Po powrocie z pracy znowu brakowało mi motywacji do wyjazdu
na trening. Miałem w głowie kilka opcji, po raz kolejny Przegibek i ćwiczenia w
5 strefie mocy, podjazdy w okolicy Rudzicy lub Jaworza w zmiennym tempie lub sprawdzenie
nogi na środzie z TwomarkSport. Ostatnia opcja okazała się najbardziej sensowna
więc ruszyłem na pierwszy od dawna trening w grupie. Wiedziałem, że noga jest
słaba, że technicznie też odstaję od większości kolarzy ale na takie treningi
jeździ się też po to by coś poprawić. Nie chciało mi się jechać pod sklep,
czekać aż ruszymy i w dużym ruchu jechać do Międzyrzecza więc pojechałem sam
przez Jaworze. Przepaliłem nieco nogę na hopkach ale też zauważyłem problemy z
przednią przerzutką. Reset systemu nie pomógł a nawet pogorszył sprawę bo już
nie mogłem korzystać z 2 najmniejszych zębatek z tyłu. Dojechałem kilka minut
przed grupą ale sporo osób już czekało przed rondem. Kilka minut postoju
wystarczyło aby zacząć marznąć, byłem naubierany podczas gdy pojawiły się osoby
w krótkich spodniach. To już wyjaśniało całą sytuację i dawało do myślenia. Gdy
ruszyliśmy na rundy, początkowo było spokojnie ale gdy pociąg ruszył miałem
coraz większe problemy by się utrzymać, przed rondem niestety puściłem koło,
zrobiło mi się słabo, po prostu mnie przytkało, często się to ostatnio zdarza.
Za rondem starałem się niwelować straty ale nic to nie dawało, ktokolwiek łapał
moje koło długo się na nim nie utrzymywał. Nawet na podjeździe nie byłem w
stanie przeskoczyć wyżej a dodatkowo pojawiły się problemy z rowerem. Udało się
na podjeździe dojechać do Wojtka z którym całą drugą rundę próbowaliśmy złapać
grupę która była niedaleko przed nami. Współpraca była dobra ale brakowało
jeszcze jednej osoby aby zniwelować malejącą różnicę, już po wjeździe na 3
rundę postanowiłem mocniej depnąć i dojechaliśmy. Na gonitwie straciłem sporo
sił i przez kilka minut dochodziłem do siebie na tyle grupy a później już
dawałem zmiany. N podjeździe się oderwałem by na finałową rundę wjechać przed 3
kolarzy z którymi współpracowałem do podnóża ostatniego podjazdu. Tam przednia
przerzutka zrzuciła mi łańcuch poza korbę i szarpałem się dłuższą chwilę by go
nałożyć. Już bez spiny dojechałem do ronda i dołączyłem do reszty osób która
już dłuższą lub chwilę czekała na takich słabeuszy jak ja. W drodze do Bielska
był czas na pogaduchy i kolejną zwiechę przedniej przerzutki. Zostałem sam z
tyłu i już swoim tempem dojechałem do domu. Ten trening był mi potrzebny aby
wiedzieć gdzie jestem, nie jestem ze mną dobrze i chyba pora bardziej przyłożyć
się do treningu bo obecnie sporo mi brakuje także pod względem mocy a w tym
elemencie jeszcze jakiś czas temu miałem przewagę nad innymi ale wszystko się
zmienia jak pojawiają się problemy i brak regularności w treningach. Już zbyt
długo trwa ten stan w jaki wpadłem kilka tygodni temu i pora z niego wyjść.
Wieczorem, po całym dniu różnych obowiązków, badań i prac pojechałem obejrzeć model ramy który zamówiłem aby sprawdzić czy wziąłem dobry rozmiar. Po dojeździe na miejsce miałem okazję przejechać się wspomnianym rowerem w rozmiarze 56, rama okazała się idealna na mój wzrost i budowę ciała, o dziwo mostek i kierownica również są identyczne jak w mojej wybranej specyfikacji i idealnie do mnie pasują. Rower mimo, że na Ultegrze i aluminiowych kołach okazał się bardzo sztywny, całą robotę robi tutaj rama, w moim Cube jest już strasznie miękka i czuć jak rower pływa przy mocniejszych zrywach a w tym przypadku sztywność jest nieporównywalna. Po kilkunastu minutach jazdy oddałem rower właścicielowi i spokojnie wróciłem do domu. W domu ostatecznie potwierdziłem wybór rozmiaru i koloru ramy i mogę czekać na to, aż rower do mnie przyjedzie. Na osprzęt będę musiał poczekać dłużej ale warto. Gdyby nie coraz większe problemy z Di2 i chęć przejścia na tarcze nie zależałoby mi na zakupie nowego roweru.
Po świątecznym obżarstwie i wykonaniu wszystkich obowiązków miałem około 2 godziny czasu na trening. Postawiłem na spokojny wyjazd szosą na Przegibek który zaliczyłem dwukrotnie. Noga całkiem nieźle podawała, ruch na drogach był niewielki a warunki do jazdy całkiem dobre, mimo strasznego chłodu. Udało się zarówno nieźle podjechać dwa razy na Przegibek jak i zjechać w dół. Rower znowu zaczął szwankować w drodze powrotnej więc postanowiłem, że już następnego dnia oba rowery idą na serwis.
W poprzednich
latach często po śniadaniu wielkanocnym jechałem na Równicę. W tym roku jest
inaczej i nie było czasu i ochoty na tak długą jazdę, chciałem zapoczątkować
nową tradycję i zaliczyć inną górę, gdyby nie problemy z napędem w szosie
pojechałbym na Magurkę, nie chciałem się jednak męczyć na przełożeniu 28 i
zaliczyć powtórki z Rury na Kocierz, Trasa jak na rower MTB była trochę za
długa więc ruszyłem w kierunku Błatniej. Wybrałem bardzo trudny wariant
podjazdu który w wielu miejscach był nie do podjechania. W końcówce walki z
trudnym podjazdem zauważyłem spadek ciśnienia w przednim kole więc nie wjeżdżając
na Błatnią ruszyłem najszybszą trasą do domu. Zjazd okazał się dryftem, w kilku
momentach bardzo ekstremalnym. Przyjmując dobrą zjazdową pozycję i obciążając bardziej
tylne koło dojechałem bezpiecznie do domu mimo zaledwie 0,5 bara w oponie. Tego
dnia nic nie zagrało, od chęci, przez warunki, słabą nogę na defekcie roweru
kończąc, brakowało tylko gleby która w tej sytuacji nie byłaby niczym dziwnym.
Fajny, techniczny i dosyć szybki trening w terenie. Na trasie znalazły się trudne technicznie ale i błotne odcinki, na początek 200 metrów dosyć głębokiego błota z którym sobie poradziłem, następnie przejazd przez potok, zwykle przejeżdżałem go znajdująca się obok kładką a raczej przechodziłem przez nią a tym razem przejechałem na wprost, później szybki fragment szutru, nieco asfaltu i dwa techniczne single gdzie czułem się dosyć pewnie, później drugi potok i dłuższy odcinek asfaltu. Gdy znowu wjechałem w las i pojawiło się wyższe nachylenie zaczynało brakować mocy, z drogi zjechałem w las i do pokonania miałem odcinek z wieloma korzeniami, znowu udało się to przejechać bez zsiadania z roweru ale raz się zawahałem. Jeszcze było mi mało i dołożyłem dwa kolejne terenowe odcinki, połączone asfaltami. Najpierw zaskoczyła mnie nowa, twarda i równa nawierzchnia pod Borowiną w Jaworzu, dużo lepiej się nią jechało niż dziurawym asfaltem kawałek dalej. Po wjeździe w teren przepaliłem nieco nogę na podjeździe i puściłem hamulce na zjeździe, pojawiła się jednak blokada i za dużo kontroli w mojej jeździe. Później zrobiłem krótki postój przez który nie byłem w stanie pokonać trudnej technicznie sekcji. Dobrze za to poradziłem sobie z błotnym podjazdem i szybkim zjazdem ze stoku Cybernioka i nieco gorzej na nierównym trakcie wzdłuż rzeki w Wapienicy. Po godzinie byłem spowrotem. Na początek sezonu MTB taka trasa okazała się idealna, podobnej długości do pokonania będę miał za niespełna 2 tygodnie w Rybniku.
Po weekendzie nastąpiła poprawa pogody wiec wyskoczyłem na krótką rundkę. Do przetestowania miałem nową kasetę i łańcuch w rowerze MTB, stara kaseta była jeszcze dobra ale na stromych podjazdach brakowało mi kilku ząbków z tylu więc w miejsce kasety 11-46 wylądowała 11-51. Nowy łańcuch musiałem przedłużyć bo nie obsługiwał ostatniej koronki. Przerzutka po korekcie ustawienia obsługuje bez problemu wszystkie koronki na kasecie. Jadąc już na rowerze MTB przejechałem kilka technicznych odcinków, na kilku z nich dotychczas schodziłem z roweru a tym razem wszystkie przejechałem w siodle. W najbliższym czasie zamierzam jeszcze wymienić sztycę na opuszczaną a jak wciągnę się bardziej w MTB to koła na lepsze z systemem bezdętkowym. Sukcesywnie odkładam też pieniądze na nowy rower szosowy. Z Di2 coraz więcej problemów więc czas pomyśleć nad nowym osprzętem a wymiana osprzętu w tym rowerze jest nieopłacalna bo w grę wchodzi już tylko wersja na hamulce tarczowe a to wymaga wymiany nie tylko hamulców ale również klamkomanetek, ramy i kół a problemy stwarzają przerzutki więc duży wydatek i łatwiej stworzyć nowy rower niż modyfikować stary.
Po dniu przerwy gdy nie miałem ani czasu ani głowy do tego by nawet spojrzeć na rower ruszyłem na mocniejszy trening na podjeździe pod Przegibek. Jechało się całkiem nieźle ale ogólnie czułem się zmęczony, przede wszystkim tą zmienną pogodą która tym razem pozwoliła założyć nieco lżejszy strój. Jadąc spokojnie przez Bielsko dwa razy byłem bliski zderzenia z samochodem, za każdym razem jechałem drogą z pierwszeństwem a kierowca nie zachował ostrożności. Na szczęście zachowałem zimną krew i za każdym razem udało mi się zmniejszać prędkość. Rozgrzałem się odpowiednio ale przy mocniejszej jeździe czułem jak brakuje mi tlenu. Nie przejmowałem się tym zbytnio bo taki stan towarzyszy mi już dłuższy czas i da się z tym trenować. Pierwszy podjazd na Przegibek, z wiatrem zacząłem zbyt mocno, przez 3 minuty starałem się ustabilizować kadencję i oddech ale nie wyszło to zupełnie, po sprincie jaki nastąpił po 3 minutach mocnej jazdy już bliżej było do stabilizacji kadencji ale wciąż nie wyglądało to jak należy, podjazd znowu okazał się za krótki i trzeci z planowanych sprintów rozpocząłem już po 2 minutach równej jazdy. Byłem nieco zmęczony tym podjazdem i zapomniałem o tym by przyjąć dawkę węglowodanów i dopiero po kilku minutach zjazdu kapnąłem się i nadrobiłem zaległości. Było już na to za późno co odbiło się zadyszką na początku drugiego podjazdu, czułem się znacznie gorzej i tylko siłą woli dojechałem w założonym tempie do przełęczy. Miałem problem ze stabilizacją i doborem obciążenia więc podjazdy wyszły za mocne. Płuca nie pozwalają obecnie na więcej a nogi coraz częściej idą z nimi w parze. Pora zacząć coś robić w kierunku poprawy wydolności układu oddechowego zanim będzie na to za późno. Po mocnych podjazdach już spokojnym tempem wróciłem do domu. Robiło się chłodniej więc nie traciłem czasu na dodatkowe postoje. Trening udało się zaliczyć i to jest zjawisko jak najbardziej pozytywne. Napęd po raz pierwszy od jakiegoś czasu działał płynnie a bateria od Di2 trzyma na razie bez dziwnych spadków energii. Muszę popracować nad wydolnością bo podczas zawodów nie będzie miejsca na żadne kalkulacje.
Trzeci wyjazd z rzędu. Tym razem szybciej się ogarnąłem po pracy i pojechałem na Przegibek aby w końcu zrobić jakiś konkretniejszy trening. Po ostatnich powtórzeniach w okolicy progu czy siłowych akcentach w 5 strefie mocy zafundowałem sobie coś czego nie lubię czyli sprinty w 6 strefie. Już przed jazdą zauważyłem, że miernik nie działa poprawnie i kalibracja nie wychodzi. Po kilku próbach to olałem i wyjechałem z zamiarem jazdy na wyczucie. Po drodze zrobiłem kilka akcentów na dobrym poziomie ale nogi jakoś specjalnie nie pracowały. Pierwsza seria powtórzeń też nie wyglądała dobrze, może to wina miernika a może jestem taki słaby, udało się zaliczyć aż 12 powtórzeń podczas 1 podjazdu na Przegibek, liczyłem na więcej ale podjazd się skończył, zwykle po 12 minutach jeszcze nie byłem na szczycie a moce wyraźnie lepsze. Nie przejmowałem się tym zbytnio i od razu ruszyłem w dół do Międzybrodzia. Drugi podjazd już był męczący, udało się ponownie zaliczyć 12 powtórzeń, mięsnie były już zmasakrowane więc na trzeci podjazd się nie zdecydowałem. Wracając do domu zaliczyłem jeszcze dodatkowy podjazd w Olszówce i już przy zapadających ciemnościach wróciłem do domu. Coraz gorzej działa mój miernik mocy, przestaję mu ufać i coraz więcej powtórzeń muszę opierać na odczuciach. O nowym na razie nie myślałem ale chyba trzeba będzie zacząć aby miało to jakieś ręce i nogi. Wbrew temu co pokazuje miernik czuję, że na tym etapie sezonu jestem w niezłej dyspozycji ale ze sporymi rezerwami które mam nadzieję wykorzystać.