Wpisy archiwalne w kategorii
avg>30km\h
Dystans całkowity: | 22082.00 km (w terenie 1.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 699:04 |
Średnia prędkość: | 31.59 km/h |
Maksymalna prędkość: | 87.00 km/h |
Suma podjazdów: | 162838 m |
Maks. tętno maksymalne: | 201 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 185 (92 %) |
Suma kalorii: | 444602 kcal |
Liczba aktywności: | 331 |
Średnio na aktywność: | 66.71 km i 2h 06m |
Więcej statystyk |
Trening 52
Niedziela, 6 czerwca 2021 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 91.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:01 | km/h: | 30.17 |
Pr. maks.: | 49.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 155155 ( 79%) | HRavg | 129( 66%) |
Kalorie: | 2131kcal | Podjazdy: | 500m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wyjazd przed którym miałem dużo wątpliwości. Bardzo ciągło mnie w góry ale nie chciałem znów przesadzić. Miałem opcję jechać po płaskim w grupie ale bałem się tego, że tempo narzucone przez konie pociągowe będzie zbyt mocne, nawet będąc zdrowy i dużo mocniejszy zostawałem za grupą prędzej czy później, z różnych powodów. Nie widziałem innej opcji jak samotna pętla po płaskim. Nakreśliłem ciekawą pętlę, z postojem w Pszczynie. Tak długo się zbierałem, zastanawiałem, że wyjechałem 15 minut później niż planowałem, miałem jednak bufor czasowy który był większy niż wspomniane 15 minut. Przed jazdą tradycyjne sprawdzenie sprzętu, m.in. ciśnienia w szytkach, wszystko było w normie więc ruszyłem spokojnym tempem. Po odpoczynku i dużej ilości snu noga podawała już od startu. Przez Bielsko przejechałem najkrótszą drogą zahaczając m.in. o nieotwarty jeszcze odcinek ulicy Cieszyńskiej, zaskoczył mnie za to brak asfaltu przed Hulanką gdzie o mało nie wpadłem w dziurę którą zauważyłem w ostatniej chwili. Ogólnie przez Bielsko przejechałem bez większych problemów, pomijając samochód który zatrzymał się na środku wiaduktu na podwójnej ciągłej nie musiałem ryzykować zdrowia na jakieś gwałtowne manewry. Za Bielskiem niemal zerowy ruch i tak przez wiele kilometrów, gdyby nie świtała w Jawiszowicach czy Brzeszczach nie musiałabym się zatrzymywać aż do Chrzanowa. Jazda głównymi drogami w weekend jest nawet przyjemna, nawierzchnia na większości trasy do Chrzanowa była niemal idealna. Dalej też nie było gorzej, po prawie 60 kilometrów zdecydowałem się na krótki postój który przedłużył się do kilku minut. Miałem jechać inną drogą na Chełm Śląski ale nawigacja poprowadziła mnie na Chełmek, odcinek przez las znam bardzo dobrze ale jechałem go tylko w drugim kierunku. W pewnym momencie nawigacja wyprowadziła mnie w las a konkretnie na szuter, odcinek według mapy nie był długi ale nie chciałem ryzykować i pojechałem inną ale ciekawą drogą, widoki były ładne ale nawierzchnia już niekoniecznie, nawigacja prowadziła mnie jakimiś drogami i miałem wrażenie, że kręcę się w kółko, szyb kopalni Bieruń raz był z lewej, raz z prawej strony, w końcu dojechałem do Bierunia gdzie coś schrzaniłem i znowu zaufałem za bardzo nawigacji aż w końcu trafiłem na właściwy szlak. Nie przypuszczałem, że moja jazda skończy się za kilka minut. Zwykle do Pszczyny jeździłem przez Wolę i inny wybór okazał się dużym błędem. W pewnym momencie jadąc równą drogą bez dziur strzeliła szytka, zatrzymałem się, próbowałem ją załatać na różne sposoby, stwierdziłem, że uszkodzenie jest przy wentylu, posmarowałem odruchowo klejem aby coś chwyciło, wlałem sporą ilość uszczelniacza do środka. Próbowałem lekko pompować, ale bezskutecznie, pomoc osób trzecich nic nie pomogła, w bezsilności i zrezygnowaniu zrobiłem kolejną głupią rzecz i wpakowałem cały nabój CO2. Pozostało szukać transportu do domu, najpierw minęła chwila aż miłe państwo z rowerami zatrzymało się i podwiozło mnie do Pszczyny, tam chwilę czekałem na PKP do Bielska gdzie zostawiłem rower u znajomego w centrum, do domu wróciłem komunikacją miejską a później już samochodem podjechałem po rower. Cała akcja ewakuacyjna trwała ponad 2 godziny, wykorzystałem w ten sposób cały bufor czasowy. Czasami zastanawiam się co mnie jeszcze trzyma przy tym sporcie, z formą jestem na dnie, zdrowia nie ma za grosz a problemy sprzętowe przypominają mi „najlepsze lata”, każdy z nich byłby dobrym pretekstem aby rzucić kolarstwo w kąt. Jeszcze nie zdobyłem nowej śruby do korby a już muszę kupić nową szytkę, już chyba na zawsze wyleczyłem się z firmy Continental, wiele osób chwali produkty tej firmy a ja mam najgorsze z nimi wspomnienia. Nie tylko w rowerze ale i w samochodzie opony Continentala kończyły żywot szybciej niż powinny. Na razie zmienię koła na aluminiowe gdzie mam dobre opony i przy najbliższej okazji wymienię tą uszkodzoną szytkę. Gdyby nie ten defekt ten wyjazd byłby całkiem udany i przyjemny. Szukając jednak plusów, po raz pierwszy w tym roku na końcu jazdy miałem więcej niż 30 km/h na liczniku. Nie jeżdżę dla średnich i mają one dla mnie charakter statystyczny, ostatni taki rok w którym nie byłem w stanie do czerwca osiągnąć 30 km/h to był 2009 kiedy byłem jeszcze żółtodziobem. Nie przywiązuję do tego jednak wagi bo jakby to miało jakieś znaczenie to zamiast ponad 30 miejsc na podium w zawodach miałbym znacznie więcej lokat w ogonie stawki a takich mam tylko kilka, zazwyczaj zajmowanych po mniejszych lub większych defektach na trasie.
Ponikiew Time Trial 2020
Sobota, 3 października 2020 Kategoria 0-50, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 6.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:12 | km/h: | 30.00 |
Pr. maks.: | 37.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 190190 ( 97%) | HRavg | 180( 92%) |
Kalorie: | 206kcal | Podjazdy: | 170m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od ostatniego startu minęły trzy
tygodnie, w tym czasie starałem się utrzymać regularność treningów. Nie było to
łatwe i dopiero ostatni tydzień był gorszy. Mimo to postanowiłem wystartować w
czasówce organizowanej przez Klub Sportowy Aquila Peleton Wadowice. O tej
imprezie usłyszałem już w 2018 roku, wtedy nie pasował mi termin. Po raz
pierwszy pojawiłem się na starcie w 2019 roku, organizacyjnie wszystko było
dopięte na ostatni guzik i już wtedy mogłem powiedzieć, że ta czasówka znajdzie
stałe miejsce w moim kalendarzu. Tegoroczna edycja zapowiadała się obiecująco,
jedną z widocznych zmian jest elektroniczny pomiar czasu mówiący o tym, że
impreza się rozwija. Obstawa zawodów była bardzo podobna jak rok temu, zarówno
ilościowo jak i jakościowo, przed startem był jeden wyraźny faworyt ale to nie
on odgrywał najważniejszą role tylko utrudniający wszystkim jazdę południowy
wiatr który raz zawiewał bardziej ze wschodu, raz z zachodu.
Przed startem nie miałem żadnych oczekiwań. Po słabym tygodniu postanowiłem dojechać na start na rowerze nadrabiając braki treningowe, jechałem w miarę spokojnie ale nie odmówiłem sobie okazji do zaliczenia podjazdu na Przegibek. Początek był trudny, byłem bardzo niezadowolony ze swojej dyspozycji, jednak im bliżej Wadowic tym jechało się lepiej. Po drodze nie obyło się bez kilku niespodzianek, m.in. połamanych drzew tarasujących drogi czy remontu mostu w Andrychowie. Nie wpłynęło to jednak na wydłużenie czasu dojazdu i w biurze zawodów pojawiłem się planowo o 13:15. To wystarczyło aby znaleźć się w połowie listy startowej. Do startu miałem jeszcze 90 minut. Czas szybko zleciał, najpierw na jedzeniu, pogaduchach z dawno nie widzianymi znajomymi z innych zawodów czy wreszcie na rozgrzewce. Rozgrzewka była bardzo dokładna i efektywna. Na start przyjechałem dobrze przygotowany ale nie liczyłem na cuda.
Często miałem problem z efektywnym wystartowaniem ale tym razem ruszyłem szybko, pewnie i mocno. Po kilkudziesięciu sekundach jednak spuściłem z tonu i starałem się złapać rytm i trzymać równą kadencje, było to bardzo trudne i moja jazda była mniej lub bardziej szarpana. Wydawało mi się, że słabo jadę, na pierwszym trudniejszym fragmencie trasy prędkość spadła poniżej 30 km/h i później ciężko się było już rozkręcić i zamiast 35-37 km/h doszedłem do 34 km/h. Po trzech kilometrach już nawet tyle nie byłem w stanie utrzymać, pracowałem cały czas mocno i myślami byłem już na ostatnim kilometrze gdzie było bardziej odpowiadające mi nachylenie, przed wjazdem na trudniejszy odcinek byłem po około 9 minutach. Do tego momentu wyprzedziłem dwie osoby co niewiele mówiło o jakości mojej jazdy. Czułem już zmeczenie, jechało się ciężko ale dałem z siebie maksimum na ostatnich 1300 metrach podjazdu, doping przed metą wyzwolił ze mnie wszystkie moce i zafiniszowałem. Blisko minutę dochodziłem do siebie po czasówce, ujechałem się, rok temu miałem lepszą moc ale 15 sekund gorszy czas. Po 2 minutach i uzupełnieniu poziomu płynów dowiedziałem się, że mam najlepszy czas i ponad 10 sekund lepszy niż drugi. Na końcowe wyniki jeszcze musiałem poczekać bo jeszcze około 30 osób nie dotarło do mety. Nie czekałem jednak na dojazd wszystkich i spokojnie zjechałem na dół. Warunki wciąż były trudne i wszyscy walczyli ze zmiennym wiatrem. Kilkanaście minut oczekiwania na wyniki minęło szybko i byłem już pewny, że po 10 latach startów, wielu miejscach na podium w kategorii i kilku w OPEN po raz pierwszy wykręciłem najlepszy czas na czasówce. Kolejny dowód na to, że obecny sezon jest dla mnie życiowy. Ze swojej jazdy nie jestem w pełni zadowolony ale w tym wypadku nie ma co wyciągać z tego wniosków skoro wystarczyło to aby być najszybszym.
Organizacja imprezy stała na wysokim poziomie. Niskie wpisowe, bogaty pakiet startowy, optymalne zabezpieczenie trasy, dobra atmosfera i sponsorzy. Pod tym względem ląduje w czołówce tych w jakich miałem okazje brać udział.

Przed startem nie miałem żadnych oczekiwań. Po słabym tygodniu postanowiłem dojechać na start na rowerze nadrabiając braki treningowe, jechałem w miarę spokojnie ale nie odmówiłem sobie okazji do zaliczenia podjazdu na Przegibek. Początek był trudny, byłem bardzo niezadowolony ze swojej dyspozycji, jednak im bliżej Wadowic tym jechało się lepiej. Po drodze nie obyło się bez kilku niespodzianek, m.in. połamanych drzew tarasujących drogi czy remontu mostu w Andrychowie. Nie wpłynęło to jednak na wydłużenie czasu dojazdu i w biurze zawodów pojawiłem się planowo o 13:15. To wystarczyło aby znaleźć się w połowie listy startowej. Do startu miałem jeszcze 90 minut. Czas szybko zleciał, najpierw na jedzeniu, pogaduchach z dawno nie widzianymi znajomymi z innych zawodów czy wreszcie na rozgrzewce. Rozgrzewka była bardzo dokładna i efektywna. Na start przyjechałem dobrze przygotowany ale nie liczyłem na cuda.
Często miałem problem z efektywnym wystartowaniem ale tym razem ruszyłem szybko, pewnie i mocno. Po kilkudziesięciu sekundach jednak spuściłem z tonu i starałem się złapać rytm i trzymać równą kadencje, było to bardzo trudne i moja jazda była mniej lub bardziej szarpana. Wydawało mi się, że słabo jadę, na pierwszym trudniejszym fragmencie trasy prędkość spadła poniżej 30 km/h i później ciężko się było już rozkręcić i zamiast 35-37 km/h doszedłem do 34 km/h. Po trzech kilometrach już nawet tyle nie byłem w stanie utrzymać, pracowałem cały czas mocno i myślami byłem już na ostatnim kilometrze gdzie było bardziej odpowiadające mi nachylenie, przed wjazdem na trudniejszy odcinek byłem po około 9 minutach. Do tego momentu wyprzedziłem dwie osoby co niewiele mówiło o jakości mojej jazdy. Czułem już zmeczenie, jechało się ciężko ale dałem z siebie maksimum na ostatnich 1300 metrach podjazdu, doping przed metą wyzwolił ze mnie wszystkie moce i zafiniszowałem. Blisko minutę dochodziłem do siebie po czasówce, ujechałem się, rok temu miałem lepszą moc ale 15 sekund gorszy czas. Po 2 minutach i uzupełnieniu poziomu płynów dowiedziałem się, że mam najlepszy czas i ponad 10 sekund lepszy niż drugi. Na końcowe wyniki jeszcze musiałem poczekać bo jeszcze około 30 osób nie dotarło do mety. Nie czekałem jednak na dojazd wszystkich i spokojnie zjechałem na dół. Warunki wciąż były trudne i wszyscy walczyli ze zmiennym wiatrem. Kilkanaście minut oczekiwania na wyniki minęło szybko i byłem już pewny, że po 10 latach startów, wielu miejscach na podium w kategorii i kilku w OPEN po raz pierwszy wykręciłem najlepszy czas na czasówce. Kolejny dowód na to, że obecny sezon jest dla mnie życiowy. Ze swojej jazdy nie jestem w pełni zadowolony ale w tym wypadku nie ma co wyciągać z tego wniosków skoro wystarczyło to aby być najszybszym.
Organizacja imprezy stała na wysokim poziomie. Niskie wpisowe, bogaty pakiet startowy, optymalne zabezpieczenie trasy, dobra atmosfera i sponsorzy. Pod tym względem ląduje w czołówce tych w jakich miałem okazje brać udział.

Trening 113
Wtorek, 15 września 2020 Kategoria 0-50, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 44.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:27 | km/h: | 30.34 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | 147147 ( 75%) | HRavg | 126( 64%) |
Kalorie: | 827kcal | Podjazdy: | 420m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny pierwszy wyjazd, w tym przypadku po
kluczowej dla mnie wizycie u fizjoterapeuty. Pojawił się ból w innych miejscach
ale mniejszy i da się z tym funkcjonować. Rano miałem kilka rzeczy do zrobienia
i czasu na trening było bardzo mało. Założyłem też karbonowe koła, wszystkie
usterki udało się usunąć, ostatnio często schodziło powietrze, wymiana zaworów
i przedłużek pomogła. Pierwszy wyjazd po zmianie sprzętowej zawsze jest niepewny,
tak też było tym razem. Zaplanowałem płaską trasę w kierunku Kaniowa którą
musiałem zmodyfikować w trakcie jazdy. Pierwsze metry były nerwowe ale później
moja jazda zaczęła wyglądać lepiej, szybko wyjechałem z Bielska, bez przeszkód
i konieczności korzystania ze ścieżki rowerowej. Na podjeździe nie spodziewałem
się większych różnic ale udało się wjechać szybciej niż zwykle, jednak szytki
coś dają. Pierwszy na trasie zjazd był bardzo słaby i niepewny, w końcówce
trafiłem na utrudnienia na drodze ale przejechałem bez postoju. Później
wjechałem w teren na którym karty rozdawał wiatr gdzie koła już miały większe znaczenie.
Na odcinku do Ligoty wiało w twarz, jechałem jednak dosyć szybko ale wcale nie
mocno. Dojechałem do Zabrzega gdzie remont linii kolejowej trwa w najlepsze i nie
było opcji przedostania się na drugą stronę. Zdecydowałem się wiec na nawrót i
modyfikacje trasy a raczej jej skrócenie. Wiązało się to z dłuższą jazdą przez
Czechowice gdzie kilka razy musiałem się zatrzymać na skrzyżowaniach i
przejeździe kolejowym. Później jednak jechałem z wiatrem, nogi już pracowały
całkiem nieźle i bardzo szybko pokonałem odcinek Bestwina-Bielsko. Po wjeździe
do miasta zdecydowałem się na wydłużenie trasy i objechałem miasto przez
Mazańcowice. Czekał mnie dosyć wymagający podjazd który jednak okazał się zmarszczką,
czas już naglił wiec skierowałem się najkrótszą trasą do domu. Plecy bolały ale
dało się z tym jechać, spodziewałem się, że po TRR nogi nie będą już tak dobre
ale wciąż mogę się cieszyć niezłą dyspozycją. Po zmianie kół również poprawiła się
moja szybkość na zjazdach i płaskich odcinkach gdzie sporo zazwyczaj tracę, to
chyba jest ten element w którym miałem rezerwy, jak duże okaże się przy najbliższej
grupowej jeździe.


Trening 105
Sobota, 29 sierpnia 2020 Kategoria Szosa, Samotnie, avg>30km\h, 50-100
Km: | 59.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:53 | km/h: | 31.33 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 151151 ( 77%) | HRavg | 131( 67%) |
Kalorie: | 1150kcal | Podjazdy: | 500m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po pierwszej roboczej sobocie w tym roku pojechałem nieco rozkręcić nogi przed niedzielą. Wybrałem bardzo łatwą trasę z długim, nudnym, płaskim odcinkiem. Wyjazd na świeżo wyczyszczonym rowerze był bardzo przyjemny, nie chciałem się męczyć ścieżką rowerową i szybko dojechałem do granicy Bielska unikając ścieżki. Udało się bez przygód i dyskusji z kierowcami. Trochę martwił mnie zmienny wiatr który mógł znacznie utrudniać jazdę na tej trasie. Pierwszy podjazd skończył się tak szybko jak zaczął i nawet go nie zauważyłem. Zjazd za to wolny, za kilkoma samochodami, kolejny szybki odcinek pokonałem w podobnym tempie jak samochody, dopiero gdy wiatr zaczął wiać w twarz straciłem dystans. Mimo wiatru jechało mi się dobrze, nie robił on na mnie wrażenia, noga podawała znów lepiej niż w piątek. Żeby było ciekawiej i trudniej zapomniałem drugiego bidonu i zabrałem za mało jedzenia. Zawsze jestem przygotowany na wizytę w sklepie wiec nie zmartwiłem się tym faktem. Wody w bidonie ubywało i z obliczeń wynikało, że zatankować będę musiał po godzinie jazdy. Na drogach nie było zbyt dużo samochodów i jedynym niebezpieczeństwem były dziury w nawierzchni na około 2 kilometrowym odcinku. Później już jazda pod dywanie. Momentami jechałem bardzo szybko, wówczas miałem problem z doborem przełożenia. Założenia treningowe udało się realizować, jechałem równym tempem z założoną mocą i kadencją. Na wjeździe do ustronia zabrakło wody i zatrzymałem się w sklepie. Kupiłem też coś do zjedzenia i ruszyłem w dalszą drogę. Na ostatnich 20 kilometrach było kilka podjazdów i tam czułem się lepiej i pewniej niż na płaskim. Zbliżając się do domu miałem ochotę na dłuższą jazdę ale czas mi nie pozwalał. Mimo wszystko był to dobry trening, może nie ilościowy ale jakościowy.



Trening 103
Środa, 26 sierpnia 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 72.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:20 | km/h: | 30.86 |
Pr. maks.: | 66.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 181181 ( 92%) | HRavg | 139( 71%) |
Kalorie: | 1568kcal | Podjazdy: | 750m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Drugi tegoroczny trening z grupą TwomarkSport. Na rozgrzewkę wyjechałem później niż zamierzałem o jakieś 20 minut. Wystarczyło to jednak aby dobrze się rozgrzać. Nie obyło się bez problemów, gdy poszedłem sprawdzić rower zauważyłem brak powietrza w tylnym kole. Szybko zmieniłem koła na aluminiowe z oponami. Byłem bardzo zmotywowany do działania i chciałem znów walczyć z własnymi słabościami a konkretnie pracować nad techniką jazdy w grupie. Na treningu zjawiło się nieco więcej osób niż ostatnim razem, warunki wietrzne były zupełnie inne niż 3 tygodnie temu. Wiało z zachodu co oznaczało szybki początek rundy. Na zjeździe zauważyłem, że łańcuch nie współpracuje z dwoma ostatnimi zębatkami na kasecie. To w połączeniu z korbą kompaktową wróżyło tylko kłopoty z utrzymaniem w grupie. Tak też było, na najszybszym fragmencie zjazdu próbowałem przybrać pozycję aero ale nie wyszło to najlepiej, szybko znalazłem się na końcu grupki. Na prostce z trudem się utrzymałem na tyle grupy, w zakręt wszedłem szybko ale później nie miałem w sobie tyle mocy aby rozkręcić rower i doskoczyć do końca grupki, najpierw traciłem metr, dwa później coraz więcej. Zagiąłem się, przez moment odległość jakby się zmniejszała ale aby nadrobić musiałbym generować około 500 Wat przez kilkadziesiąt sekund co było niemożliwe, ponad 45 km/h było sporo wolniejsze niż tempo grupy. Pogodziłem się z faktem, że dzisiaj w grupie nie pojeżdżę i zacząłem realizować założenie numer dwa czyli mocne tempo. Jechałem równo cały czas, łapałem osoby odpadające od peletonu. Przed rondem miałem poważny dylemat czy skręcić w prawo i spróbować dołączyć do peletonu gdzieś przed Rudzicą. Nie miałem w sobie motywacji bo brak przełożeń dyskwalifikował mnie z szybkiej jazdy i pewnie drugi raz bym od grupy opadł na zjeździe. Jechałem wiec dalej przyjętym tempem aż do podjazdu. Tam dawałem z siebie maksimum, po zjeździe złapałem kilka osób z peletonu ale nie czekałem na reakcje tylko jechałem dalej swoje. Drugi podjazd już poszedł mi słabiej a później walka z wiatrem. Pierwsze okrążenie przejechałem blisko 2 minuty wolniej niż w grupie. Czułem już zmęczenie ale chciałem pojechać w podobnym tempie jeszcze jedną rundę. Już zjazd i pierwszy płaski odcinek były sporo wolniejsze. Do podjazdu dojechałem w dobrym tempie i znów dałem z siebie maksimum na wzniesieniu. Po zjeździe już nie zregenerowałem się w pełni i drugi podjazd na rundzie już odpuściłem. Dogoniłem Wojtka który jechał jednak sporo wolniej i najpierw chciałem na niego czekać ale później gdy zauważyłem, że sporo traci podkręciłem tempo i w końcówce dałem z siebie wszystko. Na trzecią rundę nie starczyło już sił i czasu. Spokojnym tempem dojechałem do domu, po drodze myślałem sporo o tym, że znów się nie ułożyło, ostatnio zrobiłem krok do przodu, teraz do tyłu i kolejny znowu powinien być w dobrą stronę. Do przyszłego roku daje sobie czas na poprawę jazdy w grupie. Kiedyś w końcu musi nastąpić przełom, gdybym w to nie wierzył, nie traciłbym czasu na takie treningi i przygotowywał się tylko i wyłącznie do czasówek. Znowu wróciłem do domu ujechany, przynajmniej jeden cel został osiągnięty.



Trening 92
Środa, 5 sierpnia 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 96.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:52 | km/h: | 33.49 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 182182 ( 93%) | HRavg | 145( 74%) |
Kalorie: | 2092kcal | Podjazdy: | 1100m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po ostatnim wyścigu wreszcie podjąłem decyzje o uczestnictwie w treningu grupowym. Zwykle wybitnie mi nie pasowały środy a także inne względy decydowały o tym, że nie przyjeżdżałem na te treningi. Nie byłem w stanie przygotować lepszego roweru wiec pojechałem na starym. Zwykle brakowało mi dobrej rozgrzewki i dlatego wyjechałem godzinę szybciej na dobrze znaną mi rundę w okolicy Rudzicy z kilkoma podjazdami. Rozgrzałem się naprawdę dobrze, zwykle na tej rundzie trenowałem wiosną, atakowałem wybrane podjazdy, w tym roku z wiadomych względów nie trenowałem na tej rundzie. Dużym zaskoczeniem była znacznie gorsza nawierzchnia w kilku miejscach. Rundę przejechałem szybko i miałem jeszcze sporo czasu. Pustki na rondzie sugerowały, że tłumów nie będzie, dla mnie to sprzyjająca okoliczność do realizacji postawionych celów. Czas oczekiwania na grupę minął na pogaduchach m.in. o trwającym wyścigu Tour de Pologne. Po przyjeździe grupy zapanował chaos, chwile trwało zanim towarzystwo było gotowe do jazdy. Pierwszy zjazd o dziwo był spokojny, dopiero w końcówce poszło tempo, dosyć dobrze się złożyłem i później bez problemu dołączyłem do peletonu. Pierwszym celem jaki postawiłem przed sobą to utrzymanie się w czołówce minimum do Ligoty, zwykle już w Bronowie odpadałem. Nie szachowałem sił i starałem się oszczędzać siły, w moim przypadku to rzecz prawie niemożliwa i dlatego cieszyłem się z każdej krótkiej chwili w której mogłem kręcić spokojniej. Pierwszy efekt już był, utrzymałem się do ronda w Ligocie chociaż moja jazda nie wyglądała najlepiej. Na dobrze mi znanym odcinku do Mazańcowic jechało mi się lepiej i zająłem nawet pozycje w szyku a później dałem zmianę. Przypadła ona w momencie gdy wiał silny wiatr w twarz, jechałem naprawdę mocno i dużą różnice robił fakt, że w grupie byłem zdecydowanie najlżejszy i brakowało Watów do tempa dyktowanego przez najmocniejszych. Swojej przewagi miałem szukać na podjeździe, na wydłużonej rundzie są aż dwa co powinno mi pomóc. Niestety już na pierwszym podjeździe odstałem, kilka osób odpadło a moja starta wynosiła kilka sekund, dobry zjazd w moim wykonaniu pozostawił spore nadzieje na dojechanie do czołowej grupy. Owocna współpraca na dojeździe do kolejnego wzniesienia pozwoliła doścignąć czołówkę, na podjeździe znów miałem kilka metrów straty, dawałem z siebie wszystko i po prostu mnie brakowało. Lepiej czuje się na dłuższych odcinkach i dlatego przy dobrym tempie na kolejnych kilometrach na drugą rundę wjechałem wśród najlepszych. Zjazd już był szybki, znalazłem jednak moment na zjedzenie banana i skupiłem się na utrzymaniu w grupie, po zjeździe miałem kilka metrów straty ale udało się ją zniwelować. Mimo tego, że nie czułem specjalnie mocy pod nogą starałem się cały czas utrzymać w grupie. Płaski odcinek wykorzystałem do m.in. szukania najlepszej pozycji w grupie. Nie lubię tej drogi i po raz drugi nie włączyłem się do współpracy. Moja zmiana przypadła w Mazańcowicach, tam dawałem z siebie bardzo dużo, jechałem mocno i długo trzymałem się na czele, dopiero na podjeździe zostałem zmieniony. Tym razem udało się utrzymać w grupie, przed zjazdem odpuściłem na moment ale tylko w celu bezpieczniejszej jazdy. Udało się szybko nadrobić kilka metrów różnicy i drugi podjazd na rundzie wjechałem tuż za najlepszymi, brakowało kilkunastu Wat pod nogą aby nie mieć strat. Tempo Cały czas było wysokie, mimo to kilka osób odskoczyło na parę metrów. Po dwóch rundach miałem jechać do domu ale cały czas byłem blisko czołówki i wjechałem na trzecią rundę. Na zjeździe już miałem problemy ale jakoś utrzymałem się w grupie. Płaski odcinek do Ligoty pokonałem lepiej, oszczędziłem dużo sił, lepiej wchodziłem w zakręty i przed rondem wyszedłem na zmianę. Nie była ona długa ale wystarczyło aby popełnić błąd, po zejściu ze zmiany wytraciłem zbyt dużo prędkości i nie złapałem koła grupy. Trzymałem się cały czas kilka metrów z tyłu ale nie byłem w stanie zniwelować różnicy. Na podjeździe grupka się podzieliła ale mi to nie pomogło, miałem zbyt duże straty, zjazd ponownie dobry technicznie i szybki ale grupa zjeżdżała co najmniej tak samo dobrze. Na ostatnim podjeździe złapałem dwie osoby i próbowaliśmy gonić czołówkę, bardzo mocne zmiany nie wystarczyły i zrobiło się kilkadziesiąt metrów różnicy. Nie bawiłem się w finisz, nie miałem sił na skuteczny sprint i nie było to moim celem. Podczas postoju przed powrotem do Bielska zrobiło się chłodno, nie miałem nic do ubrania i dopiero w Międzyrzeczu zrobiło się cieplej. Czułem duże zmęczenie, gdybym wracał sam to pewnie trwałoby to dłużej a tak byłem dosyć szybko w domu. Dawno się tak nie ujechałem ale było to potrzebne. Wciąż nie radze sobie najlepiej grupie ale zrobiłem krok w dobrą stronę. Potrzebne są kolejne aby na wyścigach radzić sobie lepiej, na razie nie mam nawet motywacji aby pojechać na wyścig ze startu wspólnego. Rywalizować chcę w czasówkach a jednocześnie poprawiać swoje słabe strony i takim tokiem rozumowania będę się kierował do końca sezonu.




Rozgrzewka i rozjazd
Niedziela, 2 sierpnia 2020 Kategoria Szosa, Samotnie, avg>30km\h, 0-50
Km: | 21.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:38 | km/h: | 33.16 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 170170 ( 87%) | HRavg | 128( 65%) |
Kalorie: | 349kcal | Podjazdy: | 130m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trening 90
Środa, 29 lipca 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Szosa
Km: | 61.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:01 | km/h: | 30.25 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 29.0°C | HRmax: | 146146 ( 74%) | HRavg | 130( 66%) |
Kalorie: | 1228kcal | Podjazdy: | 530m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie miałem dzisiaj zbytnio czasu na rower. Miałem wyjechać rano ale moje nogi jednoznacznie dawały sygnały, że nie nadają się do jazdy. Przez moment chodził mi po głowie trening z TwomarkSport ale szybko odpuściłem ten pomysł. Nie wyrobiłbym się czasowo a z takimi nogami jechałbym tak czy siak solo za grupą. Kolejny dzień z rzędu organizm się nie zregenerował. Coraz więcej czynników mówi, że prawdopodobnie jestem przetrenowany, zeszły tydzień był naprawdę intensywny ale w poprzednich latach zdarzały się intensywniejsze. Nie chciałem bardziej ubijać nóg i postawiłem na trening typowo tlenowy i to na dosyć łatwej trasie, dla odmiany po kilkunastu dniach rzeźbienia podjazdów. Wyjeżdżałem w najcieplejszym momencie dnia, grzało strasznie, dzień wcześniej takie warunki mnie sponiewierały i bałem się, że może być podobnie. Mój organizm ostatnio jest strasznie rozregulowany i zaczyna mnie to coraz bardziej irytować. Przestałem o tym myśleć i ruszyłem w trasę. Początek cały czas pod górę wyglądał nieźle, nawet tętno było umiarkowane jak na profil trasy, bywało już gorzej. Ruch na trasie również umiarkowany i dzięki temu było przyjemniej. Mały zator na skrzyżowaniu w Jasienicy spowodował, że pojechałem na Skoczów, zamiast na Strumień. Tym samym zamiast 350 metrów przewyższenia miałem do pokonania 600 metrów. Dla mnie nie miało to znaczenia, prawie pustą drogę miałem do Skoczowa. Kilka dodatkowych podjazdów na trasie nie stanowiło najmniejszej trudności mimo wiatru w twarz. W Skoczowie tradycyjnie kolejka samochodów, tym razem miedzy rondem a skrzyżowaniem z Wiślanką. Na moje szczęście wszystkie samochody czekały na lewym pasie a prawy był zupełnie pusty. Szybko i sprawnie wiec pokonałem skrzyżowanie. Duży ruch był także w okolicy dworca autobusowego, momentami robiło się niebezpiecznie. Musiałem mocno zwolnić ale nie zatrzymywałem się, podjazd w kierunku Simoradza zupełnie odpuściłem, mimo wszystko jechało się nieźle, bałem się zjazdów i próbowałem się przełamać. Już pierwszy zjazd za Skoczowem wyglądał nieźle, z rozpędu wjechałem kolejny podjazd, z kolejnym już nie było tak łatwo. Zawsze jadąc przez Dębowiec narzekam na nawierzchnie, wybija z rytmu a zwykle wtedy przychodzi pora na jedzenie. Przemęczyłem ten odcinek po którym wiatr już miał być bardziej sprzyjający. Najbliższe 25 kilometrów zapowiadało się na szybie a zarazem nudne i tak też było. Kilka zmarszczek pokonywałem z rozpędu na dużej kadencji i dosyć równej mocy a na płaskim rozwinąłem większą prędkość. Jedynie w Chybiu musiałem mocno zwolnić w kilku miejscach a później znowu szybki odcinek aż do Rudzicy. Urozmaiceniem trasy był niespełna 2 kilometrowy podjazd do ronda. Złapałem dobry rytm i w niezłym tempie wjechałem cały odcinek. Później już jakoś nie szło tak dobrze. Lubię jeździć w trudniejszym terenie ale jakoś to nie wychodziło. Po 2 godzinach byłem w domu, nie spodziewałem się, że jest to ostatni tak długi wyjazd w tym tygodniu. Niestety ten tydzień w dalszym ciągu nie układa się po mojej myśli, chyba lepiej chodzić do pracy niż być na urlopie bo wtedy zwykle mam czas na rower a teraz przy innych obowiązkach w dużym stopniu go brakuje. Mimo wszystko nogi pracowały całkiem nieźle, dużo lepiej niż we wtorek.

Trening 81
Wtorek, 14 lipca 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h
Km: | 54.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:47 | km/h: | 30.28 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | 147147 ( 75%) | HRavg | 129( 66%) |
Kalorie: | 1065kcal | Podjazdy: | 540m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Spokojny wyjazd po pracy. Trasę wybrałem taką aby nie była zbyt łatwa ale nie było na niej długich podjazdów. Wyjechałem już przed 15 mimo tego, że kilka spraw zatrzymało mnie w domu i opóźniło wyjazd o kilka minut. Nim wyjechałem z domu wprowadziłem kilka poprawek do ustawień roweru i byłem ciekawy jak wpłynie to na komfort jazdy a przede wszystkim na pozycje aerodynamiczną podczas zjazdów. Pierwsza okazja miała być już kilka minut od wyjazdu z domu. Na pierwszym podjeździe jeszcze nie wiedziałem, czy mam dobry czy zły dzień. W sumie jechałem dosyć wolno z niską mocą. Gdy tylko droga zaczęła opadać w dół przyjąłem bardziej opływową pozycje. Nie zauważyłem większych zmian w pozycji, jednak te korekty chyba nie wiele dały. Jechałem dosyć szybko ale nie wiem czy była to zasługa wiatru czy pozycji. Na rondo dojechałem w trochę krótszym czasie niż zazwyczaj. Później ruszyłem mocniej, jechało się dosyć lekko i szybko. Noga podawała nieźle ale dużo zawdzięczałem sprzyjającemu wiatru. Dobre i równe tempo utrzymałem do Skoczowa, przegapiłem drogę którą mogłem minąć zakorkowane rondo i musiałem się trochę pomęczyć zanim dostałem się na drugą stronę Wisły. Skoczów przejechałem sprawnie ale kilka razy musiałem hamować i zachować ostrożność. Za Skoczowem udało się nadrobić trochę czasu, jechałem z bocznym wiatrem który nie miał wpływu na szybkość. Nawierzchnia na tym odcinku nie była równa, niektóre fragmenty pozostawiały sporo do życzenia. Kolejne oczekiwanie na przejazd przez dwupasmówkę dłużyło mi się, w końcu zapaliło się zielone światło. W tym czasie kilka razy zmienił się kierunek wiatru i już sam nie wiedziałem czy jadę z wiatrem czy pod. Przejazd do Brennej też nie był tak spokojny jakbym oczekiwał. Wydarzyło się kilka rzeczy których się nie spodziewałem. Jedna z nich to pojawienie się zwierzęcia na drodze. Przy spotkaniu z samochodem na jezdni zostałaby kupa mięsa. Najwyraźniej któryś z lokalnych gospodarzy nie upilnował swojego inwentarza. Jakoś udało mi się minąć tą niecodzienną przeszkodę i nie zastanawiałem się co się później stanie. Po dojeździe do Brennej a raczej Górek Małych trafiłem na kombajn, znowu zwolnienie ale udało się szybko wyprzedzić wolno jadący podjazd. Przystopowało mnie znów skrzyżowanie. Przynajmniej złapałem oddech przed kolejnym odcinkiem z przeciwnym wiatrem. Na szczęście ruch na drodze był niewielki i sprawnie dojechałem do Brennej. Tam zrobiłem przerwę, uzupełniłem zapasy energii pijąc pyszny koktajl owocowy, raz za czas można sobie pozwolić na mały przerywnik byle nie za często. Po kilkunastu minutach przerwy ruszyłem w kierunku Bielska. Gdy tylko wyjechałem to od razu spotkała mnie kolejna niespodzianka, znowu wiało z przeciwnego kierunku, ten wiatr zmieniał się dzisiaj cały czas i zazwyczaj wiał w twarz. Mimo trudnych warunków jechałem cały czas dobrym tempem. Dopiero gdy zaczęły się pagórki w Grodźcu to wiatr bardziej przeszkadzał. Liczyłem na to, że dojadę przed 17 do domu, nie podkręcałem tempa i dojechałem na styk ale przed 18. Dobrze zaplanowana i przejechana trasa, tempo było optymalne, siły powoli się magazynują przed cięższymi jednostkami treningowymi i startami.


Trening 76
Wtorek, 7 lipca 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 85.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:49 | km/h: | 30.18 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 139139 ( 71%) | HRavg | 120( 61%) |
Kalorie: | 1459kcal | Podjazdy: | 470m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy z porannych wyjazdów.
Tylko na takie mogę sobie pozwolić w tym tygodniu. Dawno nie jeździłem po
płaskim i stwierdziłem, że pojawił się odpowiedni moment. Przez ostatnie
kilkanaście dni jeździłem bez rękawków, potówki czy rękawiczek, pogoda zmieniła
się i temperatura wymusiła zaopatrzenie się w dodatkowe elementy garderoby.
Kilka dodatkowych minut na przygotowanie opóźniło nieco wyjazd ale nie miało to
absolutnie żadnego znaczenia. Na początek skierowałem się na Jaworze, na
głównej wciąż trwają prace drogowe, jest odcinek z ruchem wahadłowym i wolałem
to ominąć. Już od samego domu przez 1500 metrów miałem niemal cały czas pod górę,
to wystarczyło aby się rozgrzać i stwierdzić, że noga podaje. Po zjeździe do
ronda na Cieszyńskiej ruszyłem już w lepszym tempie, za bardzo nie miałem co się
rozpędzać bo już za moment musiałem pokonać kilka skrzyżowań. Na ostatnim z
nich sobie postałem przez kierowcę który chyba zasnął za kierownicą bo gdy
zapaliło się zielone nie ruszył się z miejsca, tylko on przejechał przed
zapaleniem się czerwonego świateł. Na szczęście zapaliła się warunkowa strzałka
i mogłem wjechać wraz z kilkoma samochodami na puste skrzyżowanie. Starty czasu
mogłem nadrobić na kolejnych szybkich kilometrach, trochę z rytmu wybiły mnie
podjazdy w Rudzicy ale później czekało mnie wiele płaskich kilometrów, aby mi się
nie nudziło musiałem zmagać się ze zmiennym wiatrem. Złapałem dobry rytm,
starałem się trzymać około 200 Wat i tak uciekały kolejne kilometry. Jedyne
urozmaicenie to skrzyżowania na których co jakiś czas musiałem się zatrzymywać.
Liczyłem na to, że w drugiej połowie trasy wiatr będzie bardziej sprzyjał. Cały
czas wiał bardziej z boku i więcej na tym traciłem niż zyskiwałem. Miałem
jeszcze sporo czasu i będąc w Goczałkowicach wybrałem dłuższą ale pełną
przeszkód drogę. Zupełnie nieznaną mi drogą dojechałem do torów w Goczałkowicach,
za tunelem zauważyłem, że zapory są zamknięte, myślałem, że wygrałem dobry los
na loterii a było zupełnie inaczej. Przyjechałem kilkanaście sekund za późno,
zapory zaczęły się podnosić i zanim dojechałem do skrzyżowania samochody na Szkolnej
już ruszyły. Musiałem czekać aż wszystkie przejadą, byłem cierpliwy czego nie
można było powiedzieć o kierowcach samochodów stojących za mną, po chwili już zaczęły
odzywać się klaksony. W końcu jednak mogłem jechać dalej w kierunku Uzdrowiska.
Chciałem minąć kostkę brukową znanym mi szlakiem. Gdy już dojeżdżałem do końca
i miałem wjechać na deptak w Goczałkowicach zatrzymała mnie blokada. Okazało się,
że teren Uzdrowiska jest odizolowany od osób trzecich i musiałem zawrócić. Nie
miałem za bardzo wyjścia i około 200 metrów pokonałem dwupasmówką. W tym czasie
jednak nie minął mnie żaden samochód wiec nie był to problem. Liczyłem na to,
że już nie będzie utrudnień ale w Czechowicach przypomniałem sobie o remoncie linii
kolejowej i występujących utrudnieniach w rejonie. Nie chciało mi się jechać
przez Czechowice i pojechałem na Zabrzeg, na drugą stronę torów dostałem się niewielkim
przejściem dla pieszych które mimo remontu jest czynne. Trochę czasu straciłem
na krążeniu po Goczałkowicach i Zabrzegu i musiałem się sprężyć. Wybrałem
najkrótszą drogę do domu, wiatr już tak nie przeszkadzał i szybko byłem w Międzyrzeczu.
Po podjeździe już zluzowałem, nawet jazda ścieżką była przyjemna. Wracając do
domu widziałem ciemne chmury nad górami, żadnego deszczu z nich jednak nie było
do popołudnia. Fajny trening zaliczony, nie zmienia to jednak faktu, że jazda
po płaskim nie należy do moich ulubionych ale czasami trzeba się pomęczyć.

