Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścig

Dystans całkowity:5600.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:190:29
Średnia prędkość:29.68 km/h
Maksymalna prędkość:92.00 km/h
Suma podjazdów:97430 m
Maks. tętno maksymalne:202 (103 %)
Maks. tętno średnie:181 (92 %)
Suma kalorii:137168 kcal
Liczba aktywności:78
Średnio na aktywność:74.67 km i 2h 26m
Więcej statystyk

Tatra Road Race 2022

Sobota, 10 września 2022 Kategoria 100-200, Góry, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig, Zawody 2022
Km: 126.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:44 km/h: 26.62
Pr. maks.: 75.00 Temperatura: 13.0°C HRmax: 179179 ( 91%) HRavg 155( 79%)
Kalorie: 4155kcal Podjazdy: 3500m Aktywność: Jazda na rowerze
W każdym sezonie jest dzień w którym organizm poddaję ciężkiej próbie. W ostatnim roku była to Małopolska 250tka a w tym ponownie Tatra Road Race. Wyścig dla mnie był ekstremalny z wielu powodów, problemy zdrowotne dyskwalifikowały mnie z długich dystansów w ostatnich miesiącach a warunki pogodowe były bard trudne, mokro, deszcz i poniżej 10 stopni na trasie. Mimo to zmierzyłem się po raz 3 z długim dystansem. Od samego wyjazdu z kwatery borykałem się z problemami, nie umiałem się odpowiednio rozgrzać wiec organizm odmówił już posłuszeństwa na pierwszym podjeździe gdzie tylko widziałem jak odjeżdża ode mnie czołówka i chyba byłem najsłabszym z pierwszego sektora. Zjazd to oczywiście walka z samym sobą i próba minimalizowania strat, złapałem jakąś grupę na podjeździe pod Ostrysz ale później odpadłem od niej bardzo szybko. Motywacji do walki nie było a do mety zostało ponad 100 kilometrów, w pewnym momencie zauważyłem ubytek ciśnienia w przednim kole w związku z czym porzuciłem nadzieję na dogonienie grupy zwolniłem dosyć mocno i dogoniło mnie 2 zawodników, współpraca nawet się układała, pod górę byłem silniejszy ale traciłem w dół, przy słabej widoczności moje akcje spadają do zera przez popsuty wzrok i konieczność noszenia okularów. Pod Pitoniówkę udało się odjechać i zrobić przewagę która prysła na kolejnym zjeździe wraz z ciśnieniem z tylnego koła. Wymiana dętki okazała się koniecznością a pompka którą posiadałem niewydajna więc ten proces był żmudny. Wszystko miało miejsce w ulewnym deszczu i zabójczej temperaturze 8 stopni. W końcu się udało ruszyć dalej ale sporo straciłem ale miałem bezpieczny zapas czasu aby wjechać na 2 rundę dystansu Hell. Moja ambitna próba nadrabiania straconego czasu trwała jednak krótko bo po postoju nogi przestały kręcić jak należy a mocne tempo przez kilka minut zakwasiło je dodatkowo i do mety jechałem już tylko aby przejechać cały dystans i być sklasyfikowanym. Wyścig kompletnie mi nie wyszedł ale zmieściłem się w top 50 open co okazało się nagrodą pocieszenia. Ostatnie 3 edycje Tatry są moją porażką, jak nie zdrowie to ogromny pech wpływają na to na jakim dystansie startuję lub jak kończę ten wyścig. Przynajmniej mam motywację by wystartować po raz kolejny w 2023 roku a edycję 2022 szybko wyrzucić z pamięci.

Górskie Mistrzostwa Jas-Kółek 2022

Niedziela, 28 sierpnia 2022 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig, Góry, Zawody 2022
Km: 109.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:54 km/h: 27.95
Pr. maks.: 90.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: 177177 ( 90%) HRavg 150( 76%)
Kalorie: 3148kcal Podjazdy: 2380m Aktywność: Jazda na rowerze
Dzień po morderczym wypadzie na Diablak wziąłem udział w 12 edycji Górskich Mistrzostw Jas-Kółek. Planowałem jechać dla towarzystwa i treningowo przejechać trasę ale już po starcie ostrym zacząłem dyktować swoje warunki i na Ochodzitej zostało nas z przodu trzech. Tempo było mocne, były próby odjazdów ale nie udało się nikomu odskoczyć. Dyktowałem tempo na podjeździe pod Kubalonkę, pasowało mi to bo nie musiałem zaginać się na maksa by utrzymać grupę. Zjazd do zupełnie inna bajka i pokaz głupoty kierowców, kilka razy próbowaliśmy wyprzedzić wolno jadący samochód się zbliżaliśmy on zjeżdżał do środka. W końcu się udało ale na pewno straciliśmy część wypracowanej przewagi. Za rondem do naszej grupki dołączył Alexey Kmets więc zabawa zaczęła się od nowa. Im bliżej Salmopolu tym miałem większe problemy z utrzymaniem tempa grupy, puściłem na 5 kilometrów przed przełęczą i znowu jechałem swoim tempem, pierwsze miejsce w GMJ pojechało ale drugie pozostawało kwestią otwartą, podjazd poszedł mi nieźle, na zjeździe dawałem z siebie maksimum pod względem technicznym i szybkościowym ale brakowało trochę aerodynamiki. Jakieś 2 minuty starty mieliśmy do Patryka który jednak jechał sporo lepiej więc pozostała walka o utrzymanie bezpiecznej już przewagi nad goniącą grupą. Drugi podjazd na Salmopol był ostatnim z którego mogę być zadowolony, na zjeździe znowu dałem z siebie wszystko ale czułem, że zbliżają się skurcze, wziąłem magnez ale chyba zyt późno bo w najmniej odpowiednim momencie przed podjazdem pod Zameczek złapał mnie bolesny skurcz w prawej łydce i po zawodach. Wlekłem się do mety i udało się utrzymać 3 miejsce na które byłem skazany od momentu pojawienia się skurczu. Z jazdy mogę być zadowolony biorąc pod uwagę duże zmęczenie po sobocie.

Road Trophy 2022 Etap 2

Niedziela, 14 sierpnia 2022 Kategoria Zawody 2022, Wyścig, w grupie, Szosa, Samotnie, avg>30km\h, 50-100
Km: 76.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:32 km/h: 30.00
Pr. maks.: 73.00 Temperatura: 24.0°C HRmax: 182182 ( 93%) HRavg 160( 82%)
Kalorie: 2289kcal Podjazdy: 1630m Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi dzień rywalizacji w etapowym wyścigu Road Trophy. Warunki do jazdy nieco lepsze niż pierwszego dnia i godzina startu inna. Tym razem miałem czas na dokładną i długą rozgrzewkę po ktorej ustawiłem się na starcie, ponownie z tyłu. Lepiej czułem się w peletonie więc szybko przesunąłem się do przodu, mimo tego że inni też chcieli jechać z przodu utrzymywałem swoją pozycję. Pierwszy podjazd wystarczył aby podzielić grupę, trzymałem się blisko przodu i jako jeden z osttanich załapałem się do czołowej grupki w której jechało maksymalnie kilkanaście osób. Pierwszy zjazd to znowu walka o przetrwanie w grupie, niestety się nie udało i miałem kilkanaście sekund straty do najlepszych. Goniłem całą Kamesznicę aby na początku podjazdu pod Koczy Zamek znaleźć się w grupce. Utrzymałem się prawie cały podjazd, grupka się trochę rozciąhnęła i byłem bliżej jej końca. Miałem przynajmniej motywację aby dawać z siebie wszystko na zjeździe, tam wydarzylo się kilka rzeczy które spowodowały, że ostatecznie odpadłem od grupy, a to kolarze bez numerów probowali dołączyć do grupy, to ktoś złapał gumę. Tym razem nieco większej straty nie byłem w stanie już nadrobić, jechałem swoje przez Kamesznicę ale musiałem zacząć umiejętnie gospodarować siłami i lepiej było mocniej jechać podjazd i mniej stracić niż dawać z siebie wszystko na płaskim i zyskać kilka sekund. W Kamesznicy już na podjeździe pod Koczy Zamek dogoniłem 3 osoby ktore nie wytrzymaly tempa czołówki co dodało mi skrzydeł na podjeździe. Znowu dałem z siebie wszystko i już dublowałem najsłabszych jadących dopiero 1 podjazd. Miałem motywację bo osoby które minęły miały nieznaczną przewagę po 1 etapie i mogłem wskoczyć do Top 10 open. Ostatni dlugi zjazd do Milówki już nie wyglądał tak dobrze jak pierwsze, na płaskim również brakowało mi tempa, do tego stopnia, że prawie dogoniła mnie grupa z tyłu. Na podjeździe dałem z siebie maksimum, w nogach nie było więcej mocy aby spróbować jakiegoś mocniejszego zrywu. Wjechałem w dobrym tempie na szczyt gdzie pojawił się niechciany towarzysz - skurcz. Przyjąłem magnez i dopiero po kilku minutach mogłem sobie pozwoli na mocniejsze tempo. Motywacja jednak siadła, uświadomiłem sobie, że jadę bez wody a do mety jeszcze zbyt daleko. Na płaskim nie byłem w stanie jechać mocno i dopiero w Soli dołożyłem mocy. Miałem szczęście, że dopiero po moim przejeździe przez tory rogatki zaczęły opadać sygnalizując przyjazd pociągu. Ostatni podjazd był już na dużym zmęczeniu, walczyłem dzielnie o każdą sekundę ale bez wody mocy w nogach już nie było. Tempo jednak było na tyle dobre i skuteczne, że nie odcięło mi nawet na moment prądu. Ostatecznie ponownie sklasyfikowany zostałem na 12 miejscu open i tym razem 7 w kategorii B. Pozwoliło to awansować na 10 miejsce open z bezpieczną przewagą nad kolejnymi. Po zawodach zasłużony rozjazd i powrót do domu zbierać siły na ostatni etap.

Road Trophy 2022 Etap 1

Sobota, 13 sierpnia 2022 Kategoria Zawody 2022, Wyścig, w grupie, Szosa, Samotnie, avg>30km\h, 50-100
Km: 67.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:10 km/h: 30.92
Pr. maks.: 74.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: 181181 ( 92%) HRavg 162( 83%)
Kalorie: 2097kcal Podjazdy: 1480m Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy etap Road Trophy był dla mnie powrotem do ścigania na szosie. W ostatnich miesiącach walczyłem z bólem kolan i na dłuższych dystansach miewałem problemy z  intensywniejszą jazdą więc podarowałem sobie szosowe ściganie. Udało się wygrać nierówną walkę o zdrowie i złapać formę pozwalającą na start w dłuższym wyścigu więc nic nie stało na przeszkodzie aby pojawić się w Rajczy na wyścigu do którego mam sentyment a z tych od których zaczynałem jeżdżenie jest to ostatni mający swoją kontynuację. W Rajczy pojawiłem się stosunkowo późno ale miałem jeszcze czas na formalności w biurze i krótką rozgrzewkę. Na starcie ustawiłem się tradycyjnie z tyłu bo nie wiedziałem jak będę się czuł w peletonie a lepiej wyprzedzać innych niż być wyprzedzanym. Po starcie honorowym z przodu byli zawodnicy którzy z reguł zajmują czołowe miejsca patrząc od dołu tabeli. Byłem w stanie zyskać kilka pozycji przed podjazdem pod Kotelnicę. Tam tradycyjnie tempo było mocne ale nie kosmiczne, mnie zaczynało brakować więc na szczycie miałem stratę do czołówki. Jechałem gdzieś z tylu drugiej grupki, wiedziałem, że mokre dróżki wymagając ostrożnej jazdy o czym przekonało się kilku zawodników testując twardość trawy na przydrożnej łące. Upadki innych trochę wybiły mnie z rytmu ale musiałem walczyć dalej. Na zjeździe znowu kilka sekund w plecy ale bliskość grupy była ogromną dla mnie motywacją. Ogień na podjeździe wzdłuż S1 spowodował, że dojechałem do grupy pościgowej. Kolejny podjazd był bardzo blisko, nie byłem w stanie złapać oddechu więc kilka sekund starty na ściance okazało się kluczowe dla dalszych losów wyścigu. Grupa skutecznie odjechała, próbowałem gonić ją na zjeździe w Lalikach, płaskim w Kiczorze czy podjeździe pod Kotelnicę, bezskutecznie. Jechałem jednak swoje nie dając się doścignąć grupce z tyłu gdzie jechało kilku niewygodnych dla mnie zawodników ktorzy najczęściej żerują na mojej pracy a później zostawiają i podniecają się tym, że są lepsi. Jechałem swoje, po drodze wydarzyło się kilka przychylnych mi sytuacji, najpierw gumę złapał jeden z faworytów wyścigu, następnie kolejny mocny zawodnik odpuścił jazdę w czołówce i dalej jadąc swoje utrzymywałem się między czołówką a goniącą mnie grupą. Utrzymałem tempo przez ponad 2 rundy samotnej jazdy i jeszcze byłem w stanie wyprzedzić jedną osobę na finałowym podjeździe, wtedy też zacząłem dublować najsłabszych co też dodało mi sił. Nie dałem z siebie wszystkiego na finiszu, nie miało to sensu w perspektywie jeszcze 2 dni ścigania. Okazało się, że pojechałem dobry wyścig, jeden z lepszych w niemal 15 letniej historii moich startów w amatorskich zawodach rowerowych kończąc etap na wysokim 12 miejscu open i 5 w kategorii B. Zostawiłem za sobą 10 konkurentów w grupie wiekowej co mogę uznać za bardzo dobry wynik bo zwykle szorowałem ogony kategorii wiekowej. Po zawodach krótki rozjazd i regeenracja sił przed kolejnym etapem.

Klasyk Annogórski 2022

Sobota, 14 maja 2022 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig, Zawody 2022
Km: 80.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:28 km/h: 32.43
Pr. maks.: 72.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 1643kcal Podjazdy: 1260m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Po kilku tygodniach przerwy pojawiłem się po raz trzeci na starcie zawodów. Wyścigu na Górze Świętej Anny nie planowałem w swoim kalendarzu ale pojawiła się okazja do startu więc z niej skorzystałem. Do wyścigu w żaden szczególny sposób się nie przygotowywałem a nazywając rzeczy po imieniu wręcz przyjechałem do Leśnicy zupełnie nieprzygotowany do mocnej jazdy. Mimo tego, że wyścig był dopiero popołudniu już przed 10 byłem na miejscu startu. Po drodze załatwiłem kilka spraw m.in. w Katowicach i dlatego miałem dosyć dużo czasu na przygotowanie roweru, sprawdzenie trasy czy kawę w Zdzieszowicach. Im bliżej startu tym więcej znajomych, niektóre osoby wręcz zignorowały moją obecność a inne pytały – „ Po co tutaj przyjechałeś ? „ To jest dobre pytanie które postawiłem sobie przed startem. W Leśnicy pojawiłem się tylko dlatego aby zrobić dobry trening na technicznej rundzie, popracować trochę w grupie i przede wszystkim dobrze się bawić. Z takim nastawieniem stanąłem na starcie. Bez konkretnej rozgrzewki ustawiłem się na końcu sektora, chaos na starcie jest już znakiem rozpoznawczym zawodów z cyklu Road Maraton bo przede mną znaleźli się zawodnicy z kategorii E startujący 10 minut później. Myślałem, że coś się zmieniło w tym cyklu na lepsze, na tym etapie zawodów stwierdziłem, że wszystko zostało po staremu a wręcz zmieniło na gorsze.
Gdy nastąpił start miałem jeszcze chwilę, gdy czołówka miała za sobą 200 metrów trasy ja dopiero ruszyłem z miejsca. Tradycyjnie nie mogłem się wpiąć więc z rynku ruszyłem jako jeden z ostatnich. Moje nogi mówiły już na starcie, że nic z nich tego dnia nie będzie. Jechałem jednak ile mogłem ale nie byłem w stanie dojechać do końca peletonu i już od początku podjazdu na Górę Świętej Anny goniłem. Solidnie się zagotowałem aby wywalczyć lepszą pozycję przed wjazdem na rundy ale zabrakło mi kilku sekund aby złapać dużą grupę więc całą pierwsza rundę goniłem praktycznie na solo. W końcówce podjazdu dojechałem do grupy ale nie było sił aby dostać się do jej środka albo na czoło więc znowu szybko odpadłem mimo starań i jak najlepszej jazdy. Goniłem całe pierwsze okrążenie by na początku drugiego znaleźć się w tej grupce. Źle wyglądała moja jazda od strony technicznej i znowu traciłem kontakt z grupą by za nią znaleźć się w Porębie. Trzecia runda miała już dla mnie być ostatnią, podjazd pod Annę sporo wniósł bo z większej grupki zrobiły się dwie a ja znalazłem się w tej słabszej i tak nie byłem w stanie dawać zmian więc żadna to dla mnie różnica. Gdy okrążenie dobiegło końca zdecydowałem się na kolejną rundkę, nie miałem już szans nic zyskać i chciałem wykorzystać ostatnie 3 okrążenia na trening techniczny. Momentami lepiej czułem się w grupie ale na ogół odstawałem dosyć mocno i cały czas walczyłem o pozycję. Nie byłem w stanie już generować nawet przeciętnych watów więc moja jazda ograniczyła się tylko do tego ile zostało do końca. Wjeżdżając na ostatnią rundę obejrzałem się w tył czy przypadkiem nie jestem dublowany ale nie doszło do tego, dobrze i źle bo z jednej strony uniknąłem totalnej kompromitacji a z drugiej nie potwierdziłem jak w lesie jestem z formą. Ostatnia runda to już w większości solowa jazda, mimo to jechało się lepiej niż na wcześniejszych. Na metę wjechałem niezbyt zmęczony i ujechany ale coś czułem w nogach.
Przed zjazdem do Leśnicy jeszcze chwila przerwy i sporo pytań na które nie chciałem odpowiadać a wręcz nie znałem odpowiedzi. Po wyścigu oczywiście posiłek regeneracyjny, nic specjalnego i kolejne pytania na które unikałem odpowiedzi. To co mogło nie zagrać nie zagrało, zabrakło tylko upadku i defektu sprzętu do kompletu.
Po wyścigu wyciągnąłem wiele wniosków ze swojej jazdy:
  • 1.Słaby wyścig w moim wykonaniu okazał się dobrym treningiem, nie tylko technicznym czy zadaniowym ale także prawdziwym testem dla głowy. Mimo tego, że po każdym przejeździe przez linię mety chciałem zejść z trasy wyścigu dojechałem do końca.
  • 2.Organizacja zawodów nie stała na najwyższym poziomie. Start wspólny dla dwudziestolatków i pięćdziesięciolatków to jakieś nieporozumienie. Sporo pieszych i samochodów pojawiających się nagle na jezdni i zmuszających do gwałtownego hamowania strasznie wybijało z rytmu.
  • 3.Trasa niby ciekawa ale odcinek do mety i dziury na zjazdach odbierały cały urok zawodów.
  • 4.Po raz kolejny przekonałem się, że nie warto przejmować się tym co mówią inni. Gdybym miał porównywalne warunki treningowe do innych to zapewne bym wypadł lepiej.
  • 5.Start w zawodach potraktowałem treningowo z kilku powodów. W ostatnim czasie mam urwanie głowy w pracy, przez to co dzieje się już trzeci miesiąc na wschód od Polski część robót została wstrzymana i teraz trzeba nadrobić zaległości. W ciągu 5 dni roboczych przepracowałem 62 godziny a spałem całe 27. W normalnym trybie ilość snu równała się ilościom godzin w pracy. Nieregularność w jedzeniu skutkująca problemami z organizmem a w szczególności bólami stawów i mięśni musiała odbić się na wydolności organizmu która po prostu była słaba.
  • 6.Nawiązując do punktu 5, wraz z dużą ilością pracy zarabiam naprawdę dobre pieniądze i dlatego zacząłem inwestować w nowy rower. Czy zająłbym 30, 60 czy 90 miejsce i tak nie jest to poziom jaki jestem w stanie prezentować w optymalnej dyspozycji, warunkach i sprzyjającej trasie a nowy sprzęt zawsze daje motywację i radość.
  • 7.Po wyścigu stwierdziłem, że jak stan mojego organizmu nie ulegnie poprawie to rezygnuję ze starów w wyścigach szosowych i skupię się na maratonach MTB na dystansie Mini oraz czasówkach gdzie wysiłek trwa od kilku do maksymalnie 90 minut.
  • 8.Przejście do mocnej kategorii jest bardzo trudne, zwłaszcza jak pojawiają się coraz to nowe problemy, z tego powodu nie patrzę na wyniki większości zawodów bo wyglądają słabo.
  • 9.Słabsze okresy miałem już wiele razy i zawsze udało się z nich wyjść więc to, ze teraz jest źle, nie oznacza, że za jakiś czas nie będzie lepiej.
  • 10.W ostatnich tygodniach bardzo często rezygnowałem z treningów, zmieniałem założenia i zaliczyłem sporo mniej intensywnych minut niż zakładałem. Nie przykładałem się też do regeneracji bo zazwyczaj nie miałem na to czasu. Kumulacja tych wszystkich czynników spowodowała stan w jakim znalazłem się m.in. podczas tego wyścigu.
  • 11.Pora w końcu zacząć coś trenować bo ostatnio bardziej jeździłem niż trenowałem a czas nie stoi w miejscu i ważne dla mnie starty coraz bliżej a formy wciąż ze mną nie ma.
  • 12.Inni czują satysfakcję z tego, że mi nie poszło i mogą się pochwalić tym, że na metę wjechali przede mną. Ja nie potrzebuję drogiego sprzętu z jednym z najbardziej popularnych logo na ramie, nie potrzebuję trenera by zbudować dobrą formę. W peletonie jest coraz więcej takich gwiazd którzy sami nie potrafią zadbać o swoją formę a wyścigi traktują bardzo poważnie, ja nigdy taki nie byłem, zawsze to była i będzie dla mnie zabawa, bez względu na to czy jestem w czołówce zawodów czy okupuję ogony stawki. Byłem już w czołówce ale mam prawo do słabości i to nie jest żaden sukces, objechanie mnie w tym stanie.
  • 13.Wyścig trafia na listę tych o których szybko zapominam, patrząc statystycznie, jest to już 50 taki wyścig na dokładnie 76 jakie przejechałem, to potwierdza jak chimerycznym jestem kolarzem i nie potrafię gdy nie idzie dobrze spisać się na wyścigu.
  • 14.Po kilku latach bez większej ilości startów stwierdziłem, że ciężko jest wbić się na dłużej w rytm wyścigowy, motywacja i samozaparcie tutaj nie wystarczą. Musi pojawić się dodatkowy bodziec abym na stałe wrócił do szosowego ścigania, na razie wszystko co się dzieje skłania mnie raczej ku rzuceniu tego wszystkiego w cholerę.

Małopolska Tatra Road Race 2021

Sobota, 11 września 2021 Kategoria Wyścig, w grupie, Szosa, Samotnie, Cube '21, 50-100
Km: 54.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:53 km/h: 28.67
Pr. maks.: 77.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 186186 ( 95%) HRavg 164( 84%)
Kalorie: 1803kcal Podjazdy: 1580m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Nadszedł dzień na który czekałem od dłuższego czasu. Już trzeci rok z rzędu najważniejszym wyścigiem w sezonie jest dla mnie Tatra Road Race. W tym roku na skutek wielu okoliczności na które w większości nie miałem w wpływu zdecydowałem się na krótszy wariant trasy. Po raz pierwszy zrobiłem książkowe BPS, bez żadnych błędów, jedynym był chyba zbyt późny wyjazd z Zakopanego i nie miałem już zapasu czasowego który jednak nie był konieczny. Zaskoczył mnie panujący chaos wokół startu, zawodnicy spóźniający się na start, zamieszania z sektorami startowymi, warunki drogowe i logistyczne były jakie były i organizator miał dobre intencje ale coś nie zagrało jak trzeba. Po rozgrzewce odstałem około 15 minut i obserwowałem przejazd dystansu Hell, gdy wyścig przejechał też nie od razu ruszyłem w dół bo należał mi się pierwszy sektor i mogłem zjechać jako ostatni. Ustawiłem się z samego przodu, nie wszyscy którzy stali obok mieli prawo do startu z pierwszego sektora ale przy tym chaosie było to nie do wyłapania. Gdy nastąpił sygnał ruszyłem pierwszy i przez kilka sekund byłem na prowadzeniu ale szybko zaczęli mnie wyprzedzać inni zawodnicy, brakowało mi mocy aby cisnąć w tempie najlepszych pierwszy podjazd, wyprzedziło mnie około 30 osób z czego część to typowi mistrzowie pierwszego podjazdu po którym radzą sobie już gorzej. Jechałem równym tempem ale nie na maksa wiedząc, że jeszcze kilka podjazdów mnie czeka w ciągu kilkunastu minut. Na zjeździe wyprzedziły mnie tylko 2 osoby ale ja wyprzedziłem 3 oraz dwie które zbierały się z pobocza po wypadnięciu z trasy. Drugi podjazd zaskoczył wiele osób i dwie z nich zatrzymały się na początku ścianki z łańcuchem na blacie, jakoś je wyminąłem i mocno cisnąłem do końca podjazdu, nikt nie był w stanie jechać moim tempem, wyprzedziłem kilka osób i do 4 osobowej grupki traciłem niewiele, na zjeździe zachowywałem kontakt wzrokowy i pod Ostrysz widziałem już czołówkę, zbliżyłem się do kolejnych zawodników ale wciąż brakowało kilku metrów, na zjeździe dojechałem do nich a kolejni już byli na widelcu, charakterystyka trasy mi sprzyjała i szybko dojechałem do grupki i pracując na jej czele doprowadziłem do kolejnej selekcji, w pewnym momencie zostało nas 3, przed samą premią nieco mi brakło mocy i odstałem kilka metrów, na zjeździe zaczekałem na grupkę w której dobrze się pracowało i znowu się zjechaliśmy w całość. Nie wiedziałem czy zawodnicy których mijamy jadą Hell czy Hard i grupa w pewnym momencie liczyła ponad 10 osób, tempo było mocne, na ściance pod Budz już trzeba było iść na maska, tam jeszcze się utrzymałem ale później pojawiły się skurcze, nigdy nie miałem ich już po godzinie i nie wiedziałem jak się zachować, na płaskim odstałem kilka metrów, pod Bachledówkę goniłem na siedząco bo jak tylko wstawałem z siodełka skurcze atakowały moje nogi. Wymieniłem bidon na pełny, wziąłem magnez i ogień, zbliżałem się do grupki ale wciąż brakowało kilku metrów, zjazdy musiałem odpuszczać, jak tylko próbowałem kręcić korbą lub przyjąć bardziej agresywną pozycję wracały skurcze, moim jedynym ratunkiem była jazda w trupa na podjazdach, to był dobry wybór bo znowu nadrobiłem stracony czas ale wciąż 10- 15 sekund traciłem do grupy. Ostatni dłuższy zjazd totalnie mnie pogrążył i przekreślił moje szanse w tym wyścigu, jechałem jednak bardzo dobrze i czułem, że skurcze powoli mijają i zamierzałem jechać mocno do końca. Na zjeździe musiałem puścić korby, skurcze były tak silne, że blokowało mi nogi i przez spory czas nie kręciłem tracąc sporo czasu do grupy która cisła tutaj bardzo mocno, straciłem kontakt wzrokowy i nawet dogonił mnie zawodnik jadący z niewielką startą od bufetu. Pod Ostrysz już skurczów nie było ale zachowywałem rezerwy, odezwały się za to plecy o których bólu już zapomniałem, widziałem znowu grupę ale to już były blisko 2 minuty starty, nie do nadrobienia na tak krótkim dystansie, pojechałem jednak dobrze podjazd, zjazd był możliwie bezpieczny ale całkiem szybki. Ostatnie 5 kilometrów prowadziło głównie pod górę po niezłej nawierzchni, jechałem mocno, z przodu ani z tyłu nikogo nie było więc jedynym uatrakcyjnieniem nudnej jazdy było przełączanie ekranów w liczniku, dystans powoli mijał, gdy robiło się stromiej dokręcałem ale nie na maksa, meta coraz bliżej, noga całkiem nieźle podawała i byłem zły na to, że skurcze ustawiły ten wyścig bo mogło być naprawdę dobrze, przed metą postawiłem na jedną kartę i potrafiłem nieźle zafiniszować z samym sobą, po przejeździe przez metę miałem mieszane uczucia, wiedziałem, że pojechałem dobry wyścig ale jakiś niedosyt pozostał. Odebrałem medal za ukończenie i pojechałem do Zakopanego, podobnie jak rano przez Ząb.
Po sprawdzeniu wyników byłem zaskoczony, nigdy tak dobrze nie przejechałem żadnego wyścigu, gdyby nie skurcze byłoby naprawdę dobrze, nie popełniłem żadnego błędu, dobrze się rozgrzałem, ustawiłem z przodu na starcie, idealnie rozłożyłem siły, regularnie jadłem i piłem, wiedziałem kiedy docisnąć a kiedy popuścić, byłem tam gdzie trzeba przez większą część wyścigu i byłem w stanie kontrolować sytuację na trasie, zwykle traciłem szanse już na starcie a teraz wyścig dla mnie trwał do bufetu i zatrzymały go jedynie skurcze a nie jakieś moje błędy czy głupie decyzje. Zupełnie odciąłem głowę i to przyniosło rezultat. Najlepszy dotychczas wynik open to 15 miejsce w wyścigu ze startu wspólnego, teraz niby jest tylko oczko wyżej ale w mocniej obsadzonym i trudniejszym wyścigu na którym naprawdę trzeba być przygotowanym i nic nie dzieje się przez przypadek. Jestem bardzo zadowolony bo ten rok nie układał się po mojej myśli ale ten wyścig przeważył szalę na drugą stronę, już teraz mogę uznać ten sezon za udany. Za rok chciałbym znowu być na tym wyścigu i chyba pozostanę przy dystansie Hard gdzie jestem w stanie dać z siebie wszystko a na dłuższych trasach zwykle prędzej czy później łapie mnie mniejszy lub większy kryzys. Gdzie są osoby które na każdym kroku udowadniają mi, że jestem słaby, walczą o Komy na Stravie czy nie schodzą poniżej 30 km/h podczas treningów, dla mnie jest to poziom nie do przejścia a gdy przychodzi wyścig zwykle jest tak samo, z łatwością objeżdżam wszystkie takie „Gwiazdy”. Nie patrzę jednak na ten wyścig pod kątem wyniku, musiałbym się ścigać w innych kategoriach, ciężko znaleźć wśród tych co szybciej pokonali trasę osobę która pracuje tyle co ja lub więcej, brakuje jej snu, regularności w jedzeniu i cały rok ma jakieś problemy, m.in. zdrowotne. Pod tym względem jestem wygranym, nawet to co inni sądzą o mnie nie ma znaczenia. Nie przejmuję się tym, że na mecie pierwsze co usłyszałem to pytanie, dlaczego nie pojechałem na dłuższy dystans, to jest moja sprawa i mam argumenty za tym, że wybrałem krótki. Mi też nie podoba się wiele rzeczy ale nie mam na nie wpływu dlatego inni też nie powinni za mnie podejmować decyzji, udowodniłem swoje na trasie czym potwierdziłem to, że to była słuszna decyzja. Na tym wyścigu kończę sezon, jeszcze kilka czasówek chciałbym pojechać wykorzystując dobrą formę która pojawiła się na początku września.

Uphill MTB Magurka Lato 2021

Sobota, 28 sierpnia 2021 Kategoria 0-50, Samotnie, teren, Wyścig
Km: 5.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:24 km/h: 12.50
Pr. maks.: 32.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 174( 89%)
Kalorie: 418kcal Podjazdy: 440m Sprzęt: Evo 2 Aktywność: Jazda na rowerze
Po słabym tygodniu treningowym wystartowałem w kolejnym Uphillu na MTB. Tym razem zrobiłem bardzo dobrą rozgrzewkę która jednak została zaburzona przez problemy z licznikiem, musiałem go zresetować. Start trochę się opóźnił więc miałem dodatkowy czas. Zamontowałem miernik mocy i jechałem w butach szosowych, do MTB na razie nie kupiłem i postanowiłem zaryzykować i nie jechać po raz kolejny na platformach. Start w moim wykonaniu był dobry, ruszyłem mocno i zacząłem od razu wyprzedzać innych zawodników, miernik chyba nie działał poprawnie ponieważ pokazywał bardzo wysokie wartości, trzymałem jednak tempo i szybko dojechałem do miejsca w którym trzeba było skręcić w teren, do tego momentu nie wyprzedził mnie Przemek Niemiec więc było dobrze. Nie przypuszczałem jednak, że problemy dopiero się zaczną, przesadziłem z ciśnieniem w oponach i gdy tylko zrobiło się stromo a dodatkowo zdecydowałem się na wyprzedzanie innych, koło zaczęło buksować, zaczynało mnie ściągać na lewo gdzie wydawało mi się, że będzie lepiej jechać i po chwili zaliczyłem glebę w krzaki. Zanim się pozbierałem minęła chwila, musiałem podprowadzić bo ruszyć się nie dało, nie wpadłem jednak na to by upuścić powietrza, podjazd skończył się jednak szybko, zjazd był fatalny, prawie przestrzeliłem skręt i wyprzedziło mnie kilka osób, dalej też nie było dobrze, gdy minął mnie Przemek Niemiec trzymałem się go przez moment ale później znowu traciłem przyczepność i lądowałem w krzakach po raz drugi. Byłem już zrezygnowany, jechałem dalej mocno ale poniżej możliwości i oczekiwań, każda trudność paraliżowała mnie i końcówka była już słaba w moim wykonaniu. Liczyłem na nieco więcej, szczególnie po 2 części trasy ale wychodzą wszystkie braki w technice jakie posiadam. Jak dotąd nie jeździłem dla wyników, w tym roku jednak pora na coś się nastawić i liczyłem na top 10 OPEN i podobnie jak na Road Trophy do osiągnięcia celu zabrakło 1 miejsca. W kategorii znowu walczyłem z duchami, nie martwi mnie to bo już za rok będę walczył w mocniejszej stawce wiec i motywacja będzie wyższa. Zadowolony być mogę bo tym razem sprzęt spisał się na medal a nad techniką muszę pracować i wziąłem się do roboty już po zawodach i zjechałem do Wilkowic bardzo trudną trasą, blisko połowę pokonałem z buta ale były też lepsze odcinki a na ostatnich 500 metrach w terenie nawet puściłem klamki hamulcowe. W punkt wymierzyłem czas bo już na ostatnich 200 metrach kropiło a po 5 minutach od wejścia w domu zaczęło lać.

Uphill MTB Równica 2021

Sobota, 21 sierpnia 2021 Kategoria 0-50, Samotnie, teren, Wyścig
Km: 5.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:27 km/h: 11.11
Pr. maks.: 25.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: 178178 ( 91%) HRavg 167( 85%)
Kalorie: 346kcal Podjazdy: 440m Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy od 4 lat start w zawodach MTB. Wówczas na stalowym, ciężkim rowerze sprawdziłem się na podjeździe pod Stożek gdzie poszło mi nieźle ale nie przekonałem się do powrotu do MTB. Wiele rzeczy zgrało się jednocześnie i mogłem wystartować w Uphillu na moją ulubioną górę – Równicę. Na rozgrzewkę dojechałem rowerem do Ustronia dobrze znaną mi drogą, myślałem, że braknie mi czasu ale po dojeździe do Górek było już znacznie łatwiej i szybko pokonałem ponad 10 kilometrowy odcinek. W Ustroniu zorientowałem się, że nie wziąłem gotówki i musiałem szukać bankomatu, wszystko udało się na styk i numer odebrałem 2 minuty przed zamknięciem biura. Do startu miałem jeszcze ponad 90 minut więc zdążyłem pojechać na kawę i trochę pokręcić się przed startem. Nie robiłem żadnej konkretnej rozgrzewki bo czas był mierzony dopiero od Jaszowca gdzie trzeba było dojechać mając na to 20 minut. Gdy nadszedł czas mojego startu ruszyłem spokojnie ale i tak dogoniłem kilka osób jeszcze przed wjazdem na asfalt w Polanie. Miałem trzy minuty zapasu ale coś się chyba przesunęło bo gdy była moja kolej nie było mnie w okolicy startu i zostałem puszczony kilka minut później. Ruszyłem mocno z kopyta, nie miałem danych o mocy i trzymałem się wyłącznie tętna które szybko osiągnęło strefę 4. Początek nie był zbyt trudny ale zdołałem już wyprzedzić kilka osób, na pierwszej ściance zrobił się delikatny zator, próbowałem go minąć lewą stroną ale było tyle kamieni, że nie byłem w stanie jechać, zjechałem więc na prawą stronę i wlekłem się za innymi, gdy nachylenie nieco spadło wyprzedziłem trzy osoby i cisnąłem ile wlezie próbując nadrobić stracony czas, nawet nieźle mi szło, mijałem kolejne osoby aż do pewnego momentu, widząc już rozwidlenie dróg i spadek nachylenia zmieniłem przełożenie, stanąłem w korby i w tym momencie strzelił łańcuch, dla mnie było już po zawodach. Naprawa roweru na zawodach zawsze mnie stresuje i popełniłem kilka wyraźnych błędów, spięcie łańcucha to robota na kilka minut a ja bawiłem się z tym prawie 20. Najpierw nie umiałem rozkuć uszkodzonego ogniwa, następnie źle założyłem łańcuch i dopiero trzecia próba była udana, szybko jeszcze wyczyściłem ręce, nie zakładałem już okularów bo parowały i nic nie widziałem. Ruszyłem już bez przekonania, tylko po to aby ukończyć zawody, noga już nie podawała jak wcześniej. Zaskoczył mnie dosyć długi odcinek płyt betonowych z bardzo wysokim nachyleniem, lepiej jechało mi się po żwirze czy kamieniach, długo nikogo nie widziałem przed sobą a zawodnicy pojawili się w najmniej spodziewanym momencie gdy znów zrobiło się stromo, kamieniście a najbardziej optymalna ścieżka była zablokowana przez innych rowerzystów, cisnąłem więc na przełaj, jechałem już tak wolno, że byłem pewny, że spadnę z roweru, licznik włączył autopauzę na kilkanaście sekund, jakoś jednak przejechałem ten odcinek a dalej wcale łatwiej nie było, do rowerzystów jadących pod górę doszli piesi i zjeżdżający zawodnicy z mety, niektórzy z nich nie patrzyli na innych tylko jechali jak im się podoba, raz nawet musiałem się zatrzymać aby nie wylecieć z drogi. Zmobilizowałem się na sam koniec ale nie była to jazda na maksa. Podjazd jechałem niecałe 27 minut, stać mnie było na więcej ale przy defekcie który zabrał kilkanaście minut nie miało to znaczenia. Ukończyłem jednak zawody, nie miałem najgorszego czasu i jakieś doświadczenie zebrałem. . Nie udało się tego zrobić na zjeździe gdzie musiałbym rozjeżdżać pieszych aby coś technicznie pojechać, bezpieczniej było zejść z roweru i dopiero w okolicy Skibówki na niego usiadłem, zjechałem bezpiecznie asfaltem do Ustronia. Nie czekałem jednak na dekorację i nim się zaczęła ruszyłem do domu, powrót był szybszy niż dojazd. Miałem mieszane uczucia po tym dniu ale na razie nie zraziłem się do MTB bo wiem, że początki lub powroty są trudne a dla mnie zazwyczaj bardzo trudne. Zorientowałem się, że po drodze gdzieś zgubiłem okulary, było mi ich po prostu szkoda.

Road Trophy 2021 Etap 2

Niedziela, 15 sierpnia 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 90.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:14 km/h: 27.84
Pr. maks.: 74.00 Temperatura: 29.0°C HRmax: 180180 ( 92%) HRavg 152( 77%)
Kalorie: 2595kcal Podjazdy: 1940m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi dzień rywalizacji na górskich trasach w okolicy Rajczy wyglądał gorzej niż pierwszy. Rano odezwały się plecy z którymi co jakiś czas mam problem. Przyczyny wszystkie znam i niestety nie jestem w stanie zrezygnować z rzeczy które bardzo obciążają mój kręgosłup. Noga była nieco lepsza, byłem wypoczęty ale plecy dyktowały swoje warunki. Było mniej czasu na rozgrzewkę więc ją skróciłem ale mięśnie były odpowiednio rozgrzane aby cisnąć już od samego startu. Ruszyłem tym razem z dalszej pozycji ale ją utrzymałem do podjazdu który zaczynałem z okolicy TOP 20. Wiedziałem, że muszę starać się szukać optymalnego toru jazdy aby nie tracić kontaktu z czołówką co jednak nastąpiło dosyć szybko, ktoś puścił koło i nie byłem w stanie przeskoczyć do czołówki która nie jechała zbyt mocno. Plecy już dawały o sobie znać i nie wiedziałem czy jechać na stojąco czy siedząco, zostałem z tyłu i po podjeździe miałem niewielką stratę do grupy osób z którymi jechałem wczoraj. Nie udało się jednak doścignąć i jechałem sam. Nie byłem w stanie przyjąć pozycji na zjeździe, próbowałem dokręcać ale nic to nie dało. Przed Milówką już odpuściłem i czekałem na kolejną grupę która szybko mnie dogoniła, nie wiem ile było osób bo całą Kamesznicę jechałem z przodu. Na podjeździe mimo przeciętnej jak na mnie jazdy nadrobiłem sporo by później stracić na zjeździe. Drugi raz w Kamesznicy już jechaliśmy po zmianach i dalszy przebieg rywalizacji stał się przewidywalny. Każda kolejna runda dzieliła bardziej grupę, po 3 podjeździe już bardzo mnie bolało i zdecydowałem się zatrzymać i ulżyć tym cierpieniom. W tym czasie dojechało kilka osób ale współpraca już nie układała się jak wcześniej. Z każdym kolejnym podjazdem szło mi gorzej, moc cały czas była ale ciągłe zmiany pozycji i próba przeniesienia bólu w inne miejsce odbiła się na jakości podjazdów. Z ulgą wjechałem na ostatnią rundę którą już jednak przecierpiałem, na zjazdach nie byłem w stanie utrzymać się za innymi, na podjeździe pod metę nie byłem w stanie nic nadrobić. Nie było skurczy ale znowu nie przejechałem przez metę w stylu jakiego oczekiwałem. Był to bardzo trudny dzień, trasa nudna i trening nie był już tak dobry jak w sobotę. Założyłem jednak koszulkę finiszera więc mogę być z siebie zadowolonym, nieznacznie poprawiłem najwyższe miejsce Open na tym wyścigu co jednak nie było celem.

Road Trophy 2021 Etap 1

Sobota, 14 sierpnia 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021, w grupie, Wyścig
Km: 84.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:50 km/h: 29.65
Pr. maks.: 72.00 Temperatura: 28.0°C HRmax: 189189 ( 96%) HRavg 164( 84%)
Kalorie: 2300kcal Podjazdy: 1890m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
W końcu udało się wystartować w wyścigu. W tym trudnym dla mnie roku, pełnym dziwnych i tragicznych zdarzeń gdy nic się nie układa i brakuje wszystkiego od zdrowia, przez czas po formę rowerową byłem bardzo zadowolony, że pojawiłem się na starcie kolejnej już edycji Road Trophy. Jak dotąd miałem styczność z każdą, w 2010 roku przejechałem turystycznie wszystkie etapy, w latach 2011 – 2018 ukończyłem rywalizację, w 2019 roku miałem możliwość startu tylko w jednym etapie a rok temu zawody miały inną formułę więc nie wypada traktować ich jako Road Trophy. Zwykle przynajmniej jeden etap miałem słabszy z jakiegoś powodu, od 2015 roku gdy byłem co roku dobrze przygotowany zawodził sprzęt więc chciałem przełamać tą niedobrą passę. W tym roku trasy mi pasowały, idealna runda honorowa, selektywny pierwszy podjazd po którym następowały techniczne sekcje. Cały lipiec solidne trenowałem a ostanie trzy tygodnie były najlepsze treningowo od maja więc byłem spokojny przed startem. Zwykle kilka nocy poprzedzających ten wyścig nie mogłem spać a tym razem obudził mnie dopiero trzeci budzik nastawiony i tak ze sporym zapasem. W odróżnieniu od wszystkich edycji które ukończyłem w całości tym razem nie nocowałem w okolicy startu tylko dojeżdżałem na etapy z domu. Powodów było sporo, m.in. praca w której zobowiązałem się pojawić nawet w dniu startu na 3 godziny czy bardzo wysokie ceny noclegów. Nie było to jednak złe rozwiązanie, spałem we własnym łóżku i miałem wszystko pod ręką, wyjeżdżając na kilka dni z domu musiałem pamiętać o tym by wszystkiego starczyło na kilka dni. Już przed startem popełniłem kilka zasadniczych błędów, pierwszy z nich to mała ilość odpoczynku, zwykle na wyścig przyjeżdżałem w trakcie urlopu a nie po 350 godzinach pracy od początku lipca, mogłem więcej uwagi poświecić mięśniom, np. goląc nogi przed wyścigiem. Pierwszego dnia nie czułem się najlepiej przed startem i nawet obawiałem się czy dam radę. Nie przyjechałem do Rajczy po to aby łatwo rezygnować więc po rozmowach z osobami których nie widziałem rok czy dwa ruszyłem na solidną rozgrzewkę. Wyraźnie brakowało mi mocy ale wszystko zrobiłem tak jak zaplanowałem. Kolejny punkt to znalezienie odpowiedniej pozycji na starcie, nie miałem wyjścia i stanąłem z przodu więc po starcie jechałem tuż za samochodem, obok zawodników zajmujących z reguły miejsca w TOP 10 Open większości wyścigów. Starałem się utrzymać z przodu ale jednak głowa robiła swoje i trochę straciłem na rundzie honorowej, pierwszy konkretny podjazd na trasie pojechałem możliwe mocno, w końcówce zaczynało mnie brakować ale zacisnąłem zęby i znalazłem się w kilku osobowej grupie pościgowej za czołówką. Niestety znowu głowa zawodziła i na zjeździe zostałem, już wtedy zastanawiałem się czy dalsze starty w wyścigach szosowych mają sens, przy ponad 70 km/h nie jestem w stanie utrzymać się w grupie, po raz kolejny nie zrozumiałem organizatora który prosił by nie ścigać się na zjazdach, starty ze zjazdów nadrabiałem na dwóch kolejnych podjazdach i dopiero się udało ale miałem coraz większe problemy by utrzymać się w tej grupie. Zacisnąłem jednak zęby i jechałem dalej dając nawet zmiany. Niestety nieco odstałem przed zjazdem i podjazdem na bufet, tam się zatrzymałem by pożyczyć imbusa i grupa pojechała, przez moment jeszcze goniłem ale uznałem, że nie ma to sensu i odpuściłem. Czekając na kolejną grupę złapałem nieco oddechu, gdy dałem się doścignąć przybrałem inną taktykę, nigdy jej nie stosowałem ale przyniosła efekty. Przez blisko dwie rundy nie wychylałem się do przodu, tempo mi pasowało, nawet jak odstawałem na zjazdach czy trudniejszych technicznie odcinkach niwelowałem różnice na podjazdach. Problemów na trasie jednak nie brakowało, zaczęło się doganianie słabszych i próby bezpiecznego wyprzedzania. W pewnym momencie byłem pewny, że odpadnę od grupy bo musiałem hamować nie mając miejsca na szosie. Dogoniłem jednak dosyć pewnie ale już czułem zbliżające się skurcze, dojazd z Lalików do Soli minął na rozciąganiu mięśni i ciągłych zmianach pozycji. Znając ostatni podjazd wiedziałem, że muszę być z przodu. W idealnym momencie znalazłem się na czele grupy i nie zastanawiając się skoczyłem do przodu, początkowo nikt nie pojechał za mną. Nie wytrzymałem jednak własnego tempa, skurcze były już dosyć duże, nie wiedziałem czy lepiej będzie jechać na stojąco czy siedząco. Ostatecznie musiałem odpuścić na 300 metrów do mety i z grupki podzielonej całkowicie na podjeździe wjechałem trzeci na metę. Dałem z siebie wszystko, ujechałem się i zrobiłem konkretny trening. Na wynik się nie nastawiałem ale lekka złość pojawiła się gdy przy swoim nazwisku zobaczyłem cyfrę 4 a trójka była ledwie 5 sekund z przodu. Na ten moment nie stać mnie na więcej, gdyby ten rok wyglądał inaczej mógłbym być zawiedziony, na wszystko spoglądam jednak inaczej i jestem zadowolony z pierwszego dnia rywalizacji.

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum