Wpisy archiwalne w kategorii
100-200
Dystans całkowity: | 62709.00 km (w terenie 254.50 km; 0.41%) |
Czas w ruchu: | 2286:11 |
Średnia prędkość: | 27.22 km/h |
Maksymalna prędkość: | 90.00 km/h |
Suma podjazdów: | 721674 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (179 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 1343590 kcal |
Liczba aktywności: | 507 |
Średnio na aktywność: | 123.69 km i 4h 32m |
Więcej statystyk |
Rundka przez Czechy
Niedziela, 2 października 2011 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa
Km: | 106.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:59 | km/h: | 26.61 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1996kcal | Podjazdy: | 740m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Bielsko-Jasienica-Grodziec-Skoczów-Ustroń-Cisownica-Leszna Górna-Trinec-Hradek-Tyra-Trinec-Cesky Tesin-Cieszyn-Ogrodzona-Kisielów-Skoczów-Grodziec-Jasienica-Jaworze-Bielsko
Pogoda znowu piękna, żal siedzieć w domu. Dzisiaj krócej niż wczoraj i wolniej, sezon powoli dobiega końca ale jeszcze kilka takich wyjazdów powinno być. Noga dzisiaj coś nie podawała i ciężko było momentami.
#lat=49.67429&lng=18.70628&zoom=11&type=2
Pogoda znowu piękna, żal siedzieć w domu. Dzisiaj krócej niż wczoraj i wolniej, sezon powoli dobiega końca ale jeszcze kilka takich wyjazdów powinno być. Noga dzisiaj coś nie podawała i ciężko było momentami.
#lat=49.67429&lng=18.70628&zoom=11&type=2
Jura Krakowsko-Częstochowska
Niedziela, 25 września 2011 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 164.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:44 | km/h: | 28.60 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 3082kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Salmopol i Kubalonka
Piątek, 23 września 2011 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa
Km: | 102.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:48 | km/h: | 26.84 |
Pr. maks.: | 66.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1818kcal | Podjazdy: | 1150m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Bielsko-Bystra-Buczkowice-Szczyrk-Przełęcz Salmopolska-Wisła-Zameczek-Stecówka-Przełęcz Kubalonka-Wisła-Ustroń-Skoczów-Pierściec-Kowale-Bielowicko-Grodziec-Jasienica-Bielsko
W końcu jakiś dłuższy wyjazd, jechało się ciężko, sezon powoli dobiega końca. Czasy podjazdów dobre, na zjazdach zimno więc nie szalałem. W Wiśle ruch wahadłowy i musiałem czekać. Na Stecówce pustki i można spokojnie przejechać na Kubalonkę, pod Kubalonką urwałem linkę tylnej przerzutki a dopiero co miałem wymienioną, pokombinowałem i zblokowałem przerzutkę i wróciłem do domu na jednym przełożeniu.
Podjazdy:
Przełęcz Salmopolska z Szczyrku:0:14:44
Zameczek:00:09:09
W końcu jakiś dłuższy wyjazd, jechało się ciężko, sezon powoli dobiega końca. Czasy podjazdów dobre, na zjazdach zimno więc nie szalałem. W Wiśle ruch wahadłowy i musiałem czekać. Na Stecówce pustki i można spokojnie przejechać na Kubalonkę, pod Kubalonką urwałem linkę tylnej przerzutki a dopiero co miałem wymienioną, pokombinowałem i zblokowałem przerzutkę i wróciłem do domu na jednym przełożeniu.
Podjazdy:
Przełęcz Salmopolska z Szczyrku:0:14:44
Zameczek:00:09:09
Bieszczady
Niedziela, 18 września 2011 Kategoria 100-200, Road Maraton Team, Szosa, w grupie
Km: | 108.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:41 | km/h: | 29.32 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1887kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Velo Carpathica
Sobota, 17 września 2011 Kategoria 100-200, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 191.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:15 | km/h: | 30.56 |
Pr. maks.: | 71.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 3636kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni start w sezonie za mną. Wynik dobry ale mogło być lepiej.
W Bieszczady przyjechałem wraz z kolegami z RMT w piątek około 19:00. Odebraliśmy pakiety startowe i zakwaterowaliśmy się w domkach. O 20:00 odbyła się Odprawa Techniczna. Po odprawie sprawdziłem czy ze sprzętem jest wszystko porządku i znowu przerzutka nie działała jak należy i konieczna była wymiana pancerza. Po 22:00 położyliśmy się spać.
Wstałem rano przed 7:00 i poszedłem na śniadanie. Zjadłem porcję makaronu, po powrocie do domku naprawiłem sprzęt, przebrałem się i ruszyliśmy na rynek gdzie był zlokalizowany start. Było chłodno ale zdecydowałem się jechać na krótko.
O 9:00 ruszyliśmy z rynku za motocyklem. W peletonie było około 40 ludzi, po kilkuset metrach znowu byłem w ogonie peletonu, po skręcie na Ustrzyki Górne zacząłem przesuwać się na przód peletonu i dwa razy się urwałem i ciągnąłem przed peletonem, było to zagranie bez sensu i dalej trzymałem się w środku peletonu. Motocykl odprowadził nas do granicy Ustrzyk i wszyscy zgodnie mu podziękowali i dalej jechaliśmy już dużą grupą. Przed Ustrzykami grupa malała i w około 25osób jechaliśmy w kierunku pierwszych dłuższych podjazdów na trasie. Na pierwszym z podjazdów za Ustrzykami już grupka znowu się podzieliła, ja odpuściłem ale zbyt dużo nie straciłem i przed kolejnym podjazdem byłem znowu w pierwszej grupie, trzymałem się osób przede mną i nawet nie zauważyłem że zostaliśmy około 300metrów w tyle i musiałem przyspieszyć, na szczycie byłem na końcu grupy. Nastąpił długi i stromy zjazd i niestety odpadłem, zostałem parę razy przyblokowany na serpentynach i straciłem kontakt z grupą i dalej jechałem samotnie.
Próbowałem jeszcze gonić grupę ale po kilku kilometrach odpuściłem i jechałem swoim tempem dalej. Przed Cisną doszedłem dwójkę kolarzy i od razu siedli mi na koło i się wieźli przez następne kilka naście kilometrów. W pewnym momencie przegapiliśmy skręt w lewo i nadrobiliśmy kilka kilometrów. Kiedy wróciliśmy na właściwą drogę pojawił się fajny podjazd i tam się urwałem i dalej jechałem sam do samej mety. Po drodze zaliczyłem bufet i kilka razy musiałem hamować, m.in. przez szlogę na weselu, remont mostu i skrzyżowania. Kiedy dojechałem do Leska zobaczyłem przed sobą kolarza w czarnej koszulce ale go nie doszedłem. Dalsza droga była trochę męcząca, same hopki. Przed metą jeszcze wyprzedziłem 2 osoby i samotnie wjechałem na ostatni podjazd(ok.10%) i zjechałem w dół. Fajna szeroka droga, jadę 70km/h, spokojnie można było więcej. Ostatnie kilometry przejechałem siłą woli ze średnią 20km/h.
Metę osiągnąłem około 30minut za zwycięzcą. Byłem trochę zmęczony ale makaron postawił mnie na nogi. Po maratonie pojechałem jeszcze do Równi i potem do bazy. Prysznic, jedzenie i na dekorację i ognisko. Było super, poznałem kilu nowych ludzi i porozmawiałem ze starymi znajomymi a potem jeszcze siedzieliśmy w domku do 22:30.
Świetna impreza, tereny piękne, mógłbym tam mieszkać. Jedyny minus to dojazd. N dojazd tam i spowrotem potrzebowałem 21godzin.
Mój wynik: 17/43OPEN i 7/13 A
W Bieszczady przyjechałem wraz z kolegami z RMT w piątek około 19:00. Odebraliśmy pakiety startowe i zakwaterowaliśmy się w domkach. O 20:00 odbyła się Odprawa Techniczna. Po odprawie sprawdziłem czy ze sprzętem jest wszystko porządku i znowu przerzutka nie działała jak należy i konieczna była wymiana pancerza. Po 22:00 położyliśmy się spać.
Wstałem rano przed 7:00 i poszedłem na śniadanie. Zjadłem porcję makaronu, po powrocie do domku naprawiłem sprzęt, przebrałem się i ruszyliśmy na rynek gdzie był zlokalizowany start. Było chłodno ale zdecydowałem się jechać na krótko.
O 9:00 ruszyliśmy z rynku za motocyklem. W peletonie było około 40 ludzi, po kilkuset metrach znowu byłem w ogonie peletonu, po skręcie na Ustrzyki Górne zacząłem przesuwać się na przód peletonu i dwa razy się urwałem i ciągnąłem przed peletonem, było to zagranie bez sensu i dalej trzymałem się w środku peletonu. Motocykl odprowadził nas do granicy Ustrzyk i wszyscy zgodnie mu podziękowali i dalej jechaliśmy już dużą grupą. Przed Ustrzykami grupa malała i w około 25osób jechaliśmy w kierunku pierwszych dłuższych podjazdów na trasie. Na pierwszym z podjazdów za Ustrzykami już grupka znowu się podzieliła, ja odpuściłem ale zbyt dużo nie straciłem i przed kolejnym podjazdem byłem znowu w pierwszej grupie, trzymałem się osób przede mną i nawet nie zauważyłem że zostaliśmy około 300metrów w tyle i musiałem przyspieszyć, na szczycie byłem na końcu grupy. Nastąpił długi i stromy zjazd i niestety odpadłem, zostałem parę razy przyblokowany na serpentynach i straciłem kontakt z grupą i dalej jechałem samotnie.
Próbowałem jeszcze gonić grupę ale po kilku kilometrach odpuściłem i jechałem swoim tempem dalej. Przed Cisną doszedłem dwójkę kolarzy i od razu siedli mi na koło i się wieźli przez następne kilka naście kilometrów. W pewnym momencie przegapiliśmy skręt w lewo i nadrobiliśmy kilka kilometrów. Kiedy wróciliśmy na właściwą drogę pojawił się fajny podjazd i tam się urwałem i dalej jechałem sam do samej mety. Po drodze zaliczyłem bufet i kilka razy musiałem hamować, m.in. przez szlogę na weselu, remont mostu i skrzyżowania. Kiedy dojechałem do Leska zobaczyłem przed sobą kolarza w czarnej koszulce ale go nie doszedłem. Dalsza droga była trochę męcząca, same hopki. Przed metą jeszcze wyprzedziłem 2 osoby i samotnie wjechałem na ostatni podjazd(ok.10%) i zjechałem w dół. Fajna szeroka droga, jadę 70km/h, spokojnie można było więcej. Ostatnie kilometry przejechałem siłą woli ze średnią 20km/h.
Metę osiągnąłem około 30minut za zwycięzcą. Byłem trochę zmęczony ale makaron postawił mnie na nogi. Po maratonie pojechałem jeszcze do Równi i potem do bazy. Prysznic, jedzenie i na dekorację i ognisko. Było super, poznałem kilu nowych ludzi i porozmawiałem ze starymi znajomymi a potem jeszcze siedzieliśmy w domku do 22:30.
Świetna impreza, tereny piękne, mógłbym tam mieszkać. Jedyny minus to dojazd. N dojazd tam i spowrotem potrzebowałem 21godzin.
Mój wynik: 17/43OPEN i 7/13 A
Road Trophy 3
Niedziela, 4 września 2011 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: | 100.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:53 | km/h: | 25.75 |
Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1886kcal | Podjazdy: | 1700m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni już etap, najkrótszy bo 78km. Wyjechałem o 8:00 z OSP. Na Zagroniu byłem około 8:10. Dopompowałem powietrza do 8 bar i sprawdziłem czy wszystko w porządku z rowerem. Napełniłem bidony i stanąłem na starcie na pierwszej lini. Po odprawie nastąpił start.
O 9:00 ruszyliśmy z Zagronia w kierunku Koniakowa, jak zwykle traciłem na samym początku, po 2km bardzo spokojnej jazdy nastąpił zryw, próbowałem skoczyć o przodu ale było ciężko, jak się okazało, hamulec tarł o obręcz i to mnie hamowało. Musiałem stanąć i poprawić, zrobiłem i pojechałem, byłem ostatni ale już na pierwszym podjeździe przed Koniakowem złapałem ostatnich zawodników i przesuwałem się do przodu, podjazd na Koniakowską poszedł mi dobrze, wyprzedziłem sporo osób, na zjeździe do Kamesznicy uważałem i zjechałem bezpiecznie, na kolejnym podjeździe nadrobiłem znowu kilka miejsc i samotnie zacząłem zjeżdżać do Milówki. Po zjeździe złapała mnie dwójka kolarzy i razem przejechaliśmy kilka kilometrów do Nieledwi. Podjazd na Kotelnicę wykończył mnie strasznie i dalej jechało się źle, nikogo nie wyprzedziłem na podjeździe, zjechałem bardzo spokojnie i jechałem wolno, nie potrzebnie bo mogłem dociągnąć do grupki przede mną a nie czekać. Przed Jaworzynką postanowiłem że jednak stanę na bufecie. W połowie drogi przez las zobaczyłem przed sobą grupę, było pod górkę to złapałem ich na 100m, na zjeździe znowu straciłem i dojechałem do nich dopiero na podjeździe do Jaworzynki.
Na bufet wpadłem około minutę minutę przed grupą,napełniłem bidon, wziąłem banany, zjadłem arbuza i ruszyłem z grupą w kierunku Hyrczawy. Przed granica zostałem ponieważ samochody zablokowały drogę i musiałem hamować do 0. Potem na żwirku jechałem wolno i zablokowali mnie ludzie idący do kościoła. Wjechałem do lasu i złapał mnie kryzys i myślałem że grupy już nie dogonię, udało się ich złapać na samym dole w Mostach. Kawałek przejechaliśmy razem a potem musiałem się zatrzymać, myślałem że mam kapcia a to okazało się że opona jest już zużyta i trochę bije i grupa odjechała, złapałem ich dopiero na granicy a na podjeździe pod Ochodzitą odjechałem i wpadłem na metę około 5 minut przed grupą.
Posiedziałem chwilę na bufecie, potem poszliśmy na colę do restauracji. Chwilę posiedzieliśmy i zjechałem do OSP wziąść prysznic, coś zjeść i spakować rzeczy. Po 14:00 ruszyłem do Zagronia na dekorację. Okazało sie ze brakło jedzenia, dobrze że byłem pojedzony. Po dekoracji wzięliśmy się za sprzątanie a o 17 nastąpiło spotkanie z Bikeholikami. O 19:30 ruszyliśmy z Michałem w kierunku Bielska. W domu byłem o 20:45. Impreza super, godna polecania.
O 9:00 ruszyliśmy z Zagronia w kierunku Koniakowa, jak zwykle traciłem na samym początku, po 2km bardzo spokojnej jazdy nastąpił zryw, próbowałem skoczyć o przodu ale było ciężko, jak się okazało, hamulec tarł o obręcz i to mnie hamowało. Musiałem stanąć i poprawić, zrobiłem i pojechałem, byłem ostatni ale już na pierwszym podjeździe przed Koniakowem złapałem ostatnich zawodników i przesuwałem się do przodu, podjazd na Koniakowską poszedł mi dobrze, wyprzedziłem sporo osób, na zjeździe do Kamesznicy uważałem i zjechałem bezpiecznie, na kolejnym podjeździe nadrobiłem znowu kilka miejsc i samotnie zacząłem zjeżdżać do Milówki. Po zjeździe złapała mnie dwójka kolarzy i razem przejechaliśmy kilka kilometrów do Nieledwi. Podjazd na Kotelnicę wykończył mnie strasznie i dalej jechało się źle, nikogo nie wyprzedziłem na podjeździe, zjechałem bardzo spokojnie i jechałem wolno, nie potrzebnie bo mogłem dociągnąć do grupki przede mną a nie czekać. Przed Jaworzynką postanowiłem że jednak stanę na bufecie. W połowie drogi przez las zobaczyłem przed sobą grupę, było pod górkę to złapałem ich na 100m, na zjeździe znowu straciłem i dojechałem do nich dopiero na podjeździe do Jaworzynki.
Na bufet wpadłem około minutę minutę przed grupą,napełniłem bidon, wziąłem banany, zjadłem arbuza i ruszyłem z grupą w kierunku Hyrczawy. Przed granica zostałem ponieważ samochody zablokowały drogę i musiałem hamować do 0. Potem na żwirku jechałem wolno i zablokowali mnie ludzie idący do kościoła. Wjechałem do lasu i złapał mnie kryzys i myślałem że grupy już nie dogonię, udało się ich złapać na samym dole w Mostach. Kawałek przejechaliśmy razem a potem musiałem się zatrzymać, myślałem że mam kapcia a to okazało się że opona jest już zużyta i trochę bije i grupa odjechała, złapałem ich dopiero na granicy a na podjeździe pod Ochodzitą odjechałem i wpadłem na metę około 5 minut przed grupą.
Posiedziałem chwilę na bufecie, potem poszliśmy na colę do restauracji. Chwilę posiedzieliśmy i zjechałem do OSP wziąść prysznic, coś zjeść i spakować rzeczy. Po 14:00 ruszyłem do Zagronia na dekorację. Okazało sie ze brakło jedzenia, dobrze że byłem pojedzony. Po dekoracji wzięliśmy się za sprzątanie a o 17 nastąpiło spotkanie z Bikeholikami. O 19:30 ruszyliśmy z Michałem w kierunku Bielska. W domu byłem o 20:45. Impreza super, godna polecania.
Road Trophy 2
Sobota, 3 września 2011 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, Wyścig
Km: | 162.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:35 | km/h: | 24.61 |
Pr. maks.: | 74.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 3032kcal | Podjazdy: | 2500m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano wstałem po 6:00. Zjadłem śniadanie, przygotowałem sprzęt i ruszyłem w kierunku Biura Zawodów na Zagroniu. Było bardzo zimno więc wziąłem Windstoper. Pojechałem trochę naokoło bo pod Stecówkę a potem Leszczyną na Zaolzie. Dojechałem na start, sprawdziłem czy ze sprzętem wszystko w porządku. Szybkie przygotowania do startu, pilnowanie sklepu, itp. O 8:45 była Odprawa Techniczna, dzisiejszy etap jest najdłuższy ze wszystkich i chyba najbardziej wymagający. Stanąłem dla odmiany na samym końcu w towarzystwie tomka i Łukasza.
O 9:00 nastąpił start, rund honorowa prowadziła znowu przez Połom. Od początku ruszyłem mocno, na tyle ile dałem rady i przesunąłem się około 40 pozycji w przód, dalej było ciasno i nie dałem rady przesunąć się bliżej przodu, przed Połomem na podjeździe przesunąłem się trochę do przodu i starałem się nie stracić na zjeździe, za bardzo mi to nie wyszło i do Zaolzia straciłem kilka pozycji. Na kolejnym podjeździe pod Koniaków przesunąłem się trochę w przód i nadrabiałem pozycje aż do Ochodzitej, tam miałem ponad minutę straty do czołówki. Załapałem się do pięcioosobowej grupki i zaczęliśmy zjeżdżać, odpadłem na bruku i zacząłem gonić grupę, nie udało mi się i przed Milówką dołączyłem do kolejnej grupy z Andrzejem na czele, byłem w środku grupy i nagle zauważyłem kapeć w przednim kole. Znowu miałem pecha i uświadomiłem sobie że o dobrym wyniku mogę zapomnieć.
Zmieniłem dętkę, założyłem oponę i zacząłem pompować. Moja pompka zacinała się i trochę się zmęczyłem ale napompowałem 3,5bara i postanowiłem szukać jakieś stacji z kompresorem. W międzyczasie wyprzedzili mnie prawie wszyscy uczestnicy. Kiedy poradziłem sobie z awarią ruszyłem bardzo ostrożnie do Milówki i dalej. Za rondem zauważyłem coś dziwnego w rowerze. Przednie koło latało jak oszalałe. Stanąłem i wziąłem się za robotę, musiałem dokręcić piastę, straciłem dobre 45minut, kiedy już ruszyłem to zjechałem na stację i dobiłem do 6,5bara i jechałem dalej, już samotnie do samego końca. Do Węgierskiej Górki jechałem cały czas wśród samochodów i zaliczałem wszystkie czerwone światła i skrzyżowania. Jechałem cały czas spokojnie bez szarpania. Nikogo nie widziałem przed sobą, byłem ostatni. Kolejny podjazd z Juszczyny do Trzebini pokonałem spokojnie, dawno tam nie jechałem i nie pamiętałem jak on wygląda, był krótki. Zjazd za to był dziurawy. W połowie zjazdu omijając dziurę na ulicy pojawił się samochód dostawczy, musiałem gwałtownie odbić w lewo, gdybym tego nie zrobił na pewno bym już tego nie pisał. Przewróciłem się, na szczęście ze mną i z rowerem wszystko w porządku, mama lekko obtarte kolano i brudne spodenki. Chwilę stanąłem i czekałem a kiedy ruszyłem to jechałem spokojnie bo kolano trochę bolało. W pewnym momencie myślałem że się zgubiłem, droga prowadziła wśród pól i domów a kończyła się w Świnnej. Wjechałem na główna drogę i jechałem w kierunku Korbielowa. Kolejny podjazd był z Pewli Małej w kierunku Rychwałdku. Jechałem swoim tempem i kiedy wyjechałem na górę rozkoszowałem się widokami. Zjechałem do Łękawicy i dojechałem na bufet. Tam zjadłem, zabrałem banany do kieszonki, napełniłem bidon. Power-rada już nie było, zadzwoniłem do Michała że jadę i jestem ostatni.
Ruszyłem z bufetu, w rowach i poboczach pełno było butelek z Power-rada. W Kocierzu stała Straż i dwóch kolarzy którzy chyba zrezygnowali. Jazda doliną Kocierzanki była przyjemna, zawsze fajnie się tam jedzie, główne danie czekało na mnie w Kocierzu. Podjazd ul.Widokową. Na początku podjazdu minąłem Olę, i nie byłem już ostatni. Jedyną przeszkodą na tym podjeździe były przejeżdżające samochody których naliczyłem 12. Podjazd poszedł mi w miarę szybko, co to dało, starty były ogromne. Na zjeździe wyprzedziłem kilku kolarzy bez numerów i wjechałem na Targanice, przy Widokowej ten podjazd to pikuś. Na zjeździe przez Wielką Puszczę wyprzedziłem kolarza Z HTC który też startował, jechał na kapciu. Kolejny odcinek jest bardzo nudny. Do Łodygowic dojechałem sprawnie a potem złapał mnie kryzys i było ciężko. Do Szczyrku jakoś dojechałem a podjazd na Orle Gniazdo poszedł mi bardzo słabo, wyprzedziłem dwie osoby,w tym Łukasza. Na bufecie jeszcze widziałem kilak osób. Na bufecie spędziłem trochę czasu. Zdziwił mnie widok Oli, okazało się ze miała defekt i zrezygnowała, szkoda.
Kiedy się najadłem i zatankowałem ruszyłem na ostatnie 40km. Dojazd do Salmopola zajął mi dużo czasu, po drodze minąłem Michała z Bikeholików i jeszcze kogoś. Podjazd poszedł mi bardzo słabo ale pod koniec trochę odżyłem, wyprzedziłem jedną osobę na szczycie. Zjechałem bardzo ostrożnie i zatrzymałem się przed Zameczkiem.
Podjazd poszedł mi w miarę dobrze, znowu dogoniłem kolarza. Praktycznie razem dojechaliśmy pod Koniaków gdzie na podjeździe odjechałem. Podjazd zajął mi trochę więcej czasu niż rano, na koniec wyprzedziłem jeszcze jednego kolarza i z czasem 7:06:18
Etap kompletnie nie udany, zająłem ostatnie miejsce w kategorii i padłem na ostatnie miejsce w kategorii generalce, z minimalnymi szansami na awans. Szkoda, znowu będę uważany za cieniasa.
O 9:00 nastąpił start, rund honorowa prowadziła znowu przez Połom. Od początku ruszyłem mocno, na tyle ile dałem rady i przesunąłem się około 40 pozycji w przód, dalej było ciasno i nie dałem rady przesunąć się bliżej przodu, przed Połomem na podjeździe przesunąłem się trochę do przodu i starałem się nie stracić na zjeździe, za bardzo mi to nie wyszło i do Zaolzia straciłem kilka pozycji. Na kolejnym podjeździe pod Koniaków przesunąłem się trochę w przód i nadrabiałem pozycje aż do Ochodzitej, tam miałem ponad minutę straty do czołówki. Załapałem się do pięcioosobowej grupki i zaczęliśmy zjeżdżać, odpadłem na bruku i zacząłem gonić grupę, nie udało mi się i przed Milówką dołączyłem do kolejnej grupy z Andrzejem na czele, byłem w środku grupy i nagle zauważyłem kapeć w przednim kole. Znowu miałem pecha i uświadomiłem sobie że o dobrym wyniku mogę zapomnieć.
Zmieniłem dętkę, założyłem oponę i zacząłem pompować. Moja pompka zacinała się i trochę się zmęczyłem ale napompowałem 3,5bara i postanowiłem szukać jakieś stacji z kompresorem. W międzyczasie wyprzedzili mnie prawie wszyscy uczestnicy. Kiedy poradziłem sobie z awarią ruszyłem bardzo ostrożnie do Milówki i dalej. Za rondem zauważyłem coś dziwnego w rowerze. Przednie koło latało jak oszalałe. Stanąłem i wziąłem się za robotę, musiałem dokręcić piastę, straciłem dobre 45minut, kiedy już ruszyłem to zjechałem na stację i dobiłem do 6,5bara i jechałem dalej, już samotnie do samego końca. Do Węgierskiej Górki jechałem cały czas wśród samochodów i zaliczałem wszystkie czerwone światła i skrzyżowania. Jechałem cały czas spokojnie bez szarpania. Nikogo nie widziałem przed sobą, byłem ostatni. Kolejny podjazd z Juszczyny do Trzebini pokonałem spokojnie, dawno tam nie jechałem i nie pamiętałem jak on wygląda, był krótki. Zjazd za to był dziurawy. W połowie zjazdu omijając dziurę na ulicy pojawił się samochód dostawczy, musiałem gwałtownie odbić w lewo, gdybym tego nie zrobił na pewno bym już tego nie pisał. Przewróciłem się, na szczęście ze mną i z rowerem wszystko w porządku, mama lekko obtarte kolano i brudne spodenki. Chwilę stanąłem i czekałem a kiedy ruszyłem to jechałem spokojnie bo kolano trochę bolało. W pewnym momencie myślałem że się zgubiłem, droga prowadziła wśród pól i domów a kończyła się w Świnnej. Wjechałem na główna drogę i jechałem w kierunku Korbielowa. Kolejny podjazd był z Pewli Małej w kierunku Rychwałdku. Jechałem swoim tempem i kiedy wyjechałem na górę rozkoszowałem się widokami. Zjechałem do Łękawicy i dojechałem na bufet. Tam zjadłem, zabrałem banany do kieszonki, napełniłem bidon. Power-rada już nie było, zadzwoniłem do Michała że jadę i jestem ostatni.
Ruszyłem z bufetu, w rowach i poboczach pełno było butelek z Power-rada. W Kocierzu stała Straż i dwóch kolarzy którzy chyba zrezygnowali. Jazda doliną Kocierzanki była przyjemna, zawsze fajnie się tam jedzie, główne danie czekało na mnie w Kocierzu. Podjazd ul.Widokową. Na początku podjazdu minąłem Olę, i nie byłem już ostatni. Jedyną przeszkodą na tym podjeździe były przejeżdżające samochody których naliczyłem 12. Podjazd poszedł mi w miarę szybko, co to dało, starty były ogromne. Na zjeździe wyprzedziłem kilku kolarzy bez numerów i wjechałem na Targanice, przy Widokowej ten podjazd to pikuś. Na zjeździe przez Wielką Puszczę wyprzedziłem kolarza Z HTC który też startował, jechał na kapciu. Kolejny odcinek jest bardzo nudny. Do Łodygowic dojechałem sprawnie a potem złapał mnie kryzys i było ciężko. Do Szczyrku jakoś dojechałem a podjazd na Orle Gniazdo poszedł mi bardzo słabo, wyprzedziłem dwie osoby,w tym Łukasza. Na bufecie jeszcze widziałem kilak osób. Na bufecie spędziłem trochę czasu. Zdziwił mnie widok Oli, okazało się ze miała defekt i zrezygnowała, szkoda.
Kiedy się najadłem i zatankowałem ruszyłem na ostatnie 40km. Dojazd do Salmopola zajął mi dużo czasu, po drodze minąłem Michała z Bikeholików i jeszcze kogoś. Podjazd poszedł mi bardzo słabo ale pod koniec trochę odżyłem, wyprzedziłem jedną osobę na szczycie. Zjechałem bardzo ostrożnie i zatrzymałem się przed Zameczkiem.
Podjazd poszedł mi w miarę dobrze, znowu dogoniłem kolarza. Praktycznie razem dojechaliśmy pod Koniaków gdzie na podjeździe odjechałem. Podjazd zajął mi trochę więcej czasu niż rano, na koniec wyprzedziłem jeszcze jednego kolarza i z czasem 7:06:18
Etap kompletnie nie udany, zająłem ostatnie miejsce w kategorii i padłem na ostatnie miejsce w kategorii generalce, z minimalnymi szansami na awans. Szkoda, znowu będę uważany za cieniasa.
Road Trophy 1
Piątek, 2 września 2011 Kategoria 100-200, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: | 102.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:35 | km/h: | 28.47 |
Pr. maks.: | 71.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1846kcal | Podjazdy: | 1700m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Długo oczekiwany start stał się faktem. Mimo niezbyt dobrego przygotowania wystartowałem i ukończyłem ten wymagający wyścig.
Do Istebnej przyjechałem w czwartek wieczorem. Była piękna lecz chłodna noc, rano wstałem o 6:30 wypoczęty i spokojny. Szybkie śniadanie i przygotowania i około 8:00 zaczęli zjeżdżać się kolarze na start.
O 12:00 na starcie stanęło około 100osób. Ruszyliśmy na rundę przez Połom, jak zwykle zostałem z tyłu. Wyprzedziło mnie sporo osób a ja dopiero zacząłem przesuwać się do przodu przed Stecówką, na Stecówkę wjechałem spokojnie, wyprzedzając około 30 osób. Dojazd na Kubalonkę był szybki, nikt mnie nie wyprzedził, dojechałem do grupki z którą zacząłem zjazd. Na Kubalonce miałem już prawie 3 minuty straty do czołówki. Spokojnie zjeżdżałem i dogoniło mnie kilka osób. Pod Kubalonką zjechała się fajna grupa, w zasadzie dwie po około 8 osób. Do ronda jechaliśmy wspólnie po zmianach, dałem dwie krótkie i niezbyt mocne zmiany. Na rondzie zostałem, grupa jechała przez stacje a ja normalnie, tam też musiałem się zatrzymać, ponieważ traciłem panowanie nad rowerem i to był jedyny sposób na uniknięcie gleby, oczywiście grupa pojechała i przez Wisłę jechałem sam. Przed skocznią dogoniłem kolarza i razem dociągnęliśmy do grupy.
Zaczął się podjazd na Salmopol, mój ulubiony. Na początku jechałem równo 16km/h aż do momentu kiedy zobaczyłem Tomka(Ślimaka), powiedział mi że Andrzej jest niedaleko i przyspieszyłem i do końca jechałem już 20km/h. Zjazd zacząłem sam, znowu spokojnie jechałem, dopiero koło wyciągu złapał mnie Andrzej z jakimś kolarzem, nie miałem sił jechać ich tempem i zostałem i samotnie jechałem do Godziszki. Tam złapała mnie grupa trzyosobowa, Tomek i dwóch innych i razem jechaliśmy do Lipowej. Na bufecie nawet nie stawałem. Za bufetem dwójka odjechała i razem z Tomkiem jechaliśmy dalej, była kiepska nawierzchnia drogi i bałem się jechać na kole i zostawałem z tyłu za Tomkiem.
Przez Radziechowy przejechaliśmy razem, w Przybędzy na podjeździe odjechałem a w Cięcinie znowu razem. Odjeżdżam na podjeździe pod forty, fajny podjazd, jechałem tam dopiero trzeci raz. W Węgierskiej Gorce łapie mnie grupa i razem jedziemy aż do Kamesznicy.
Na podjeździe wszystko się dzieli i dojeżdżam jako pierwszy z naszej grupy. Podjazd trudny, wjechałem na 39x28 bez wstawania. Miejsce 23/33 w kategorii A z czasem 3:00:35. Jestem bardzo zadowolony z jazdy, pierwszy, najlepszy etap, potem było już coraz gorzej.
Posiedziałem chwilę na bufecie i razem z Tomkiem zjechaliśmy do Istebnej a następnie pojechaliśmy do OSP, zwieźć rzeczy, umyć się, przebrać i wróciliśmy do Zagronia coś zjeść i obejrzeć dekorację. Do OSP wróciliśmy z Łukaszem.
Chwilę posiedziłem
Do Istebnej przyjechałem w czwartek wieczorem. Była piękna lecz chłodna noc, rano wstałem o 6:30 wypoczęty i spokojny. Szybkie śniadanie i przygotowania i około 8:00 zaczęli zjeżdżać się kolarze na start.
O 12:00 na starcie stanęło około 100osób. Ruszyliśmy na rundę przez Połom, jak zwykle zostałem z tyłu. Wyprzedziło mnie sporo osób a ja dopiero zacząłem przesuwać się do przodu przed Stecówką, na Stecówkę wjechałem spokojnie, wyprzedzając około 30 osób. Dojazd na Kubalonkę był szybki, nikt mnie nie wyprzedził, dojechałem do grupki z którą zacząłem zjazd. Na Kubalonce miałem już prawie 3 minuty straty do czołówki. Spokojnie zjeżdżałem i dogoniło mnie kilka osób. Pod Kubalonką zjechała się fajna grupa, w zasadzie dwie po około 8 osób. Do ronda jechaliśmy wspólnie po zmianach, dałem dwie krótkie i niezbyt mocne zmiany. Na rondzie zostałem, grupa jechała przez stacje a ja normalnie, tam też musiałem się zatrzymać, ponieważ traciłem panowanie nad rowerem i to był jedyny sposób na uniknięcie gleby, oczywiście grupa pojechała i przez Wisłę jechałem sam. Przed skocznią dogoniłem kolarza i razem dociągnęliśmy do grupy.
Zaczął się podjazd na Salmopol, mój ulubiony. Na początku jechałem równo 16km/h aż do momentu kiedy zobaczyłem Tomka(Ślimaka), powiedział mi że Andrzej jest niedaleko i przyspieszyłem i do końca jechałem już 20km/h. Zjazd zacząłem sam, znowu spokojnie jechałem, dopiero koło wyciągu złapał mnie Andrzej z jakimś kolarzem, nie miałem sił jechać ich tempem i zostałem i samotnie jechałem do Godziszki. Tam złapała mnie grupa trzyosobowa, Tomek i dwóch innych i razem jechaliśmy do Lipowej. Na bufecie nawet nie stawałem. Za bufetem dwójka odjechała i razem z Tomkiem jechaliśmy dalej, była kiepska nawierzchnia drogi i bałem się jechać na kole i zostawałem z tyłu za Tomkiem.
Przez Radziechowy przejechaliśmy razem, w Przybędzy na podjeździe odjechałem a w Cięcinie znowu razem. Odjeżdżam na podjeździe pod forty, fajny podjazd, jechałem tam dopiero trzeci raz. W Węgierskiej Gorce łapie mnie grupa i razem jedziemy aż do Kamesznicy.
Na podjeździe wszystko się dzieli i dojeżdżam jako pierwszy z naszej grupy. Podjazd trudny, wjechałem na 39x28 bez wstawania. Miejsce 23/33 w kategorii A z czasem 3:00:35. Jestem bardzo zadowolony z jazdy, pierwszy, najlepszy etap, potem było już coraz gorzej.
Posiedziałem chwilę na bufecie i razem z Tomkiem zjechaliśmy do Istebnej a następnie pojechaliśmy do OSP, zwieźć rzeczy, umyć się, przebrać i wróciliśmy do Zagronia coś zjeść i obejrzeć dekorację. Do OSP wróciliśmy z Łukaszem.
Chwilę posiedziłem
Jesenniki
Środa, 24 sierpnia 2011 Kategoria 100-200, Szosa, w grupie
Km: | 183.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:38 | km/h: | 27.59 |
Pr. maks.: | 71.00 | Temperatura: | 30.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 3238kcal | Podjazdy: | 1710m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wyjazd zaproponował mi nowo poznany kolarz z Bielska-Irek. Umówiliśmy się na środę i wyjazd wypalił w 100%.
Przed 7:00 wyjechaliśmy z Bielska i o 9:00 byliśmy w Piotrowicach Wielkich. Naszym celem był Pradziad. Na rowery wsiedliśmy parę minut po 9. Jechało się fajnie i pomimo wczesnej godziny już było gorąco-ok.30 stopni. Do granicy dojechaliśmy ze średnią ponad 30km/h i średnia rosła aż do Krnova. Od Krnova było trochę pod górkę i tempo było spokojne. W Bruntalu uzupełniliśmy bidony i w drogę w kierunku Pradziada. U podnóża podjazdu byliśmy o 12:30. W okolicy szalała burza, mimo tego postanowiliśmy wjechać na szczyt, było strasznie gorąco, do Ovczarni fajnie, w lesie i bez ludzi a potem masakra. Podjazd poszedł gorzej niż za pierwszym razem. Chwila przerwy na górze i zjazd, w środku lasu Pogotowie zbierało jakiegoś starszego kolarza z ulicy. Do Bruntala było prawie cały czas z góry, kolejny raz uzupełniamy bidony i w drogę w kierunku Krnova. Po kliku kilometrach złapaliśmy się za traktor i jechaliśmy ~40km/h przez 10km. Kolejne kilometry poszły szybko i nie wiem kiedy dojechaliśmy do Pietrowic. Fajny trening, dziękuję Irkowi za jazdę.
Pradziad od szlabanu: 0:37:17
Przed 7:00 wyjechaliśmy z Bielska i o 9:00 byliśmy w Piotrowicach Wielkich. Naszym celem był Pradziad. Na rowery wsiedliśmy parę minut po 9. Jechało się fajnie i pomimo wczesnej godziny już było gorąco-ok.30 stopni. Do granicy dojechaliśmy ze średnią ponad 30km/h i średnia rosła aż do Krnova. Od Krnova było trochę pod górkę i tempo było spokojne. W Bruntalu uzupełniliśmy bidony i w drogę w kierunku Pradziada. U podnóża podjazdu byliśmy o 12:30. W okolicy szalała burza, mimo tego postanowiliśmy wjechać na szczyt, było strasznie gorąco, do Ovczarni fajnie, w lesie i bez ludzi a potem masakra. Podjazd poszedł gorzej niż za pierwszym razem. Chwila przerwy na górze i zjazd, w środku lasu Pogotowie zbierało jakiegoś starszego kolarza z ulicy. Do Bruntala było prawie cały czas z góry, kolejny raz uzupełniamy bidony i w drogę w kierunku Krnova. Po kliku kilometrach złapaliśmy się za traktor i jechaliśmy ~40km/h przez 10km. Kolejne kilometry poszły szybko i nie wiem kiedy dojechaliśmy do Pietrowic. Fajny trening, dziękuję Irkowi za jazdę.
Pradziad od szlabanu: 0:37:17
Super górski trening-GMJ
Niedziela, 21 sierpnia 2011 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 183.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:55 | km/h: | 26.46 |
Pr. maks.: | 77.00 | Temperatura: | 27.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2996kcal | Podjazdy: | 2720m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Bielsko-Jasienica-Grodziec-Górki Wielkie-Górki Małe-Ustroń-Wisła-Przełęcz Kubalonka-Istebna-GMJ(Zaolzie-Połom-Leszczyna-Zaolzie-Andziołówka-Przełęcz Kubalonka-Wisła-Nowa Osada-Czarne-Zameczek-Stecówka-Zaolzie-Koniaków-Przełęcz Koniakowska-Koczy Zamek-Ochodzita-Koniaków-Jaworzynka-Zapasieki-Wyrch Czadeczka-Laliki-Kiczora-Tarliczne-Laliki-Szare-Kamesznica-Przełęcz Koniakowska-Koczy Zamek)-Laliki-Milówka-Węgierska Górka-Przybędza-Wieprz-Żywiec-Łodygowice-Wilkowice-Bielsko
Wyjechałem z domu trochę późno 6:40 i kierowałem się spokojnym tempem w stronę Istebnej odpuściłem Salmopol na początek i pojechałem w kierunku Skoczowa. Było chłodno i założyłem rękawki ale w Ustroniu już je zdjąłem. Pod Kubalonkę wjechałem bardzo spokojnie i wyszedł bardzo słaby czas. Zjeżdżałem główną drogą i musiałem bardzo uważać na dziury. Dojechałem o 8:35 pod Ośrodek Zagroń. Przywitałem się z wszystkimi i czekaliśmy na resztę rozmawiając o różnych sprawach, dojechała reszta i na starcie stanęło 10 osób: 8 JAS-KÓłEK i 2 osoby z RMT. Start nastąpił parę minut po 9:00 i na początek przejechaliśmy wspólnie Rundę Honorową przez Połom, dobrze znaną z PB. Start ostry nastąpił przy Zagroniu. Początkowo zostałem z tyłu i spokojnie kręciłem w kierunku głównej drogi. Zaczął się podjazd na czele stawki był Paweł a za nim Darek, Andrzej i Tomek, byłem pewny że ich nie dogonię i będę w najlepszym wypadku czwarty. Na Kubalonce zameldowałem się jako trzeci z nowym rekordem czasowym. Na zjeździe zostałem i wyprzedził mnie Tomek którego minąłem na podjeździe. Przejazd przez Wisłę to tragedia, pełno ludzi, samochodów, musiałem uważać. Za rondem złapałem kolarza który siadł mi na koło i się wiózł aż do Czarnego, za Nową Osadą doczepiło się kolejnych 8 ale na krótkim podjeździe przed Zaporą ich urwałem i sam podążałem w kierunku Zameczka. Na podjeździe wyprzedziłem Pawła i Tomka i dogoniłem czołówkę, do rekordu brakło 9s. Na przejeździe przez Stecówkę i zjeździe do Zaolzia straciłem kontakt z Andrzejem i Darkiem i sam jechałem już praktycznie do końca. Pierwszy gorszy podjazd w Konikowie spokojnie wjechałem na 39x24, pod Koczy Zamek było ciężko ale się udało. Na szczycie zlokalizowany był bufet, zabrałem tylko wodę do bidonu i kawałem ciasta i pojechałem dalej, zjazd był szybki, kolejne krótkie podjazdy w Jaworzynce wziąłem z blatu, zagapiłem się i skręciłem nie tam gdzie trzeba i musiałem czekać bo jechały samochody, znalazłem właściwy skręt i jazd, bardzo szybki zjazd w dół, uważałem i zjechałem a potem kolejny fajny podjazd pod Zapasieki i tutaj znowu wjechałem na 39x24, szkoda że łańcuch nie chciał wskoczyć na ostatnią zębatkę i trochę przepychałem.
Na szczycie odcięło mi prąd i wlekłem się do samej mety. W Lalikach zobaczyłem Darka, rozwalił oponę, szkoda, nie chciał pomocy to jechałem dalej. Za Kamesznicą na podjeździe znowu było ciężko ale jakoś się dowlekłem na szczyt, miejscami jechałem 5km/h. Metę osiągnąłem 5minut i 31 sekund po Andrzeju na 2 miejscu. Trasa fajna, udany trening w górach wyszedł. Na mecie byłem około 12:40 a wyjechałem z Koczego Zamku o 16:10, do domu dojechałem o 17:50.
Przełęcz Kubalonka z Wisły:00:12:00
Przełęcz Kubalonka z Istebnej: 0:12:10
Przełęcz Szarcula ,"Zameczek":0:09:08
Koczy Zamek z Kamesznicy:0:13:25
Koczy Zamek z Koniakowa:0:15:51
Przełęcz Koniakowska z Kamesznicy:00:11:11
Przełęcz Koniakowska z Koniakowa:00:12:56
Zapasieki z Jaworzynki:00:12:07
Wyjechałem z domu trochę późno 6:40 i kierowałem się spokojnym tempem w stronę Istebnej odpuściłem Salmopol na początek i pojechałem w kierunku Skoczowa. Było chłodno i założyłem rękawki ale w Ustroniu już je zdjąłem. Pod Kubalonkę wjechałem bardzo spokojnie i wyszedł bardzo słaby czas. Zjeżdżałem główną drogą i musiałem bardzo uważać na dziury. Dojechałem o 8:35 pod Ośrodek Zagroń. Przywitałem się z wszystkimi i czekaliśmy na resztę rozmawiając o różnych sprawach, dojechała reszta i na starcie stanęło 10 osób: 8 JAS-KÓłEK i 2 osoby z RMT. Start nastąpił parę minut po 9:00 i na początek przejechaliśmy wspólnie Rundę Honorową przez Połom, dobrze znaną z PB. Start ostry nastąpił przy Zagroniu. Początkowo zostałem z tyłu i spokojnie kręciłem w kierunku głównej drogi. Zaczął się podjazd na czele stawki był Paweł a za nim Darek, Andrzej i Tomek, byłem pewny że ich nie dogonię i będę w najlepszym wypadku czwarty. Na Kubalonce zameldowałem się jako trzeci z nowym rekordem czasowym. Na zjeździe zostałem i wyprzedził mnie Tomek którego minąłem na podjeździe. Przejazd przez Wisłę to tragedia, pełno ludzi, samochodów, musiałem uważać. Za rondem złapałem kolarza który siadł mi na koło i się wiózł aż do Czarnego, za Nową Osadą doczepiło się kolejnych 8 ale na krótkim podjeździe przed Zaporą ich urwałem i sam podążałem w kierunku Zameczka. Na podjeździe wyprzedziłem Pawła i Tomka i dogoniłem czołówkę, do rekordu brakło 9s. Na przejeździe przez Stecówkę i zjeździe do Zaolzia straciłem kontakt z Andrzejem i Darkiem i sam jechałem już praktycznie do końca. Pierwszy gorszy podjazd w Konikowie spokojnie wjechałem na 39x24, pod Koczy Zamek było ciężko ale się udało. Na szczycie zlokalizowany był bufet, zabrałem tylko wodę do bidonu i kawałem ciasta i pojechałem dalej, zjazd był szybki, kolejne krótkie podjazdy w Jaworzynce wziąłem z blatu, zagapiłem się i skręciłem nie tam gdzie trzeba i musiałem czekać bo jechały samochody, znalazłem właściwy skręt i jazd, bardzo szybki zjazd w dół, uważałem i zjechałem a potem kolejny fajny podjazd pod Zapasieki i tutaj znowu wjechałem na 39x24, szkoda że łańcuch nie chciał wskoczyć na ostatnią zębatkę i trochę przepychałem.
Na szczycie odcięło mi prąd i wlekłem się do samej mety. W Lalikach zobaczyłem Darka, rozwalił oponę, szkoda, nie chciał pomocy to jechałem dalej. Za Kamesznicą na podjeździe znowu było ciężko ale jakoś się dowlekłem na szczyt, miejscami jechałem 5km/h. Metę osiągnąłem 5minut i 31 sekund po Andrzeju na 2 miejscu. Trasa fajna, udany trening w górach wyszedł. Na mecie byłem około 12:40 a wyjechałem z Koczego Zamku o 16:10, do domu dojechałem o 17:50.
Przełęcz Kubalonka z Wisły:00:12:00
Przełęcz Kubalonka z Istebnej: 0:12:10
Przełęcz Szarcula ,"Zameczek":0:09:08
Koczy Zamek z Kamesznicy:0:13:25
Koczy Zamek z Koniakowa:0:15:51
Przełęcz Koniakowska z Kamesznicy:00:11:11
Przełęcz Koniakowska z Koniakowa:00:12:56
Zapasieki z Jaworzynki:00:12:07