Wpisy archiwalne w kategorii
100-200
Dystans całkowity: | 61642.00 km (w terenie 254.50 km; 0.41%) |
Czas w ruchu: | 2248:27 |
Średnia prędkość: | 27.20 km/h |
Maksymalna prędkość: | 90.00 km/h |
Suma podjazdów: | 708144 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (179 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 1315794 kcal |
Liczba aktywności: | 498 |
Średnio na aktywność: | 123.78 km i 4h 32m |
Więcej statystyk |
Trening 22
Poniedziałek, 28 marca 2022 Kategoria 100-200, Cube '22, Samotnie, Szosa, Trening 2022
Km: | 100.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:51 | km/h: | 25.97 |
Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 10.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 141( 72%) |
Kalorie: | 2551kcal | Podjazdy: | 2040m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Co drugi poniedziałek mam możliwość zaliczyć dłuższy trening więc zdecydowałem się wykorzystać sprzyjające okoliczności. Przed jazdą naładowałem baterię Di2 ale coś mnie zaniepokoiło, bateria ładowała się prawie 4 godziny a zwykle trwało to maksymalnie 120 minut. Zmieniłem też łańcuch na taki który przy próbnych przejażdżkach nie przeskakiwał. Gdy rower był gotowy do jazdy zacząłem kombinować z trasą, miałem kilka opcji do wyboru – objazd Rury na Kocierz, runda przez rozkopany Beskid Mały czy kilka wersji pętli w Beskidzie Śląskim. Postanowiłem odbić sobie te lata gdy przez Wisłę nie dało się normalnie przejechać i zaliczyłem moją tradycyjną pętlę przez Salmopol i Zameczek z przystawką w postaci Orlego Gniazda i Równicą na deser. Przed jazdą jeszcze kilka dylematów ubraniowych oraz konieczność sięgnięcia po rezerwowy licznik, bo Garmina nie naładowałem. Już od wyjazdu z domu zauważyłem, że rower nie działa jak należy, łańcuch sobie ładnie przeskakiwał w okolicy miejsca zamontowania spinki i tak niemal przy każdym zetknięciu z górnym kółkiem przerzutki. Starałem się jechać lekko aby stwierdzić czy da się normalnie jechać z tym przeskakującym łańcuchem. Cały czas walczyłem z jakimiś przeciwnościami, najpierw przejazd przez Bielsko gdzie kilka razy musiałem hamować i traciłem czas na skrzyżowaniach. Później już walka z wiatrem, postanowiłem minąć ścieżkę rowerową w Bystrej i równoległą drogą dotarłem do Mesznej. W Buczkowicach zdecydowałem, że jadę najpierw na Orle Gniazdo ale bez Podmagury. Już po zjeździe z głównej pojawił się znak informujący o tym, ze droga nie nadaje się do ruchu pojazdów. Po 300 metrach już wiedziałem dlaczego, w poprzednim roku był asfalt z wieloma dziurami a obecnie są dziury z plamami asfaltu, nie wiem jakim cudem wpadłem tylko w 2 dziury, bałem się o koła które miały przejść test w górach. Jadąc na tyle aby płuca dawały radę, slalomem miedzy dziurami, z przeskakującym łańcuchem wjechałem w czasie ledwie 40 sekund gorszym od najlepszego, uzyskanego w dużo lepszych warunkach. Zjazd po lepszej drodze był wolny bo samochodowy skutecznie mnie blokowały. Po zjeździe znalazłem rozwiązanie dla przeskakującego łańcucha, jadąc na 52x28 lub 25 dało się normalnie jechać, ale pod wiatr i w górę wiązało się to z niską kadencją. Chwilę się tak męczyłem ale stwierdziłem, że dla kolan i mięśni lepsza jest wyższa kadencja i starty mocy na przeskakującym łańcuchu. Podjazd na Salmopol znowu jechałem z rezerwą, sporo pod wiatr a znowu czas wyszedł bardzo dobry jak na marzec i jako jeden z 10 moich najlepszych. Niestety moje płuca obecnie nie pozwalają nie więcej a w nogach są jeszcze rezerwy. Zjazd z kolei był słaby, wolny i zimny ale jakoś przetrwałem. Po zjeździe postój, rozebranie kurtki i kolejny podjazd – Zameczek. Po tym jak na Salmopol pojawił się nowy asfalt, chociaż po zimie nie wygląda już jak nowy to Zameczek to istna tragedia, sporo dziur i samochodów. które nie pozwalają ich mijać. Tutaj też największe katusze związane z napędem i płucami. Znowu nie byłem zbytnio zadowolony z podjazdu, na więcej mnie nie stać a czas całkiem dobry. W końcu pojawiła się okazja aby sprawdzić koła na zjeździe, momentami było szybko, dobrze technicznie ale też momenty w których musiałem hamować. Warunki na drodze robiły swoje i obecnie ciężko jest puścić rower w dół i skupić się tylko na optymalnym pokonywaniu zakrętów czy patelni. W Wiśle było mi zimno mimo wielu warstw ale widząc trzech kolarzy w krótkim rękawie czy spodenkach stwierdziłem, ze chyba ze mną jest faktycznie coś nie tak, skoro na 4 kolarzy tylko ja byłem naubierany, termometr chyba mi też zaniża bo pokazywał 10 stopni. Planowałem jechać prosto do domu ale jadąc przez Ustroń odruchowo odbiłem w lewo na Równicę. Zdjąłem kurtkę i ruszyłem aby zaliczyć tylko podjazd. Z wiatrem szybko pokonałem pierwszy kilometr, z niedziałającym napędem nawet Równica nie była tak przyjemna jak zwykle, jechałem na granicy możliwości płuc i dopiero jakieś 1500 metrów przed szczytem zauważyłem, że jadę na dobry czas. Nie miałem za bardzo z czego już dołożyć więc cisnąłem podobnym tempem, jakiś kilometr przed szczytem musiałem zwolnić przez prace drogowe, tego co tam straciłem zabrakło aby złamać 17 minut. Nie miałem już czasu więc szybko się ubrałem, zjechałem do Zawodzia i dokładając kilka pagórków ruszyłem w kierunku Bielska. Nie planowałem postoju w sklepie ale brakło mi wody wiec w Brennej zatrzymałem się w sklepie. Pierwszy raz od dana nie założyłem nic na twarz, czułem się co najmniej dziwnie ale pewnie szybko człowiek przywyknie do nowej rzeczywistości. Wracając do domu udało się zyskać nieco czasu, wiatr który rano utrudniał jazdę teraz pomagał. Mimo tego, że sporo rzeczy odbierało przyjemność z jazdy jestem zadowolony, zaliczyłem konkretny trening, w ubiegłym roku takich było jak na lekarstwo a w tym już w marcu jestem w stanie tak skutecznie walczyć z podjazdami a maksymalnego poziomu jeszcze nie udało się uzyskać więc może być pod każdym względem tylko lepiej. Koła zdały kolejny test i podsumowując wszystko jednym zdaniem, są najlepsze jakich kiedykolwiek używałem. Po jeździe stan baterii w Di2 wskazywał 30 % więc coś jest na rzeczy.
Trening 16
Niedziela, 20 marca 2022 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, Trening 2022
Km: | 157.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:26 | km/h: | 28.90 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 168168 ( 86%) | HRavg | 142( 72%) |
Kalorie: | 3931kcal | Podjazdy: | 1900m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od kliku lat wiosną wybieram się na kawę do Lanckorony. Po raz pierwszy pojechałem tam w 2019 roku, w 2020 przez awarię roweru na trasie nie dojechałem do punktu docelowego co udało się w 2021 roku. Warunki wietrzne na trasie i czas sprzyjały temu aby znowu się tam wybrać. Naprzemiennie do Lanckorony jadę raz przez Wadowice a wracam przez Żywiec a w kolejnym roku odwrotnie. W tym roku wybrałem bardziej górzysty dojazd do Lanckorony, ale ze względu na wzmożone remonty w rejonie Międzybrodzia czy Tresnej zrezygnowałem z przejazdu przez Przegibek i jechałem tradycyjną drogą. Wyjeżdżając z domu były ledwie 3 stopnie na termometrze, zapowiadano 10 więcej wiec ubrałem się na około 10 stopni co wiązało się z tym, że na początku marzłem. Już w Bielsku czułem, że nie będzie to przyjemna przejażdżka, ze względu na ilość samochodów których w niedzielę o podobnej porze było zazwyczaj znacznie mniej. Jadąc spokojnie przez miasto musiałem zatrzymywać się na wszystkich skrzyżowaniach ze światłami co skutecznie wybijało mnie z rytmu którego i tak nie umiałem złapać. Dopiero za Bielskiem jechało mi się lepiej ale odczuwałem duży ból nóg a konkretnie stawów znacznie obciążonych powtórzeniami na niskiej kadencji zafundowanymi sobie dzień wcześniej. Do Żywca gdy wiatr nie przeszkadzał i nie było trudnych podjazdów dojechałem całkiem sprawnie, za miastem już było gorzej i strasznie męczyłem się na hopkach. Tętno było wysokie a ja nie umiałem dostarczyć wymaganej ilości tlenu do pracujących mięśni. Był to prawdziwy test dla głowy, gdyby była słaba nie jechałbym dalej tylko wrócił się do domu. Pracowałem wyłącznie głową i sercem i dlatego poruszałem się dalej. Aby problemów na trasie było mało cały czas byłem głodny, tak stan często się u mnie pojawia i w kolarskim słowniku nosi nazwę bomby głodowej. Na jednej z hopek miałem problem ze znalezieniem proteinowego batona który na pewno był w kieszeni i zatrzymałem się na moment. Udało się znaleźć zgubę ale przyjęcie tej dawki energii w niczym mi nie pomogło. Myślałem, że na płaskim i zjeździe pod wiatr coś uda się zyskać, może i tak było bo w Suchej Beskidzkiej byłem mniej więcej o tej godzinie co zakładałem. Na drugą stronę drogi krajowej też dostałem się szybko i sprawnie więc mogłem sobie pozwolić na krótki postój jeszcze przed przełęczą Sanguszki, był jakiś podjazd ale bardzo krótki i łagodny i nawet nie wiedziałem, że to jest ta przełęcz. Po zjeździe do Harbutowic natrafiłem na pożar traw i musiałem się zatrzymać na moment aby umożliwić dojazd strażakom, mimo zjazdu na pobocze pojazd musiał zwolnić bo kierowcy jadący z przeciwka nie zrobili mu miejsca a mieli na to warunki. Po płaskim dojeździe do Sułkowic czekał mnie jeszcze kilkukilometrowy podjazd do Lanckorony, tą drogą jeszcze nie jechałem i podjazd dał mi nieźle w tyłek mimo tego, że po raz pierwszy tego dnia jechałem z wiatrem. Podjazd wycisnął ze mnie wszelkie poty ale mogłem powiedzieć, że zasłużyłem na odpoczynek bo mając już w nogach 90 kilometrów ciężkiej trasy które pokonałem w całkiem niezłym tempie i będąc w słabej dyspozycji było naprawdę wymagające. Trafiłem w idealnym momencie bo udało się kupić kawę i gofra zanim pojawiła się spora kolejka, w innych punktach gastronomicznych już wcześniej były duże kolejki. Po około 20 minutach odpoczynku ruszyłem w powrotną drogę. Miałem jeszcze zapas jedzenia jakby stan wiecznego głodu towarzyszył przez niemal całą drogę do Lanckorony. Po kilku minutach jazdy stwierdziłem, że nic się nie zmieniło. Mając już mocno ograniczone możliwości czasowe postanowiłem wracać główną drogą aż do Bielska. Mimo sporej ilości hopek na trasie wiatr w plecy pozwolił szybko przejechać cały odcinek, dopiero w Kozach złapał mnie kryzys, zabrakło wody i jedzenia więc zatrzymałem się w sklepie. To był błąd bo później nie mogłem włączyć się do ruchu a gdybym przetrwał jeszcze kilka minut to szybciej włączyłbym się później do ruchu. Jadąc przez Bielsko znowu udało się zyskać nieco czasu, mimo tego, że jechałem dosyć spokojnie. Mimo nieplanowanego postoju w sklepie byłem w domu kilka minut przed planowanym powrotem. Z tej jazdy nie mam prawa być zadowolony ale jestem, mimo wielu przeciwności i problemów czułem przyjemność z jazdy, zwłaszcza z tego, że mogłem sobie pojeździć kilka godzin co u mnie nie jest codziennością. Patrząc na to z innej perspektywy, mimo niedyspozycji sportowej pokonałem tą trasę szybciej niż zazwyczaj a warunki były bardzo trudne, takie w jakich zupełnie sobie nie radzę. Mimo ciągłych problemów w tym roku radzę sobie lepiej niż w poprzednich latach i być może coś z tego w tym roku będzie.
Trening 12
Poniedziałek, 14 marca 2022 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, Trening 2022
Km: | 105.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:49 | km/h: | 27.51 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2712kcal | Podjazdy: | 1290m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mając nieco więcej czasu postanowiłem go wykorzystać na dłuższy trening tlenowy. Długo się nie zastanawiałem i postanowiłem jechać w kierunku Wisły z jednego ważnego powodu, na tym etapie sezonu nie nawiedzę wracać pod wiatr a mocny ciąg z południa wykluczał inne kierunki jazdy. Wyjechałem kilka minut przed 9 w bardzo przyjemnej temperaturze ale ubrany na warunki jakie panują w górach i z dodatkowymi elementami ubioru w kieszeni. Od początku jechało się bardzo lekko i przyjemnie, do momentu aż zjechałem z głównej drogi przed Skoczowem, tam zaczęły pojawiać się silne podmuchy bocznego wiatru a nawierzchnia wyglądała jak szwajcarski ser, jeden, chyba najbardziej dziurawy odcinek sobie odpuściłem i skorzystałem z równej, asfaltowej =ścieżki nad Wisłą, aby na nią wjechać musiałem pokonać trudniejszy technicznie odcinek i to się udało, na MTB gdzie kierownica jest szersza byłoby znacznie trudniej. Po powrocie na główną drogę w Ustroniu walczyłem już z czołowym wiatrem, wiał raczej ze stałą prędkością więc dobrałem przełożenie i pilnowałem kadencji, równym tempem dojechałem do Wisły. Po weekendzie ruch na drogach był mniejszy i sprawnie przejechałem przez Wisłę. Podjazd na Kubalonkę okazał się zmarszczką, zwykle męczyłem się podczas pierwszych podjazdów w sezonie a po hiszpańskich wojażach gdzie dobrze radziłem sobie z podjazdami nie mam żadnych problemów na własnym podwórku. Na przełęczy jeszcze sporo śniegu i bardziej odczuwalny wiatr więc założyłem co mam i spokojnie zjechałem do Istebnej. Tam popełniłem błąd nie zdejmując kurtki, rozpiąłem ją tylko ale to nic nie dało i trochę się spociłem w słońcu wspinając się na Ochodzitą. Po raz pierwszy odczułem brak 32 zębów z tyłu, na 28 momentami przepychałem ale w miarę równym tempem pokonałem najtrudniejsze fragmenty podjazdu. Były jednak miejsca na drodze, gdzie przez brak słońca znajdował się lód. Udało się ominąć wszystkie tego typu pułapki i podziwiać widoki spod karczmy na Ochodzitej. Widoczność była na tyle dobra, że w oddali dojrzałem Tatry. Chwilę rozkoszowałem się widokami ale czekał mnie zjazd więc ruszyłem zanim moje ciało się całkiem wychłodziło. Dziwnie zjeżdżało się główną drogą bez kostki, ten odcinek bruku miał symboliczne znaczenie dla tej drogi ale to już historia. Na zjeździe nie nastawiłem się na szybkość ale bezpieczeństwo, w drugiej części pojawiło się sporo dziur i miejmy nadzieję, że drogowcy coś z tym zrobią na wiosnę. W Milówce już nie miałem picia więc zatrzymałem się przy sklepie, uzupełniłem bidony i energię, wypiłem ciepłą herbatę i ruszyłem w kierunku Bielska. Czasu już nie miałem zbyt dużo więc zrezygnowałem z górek i jechałem przez Żywiec, po drodze kilka spowolnień ale też moment, że leciałem po 40 km/h na płaskim. Zakładałem, że przejadę tą trasę w 4 godziny netto a udało się urwać z tego ponad 10 minut. Po raz kolejny sam siebie zaskoczyłem, dobrze pamiętam czasy gdy ta trasa była najtrudniejszą w sezonie i po jej przejechaniu byłem zmęczony a przejechanie jej zajęło mi więcej czasu. Tym razem zarówno trasa jak i tempo nie zrobiły na mnie wrażenia, obrany jesienią kierunek przygotowań do sezonu okazał się prawidłowy i już teraz mam dobrą nogę, przynajmniej na dłuższe jazdy tlenowe a nieraz z tym był problem. Nie radzę sobie z niskimi temperaturami i w tym roku odczuwam to bardziej i stosuję jedną warstwę ciuchów więcej niż w poprzednich latach a komfortu termicznego i tak nie odczuwam. Oczywiście czeka mnie sporo pracy nad zjazdami czy innymi elementami kolarskiej układanki ale bazę do rozwoju przygotowałem naprawdę solidną więc z optymizmem patrzę na kolejne treningi i początek sezonu który już coraz bliżej.
Calpe Trening Camp 9
Czwartek, 3 marca 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Szosa, w grupie
Km: | 127.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:58 | km/h: | 25.57 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 175175 ( 89%) | HRavg | 117( 60%) |
Kalorie: | 3539kcal | Podjazdy: | 2100m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni wyjazd w Calpe. Prognozy pogody mówiły o możliwym załamaniu aury późnym popołudniem więc chcieliśmy wrócić wcześniej do Calpe. Wyjechaliśmy po 10 w kierunku Altei. Początkowo miałem problemy by się utrzymać w grupie ale jakoś się to udawało do momentu aż nastąpiły pierwsze zrywy mające na celu m.in. wyprzedzenie dużej grupy. Mnie na razie nie stać na charce,, nogi może by chciały ale płuca nie dają rady i obserwowałem jak różnica między mną a grupką się powiększa aż w końcu zniknęli w oddali. Wiedziałem jak mam jechać więc jechałem swoim tempem. Na pierwszym podjeździe zrobiłem małe przepalenie składające się z trzech minutowych akcentów. Następny podjazd poszedł mi już lepiej i na końcu spotkałem się z resztą. Z głównej drogi zjechaliśmy w boczną nad urokliwe jeziorko położone między wzniesieniami.

Jadąc wzdłuż akwenu stopniowo wspinaliśmy się w górę, ale najcięższy podjazd był dopiero przed nami. Na rozwidleniu dróg odbiliśmy w prawo i w momencie nachylenie wzrosło do 10 % a po kilkudziesięciu metrach już zrobiło się 15 ?sfalt zamienił w betonowe płyty. Na wąskiej drodze ciężko było jechać zakosami a podjazd w dalszej części był jeszcze bardziej wymagający, na ponad 500 metrowym odcinku nachylenie nie spadało poniżej 20 % a trudności podjazdowy dodawał fakt, że przez ponad 300 metrów droga prowadziła prosto w górę i przed sobą widziałem tylko ścianę, taki podjazd początkiem marca jest bardzo wymagający i trudny, w końcówce już ciężko się jechało, po 7 dniach wymagających treningów czułem w nogach już zmęczenie ale jakoś przemęczyłem cały podjazd.

Moc ze wspinaczki wyszła niezła a nachylenie nie sprzyjało mocnej i równej jeździe więc mogę być z siebie zadowolony. Na szczycie odpocząłem nieco w słońcu przed jak się okazało przełajowym zjazdem w dół. Na tym zjeździe nie czułem się pewnie, nawet na tarczowych hamulcach, w połowie zjazdu jeszcze zadzwonił telefon co było pretekstem aby się zatrzymać na moment i dać odpocząć dłoniom. Niewiele jednak na tym straciłem a zjazd nie był na tyle długi aby musieć robić dodatkowe postoje. Po zjeździe ruszyliśmy w kierunku centrum Castel de Castilas gdzie wypiliśmy kawę i gdy tylko ruszyliśmy po przerwie to zaczęła się zabawa czyli popularne w tym sporcie zrywy. Pierwszy niestety przespałem a dodatkowo nastąpił na zjeździe, nie tarciłem wiele wiec gdy tylko zaczął się kolejny podjazd doścignąłem grupę i ruszyłem do przodu, z tyłu była gonitwa ale przed zjazdem do Val de Ebo nie dałem się doścignąć. Na zjeździe już nie walczyłem bo czego bym nie zrobił, byłem bez szans. Swojej przewagi upatrywałem na kolejnym podjeździe pod Col deVal de Ebo. Podjazd niezbyt długi i wymagający ale z podmuchami wiatru które próbowały mnie wytracić z równowagi. Wykrzesałem z siebie bardzo dużo mocy i wjechałem w niezłym czasie który jednak odbiegał od czołówki o ponad 2 minuty, to mówi wszystko o poziomie kolarstwa na świecie i moich miejscu w szeregu a jednak nie prezentuję na podjazdach poziomu przeciętnego ale nieco wyższy. Na przełęczy zatrzymałem się na moment i spokojnie zjechałem w dół do Pego na obiad.

Po drodze straciłem trochę czasu na nawigację ale trafiłem tam gdzie trzeba i miałem okazję rozkoszować się daniem regionalnym na zakończenie mojego pobytu w Calpe. Po postoju trzeba było jeszcze dojechać do Calpe, postanowiłem wracać z grupą i próbować utrzymać się na kole. Jechało się jednak na tyle dobrze, że dawałem nawet zmiany i dopiero przed Calpe odpuściłem luźno kręcąc przez ostatnie 15 minut. Wiązało się to z tym, że zostałem za grupą ale wszystko było kontrolowane, wolałem jechać w swoim tempie i skupić się an bezpiecznym przejeździe przez Calpe niż pilnować koła grupy i mając ograniczoną uwagę i kontrolę nad obserwacją otoczenia. Bezpiecznie dojechałem na kwaterę i miałem jedynie godzinę na to by zdać rower.

Jadąc wzdłuż akwenu stopniowo wspinaliśmy się w górę, ale najcięższy podjazd był dopiero przed nami. Na rozwidleniu dróg odbiliśmy w prawo i w momencie nachylenie wzrosło do 10 % a po kilkudziesięciu metrach już zrobiło się 15 ?sfalt zamienił w betonowe płyty. Na wąskiej drodze ciężko było jechać zakosami a podjazd w dalszej części był jeszcze bardziej wymagający, na ponad 500 metrowym odcinku nachylenie nie spadało poniżej 20 % a trudności podjazdowy dodawał fakt, że przez ponad 300 metrów droga prowadziła prosto w górę i przed sobą widziałem tylko ścianę, taki podjazd początkiem marca jest bardzo wymagający i trudny, w końcówce już ciężko się jechało, po 7 dniach wymagających treningów czułem w nogach już zmęczenie ale jakoś przemęczyłem cały podjazd.

Moc ze wspinaczki wyszła niezła a nachylenie nie sprzyjało mocnej i równej jeździe więc mogę być z siebie zadowolony. Na szczycie odpocząłem nieco w słońcu przed jak się okazało przełajowym zjazdem w dół. Na tym zjeździe nie czułem się pewnie, nawet na tarczowych hamulcach, w połowie zjazdu jeszcze zadzwonił telefon co było pretekstem aby się zatrzymać na moment i dać odpocząć dłoniom. Niewiele jednak na tym straciłem a zjazd nie był na tyle długi aby musieć robić dodatkowe postoje. Po zjeździe ruszyliśmy w kierunku centrum Castel de Castilas gdzie wypiliśmy kawę i gdy tylko ruszyliśmy po przerwie to zaczęła się zabawa czyli popularne w tym sporcie zrywy. Pierwszy niestety przespałem a dodatkowo nastąpił na zjeździe, nie tarciłem wiele wiec gdy tylko zaczął się kolejny podjazd doścignąłem grupę i ruszyłem do przodu, z tyłu była gonitwa ale przed zjazdem do Val de Ebo nie dałem się doścignąć. Na zjeździe już nie walczyłem bo czego bym nie zrobił, byłem bez szans. Swojej przewagi upatrywałem na kolejnym podjeździe pod Col deVal de Ebo. Podjazd niezbyt długi i wymagający ale z podmuchami wiatru które próbowały mnie wytracić z równowagi. Wykrzesałem z siebie bardzo dużo mocy i wjechałem w niezłym czasie który jednak odbiegał od czołówki o ponad 2 minuty, to mówi wszystko o poziomie kolarstwa na świecie i moich miejscu w szeregu a jednak nie prezentuję na podjazdach poziomu przeciętnego ale nieco wyższy. Na przełęczy zatrzymałem się na moment i spokojnie zjechałem w dół do Pego na obiad.

Po drodze straciłem trochę czasu na nawigację ale trafiłem tam gdzie trzeba i miałem okazję rozkoszować się daniem regionalnym na zakończenie mojego pobytu w Calpe. Po postoju trzeba było jeszcze dojechać do Calpe, postanowiłem wracać z grupą i próbować utrzymać się na kole. Jechało się jednak na tyle dobrze, że dawałem nawet zmiany i dopiero przed Calpe odpuściłem luźno kręcąc przez ostatnie 15 minut. Wiązało się to z tym, że zostałem za grupą ale wszystko było kontrolowane, wolałem jechać w swoim tempie i skupić się an bezpiecznym przejeździe przez Calpe niż pilnować koła grupy i mając ograniczoną uwagę i kontrolę nad obserwacją otoczenia. Bezpiecznie dojechałem na kwaterę i miałem jedynie godzinę na to by zdać rower.
Calpe Trening Camp 6
Poniedziałek, 28 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 147.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:48 | km/h: | 25.34 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 183183 ( 93%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 4091kcal | Podjazdy: | 2770m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nowy tydzień w Calpe zaczął się pogodnie ale chłodno. Z czasem jednak zrobiło się cieplej więc ruszyliśmy w górę, z zamiarem wjazdu na Port de Tudons położone na wysokości 1024 m.n.p.m. Wyjechaliśmy we 4 z Calpe a już za miasteczkiem zrobił się większy peleton z dwoma mocnymi Duńczykami na czele. Tempo było konkretne i oczywiście miałem nie małe problemy aby utrzymać się w grupie. Udawało się to jednak i nawet szybka jazda między samochodami nie odseparowała mnie od grupy. Młodzi kolarze zaciągli nas aż do Benidormu gdzie mieliśmy małe problemy lokalizacyjne ale szybko udało się trafić na właściwą szosę w kierunku Senji. Po wjeździe na szeroką szosę prowadzącą pod Port de Tudons czekało nas 17 kilometrów drogi prowadzącej w większości pod górę. Na podjeździe jechałem swoim tempem, zacząłem spokojnie by później stopniowo podkręcać tempo. Podjazd wcale mi się nie dłużył a wyprzedzający mnie co jakiś czas kolarze uświadamiali mnie, że wcale mocno nie jadę. Przełomowy moment na podjeździe nastąpił jak wyprzedziła mnie ta mocna dwójka Duńczyków, postanowiłem się do nich dokleić, dałem nawet jedną zmianę ale jazda z mocą około 350 Wat była dla mnie zbyt mocna i po 5 minutach mocnej jazdy puściłem koło. Aby się utrzymać musiałbym znowu dołożyć watów a na to stać mnie już nie było. Mocno jechałem jednak do końca podjazdu co pozwoliło na całkiem niezły czas na ostatnich 5 kilometrach podjazdu.

Na szczycie było jednak zimno więc ubrałem się szybko i zjechałem 1500 metrów w dół. Tam chwila postoju i powrót na szczyt już w spokojniejszym tempie dostosowanym do najspokojniej jadącego zawodnika z naszej grupy. Zjazd z przełęczy był dosyć szybki i przyjemny ale w moim przypadku wyglądało to dosyć słabo. Szybko po zjeździe nastąpił następny podjazd, kilka kilometrów wspinaczki ze stromymi fragmentami pokonałem już dużo spokojniej i na szczucie już tyle nie czekałem na towarzyszy.
Zjazd to oczywiście powiększanie straty do grupki. Uratował mnie postój na kawę gdzie mogłem nieco odpocząć ale nie spodziewałem się, że po postoju będzie bardzo szybki i techniczny odcinek. Zostałem już na samym początku i nie miałem szans dojść więc zmieniłem trasę i wróciłem przez Cal de Rates. Na podjeździe pod Taudernę zrobiłem jedną tempówkę na 90 % FTP długości około 15 minut i już spokojnie jechałem dalej. Na Cal de rates było dosyć chłodno, założyłem co mam i zjechałem w dół poprawiając swój czas na zjeździe o 30 sekund.

Wracając do Calpe jechałem bezpośrednio do Benissy i zjechałem główną drogą omijając Fusterę. Zjazd był szybki ale nieco czasu straciłem w samym Calpe szukając otwartego sklepu rowerowego. Nic nie udało się zlokalizować więc wróciłem na kwaterę. Prawie 150 kilometrów i 2700 metrów pionu było na ten moment najlepszym wynikiem podczas pobytu w Calpe. Królewski etap czekał mnie już następnego dnia.

Na szczycie było jednak zimno więc ubrałem się szybko i zjechałem 1500 metrów w dół. Tam chwila postoju i powrót na szczyt już w spokojniejszym tempie dostosowanym do najspokojniej jadącego zawodnika z naszej grupy. Zjazd z przełęczy był dosyć szybki i przyjemny ale w moim przypadku wyglądało to dosyć słabo. Szybko po zjeździe nastąpił następny podjazd, kilka kilometrów wspinaczki ze stromymi fragmentami pokonałem już dużo spokojniej i na szczucie już tyle nie czekałem na towarzyszy.


Wracając do Calpe jechałem bezpośrednio do Benissy i zjechałem główną drogą omijając Fusterę. Zjazd był szybki ale nieco czasu straciłem w samym Calpe szukając otwartego sklepu rowerowego. Nic nie udało się zlokalizować więc wróciłem na kwaterę. Prawie 150 kilometrów i 2700 metrów pionu było na ten moment najlepszym wynikiem podczas pobytu w Calpe. Królewski etap czekał mnie już następnego dnia.
Calpe Trening Camp 4
Sobota, 26 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 147.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:23 | km/h: | 27.31 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 156156 ( 80%) | HRavg | 122( 62%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1640m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trzeci poranek w Calpe był pochmurny, zapowiadano przelotne opady deszczu więc zabrałem się z grupą na płaską trasę. To był błąd bo jeszcze w Calpe miałem problem by utrzymać się w grupie. Pierwsze kilometry przetrzymałem aby na dłuższym zjeździe odpaść i zostać daleko z tyłu. Później udało się jeszcze doskoczyć i kilka kilometrów utrzymać na kole ale szybki, płaski odcinek prowadzący do Pego załatwił mnie ostatecznie. Jadąc swoim równym tempem nie miałem szans na dociągnięcie do grupy. Nie wiedziałem dokładnie jak jechać więc z Pego odbiłem w kierunku Denii. Wiele kilometrów walki z wiatrem kosztowało mnie sporo sił więc zatrzymałem się w centrum na kawę. Po przerwie ruszyłem niezłym tempem, pogoda się poprawiła więc ruszyłem w góry. Najpierw musiałem jednak przejechać kilka kilometrów po płaskim. Im bliżej gór tym jechało się lepiej i w końcu trafiłem na drogi które znałem z poprzednich dni. Najpierw malowniczy wąwozik a później nieco szybszy odcinek do Xialo skąd zaczyna się podjazd na Bernię. Ponad 10 kilometrów podjazdu zleciało szybko. Znowu miałem ułatwione zadanie widząc tabliczki z dystansem do końca i średnim nachyleniem na kolejnych kilometrach. Podjazd na papierze wyglądał inaczej niż w rzeczywistości. Fragmentami droga nieco opadała by później zaskoczyć nieco wyższym nachyleniem, wdrapałem się jednak dosyć szybko na szczyt gdzie zrobiłem przerwę na zdjęcia i ubranie się na zjazd.

Podczas zjazdu jeszcze kilka razy zatrzymywałem się robić zdjęcia. W końcu jednak zjechałem w dół, zrobiło się późno i chłodno więc po dojechaniu na Fusterę zjechałem najkrótszą drogą na kwaterę. Zjazd momentami był stromy i niebezpieczny ale udało się bezpiecznie dojechać do celu.

Zdecydowanie najłatwiejsza trasa okazała się dla mnie wyzwaniem, brakuje mnie jeszcze na płaskim i w grupie ale jest to kwestia rozjeżdżenia, po długiej przerwie od szosy i treningów po kilka godzin ciężko mi złapać odpowiedni rytm i stąd te problemy.

Podczas zjazdu jeszcze kilka razy zatrzymywałem się robić zdjęcia. W końcu jednak zjechałem w dół, zrobiło się późno i chłodno więc po dojechaniu na Fusterę zjechałem najkrótszą drogą na kwaterę. Zjazd momentami był stromy i niebezpieczny ale udało się bezpiecznie dojechać do celu.

Zdecydowanie najłatwiejsza trasa okazała się dla mnie wyzwaniem, brakuje mnie jeszcze na płaskim i w grupie ale jest to kwestia rozjeżdżenia, po długiej przerwie od szosy i treningów po kilka godzin ciężko mi złapać odpowiedni rytm i stąd te problemy.
Calpe Trening Camp 3
Piątek, 25 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 146.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:44 | km/h: | 25.47 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 163163 ( 83%) | HRavg | 123( 63%) |
Kalorie: | 3758kcal | Podjazdy: | 2320m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Drugi dzień w Caple przywitał nas nieco gorszą pogodą. Udało się wyjechać o podobnej porze jak wczoraj ale trzeba było ubrać się cieplej. Przez cały dzień mogły pojawiać się przelotne deszcze więc pelerynka znalazła się w kieszonce. Wyjechaliśmy w 3 osoby w kierunku Morairy, z wiaterkiem przyjemnie się jechało po zmianach. Tempo było spokojne, nie znając okolicy nie wyrywałem się do przodu. Po kilkunastu kilometrach ruchliwymi szosami wjechaliśmy w bardziej boczne drogi a w dalszej kolejności w bardzo przyjemny wąwóz między górami. Tam trochę odstałem od grupki ale trzymałem cały czas zbliżony dystans. Po godzinie jazdy zaczęło kropić ale nie na tyle aby zmoknąć. Po 40 kilometrze trasy wjechaliśmy już w drogi które znałem z pierwszego dnia. W grupce utrzymałem się do Fustery a na technicznym zjeździe już odpadłem i jechałem swoim rytmem. Zjazd do Caple nie był zbyt dobrym wyborem bo musiałem albo zawrócić albo przejechać całe Calpe i ruszyć w kierunku Altei. Druga opcja wydawała mi się ciekawszą bo tam jeszcze nie byłem. Niestety musiałem jechać bardzo ruchliwą główną drogą do Altei. Tam po niecałych 80 kilometarch zatrzymałem się na kawę. Wpadł mi do głowy pomysł aby wrócić górami do Calpe.

Tak też zrobiłem i ruszyłem na zachód, cały czas podjeżdżając dojechałem do miejsca skąd odbiłem na Col de Rates. Z głównej szosy zjechałem w boczną dróżkę, tak prowadził mnie GPS. Podjazd wąską dróżką był ciekawy, szczególnie z powodu nachylenia rzędu 15 % które towarzyszyło mi na dłuższym odcinku. Na końcu dojechałem do głównej drogi i hopkami dotarłem na opustoszałe Col de Rates. Zjazd z góry wolny, chodny i asekuracyjny i powrót do Caple znaną już drogą. Ostatnim wyzwaniem dnia była Fustera skąd mogłem zjechać bezpośrednio na kwaterę ale znowu przeoczyłem skręt i musiałem przejechać przez Calpe.

W sumie wyszedł ciekawy trening, w niepewnej pogodzie, noga kręciła lepiej niż pierwszego dnia ale nie nie było żadnego przepalenia więc odczucia nie są zbyt obiektywne.

Tak też zrobiłem i ruszyłem na zachód, cały czas podjeżdżając dojechałem do miejsca skąd odbiłem na Col de Rates. Z głównej szosy zjechałem w boczną dróżkę, tak prowadził mnie GPS. Podjazd wąską dróżką był ciekawy, szczególnie z powodu nachylenia rzędu 15 % które towarzyszyło mi na dłuższym odcinku. Na końcu dojechałem do głównej drogi i hopkami dotarłem na opustoszałe Col de Rates. Zjazd z góry wolny, chodny i asekuracyjny i powrót do Caple znaną już drogą. Ostatnim wyzwaniem dnia była Fustera skąd mogłem zjechać bezpośrednio na kwaterę ale znowu przeoczyłem skręt i musiałem przejechać przez Calpe.

W sumie wyszedł ciekawy trening, w niepewnej pogodzie, noga kręciła lepiej niż pierwszego dnia ale nie nie było żadnego przepalenia więc odczucia nie są zbyt obiektywne.
Calpe Trening Camp 2
Czwartek, 24 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 135.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:03 | km/h: | 26.73 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 142( 72%) |
Kalorie: | 3502kcal | Podjazdy: | 2010m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy wyjazd w Calpe. Bez wprowadzenia ruszyłem w długą trasę. Na starcie miałem spory dylemat, jak się ubrać. Ostatecznie ubrałem się na około 15 stopni a było kilka więcej. Nie musiałem dokonywać korekt w ustawieniach roweru i mogłem skupić się na jeździe i czerpaniu przyjemności.

Na pierwszy rzut oka pomiar mocy wydawał się nieco zaniżać wskazania ale może to tylko moje złudzenie. W mieście spory ruch i kilka niebezpiecznych sytuacji. Po ponad 4 miesiącach przerwy od szosy nie czułem się całkiem pewnie na rowerze i podczas jazdy w grupie. Gdy tylko zaczął się podjazd od razu poczułem się jak ryba w wodzie. Noga się powoli rozkręcała, nie znając okolicy nie zakładałem tempa w jakim chcę jechać i dostosowałem się do grupy. Pierwsze 30 kilometrów prowadziło pagórkami a później rozpoczął się pierwszy konkretniejszy podjazd. Postanowiłem wjechać go możliwie mocno aby sprawdzić pomiar, nogę oraz ewentualnie zweryfikować strefy mocy. Ponad 6 kilometrów, równej i mocnej jazdy nie wystarczyło aby zaliczyć pełny 20 minutowy test. Zabrakło półtorej minuty a w końcówce musiałem nieco spuścić z tonu na trudnym technicznie odcinku. Przez ponad 18 minut utrzymałem super moc, równe 5 W/kg więc wydaje się, że pomiar dobrze działał na podjeździe a strefy nieco się zmieniły na korzyść. Regularność w treningach w ostatnim czasie przyniosła efekty w postaci mocniejszej nogi. Po podjeździe zjechałem jeszcze 2 kilometry w dół i już spokojniej wjechałem po raz drugi na Col de Rates. Test wypompował mnie konkretnie i gdy po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę męczyłem się niemiłosiernie. Na podjeździe jakoś dawałem radę ale zjazdy czy płaskie odcinki to była straszna męczarnia, miałem problem z utrzymaniem koła. Stawałem na rzęsach aby się utrzymać i walczyłem sam ze sobą. Tętno było wysokie ale nie przywiązywałem do tego większej wagi. Po ponad 20 kilometrach zjazdu zatrzymaliśmy się na kawę w restauracji. Przerwa zrobiła mi bardzo dobrze i lepiej mi się później jechało. Jako najmłodszy w grupie dostałem zadanie do wykonania i przez dłuższy czas prowadziłem grupę, tempo dostosowałem do innych, na podjazdach nie szalałem a na płaskim dokręcałem utrzymując podobną moc. Ślad GPS w Garminie prowadził nas wąskimi a nieraz drogami w które wjechać się nie dało. W sumie musieliśmy nadrobić z tego powodu 5 kilometrów. Nudno na pewno nie było, w Polsce na znanych mi trasach na pewno odczucia byłyby inne a tutaj krajobraz robi swoje i aż chciało się kręcić i poznawać kolejne drogi. Po 125 kilometrach domknęliśmy pętlę i do Calpe było już niemal cały czas w dół. W nagrodę za efektywny trening pojechaliśmy do przyjemnej restauracji położonej nad samym morzem skąd rozprzestrzeniał się widok na centrum Calpe a także otwarte morze.

Po godzinie regeneracji czekało nas jeszcze 5 kilometrów w tym wymagający podjazd przy resturacji. Po 2 godzinach w słońcu i na krótko ubrałem wiatrówkę która spełniła swoje zadanie na ostatnich kilometrach. Warto było tutaj przyjechać, przyjemność z jazdy jest ogromna. Długa przerwa od szosy zrobiła swoje i teraz jazda jest czystą poezją, nawet wiatr, spory ruch na głównych szosach i pożyczony rower nie są utrudnieniem. Jak na pierwszy raz mogę być zadowolony z jazdy. Solidny początek zapowiada całkiem efektywne treningi w kolejnych dniach i solidna podstawę pod treningi podporządkowane już wyścigom jakie planuję już realizować w marcu.

Na pierwszy rzut oka pomiar mocy wydawał się nieco zaniżać wskazania ale może to tylko moje złudzenie. W mieście spory ruch i kilka niebezpiecznych sytuacji. Po ponad 4 miesiącach przerwy od szosy nie czułem się całkiem pewnie na rowerze i podczas jazdy w grupie. Gdy tylko zaczął się podjazd od razu poczułem się jak ryba w wodzie. Noga się powoli rozkręcała, nie znając okolicy nie zakładałem tempa w jakim chcę jechać i dostosowałem się do grupy. Pierwsze 30 kilometrów prowadziło pagórkami a później rozpoczął się pierwszy konkretniejszy podjazd. Postanowiłem wjechać go możliwie mocno aby sprawdzić pomiar, nogę oraz ewentualnie zweryfikować strefy mocy. Ponad 6 kilometrów, równej i mocnej jazdy nie wystarczyło aby zaliczyć pełny 20 minutowy test. Zabrakło półtorej minuty a w końcówce musiałem nieco spuścić z tonu na trudnym technicznie odcinku. Przez ponad 18 minut utrzymałem super moc, równe 5 W/kg więc wydaje się, że pomiar dobrze działał na podjeździe a strefy nieco się zmieniły na korzyść. Regularność w treningach w ostatnim czasie przyniosła efekty w postaci mocniejszej nogi. Po podjeździe zjechałem jeszcze 2 kilometry w dół i już spokojniej wjechałem po raz drugi na Col de Rates. Test wypompował mnie konkretnie i gdy po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę męczyłem się niemiłosiernie. Na podjeździe jakoś dawałem radę ale zjazdy czy płaskie odcinki to była straszna męczarnia, miałem problem z utrzymaniem koła. Stawałem na rzęsach aby się utrzymać i walczyłem sam ze sobą. Tętno było wysokie ale nie przywiązywałem do tego większej wagi. Po ponad 20 kilometrach zjazdu zatrzymaliśmy się na kawę w restauracji. Przerwa zrobiła mi bardzo dobrze i lepiej mi się później jechało. Jako najmłodszy w grupie dostałem zadanie do wykonania i przez dłuższy czas prowadziłem grupę, tempo dostosowałem do innych, na podjazdach nie szalałem a na płaskim dokręcałem utrzymując podobną moc. Ślad GPS w Garminie prowadził nas wąskimi a nieraz drogami w które wjechać się nie dało. W sumie musieliśmy nadrobić z tego powodu 5 kilometrów. Nudno na pewno nie było, w Polsce na znanych mi trasach na pewno odczucia byłyby inne a tutaj krajobraz robi swoje i aż chciało się kręcić i poznawać kolejne drogi. Po 125 kilometrach domknęliśmy pętlę i do Calpe było już niemal cały czas w dół. W nagrodę za efektywny trening pojechaliśmy do przyjemnej restauracji położonej nad samym morzem skąd rozprzestrzeniał się widok na centrum Calpe a także otwarte morze.

Po godzinie regeneracji czekało nas jeszcze 5 kilometrów w tym wymagający podjazd przy resturacji. Po 2 godzinach w słońcu i na krótko ubrałem wiatrówkę która spełniła swoje zadanie na ostatnich kilometrach. Warto było tutaj przyjechać, przyjemność z jazdy jest ogromna. Długa przerwa od szosy zrobiła swoje i teraz jazda jest czystą poezją, nawet wiatr, spory ruch na głównych szosach i pożyczony rower nie są utrudnieniem. Jak na pierwszy raz mogę być zadowolony z jazdy. Solidny początek zapowiada całkiem efektywne treningi w kolejnych dniach i solidna podstawę pod treningi podporządkowane już wyścigom jakie planuję już realizować w marcu.
Roztrenowanie 12
Sobota, 23 października 2021 Kategoria Szosa, Samotnie, 100-200
Km: | 123.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:13 | km/h: | 29.17 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 4.0°C | HRmax: | 155155 ( 79%) | HRavg | 123( 63%) |
Kalorie: | 2759kcal | Podjazdy: | 840m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po pięciu dniach leczenia, kilku zabiegach na kręgosłup wreszcie poczułem ulgę i większą ruchomość ciała. Postanowiłem więc wracać z Zakopanego na rowerze zaliczając m.in. ścieżkę rowerową z Chochołowa na Słowację. Rano było bardzo zimno i gdy na termometrze pojawiły się 2 stopnie ruszyłem, prawie nie wiało ale chłód był odczuwalny. Ciężko było wyjechać spod Tatr i dopiero za Chochołowem jechało się lepiej, temperatura nieco podskoczyła ale i pojawił się wiatr, jechałem cały czas równo podziwiając piękne jesienne widoki, noga podawała całkiem nieźle więc i drogi ubywało. Nie było czasu na postoje i zatrzymałem się dopiero wtedy gdy nie miałem już jedzenia i picia czyli jeszcze przed Korbielowem. Postój nieco się przedłużył ale szybko złapałem znowu dobry rytm i ostatnie kilometry do Korbielowa znowu minęły bardzo szybko. Zjazd musiałem nieco odpuścić, później już walka z wiatrem i sporym ruchem. Mimo wyższej temperatury niż w Zakopanem wcale nie było cieplej. Ciekawa trasa zaliczona na koniec sezonu szosowego i wreszcie bez bólu pleców.
Roztrenowanie 7
Poniedziałek, 11 października 2021 Kategoria 100-200, Cube '21, Samotnie, Szosa
Km: | 100.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:42 | km/h: | 27.03 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2558kcal | Podjazdy: | 1600m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po słabym weekendzie znalazłem nieco więcej czasu na rower więc postanowiłem go wykorzystać. Od wyjazdu w góry skutecznie odwiodła mnie temperatura, pojechałem więc na Terlicko gdzie jest sporo wymagających podjazdów. Nie jechało mi się najlepiej od samego początku, męczyłem się na każdym podjeździe i o złapaniu rytmu mowy nie było. W Czechach górki są bardziej wymagające i dlatego też tam przeżywałem największe katusze. W trakcie jazdy podjąłem decyzję, że zaliczę 5 różnych podjazdów na Koniaków, nazwa miejscowości mówi dużo o ukształtowaniu terenu bo w polskim Koniakowie próżno szukać płaskiego odcinka drogi. Zaliczyłem wszystkie wybrane warianty a jeszcze minimum dwa mogłem dołożyć ale ograniczał mnie czas. Po ostatnim podjeździe złapała mnie tradycyjna bomba i nawet wizyta w sklepie i ciągłem uzupełnianie energii nic nie pomogły. Ostatnią godzinę już wlekłem się do domu ale jakoś dojechałem. Przed domem pojawił się komunikat o słabej baterii Di2, to oznaka że trzeba kończyć ten sezon, do końca października pojeżdżę jeszcze na MTB a później zamknę się na Świat w nowo tworzonej jaskini i dopiero na wiosnę wrócę na szosę.