Krótki wyjazd regeneracyjny. Pogoda zmienna wiec ciężko było
zdecydować się na konkretny zestaw ciuchów, ostatecznie ubrałem się na temperaturę
poniżej 8 stopni i było niemal idealnie. Noga kręciła dosyć dobrze ale byłem trochę
zmęczony i w efekcie organizm reagował jak przy większym obciążeniu. Starałem się
trzymać odpowiednią kadencje ale na podjazdach nie było to możliwe i momentami
przepychałem korby. Szans na dłuższą jazdę nie było bo to dopiero pierwsza
cześć zaplanowanego na ten dzień treningu.
Krótki wyjazd w celu sprawdzenia
roweru po generalnym przeglądzie. Już po wyjeździe sprawdzając działanie
przedniej przerzutki zauważyłem obcieranie na dużej tarczy. Nie planowałem w
ogóle korzystać z większego blatu i dlatego nie zatrzymywałem się. Po kilkuset metrach
stwierdziłem kolejny problem, tym razem zauważyłem bicie tylnego koła
spowodowane nierównym ułożeniem opony na obręczy. Również ten problem
zlekceważyłem. Poza tym rower działał dobrze, szersze opony z większym bieżnikiem
wspaniale radziły sobie z wszelkimi nierównościami i jazda była komfortowa. Po
godzinie jazdy po okolicznych wioskach w spokojnym tempie wróciłem do domu. Jak
na pierwszą jazdę czułem się nieźle.
Kolejny krótki wyjazd bez planu
na trasę. Nie chciało mi się po raz kolejny jechać na Przegibek wiec pojechałem
na objazd wiosek. Początek standardowy, jak najbliżej gór co oznaczało prawie 3
kilometry wspinaczki na start. Pozwoliło to rozgrzać dobrze nogi przed
pierwszym zjazdem. Korzystając z bardzo silnego południowego wiatru postanowiłem
jak najszybciej pokonać około 1500 metrowy odcinek. Wydłużyłem go sobie o 200
metrów służących rozwinięciu prędkości. Jechałem naprawdę mocno i udało się poprawić
najlepszy czas na tym odcinku. Nie oznaczało to wcale przypływu mocy bo z
wiatrem to nawet śmieci lecą szybko. Po tym epizodzie nie planowałem już
mocniejszych pociągnięć. W pewnym momencie zmieniłem zdanie i będąc rozpędzonym
chciałem zaatakować mocno podjazd pod kościół w Łazach. Znacznie przeliczyłem się
z siłami i w połowie podjazdu po 20 sekundach mocnej jazdy odcięło mnie i musiałem
odpuścić. To tylko potwierdziło brak formy i już nie miałem ochoty na
sprawdzanie nogi na kolejnych podjazdach. Umiarkowanym tempem pokonałem kolejne
kilometry głównie walcząc z wiatrem. W Grodźcu niepotrzebnie odbiłem w boczną,
całkowicie przykrytą liśćmi drogę i nie zauważyłem kilku dziur w które wpadłem z
impetem. Na szczęście nic się nie stało i bezpiecznie skończyłem najkrótszą w
tym tygodniu przejażdżkę.
Dzień wolny nie wpłynął zbyt korzystnie na moją dyspozycję. Gdyby
nie pogoda to pewnie nie ruszałbym się z domu ale jednak pojechałem. W nogach
totalna pustka, nie byłem w stanie czerpać przyjemności z jazdy i po drodze
przyszło mi do głowy kilka głupich pomysłów. Wyjechałem dosyć późno gdy było
zaledwie kilka stopni cieplej niż rano i trochę żałowałem, że nie wyjechałem z
samego rana. Wybrałem się w rejon Wilkowic więc czekał mnie przejazd przez
miasto. Nie był on bezproblemowy, trafiłem na kilku nerwowych kierowców którzy
niezbyt dobrze radzili sobie na drodze i przez to straciłem trochę czasu.
Myślałem, że z czasem noga będzie lepsza ale przełomu nie było i mając jakiś
zapas czasowy tylko patrzyłem jak go ubywa. Już w pierwszej części trasy
straciłem za dużo czasu i nie bardzo miałem gdzie nadrobić. Na zjeździe z
Wilkowic chciałem szybciej zjechać ale cały zjazd był wolny. Gdy tylko się rozpędziłem
to wyprzedzał mnie autobus i po chwili hamował i tak kilka razy. Jedną z
przyczyn złego samopoczucia na początku był fakt, że do tego momentu walczyłem
z przeciwnym wiatrem. Druga część trasy miała być szybsza ale czekało na mnie
jeszcze kilka podjazdów. Korzystając z okazji sprawdziłem nową, jeszcze nie
otwartą drogę z Rybarzowic do Buczkowic. Być może ta droga odciąży trochę
pozostałe drogi w okolicy. Droga jest także bardzo widokowa ale nie miałem
zbytnio czasu na oglądanie i musiałem skupić się na jak najszybszym pokonaniu
tego odcinka by nikt z robotników mnie nie przegonił. Na szczęście nikt mnie nie zatrzymał i
bezpiecznie dojechałem do Buczkowic. Czując wiatr wiejący w plecy wpadłem na
głupi pomysł i zacząłem rozpędzać rower z górki. Rozwinąłem niezłą prędkość ale nie podobało
się to kierowcom którzy postanowili mnie spowolnić co im się udało. Miałem
nauczkę a wpadnięcie w kratkę ściekową mogło skończyć się tragicznie ale
skończyło się dosyć szczęśliwie. Od tego momentu jechałem już spokojnie. W
Bielsku zaliczyłem jeszcze kilka podjazdów dokładając ponad 100 metrów w
pionie. Lepiej jechało się tylko dlatego, że jechałem z wiatrem. Przerwa między
sezonowa zbliża się wielkimi krokami i ostatnie dni pogody chciałbym jak najlepiej
wykorzystać.
Kolejny dzień pogody ale także małej ilości czasu i musiałem
wyjechać dosyć wcześnie by móc zaliczyć chociaż 90 minut jazdy. Ubrałem się za
grubo i podczas jazdy byłem zmuszony zrzucić zbędne warstwy. Nie miałem znowu
planu na trasę ale na Przegibek nie chciało mi się jechać więc skierowałem się
na Jaworze. Noga nie była tak dobra jak dzień wcześniej co było odczuwalne
zwłaszcza na podjazdach. Po przejechaniu przez Jaworze pojawił się silniejszy
wiatr z południa co zapowiadało ciekawą jazdę. Trzymając się możliwie bocznych
dróg dojechałem do Górek Wielkich a następnie Brennej. Wiatr rozdawał karty i
raz jechało się szybko i lekko by za chwilę walczyć z czołowymi podmuchami. Będąc
w Ustroniu wpadłem na pomysł sprawdzenia kilku bocznych dróg. Pierwszą z nich był
ciekawie wyglądający łącznik Lipowca z Krzywańcem. Żeby trafić na właściwą
drogę pobłądziłem i aż trzy razy szukałem odpowiedniego skrętu. Gdy już trafiłem
na właściwy szlak to moim oczom ukazał się ładny widok na góry a także położone
na zboczach budynki mieszczące się w Górkach czy Brennej. Zwykle ten widok był zasłonięty
przez zabudowania czy pola kukurydzy na równoległych drogach, nie było czasu aby
podziwiać widoki i drogą lekko w dół dojechałem do znanego mi odcinka łączącego
Lipowiec z Zalesiem. Nie jechałem długo tą drogą bo po chwili odbiłem w prawo w
kolejną boczną dróżkę. Nie był to długi łącznik i szybko znalazłem się na
drodze prowadzącej do ronda w Górkach Wielkich. Miałem jeszcze jedną możliwość
urozmaicenia trasy i po kilkuset metrach znowu skręciłem w prawo w kolejną
boczną drogę. Znowu ten odcinek nie był długi i po około 2 minutach znalazłem
się już na dobrze znanej drodze którą dojechałem do ronda. Postanowiłem wrócić
do domu tą samą drogą którą przyjechałem z jednym szybkim zjazdem. Myślałam o
jak najszybszej jeździe w dół ale trochę się przeliczyłem. Najpierw pojawił się
samochód z przeciwka wymuszając hamowania później wiatr nie pozwolił na
rozwinięcie odpowiedniej prędkości przed zakrętem i dosyć długo się
rozpędzałem. Boczny wiatr nie pozwolił na wiele i udało się poprawić czas o 1
sekundę. Dalsza droga już spokojna, bez żadnych prób mocniejszej jazdy. Mimo
dosyć spokojnej jazdy czułem zmęczenie, zwłaszcza w nogach.
Pogoda w dalszym ciągu zaskakuje i aż żal siedzieć w domu
więc wyskoczyłem na kolejne 90 minut. Nie miałem pomysłu na trasę więc wybrałem
się znowu na Przegibek. Jednym z czynników jakie zdecydowały był fakt że w tym
roku byłem na tej przełęczy już 69 razy i miałem okazję poprawić ten wynik.
Noga tego dnia była całkiem niezła, najlepsza od wielu dni i w połączniu z
piękną pogodą przyjemność z jazdy była ogromna. W mieście sporo samochodów ale
udało się bezpiecznie i szybko przedostać do Straconki. Podjazd na Przegibek
poszedł gładko czego nie można powiedzieć o zjeździe. Miałem zamiar technicznie
zjechać ale już na samym początku pojawił się zawalidroga którego udało się
wyprzedzić dopiero w połowie zjazd, stąd druga część zjazdu wyraźnie lepsza
technicznie i szybsza. Po zjeździe zatrzymałem się na moment i ruszyłem w
powrotną drogę. Znowu przyjemnie się podjeżdżało, zapomniałam nawet o tym że
jestem bez formy i starałem się jechać równo co tym razem wychodziło. To co nie
udało się na pierwszym zjeździe zrobiłem na kolejnym. Co prawda ruszyłem dosyć
spokojnie i w pierwszej części zjazdu nie miałem odpowiedniej szybkości.
Później przy bardzo dobrej technice pojawiła się szybkość, ponad połowa zjazdu
była prawie idealna ale później na jednym z łuków pojawił się samochód wyprzedzający
podjeżdżającego kolarza i wytraciłem za dużo prędkości i musiałem zmienić
pozycję. Ponowne ułożenie się zajęło za dużo czasu i dopiero na samej końcówce
zjazdu zyskałem kilka sekund. Był to jeden z najlepszych moich zjazdów ale
widoczne są rezerwy i jest jeszcze co poprawiać. Najchętniej wjechałbym jeszcze
raz na szczyt w celu powtórzenia zjazdu ale nie miałem już czasu i skierowałem
się na zachód. Sprawnie przedostałem się przez miasto by na samym końcu trafić
na ciężarówkę blokującą drogę. Dobrze wykorzystałem ten dzień i nauka zebrana
na zjeździe powinna pomóc w doskonaleniu tego elementu układanki.
Udało się znaleźć czas na rower. Do 9:00 spokojnie mogłem jeździć i długość jazdy zależała głównie od godziny wyjazdu. Około 7:30 byłem gotowy do wyjazdu co oznaczało 90 minut czasu. Nie miałem najmniejszej ochoty na mocną jazdę więc wybrałem się regeneracyjnym tempem w kierunku Przegibka. Już po paru minutach zauważyłem wysokie tętno ale nie przyjąłem się tym i jechałem dalej. Ruch na drogach był mały ale było kilka sytuacji w których musiałem się zatrzymać. W powietrzu czuć już było jesień a kolorowy krajobraz i masa liści tylko to potwierdziła. Do Straconki dojechałem w idealnym czasie i spokojnie zacząłem się wspinać na Przegibek. Nie wjeżdżało się już tak swobodnie jak kilka tygodni temu ale tragedii nie było. Na szczycie nie było potrzeby zatrzymania się i od razu ruszyłem w dół. Na zjeździe skupiłem się na technice i pozycji aerodynamicznej. Pomimo dużego wpływu wiatru i braku dokręcania na prostych zjechałem dosyć szybko i bardzo dobrze technicznie. Pozycja aero wyglądała lepiej ale moje ciało jeszcze jakiś czas odczuwało skutki jazdy w nienaturalnej pozycji. Do domu wróciłem już bez żadnych przygód niemal idealnie mieszcząc się w ramach czasowych. Dobrana trasa i tempo okazały się idealne na ten dzień.
Krótki wyjazd w celu sprawdzenia czy coś w nogach jeszcze zostało po sezonie i prawie dwóch tygodniach roztrenowania. Po wczorajszym słabszym dniu pozostało tylko wysokie tętno ale z tym chyba na razie nic nie zrobię i nie mogę brać tego faktu jako decydującego o aktualnej dyspozycji. Udało się wyjechać o dosyć wcześniej porze i nie potrzebowałem przygotowanych wcześniej lampek. Wybrałem się w końcu na dosyć dawno nie odwiedzany Przegibek. Przejazd przez miasto to była tragedia, tylu samochodów na bocznych drogach nie widziałem już dawno. Gdy w końcu dojechałem do Straconki o zrobiło się trochę spokojniej ale nie na długo. Gdy ruszyłem mocniej to znowu pojawiło się więcej samochodów. O dziwo byłem w stanie generować niezłą moc, do wyników sprzed miesiąc czy dwóch brakowało ale nie był to tak niski poziom jakiego się spodziewałem. Po 3 minutach w miarę równej jazdy odpuściłem, tętno powoli szło w dół i mniej więcej strefa tętna równała się strefie mocy z czym przy równej jeździe ostatnimi czasy był problem. Prawdziwym testem był drugi odcinek 3 minutowy. Ruszyłem dosyć ociężale ale już po chwili zebrałem się i jechałem mocniej. Udało się utrzymywać podobną moc jak na pierwszym odcinku przez ponad 2 minuty, do szczytu brakowało niewiele i dlatego postanowiłem jechać do samego końca podjazdu i na odcinku o prawie 20 sekund dłuższym wygenerowałem nieco lepszą moc niż przy pierwszym podejściu. Czułem, że trzeci raz byłby już słabszy ale nie miałem go nawet w planach wiec spokojnie ruszyłem w dół. Samochodów jakby mniej ale im bliżej głównej tym gorzej. Szybko zjechałem na ścieżkę rowerową i przedostałem się na drugą stronę bardzo zatłoczonej Olszówki. W drodze powrotnej czekały na mnie jeszcze dwa sprinty po około 15 sekund. Tutaj już nie spodziewałem się cudów i wyniki poniżej 10 W/kg do nich nie należały. Mimo wszystko w nogach coś zostało chociaż forma już jest daleko z tyłu.