiecznie, pojawiło się rondo, ktoś przyhamował i ja musiałem
odbić w lewo, jadący obok Darek znalazł lukę z prawej i jakoś przemknął, ja
musiałem całe rondo objechać i miałem już około 200 metrów starty. Darek też
tracił ale mniej i był w stanie jeszcze dołączyć do peletonu. Tempo oczywiście
poszło mocne i nie miałem praktycznie żadnych szans na dołączenie do peletonu.
Zacząłem gonić, bardzo mocno pracowałem i powoli zmniejszałem stratę do reszty,
z peletonu strzelały kolejne osoby a ja dalej goniłem. Miałem około 100 metrów
starty i przez ponad 2 kilometry jechałem tempem grupy. Powoli zaczynało
brakować i już nie miałem szans dogonić. Jechałem cały czas mocno, nie miało to
zbytniego sensu, bo raczej nikt już z peletonu nie odpadł a kolejna czasówka
nie miała sensu. Na około 25 kilometrze odpuściłem gonitwę i zacząłem myśleć o
bufecie. Udało się dostać wodę od strażaka i dalej jechałem spokojnie czekając
na Izę. Po ponad 10 kilometrach samotnej spokojnej jazdy dojechała do mnie Iza
w towarzystwie Kuby. Po chwili dogoniliśmy jeszcze jednego zawodnika i dalej
jechaliśmy już w 4 osobowej grupce. Początkowo wszyscy dawali zmiany,
próbowałem przekonać Izę, że nie musi tego robić i od tego momentu pracowaliśmy
praktycznie we dwóch. Kuba narzekał na skurcze, daliśmy się na to nabrać a to
była tylko podpucha. Przez cały czas namawiał mnie na atak, odjazd, ściganie a
nie miało to sensu. Na około 10 kilometrów do mety zostałem sam na czele i
przez większość czasu dyktowałem tempo. Około kilometr do mety poszedł atak,
Kuba wyrwał do przodu a za nim pognał drugi kolega. Ja nie miałem ochoty na
finisz i dopiero ostatnie 300 metrów pojechałem mocniej. Iza dojechała zaraz za
mną awansując na 1 miejsce z ponad 11 minutową przewagą. Mój występ lepiej
przemilczeć, moc jest, forma jest, brakuje pewności siebie i cwaniactwa, wynik
nie jest dla mnie najważniejszy, straciłem szansę na awans w Generalce ale spaść
niżej już nie mogłem.
Na mecie myślałem tylko o wodzie, ostatnie 10 kilometrów jechałem bez picia. Wypiłem prawie 1 litr duszkiem i poczułem się lepiej. Ja wiem, że się skompromitowałem ale się tym nie przejmuję.
Na mecie myślałem tylko o wodzie, ostatnie 10 kilometrów jechałem bez picia. Wypiłem prawie 1 litr duszkiem i poczułem się lepiej. Ja wiem, że się skompromitowałem ale się tym nie przejmuję.
Ujsoły-Novot Road Maraton 2018
Sobota, 26 maja 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Szosa, w grupie
| Km: | 98.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:46 | km/h: | 35.42 |
| Pr. maks.: | 74.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
| Kalorie: | 2322kcal | Podjazdy: | 1180m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
W końcu pojechałem
wyścig z którego mogę być całkowicie zadowolony. Co prawda przed startem nie
wszystko zagrało tak jak powinno, na wyścig przyjechałem niewyspany i musiałem jeszcze
dopracować parę rzeczy przy rowerze. Postanowiłem jechać bez opaski tętna, może
to pomogło bo poprzednio jadąc bez monitorowania pracy serca osiągałem
najlepsze wyniki na zawodach.
Po krótkiej rozgrzewce na której zorientowałem się, że wszystko działa jak należy ustawiłem się na starcie, pod nieobecność dużej części mocnych kolarzy którzy wyścigi zwykle rozgrywali między sobą ustawiłem się na samym czele peletonu i z sektora ruszyłem jako pierwszy. Tempo było takie jakie miało być podczas rundy honorowej czyli spokojne i równe. Z tyłu zaczęły się przepychanki i przepuściłem kilka osób do przodu. Znowu pojawiały się niepotrzebne manewry, przekonałem się, że są one udziałem nie zawodników z czołówki a takich którzy pchają się do przodu by odpaść na początku podjazdu. Przed podjazdem byłem lekko z tyłu, trzymałem się prawej strony i gdy zrobiło się stromiej to zacząłem przesuwać się do przodu. Narzuciłem swoje tempo, kilka osób skoczyło od razu do przodu. Jednym z zawodników próbujących odjechać był Darek więc siłą rzeczy nie jechałem na maksa i dałem Darkowi szansę zrobienia przewagi przed zjazdem. Tempo było na tyle konkretne, że z przodu pozostało około 20 osób. Po przejechaniu Glinki i początku zjazdu nastąpiło rozluźnienie i z czasem grupa się powiększała aż po wjechaniu na główną drogę uzbierał się niezły kilkudziesięcioosobowy peleton. Chęci do jakiejś mocniejszej jazdy nie było i postanowiłem spróbować popracować trochę na czele. Zanim udało mi się przedostać na czub już nastąpiły nieudane próby ataków. Przez pewien czas fajni z Darkiem jechaliśmy po zmianach, później znowu ktoś wyskoczył i Darek podkręcił tempo i odjechali. Ja nie zamierzałem jechać za nimi bo ucieczka na tym etapie wyścigu nie miała sensu. Pokazałem się na czele peletonu i to się liczy. Odpuściłem lekko i schowałem się w peletonie wyczekując podjazdu. Zanim nastąpił to zdążyłem jeszcze raz wyjechać na przód i dać zmianę. Zmiany pozycji w peletonie nie sprawiały mi żadnego problemu i nawet tempo było równe i jazda była całkiem bezpieczna. Lekka zadyszka przytrafiła się na początku podjazdu, byłem na dosyć odległej pozycji i miałem problem by przebić się do przodu. Pod koniec podjazdu puściło i zacząłem nadrabiać, szybko jednak zaczął się zjazd na który wjechałem na niezbyt komfortowej pozycji. Wiedziałem, że na pewno stracę do najlepszych ale jechałem na tyle szybko ile umiałem, brakowało jednego ząbka by utrzymać się w czołowej grupie. Po zjeździe miałem około 30 metrów starty, z tyłu nie widziałem nikogo i postanowiłem dogonić sam, szybko tego liwe dokonałem bo tempo znowu nie było zawrotne. Kolejne kilometry mijały a z tyłu pojawiały się kolejne grupki kolarzy. Trzymałem się w okolicy środka peletonu, nie traciłem sił, wielu czołowych kolarzy postąpiło podobnie i przed nawrotem na rondzie poszedł kolejny atak. Samotny uciekinier minął punkt kontrolny i wyrobił sobie kilkanaście sekund przewagi. Przejechanie maty pomiarowej nie było całkiem prostą sprawą i kilka osób zawracało by zaliczyć pomiar. Po nawrocie tempo poszło w górę i znowu miałem lekkie problemy, nie byłem przygotowany na szarpanie tempa. Przejechanie do przodu było niemal niemożliwe więc stopniowo przesuwałem się do czuba peletonu. Jadąc raz wolniej, raz nieco szybciej dojechaliśmy do podnóża najdłuższego podjazdu na trasie. Zacząłem asekuracyjnie by później podkręcić tempo. Po chwili byłem już w ścisłej czołówce, stawka była już nieźle rozciągnięta, a był to dopiero początek podjazdu. Mniej więcej w połowie podjazdu było nas około 20 osób. Postanowiłem poszukać swojej szansy i zyskać kilka sekund przewagi przed długim zjazdem. Udało się najpierw wyjechać na czoło a później oderwać od grupki. Po chwili dojechał do mnie Patryk a grupa była niedaleko z tyłu. Pod koniec było nas już 3 a mnie zaczęło brakować i przewaga przed zjazdem nie była duża. Na zjeździe znowu lekko odstawałem i ostatecznie zostałem za bardzo małą, około 10 osobową grupą. Wiedziałem, że niedaleko z tyłu jedzie grupka pościgowa z Darkiem i po kilku kilometrach gdy mnie mijali udało się złapać koło. Chwilę nie dawałem zmian a gdy pojawiła się szansa na dogonienie najlepszych to znowu dałem 2 zmiany i przy skręcie w stronę Mety powstała znowu jedna około 20 osobowa grupa. Tempo było wysokie, meta coraz bliżej a sił coraz mniej. Zmotywowałem się do wyjścia na zmianę, rozgrywałem finisz w głowie a gdy się pojawił, jak dla mnie nagle to wiedziałem, że już po mnie. Musiałem spróbować ruszyć szybciej i z mniejszą mocą próbować coś ugrać. Nie wycisnąłem nic więcej niż na ostatnich testach i wiem, że jestem za słaby na taki finisz, niby pod górę, ale łatwą i krótką. Z małej grupki miałbym jakieś szanse, w walce z zawodnikami potrafiącymi w krótkim okresie czasu wycisnąć większą moc nie miałem szans.
Cały wyścig bardzo dobry, organizacja i zabezpieczenie na bardzo wysokim poziomie. Moja forma poszła w górę, lepiej czuję się w peletonie i mniej tracę na zjazdach. Mam nadzieje, że w kolejnych startach uda się utrzymać dobry poziom.
Po krótkiej rozgrzewce na której zorientowałem się, że wszystko działa jak należy ustawiłem się na starcie, pod nieobecność dużej części mocnych kolarzy którzy wyścigi zwykle rozgrywali między sobą ustawiłem się na samym czele peletonu i z sektora ruszyłem jako pierwszy. Tempo było takie jakie miało być podczas rundy honorowej czyli spokojne i równe. Z tyłu zaczęły się przepychanki i przepuściłem kilka osób do przodu. Znowu pojawiały się niepotrzebne manewry, przekonałem się, że są one udziałem nie zawodników z czołówki a takich którzy pchają się do przodu by odpaść na początku podjazdu. Przed podjazdem byłem lekko z tyłu, trzymałem się prawej strony i gdy zrobiło się stromiej to zacząłem przesuwać się do przodu. Narzuciłem swoje tempo, kilka osób skoczyło od razu do przodu. Jednym z zawodników próbujących odjechać był Darek więc siłą rzeczy nie jechałem na maksa i dałem Darkowi szansę zrobienia przewagi przed zjazdem. Tempo było na tyle konkretne, że z przodu pozostało około 20 osób. Po przejechaniu Glinki i początku zjazdu nastąpiło rozluźnienie i z czasem grupa się powiększała aż po wjechaniu na główną drogę uzbierał się niezły kilkudziesięcioosobowy peleton. Chęci do jakiejś mocniejszej jazdy nie było i postanowiłem spróbować popracować trochę na czele. Zanim udało mi się przedostać na czub już nastąpiły nieudane próby ataków. Przez pewien czas fajni z Darkiem jechaliśmy po zmianach, później znowu ktoś wyskoczył i Darek podkręcił tempo i odjechali. Ja nie zamierzałem jechać za nimi bo ucieczka na tym etapie wyścigu nie miała sensu. Pokazałem się na czele peletonu i to się liczy. Odpuściłem lekko i schowałem się w peletonie wyczekując podjazdu. Zanim nastąpił to zdążyłem jeszcze raz wyjechać na przód i dać zmianę. Zmiany pozycji w peletonie nie sprawiały mi żadnego problemu i nawet tempo było równe i jazda była całkiem bezpieczna. Lekka zadyszka przytrafiła się na początku podjazdu, byłem na dosyć odległej pozycji i miałem problem by przebić się do przodu. Pod koniec podjazdu puściło i zacząłem nadrabiać, szybko jednak zaczął się zjazd na który wjechałem na niezbyt komfortowej pozycji. Wiedziałem, że na pewno stracę do najlepszych ale jechałem na tyle szybko ile umiałem, brakowało jednego ząbka by utrzymać się w czołowej grupie. Po zjeździe miałem około 30 metrów starty, z tyłu nie widziałem nikogo i postanowiłem dogonić sam, szybko tego liwe dokonałem bo tempo znowu nie było zawrotne. Kolejne kilometry mijały a z tyłu pojawiały się kolejne grupki kolarzy. Trzymałem się w okolicy środka peletonu, nie traciłem sił, wielu czołowych kolarzy postąpiło podobnie i przed nawrotem na rondzie poszedł kolejny atak. Samotny uciekinier minął punkt kontrolny i wyrobił sobie kilkanaście sekund przewagi. Przejechanie maty pomiarowej nie było całkiem prostą sprawą i kilka osób zawracało by zaliczyć pomiar. Po nawrocie tempo poszło w górę i znowu miałem lekkie problemy, nie byłem przygotowany na szarpanie tempa. Przejechanie do przodu było niemal niemożliwe więc stopniowo przesuwałem się do czuba peletonu. Jadąc raz wolniej, raz nieco szybciej dojechaliśmy do podnóża najdłuższego podjazdu na trasie. Zacząłem asekuracyjnie by później podkręcić tempo. Po chwili byłem już w ścisłej czołówce, stawka była już nieźle rozciągnięta, a był to dopiero początek podjazdu. Mniej więcej w połowie podjazdu było nas około 20 osób. Postanowiłem poszukać swojej szansy i zyskać kilka sekund przewagi przed długim zjazdem. Udało się najpierw wyjechać na czoło a później oderwać od grupki. Po chwili dojechał do mnie Patryk a grupa była niedaleko z tyłu. Pod koniec było nas już 3 a mnie zaczęło brakować i przewaga przed zjazdem nie była duża. Na zjeździe znowu lekko odstawałem i ostatecznie zostałem za bardzo małą, około 10 osobową grupą. Wiedziałem, że niedaleko z tyłu jedzie grupka pościgowa z Darkiem i po kilku kilometrach gdy mnie mijali udało się złapać koło. Chwilę nie dawałem zmian a gdy pojawiła się szansa na dogonienie najlepszych to znowu dałem 2 zmiany i przy skręcie w stronę Mety powstała znowu jedna około 20 osobowa grupa. Tempo było wysokie, meta coraz bliżej a sił coraz mniej. Zmotywowałem się do wyjścia na zmianę, rozgrywałem finisz w głowie a gdy się pojawił, jak dla mnie nagle to wiedziałem, że już po mnie. Musiałem spróbować ruszyć szybciej i z mniejszą mocą próbować coś ugrać. Nie wycisnąłem nic więcej niż na ostatnich testach i wiem, że jestem za słaby na taki finisz, niby pod górę, ale łatwą i krótką. Z małej grupki miałbym jakieś szanse, w walce z zawodnikami potrafiącymi w krótkim okresie czasu wycisnąć większą moc nie miałem szans.
Cały wyścig bardzo dobry, organizacja i zabezpieczenie na bardzo wysokim poziomie. Moja forma poszła w górę, lepiej czuję się w peletonie i mniej tracę na zjazdach. Mam nadzieje, że w kolejnych startach uda się utrzymać dobry poziom.
Gatta Prestige Race 2018 - Porażka na całej linii
Sobota, 19 maja 2018 Kategoria 100-200, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018, Wyścig
| Km: | 119.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:21 | km/h: | 35.52 |
| Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 175175 ( 89%) | HRavg | 159( 81%) |
| Kalorie: | 3082kcal | Podjazdy: | 520m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Bardzo pechowy dzień, myślałem, że
na ostatnich wyścigach wyczerpałem limit pecha na cały sezon a nawet kilka do
przodu. Po dobrej rozgrzewce i sprawdzeniu sprzętu ustawiłem się na starcie i byłem
dobrej myśli. W sektorze nie było nas dużo, maksymalnie 50 osób i zapowiadało się
solidne ściganie, na rozgrzewce czułem się dobrze i miałem spore szanse
przejechać cały wyścig w peletonie. Ruszyliśmy z około minutowym opóźnieniem i
przez pierwsze 500 metrów nic się nie działo. Przed rondem nagle poczułem, że
blokuje mi łańcuch i dobrze, że zdążyłem się zatrzymać. Okazało się, że bębenek
popuścił, nie wiem jak to się mogło stać, koła są po serwisie, bębenek jest
nowy i poluzować się to nie mogło. Z takim kołem nie mogłem jechać dalej i w
głowie miałem już jedną myśl, rezygnacja. Po chwili jednak wziąłem się w garść
i zacząłem myśleć, co zrobić by jechać dalej. Szukałem jakiejś pomocy
technicznej, nie znalazłem. Na innych wyścigach był wóz techniczny z zapasowymi
kołami i zestawem narzędzi, tutaj go zabrakło. Błąkałem się po okolicy startu
dosyć długo, gdy byłem już zupełnie bezradny zjawił się niezawodny Mirek i
oddał mi swoje koło. Miał jakiś defekt i nie mógł jechać dalej, poświęcił się
dla mnie i wtedy już nie miałem wyjścia, musiałem podjąć walkę z trasą.
Ruszyłem ponad 30 minut później niż powinienem, już po kilometrze kierujący ruchem skierował mnie w lewo a miałem jechać prosto. Kolejne dziesięć minut w plecy, później mnie przeprosił ale i to mi w niczym nie pomogło i dalej mnie znowu źle skierowano. Zorientowałem się, że źle pojechałem i pozwolono mi jechać dalej. Miałem przed sobą 3-4 osobową ucieczkę z grupy M40/M50. Samotnie nie byłem w stanie ich dogonić i po szybszym odcinku wjechałem na fragment z wiatrem w twarz. Już po chwili dogoniła mnie duża grupa, już na dzień dobry kilka obelg, że mam ustąpić miejsca, zjechać z trasy, itp. Nie było to sportowe zachowanie, co prawda złapałem się z tyłu tej grupy, ale nie pchałem się do przodu bo wiem, że nie byłbym tam mile widziany. Tempo było różne, przy przyśpieszeniach łańcuch przeskakiwał na kasecie i traciłem kilka metrów, kilka razy udało się utrzymać w grupie ale w pewnym momencie brakło i straciłem tyle, że już nie dogoniłem grupy. Te 20 kilometrów było jedynymi na których mogłem jechać osłoniętym od wiatru, pozostałe 100 byłem narażony na działanie wiatru. Musiałem lekko odpuścić, miałem jeszcze sporo do przejechania a nogi nie chciały kręcić tak jak powinny. Po przejechaniu prawie 2 rund zwolniłem przy punkcie kontrolnym i upewniłem się, że mogę przejechać jeszcze regulaminowe 2 rundy, zapewniono mnie, że będę klasyfikowany a to było dla mnie najważniejsze, liczyły się punkty dla Drużyny a tych mogłem zdobyć dużo, bo frekwencja w mojej kategorii wiekowej nie była duża. Jechałem cały czas z myślą o bezpiecznym dojechaniu do mety. Tempo było coraz słabsze, nogi już nie chciały kręcić, ale starałem się jak najszybciej dotrzeć do mety. Na trzeciej rundzie jeszcze doganiałem zawodników, czwartą już przejechałem samotnie, wielokrotnie się zatrzymując, jechałem w otwartym ruchu a kierowcy nie byli zbyt wyrozumiali i kilka razy musiałem hamować i ustępować pierwszeństwa pomimo jazdy główną drogą z pierwszeństwem. W końcu przejechałem ostatni punkt kontrolny i do mety zostało niecałe 5 kilometrów. Pojechałem już ile mogłem i minąłem linię mety. Od razu poszedłem do Obsługi Mety zorientować się czy będę klasyfikowany, zapewniono mnie, że tak i byłem zadowolony, że mój upór, wysiłek i siły włożone w jazdę nie poszły na marnę. Nie po to jechałem spory kawałek Polski by odpuścić po 2 minutach wyścigu.
Kiedy zobaczyłem wyniki to się załamałem dosłownie, wszystkie zapewnienia Sędziów okazały się tylko słowami, jakbym wiedział, że tak będzie to bym to olał i nie męczył się ponad trzy godziny. Jak dla mnie to nie był wyścig dla amatorów, wyścig zaliczany do cyklu Road Maraton powinien mieć zasady takie jak obowiązują na innych wyścigach Road Maraton a nie typowe dla wyścigów Masters.
Ja wiem, że większość osób uważa mnie za mięczaka, cieniasa, osobę która nie ma pojęcia o kolarstwie i jeździ na rowerze tylko przez przypadek. Ja mam to w nosie, ale jadąc na wyścig „amatorski” chcę być traktowany jak amator a wszystko idzie nie w tą stronę co powinno. Niedługo za odpadnięcie z peletonu zaczną wyrzucać zawodników z trasy i peletonu a w tych zawodach powinno bardziej chodzić o zabawę i promocję kolarstwa a tutaj liczy się tylko ściganie. Ja nie czułem żadnej przyjemności z jazdy podczas tego wyścigu i gdyby nie zależało mi na Klasyfikacji Drużynowej to nie chciałbym za wszelką cenę ukończyć wyścigu. Czuję się rozczarowany postawą sędziów i zostałem przez nich oszukany. Po co zapewniano mnie, że będę klasyfikowany jak w rzeczywistości w wynikach mam DNF. Numer startowy za który musiałem zapłacić mogę spokojnie wyrzucić do kosza, na nic mi się nie przyda i nie mam ochoty na niego patrzeć.
Mam nadzieję, że znalazłem się już na dnie i teraz będzie tylko lepiej i szybko wrócę na swój poziom i pokażę to na zawodach.
Ruszyłem ponad 30 minut później niż powinienem, już po kilometrze kierujący ruchem skierował mnie w lewo a miałem jechać prosto. Kolejne dziesięć minut w plecy, później mnie przeprosił ale i to mi w niczym nie pomogło i dalej mnie znowu źle skierowano. Zorientowałem się, że źle pojechałem i pozwolono mi jechać dalej. Miałem przed sobą 3-4 osobową ucieczkę z grupy M40/M50. Samotnie nie byłem w stanie ich dogonić i po szybszym odcinku wjechałem na fragment z wiatrem w twarz. Już po chwili dogoniła mnie duża grupa, już na dzień dobry kilka obelg, że mam ustąpić miejsca, zjechać z trasy, itp. Nie było to sportowe zachowanie, co prawda złapałem się z tyłu tej grupy, ale nie pchałem się do przodu bo wiem, że nie byłbym tam mile widziany. Tempo było różne, przy przyśpieszeniach łańcuch przeskakiwał na kasecie i traciłem kilka metrów, kilka razy udało się utrzymać w grupie ale w pewnym momencie brakło i straciłem tyle, że już nie dogoniłem grupy. Te 20 kilometrów było jedynymi na których mogłem jechać osłoniętym od wiatru, pozostałe 100 byłem narażony na działanie wiatru. Musiałem lekko odpuścić, miałem jeszcze sporo do przejechania a nogi nie chciały kręcić tak jak powinny. Po przejechaniu prawie 2 rund zwolniłem przy punkcie kontrolnym i upewniłem się, że mogę przejechać jeszcze regulaminowe 2 rundy, zapewniono mnie, że będę klasyfikowany a to było dla mnie najważniejsze, liczyły się punkty dla Drużyny a tych mogłem zdobyć dużo, bo frekwencja w mojej kategorii wiekowej nie była duża. Jechałem cały czas z myślą o bezpiecznym dojechaniu do mety. Tempo było coraz słabsze, nogi już nie chciały kręcić, ale starałem się jak najszybciej dotrzeć do mety. Na trzeciej rundzie jeszcze doganiałem zawodników, czwartą już przejechałem samotnie, wielokrotnie się zatrzymując, jechałem w otwartym ruchu a kierowcy nie byli zbyt wyrozumiali i kilka razy musiałem hamować i ustępować pierwszeństwa pomimo jazdy główną drogą z pierwszeństwem. W końcu przejechałem ostatni punkt kontrolny i do mety zostało niecałe 5 kilometrów. Pojechałem już ile mogłem i minąłem linię mety. Od razu poszedłem do Obsługi Mety zorientować się czy będę klasyfikowany, zapewniono mnie, że tak i byłem zadowolony, że mój upór, wysiłek i siły włożone w jazdę nie poszły na marnę. Nie po to jechałem spory kawałek Polski by odpuścić po 2 minutach wyścigu.
Kiedy zobaczyłem wyniki to się załamałem dosłownie, wszystkie zapewnienia Sędziów okazały się tylko słowami, jakbym wiedział, że tak będzie to bym to olał i nie męczył się ponad trzy godziny. Jak dla mnie to nie był wyścig dla amatorów, wyścig zaliczany do cyklu Road Maraton powinien mieć zasady takie jak obowiązują na innych wyścigach Road Maraton a nie typowe dla wyścigów Masters.
Ja wiem, że większość osób uważa mnie za mięczaka, cieniasa, osobę która nie ma pojęcia o kolarstwie i jeździ na rowerze tylko przez przypadek. Ja mam to w nosie, ale jadąc na wyścig „amatorski” chcę być traktowany jak amator a wszystko idzie nie w tą stronę co powinno. Niedługo za odpadnięcie z peletonu zaczną wyrzucać zawodników z trasy i peletonu a w tych zawodach powinno bardziej chodzić o zabawę i promocję kolarstwa a tutaj liczy się tylko ściganie. Ja nie czułem żadnej przyjemności z jazdy podczas tego wyścigu i gdyby nie zależało mi na Klasyfikacji Drużynowej to nie chciałbym za wszelką cenę ukończyć wyścigu. Czuję się rozczarowany postawą sędziów i zostałem przez nich oszukany. Po co zapewniano mnie, że będę klasyfikowany jak w rzeczywistości w wynikach mam DNF. Numer startowy za który musiałem zapłacić mogę spokojnie wyrzucić do kosza, na nic mi się nie przyda i nie mam ochoty na niego patrzeć.
Mam nadzieję, że znalazłem się już na dnie i teraz będzie tylko lepiej i szybko wrócę na swój poziom i pokażę to na zawodach.
Podhale Tour 2018 1 etap
Niedziela, 13 maja 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Wyścig
| Km: | 85.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 30.91 |
| Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 176176 ( 90%) | HRavg | 154( 78%) |
| Kalorie: | 2439kcal | Podjazdy: | 1280m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Ciężki dzień, na koniec tygodniowego obozu treningowego zafundowałem sobie start w zawodach. Od początku nie układało się wszystko tak jak powinno i dopiero po kilku wskazówkach udało się znaleźć biuro zawodów. Samo załatwianie formalności poszło sprawnie i bez zastrzeżeń.
Start w tym wyścigu wcześniej wchodził w grę, ale sprzętowo nie byłem przygotowany i pojechałem na treningowym rowerze, mogłem zmienić opony ale jakoś mi się nie chciało.
Podczas rozgrzewki pojawił się promyk nadziei na dobra jazdę, noga kręciła dużo lepiej niż dzień wcześniej. Zrobiłem kilka mocniejszych akcentów i przyjechałem na start. Na linii startu chaos, żadnego sektora i ciasno, większość osób ustawiło się na trawie i po starcie oczywiście trzeba było ich puścić przodem. Ledwo ruszyliśmy i już hamowanie, było niebezpiecznie ale nie na tyle by powstała kraksa. Po wyjeździe na główną drogę trzymałem się bliżej prawej strony. Wszystko wyglądało dużo lepiej niż na ostatnich Road Maratonach, do czasu. Znowu zaczęło się zwalnianie i jedna sytuacja której nie jestem w stanie zrozumieć, tempo było równe i nie było obaw o jakieś upadki czy kraksy a jeden starszy zawodnik nagle odbił w lewo i wylądował w rowie, za nim jechały 2 osoby i musiały odbić w lewo, ja miałem wybór, wjechać w nich lub zwolnić i spróbować wjechać w lukę po lewej stronie jezdni. Wytraciłem prędkość i znalazłem się na końcu peletonu. Nie byłoby problemu gdyby nie powstające dziury i po chwili byłem już za peletonem. Noga nie szła jakoś super i nie byłem w stanie podkręcić tempa. Rozciągło się wszystko na tyle, że jadąc na czele "grupetto" miałem przed sobą około 400 metrów wolnej drogi. Chcąc współpracować z kimkolwiek musiałbym zwolnić. Zmobilizowałem się na tyle, że zacząłem się zbliżać. Pogoń zakończyłaby się sukcesem gdyby nie dwa ronda i skrzyżowanie na których musiałem się zatrzymać. Zaczynając pierwszy podjazd miałem około 50 metrów straty do zawodników którzy już na początku podjazdu odpadli. Straciłem sporo sił na pogoni a podjazd też jechałem bardzo mocno, musiałem zaryzykować by nie być zupełnym przegranym tego dnia. Nie myślałem, że będę miał kolejną czasówkę. Co prawda na podjeździe dogoniłem sporo osób ale nie takich z którymi powinienem rywalizować na równi. Kiedy zaczął się zjazd to chciałem trochę odpocząć, to był błąd, o odpoczynku nie było mowy i musiałem cisnąć ile sił. Pomimo dokręcania, wyprzedziły mnie 2 grupy i dalej jechałem sam. Dojazd do rundy też był bardzo szybki i traciłem kolejne sekundy. Początek rundy płaski a nawet lekko w dół z wiatrem w twarz. Jechałem dosyć mocno i dopiero na podjeździe zacząłem nieco odrabiać, w nogach było mniej mocy niż powinno i szło bardzo ciężko. Co prawda na podjeździe pod Budz wyprzedziłem 3 osoby ale na zjeździe mnie minęli jakbym stał. Początek drugiej rundy odpuściłem i dopiero na podjazdach zacząłem się bardziej starać. Przy bufecie kolejna niebezpieczna sytuacja która mogłaby się skończyć tragicznie, kolejny starszy zawodnik podjeżdżając zakosami prawie władował się w mój rower, jeszcze się tłumaczył, że nie słyszał mnie i nie widział którą stroną jadę. Wtedy już byłem niemal pewny, że nikogo nie dogonię i do mety dojadę sam. Na zjeździe starałem się dokręcić na tyle ile mogę i zjechałem szybciej, przed wjazdem na trzecią rundę musiałem zwolnić niemal do zera. Podkręciłem tempo i jechałem już na tyle by tym tempem dojechać do końca. Sił już brakowało i na podjazdach dawałem z siebie niemal wszystko. Wyprzedziłem kilka osób i na zjeździe nie dałem się dogonić. Po skręcie w kierunku mety byłem przekonany, że nie będzie już podjazdu i zostałem zaskoczony. Około kilometrowy podjazd pojechałem bardzo mocnym tempem, wyprzedziłem kilka osób ale moje tempo było i tak dalekie od najlepszych. Do mety gnałem już ile sił w nogach i na dziwnie usytuowaną metę wjechałem ujechany. Ja jestem zadowolony z jazdy, po 6 dniach solidnych treningów nie byłem w stanie dać z siebie więcej. Żałuję tylko tego, że po raz kolejny nie mogłem pooglądać najlepszych na trasie i zaliczyłem kolejną czasówkę.
Wiem, że nie był to mój najlepszy dzień, wiem na o mnie stać w normalnych warunkach i okolicznościach. Liczę, że kolejne starty będą już dużo lepsze i pokażą moje rzeczywiste miejsce w szeregu. Poziom prezentowany przez czołówkę jest jak dla mnie nieosiągalny, przynajmniej w najbliższym czasie. Dużo mi brakuje do najlepszych nie tylko w kwestii treningu ale także sprzętu, przygotowania organizmu do wysiłku a także gospodarowania czasem. Ten wyścig zaskoczył mnie pozytywnie, poza kilkoma małymi rzeczami które są łatwe do poprawy nie ma się do czego przyczepić, poziom na pewno wyższy niż w Road Maraton, praktycznie poza kilkoma nazwiskami wszyscy najlepsi wystartowali. Cieszy także fakt, że wygrał znowu inny zawodnik i tak powinno być, wyniki mówią same za siebie i w czołówce nie znalazł się nikt przypadkowy, nie lubię osób które osiągają dobre wyniki dzięki cwaniactwu i szczęściu.
Po ciężkim tygodniu a nawet trzech należy się kilka dni zasłużonego odpoczynku przed kolejnymi dwoma startami w następny weekend.
Start w tym wyścigu wcześniej wchodził w grę, ale sprzętowo nie byłem przygotowany i pojechałem na treningowym rowerze, mogłem zmienić opony ale jakoś mi się nie chciało.
Podczas rozgrzewki pojawił się promyk nadziei na dobra jazdę, noga kręciła dużo lepiej niż dzień wcześniej. Zrobiłem kilka mocniejszych akcentów i przyjechałem na start. Na linii startu chaos, żadnego sektora i ciasno, większość osób ustawiło się na trawie i po starcie oczywiście trzeba było ich puścić przodem. Ledwo ruszyliśmy i już hamowanie, było niebezpiecznie ale nie na tyle by powstała kraksa. Po wyjeździe na główną drogę trzymałem się bliżej prawej strony. Wszystko wyglądało dużo lepiej niż na ostatnich Road Maratonach, do czasu. Znowu zaczęło się zwalnianie i jedna sytuacja której nie jestem w stanie zrozumieć, tempo było równe i nie było obaw o jakieś upadki czy kraksy a jeden starszy zawodnik nagle odbił w lewo i wylądował w rowie, za nim jechały 2 osoby i musiały odbić w lewo, ja miałem wybór, wjechać w nich lub zwolnić i spróbować wjechać w lukę po lewej stronie jezdni. Wytraciłem prędkość i znalazłem się na końcu peletonu. Nie byłoby problemu gdyby nie powstające dziury i po chwili byłem już za peletonem. Noga nie szła jakoś super i nie byłem w stanie podkręcić tempa. Rozciągło się wszystko na tyle, że jadąc na czele "grupetto" miałem przed sobą około 400 metrów wolnej drogi. Chcąc współpracować z kimkolwiek musiałbym zwolnić. Zmobilizowałem się na tyle, że zacząłem się zbliżać. Pogoń zakończyłaby się sukcesem gdyby nie dwa ronda i skrzyżowanie na których musiałem się zatrzymać. Zaczynając pierwszy podjazd miałem około 50 metrów straty do zawodników którzy już na początku podjazdu odpadli. Straciłem sporo sił na pogoni a podjazd też jechałem bardzo mocno, musiałem zaryzykować by nie być zupełnym przegranym tego dnia. Nie myślałem, że będę miał kolejną czasówkę. Co prawda na podjeździe dogoniłem sporo osób ale nie takich z którymi powinienem rywalizować na równi. Kiedy zaczął się zjazd to chciałem trochę odpocząć, to był błąd, o odpoczynku nie było mowy i musiałem cisnąć ile sił. Pomimo dokręcania, wyprzedziły mnie 2 grupy i dalej jechałem sam. Dojazd do rundy też był bardzo szybki i traciłem kolejne sekundy. Początek rundy płaski a nawet lekko w dół z wiatrem w twarz. Jechałem dosyć mocno i dopiero na podjeździe zacząłem nieco odrabiać, w nogach było mniej mocy niż powinno i szło bardzo ciężko. Co prawda na podjeździe pod Budz wyprzedziłem 3 osoby ale na zjeździe mnie minęli jakbym stał. Początek drugiej rundy odpuściłem i dopiero na podjazdach zacząłem się bardziej starać. Przy bufecie kolejna niebezpieczna sytuacja która mogłaby się skończyć tragicznie, kolejny starszy zawodnik podjeżdżając zakosami prawie władował się w mój rower, jeszcze się tłumaczył, że nie słyszał mnie i nie widział którą stroną jadę. Wtedy już byłem niemal pewny, że nikogo nie dogonię i do mety dojadę sam. Na zjeździe starałem się dokręcić na tyle ile mogę i zjechałem szybciej, przed wjazdem na trzecią rundę musiałem zwolnić niemal do zera. Podkręciłem tempo i jechałem już na tyle by tym tempem dojechać do końca. Sił już brakowało i na podjazdach dawałem z siebie niemal wszystko. Wyprzedziłem kilka osób i na zjeździe nie dałem się dogonić. Po skręcie w kierunku mety byłem przekonany, że nie będzie już podjazdu i zostałem zaskoczony. Około kilometrowy podjazd pojechałem bardzo mocnym tempem, wyprzedziłem kilka osób ale moje tempo było i tak dalekie od najlepszych. Do mety gnałem już ile sił w nogach i na dziwnie usytuowaną metę wjechałem ujechany. Ja jestem zadowolony z jazdy, po 6 dniach solidnych treningów nie byłem w stanie dać z siebie więcej. Żałuję tylko tego, że po raz kolejny nie mogłem pooglądać najlepszych na trasie i zaliczyłem kolejną czasówkę.
Wiem, że nie był to mój najlepszy dzień, wiem na o mnie stać w normalnych warunkach i okolicznościach. Liczę, że kolejne starty będą już dużo lepsze i pokażą moje rzeczywiste miejsce w szeregu. Poziom prezentowany przez czołówkę jest jak dla mnie nieosiągalny, przynajmniej w najbliższym czasie. Dużo mi brakuje do najlepszych nie tylko w kwestii treningu ale także sprzętu, przygotowania organizmu do wysiłku a także gospodarowania czasem. Ten wyścig zaskoczył mnie pozytywnie, poza kilkoma małymi rzeczami które są łatwe do poprawy nie ma się do czego przyczepić, poziom na pewno wyższy niż w Road Maraton, praktycznie poza kilkoma nazwiskami wszyscy najlepsi wystartowali. Cieszy także fakt, że wygrał znowu inny zawodnik i tak powinno być, wyniki mówią same za siebie i w czołówce nie znalazł się nikt przypadkowy, nie lubię osób które osiągają dobre wyniki dzięki cwaniactwu i szczęściu.
Po ciężkim tygodniu a nawet trzech należy się kilka dni zasłużonego odpoczynku przed kolejnymi dwoma startami w następny weekend.







