W końcu lepsza pogoda, może nie było jakoś bardzo ciepło i dosyć mocno wiało, ale udało się pojechać. Troch słaby dzisiaj byłem szczególnie pod koniec jazdy. Celem treningu była próba czadowa na odcinku 7,5 km, podczas jazdy wiało ze wschodu czyli jechałem z wiatrem bocznym. Udało się osiągnąć czas poniżej 12min, dokładnie 11:51, trzymałem cały cza równe tempo 38-42km/h dwa razy musiałem zwalniać do około 25-30km/h. Powrót pod wiatr w spokojnym tempie bez szarpania, jeszcze jeden trening przed czasówką odbędzie się we wtorek na trasie 10km z Pawłowic w kierunku Pszczyny po płaskim, cel to czas poniżej 16 min,za 10 dni pierwszy start, od wyniku w Orzeszu uzależniam starty w Żmigrodzie i Toruniu. Teraz trzy dni jazdy, trochę płaskiego i trochę gór.
Kolejny trening bazowy, czuję, że jeszcze potrzebuję kilku takich treningów. Pogoda w kratkę, rano mgły a potem słońce i wiatr. Co do trasy to pętla przez Oświęcim i Wygiełzów, lubię tam jeździć. Cała trasa przejechana równym tempem w tlenie. Noga kręci bardzo dobrze, ale może być lepiej.
Kolejny trening na tej samej trasie. Cel był jeden-poprawić ostatni czas na 5-kilometrowym odcinku, niestety nie wyszło, mocno wiało w twarz i nie dało się jechać szybciej, za mocno nie chciałem też jechać, czas w sumie wyszedł podobny do pierwszego, dokładnie 8:31. Powrót równym tempem, z wiatrem fajnie się pomykało, w Pogórzu próbowałem uzyskać KOMa, lecz zabrakło 7s, jak będę w formie to postaram się poprawić. Pogoda ostatnio bardzo w kratkę, raz zimno, raz ciepło, nie wiadomo jak się ubrać na trening. W tym tygodniu jeszcze dwa treningi, w środę coś dłuższego, w czwartek kolejny trening czasowy na trasie 7,5km. Z dyspozycji na tym etapie sezonu jestem bardzo zadowolony, jest niewiele niższa niż w szczycie ostatniego sezonu.
W końcu po kilku dniach przerwy udało się pojeździć. Pogoda prawie wymarzona, poza silnym wiatrem który dzisiaj bardzo utrudniał wykonanie zadania. Celem treningu była jazda na czas na 5-cio kilometrowej trasie. Po spokojnym dojeździe na miejsce startu, ruszyłem, zacząłem spokojnie, gdzieś w 1/3 trasy przyśpieszyłem i po 2/3 znowu zwolniłem. Czas do pobicia na następny raz to 8:33, jak na jazdę pod silny wiatr to myślę,że czas jest dobry. Powrót w spokojnym tempie do domu, podjazdy pojechane trochę mocniej lecz nie na maksa. Cieszy spory postęp w stosunku do roku ubiegłego, może być jeszcze lepiej, bo na podjazdach się męczę podobnie jak rok temu a pokonuję je w szybszym tempie. W czwartek kolejna czasówka na tej trasie, powinienem jeździć ją dwa razy lecz na to narazie nie ma czasu. Te treningi maję pomóc w czasówkach. Cel na Orzesze i Żmigród to czas poniżej 30 minut.
/5190269 Kolejny maraton zaliczony. Pogodowo zapowiadało się nieciekawie, jak sie okazało było całkiem znośnie. Wynik słaby, brak treningu w ostatnim czasie wyszedł. Przed startem jeszcze padało, im bliżej 10 to pogoda zaczęła się poprawiać i ostatecznie wystartowaliśmy bez opadów. Runda honorowa prowadiła nas do byłego przejścia granicznego na Przełęczy Ujsolskiej. Tradycyjnie na tym odcinku starciłem sporo czasu, nie mogłem się wkręcić w odpowiedni rytm i zostałem z tyłu, przed samą granicą trochę podgoniłem i byłem tuż za czołówką niestety samotnie nie byłem w stanie ich dojść i zaczekałem na tyły. Uformowała się około 15-osobowa grupa pościgowa i jechaliśmy równym mocnym tempem w kierunku Namiestowa i Przełęczy Glinne, współpraca dobrze się układała i na bufet wpadliśmy całą grupką ze sporą już stratą do czołówki, zatrzymaliśmy się i dojechała kolejna grupka i z bufetu ruszyliśmy już wspólnie. Niestety na zjeździe przy próbie wrzucenia łańcucha na blat, łańcuch spada całkowicie, po próbach go nałożenia zjazd pokonuję bez napędu i niestety tracę kontakt z grupą i dalsza jazda to samotna walka z wiatrem i trasą. Łańcuch udało się nałożyć bez stawania przy pomocy manetki i goniłem grupę, niestety na zjeździe nic nie odrobiłem. Górka za Jeleśnią trochę mnie do grupy przybliżyła. Dogoniłem jej ogon na Przelęczy u Poloka a na zjeździe znowu starciłem. W Juszczynie gdzie już odpuściłem gonitwę, z bocznej drogi wyjechał samochód i niestety nie maiłem gdzie uciec i wleciałem do rowu, na szczęście rów był wykoszony i w miarę czysty, pozbierałem się, straty w zdrowiu żadne, rower też cały. Ruszyłem w dalszą drogę, dogoniłem ten samochód kilka kilometrów dalej i zaczęła się wymiana zdań, przez niego prawie przegapiłem skręt. Boczne dróżki jakoś przeleciały, raz przegapiłem skręt, szybko sie nawróciłem i przed bufetem udało się dogonić Leszka Traczyka i razem dojechaliśmy po zmainach do Rajczy. Z Rajczy każdy swoim tempem dojechał do mety. Na podjeździe wyprzedziłem jeszcze 4 osoby i wpadłem na metę. Ostatni podjazd jechalo się lepiej niż pierwszy. Na mecie posiliłem się herbatą, oglądnąlem wyniki i zjechałem do Rajczy. Makaron trochę dodał mi sił. Powrót do domu bez przygód.