Wpisy archiwalne w kategorii
Maraton
Dystans całkowity: | 4876.00 km (w terenie 14.00 km; 0.29%) |
Czas w ruchu: | 172:50 |
Średnia prędkość: | 28.21 km/h |
Maksymalna prędkość: | 90.00 km/h |
Suma podjazdów: | 73677 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 115378 kcal |
Liczba aktywności: | 40 |
Średnio na aktywność: | 121.90 km i 4h 19m |
Więcej statystyk |
Puchar Równicy
Sobota, 12 maja 2012 Kategoria 50-100, Maraton, Road Maraton 2012, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 74.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:51 | km/h: | 25.96 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 181181 ( 90%) | HRavg | 151( 75%) |
Kalorie: | 1323kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Do Ustronia przyjechałem krótko po 7 rano w dniu startu. Nasza ekipa organizacyjan była w Ustroniu już od popołudnia w piątek. Ja z racji przygotowań do matury nie mogłem tam byc wcześniej. Odebrałem pakiet startowy, zjadłem śniadanie i pomogłem przy rozdzielaniu jedzenia i napojów na poszczegolne bufety a potem załadunku na samochód. W międzyczasie dojeżdżali kolejni kolarze. Kiedy się z tym uporaliśmy dojechały JAS-KÓŁKI w bardzo licznym składzie. Dziwiła mnie trochę nieobecność Bikeholików a okazalo się że już przyjechali. Przed 9 wziąłem rowerek i pojechalem na jazdę testową po Ustroniu, wszystko grało więc zacząłem przygotowywać sie do startu. Miałem całą torbe ubrań lecz bylo ciepło i podobnie jak wszyscy ubralem się n krotko, jak później tego żałowałem. Nie zapakowałem pelerynki, zabrałem tylko dętkę, łyżki, pompkę, podręczny zestaw kluczy, paczkę chusteczek, telefon i batony. Do bidonów nalałem isotonica. Mialem trochę czasu więc zrobilem krótką rozgrzewkę i wróciłem na rynek. Ustawiłem się z przodu w wyznaczonym dla teamu sektorze wraz z innymi zawodnikami RMT, NPT i DSRA i czekaliśmy na start.
O 10:00 ruszyliśmy w kierunku Równicy, jechałem z przodu lecz przy wjeździe na rondo zostalem przyblokowany i starciłem kilkanascie pozycji, to wybilo mnie z równowagi i straciłem koncentrację. Noga nie podawała i zostawałem coraz bardziej z tyłu, zacząłem nadrabiać dopiero na podjeździe na Równicę. Jechałem sobie spokojnie bez szaleństw i premię gorską zaliczylem jako 57 i 3 w kategori. Pogoda zaczęła się psuć, starszna mgla była na Równicy, zdjąlem okulary i zjeżdżałem bez nich. Na zjeździe znowu straciłem, nie szalałem bo szkoda zdrowia. W Zawodziu zacząlem coraz bardziej tracić, tętno cały czas powyżej 170 a prędkośc ledwo 25km/h. Nic dziwnego, w tym roku mało jeżdżę i nieregularnie. Wyprzedzają mnie kolejni kolaqrze a ja odpuszczam, nie jestem w stanie dotrzymać kola, chyba że na podjazdach. Zjazd do Górekpokonuję w grupie i odpadam na rondzie w Górkach i zostaję sam, wyprzedza mnie kolejna grupa z Kazikiem, wjeżdżam z nimi pod górkę i znowu zostaję, zjadłem batonika i samotnie jechałem do Skoczowa. Na mostku musialem stanac, zablokowane pzrejście, kiedy w końcu przejechalem to zacżałem nadrabiać, jehchało się dobrze, cały czas pod 40km/h do Bładnic gdzie zaczęło padać i w dodatku jechal pociąg, stanąłem i poczekałem. Zrobilo się starsznie zimno, marzlem coraz bardziej po podjeździe do Kisielowa było lepiej a późnie już coraz gorzej, traciłem coraz bardziej. Przy wjeździena rundę strata do najlepszych już 12 minut. Na bufet jakoś dojechalem i się zatrzymałem. Było mi coraz zimniej. Zjadłem banana, wypiłem wodę i ruszyłem dalej.
Od bufetu jechalem już solo, było coraz gorzej, jechałem coraz wolniej a każde przyspieszenie kosztowało mnie wiele. Każdy podjazd był na miarę złota. Dojechałem do Kisielowa a tam skierowanie na metę, wszyscy jadą krotki dystans co znaczy że na zjeździe z Budzina będzie tłok.
Do Goleszowa ledwo dojechałem, nastepnie odbiłem w prawo na Bażanowice i po zjeździe przy prędkości około 15km/h samochód(Volswagen Golf) zajechał mi drogę i musiałem wjechać do rowu. Po kłótni z kierowcą ktory mi zarzucił takie coś: ,,Co to wszystko znaczy, to sciganie, ludzie leżą po rowach porozwalani a wy dalej się ścigacie, ciekawe czy policja o tym wie...". Po tych słowach kierowca odjechał a ja usiadłem na pobliskim przystanku niezdolny do dalszej jazdy, ja cały, rower cały, telefon do Mirka, rezygnacja, chwila postoju. Wysiłek by wsiąść na rower byl ogromny, trząsłem się strasznie. Zawrócilem i jechałem w kierunku Ustronia. Początkowo jechalem wolno a potem około 50km/h przy tętnie 170 i było lepiej. Dojechałem do biura a tam już dwóch zziąbniętych czekało. Wziąłem cieply prysznic za 5zł i było lepiej, ubrałem sie ciepło, zjadłem makaron i było dużo lepiej. Na rynku meldowali się kolejni zawodnicy i w biurze było pełno. Potem przestało padać i można było porozmawiać ze znajomymi.
Maraton bardzo nie udany, sporo wypadków w tyum jeden bardzo poważny. Jestem ogromnie niezadowolony, drugi raz pod rząd nie ukończyłem Pucharu Równicy, warunki mnie wykończyły. Odbiję to sobie w Nowym Wiśniczu i Srebrnej Górze. Po maratonie nie czakałem na dekorację tylko wróciłem do domu, przed wejściem do domu znowu lało.
O 10:00 ruszyliśmy w kierunku Równicy, jechałem z przodu lecz przy wjeździe na rondo zostalem przyblokowany i starciłem kilkanascie pozycji, to wybilo mnie z równowagi i straciłem koncentrację. Noga nie podawała i zostawałem coraz bardziej z tyłu, zacząłem nadrabiać dopiero na podjeździe na Równicę. Jechałem sobie spokojnie bez szaleństw i premię gorską zaliczylem jako 57 i 3 w kategori. Pogoda zaczęła się psuć, starszna mgla była na Równicy, zdjąlem okulary i zjeżdżałem bez nich. Na zjeździe znowu straciłem, nie szalałem bo szkoda zdrowia. W Zawodziu zacząlem coraz bardziej tracić, tętno cały czas powyżej 170 a prędkośc ledwo 25km/h. Nic dziwnego, w tym roku mało jeżdżę i nieregularnie. Wyprzedzają mnie kolejni kolaqrze a ja odpuszczam, nie jestem w stanie dotrzymać kola, chyba że na podjazdach. Zjazd do Górekpokonuję w grupie i odpadam na rondzie w Górkach i zostaję sam, wyprzedza mnie kolejna grupa z Kazikiem, wjeżdżam z nimi pod górkę i znowu zostaję, zjadłem batonika i samotnie jechałem do Skoczowa. Na mostku musialem stanac, zablokowane pzrejście, kiedy w końcu przejechalem to zacżałem nadrabiać, jehchało się dobrze, cały czas pod 40km/h do Bładnic gdzie zaczęło padać i w dodatku jechal pociąg, stanąłem i poczekałem. Zrobilo się starsznie zimno, marzlem coraz bardziej po podjeździe do Kisielowa było lepiej a późnie już coraz gorzej, traciłem coraz bardziej. Przy wjeździena rundę strata do najlepszych już 12 minut. Na bufet jakoś dojechalem i się zatrzymałem. Było mi coraz zimniej. Zjadłem banana, wypiłem wodę i ruszyłem dalej.
Od bufetu jechalem już solo, było coraz gorzej, jechałem coraz wolniej a każde przyspieszenie kosztowało mnie wiele. Każdy podjazd był na miarę złota. Dojechałem do Kisielowa a tam skierowanie na metę, wszyscy jadą krotki dystans co znaczy że na zjeździe z Budzina będzie tłok.
Do Goleszowa ledwo dojechałem, nastepnie odbiłem w prawo na Bażanowice i po zjeździe przy prędkości około 15km/h samochód(Volswagen Golf) zajechał mi drogę i musiałem wjechać do rowu. Po kłótni z kierowcą ktory mi zarzucił takie coś: ,,Co to wszystko znaczy, to sciganie, ludzie leżą po rowach porozwalani a wy dalej się ścigacie, ciekawe czy policja o tym wie...". Po tych słowach kierowca odjechał a ja usiadłem na pobliskim przystanku niezdolny do dalszej jazdy, ja cały, rower cały, telefon do Mirka, rezygnacja, chwila postoju. Wysiłek by wsiąść na rower byl ogromny, trząsłem się strasznie. Zawrócilem i jechałem w kierunku Ustronia. Początkowo jechalem wolno a potem około 50km/h przy tętnie 170 i było lepiej. Dojechałem do biura a tam już dwóch zziąbniętych czekało. Wziąłem cieply prysznic za 5zł i było lepiej, ubrałem sie ciepło, zjadłem makaron i było dużo lepiej. Na rynku meldowali się kolejni zawodnicy i w biurze było pełno. Potem przestało padać i można było porozmawiać ze znajomymi.
Maraton bardzo nie udany, sporo wypadków w tyum jeden bardzo poważny. Jestem ogromnie niezadowolony, drugi raz pod rząd nie ukończyłem Pucharu Równicy, warunki mnie wykończyły. Odbiję to sobie w Nowym Wiśniczu i Srebrnej Górze. Po maratonie nie czakałem na dekorację tylko wróciłem do domu, przed wejściem do domu znowu lało.
Rajcza Tour
Sobota, 6 sierpnia 2011 Kategoria 100-200, Maraton, Samotnie, Szosa, w grupie, avg>30km\h
Km: | 177.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:49 | km/h: | 30.43 |
Pr. maks.: | 80.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2666kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny start w sezonie zaliczony. Z wyniku jestem zadowolony, prawie całą trasę przejechałem sam, w grupie na pewno byłoby lepiej.
Do Rajczy przejechałem w piątek wieczorem, pomogłem trochę przy rozkładaniu biura, itp. Wieczorem dojechało kilka osób i spędziliśmy wieczór razem a następnie rozłożyliśmy się do spania w sali GOK w Rajczy. Rano pobudka 6:30 i rozstawianie bramy startowej i reklam sponsorów. Na starcie pojawia się coraz więcej osób. Szybkie przygotowania, rozmowy ze znajomymi i rozgrzewka.
Na rozgrzewkę przejechałem około 6km. W sektorze ustawiłem się z tyłu i po starcie trzymałem się tyłu grupy. Przy dojeździe do Milówki peleton rozbił się na dwie grupy i musiałem przedostać się z jednej do drugiej. Grupę złapałem przed Nieledwią. Na podjeździe wystrzeliłem do przodu i wyprzedziłem około 100osób, czołówki nie doszedłem. Szybki zjazd do Kiczory i jedziemy sporą grupą w kierunku Lalik, skręcamy na Tarliczne, trzymam się w środku grupy, pod koniec podjazdu wpadam w dziurę, gubię bidon i łapię kapcia.
Zmieniam dętkę, pompuję, bidonu nie szukałem, podjeżdża motocykl i dopompowujemy koło do 8bar i można jechać dalej. Byłem na szarym końcu i o dobrym wyniku można było zapomnieć. Zacząłem gonić, szybki zjazd do Milówki, ponad 70km/h, nikogo nie widać. Do Węgierskiej Górki ciągnę ~40km/h, wyprzedzam kilku kolarzy bez numerów. W Węgierskiej Górce zatrzymuję się, najpierw przez światła a następnie przez korek. Skręcam na Cięcinę, w bidonie już brakuje wody, jem banana i jadę w kierunku Juszczyny, na przejeździe kolejowym muszę się zatrzymać, przejeżdża lokomotywa i mogę jechać dalej. Na podjeździe pod Poloka łapię ostatnich zawodników. Na bufecie zatrzymuj się, napełniam bidon, biorę kubek z wodą, jem arbuz, pakuję banany do kieszonki i w drogę.
Zjazd do Sopotni bardzo szybki, przekraczam 70km/h, trzeba uważać bo na końcu jest znak stop. Do Jeleśni dojeżdżam sam, w Pewli Wielkiej wyprzedzam jakiegoś kolarza i jadę w kierunku Stryszawy. Na jednym z krótkich podjazdów wyprzedzam Dobrego i znowu sam jadę do Lachowic. Łapie mnie Dobry i razem jedziemy do Stryszawy. Na podjeździe pod Przysłop łapię kolejnych kolarzy, zjazd bardzo kręty ale szybki, zrobiłem postęp i lepiej zjeżdżam, w Zawoji wyprzedzam kolejnych kolarzy, w tym Michała i Pawła i dalej samotnie podążam w kierunku Krowiarek. Podjazd bardzo łatwy, myślałem że będzie stromiej, na podjeździe wyprzedzam Mirka i Przemka i dojeżdżam na bufet. Napełniam bidon, jem owoce i chowam banany do kieszonek i zaczynam zjazd.
Razem z Mirkiem i Przemkiem zjeżdżamy do Zubrzycy, Mirek zostaje z tyłu, jak się później okazało złapał kapcia. Nad Podhalem wisiały czarne chmury, jak najszybciej było trzeba uciekać. Na jednym z "podjazdów" odjeżdżam Przemkowi i sam jadę w kierunku Lipnicy Wielkiej. Za Lipnicą zatrzymuję się na siku i na horyzoncie widzę Przemka, siadam na rower i spokojnie jadę czekając na niego, w końcu widząc że czekanie nie ma sensu pojechałem dalej. Za granicą fajny podjazd, pokonuję go na blacie. Do Zubrohlavy dojeżdżam sprawnie. Kolejne kilka kilometrów to zjazd do Namestova. W mieście sporo ludzi i ciężko jest przejechać, kiedy wyjeżdżam z miasta widzę jakiegoś kolarz a na horyzoncie, w bidonie kończy się woda, bufet za 10km. Jadę spokojnie 27-31km/h w kierunku Dolnego Kubina a następnie Zakamennego, wiedziałem że nikogo już nie złapię i nie śpieszyłem się bardzo. Przed bufetem wyprzedzam Krzyśka z Bikeholików. Na bufecie nalewam wody do bidonu, jem arbuza, biorę banana do kieszonki i w drogę.
Do granicy teoretycznie jest pod górkę, jadę powyżej 30km/h i nawet nie wiem kiedy znalazłem się na przełęczy Glinka. Bardzo szybki zjazd do Rajczy, przekraczam 80km/h. Na zjeździe nikogo nie złapałem. Przez Ujsoły przejechałem, było ciężko, pełno ludzi i samochodów na drodze. Jechałem cały czas 30km/h, przyspieszyłem dopiero na finiszu.
Start udany, gdyby nie kapeć to spokojnie jechałbym w grupce i szybciej bym był na mecie. Czas brutto:6:26:57.
Impreza świetna, organizacja na 5. Dziękuję wszystkim.
Do Rajczy przejechałem w piątek wieczorem, pomogłem trochę przy rozkładaniu biura, itp. Wieczorem dojechało kilka osób i spędziliśmy wieczór razem a następnie rozłożyliśmy się do spania w sali GOK w Rajczy. Rano pobudka 6:30 i rozstawianie bramy startowej i reklam sponsorów. Na starcie pojawia się coraz więcej osób. Szybkie przygotowania, rozmowy ze znajomymi i rozgrzewka.
Na rozgrzewkę przejechałem około 6km. W sektorze ustawiłem się z tyłu i po starcie trzymałem się tyłu grupy. Przy dojeździe do Milówki peleton rozbił się na dwie grupy i musiałem przedostać się z jednej do drugiej. Grupę złapałem przed Nieledwią. Na podjeździe wystrzeliłem do przodu i wyprzedziłem około 100osób, czołówki nie doszedłem. Szybki zjazd do Kiczory i jedziemy sporą grupą w kierunku Lalik, skręcamy na Tarliczne, trzymam się w środku grupy, pod koniec podjazdu wpadam w dziurę, gubię bidon i łapię kapcia.
Zmieniam dętkę, pompuję, bidonu nie szukałem, podjeżdża motocykl i dopompowujemy koło do 8bar i można jechać dalej. Byłem na szarym końcu i o dobrym wyniku można było zapomnieć. Zacząłem gonić, szybki zjazd do Milówki, ponad 70km/h, nikogo nie widać. Do Węgierskiej Górki ciągnę ~40km/h, wyprzedzam kilku kolarzy bez numerów. W Węgierskiej Górce zatrzymuję się, najpierw przez światła a następnie przez korek. Skręcam na Cięcinę, w bidonie już brakuje wody, jem banana i jadę w kierunku Juszczyny, na przejeździe kolejowym muszę się zatrzymać, przejeżdża lokomotywa i mogę jechać dalej. Na podjeździe pod Poloka łapię ostatnich zawodników. Na bufecie zatrzymuj się, napełniam bidon, biorę kubek z wodą, jem arbuz, pakuję banany do kieszonki i w drogę.
Zjazd do Sopotni bardzo szybki, przekraczam 70km/h, trzeba uważać bo na końcu jest znak stop. Do Jeleśni dojeżdżam sam, w Pewli Wielkiej wyprzedzam jakiegoś kolarza i jadę w kierunku Stryszawy. Na jednym z krótkich podjazdów wyprzedzam Dobrego i znowu sam jadę do Lachowic. Łapie mnie Dobry i razem jedziemy do Stryszawy. Na podjeździe pod Przysłop łapię kolejnych kolarzy, zjazd bardzo kręty ale szybki, zrobiłem postęp i lepiej zjeżdżam, w Zawoji wyprzedzam kolejnych kolarzy, w tym Michała i Pawła i dalej samotnie podążam w kierunku Krowiarek. Podjazd bardzo łatwy, myślałem że będzie stromiej, na podjeździe wyprzedzam Mirka i Przemka i dojeżdżam na bufet. Napełniam bidon, jem owoce i chowam banany do kieszonek i zaczynam zjazd.
Razem z Mirkiem i Przemkiem zjeżdżamy do Zubrzycy, Mirek zostaje z tyłu, jak się później okazało złapał kapcia. Nad Podhalem wisiały czarne chmury, jak najszybciej było trzeba uciekać. Na jednym z "podjazdów" odjeżdżam Przemkowi i sam jadę w kierunku Lipnicy Wielkiej. Za Lipnicą zatrzymuję się na siku i na horyzoncie widzę Przemka, siadam na rower i spokojnie jadę czekając na niego, w końcu widząc że czekanie nie ma sensu pojechałem dalej. Za granicą fajny podjazd, pokonuję go na blacie. Do Zubrohlavy dojeżdżam sprawnie. Kolejne kilka kilometrów to zjazd do Namestova. W mieście sporo ludzi i ciężko jest przejechać, kiedy wyjeżdżam z miasta widzę jakiegoś kolarz a na horyzoncie, w bidonie kończy się woda, bufet za 10km. Jadę spokojnie 27-31km/h w kierunku Dolnego Kubina a następnie Zakamennego, wiedziałem że nikogo już nie złapię i nie śpieszyłem się bardzo. Przed bufetem wyprzedzam Krzyśka z Bikeholików. Na bufecie nalewam wody do bidonu, jem arbuza, biorę banana do kieszonki i w drogę.
Do granicy teoretycznie jest pod górkę, jadę powyżej 30km/h i nawet nie wiem kiedy znalazłem się na przełęczy Glinka. Bardzo szybki zjazd do Rajczy, przekraczam 80km/h. Na zjeździe nikogo nie złapałem. Przez Ujsoły przejechałem, było ciężko, pełno ludzi i samochodów na drodze. Jechałem cały czas 30km/h, przyspieszyłem dopiero na finiszu.
Start udany, gdyby nie kapeć to spokojnie jechałbym w grupce i szybciej bym był na mecie. Czas brutto:6:26:57.
Impreza świetna, organizacja na 5. Dziękuję wszystkim.
III Karpacki ,,Maraton" Rowerowy
Sobota, 30 lipca 2011 Kategoria 50-100, Maraton, Samotnie, Szosa, teren, w grupie
Km: | 80.00 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 03:29 | km/h: | 22.97 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1336kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Długo zastanawiałem się nad startem w tym maratonie. Bardzo chciałem wystartować we wszystkich imprezach z cyklu RM w tym sezonie to nie miałem wyjścia. W grę wchodził jeszcze start w Tatry Tour, lecz ze względu na brak formy odpuściłem.
W Beskid Sądecki przyjechałem już w piątek wieczorem z kolegami z drużyny: Wieśkiem i Mirkiem. Mirek załatwił dla nas nocleg w Łabowej. Pogoda wieczorem była fajna, pochmurno, bez deszczu i ciepło ok.17 stopni.
Rano wstałem o 7:00, za oknem lało, co tutaj robić, spakowałem rzeczy, zjadłem śniadanie, wziąłem prysznic i do Sącza pojechaliśmy samochodem. Na miejscu byliśmy ok.8:30, było już sporo osób. Odszukaliśmy Tomka(Ślimaka) i Bikeholików i obgadaliśmy kilka spraw, odebraliśmy pakiety startowe:mapy, numery, chipy. Kiedy przyszła pora to poszliśmy się przygotować. W międzyczasie dojechało jeszcze sporo osób, m.in. Michał, Karol, Mikołaj, Adam, Kacper, Marek. Organizatorzy zadbali o to że na miejscu był prysznic i przebieralnia. Przebraliśmy się i przygotowaliśmy do drogi. Parę minut przed 10 odbyła się odprawa.
Start nastąpił nieoczekiwanie i szybko i zanim się pozbierałem to czołówka już odjechała. Goniłem przez miasto ale nie doszedłem czołowej grupy, średnia za miastem 35km/h. Ledwo wyjechaliśmy z miasta i już koniec asfaltu, szlaban i przejazd przez Lasek Chełmicki, jechałem bardzo ostrożnie, każde mocniejsze naciśniecie na pedały kończyło się poślizgiem, aż w połowie lasku na podjeździe strzelił mi łańcuch, dobrze że wziąłem skuwacz i awarię szybko naprawiłem, byłem jako jeden z ostatnich i odpuściłem walkę o czołowe lokaty i jechałem sobie spokojnie. Przed Tęgoborzem pojawił się fajny podjeździk i tam narobiłem kilka pozycji, czołówka była daleko z przodu, na szczycie tego podjazdu był punkt kontrolny, zaliczam go i zaczyna się zjazd do Świdnika i tam niewiele straciłem. Kolejną grupkę złapałem na kolejnym podjeździe za torami, podjazd bardzo mi się podobał, było trochę stromo i znowu kogoś wyprzedziłem, na szczycie podjazdu asfalt się skończył i dalej jechaliśmy polną drogą, wszystko by było fajnie gdyby to było po płaskim a nie z górki, jechałem wolno, na jednym z wertepów wybiło mnie do góry i przeleciałem przez kierownicę, dalej już szedłem pieszo aż do następnego punktu kontrolnego.
Za punktem kontrolnym jest przejazd przez główną drogę, Sącz-Brzesko, oznaczeń zero, łatwo można było wpaść pod samochód, jakoś się udało przejechać i zaczęliśmy zjazd w kierunku Tabaszowej, jechałem w czteroosobowej grupce i współpracowaliśmy przez kilka km, do następnego podjazdu który zaprowadził nas nad jezioro Czchowskie, zostałem sam i na szczycie złapałem kogoś i razem zjechaliśmy do Roztoki, tam był Punkt Żywieniowy i kładka którą przeszliśmy na drugą stronę Jezioro Rożnowskiego. Zauważyłem kolarza który złapał kapcia, pożyczyłem mu pompkę i pojechałem. Dołączyłem eis do grupki czteroosobowej i w 5 jechaliśmy po zmianach w kierunku Rożnowa, na kolejnym podjeździe odjechałem sam i goniłem kolejnych zawodników. W okolicach Przydonicy był kolejny Punkt Kontrolny. Kolejne kilometry to najpierw zjazd a potem długi podjazd na ostatni już punkt kontrolny, myślałem że się zgubiłem bo nikogo nie widziałem, zaliczyłem punkt i zacząłem zjeżdżać w kierunku mety. Przed ostatnim podjazdem wbiłem coś do opony i musiałem stanąć.
Zmieniłem dętkę, nie miałem pompki i czekałem, pożyczyłem dwie pompki ale nie mogłem napompować. W końcu ktoś mi pomógł i mogłem jechać dalej, czekałem około 35minut. Po 5km jazdy znowu kapeć, co chwilę pompowałem i jakoś dojechałem do mety, po drodze zgubiłem się w Nowym Sączu, brak oznaczeń wprowadził mnie w maliny. Jakoś dotarłem do mety, okazało się ze sporo osób zgubiło drogę i nie byłem ostatni na mecie. Czas to około:4:25 i 11 miejsce w kategorii.
Start znowu nieudany, żałuje że nie wziąłem MTB, zamiast tych chipów, mogli zabezpieczyć i lepiej oznaczyć trasę. Tereny są piękne nadające się na maraton szosowy, tylko trasa źle poprowadzona.
W Rajczy musi pójść lepiej.
W Beskid Sądecki przyjechałem już w piątek wieczorem z kolegami z drużyny: Wieśkiem i Mirkiem. Mirek załatwił dla nas nocleg w Łabowej. Pogoda wieczorem była fajna, pochmurno, bez deszczu i ciepło ok.17 stopni.
Rano wstałem o 7:00, za oknem lało, co tutaj robić, spakowałem rzeczy, zjadłem śniadanie, wziąłem prysznic i do Sącza pojechaliśmy samochodem. Na miejscu byliśmy ok.8:30, było już sporo osób. Odszukaliśmy Tomka(Ślimaka) i Bikeholików i obgadaliśmy kilka spraw, odebraliśmy pakiety startowe:mapy, numery, chipy. Kiedy przyszła pora to poszliśmy się przygotować. W międzyczasie dojechało jeszcze sporo osób, m.in. Michał, Karol, Mikołaj, Adam, Kacper, Marek. Organizatorzy zadbali o to że na miejscu był prysznic i przebieralnia. Przebraliśmy się i przygotowaliśmy do drogi. Parę minut przed 10 odbyła się odprawa.
Start nastąpił nieoczekiwanie i szybko i zanim się pozbierałem to czołówka już odjechała. Goniłem przez miasto ale nie doszedłem czołowej grupy, średnia za miastem 35km/h. Ledwo wyjechaliśmy z miasta i już koniec asfaltu, szlaban i przejazd przez Lasek Chełmicki, jechałem bardzo ostrożnie, każde mocniejsze naciśniecie na pedały kończyło się poślizgiem, aż w połowie lasku na podjeździe strzelił mi łańcuch, dobrze że wziąłem skuwacz i awarię szybko naprawiłem, byłem jako jeden z ostatnich i odpuściłem walkę o czołowe lokaty i jechałem sobie spokojnie. Przed Tęgoborzem pojawił się fajny podjeździk i tam narobiłem kilka pozycji, czołówka była daleko z przodu, na szczycie tego podjazdu był punkt kontrolny, zaliczam go i zaczyna się zjazd do Świdnika i tam niewiele straciłem. Kolejną grupkę złapałem na kolejnym podjeździe za torami, podjazd bardzo mi się podobał, było trochę stromo i znowu kogoś wyprzedziłem, na szczycie podjazdu asfalt się skończył i dalej jechaliśmy polną drogą, wszystko by było fajnie gdyby to było po płaskim a nie z górki, jechałem wolno, na jednym z wertepów wybiło mnie do góry i przeleciałem przez kierownicę, dalej już szedłem pieszo aż do następnego punktu kontrolnego.
Za punktem kontrolnym jest przejazd przez główną drogę, Sącz-Brzesko, oznaczeń zero, łatwo można było wpaść pod samochód, jakoś się udało przejechać i zaczęliśmy zjazd w kierunku Tabaszowej, jechałem w czteroosobowej grupce i współpracowaliśmy przez kilka km, do następnego podjazdu który zaprowadził nas nad jezioro Czchowskie, zostałem sam i na szczycie złapałem kogoś i razem zjechaliśmy do Roztoki, tam był Punkt Żywieniowy i kładka którą przeszliśmy na drugą stronę Jezioro Rożnowskiego. Zauważyłem kolarza który złapał kapcia, pożyczyłem mu pompkę i pojechałem. Dołączyłem eis do grupki czteroosobowej i w 5 jechaliśmy po zmianach w kierunku Rożnowa, na kolejnym podjeździe odjechałem sam i goniłem kolejnych zawodników. W okolicach Przydonicy był kolejny Punkt Kontrolny. Kolejne kilometry to najpierw zjazd a potem długi podjazd na ostatni już punkt kontrolny, myślałem że się zgubiłem bo nikogo nie widziałem, zaliczyłem punkt i zacząłem zjeżdżać w kierunku mety. Przed ostatnim podjazdem wbiłem coś do opony i musiałem stanąć.
Zmieniłem dętkę, nie miałem pompki i czekałem, pożyczyłem dwie pompki ale nie mogłem napompować. W końcu ktoś mi pomógł i mogłem jechać dalej, czekałem około 35minut. Po 5km jazdy znowu kapeć, co chwilę pompowałem i jakoś dojechałem do mety, po drodze zgubiłem się w Nowym Sączu, brak oznaczeń wprowadził mnie w maliny. Jakoś dotarłem do mety, okazało się ze sporo osób zgubiło drogę i nie byłem ostatni na mecie. Czas to około:4:25 i 11 miejsce w kategorii.
Start znowu nieudany, żałuje że nie wziąłem MTB, zamiast tych chipów, mogli zabezpieczyć i lepiej oznaczyć trasę. Tereny są piękne nadające się na maraton szosowy, tylko trasa źle poprowadzona.
W Rajczy musi pójść lepiej.
Maraton ,,Pętla Beskidzka"
Sobota, 9 lipca 2011 Kategoria 100-200, Maraton, Szosa, w grupie
Km: | 166.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:24 | km/h: | 25.94 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2977kcal | Podjazdy: | 3500m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny maraton za mną, trasa trudna ale taka miała być. Cały sezon trenowałem pod ten maraton, ale formy jak zwykle nie ma, udało się dotrzeć do mety, sporo osób zrezygnowało.
Kiedy rano wstałem było przyjemnie ale zapowiadało się na upał i tak było. Od kliku lat na Pętli jest dobra pogoda i ciepło, temperatury dochodziły do 30 stopni. Kilka dni temu bałem się ze dalej będzie zimno i brzydka pogoda.
O 8:30 wyjechałem w kierunku Istebnej, na początek lekki podjazd w Koniakowie i jechało się fajnie, zatrzymałem się w sklepie po napoje i przekąski. Chciałem jechać do Istebnej drogą którą prowadzi końcówka trasy dla 160km, ale pomyliłem skręty i zjechałem w dół w ślepą drogę i potem musiałem wracać, podjazd miał na oko 25% nachylenia. Już wiedziałem że końcówka będzie bardzo ciężka i bałem się czy to przetrwam. Dojechałem do głównej drogi łączącej Istebną z Koniakowem i zjechałem do centrum Istebnej i wjechałem do Amfiteatru pod Skocznią gdzie było Biuro Zawodów.
W Biurze czekały na mnie nowe opony które miałem założyć na start, pomogli mi chłopcy z Dobrych Sklepów Rowerowych i oponki założyliśmy. Zrobiłem krotką przejażdżkę by je sprawdzić i dobrze się jeździ.
Przed startem była jeszcze chwila by porozmawiać ze znajomymi i o 9:50 ustawiliśmy się na linii startu.
Odcinek do Kubalonki miał charakter Rundy Honorowej, przed peletonem jechał samochód Wieśka Legierskiego. Na samym początku zostałem trochę z tyłu, jakoś nie miałem sił kręcić. Najbardziej bałem się odcinka przez Połom, wąsko żwir i tlum kolarzy, jednak sprawnie udało sie przejechać i przed Stecówką zacząłem odrabiać.
Zjazd do Czarnej Wisełki nieciekawy ale jakoś zjechałem i niewiele straciłem. Podjazd pod Zameczek poszedł mi słabo, noga nie podawało i czas 10minut i 40sekund, wyprzedziłem tylko 5 osób. Zjazd z Kubalonki do Wisły, doskonale mi znany poszedł też słabo przez sznury samochodów jadące z dwóch stron i trochę osób mnie doszło ale wiele nie straciłem. Na zjeździe wykręciłem maksa 67km/h. Całą Wisłę przejechałem w grupce dostosowanej do moich możliwości jakie miałem tego dnia. Dopiero na podjeździe pod Salmopol odjechałem tej grupce i wyprzedzałem kolejne osoby, czas wyszedł całkiem dobry 18minut i 45 sekund. Na szczycie był pierwszy bufet, nie zatrzymałem się i zacząłem zjeżdżać razem z Pawłem i zostałem i przyłączyłem się do trzyosobowej grupki która jechała za mną i razem jechaliśmy aż do Lipowej, po drodze dołączyło kilka osób. Podjazd pod forty w Węgierskiej Gorce dał mi po dupie ale wyjechałem, na szczycie był bufet i tam z tej grupki już nic nie zostało. Zatrzymałem się na bufecie, wypiłem napój, napełniłem bidony i włożyłem banany do kieszonek i ruszyłem. Do Milówki jechało się bardzo dobrze i średnia w Milówce wynosiła ponad 28km/h. Podjazd na Kotelnicę dal mi ostro w dupę, wyprzedziłem dwie osoby ale wlekłem się 8-10km/h na przełożeniu 39x25. Zjazd poszedł sprawnie nikt mnie nie wyprzedził i udało się złapać kogoś i we dwójkę jechaliśmy w kierunku Tarlicznego, tam doszliśmy Andrzeja, mijałem go już kilka razy. Zjazd do Milówki wziąłem bardzo spokojnie, prawie zgubiłem numer z pleców i przy skręcie do Kamesznicy zatrzymałem się na skrzyżowaniu i przyczepiłem go lepiej i ruszyłem dalej, oczywiście wyprzedziło mnie kilku zawodników, w tym część z dystansu 100km. W Kamesznicy spotkałem Dobrego który przyjechał turystycznie a nie startować i razem jechaliśmy aż do granicy czesko-polskiej.
Podjazd z Kamesznicy był ciężki, łańcuch nie chciał mi wskoczyć na ostatnia zębatkę i jechałem na 39x25 do czasu kiedy na drodze pojawił się traktor. Z jednym z zawodników zeszliśmy na bok ale potem nie szło ruszyć i kawałek podprowadziliśmy i dopiero można było jechać, pod koniec udało się wrzucić łańcuch na ostatnią zębatkę i wjechałem, na zjeździe nie miałem siły jechać dalej, do Lalik jakoś dojechałem, na kolejnym podjeździe w kierunku Zwardonia minąłem Mikołaja z Katowic. W Pewnym momencie droga skręca w prawo w las i prawie przeoczyłem skręt i ledwo wyrobiłem. Kolejne kilkanaście kilometrów jadę znowu z Andrzejem, dopiero na podjeździe w Jaworzynce odjeżdżam. W Jaworzynce spotykam Krzyska z Bikeholików i wskazuję mu drogę na Ochodzitą. Dobrze ze przed granica był bufet, moim zdaniem odległość między 2 a 3 bufetem była za duża. Średnia na bufecie 27km/h, trochę czasu tracę, uzupełniam bidon, napełniam kieszonki, jem owoce i piję napój. Z bufetu ruszyłem z Dobrym i Mikołajem, jeszcze przed granicą Mikołaj odpadł i jedziemy we dwójkę. Przejazd przez Czechy poszedł szybko i wiele średni nie spadła, po drodze mijamy kolarzy który miał już 3 defekt na trasie, jednak przed granicą nas wyprzedza. Na ostatnim podjeździe w Czechach 12% Dobry zostaje i jedzie prosto na Ochodzitą, zaraz za granicą wyprzedza mnie jakiś kolarz i jedziemy razem do Istebnej, an podjeździe znowu odjeżdżam i sam kręcę w kierunku Koniakowa. Do kościoła jakoś dojechałem a na kolejnym stromym podjeździe mnie odcięło i musiałem zejść z roweru. Ostatni zjazd na trasie i ostateczny podjazd na Koczy Zamek. Początek stromy po płytach jakoś wjechałem potem kolejna ścianka i wypłaszczenie, zjazd. Kolejna ścianka pod Koniakowską którą już ledwo wjechałem, nóg już nie czułem i kiedy zobaczyłem ze Andrzej schodzi z roweru tez zszedłem , na 100% bym nie wjechał. Na wypłaszczeniu wsiadamy na rowery i razem przekroczyliśmy linię mety.
Bylem tak wyczerpany że nie miałem sił utrzymać roweru, posiedziałem chwilę na bufecie i ruszyłem na obiad i pod prysznic. Obiad smakował, prysznic trochę postawił mnie na nogi. Spakowałem rzeczy i pojechałem na dekorację do Istebnej, obyło się bez schodzenia z roweru i po kilkunastu minutach bylem w Amfiteatrze. Odebrałem koszulkę i wrzuciłem numer do losowania. Nic nie wylosowałem. Po dekoracji kolega odwiózł mnie i rower do bielska. W domu bylem przed 21:00.
Świetna impreza, super z organizowana, dziękuję wszystkim co przyczynili się do jej organizacji, podziękowania dla policji i straży pożarnej za zabezpieczenie trasy, da się zatrzymywać samochody a nie kolarzy jak miało to miejsce w Ustroniu. Za rok muszę pojechać lepiej, trzeba mniej jeździć a intensywniej pod konkretny maraton i nie przemęczać organizmu.
Kiedy rano wstałem było przyjemnie ale zapowiadało się na upał i tak było. Od kliku lat na Pętli jest dobra pogoda i ciepło, temperatury dochodziły do 30 stopni. Kilka dni temu bałem się ze dalej będzie zimno i brzydka pogoda.
O 8:30 wyjechałem w kierunku Istebnej, na początek lekki podjazd w Koniakowie i jechało się fajnie, zatrzymałem się w sklepie po napoje i przekąski. Chciałem jechać do Istebnej drogą którą prowadzi końcówka trasy dla 160km, ale pomyliłem skręty i zjechałem w dół w ślepą drogę i potem musiałem wracać, podjazd miał na oko 25% nachylenia. Już wiedziałem że końcówka będzie bardzo ciężka i bałem się czy to przetrwam. Dojechałem do głównej drogi łączącej Istebną z Koniakowem i zjechałem do centrum Istebnej i wjechałem do Amfiteatru pod Skocznią gdzie było Biuro Zawodów.
W Biurze czekały na mnie nowe opony które miałem założyć na start, pomogli mi chłopcy z Dobrych Sklepów Rowerowych i oponki założyliśmy. Zrobiłem krotką przejażdżkę by je sprawdzić i dobrze się jeździ.
Przed startem była jeszcze chwila by porozmawiać ze znajomymi i o 9:50 ustawiliśmy się na linii startu.
Odcinek do Kubalonki miał charakter Rundy Honorowej, przed peletonem jechał samochód Wieśka Legierskiego. Na samym początku zostałem trochę z tyłu, jakoś nie miałem sił kręcić. Najbardziej bałem się odcinka przez Połom, wąsko żwir i tlum kolarzy, jednak sprawnie udało sie przejechać i przed Stecówką zacząłem odrabiać.
Zjazd do Czarnej Wisełki nieciekawy ale jakoś zjechałem i niewiele straciłem. Podjazd pod Zameczek poszedł mi słabo, noga nie podawało i czas 10minut i 40sekund, wyprzedziłem tylko 5 osób. Zjazd z Kubalonki do Wisły, doskonale mi znany poszedł też słabo przez sznury samochodów jadące z dwóch stron i trochę osób mnie doszło ale wiele nie straciłem. Na zjeździe wykręciłem maksa 67km/h. Całą Wisłę przejechałem w grupce dostosowanej do moich możliwości jakie miałem tego dnia. Dopiero na podjeździe pod Salmopol odjechałem tej grupce i wyprzedzałem kolejne osoby, czas wyszedł całkiem dobry 18minut i 45 sekund. Na szczycie był pierwszy bufet, nie zatrzymałem się i zacząłem zjeżdżać razem z Pawłem i zostałem i przyłączyłem się do trzyosobowej grupki która jechała za mną i razem jechaliśmy aż do Lipowej, po drodze dołączyło kilka osób. Podjazd pod forty w Węgierskiej Gorce dał mi po dupie ale wyjechałem, na szczycie był bufet i tam z tej grupki już nic nie zostało. Zatrzymałem się na bufecie, wypiłem napój, napełniłem bidony i włożyłem banany do kieszonek i ruszyłem. Do Milówki jechało się bardzo dobrze i średnia w Milówce wynosiła ponad 28km/h. Podjazd na Kotelnicę dal mi ostro w dupę, wyprzedziłem dwie osoby ale wlekłem się 8-10km/h na przełożeniu 39x25. Zjazd poszedł sprawnie nikt mnie nie wyprzedził i udało się złapać kogoś i we dwójkę jechaliśmy w kierunku Tarlicznego, tam doszliśmy Andrzeja, mijałem go już kilka razy. Zjazd do Milówki wziąłem bardzo spokojnie, prawie zgubiłem numer z pleców i przy skręcie do Kamesznicy zatrzymałem się na skrzyżowaniu i przyczepiłem go lepiej i ruszyłem dalej, oczywiście wyprzedziło mnie kilku zawodników, w tym część z dystansu 100km. W Kamesznicy spotkałem Dobrego który przyjechał turystycznie a nie startować i razem jechaliśmy aż do granicy czesko-polskiej.
Podjazd z Kamesznicy był ciężki, łańcuch nie chciał mi wskoczyć na ostatnia zębatkę i jechałem na 39x25 do czasu kiedy na drodze pojawił się traktor. Z jednym z zawodników zeszliśmy na bok ale potem nie szło ruszyć i kawałek podprowadziliśmy i dopiero można było jechać, pod koniec udało się wrzucić łańcuch na ostatnią zębatkę i wjechałem, na zjeździe nie miałem siły jechać dalej, do Lalik jakoś dojechałem, na kolejnym podjeździe w kierunku Zwardonia minąłem Mikołaja z Katowic. W Pewnym momencie droga skręca w prawo w las i prawie przeoczyłem skręt i ledwo wyrobiłem. Kolejne kilkanaście kilometrów jadę znowu z Andrzejem, dopiero na podjeździe w Jaworzynce odjeżdżam. W Jaworzynce spotykam Krzyska z Bikeholików i wskazuję mu drogę na Ochodzitą. Dobrze ze przed granica był bufet, moim zdaniem odległość między 2 a 3 bufetem była za duża. Średnia na bufecie 27km/h, trochę czasu tracę, uzupełniam bidon, napełniam kieszonki, jem owoce i piję napój. Z bufetu ruszyłem z Dobrym i Mikołajem, jeszcze przed granicą Mikołaj odpadł i jedziemy we dwójkę. Przejazd przez Czechy poszedł szybko i wiele średni nie spadła, po drodze mijamy kolarzy który miał już 3 defekt na trasie, jednak przed granicą nas wyprzedza. Na ostatnim podjeździe w Czechach 12% Dobry zostaje i jedzie prosto na Ochodzitą, zaraz za granicą wyprzedza mnie jakiś kolarz i jedziemy razem do Istebnej, an podjeździe znowu odjeżdżam i sam kręcę w kierunku Koniakowa. Do kościoła jakoś dojechałem a na kolejnym stromym podjeździe mnie odcięło i musiałem zejść z roweru. Ostatni zjazd na trasie i ostateczny podjazd na Koczy Zamek. Początek stromy po płytach jakoś wjechałem potem kolejna ścianka i wypłaszczenie, zjazd. Kolejna ścianka pod Koniakowską którą już ledwo wjechałem, nóg już nie czułem i kiedy zobaczyłem ze Andrzej schodzi z roweru tez zszedłem , na 100% bym nie wjechał. Na wypłaszczeniu wsiadamy na rowery i razem przekroczyliśmy linię mety.
Bylem tak wyczerpany że nie miałem sił utrzymać roweru, posiedziałem chwilę na bufecie i ruszyłem na obiad i pod prysznic. Obiad smakował, prysznic trochę postawił mnie na nogi. Spakowałem rzeczy i pojechałem na dekorację do Istebnej, obyło się bez schodzenia z roweru i po kilkunastu minutach bylem w Amfiteatrze. Odebrałem koszulkę i wrzuciłem numer do losowania. Nic nie wylosowałem. Po dekoracji kolega odwiózł mnie i rower do bielska. W domu bylem przed 21:00.
Świetna impreza, super z organizowana, dziękuję wszystkim co przyczynili się do jej organizacji, podziękowania dla policji i straży pożarnej za zabezpieczenie trasy, da się zatrzymywać samochody a nie kolarzy jak miało to miejsce w Ustroniu. Za rok muszę pojechać lepiej, trzeba mniej jeździć a intensywniej pod konkretny maraton i nie przemęczać organizmu.
Puchar Równicy-nieudany start
Sobota, 21 maja 2011 Kategoria Maraton, Szosa, w grupie
Km: | 31.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:58 | km/h: | 32.07 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 455kcal | Podjazdy: | 380m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wystartowałem w kolejnym maratonie. Tym razem ,,Puchar Równicy" w Ustroniu. Na miejscu byłem po 8:00, łącznie z Dobrym i Michałem. Odebraliśmy pakiety startowe, przywitaliśmy znajomych i zaczęliśmy przygotowania do startu. Wypakowaliśmy rowery i w tym czasie dojechali Andrzej, Tomek i Mirek. Kiedy byliśmy gotowi to ruszyliśmy na rynek na start. Dojechał Łukasz i ustawiliśmy się z przodu. Start. Zostaję z tyłu, tracę, wyprzedzają mnie kolejni zawodnicy, straty zaczynam odrabiać na podjeździe, podjazd w kierunku Równicy pokonuję na blacie. Zjazd ul.Wczasową i stop. Policjant zatrzymał wszystkich i zaczął wypuszczać po 15 osób co 200m.Wyruszyłem w trzeciej grupie. Początek podjazdu jadę spokojnie, po 100m zaczyna mi szwankować tylna przerzutka, co próbowałem mocniej nacisnąć na pedały to przerzutka szwankowała, odpuściłem, wyprzedziły mnie dwie grupy, co dal mnie jest porażką. Zacząłem odrabiać straty do reszty, w Górkach złapałem grupę, ale zostali z tyłu bo wyjechałem na górkę na blacie i przed Skoczowem złapałem dwójkę i jechaliśmy dalej sami. Potem dojechało jeszcze dwóch i dwóch złapaliśmy. Przez kładkę przejechaliśmy spokojnie, tylko jeden z naszych rozpędzony wpadł na schody i musiał zrezygnować. Dalej jechaliśmy po zmianach, grupa była idealna jak dla mnie. W Bładnicach kiedy wychodzilem na zmianę przy prędkości 40km/h zablokowało mi przerzutkę a ja jeszcze do tego nacisnąłem na pedały i z przerzutki zostały części, ledwo zdążylem się wypiąć. Było po zawodach, szkoda. Forma jest. Godzina jazdy, pół godziny czekania i potem transport do Ustronia. W Ustroniu jeszcze strzeliła mi dętka. Siedziałem i czekałem, potem zjadłem grochówkę i obserwowałem zakończenie. Potem sprzątanie i do domu. Ten dzień jest pechowy, rano guma, potem przerzutka i znowu guma. Znowu sobie nie pojeździłem.
Maraton ,,Żądło Szerszenia" w Trzebnicy
Sobota, 30 kwietnia 2011 Kategoria 200-300, avg>30km\h, Szosa, w grupie, Maraton
Km: | 265.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:29 | km/h: | 31.24 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 4336kcal | Podjazdy: | 1870m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Obudziłem się o 5:30, poleżałem do 6:30 kiedy trzeba było zacząć się przygotowywać do startu. Przed 7:00 dojechał Łukasz. Przywitaliśmy się i poszliśmy do sklepu po zakupy na śniadanie. Zjedliśmy i przed 8:00 zeszliśmy do biura zawodów. Start pierwszego: pana Janka o 7:58. Pierwszy z naszych: Łukasz wyruszył o 8:12, Mirek, Tomek i Michał o 8:32 i ja o 8:50.
Przez miasto jechaliśmy za motocyklistami i tempo około 30km/h. Za miastem wzrosło do 32-35km/h i jechaliśmy po zmianach. Po 2 kilometrach wyprzedziła nas grupa z dużą ilością osób z FS(forumszosowe.org), doczepiliśmy się do nich i był ogień 42-45km/h, chwilę się utrzymaliśmy i w trójkę odpadliśmy i jechaliśmy dalej swoim tempem 32-36km/h. Po drodze zbieraliśmy kolejne osoby i w 4-5osobowej grupie jechaliśmy przez około 35km. Po 20km od startu, kiedy bylem na zmianie w końcu grupy była kraksa, jeden z naszych przewrócił się i trochę był poobijany, ale zatrzymaliśmy się na kilka minut i kiedy wszystko było w porządku to ruszyliśmy dalej. Dwójka odpadła i jechaliśmy dalej we trzech. Dawaliśmy zmiany po ok. 2 minuty. Po drodze złapaliśmy kolejnego i jechaliśmy we czterech. Dojechaliśmy do skrętu do lasku. Na zakręcie był piasek i jechałem jako pierwszy i zaliczyłem glebę. Znowu 2 minuty do tylu, koledzy pojechali a ja się pozbierałem i wlekłem się przez te 3,8km dziurawej drogi, kiedy zaczął się dobry asfalt to przycisnąłem i jechałem ok.40km/h. Doszedłem grupkę po ok. 2km i dalej jechaliśmy razem do pierwszego podjazdu, kiedy grupka została a mnie złapał kryzys i wlekłem się 25km/h pod górkę. Złapałem parę osób ale dla mnie to bez znaczenia. Po zjazdach były kolejne prostki i niewielkie wzniesienia. Prędkość nie spadała poniżej 30km/h. Przy skręcie do lasu gdzie był bufet na poboczu siedziała pani, złapała kapcia i nikt jej nie chciał pomóc wiec zatrzymałem się i jej pomogłem, straciłem około 10minut ale to nic. Dojechałem razem z panią do bufetu i znowu postój. Zjadłem banana i grześka, wypiłem wodę i nalałem wody do bidonu i zrobiłem siku i w drogę. Miałem ruszać a tu przemknęła grupa około 20osobowa. Doczepiłem się do nich ale ciągnęli 44-48km/h po płaskim i po około 3 km zostałem z tylu i jechałem swoim tempem do podjazdów. Zaczęły się podjazdy i tempo w okolicach 25km/h, najbardziej podobał mi się podjazd o nachyleniu około 15%. Prędkość spadła do 20km/h. Wyprzedziłem sporo osób, część podprowadzała(to co będzie na Pętli Beskidzkiej). Najbardziej dobił mnie brukowany podjazd, krótki ale nie dobrze mi się jechało, potem już cały czas powyżej 30km/h do samej mety pierwszej rundy. Czas po pierwszej rundzie: licznik: 4:22:25 a ogólnie 4:45:12. Chwila postoju dolewam wody do bidonów jem bułeczkę i banana i biorę 2 grześki do kieszonki, zostawiam kurtkę przeciwdeszczową którą wiozłem cale pierwsze okrążenie. Ruszam dalej o 13:45 i sunę około 30km/h przez miasto. za miastem się rozkręcam i mijam kilka osób ale nie otrzymały się i odpadły, dopiero po około 15km za miastem dochodzę do jednego zawodnika i jedziemy razem przez 15km, kiedy złapała nas mocna grupa i pojechaliśmy z nią ale kiedy złapaliśmy kolejną do przyłączyłem się do nich, i trochę odpocząłem po średnie ich tempo nie przekraczało 30km/h, dałem dwie mocne zmiany i podziękowali mi i pojechałem, w tym dziurawym lasku doszedłem Michała i powiedział mi żebym jechał, pojechałem, za laskiem złapałem kilka osób i razem dojechaliśmy do bufetu. Na bufecie byłem o 16:00 i straciłem tam 10minut. Chwilę przede mną pojechała trójka z mojej kategorii i na kolejnych po kilkunastu kilometrach dojechałem do nich i razem jechaliśmy do górek kiedy, odjechałem i samotnie dojechałem do mety. na tym najlepszym podjeździe prędkość spadła do 17km/h. Najgorzej było przed miastem kiedy był boczny wiatr. Przez miasto przemknąłem szybko i o 17:53 zameldowałem się na mecie. Start bardzo udany, nie wiem dokładnie wyników ale jestem zadowolony. Czas ogólny: 9:03:04 Wynik:M2:6/10 OPEN:33/72
Przez miasto jechaliśmy za motocyklistami i tempo około 30km/h. Za miastem wzrosło do 32-35km/h i jechaliśmy po zmianach. Po 2 kilometrach wyprzedziła nas grupa z dużą ilością osób z FS(forumszosowe.org), doczepiliśmy się do nich i był ogień 42-45km/h, chwilę się utrzymaliśmy i w trójkę odpadliśmy i jechaliśmy dalej swoim tempem 32-36km/h. Po drodze zbieraliśmy kolejne osoby i w 4-5osobowej grupie jechaliśmy przez około 35km. Po 20km od startu, kiedy bylem na zmianie w końcu grupy była kraksa, jeden z naszych przewrócił się i trochę był poobijany, ale zatrzymaliśmy się na kilka minut i kiedy wszystko było w porządku to ruszyliśmy dalej. Dwójka odpadła i jechaliśmy dalej we trzech. Dawaliśmy zmiany po ok. 2 minuty. Po drodze złapaliśmy kolejnego i jechaliśmy we czterech. Dojechaliśmy do skrętu do lasku. Na zakręcie był piasek i jechałem jako pierwszy i zaliczyłem glebę. Znowu 2 minuty do tylu, koledzy pojechali a ja się pozbierałem i wlekłem się przez te 3,8km dziurawej drogi, kiedy zaczął się dobry asfalt to przycisnąłem i jechałem ok.40km/h. Doszedłem grupkę po ok. 2km i dalej jechaliśmy razem do pierwszego podjazdu, kiedy grupka została a mnie złapał kryzys i wlekłem się 25km/h pod górkę. Złapałem parę osób ale dla mnie to bez znaczenia. Po zjazdach były kolejne prostki i niewielkie wzniesienia. Prędkość nie spadała poniżej 30km/h. Przy skręcie do lasu gdzie był bufet na poboczu siedziała pani, złapała kapcia i nikt jej nie chciał pomóc wiec zatrzymałem się i jej pomogłem, straciłem około 10minut ale to nic. Dojechałem razem z panią do bufetu i znowu postój. Zjadłem banana i grześka, wypiłem wodę i nalałem wody do bidonu i zrobiłem siku i w drogę. Miałem ruszać a tu przemknęła grupa około 20osobowa. Doczepiłem się do nich ale ciągnęli 44-48km/h po płaskim i po około 3 km zostałem z tylu i jechałem swoim tempem do podjazdów. Zaczęły się podjazdy i tempo w okolicach 25km/h, najbardziej podobał mi się podjazd o nachyleniu około 15%. Prędkość spadła do 20km/h. Wyprzedziłem sporo osób, część podprowadzała(to co będzie na Pętli Beskidzkiej). Najbardziej dobił mnie brukowany podjazd, krótki ale nie dobrze mi się jechało, potem już cały czas powyżej 30km/h do samej mety pierwszej rundy. Czas po pierwszej rundzie: licznik: 4:22:25 a ogólnie 4:45:12. Chwila postoju dolewam wody do bidonów jem bułeczkę i banana i biorę 2 grześki do kieszonki, zostawiam kurtkę przeciwdeszczową którą wiozłem cale pierwsze okrążenie. Ruszam dalej o 13:45 i sunę około 30km/h przez miasto. za miastem się rozkręcam i mijam kilka osób ale nie otrzymały się i odpadły, dopiero po około 15km za miastem dochodzę do jednego zawodnika i jedziemy razem przez 15km, kiedy złapała nas mocna grupa i pojechaliśmy z nią ale kiedy złapaliśmy kolejną do przyłączyłem się do nich, i trochę odpocząłem po średnie ich tempo nie przekraczało 30km/h, dałem dwie mocne zmiany i podziękowali mi i pojechałem, w tym dziurawym lasku doszedłem Michała i powiedział mi żebym jechał, pojechałem, za laskiem złapałem kilka osób i razem dojechaliśmy do bufetu. Na bufecie byłem o 16:00 i straciłem tam 10minut. Chwilę przede mną pojechała trójka z mojej kategorii i na kolejnych po kilkunastu kilometrach dojechałem do nich i razem jechaliśmy do górek kiedy, odjechałem i samotnie dojechałem do mety. na tym najlepszym podjeździe prędkość spadła do 17km/h. Najgorzej było przed miastem kiedy był boczny wiatr. Przez miasto przemknąłem szybko i o 17:53 zameldowałem się na mecie. Start bardzo udany, nie wiem dokładnie wyników ale jestem zadowolony. Czas ogólny: 9:03:04 Wynik:M2:6/10 OPEN:33/72
Trzebnica© Piotr92
Trzebnica© Piotr92
Rajcza Tour
Sobota, 4 września 2010 Kategoria Szosa, w grupie, 100-200, Maraton
Km: | 124.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:17 | km/h: | 28.95 |
Pr. maks.: | 85.00 | Temperatura: | 10.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2645kcal | Podjazdy: | 2200m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wyjazd o 6:00 z domu. O 6:20 pociąg i melduje się przed 8 w Rajczy. Rejestracja, rozgrzewka i o 10:00, start.Trzymię się z początku na końcu stawki. W Ujsołach peleton już mocno rozciągnięty. W Glince zaczyna się podjazd na przełęcz Ujsolską. Nadrabiam tam kilka pozycji. Na zjeździe łapie mnie kilka osób i tworzy się grupa z którą jadę do Orawskiej Leśnej. Tam odrywam się od grupy i jadę tempem 35-44km/h w kierunku Starej Bystrzycy. Skręcam na nową drogę i jadę, prędkość spada bo zaczyna się podjazd na Kysucką Wyrchowinę. Na pierwszej ściance doganiam grupę i jadę z nimi aż na szczyt gdzie umiejscowiony jest pierwszy bufet na trasie. Nie zatrzymuję się i jadę dalej z grupą. Bardzo szybki zjazd i grupa się rozciąga. Trzymam się z przodu. Trochę ciężko mi się jechało. Troszkę zostałem z tyłu, lecz po kilku kilometrach złapałem dwie osoby z tej grupy z którą jechałem wcześniej. Dojeżdżamy do Krasna i kierujemy się do Oszczadnicy. Zaczyna się podjazd i jadę sam. Złapało mnie dwóch kolarzy i jedziemy dalej. Pojechałem z nimi i okazało się że zgubiliśmy trasę. Nawracamy i wracamy na trasę. Zaczyna się podjazd. Znowu trochę nadrabiam. Krótki postój na bufecie i zjazd do Skalitego. Znowu jedziemy we trzech na granicę. Dojeżdżam pierwszy i we dwójkę zjeżdżamy w kierunku Lalik. Krótki podjazd i rondo. Skręt w prawo na Rajczę i prosto. Trzeba było skręcić w lewo a my pojechaliśmy prosto. Nawracam i i jedziemy. Do Lalik dojeżdżam sam i ciągnę w dół do Milówki. Dochodzą mnie 3 osoby które mijałem na podjeździe. Zostawiam ich w Nieledwi. Na podjeździe pod Kotelnicę wyprzedziłem jeszcze kilka osób i z jednym zawodnikiem dojechałem do mety w Rajczy. Udany start:
Czas:4:20:48
Miejsce:28/36 M2; 75/112 Open
Podjazdy:
Przełęcz Glinka z Ujsoł:21minut i 16sekund
Serpentyna na Słowacji z Orawskiej Leśnej:8minut i 12 sekund
Ścianka za Oszczadnicą z Oszczadnicy:19minut i 54 sekundy
Myto ze Skalite (od wiaduktu kolejowego):4 minuty i 44 sekundy
Laliki z Kiczory:7minut i 54 sekundy
Przełęcz Kotelnica z Nieledwi:8minut i 59 sekund
Czas:4:20:48
Miejsce:28/36 M2; 75/112 Open
Podjazdy:
Przełęcz Glinka z Ujsoł:21minut i 16sekund
Serpentyna na Słowacji z Orawskiej Leśnej:8minut i 12 sekund
Ścianka za Oszczadnicą z Oszczadnicy:19minut i 54 sekundy
Myto ze Skalite (od wiaduktu kolejowego):4 minuty i 44 sekundy
Laliki z Kiczory:7minut i 54 sekundy
Przełęcz Kotelnica z Nieledwi:8minut i 59 sekund
Maraton"Pętla Beskidzka" Dystans Mega
Sobota, 10 lipca 2010 Kategoria Szosa, w grupie, 100-200, Maraton
Km: | 127.00 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 04:36 | km/h: | 27.61 |
Pr. maks.: | 73.00 | Temperatura: | 33.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2414kcal | Podjazdy: | 2350m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Start o 9:30.
200metrów po starcie uczestniczyłem w kraksie. Zatrąbił samochód i zawodnik z numerem !!! zjechał na bok i zahaczył o moje tylne koło i obaj przewróciliśmy się a kierowca zaczął się drzeć i odjechał. Kolega miał strasznie rozwalone kolano i łokieć więc zaczekaliśmy na pomoc. Kiedy opatrzono rany kolegi i moją małą ranę na kolanie ruszyliśmy dalej. Strata 15minut. Ciężko się jechało po rozcięcie piekło. Przejeżdżamy przez Połom, Leszczynę i zaczyna się podjazd na którym dochodzę ostatnich zawodników, kolega zostaje trochę z tyłu. Na Stecówce nadrobione już miałem jakieś 3 minuty do grupy której miałem się trzymać. Trudno mówi się, jadę dalej. Na Kubalonce dojeżdżam kolejnych i jedziemy w dół serpentynami do Wisły. Trzymałem się tam grupki pięcioosobowej z którą dojechałem do Nowej Osady. Pod skocznią w Malince urwałem się i samotnie pognałem do przodu. Po 3 kilometrach zaczyna się podjazd na Salmopol. Pokonuję go w 20minut i 48 sekund. W tym czasie dochodzę jakieś 30 osób i wyprzedzam ich. Na zjeździe do Szczyrku jadę w grupie 10 osób, która odjeżdża mi przed Buczkowicami. Tam łapię jednego a mnie łapie drugi zawodnik i w trójkę podążamy przez Godziszkę do Lipowej. Na bufecie napełniam bidon, jem banana i piję wodę i w drogę. Do centrum Lipowej jest kilka podjazdów ale pokonuję je szybko i dalej do Twardorzeczki gdzie musiałem się zatrzymać i oddać mocz. Jadę dalej ale nikogo nie widać. W Przybędzy łapie mnie zawodnik ale zaraz odjeżdża. W Węgierskiej Górce mija mnie grupka 10 osobowa ale było mi za ciepło by gonić. Samotnie jadę do Milówki i dalej do Nieledwi gdzie zaczyna się masakryczny bo w pełnym słońcu podjazd na Kotelnicę. Jakoś udaje mi się wyjechać, przy okazji dochodzę kilka osób. Spokojny zjazd do Kiczory, dalej jadę z kolarzem z którym rozstaję się na bufecie w Lalikach. Znowu woda, arbuz i napełnienie bidonu i jadę dalej w kierunku Słowacji. Doganiam Michała z którym w ubiegłą niedzielę też jechałem i razem jedziemy na Myto. Przed samą granicą Michał zostaje i jadę sam na Słowację. W Skalite dogania mnie Michał i wspólnie pedałujemy w kierunku głównej drogi łączącej Czacę i Czeski Cieszyn, po drodze mija nas kilka osób. W Ciernym Michał odpada i jadę sam dalej, 200metrów przede mną jechało 2 kolarzy, nie przybliżali się ani nie oddalali. Złapałem ich na podjeździe do Herczawy. Tam wyprzedzam kilka osób i od granicy jadę z zawodnikiem E006 i jeszcze jednym. Jakiś 500metrowy odcinek szutru i dalej asfalt w Polsce. Na Wawrzaczów Groń wyjeżdżam przed nimi i zjeżdżam do Czadeczki i jadę dalej w kierunku mety. Dochodzi mnie zawodnik E006 i wspólnie kręcimy spowrotem do Jaworzynki. Ostry podjazd na którym wyprzedzam kilka osób i samotnie jadę do mety. Ostry podjazd do Istebnej i upragniona meta. Czas 4:55:22. Gdyby nie początek to byłby to najlepszy maraton w moim życiu ale i tak jestem zadowolony.Miejsce 32/47 w A.
Załączam mapkę.
200metrów po starcie uczestniczyłem w kraksie. Zatrąbił samochód i zawodnik z numerem !!! zjechał na bok i zahaczył o moje tylne koło i obaj przewróciliśmy się a kierowca zaczął się drzeć i odjechał. Kolega miał strasznie rozwalone kolano i łokieć więc zaczekaliśmy na pomoc. Kiedy opatrzono rany kolegi i moją małą ranę na kolanie ruszyliśmy dalej. Strata 15minut. Ciężko się jechało po rozcięcie piekło. Przejeżdżamy przez Połom, Leszczynę i zaczyna się podjazd na którym dochodzę ostatnich zawodników, kolega zostaje trochę z tyłu. Na Stecówce nadrobione już miałem jakieś 3 minuty do grupy której miałem się trzymać. Trudno mówi się, jadę dalej. Na Kubalonce dojeżdżam kolejnych i jedziemy w dół serpentynami do Wisły. Trzymałem się tam grupki pięcioosobowej z którą dojechałem do Nowej Osady. Pod skocznią w Malince urwałem się i samotnie pognałem do przodu. Po 3 kilometrach zaczyna się podjazd na Salmopol. Pokonuję go w 20minut i 48 sekund. W tym czasie dochodzę jakieś 30 osób i wyprzedzam ich. Na zjeździe do Szczyrku jadę w grupie 10 osób, która odjeżdża mi przed Buczkowicami. Tam łapię jednego a mnie łapie drugi zawodnik i w trójkę podążamy przez Godziszkę do Lipowej. Na bufecie napełniam bidon, jem banana i piję wodę i w drogę. Do centrum Lipowej jest kilka podjazdów ale pokonuję je szybko i dalej do Twardorzeczki gdzie musiałem się zatrzymać i oddać mocz. Jadę dalej ale nikogo nie widać. W Przybędzy łapie mnie zawodnik ale zaraz odjeżdża. W Węgierskiej Górce mija mnie grupka 10 osobowa ale było mi za ciepło by gonić. Samotnie jadę do Milówki i dalej do Nieledwi gdzie zaczyna się masakryczny bo w pełnym słońcu podjazd na Kotelnicę. Jakoś udaje mi się wyjechać, przy okazji dochodzę kilka osób. Spokojny zjazd do Kiczory, dalej jadę z kolarzem z którym rozstaję się na bufecie w Lalikach. Znowu woda, arbuz i napełnienie bidonu i jadę dalej w kierunku Słowacji. Doganiam Michała z którym w ubiegłą niedzielę też jechałem i razem jedziemy na Myto. Przed samą granicą Michał zostaje i jadę sam na Słowację. W Skalite dogania mnie Michał i wspólnie pedałujemy w kierunku głównej drogi łączącej Czacę i Czeski Cieszyn, po drodze mija nas kilka osób. W Ciernym Michał odpada i jadę sam dalej, 200metrów przede mną jechało 2 kolarzy, nie przybliżali się ani nie oddalali. Złapałem ich na podjeździe do Herczawy. Tam wyprzedzam kilka osób i od granicy jadę z zawodnikiem E006 i jeszcze jednym. Jakiś 500metrowy odcinek szutru i dalej asfalt w Polsce. Na Wawrzaczów Groń wyjeżdżam przed nimi i zjeżdżam do Czadeczki i jadę dalej w kierunku mety. Dochodzi mnie zawodnik E006 i wspólnie kręcimy spowrotem do Jaworzynki. Ostry podjazd na którym wyprzedzam kilka osób i samotnie jadę do mety. Ostry podjazd do Istebnej i upragniona meta. Czas 4:55:22. Gdyby nie początek to byłby to najlepszy maraton w moim życiu ale i tak jestem zadowolony.Miejsce 32/47 w A.
Załączam mapkę.
Maraton
Sobota, 15 maja 2010 Kategoria Szosa, w grupie, 100-200, Maraton
Km: | 142.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:45 | km/h: | 24.70 |
Pr. maks.: | 65.25 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2633kcal | Podjazdy: | 1867m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy w tym roku start w maratonie.
Maraton w Ustroniu. Niezbyt udany bo czas na 97km wyniósł coś koło 4 godzin. W ramach rozgrzewki wjechałem przed startem na Równicę. A po maratonie pokręciłem się po Ustroniu. Trasa ciekawa. W czasie jazdy poluzowało mi się siodełko i musiałem się zatrzymać. Drugi raz zatrzymałem się by pomóc jednemu z zawodników a ostatni raz w czasie podjazdu na Równicę kiedy strasznie bolały mnie plecy. Bolały mnie przez większą część trasy ale wtedy bardzo mocno.
Start był według kategorii wiekowych. Najpierw kobiety a ja drugiej grupie. Sześcioosobową grupą jechaliśmy do Cisownicy na start. Ledwo przejechaliśmy dwupasmówkę to jeden z zawodników naszej grupy przewrócił się, na szczęście nic mu się nie stało i mógł kontynuować jazdę. Po kilometrze skręt w lewo i jesteśmy na drodze Ustroń-Cieszyn. Tą drogą 1,5kilometra i kolejny zakręt w lewo na Cisownicę gdzie po 200metrach był punkt kontrolny i start. Wystartowaliśmy początkowo jechałem ostatni, ale po chwili jazdy wyprzedziłem 2 zawodników i jechałem jako czwarty. Do Dzięgielowa dojechałem jako 2 i skręciłem w prawo na Goleszów i już niezbyt długi lecz wymagający podjazd, na końcu którego był usytuowany bufet. Szybko wyjechałem i zacząłem dwukilometrowy zjazd do Goleszowa. Na końcu zjazdu skręt w lewo na drogę Ustroń-Cieszyn i po 100metrach w prawo na Skoczów. Po 7 kilometrach jazdy z dwoma podjazdami skręcam w lewo na drogę Skoczów-Cieszyn i jadę nią aż do Cieszyna, po drodze cały czas podjazd, zjazd itd. W Cieszynie skręt w lewo na Ustroń i krótki zjazd i następnie ostry podjazd do Bażanowic, następnie zjazd i w prawo na Dzięgielów i prosto aż do końca drogi i następnie w lewo i 1,5 kilometra i dojeżdżamy do miejsca gdzie zaczyna się kolejna runda, znowu podjazd i postój w bufecie i następnie dalej w dól do Goleszowa, jechałem ze starszym panem na Treku. Jechaliśmy mniej więcej 24km\h średnio przez całą drogę do Cieszyna, na podjeździe do Bażanowic zawodnik próbował zmienić dętkę, zaproponowałem mu pomoc i pomogłem mu i po 5 minutach jechaliśmy już razem do Dzięgielowa i na kolejną rundę, trzeci i ostatni raz pokonałem podjazd do bufetu, gdzie dostałem kubek wody i ciastko i zacząłem zjazd , po chwili dogonił mnie ten zawodnik któremu zmieniałem dętkę i jechaliśmy razem do Cieszyna z prędkością średnią 28km\h. Na podjeździe towarzysz zesłabł i jechałem dalej sam z prędkością 14-18km\h na podjeździe, i 23-32km\h przez Dzięgielów, kiedy dotarłem do miejsca startu rund pojechałem prosto na Cisownicę, droga wiodła cały czas pod górkę i następnie krótki zjazd i w prawo na Ustroń, po 1,5km znowu w prawo i pod górkę i po 1,5km w prawo i dwupasmówką znowu 1,5km i w lewo i w prawo i znowu w prawo na Równicę, tempo 10-17km\h w końcówce ponad 20km\h. Czas podjazdu to 26minut:12sekund.
Maraton w Ustroniu. Niezbyt udany bo czas na 97km wyniósł coś koło 4 godzin. W ramach rozgrzewki wjechałem przed startem na Równicę. A po maratonie pokręciłem się po Ustroniu. Trasa ciekawa. W czasie jazdy poluzowało mi się siodełko i musiałem się zatrzymać. Drugi raz zatrzymałem się by pomóc jednemu z zawodników a ostatni raz w czasie podjazdu na Równicę kiedy strasznie bolały mnie plecy. Bolały mnie przez większą część trasy ale wtedy bardzo mocno.
Start był według kategorii wiekowych. Najpierw kobiety a ja drugiej grupie. Sześcioosobową grupą jechaliśmy do Cisownicy na start. Ledwo przejechaliśmy dwupasmówkę to jeden z zawodników naszej grupy przewrócił się, na szczęście nic mu się nie stało i mógł kontynuować jazdę. Po kilometrze skręt w lewo i jesteśmy na drodze Ustroń-Cieszyn. Tą drogą 1,5kilometra i kolejny zakręt w lewo na Cisownicę gdzie po 200metrach był punkt kontrolny i start. Wystartowaliśmy początkowo jechałem ostatni, ale po chwili jazdy wyprzedziłem 2 zawodników i jechałem jako czwarty. Do Dzięgielowa dojechałem jako 2 i skręciłem w prawo na Goleszów i już niezbyt długi lecz wymagający podjazd, na końcu którego był usytuowany bufet. Szybko wyjechałem i zacząłem dwukilometrowy zjazd do Goleszowa. Na końcu zjazdu skręt w lewo na drogę Ustroń-Cieszyn i po 100metrach w prawo na Skoczów. Po 7 kilometrach jazdy z dwoma podjazdami skręcam w lewo na drogę Skoczów-Cieszyn i jadę nią aż do Cieszyna, po drodze cały czas podjazd, zjazd itd. W Cieszynie skręt w lewo na Ustroń i krótki zjazd i następnie ostry podjazd do Bażanowic, następnie zjazd i w prawo na Dzięgielów i prosto aż do końca drogi i następnie w lewo i 1,5 kilometra i dojeżdżamy do miejsca gdzie zaczyna się kolejna runda, znowu podjazd i postój w bufecie i następnie dalej w dól do Goleszowa, jechałem ze starszym panem na Treku. Jechaliśmy mniej więcej 24km\h średnio przez całą drogę do Cieszyna, na podjeździe do Bażanowic zawodnik próbował zmienić dętkę, zaproponowałem mu pomoc i pomogłem mu i po 5 minutach jechaliśmy już razem do Dzięgielowa i na kolejną rundę, trzeci i ostatni raz pokonałem podjazd do bufetu, gdzie dostałem kubek wody i ciastko i zacząłem zjazd , po chwili dogonił mnie ten zawodnik któremu zmieniałem dętkę i jechaliśmy razem do Cieszyna z prędkością średnią 28km\h. Na podjeździe towarzysz zesłabł i jechałem dalej sam z prędkością 14-18km\h na podjeździe, i 23-32km\h przez Dzięgielów, kiedy dotarłem do miejsca startu rund pojechałem prosto na Cisownicę, droga wiodła cały czas pod górkę i następnie krótki zjazd i w prawo na Ustroń, po 1,5km znowu w prawo i pod górkę i po 1,5km w prawo i dwupasmówką znowu 1,5km i w lewo i w prawo i znowu w prawo na Równicę, tempo 10-17km\h w końcówce ponad 20km\h. Czas podjazdu to 26minut:12sekund.
Maraton szosowy
Sobota, 11 lipca 2009 Kategoria 50-100, Szosa, w grupie, Maraton
Km: | 97.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:47 | km/h: | 25.64 |
Pr. maks.: | 70.44 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1145kcal | Podjazdy: | 650m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa minimaratonu 75 km w czasie 2 h 51 min
2 razy po 5.5 km na trasie Istebna Zaolzie-Koniaków Rastoka
2 razy po 5.5 km na trasie Koniaków Rastoka-Istebna Zaolzie
Czas:
1. 14 min
2. 15 min
3. 10 min
4. 8 min
2 razy po 5.5 km na trasie Istebna Zaolzie-Koniaków Rastoka
2 razy po 5.5 km na trasie Koniaków Rastoka-Istebna Zaolzie
Czas:
1. 14 min
2. 15 min
3. 10 min
4. 8 min