Wpisy archiwalne w kategorii
Inne
Dystans całkowity: | 342.00 km (w terenie 187.00 km; 54.68%) |
Czas w ruchu: | 107:24 |
Średnia prędkość: | 4.86 km/h |
Suma podjazdów: | 9830 m |
Maks. tętno maksymalne: | 185 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 144 (73 %) |
Suma kalorii: | 24658 kcal |
Liczba aktywności: | 67 |
Średnio na aktywność: | 17.10 km i 1h 36m |
Więcej statystyk |
Marsz 5
Niedziela, 30 października 2022 Kategoria Inne, Zima 2023
Km: | 28.00 | Km teren: | 23.00 | Czas: | 05:26 | km/h: | 5.15 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Wędrówka |
Niedziela to
już tradycyjnie wycieczka w góry, za cel obrałem chatę Wuja Toma gdzie
doszedłem przez Palenicę i Błatnią. Po krótkim postoju wdrapałem się nieznaną
drogą na Klimczok i zszedłem przez Kołowrót na Dębowiec i do domu. Popołudniu
własnoręcznie zrobiłem pizzę z dodatkami które bardzo lubimy i czekałem na żonę
aż wróci z Krakowa. Nawet awaria samochodu i perspektywa wydatków z tym związanych
nie zaburzyła romantycznego nastroju który udało się stworzyć, nawet nudny
serial który Ania bardzo lubi byłem w stanie przetrawić.
Marsz 4
Sobota, 29 października 2022 Kategoria Inne, Zima 2023
Km: | 6.00 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 6.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Wędrówka |
Kolejny
weekend bez żony stał się faktem. Rano Ania pojechała na studia do Krakowa a ja
wziąłem się za sprzątanie, kończenie budowy szafy i układanie naszych wspólnych
rzeczy a wieczorem zrobiłem krotką rundkę po okolicy. Na solo to nie to samo co
z żoną ale czasami trzeba być samemu aby zatęsknić i jeszcze bardziej cieszyć
się chwilami spędzanymi wspólnie.
Siłownia 1
Piątek, 28 października 2022 Kategoria Inne, Zima
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | min/km: | |
Pr. maks.: | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | 323kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary |
Nie tylko
romantyczne spacery i wędrówki po górach wypełniają mi czas po sezonie. Czas wziąć
się do roboty i zacząć pracować nad formą. Na razie będę ćwiczył w domu więc mając wolną chwilę i czas dla
siebie wykonałem kilka ćwiczeń adaptacyjnych i dwa konkretne ćwiczenia siłowe.
Mięsnie rąk trochę zapiekły ale o to w tym wszystkim chodziło.
Marsz 3
Środa, 26 października 2022 Kategoria Inne
Km: | 13.00 | Km teren: | 9.00 | Czas: | 02:20 | km/h: | 5.57 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Wędrówka |
Po dwóch
dniach wolnych wyruszyłem wspólnie z Anią na górskie szlaki. Było ciepło więc
kurtki od razu wylądowały w plecaku, żona po chwili narzekała, że jest jej
ciepło ale nie chciało się nam wracać do domu. Po drodze wpadliśmy na pomysł
aby pójść na skróty, na przełaj pod górę, mieliśmy tylko jedną parę kijów
turystycznych więc dałem je żonie a sam ubezpieczałem ją z tyłu. Dobre kilkanaście
minut wspinaliśmy się pod górę ale mogłem być dumny z żony, że pokonała taką
trasę … w sukience. Mówiła, że następnym razem zamiast wygodnych butów trekkingowych
ubierze buty na obcasie. Cała wyprawa była pełna momentów romantycznych, nawet
kawa z termosu i ciastka kupione w sklepie i jedzone na szlaku miały w sobie
coś wyjątkowego. Jedyny problem to chociażby brak ręcznika na którym można by
było siąść więc wziąłem żonę na kolana. Dla takich wspólnych chwil warto żyć.
Niestety później czekała na nas praca. Po powrocie do domu zjedliśmy ciepły
rosół, żona włożyła ulubione buty na obcasie i naszyjnik i pojechała na
spotkanie a ja spokojnie do swojej pracy.
Marsz 2
Niedziela, 23 października 2022 Kategoria Inne
Km: | 20.00 | Km teren: | 16.00 | Czas: | 03:59 | km/h: | 5.02 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1340kcal | Podjazdy: | 960m | Aktywność: Wędrówka |
Po sezonie nie
rezygnuję z aktywności fizycznej więc wybrałem się na kilkugodzinną wędrówkę w
góry. Postanowiłem dojść na Klimczok inną drogą niż zwykle więc udałem się w
kierunku Cybernioka, Szyndzielni i na przełaj w kierunku przełęczy Kołowrót. Idąc
zielonym szlakiem przeoczyłem skręt w kierunku siodła pod Klimczokiem ale nadrabiając
kilka minut znalazłem się tam gdzie chciałem. W schronisku wypiłem kubek ciepłej
herbaty i ruszyłem w kierunku Wapienicy. Tym razem przez Stołów i prosto w dół
do Doliny Wapienicy. Jakiś kilometr przed domem spotkała mnie niespodzianka,
Ania skończyła wcześniej zajęcia i wyszła mi naprzeciw. Po wspólnym obiedzie
była wspólna kawka, oglądanie filmów w przytulnej atmosferze. Czego chcieć
więcej od życia.
Marsz 1
Niedziela, 16 października 2022 Kategoria Inne
Km: | 18.00 | Km teren: | 13.00 | Czas: | 04:20 | km/h: | 4.15 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 10.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1235kcal | Podjazdy: | 800m | Aktywność: Wędrówka |
Po miesięcznej
przerwie od ostatniej wędrówki wybrałem się nieznanymi szlakami na Błatnią. Znajomi
szli od Brennej i Jaworza więc spotkać się mieliśmy na szczycie. Tam wypiliśmy integracyjnego
browara, już zapomniałem jak ten trunek smakuje. Zejście na dół bardzo spokojne
i jeszcze kilka lokali odwiedzonych, m.in. zjadłem dobrego pstrąga pod Błatnią.
Bardzo dobrze spędzony dzień, mógł być lepszy ale nie zawsze mamy to czego
chcemy.
Włochy Październik 2022
Poniedziałek, 3 października 2022 Kategoria Inne
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Zaplanowany
wiosną tego roku wyjazd do Włoch stał się faktem. Wczesnym popołudniem 2
października wyjechaliśmy w kierunku lotniska w Krakowie, mimo, że lot był
dopiero wieczorem chcieliśmy mieć zapas czasu. Udało się ograniczyć ilość
bagażu, zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy i minimalną ilość ubrań. Ja
wziąłem dwie pary długich spodni i dwoje krótkich, jakiś sweter i kilka t-shertów,
koszulę a będąca miłośniczką sukienek żona cztery kiecki i dwie pary butów, do
tego cieplejszy sweter oraz dwa kapelusze. To wszystko zmieściło się w niedużej
walizce prócz tego każdy miał mniejszy bagaż podręczny. Nie chciano nas puścić
przez odprawę z aparatem lecz problem szybko się rozwiązał. Samolot wystartował
punktualnie ale do Mediolanu przyleciał kilka minut później niż planowano. Nie
mieliśmy planu godzinowego ale przy wypożyczeniu samochodu znowu problemy i
zrobiło się blisko 30 minut obsuwy w związku z czym dopiero przed północą
dotarliśmy do hotelu Da Vinci w Mediolanie gdzie mieliśmy zarezerwowany
apartament. Szybka kolacja, lampka wina i do spania.
Po spokojnej nocy i szybkim śniadaniu o 10 wymeldowaliśmy się z hotelu i ruszyliśmy w kierunku Werony. Po drodze do zatrzymaliśmy się w Brescci gdzie zwiedziliśmy zabytkową starówkę, zobalicziśmy bazylikę San Salvatore oraz wspięliśmy się na zamek. Ruiny Castelo di Brescia zrobiły na nas wrażenie. Na górze dosyć solidnie wiało, mimo ponad 20 stopni na termometrze musiałem ubrać sweter, bałem się trochę o żonę by jej czasem nie przewiało ale na zamku byliśmy krótko bo czas nas trochę gonił. Oczywiście poza zabytkami była także okazja do posmakowania lokalnej kuchni, zajrzeliśmy do Osteria Enrico VIII, do tej restauracji nie wpuszczano wszystkich osób, obowiązywał specjalny dress code, nie wpuszczano kobiet w spodniach oraz mężczyzn bez koszul, mieliśmy szczęście bo akurat miałem na sobie koszulę a żona z wyboru spodni nie nosi. Gnochi z lokalnym pesto smakowało wybornie, nawet ze zwykłą wodą mineralną. Po obiedzie ruszyliśmy w dalszą drogę, na popołudnie zaplanowaną mieliśmy Weronę gdzie zobaczyliśmy przede wszystkim koloseum, był też czas na pyszną kawę – Capuchinno w bardzo przytulnej kawiarni. Jedyną wadą tego miejsca był brak wśród obsługi osoby mówiącej po angielsku ale udało się jakoś porozumieć. Czasu starczyło na krótki spacer po ogrodach Giusti, na pozostałe atrakcje mogliśmy spojrzeć z daleka ale czasu na zwiedzanie zabrakło. Jeszcze tego samego dnia mieliśmy dojechać do Wenecji gdzie czekało na nas nocne zwiedzanie miasta łódką. Warto było ponieważ miasto nocą jest przepiękne. Nocleg mieliśmy również w miejscu gdzie da się dopłynąć tylko łodzią – na wyspie w hotelu Belle Arti. Na kolację nie mieliśmy innego pomysłu jak pizza z niezliczoną ilością rodzajów sera i do tego lokalne wino Veneto. Po ciężkim dniu szybko poszliśmy spać i dosyć wcześnie się obudziliśmy. Pyszna kawa z rana okazała się stałym punktem tego wyjazdu, dopiero później śniadanie i o 8:30 już rejs łodzią na wyspę San Michele gdzie zwiedziliśmy zabytkową bazylikę i cmentarz San Michelle oraz obejrzeliśmy zabytkowe tablice rozlokowane po całej wyspie poświęcone m.in. Igorowi Stawińskiemu. Na wyspie znowu wiatr wdawał się we znaki, mimo cieplejszych ubrań było trochę zimno, żona zdecydowała się założyć rajstopy schowane w torebce, w tym czasie ja skoczyłem do kwiaciarni i kupiłem bukiet róż.
Zrobiliśmy bardzo zjawiskową sesję zdjęciową, nawet inni turyści przebywający na wyspie robili nam zdjęcia. Udało się ustrzelić jedno z piękniejszych zdjęć żony, na tle błękitnego nieba i wzburzonego morza w czarnej sukience z dwoma czerwonymi różami w dłoniach wyglądała po prostu zjawiskowo. Czas nas jednak gonił i trzeba było opuścić wyspę, o 12 mieliśmy wejść do muzeum morskiego. Udało się tam dotrzeć na czas, ale w między czasie odezwało się kontuzjowane kolano żony więc ograniczyliśmy chodzenie do minimum. Po wyjściu z muzeum zobaczyliśmy słynny Most Westchnień skąd udaliśmy się na Plac Świętego Marka. Po obiedzie w jednej z restauracji i dobrej lasagne uzupełnioną oczywiście lampką białego wina przyszedł czas na zwiedzanie okolicznych zabytków, na czele z Bazyliką Świętego Marka. Niestety tego dnia nie wolno było fotografować wnętrza obiektu sakralnego więc musieliśmy schować aparat do torby. Inaczej było w pałacu Dożów gdzie udało się uszczelić kilka fotek, czas mieliśmy bardzo ograniczony więc kolejne zabytki zobaczyliśmy tylko z zewnątrz, udało się zobaczyć kilka pałaców m.in. Ca' Pesaro czy Ca' Rezzonico, mostów m.in. onte dell’Accademia czy kilka kościołów - San Giovanni e Paolo czy San Giacomo di Rialto. Wieczorem po kolacji w Harry’s Bar i pysznym Carpaccio poszliśmy na spacer który zapamiętamy na długo. Podmuch wiatru spowodował, że z pobliskiego drzewa oliwnego spadły tysiące małych żółtych pyłków i osiadło wszędzie, zwłaszcza na ciemnych rzeczach. Dobrze, że na głowie miałem czapkę a żona kapelusz ale już moje ciemne spodnie i przede wszystkim sukienka Ani nadawały się do czyszczenia. Szybko więc wróciliśmy do hotelu gdzie na szczęście udało się oczyścić ciuchy, po symbolicznej lampce wina poszliśmy w końcu spać. Tak zakończył się drugi dzień naszego pobytu we Włoszech.
Wyprane ciuchy przez noc nie doschły dobrze więc musieliśmy sięgnąć po czyste do walizki. Przy porannej kawce Ania śmiała się, że już trzeci dzień musi zmieniać sukienkę, ja na szczęście miałem drugą parę długich spodni ale tego dnia zdecydowałem się na krótkie. Tym razem zgraliśmy się kolorystycznie, moje beżowe spodenki i biała koszulka pasowały do stylizacji żony. Pogoda jednak nie okazała się tak przyjemna jak zapowiadano i znowu mocno wiało, jeszcze w samochodzie żona założyła rajstopy a ja zdecydowałem się na ubranie swetra który początkowo wylądował w plecaku. Szybko dotarliśmy do Bolonii gdzie mieliśmy sporo atrakcji i zwiedzania. Na początek dobra kawa na rynku a następnie podziwianie Piazza Magiore i Bazylika św. Petroniusza. To dopiero początek atrakcji, następnie zobaczyliśmy Bazylikę Świętego Piotra czy Fontannę Neptuna. Bolonia to miasto słynące z wież więc na ich podziwianie też zarezerwowaliśmy sobie odpowiednią ilość czasu. Po południu i obiedzie na który zjedliśmy dla odmiany lokalny rarytas czyli Ravioli, bardzo przypadło nam do gustu. Później musieliśmy rozprawić się z małą awarią aparatu, ostatecznie musiałem wrócić się do samochodu po baterie a żona w tym czasie odwiedziła kilka sklepów z ciuchami, dokonując zakupów. Druga część dnia minęła na zwiedzaniu Museo Medievale – miejskiego muzeum średniowiecza, zobaczyliśmy także Palazzo Poggi czyli Uniwersytet Boloński gdzie odbywała się akurat wystawa sztuki klasycyzmu, Ania znalazła się w Raju. Czasu nie mieliśmy zbyt dużo bo na 20 miałem zarezerwowany stolik w Hotelu Zeus w Rimmi gdzie czekał na nas także luksusowy apartament. Musieliśmy tam jeszcze dojechać więc czas był mocno ograniczony. Pierwszy raz doświadczyliśmy naprawdę chłodnego wieczoru, przy samym morzu temperatura spadła poniżej 10 stopni więc zdecydowałem się założyć długie spodnie na kolację. Takich młodych przeżywających swój miodowy miesiąc par było w tej plenerowej restauracji hotelowej kilka więc czuliśmy się jak u siebie w domu. Lampkę wina wypiliśmy już w hotelu bo do Granfirurry nam po prostu nie pasowało. Szybko zasnęliśmy bo mieliśmy w planie spacer o wschodzie słońca wzdłuż wybrzeża w Rimmi.
Nie wiem jak to się stało ale po raz kolejny podczas tego wyjazdu w łazience spędziłem więcej czasu niż żona, zazwyczaj to kobiety spędzają godziny przed lustrem. Poranek był chłodny nad morzem, jakieś 7 stopni ale gdy wstało słońce to już zrobiło się kilkanaście. Po raz kolejny przekonałem się, że nie znam dobrze żony, rzuciła mi sweter, buty, torebkę i kapelusz i pobiegła w stronę morza. Piasek o tej porze dnia był jeszcze chłodny ale warto było, po raz kolejny ujrzałem żonę w pięknym obliczu, pokazała wszystko co ma w sobie najlepsze, nie tylko ciało i urodę ale też uśmiech, spontaniczność i pogodę ducha, za to właśnie kocham ją najbardziej. Następnie nie zastanawiając się długo zdjąłem spodnie, buty i położyłem obok rzeczy żony, razem wskoczyliśmy do wody która sięgała nam prawie pasa, nie mieliśmy ręcznika ale na szczęście nie zmoczyliśmy ubrań. Na pewno zabawnie wyglądaliśmy idąc z mokrymi nogami trzymając się za ręce. Na śniadanie zażyczyliśmy sobie coś z kuchni polskiej czyli jajecznicę ale z dodatkiem krewetek. Szybko po śniadaniu zebraliśmy się bo jeszcze tego dnia mieliśmy zobaczyć kilka ciekawych miejsc. Tego dnia oddałem kluczyki do samochodu żonie a sam skupiłem się na studiowaniu przewodnika turystycznego. Na celowniku było San Marino gdzie chcieliśmy zobaczyć jedynie Palazzo Pubblico oraz wzgórze Monte Titano. Znalazł się też czas na pyszną kawę z widokiem na XIX wieczną Bazylikę św. Maryna. Następnie wsiedliśmy znów w samochód i obraliśmy za cel Florencję, po drodze zatrzymaliśmy się tylko przy krzywej wieży w Pizie czasu mieliśmy mało bo chcieliśmy zdążyć na popołudniowe zwiedzanie i wieczorny pociąg do Neapolu. We Florencji zdążyliśmy zobaczyć katedrę Santa Maria del Fiore, stojącą obok wieżę dzwonnicy Giotta di Bondone oraz baptysterium San Giovanni gdzie udało się dostać bez kolejki. Przed dojściem na dworzec mieliśmy jeszcze czas na krótki spacer. Wieczorna podróż minęła szybko, na moment się zdrzemnęliśmy. Neapol w środku nocy jest przepiękny, szkoda, że nie było czasu na zwiedzanie tego miasta i już z samego rana udaliśmy się autobusem do Rzymu.
Jedyny raz podczas tej podróży musieliśmy skorzystać z dworcowej łazienki, czyste ciuchy jednak dawały niesamowity komfort. W porównaniu do poprzedniego poranka było znacznie cieplej i bez wiatru więc można było ubrać się lżej. W autobusie poznaliśmy bardzo miłych ludzi z Poznania którzy podobnie jak my zwiedzali właśnie Włochy. Mieliśmy trochę wspólnych tematów. Przed południem byliśmy w Rzymie i na początek udaliśmy się do Watykanu, spotkała nas trochę niemiła sytuacja ponieważ Ania musiała założyć coś na ramiona, było jej ciepło więc wszystkie cieplejsze ciuchy zostały w dworcowym depozycie gdzie zostawiliśmy bagaż. Na szczęście na pobliskim stoisku udało się kupić coś w rodzaju szala i już mogliśmy wejść na plac św. Piotra. Późnym popołudniem podziwialiśmy m.in. Rzymskie Koloseum a następnie udaliśmy się do hotelu gdzie czekał na nas apartament. Kolejna pizza na kolację bardzo nam smakowała a lampka lokalnego wina zwieńczyła kolejny dzień pełen wrażeń.
Rano jakoś długo leżeliśmy a był to ostatni dzień pobytu we Włoszech, już wieczorem czekał na nas samolot z Mediolanu do Krakowa. Wróciliśmy wiec autobusem do Florencji i okrężną drogą do Mediolanu. Po drodze trafiliśmy na finisz wyścigu Giro di Lombardia, mogliśmy zobaczyć kolarzy z bliska. Ania z aparatem zniknęła w tłumie, nie widziałem czubka jej kapelusza a ciemna sukienka czy aparat nie wyróżniały jej zbytnio z tłumu, w końcu ja znalazłem w pobliżu loży Vipów pozującą do zdjęć z młodymi Włochami. Niemal siłą wyrwałem ją z tłumu na zaplanowaną kolację, na do widzenia zjedliśmy Lasagne z dodatkiem krewetek i udaliśmy się na lotnisko.
Dobrze po 2 byliśmy w zimnym Krakowie, kawałek trzeba było przejść do samochodu, żona została na lotnisku a ja przyniosłem jej ciepłą kurtkę. Na moment wstąpiliśmy jeszcze do mieszkania w Krakowie gdzie przebraliśmy się w cieplejsze ciuchy, ja założyłem bluzę a żona cieplejszą sukienkę. Podróż do Bielska była długa i męcząca, żona zasnęła na tylnym siedzeniu a ja musiałem wytrzymać za kierownicą. O 5:30 byłem w domu, zamiast iść spać wypiłem kawę a żona wzięła prysznic i położyła się spać. Tak minęła nasza podróż poślubna ale miesiąc miodowy wciąż trwał.
Po spokojnej nocy i szybkim śniadaniu o 10 wymeldowaliśmy się z hotelu i ruszyliśmy w kierunku Werony. Po drodze do zatrzymaliśmy się w Brescci gdzie zwiedziliśmy zabytkową starówkę, zobalicziśmy bazylikę San Salvatore oraz wspięliśmy się na zamek. Ruiny Castelo di Brescia zrobiły na nas wrażenie. Na górze dosyć solidnie wiało, mimo ponad 20 stopni na termometrze musiałem ubrać sweter, bałem się trochę o żonę by jej czasem nie przewiało ale na zamku byliśmy krótko bo czas nas trochę gonił. Oczywiście poza zabytkami była także okazja do posmakowania lokalnej kuchni, zajrzeliśmy do Osteria Enrico VIII, do tej restauracji nie wpuszczano wszystkich osób, obowiązywał specjalny dress code, nie wpuszczano kobiet w spodniach oraz mężczyzn bez koszul, mieliśmy szczęście bo akurat miałem na sobie koszulę a żona z wyboru spodni nie nosi. Gnochi z lokalnym pesto smakowało wybornie, nawet ze zwykłą wodą mineralną. Po obiedzie ruszyliśmy w dalszą drogę, na popołudnie zaplanowaną mieliśmy Weronę gdzie zobaczyliśmy przede wszystkim koloseum, był też czas na pyszną kawę – Capuchinno w bardzo przytulnej kawiarni. Jedyną wadą tego miejsca był brak wśród obsługi osoby mówiącej po angielsku ale udało się jakoś porozumieć. Czasu starczyło na krótki spacer po ogrodach Giusti, na pozostałe atrakcje mogliśmy spojrzeć z daleka ale czasu na zwiedzanie zabrakło. Jeszcze tego samego dnia mieliśmy dojechać do Wenecji gdzie czekało na nas nocne zwiedzanie miasta łódką. Warto było ponieważ miasto nocą jest przepiękne. Nocleg mieliśmy również w miejscu gdzie da się dopłynąć tylko łodzią – na wyspie w hotelu Belle Arti. Na kolację nie mieliśmy innego pomysłu jak pizza z niezliczoną ilością rodzajów sera i do tego lokalne wino Veneto. Po ciężkim dniu szybko poszliśmy spać i dosyć wcześnie się obudziliśmy. Pyszna kawa z rana okazała się stałym punktem tego wyjazdu, dopiero później śniadanie i o 8:30 już rejs łodzią na wyspę San Michele gdzie zwiedziliśmy zabytkową bazylikę i cmentarz San Michelle oraz obejrzeliśmy zabytkowe tablice rozlokowane po całej wyspie poświęcone m.in. Igorowi Stawińskiemu. Na wyspie znowu wiatr wdawał się we znaki, mimo cieplejszych ubrań było trochę zimno, żona zdecydowała się założyć rajstopy schowane w torebce, w tym czasie ja skoczyłem do kwiaciarni i kupiłem bukiet róż.
Zrobiliśmy bardzo zjawiskową sesję zdjęciową, nawet inni turyści przebywający na wyspie robili nam zdjęcia. Udało się ustrzelić jedno z piękniejszych zdjęć żony, na tle błękitnego nieba i wzburzonego morza w czarnej sukience z dwoma czerwonymi różami w dłoniach wyglądała po prostu zjawiskowo. Czas nas jednak gonił i trzeba było opuścić wyspę, o 12 mieliśmy wejść do muzeum morskiego. Udało się tam dotrzeć na czas, ale w między czasie odezwało się kontuzjowane kolano żony więc ograniczyliśmy chodzenie do minimum. Po wyjściu z muzeum zobaczyliśmy słynny Most Westchnień skąd udaliśmy się na Plac Świętego Marka. Po obiedzie w jednej z restauracji i dobrej lasagne uzupełnioną oczywiście lampką białego wina przyszedł czas na zwiedzanie okolicznych zabytków, na czele z Bazyliką Świętego Marka. Niestety tego dnia nie wolno było fotografować wnętrza obiektu sakralnego więc musieliśmy schować aparat do torby. Inaczej było w pałacu Dożów gdzie udało się uszczelić kilka fotek, czas mieliśmy bardzo ograniczony więc kolejne zabytki zobaczyliśmy tylko z zewnątrz, udało się zobaczyć kilka pałaców m.in. Ca' Pesaro czy Ca' Rezzonico, mostów m.in. onte dell’Accademia czy kilka kościołów - San Giovanni e Paolo czy San Giacomo di Rialto. Wieczorem po kolacji w Harry’s Bar i pysznym Carpaccio poszliśmy na spacer który zapamiętamy na długo. Podmuch wiatru spowodował, że z pobliskiego drzewa oliwnego spadły tysiące małych żółtych pyłków i osiadło wszędzie, zwłaszcza na ciemnych rzeczach. Dobrze, że na głowie miałem czapkę a żona kapelusz ale już moje ciemne spodnie i przede wszystkim sukienka Ani nadawały się do czyszczenia. Szybko więc wróciliśmy do hotelu gdzie na szczęście udało się oczyścić ciuchy, po symbolicznej lampce wina poszliśmy w końcu spać. Tak zakończył się drugi dzień naszego pobytu we Włoszech.
Wyprane ciuchy przez noc nie doschły dobrze więc musieliśmy sięgnąć po czyste do walizki. Przy porannej kawce Ania śmiała się, że już trzeci dzień musi zmieniać sukienkę, ja na szczęście miałem drugą parę długich spodni ale tego dnia zdecydowałem się na krótkie. Tym razem zgraliśmy się kolorystycznie, moje beżowe spodenki i biała koszulka pasowały do stylizacji żony. Pogoda jednak nie okazała się tak przyjemna jak zapowiadano i znowu mocno wiało, jeszcze w samochodzie żona założyła rajstopy a ja zdecydowałem się na ubranie swetra który początkowo wylądował w plecaku. Szybko dotarliśmy do Bolonii gdzie mieliśmy sporo atrakcji i zwiedzania. Na początek dobra kawa na rynku a następnie podziwianie Piazza Magiore i Bazylika św. Petroniusza. To dopiero początek atrakcji, następnie zobaczyliśmy Bazylikę Świętego Piotra czy Fontannę Neptuna. Bolonia to miasto słynące z wież więc na ich podziwianie też zarezerwowaliśmy sobie odpowiednią ilość czasu. Po południu i obiedzie na który zjedliśmy dla odmiany lokalny rarytas czyli Ravioli, bardzo przypadło nam do gustu. Później musieliśmy rozprawić się z małą awarią aparatu, ostatecznie musiałem wrócić się do samochodu po baterie a żona w tym czasie odwiedziła kilka sklepów z ciuchami, dokonując zakupów. Druga część dnia minęła na zwiedzaniu Museo Medievale – miejskiego muzeum średniowiecza, zobaczyliśmy także Palazzo Poggi czyli Uniwersytet Boloński gdzie odbywała się akurat wystawa sztuki klasycyzmu, Ania znalazła się w Raju. Czasu nie mieliśmy zbyt dużo bo na 20 miałem zarezerwowany stolik w Hotelu Zeus w Rimmi gdzie czekał na nas także luksusowy apartament. Musieliśmy tam jeszcze dojechać więc czas był mocno ograniczony. Pierwszy raz doświadczyliśmy naprawdę chłodnego wieczoru, przy samym morzu temperatura spadła poniżej 10 stopni więc zdecydowałem się założyć długie spodnie na kolację. Takich młodych przeżywających swój miodowy miesiąc par było w tej plenerowej restauracji hotelowej kilka więc czuliśmy się jak u siebie w domu. Lampkę wina wypiliśmy już w hotelu bo do Granfirurry nam po prostu nie pasowało. Szybko zasnęliśmy bo mieliśmy w planie spacer o wschodzie słońca wzdłuż wybrzeża w Rimmi.
Nie wiem jak to się stało ale po raz kolejny podczas tego wyjazdu w łazience spędziłem więcej czasu niż żona, zazwyczaj to kobiety spędzają godziny przed lustrem. Poranek był chłodny nad morzem, jakieś 7 stopni ale gdy wstało słońce to już zrobiło się kilkanaście. Po raz kolejny przekonałem się, że nie znam dobrze żony, rzuciła mi sweter, buty, torebkę i kapelusz i pobiegła w stronę morza. Piasek o tej porze dnia był jeszcze chłodny ale warto było, po raz kolejny ujrzałem żonę w pięknym obliczu, pokazała wszystko co ma w sobie najlepsze, nie tylko ciało i urodę ale też uśmiech, spontaniczność i pogodę ducha, za to właśnie kocham ją najbardziej. Następnie nie zastanawiając się długo zdjąłem spodnie, buty i położyłem obok rzeczy żony, razem wskoczyliśmy do wody która sięgała nam prawie pasa, nie mieliśmy ręcznika ale na szczęście nie zmoczyliśmy ubrań. Na pewno zabawnie wyglądaliśmy idąc z mokrymi nogami trzymając się za ręce. Na śniadanie zażyczyliśmy sobie coś z kuchni polskiej czyli jajecznicę ale z dodatkiem krewetek. Szybko po śniadaniu zebraliśmy się bo jeszcze tego dnia mieliśmy zobaczyć kilka ciekawych miejsc. Tego dnia oddałem kluczyki do samochodu żonie a sam skupiłem się na studiowaniu przewodnika turystycznego. Na celowniku było San Marino gdzie chcieliśmy zobaczyć jedynie Palazzo Pubblico oraz wzgórze Monte Titano. Znalazł się też czas na pyszną kawę z widokiem na XIX wieczną Bazylikę św. Maryna. Następnie wsiedliśmy znów w samochód i obraliśmy za cel Florencję, po drodze zatrzymaliśmy się tylko przy krzywej wieży w Pizie czasu mieliśmy mało bo chcieliśmy zdążyć na popołudniowe zwiedzanie i wieczorny pociąg do Neapolu. We Florencji zdążyliśmy zobaczyć katedrę Santa Maria del Fiore, stojącą obok wieżę dzwonnicy Giotta di Bondone oraz baptysterium San Giovanni gdzie udało się dostać bez kolejki. Przed dojściem na dworzec mieliśmy jeszcze czas na krótki spacer. Wieczorna podróż minęła szybko, na moment się zdrzemnęliśmy. Neapol w środku nocy jest przepiękny, szkoda, że nie było czasu na zwiedzanie tego miasta i już z samego rana udaliśmy się autobusem do Rzymu.
Jedyny raz podczas tej podróży musieliśmy skorzystać z dworcowej łazienki, czyste ciuchy jednak dawały niesamowity komfort. W porównaniu do poprzedniego poranka było znacznie cieplej i bez wiatru więc można było ubrać się lżej. W autobusie poznaliśmy bardzo miłych ludzi z Poznania którzy podobnie jak my zwiedzali właśnie Włochy. Mieliśmy trochę wspólnych tematów. Przed południem byliśmy w Rzymie i na początek udaliśmy się do Watykanu, spotkała nas trochę niemiła sytuacja ponieważ Ania musiała założyć coś na ramiona, było jej ciepło więc wszystkie cieplejsze ciuchy zostały w dworcowym depozycie gdzie zostawiliśmy bagaż. Na szczęście na pobliskim stoisku udało się kupić coś w rodzaju szala i już mogliśmy wejść na plac św. Piotra. Późnym popołudniem podziwialiśmy m.in. Rzymskie Koloseum a następnie udaliśmy się do hotelu gdzie czekał na nas apartament. Kolejna pizza na kolację bardzo nam smakowała a lampka lokalnego wina zwieńczyła kolejny dzień pełen wrażeń.
Rano jakoś długo leżeliśmy a był to ostatni dzień pobytu we Włoszech, już wieczorem czekał na nas samolot z Mediolanu do Krakowa. Wróciliśmy wiec autobusem do Florencji i okrężną drogą do Mediolanu. Po drodze trafiliśmy na finisz wyścigu Giro di Lombardia, mogliśmy zobaczyć kolarzy z bliska. Ania z aparatem zniknęła w tłumie, nie widziałem czubka jej kapelusza a ciemna sukienka czy aparat nie wyróżniały jej zbytnio z tłumu, w końcu ja znalazłem w pobliżu loży Vipów pozującą do zdjęć z młodymi Włochami. Niemal siłą wyrwałem ją z tłumu na zaplanowaną kolację, na do widzenia zjedliśmy Lasagne z dodatkiem krewetek i udaliśmy się na lotnisko.
Dobrze po 2 byliśmy w zimnym Krakowie, kawałek trzeba było przejść do samochodu, żona została na lotnisku a ja przyniosłem jej ciepłą kurtkę. Na moment wstąpiliśmy jeszcze do mieszkania w Krakowie gdzie przebraliśmy się w cieplejsze ciuchy, ja założyłem bluzę a żona cieplejszą sukienkę. Podróż do Bielska była długa i męcząca, żona zasnęła na tylnym siedzeniu a ja musiałem wytrzymać za kierownicą. O 5:30 byłem w domu, zamiast iść spać wypiłem kawę a żona wzięła prysznic i położyła się spać. Tak minęła nasza podróż poślubna ale miesiąc miodowy wciąż trwał.
Spacer na Diablak
Sobota, 27 sierpnia 2022 Kategoria Inne
Km: | 22.00 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 06:52 | km/h: | 3.20 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Wędrówka |
W ramach urozmaicenia czasu w
dłużącym się sezonie wybrałem się z grupą znajomych na Babią Górę. Ten wypad
był planowany od wielu lat ale dopiero teraz doszedł do skutku. Pogoda do
pieszej wędrówki była idealna a widoki pierwszorzędne. Dawno nie chodziłem po
górach i mimo tego, że nie szarżowałem tempa nogi bolały mnie bardzo a ostatnie
kilometry ciężko było już przejść. Całkiem miło spędzony dzień i chwilowa
odskocznia od roweru.
Ranking podjazdów 2020 cz. 2
Niedziela, 22 listopada 2020 Kategoria Inne
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Druga część rankingu podjazdów. Z całej bazy zaliczonych już podjazdów starałem się wybrać 100 najciekawszych a zarazem najtrudniejszych podjazdów. Szukałem jakiegoś wyznacznika, kryterium decydującego o miejscu podjazdu w rankingu. Ostatecznie wybrałem system punktowy zależny od całkowitego przewyższenia na podjeździe oraz nachylenia. Każdy z podjazdów uzyskał konkretną ilość punktów ze wzoru:
P = A x G x C
Gdzie:
P – liczba punktów
A – całkowite przewyższenie w metrach ( ALT) [m]
G – nachylenie podjazdu w procentach ( GRADE ) [%]
C – czynnik korygujący [ pkt/m ]
Wiele z podjazdów zaliczyłem już dziesiątki razy a wybrane nawet setki razy, w rankingu uwzględniłem maksymalnie 100 czasów na danym podjeździe. Ranking będzie uwzględniany na bieżąco od najniżej do najwyżej skalsyfikowanego w rankingu. Przy każdym czasie pojawią się także dane o tętnie, mocy w W i W/kg a także link do segmentu na Stravie.
1. ŚLĄSKI DOM:
Najwyżej punktowany podjazd ze stałym nachyleniem na większej części podjazdu, co sprawia, że nie ma gdzie odpocząć. Podjazd można sobie wydłużyć startując z miejscowości Gerlachov, wówczas dochodzi ponad 2 kilometry podjazdu i około 150 metrów przewyższenia. Podjazd jest z reguły zamknięty dla ruchu pojazdów mechanicznych ale bardzo popularny wśród pieszych i rowerzystów. Nawierzchnia stopniowo się pogarsza ale czasami najgorsze fragmenty nawierzchni są wymieniane na nowe. Podjazd dłuży się strasznie gdy organizm jest zmęczony. Ze szczytu nie ma zbyt wielu widoków ale wjechanie na wysokość którą w Polsce można zdobyć w zasadzie tylko piechotą lub w przypadku najbardziej ambitnych kolarzy, na rowerze MTB wynagradza cały trud. Niegdyś na tym podjeździe walczono z czasem i czołówka wjeżdżała dużo poniżej 30 minut.
2. ŁYSA GÓRA:
Królowa gór na Śląsku. Podobnie jak na większość okolicznych gór które da się zdobyć na szosie prowadzi na szczyt tylko jedna droga. W rzeczywistości podjazd jest trudniejszy niż na papierze. Po około 2 kilometrach wymagającego podjazdu możemy odpocząć na zjeździe przed najtrudniejszymi fragmentami podjazdu. Później już nie ma gdzie odpocząć dodatkowo utrudniający jest fakt, że na ostatnich 2 kilometrach widać wieżę na szczycie. Szczególnie trudno jest na dwóch odcinkach prostej drogi z równym nachyleniem i widokiem na kolejne 300-400 metrów podjazdu. W końcówce jest nieco łatwiej ale na zmęczeniu nie ma to znaczenia. Nawierzchnia pozostawia do życzenia ale i tak jest o niebo lepsza niż np. Na Javorovym. Czasówka na tym podjeździe jest wymagająca i ciekawa.
3. MAGURKA WILKOWICKA:
Zamykający trójkę najwyżej punktowanych podjazdów w rankingu odcinek nierzadko nazywany jest Beskidzkim Zoncolanem. W okolicy nie ma dłuższego podjazdu z jednocześnie nachyleniem nie spadającym poniżej 10 % a momentami przekraczającym 20 %. Podjazd jest bardzo trudny i wymagający nawet dla najmocniejszych kolarzy. Trudności odcinkowi dodaje także coraz gorsza nawierzchnia oraz duże zainteresowanie, często na podjeździe spotykamy całe grupy pieszych a także samochody, quady i sporo rowerzystów. Zjazd jest bardzo techniczny i weryfikuje możliwości nawet najlepszych zjazdowców. W warunkach zimowych pokonanie podjazdu jest niemal niemożliwe.
4. PRADZIAD:
Podjazd którego największą trudnością jest długość. Składa się z kilku różnych części. Na początek blisko 5 kilometrów z nachyleniem 6 - 9 % prowadzące w większości przez las. Później jest łatwiej ale są też krótkie odcinki z nawet 10 % nachyleniem. Dużym obciążeniem dla głowy jest fakt, że na ostatnich 3 kilometrach widać już wieżę na szczycie ale bardzo do niej się nie zbliżamy. Ciekawostką jest fakt, że szczyt wieży na Pradziadzie jest najwyższym punktem w Sudetach, wyższym nawet niż Śnieżka. Lokalny klimat i pogoda potrafią sprawić, że zdarzyły się latach w których przez większą część roku na Pradziadzie leżał śnieg. Kiedyś regularnie odbywały się tutaj zawody “Zdobywamy Pradziada” ale obecnie jak większość, podobnych i ciekawych inicjatyw nie ma kontynuacji.
5. ŁĄCZKA Z BYSTRZYCY:
Najtrudniejszy podjazd w Czeskiej części Beskidu Śląskiego. Zaczyna się dosyć niewinnie i prowadzi szeroką, dobrej jakości drogą. Nawet nachylenie dochodzące do 10 % na końcówce pierwszego kilometra nie jest tak odczuwalne. Po 2500 metrach szerokiej drogi zaczyna się to co jest na tym podjedzie charakterystyczne. Droga robi się wąska, nawierzchnia ulega pogorszeniu a przed sobą mamy ścianę do nieba. Na kolejnych 500 metrach nachylenie nie spada poniżej 15 % a raczej trzyma w okolicy 20 %. Później jest już łatwiej ale nie na tyle aby odpocząć bo do końca trzyma około 10 %. Nawierzchnia na tym odcinku jest nienajlepsza, miejscami sporo żwiru i nierówności a w końcówce nawet zupełny brak asfaltu. Piękne widoki wynagradzają wszystko. Być może i ten podjazd znajdzie się na trasie jakiś zawodów kolarskich.
6. ZAGRODY:
Prawdziwa kolarska rzeźnia odbiegająca od bardziej znanych tylko długością. Na przeważającej części wspinaczki walczymy z nachyleniem około 15 %. Podjazd nie jest popularny bo jest to alternatywna droga dla szerokiej, głównej drogi z niższym nachyleniem. Pojawia się na trasie wyścigów amatorskich w ostatnich latach i daje w kość nawet najlepiej przygotowanym i najsilniejszym zawodnikom.
7. OSIEDLE PODMAGURA OD SZCZYRKU BIŁEJ:
Trudniejszy wariant wjazdu na Osiedle Podmagura. Początek podjazdu jest naprawdę trudny, na około 500 metrowym odcinku nachylenie nie spada poniżej 15 %. Praktycznie nie ma gdzie odpocząć bo druga część podjazdów od Sanktuarium jest także trudna. Wariant jest jednak popularniejszy ze względu na lepszą nawierzchnię na początku. Zimą droga jest raczej nieprzejezdna.
8. MAKOWICA:
Jeden z najtrudniejszych podjazdów w Beskidzie Wyspowym. Składa się z kilku fragmentów trudnych i łatwiejszych. Maksymalne nachylenie według różnych źródeł oscyluje wokół 30 % na krótkim odcinku. Początek i końcówka są łatwiejsze ale złe rozłożenie sił może spowodować zejście z roweru na najtrudniejszych fragmentach. W 2013 i 2014 roku na podjeździe odbyły się prawdopodobnie najtrudniejsze czasówki typu Uphill w tej części Polski.
9. JAVOROVY:
Rozpoznawalny podjazd w Czechach. Można powiedzieć, że podjazd zaczyna się około 5 kilometrów wcześniej ale tylko ostatnie niecałe 6 kilometrów jest trudne. Nawierzchnia na całym podjeździe jest zła lub bardzo zła i pogarsza się z roku na rok. Podjazd również nie ma równego nachylenia, po trudnym początku można odpocząć na około kilometrowym odcinku by później męczyć się na ostatnich 2 kilometrach z wysokim nachyleniem. Przez kilka lat regularnie odbywały się zawody z metą na Javorovym ale obecnie ze względu na zły stan nawierzchni nie są organizowane. Na razie nie ma chyba co marzyć o remoncie drogi.
10. NOWY ŚWIAT:
Podjazd wyróżniający się przede wszystkim tym, że nie ma równego nachylenia na całej długości. Można go podzielić na cztery części. Pierwsza z nich jest łatwa, później zaczyna się robić stromo i nachylenie przekracza nawet 20 % i przez około 1000 metrów nie spada poniżej 10 % a na przeważającej części nawet 15 %. Później robi się łatwiej a na koniec na dokładkę 300 metrów drogi złożonej z płyt betonowych i wysokiego nachylenia. Widoki ze szczytu wynagradzają trud podjazdu.
11. GODULA:
Wymagający odcinek w Czechach. W odróżnieniu od dłuższego Jaworowego ma lepszą nawierzchnie i bardziej równe nachylenie. Na podjeździe nie ma wyraźnie łatwiejszych fragmentów, ruch jest w zasadzie zerowy więc zarówno podjazd jak i zjazd są dosyć przyjemne. Oczywiście pod warunkiem dobrego przygotowania kondycyjnego.
12. RÓWNICA OD MOSTU NA WIŚLE:
Podjazd który między innymi dla mnie ma sentymentalne znaczenie. Nie jest ani przesadnie długi ani trudny ale mimo to wymagający. Segment trochę różni się od oficjalnego bo zaczyna się na początku mostu a kończy przy linii poboru opłat. Najtrudniejszy jest początek za mostem gdzie nachylenie dochodzi do 15 %. Po małym przerywniku w postaci coraz bardziej nierównej kostki brukowej nachylenie jest bardziej stałe i tylko momentami przekracza 10 %. Najgorsze fragmenty nawierzchni zostały wymienione ale wciąż są miejsca nierówne a nawet dziurawe. Podjazd znalazł się na trasie Tour de Pologne w roku 2010. Niemal co roku pojawia się na wyścigach lub czasówkach w ramach Pucharu Równicy.
13. TYNIOK Z KAMESZNICY:
Odcinek z trudnym początkiem i jeszcze trudniejszym końcem. W zasadzie cały podjazd jest wymagający bo składa się z kilku ścianek z kilkunasto % nachyleniem i łatwiejszych sekcji wśród których trafia się nawet zjazd. Nawierzchnia na początku jest nowa a w końcówce w nieco gorszym stanie. Segment nie należy do najdłuższych i dlatego nie mieści się w najwyżej punktowanej dziesiątce w rankingu.
14. OSIEDLE PODMAGURA OD SZCZYRKU:
Podjazd który obecnie lepiej omijać szerokim łukiem. Początek prowadzi bardzo dziurawą drogą z jednocześnie wysokim nachyleniem, dopiero przy hotelu Orle Gniazdo nawierzchnia się poprawia. Druga część podjazdu jest naprawdę trudna. Nawierzchnia na końcowym fragmencie jest lepsza niż na początku ale również zdarzają się dziury i nierówności. Warto pokonać cały podjazd bo ze szczytu można podziwiać piękne widoki ze Skrzycznem na czele.
15. MAŁA PRASIWA:
Odcinek bardzo zbliżony do innych w okolicy. Podjazd o stałym, wysokim nachyleniu prowadzący w większości przez las. Jedyny wyróżniający się czynnik to nawierzchnia która pozostawia wiele do życzenia. Podjeżdżając pod górę to nie przeszkadza ale na zjeździe robi się problem. Ze względu na lokalny charakter drogi nie ma co liczyć na szybki i generalny remont nawierzchni.
16. PUSTEVNY Z TROJANOWIC:
Bardzo przyjemny podjazd. Charakteryzuje się przede wszystkim jednostajnym nachyleniem bez momentów bardzo stromych ale i takich gdzie można odpocząć. W 2017 roku cały podjazd dostał nową nawierzchnię a droga z reguły jest zamknięta dla samochodów. Niczego więcej kolarzom nie potrzeba. Podjazd jest bardzo popularny i pojawia się regularnie na trasach amatorskich zawodów kolarskich a m.in. w 2020 roku przez Pustevny przejeżdżał wyścig Dookoła Czech.
17. CZERETNIK OD ŚKLEMIENIA:
Konkretny ale mało znany podjazd. Początek jest spokojny ale później pojawiają się fragmenty nachylenia około 15 % na dosyć długich odcinkach, wypłaszczenia nie bardzo pozwalają odpocząć. Odcinek jest dosyć długi a w końcówce trzeba uważać na gorszą nawierzchnię, a nawet brak asfaltu. Segment jest przejezdny i po zaliczeniu podjazdu można zjechać stromą drogą do Huciska. W okolicy jest wiele podobnych podjazdów, niby Beskid Mały ale stromy.
18. HROBACZA ŁĄKA:
Podjazd z długą historią, w całości do podjechania tylko na MTB. Do roweru szosowego nadają się jedynie pierwsze 2 kilometry. Są one jednak bardzo trudne i przy trudnych warunkach atmosferycznych raczej nie do pokonania. Nawierzchnia jest w dobrym stanie, co jakiś czas pojawiają się nowe płaty asfaltu w wybranych miejscach. Odcinek mimo tego, że skrócony nadal cieszy się popularnością chociaż nie taką jak w czasach gdy regularnie odbywały się tam czasówki.
19. KOCZY ZAMEK Z KAMESZNICY:
odjazd zdecydowanie można zaliczyć do kategorii bardzo trudnych. Nie powala długością ale trzy sekcje z nachyleniem ponad 15 % na dłuższych odcinkach a momentami nawet 25 % potrafią sponiewierać. Kilka lat temu segment dostał nową nawierzchnię co pozwoliło wykorzystać odcinek przede wszystkim do szybkich zjazdów. Kiedyś klimatu dodawały płyty ażurowe w końcówce podjazdu oraz topiący się asfalt w którym zostawały ślady setek bloków butów kolarzy prowadzących rowery na metę Road Trophy czy Pętli Beskidzkiej. W 2016 roku na tym odcinku odbyła się jazda indywidualna na czas.
20. CHATA HRADEK:
Wymagający podjazd dosyć trudny do zlokalizowania. Jeden z niewielu który nie posiada jednej, stałej nazwy. Podjazd nazwałem od restauracji która znajduje się w końcówce podjazdu. Jest to wymagający odcinek składający się w zasadzie z kilku ścianek i naprawdę krótkich łatwiejszych sekcji. W jednym miejscu łatwo się pomylić i skręcić w prawo gdy główna droga odbija w lewo. Nawierzchnia na podjeździe nie jest najgorsza, w bardziej zacienionych miejscach jest sporo żwiru który potrafi utrudnić jazdę.
21. NYDEK:
Podjazd trudny do zlokalizowania po czeskiej stronie Beskidu Śląskiego. Odcinek jest wymagający nawet dla bardziej doświadczonych kolarzy. Nawierzchnia jest w dobrym stanie, jedyne co przeszkadza to rynny odprowadzające wodę. Na końcu podjazdu nie ma nic i trzeba zawrócić. Segment w sumie nie należy do ciekawych ale w tej okolicy nie ma wielu szosowych podjazdów więc znalazł się w bazie.
22. ŁYSINA:
Podjazd z gatunku bardzo trudnych, poza jednym momentem wypłaszczenia a nawet lekkiego zjazdu nachylenie nie spada poniżej 10 %. Nawierzchnia nie jest najgorsza a odcinek niezbyt popularny wiec spokojnie można podjeżdżać, najgorszy moment jest w samej końcówce gdzie nachylenie dochodzi do 20 %. Średnie nachylenie tego segmentu jest zaniżone przez to, że prowadzi on do punktu widokowego, gdy kończy się ścianka mamy do pokonania jeszcze prawie 400 metrów łatwiejszego podjazdu.
23. RÓWNICA OD JASZOWCA:
Popularny wariant podjazdu na Równicę. Niemal w całości prowadzi po nawierzchni asfaltowej zmiennej jakości. Początek jest łatwy ale później robi się coraz trudniej. W zasadzie ostatnie 4000 metrów prowadzi pod wymagający podjazd. Nachylenie nie jest stałe, zdarzają się łatwiejsze momenty ale nie jest ich dużo. Segment ma koniec po wyjeździe z lasu przy linii poboru opłat. Można jechać dalej i wjechać jeszcze na Skibówkę gdzie ostatnie 150 metrów jest naprawdę strome.
24. HREBIENOK:
Słowacki podjazd znany m.in. z wyścigu Jarna Klasika. Odcinek jest z reguły zamknięty dla ruchu. W miesiącach letnich nawet wjazd rowerem jest dozwolony tylko w określonych godzinach. Nawierzchnia na podjeździe pozostawia do życzenia a nachylenie na całym odcinku jest wysokie, momentami ponad 10 %.
25. DESTNA:
Jeden z ciekawszych podjazdów w Górach Orlickich. Jak na dosyć dziurawe okolice ten odcinek ma nową i równą nawierzchnię z kilkoma gorszymi fragmentami. Nachylenie na całej długości jest stałe i oscyluje w granicy 5-10 %. Podjazd znajdował się na trasie m.in.. Klasyka Kłodzkiego a także innych zawodów kolarskich.
26. CZERWONOGÓRSKIE SIODŁO Z FILIPOWIC:
Dłuższy podjazd na znaną przełęcz w Jesenikach. Podjazd nie należy do trudnych ale jest dosyć długi. Nie jest tak ciekawy jak wariant od drugiej strony, poza kilkoma łukami dominują długie proste. Droga jest na tyle szeroka, że bez problemu można się minąć z samochodami z przeciwka i nie utrudniać jazdy rowerzystom. Podjazd ma dobrą nawierzchnię mimo tego, że ostatnia modernizacja miała miejsce już jakiś czas temu.
27. PRZEŁĘCZ SALMOPOLSKA OD WISŁY:
Podjazd który w zasadzie rozpoczyna się już na rondzie w centrum Wisły, niektóre źródła mówią, że nawet w Ustroniu. Tak naprawdę ostatnie 5 kilometrów od zajezdni autobusowej jest wymagające. Droga na przełęcz była w ostatnich latach dwukrotnie remontowana, najpierw wymieniono tylko nawierzchnię ale to nie wystarczyło i w 2016 roku droga przeszła gruntowny remont. Nachylenie na podjeździe nie jest stałe, ledwie w kilku miejscach można odpocząć. Droga jest fragmentem ważnego ciągu komunikacyjnego i dlatego ruch na tym odcinku jest spory, także zimą. Wśród kolarzy ten podjazd cieszy się dużą popularnością. W 2017 i 2018 roku podjazd był na trasie Tour de Pologne.
28. GÓRA ŻAR:
Rozpoznawalny podjazd w Beskidzie Małym. Jest najdłuższy w okolicy z wieloma trudnymi fragmentami. Na początku droga prowadzi przez teren zabudowany, przy dolnej stacji kolejki są parkingi i dalej liczba samochodów jakie użytkują drogę znacznie spada. Budynków jest mniej ale sporo ludzi wybiera zamiast szlaku wzdłuż kolejki szosę i nią podąża na górę. Nawierzchnia na podjeździe pogarsza się z roku na rok. Najgorzej jest w końcówce podjazdu do zbiornika na szczycie. Przed najtrudniejszym fragmentem możemy odpocząć na krótkim zjeździe. Wiele ludzi kończy podjazd przed tym zjazdem ale Góra Żar jest jedna i podjazd kończy się tam gdzie da się dojechać kolejką w najwyższym punkcie. Niegdyś na fragmencie podjazdu odbywała się coroczna czasówka Świerkota. Ciekawostką pozostaje fakt, że w pewnym punkcie podjazdu pojazdy jadą same pod górę jakby w tym momencie prawo grawitacji nie działało. W rzeczywistości zależy to jednak od ukształtowania terenu.
29. GŁODÓWKA Z BIAŁKI TATRZAŃSKIEJ:
Znany podjazd na Podhalu. Zaczyna się na dolnym rondzie w Bukowinie Tatrzańskiej a kończy przy punkcie widokowym Na Głodówce, czyli najwyższym punkcie na trasie Białka Tatrzańska - Łysa Polana. Pierwsza połowa podjazdu w Bukowinie jest znana przede wszystkim z tego, że na tym odcinku wiele razy ważyły się losy końcowej klasyfikacji Tour de Pologne. Nawierzchnia na całej długości jest w dobrym stanie. Nieco gorzej jest za Bukowiną gdzie pojawiają się gorsze fragmenty nawierzchni. Na całym odcinku występuje bardzo duży ruch i często jazda nie jest bezpieczna ani przyjemna.
30. CIEŃKÓW Z MALINKI:
Podjazd z gatunku tych których nie lubię. Składa się z kilku części, początek jest bardzo łatwy ale później robi się coraz trudniej. W połowie podjazdu kończy się asfalt i dalej trzeba jechać po betonowych płytach ażurowych, momentami środkiem znajduje się pasek asfaltu. Najwyższe nachylenie jest właśnie na płytach i niedoświadczeni zawodnicy mogą mieć duże problemy z podjazdem.
31. PRZEŁĘCZ JAMNY Z WYCHYLOWKI:
Znany podjazd po słowackiej stronie Beskidu Żywieckiego. Podjeżdżając na tą przełęcz można poczuć się jak w Alpach bo mury oporowe i otoczenie drogi jest bardzo podobne jak na podjazdach na alpejskie przełęcze. Nawierzchnia na podjeździe jest całkiem dobra i droga przejezdna jest cały rok. Podobnie jak inne znane podjazdy, ten również pojawiał się na trasie różnych wyścigów amatorskich ale także wyścigu Dookoła Słowacji.
32. PRZEŁĘCZ JUGOWSKA Z PIESZYC:
Najdłuższy podjazd w rankingu. Łatwy początek powoli przechodzi w trudniejszy podjazd. Nawierzchnia na tym odcinku jest całkiem dobra. Podjazd już nie raz znajdował się na trasach różnych wyścigów. Odcinek bardzo odpowiada osobom lubiącym długie podjazdy z niezbyt wysokim nachyleniem.
33. GRONIAKI:
Lokalny, trudny podjazd w Beskidzie Małym. Jest to dosyć trudny odcinek wymagający przygotowania kondycyjnego. Na kilkuset metrach nachylenie nie spada poniżej 15 %, większa cześć prowadzi przez las po całkiem dobrej nawierzchni. Podjazd kończy się przy budynkach mieszkalnych, z drogi nie ma ładnych widoków i mało osób zapuszcza się w ten zaułek.
34. CZERWONOGÓRSKIE SIODŁO Z KOUTÓW:
Krótsza, trudniejsza i ciekawsza wersja podjazdu do znanego ośrodka narciarskiego w Jesennikach. Ze względu na dużą ilość zakrętów, podjazd często jest porównywany do Alpe d' Huez. Niedawno droga przeszła generalny remont trwający kilka lat. Efekt końcowy jest bardzo imponujący.
35. KARŁÓW OD KUDOWY ZDROJU:
Najdłuższy szosowy podjazd w górach Stołowych, w całości prowadzi przez las dobrej jakości drogą. Nie posiada zbyt trudnych fragmentów ale na całym odcinku występuję wzmożony ruch pojazdów. Nawierzchnia jak na lokalne warunki jest bardzo dobra. Podjazd pojawiał się na trasie Klasyka Radkowskiego.
36. KARPACZ BIERUTOWICE:
Podjazd zaczynający się w centrum Karpacza a kończący przy Kościele Wang gdzie zaczyna się jeden z kilku szlaków na Śnieżkę. Prowadzi główną drogą przy dosyć dużym, regularnym ruchu pojazdów. Nachylenie na podjeździe jest względnie równe, w najtrudniejszych momentach dochodzi do 10 %.
37. ORLINEK Z KARPACZA:
Zapomniany podjazd z długą historią pojawiający się na trasie wielu edycji Tour de Pologne. Nawierzchnia na podjeździe jest całkiem niezła. Podjazd nie należy do najdłuższych ale jest dosyć trudny, z 8 % średnim nachyleniem potrafi zmęczyć. Przy drodze znajduje się opuszczona i popadająca w ruinę skocznia narciarska Orlinek a na końcu podjazdu kolejka na Śnieżkę.
38. PRZEŁĘCZ KOCIERSKA Z TARGANIC:
Trudniejsza wersja podjazdu na Kocierz główną drogą. Podjazd zaczyna się przy znaku informującym o wzniesieniu terenu. Nachylenie na całej długości jest względnie stałe i nie spad poniżej 5 % przez 3500 metrów. Ostatnie 400 metrów do wjazdu do hotelu jest łatwiejsze. Nawierzchnia nie jest najgorsza ale z każdym rokiem jest gorzej. Podjazd nie znalazł się w ostatnim czasie na trasie żadnych zawodów kolarskich.
39. GNIEWOSZÓW:
Kolejny z grupy podjazdów które pojawiały się na trasie amatorskich zawodów, w tym przypadku Klasyka Kłodzkiego. Podjazd nie jest łatwy, już od samego początku nachylenie dochodzi do 10 % i trzyma przez dłuższy czas. Łatwiejszych fragmentów jest niewiele i nie ma gdzie odpocząć. W końcówce jest znacznie łatwiej i zanim zacznie się zjazd jest jeszcze kilkaset metrów płaskiego.
40. PITONIÓWKA:
Słynny podhalański podjazd znany również z wyścigu Tour de Pologne a także amatorskich zawodów Tatra Road Race. Składa się z dwóch części, pierwszej łatwej i drugiej bardzo trudnej. Nawierzchnia również zmienia się w trakcie podjazdu, najlepszej jakości podłoże jest w momentach wysokiego nachylenia. Podjazd zazwyczaj dłuży się a sprawy nie ułatwia fakt, że najtrudniejszy fragment prowadzi otwartym terenem i widać to co nas jeszcze czeka.
41. LESZCZYNY:
Mniej znany podhalański podjazd. Zaczyna się w Białym Dunajcu za słynnym przejazdem kolejowym wielokrotnie utrudniającym rywalizację w Tour de Pologne. Na wyścigu zwykle ten odcinek był pokonywany w dół. Zdecydowanie najtrudniejszy fragment znajduje się na początku podjazdu gdzie nachylenie dochodzi do 15 %. Na tym odcinku jest też nowa nawierzchnia a później już stara ale całkiem równa. Podjazd nie ma stałego nachylenia i trudniejsze fragmenty które pojawiają się później nie są tak wymagające jak ten pierwszy. Środkowa cześć nie posiada w zasadzie żadnych zakrętów których kilka pojawia się w końcówce. W zasadzie podjazd kończy się na skrzyżowaniu z drogą Ząb-Szaflary.
42. BAHENEC:
Trochę zapomniany podjazd na pograniczu czesko-polskim. Kilka lat temu regularnie odbywały się tam amatorskie zawody na czas. Nawierzchnia na całym podjeździe jest dobra, okresami jest zanieczyszczona przez pojazdy ściągające drzewo z lasu. Podjazd jest bardzo nieregularny, po trudniejszym początku nastepuje dosyć długi odcinek z niewielkim nachyleniem, ostatnie 3 kilometry są znów trudne, momentami nachylenie przekracza 10 %. Po dojeździe do hotelu możemy jeszcze zaliczyć dodatkowe kilkaset metrów podjazdu z wysokim nachyleniem które wcześniej nie występuje.
43. PRZEŁĘCZ ZDZIARSKA OD OSTRUNI:
Najbardziej widokowy podjazd w Tatrach. Przy dobrej pogodzie szybko ubywa drogi ale gdy są chmury lub mgła strasznie się dłuży. Nawierzchnia jest całkiem niezła, ruch samochodów niewielki ale podjazd w ostatnim czasie uzyskał dużą popularność wśród kolarzy i rowerzystów. Jest to ciekawy łącznik między Łapszanką a Zdziarem.
44. SŁODYCZKI Z NOWEGO BYSTREGO:
Podjazd który bardzo lubię, mimo tego, że nie ma stałego nachylenia i momentami nienajlepszą nawierzchnię. Zaczyna się w miejscowości Nowe Bystre i wije zboczem w kierunku Butorowego Wierchu. Odcinek wielokrotnie znajdował się na trasie Tour de Pologne a jego początek także na trasach amatorskich wyścigów m.in. Tatra Road Race. Na najbardziej stromych fragmentach w czasie deszczu łatwo stracić przyczepność, zimą może być jeszcze większy problem.
45. TOKARNIA OD WISŁY:
Dłuższy wariant podjazdu na Tokarnię. Zaczyna się przy Hotelu Gołębiewskim w Wiśle, początek prowadzi niezbyt równą kostką brukową z niewysokim nachyleniem. Po skręcie w prawo nawierzchnia się poprawia a nachylenie spada do zera. Chwilę później po łuku w lewo zaczyna się prawdziwe piekło. Przez kolejne 700 metrów nachylenie nie spada poniżej 10 % a na przeważającej części nie spada poniżej 15 %. Droga jest wąska, w okresie zimowym nie do przejechania. W ostatnim czasie odcinek jest popularny ze względu na remont głównej drogi w Wiśle i powstające korki.
46. WIDŁY Z BIAŁEJ POD PRADZIADEM:
Dosyć długi podjazd do miejscowości Widły. Nazwa ciekawa, połączenie dróg na głównym skrzyżowaniu przypomina widły. Nawierzchnia na całym odcinku jest w dobrym stanie. Podjazd prowadzi w większości w lesie niezbyt szeroką drogą. Zimą może być problem z przejazdem szosą.
47. ZAKRZOSEK:
Kolejny podjazd który zaliczyłem tylko raz. Nie jest zbyt znany i ciężko go zlokalizować. Jadąc w kierunku Ustronia Dobki szukamy ulicy Jastrzębiej Jak większość tego typu dróg prowadzi do budynków mieszkalnych znajdujących się na końcu asfaltowej drogi a dalej można jechać na rowerze górskim. Nachylenie na segmencie nie jest równe, momentami przekracza 10 % a momentami spada poniżej 5 %, nawierzchnia jest w dobrym stanie. Trochę przeszkadzają rynny odprowadzające wodę i zanieczyszczenia pojawiające się po deszczach. Zimą może się nie dać podjechać na szosie.
48. KROSNA:
Jeden z trudniejszych podjazdów w Beskidzie Wyspowym pojawiający się na trasie Galicja Road Maraton w 2013 i 2014 roku. Nachylenie na podjeździe nie jest stałe. Kilka fragmentów ma nachylenie przekraczające 10 % a nawet 20 % ale są też dwa dużo łatwiejsze fragmenty nawet z momentami płaskimi. Podjazd posiada dobrą nawierzchnię ale droga nie należy do szerokich i ciężko jest się minąć z samochodem jadącym z przeciwka. Segment w większej części nie jest osłonięty i droga jest przejezdna niemal cały rok co przy podobnych podjazdach nie jest standardem.
49. PONIWIEC:
Niezbyt znany podjazd w Ustroniu. Zaczyna się po drugiej stronie dwupasmówki niż most rozpoczynający podjazd na Równicę. Początek jest łagodny i prowadzi po niezłej jakości drodze. Ostatni kilometr jest trudny, oprócz wysokiego nachylenia zmienia się też nawierzchnia, od niezłego asfaltu przez płyty po bardzo nierówną drogę w końcówce. Ze szczytu nie ma widoków ponieważ podjazd kończy się przy hotelu a dalej podjeżdżać można już tylko na rowerze górskim.
50. SREBRNA GÓRA:
Podjazd charakteryzujący się przede wszystkim nawierzchnią. Na sporym odcinku występuje kostka brukowa, dosyć równa ale przy sporym ruchu samochodów pogarsza się z roku na rok. Podjazd nie jest długi ale nachylenie cały czas oscyluje w okolicy 10 % co w połączeniu z kostką brukową stanowi o jego trudności. W końcówce już jest nienajlepszej jakości asfalt.
51. KOZINIEC:
Jeden z moich ulubionych podjazdów w Czechach. Jest jednym z najkrótszych w okolicy ale posiada bardzo trudne fragmenty w drugiej części oraz równą nawierzchnię. Początek jest nieciekawy ale po wjeździe do lasu zaczyna się to co najlepsze. Ostatnie 150 metrów prowadzi bardzo dziurawą drogą do parkingu. W okresie zimowym droga może być nieprzejezdna, otoczenie drzewami nie pozwala na podziwianie widoków i to jedna z niewielu złych stron tego wzniesienia.
52. BISKUPIA KOPA Z GÓR ZŁOTYCH:
Łatwiejszy wariant podjazdu pod Biskupią Kopę, podjazd posiada trudniejsze sekcje a także gorszej jakości nawierzchnię. Jadąc tą drogą najszybciej dostaniemy się w rejon Krnowa, nie musząc robić pętli przez Wyrobno pod Pradziadem.
53. REJWIZ Z JESIONIKA:
Podjazd łączący dwie ważne miejscowości w regionie. Rejwiz jest najwyżej położoną miejscowością w Czechach. Droga prowadząca do tej miejscowości jest w nienajlepszym stanie, ruch na tym odcinku jest dosyć spory i czasami naprawdę jest ciężko. Nachylenie nie jest zbyt duże ale trafiają się nieco trudniejsze fragmenty.
54. HERMANOWICE Z PIETROWIC:
Jeden z mniej znanych podjazdów w Jesenikach. Nie jest popularny ze względu na złej jakości nawierzchnię zniszczoną przez zwózkę drewna. Podjazd zaczyna się w tym samym miejscu co prowadzący w kierunku Biskupiej Kopy. Nachylenie na początku jest niewielkie ale później pojawia się nawet 10 %. Po krótkim zjeździe w końcówce segmentu dojeżdżamy do głównej drogi z Gór Złotych do Wyrobna pod Pradziadem.
55. GLICZARÓW GÓRNY Z BIAŁEGO DUNAJCA:
Krótszy wariant podjazdu w kierunku Gliczarowa Górnego. Maksymalne nachylenie na całym odcinku nie przekracza 20 %. Segment nie jest tak popularny i sławny jak równoległa Ściana Bukowina. Nawierzchnia jest w dobrym stanie, jedynie w kilku miejscach pojawiają się rynny odprowadzające wodę, nie są zbyt szerokie.
56. WILCZE Z ISTEBNEJ:
Jeden z tych podjazdów o których istnieniu wie niewiele osób. Podjazd zaczyna się w tym samym miejscu co Olecki. Cały odcinek prowadzi dobrej jakości nawierzchnią z bardzo zmiennym nachyleniem, momentami jest około 10 ?ragmentami nawet lekko w dół. Droga prowadzi jedynie do budynków które znajdują się przy końcowej części podjazdu.
57. ŚCIANA BUKOWINA Z BIAŁEGO DUNAJCA:
Słynna ściana Bukowina daje w kość nawet najbardziej wytrenowanym zawodnikom. Początek segmentu jest dojazdem do najtrudniejszego fragmentu który występuje w dalszej części podjazdu. Droga nie jest zbyt szeroka a nawierzchnia nie jest w najlepszym stanie. W gorszych warunkach pogodowych "ściana" jest bardzo trudna a nawet niemożliwa do pokonania.
58. BUTOROWY WIERCH Z KOŚCIELISKA:
Krótki, stromy podjazd pojawiający się na trasie Tour de Pologne. Nawierzchnia na całym odcinku jest z złym stanie i pogarsza się z roku na rok. Droga jest fragmentem ważnego ciągu komunikacyjnego i jest utrzymywana cały rok.
59. PRZEŁĘCZ OKRAJ Z PRZEŁĘCZY KOWARSKIEJ:
Łatwy, znany i popularny podjazd w kierunku granicy polsko-czeskiej. Nawierzchnia na całym odcinku jest w dobrym stanie. Podjazd wielokrotnie pojawiał się na trasie wyścigów amatorskich a także ważniejszych wyścigów kolarskich. Niegdyś na tym podjeździe walczono na czas m.in.. podczas Tour de Pologne.
60. PRZEŁĘCZ KOCIERSKA ULICĄ WIDOKOWĄ:
Najtrudniejszy wariant wjazdu na przełęcz Kocierską. Jadąc doliną wzdłuż potoku Kocierzanka, przed początkiem trudniejszej części podjazdu na Kocierz skręcamy w prawo. Po około kilometrze za małym mostkiem skręcamy w lewo w boczną drogę. Pierwszy kilometr jest bardzo trudny, nachylenie nie spada poniżej 10 % a momentami przekracza 20 %. Na najtrudniejszym fragmencie podjazdu położony jest nowy asfalt dzięki czemu nieco łatwiej pokonuje się podjazd. Końcówka podjazdu boczną drogą jest sporo łatwiejsza a ostatni fragment do przełęczy prowadzi już główną drogą.
61. BISKUPIA KOPA Z PIOTROWIC:
Podjazd we wschodniej części Jeseników. Prowadzi wzdłuż granicy czesko-polskiej w kierunku parkingu z którego zaczyna się szlak na Biskupią Kopę. Podjazd nie jest trudny, nachylenie oscyluje w granicach 5-9 % a nawierzchnia jest w całkiem dobrym stanie. Ruch pojazdów na tym odcinku jets okresowo wzmożony.
62. PRZEŁĘCZ SALMOPOLSKA OD SZCZYRKU:
Kolejny popularny podjazd w okolicy. Za jego początek uważa się parking przy wyciągu w Solisku. Podjazd ma zmienne nachylenie, zaczyna się łagodnie, po około 300 metrach wzrasta nachylenie i przez kilometr jest trudno. Najsztywniejszy fragment ma ponad 10 % ale po nim następuje wypłaszczenie i bardziej równa druga część podjazdu. Sporym utrudnieniem na całym podjeździe jest pogarszająca się z roku na rok nawierzchnia. Podczas wspinaczki nie jest to dużym problemem ale na zjeździe trzeba bardzo uważać. Podjazd znalazł się na trasie 74 i 75 edycji Tour de Pologne. W 2019 roku część nawierzchni została wymieniona. Na gruntowny remont trzeba będzie poczekać do momentu aż skończy się modernizacja dróg w Wiśle.
63. TOKARNIA OD USTRONIA:
Krótsza, trudniejsza opcja podjazdu na Tokarnię. Niemal od samego początku nachylenie jest spore a w momentach wypłaszczenia tylko nieznacznie spada poniżej 10%. Rozłożenie sił jest kluczowe, najgorszy fragment występuje na samym końcu. Jest to najkrótszy ale nie najbardziej stromy podjazd w rankingu.
64. ŁAZY OD ŁĄCZKI:
Podjazd z łatwym początkiem i wymagającą końcówką. Nawierzchnia na całym odcinku jest w niezłym stanie, droga utrzymywana jest przez cały rok ze względu na to, że droga jest ważnym ciągiem komunikacyjnym w regionie. Jeden z podjazdów które pojawiały się na trasie Mamut Tour.
65. PRZEŁĘCZ KOCIERSKA Z KOCIERZA MOSZCANICKIEGO:
Podjazd na Przełęcz Kocierską od południa wygląda na papierze na łatwiejszy. Wcale tak nie jest, początek nie należy do najłatwiejszych a największe trudności występują w pierwszej połowie segmentu. Sama końcówka jest dużo łatwiejsza. W ostatnich latach około 2 kilometrowy odcinek był remontowany kilkukrotnie. Droga momentami była całkowicie zamknięta i wówczas popularny stał się podjazd ulicą Widokową.
66. PRZEŁĘCZ KROWIARKI OD ZAWOJI:
Najwyższa przełęcz dostępna komunikacyjnie w Beskidzie Żywieckim. Podjazd nie należy do szczególnie trudnych, jest to jeden z dłuższych segmentów podjazdowych. Od niedawna cały odcinek posiada nową nawierzchnię.
67. ZAMECZEK:
Klasyczny, bardzo popularny podjazd w Wiśle. Podjazd nie należy do najłatwiejszych, potrafi wycisnąć z człowieka ostatnie poty. Początek podjazdu jest w miarę łagodny, stromiej robi się dopiero po 1000 metrach a ostatnie 800 jest zdecydowanie najtrudniejsze. Podjazd w ciągu ostatnich 10 lat pojawiał się na trasach 5 edycji Tour de Pologne. Droga przeszła w 2008 roku remont, jej stan pogarsza się z roku na rok.
68. MAGURSKIE SIODŁO OD SŁOWEŃSKIEJ WSI:
Popularny słowacki podjazd. Jest łącznikiem miedzy Słowackimi Tatrami a Pieninami. Startuje po wyjeździe Słoweńskiej Wsi a kończy się na przełęczy. Początek segmentu ma niezbyt dobrą nawierzchnie a po skręcie na Wojnany stan jezdni znacznie się poprawia. Podjazd nie ma stałego nachylenia, początek jest spokojny, po wjeździe na lepszą nawierzchnie nachylenie wzrasta i przekracza 10 % a później już jest łatwiej. Przy dobrej pogodzie widoki ze szczytu są piękne a droga przez większość roku jest przejezdna dla rowerów szosowych.
69. BATORÓWEK Z CHOCIESZOWA:
Dosyć długi i trudny podjazd w Górach Stołowych. Zaczyna się w Chocieszowie po zjeździe z drogi 388 na Batorów a kończy w miejscu w którym zaczyna się zjazd bardzo zniszczoną i nierówną drogą. Większa część segmentu znajduje się w lesie a na całym odcinku występuje bardzo mały ruch. Przy gorszej pogodzie mogą wystąpić problemy z przyczepnością.
70. SOPOTNIA WIELKA:
Jeden z najdłuższych podjazdów w rankingu, jednocześnie nie jest wymagający i ma bardzo różnej jakości nawierzchnię. Prowadzi doliną wzdłuż potoku i kończy się w zasadzie nigdzie, dalej można jechać jedynie na rowerze górskim. W sumie podjazd nie należy do ciekawych i popularnych w regionie.
71. DĄB:
Trudny podjazd znany z trasy Mamut Tour. Prowadzi wąską drogą z niezłą nawierzchnią. Na znacznym fragmencie odcinka nachylenie oscyluje około 10 %. Chwilę oddechu można złapać w połowie gdzie na moment jest poniżej 5 % nachylenia.
72. HERMANOWICE Z GÓR ZŁOTYCH:
Odcinek nie wyróżniający się niczym szczególnym. Prowadzi główną drogą z Złotych Gór w kierunku Hermanowic. Po wyjeździe z terenu zabudowanego podjazd prowadzi przez las a w końcówce, w bardziej otwartym terenie można podziwiać widoki na okoliczne szczyty. Ruch na tym odcinku jest umiarkowany, okresowo wzmożony.
73. RUSAWA Z RAZTOKI:
Wymagający podjazd w Górach Hostyńsko-Wsetyńskich. W zasadzie podjazd składa się z kilku części. Niektóre z nich są trudne, z nachyleniem ponad 10 %, trudności odcinkowi dodaje nienajlepsza nawierzchnia. Od lat ten podjazd znajduje się na trasie kultowego już wyścigu Mamut Tour.
74. PRZEŁĘCZ KOWARSKA Z KOWAR:
Niezbyt znany w regionie odcinek. Zaczyna się w Kowarach na moście nad potokiem Jedlina. Jadąc ul. Rejtana od drogi 367 w kierunku centrum skręcamy w lewo w ul. Kowalską. Nawierzchnia na całym segmencie pozostawia dużo do życzenia. W końcówce występuje dodatkowo bardzo wysokie nachylenie. Po około 2 kilometrach od początku segmentu skręcamy w lewo w boczną dróżkę i od tego momentu jest nieco trudniej.
75. ZĄB Z PORONINA:
Kultowy podjazd pojawiający się na etapach wielu edycji Tour de Pologne. Podjazd jest bardzo popularny i w ciągu roku zaliczają go tysiące kolarzy i rowerzystów. Nachylenie na całej długości nie przekracza 10 % a kilka łatwiejszych fragmentów pozwala mniej wytrenowanym osobą złapać oddech. Nawierzchnia na całym odcinku jest bardzo dobra a droga jest zadbana i przejezdna przez cały rok.
76. CIEŃKÓW OD WISŁY CZARNE:
Mało znany segment. Łatwiejsza wersja wjazdu na Cieńków w dużej części prowadzi po dobrej, częściowo odnowionej nawierzchni. Małym przerywnikiem jest krótki odcinek płyt który w połączeniu z wysokim nachyleniem klasyfikuje podjazd jako trudny.
77. CZERETNIK OD HUCISKA:
Trudny ale mało znany podjazd, jest ciekawym łącznikiem między Huciskiem a Ślemieniem. Na całym odcinku nachylenie jest zmienne, w kilku miejscach pojawiają się ścianki z nachyleniem ponad 15 % ale jest też sporo łatwiejszych fragmentów. W pierwszej części dominuje dobrej jakość nawierzchnia ale w końcówce jest już znacznie gorzej.
78. STARE RYBIE Z TARNAWY:
Bardzo przyjemny i niezbyt trudny podjazd znajdujący się na drodze powiatowej łączącej Pogórze Wielickie z Limanową. W okresie letnim na trasie występuje wzmożony ruch i wtedy warto skorzystać z równoległej drogi.
79. PRZEŁĘCZ WALIMSKA OD WALIMIA:
Popularny podjazd w regionie. Znajduje się w ciągu drogi 383 prowadzącej z Walimia do Pieszyc. Segment ma zmienne nachylenie a także różną nawierzchnie. Początek ma średniej jakości asfalt który przechodzi w bardzo równą kostkę brukową a następnie w lepszej jakości nawierzchnie asfaltową.
80. REJWIZ OD DOLNI UDOLI:
Krótszy wariant dojazdu do miejscowości Rejwiz. Odcinek ma dosyć równe nachylenie i całkiem dobrą nawierzchnię. Na segmencie występuje duży ruch pojazdów a także rowerzystów.
81. OLECKI:
Trudny wariant wjazdu na Kubalonkę. Prowadzi zupełnie boczną, wąską drogą z kilkoma bardzo trudnymi fragmentami. Nawierzchnia na całym odcinku jest niezła ale zimą droga może być nieprzejezdna. Aby dojechać do początku segmentu należy od stacji Orlen w Istebnej jechać na zachód i kierować się na Olecki. Po około 1300 metrach od skrzyżowania dojeżdżamy do momentu gdzie droga skręca w prawo i po kolejnych 300 metrach pojawia się wysokie nachylenie. Również ten odcinek znalazł się na trasie amatorskich zawodów.
82. PRZEŁĘCZ PRZEGIBEK OD MIĘDZYBRODZIA:
Jeden z podjazdów na ważną przełęcz komunikacyjną w Beskidzie Małym. Wspinaczka zaczyna się już w Międzybrodziu Bialskim po zjeździe z drogi 948. Segment startuje po przekroczeniu mostu z nawierzchnią z kostki brukowej. Najtrudniej jest na ostatnich 2500 metrach. Nachylenie w kilku miejscach przekracza 10 % a podjazd ma dobrą nawierzchnię. Odcinek był fragmentem trasy Tour de Pologne w latach 2018-2020.
83. PRZEŁĘCZ SOKOŁA Z LUDWIKOWIC KŁODZKICH:
Jeden z dłuższych podjazdów w Górach Sowich. Początek jest względnie łatwy a w końcówce nachylenie dochodzi do 10 %. Nawierzchnia całkiem niezła jak na ten rejon. Podjazd jest popularny ze względu na położenie na Pętli wokół Gór Sowich. Znalazł się na trasie Sowiogórskiego Maratonu w 2012 roku.
84. BUDZIN Z LESZNEJ:
Jeden z podjazdów których nie lubię. Nie lubię go dlatego, że po wjeździe na górę trzeba z niej zjechać a zjazd jest bardzo trudny. Podjazd należy do trudnych, wąska i dosyć sztywna droga potrafi dać w kość. Odcinek znajdował się na trasie dwóch edycji Pucharu Równicy. Po kilku upadkach na zjeździe zrezygnowano z Budzina na trasie amatorskich wyścigów szosowych.
85. PASIERBIEC Z ŁOSOSINY GÓRNEJ:
Ciekawy odcinek w Beskidzie Wyspowym. Podjazd charakteryzujący się solidnym nachyleniem na całej długości. Najtrudniejsze fragmenty przekraczają 10 % a najniższe nachylenie nie spada poniżej 5 %.
86. WIERCH RUSIŃSKI:
Wymagający podjazd w Bukowinie Tatrzańskiej. W kilku momentach nachylenie przekracza 15 %, w okresie zimowym może być kłopot z podjazdem. Odcinek znalazł się na trasie Tour de Pologne. Od kilku lat na królewskim etapie kolarze zjeżdżają Wierchem Rusińskim w kierunku ostatniego podjazdu na rundzie. Nawierzchnia na całym odcinku jest zmienna i momentami pozostawia sporo do życzenia.
87. PRZEŁĘCZ KUBALONKA OD WISŁY:
Bardzo popularny podjazd w Beskidach. Jest to ważny ciąg komunikacyjny i nawet zimą dostęp do przełęczy jest dosyć łatwy. Sam podjazd zaczyna się przy skręcie na Łabajów. Moja wersja startuje od mostu który znajduje się na 1200 metrach od startu. Niemal od początku segmentu droga pnie się w górę. Najgorszy fragment następuje po 300 metrach i ciągnie się przez około 400. Dalej nachylenie robi się bardziej przyjemne i jest w miarę stałe. W 2009 roku droga przeszła kapitalny remont, wymieniona została cała konstrukcja, od podbudowy, przez odwodnienie po nawierzchnię i zarówno podjazd jak i zjazd w dół są bardzo przyjemne. Zjazd i podjazd należą do moich ulubionych w regionie.
88. BRZEGI:
Podjazd znany z Tour de Pologne. Lokalizacja nie jest taka oczywista bo podjazd nie należy do popularnych odcinków. Jadąc drogą 49 z Białki Tatrzańskiej w kierunku granicy skręcamy w prawo na Jurgów. Następnie kierujemy się na Brzegi. Po przejechaniu mostu nad Białką zaczyna się segment. Początek jest łagodny, nachylenie wzrasta wraz z odległością od startu. Pod koniec występuje wypłaszczenie po którym jest trudniejszy fragment do drogi 960 w Bukowinie Tatrzańskiej. Nawierzchnia nie jest w najlepszym stanie, na podjeździe to nie przeszkadza, problemy zaczynają się na zjeździe.
89. PRZEŁĘCZ PRZYSŁOP OD STRYSZAWY:
Łącznik między Stryszawą a Zawoją. Segment startuje przy kościele w centrum Stryszawy a kończy się na Przełęczy Przysłop. W okresie zimowym przejazd tą drogą jest utrudniony. Nawierzchnia w ostatnim czasie uległa poprawie i jazda może być przyjemna. Na ostatnich 2 kilometrach nachylenie dochodzi nawet do 15 % i dlatego podjazd nie należy do szczególnie łatwych.
90. LUDWIKÓW Z KRAŁOWEJ STUDNI:
Krótki i niezbyt trudny odcinek prowadzący z Krałowej Studni w kierunku Wideł. Nawierzchnia na całej długości jest w dobrym stanie a droga jest przejezdna przez cały rok. Na tym odcinku występuje wzmożony ruch pojazdów ze względu na położone w okolicy atrakcje turystyczne.
91. KULE Z RATUŁOWA:
Kolejny z długich ale niezbyt trudnych podjazdów na Podhalu. Na całym odcinku jest tylko jeden około kilometrowy fragment z nachyleniem dochodzącym do 10 %. Nawierzchnia na całym odcinku jest dobra lub bardzo dobra. Przy ładnej pogodzie na całym podjeździe można podziwiać widoki na Tatry. Dosyć ciężko zlokalizować początek podjazdu, jadąc z Nowego Bystrego w kierunku Ratułowa trzeba wypatrywać strzałek z Tarta Road Race 2020. To właśnie finałowy podjazd tego wyścigu.
92. SWANCZAROWA Z OSZCZADNICY:
Ciekawy podjazd po drugiej stronie granicy. Segment nie należy do łatwych, zwłaszcza ostatnie 1000 metrów potrafi zmęczyć. Odcinek jest fajnym skrótem między Kyszuczem a Skalitem. Nie jest to popularny segment więc ruch jest niewielki i można czerpać przyjemność z jazdy.
93. ISTEBNA Z JAWORZYNKI:
Wymagający podjazd z Doliny Czadeczki do Istebnej. Segment nie jest zbyt popularny, nawierzchnia nie należy do najlepszych a niezbyt duża szerokość drogi sprawia, że w okresie zimowym podjazd nie jest odśnieżany i może być nieprzejezdny. Podjazd znalazł się na trasach amatorskich wyścigów Rajcza Tour, Road Trophy czy Pętla Beskidzka.
94. POPRĘCINKA Z KICZORY:
Wydłużony podjazd na przełęcz Kotelnicę a dokładnie odcinek z największym przewyższeniem. Podjazd znalazł się na trasie wyścigu Rajcza Tour w 2019 roku. Gdyby wziąć tylko odcinek do przełęczy podjazd nie znalazłby się w setce najtrudniejszych. Podjazd nie ma stałego nachylenia, początek jest interwałowy, pierwsza trudność pojawia się przed przełęczą gdzie nachylenie przekracza momentami 10 % ale najgorzej jest w końcówce gdzie na 300 metrowym odcinku nachylenie nie spada poniżej 10 % a momentami przekracza 15 %. Podjazd jest wymagający i potrafi dać w kość nawet wytrenowanym kolarzom.
95. KOMARNY WIERCH:
Ciekawy podjazd w Górach Orlickich. Jak na lokalne realia nawierzchnia na tym podjeździe jest bardzo dobra. Nachylenie na większej części jest stałe. Podjazd dosyć często pojawiał się na trasie Klasyka Kłodzkiego, stąd właśnie go znam.
96. RZEDZISKA:
Jeden z mniej znanych podjazdów w słowackiej części Beskidu Żywieckiego. Gdyby nie Road Trophy nawet nie wiedziałbym o jego istnieniu. Ciężko na niego trafić, jadąc główną drogą przez Czarne trzeba skręcić w lewo na jednym z największych skrzyżowań, przed widocznym po prawej stronie kościołem. Początek podjazdu jest łatwy ale w końcówce nachylenie przekracza 10 %, nawierzchnia momentami jest niezłej jakości ale na ogół pozostawia wiele do życzenia. Ze szczytu nie ma zbyt wielu ładnych widoków, ciężko jest je podziwiać bo gdy tylko zaczyna się zjazd nawierzchnia jest jeszcze gorsza.
97.PRZEŁĘCZ GLINKA Z UJSÓŁ:
Podjazd który zamyka pierwszą setkę rankingu. Nie jest zbyt długi ale posiada trudniejsze fragmenty, widać to szczególnie na zjeździe gdzie łatwo rozpędza się nawet do 80 km/h. Nawierzchnia na tym podjeździe nie należy do najlepszych i najrówniejszych ale większych dziur i nierówności nie ma. Podjazd nie jest najpopularniejszy, kilka razy znajdował się na trasie amatorskich wyścigów z cyklu Road Maraton: Rajcza Tour, Road Trophy czy Ujsoły-Novot. Przed metą po 100 kilometrach w nogach potrafił dać w kość.
P = A x G x C
Gdzie:
P – liczba punktów
A – całkowite przewyższenie w metrach ( ALT) [m]
G – nachylenie podjazdu w procentach ( GRADE ) [%]
C – czynnik korygujący [ pkt/m ]
Wiele z podjazdów zaliczyłem już dziesiątki razy a wybrane nawet setki razy, w rankingu uwzględniłem maksymalnie 100 czasów na danym podjeździe. Ranking będzie uwzględniany na bieżąco od najniżej do najwyżej skalsyfikowanego w rankingu. Przy każdym czasie pojawią się także dane o tętnie, mocy w W i W/kg a także link do segmentu na Stravie.
1. ŚLĄSKI DOM:
Najwyżej punktowany podjazd ze stałym nachyleniem na większej części podjazdu, co sprawia, że nie ma gdzie odpocząć. Podjazd można sobie wydłużyć startując z miejscowości Gerlachov, wówczas dochodzi ponad 2 kilometry podjazdu i około 150 metrów przewyższenia. Podjazd jest z reguły zamknięty dla ruchu pojazdów mechanicznych ale bardzo popularny wśród pieszych i rowerzystów. Nawierzchnia stopniowo się pogarsza ale czasami najgorsze fragmenty nawierzchni są wymieniane na nowe. Podjazd dłuży się strasznie gdy organizm jest zmęczony. Ze szczytu nie ma zbyt wielu widoków ale wjechanie na wysokość którą w Polsce można zdobyć w zasadzie tylko piechotą lub w przypadku najbardziej ambitnych kolarzy, na rowerze MTB wynagradza cały trud. Niegdyś na tym podjeździe walczono z czasem i czołówka wjeżdżała dużo poniżej 30 minut.
2. ŁYSA GÓRA:
Królowa gór na Śląsku. Podobnie jak na większość okolicznych gór które da się zdobyć na szosie prowadzi na szczyt tylko jedna droga. W rzeczywistości podjazd jest trudniejszy niż na papierze. Po około 2 kilometrach wymagającego podjazdu możemy odpocząć na zjeździe przed najtrudniejszymi fragmentami podjazdu. Później już nie ma gdzie odpocząć dodatkowo utrudniający jest fakt, że na ostatnich 2 kilometrach widać wieżę na szczycie. Szczególnie trudno jest na dwóch odcinkach prostej drogi z równym nachyleniem i widokiem na kolejne 300-400 metrów podjazdu. W końcówce jest nieco łatwiej ale na zmęczeniu nie ma to znaczenia. Nawierzchnia pozostawia do życzenia ale i tak jest o niebo lepsza niż np. Na Javorovym. Czasówka na tym podjeździe jest wymagająca i ciekawa.
3. MAGURKA WILKOWICKA:
Zamykający trójkę najwyżej punktowanych podjazdów w rankingu odcinek nierzadko nazywany jest Beskidzkim Zoncolanem. W okolicy nie ma dłuższego podjazdu z jednocześnie nachyleniem nie spadającym poniżej 10 % a momentami przekraczającym 20 %. Podjazd jest bardzo trudny i wymagający nawet dla najmocniejszych kolarzy. Trudności odcinkowi dodaje także coraz gorsza nawierzchnia oraz duże zainteresowanie, często na podjeździe spotykamy całe grupy pieszych a także samochody, quady i sporo rowerzystów. Zjazd jest bardzo techniczny i weryfikuje możliwości nawet najlepszych zjazdowców. W warunkach zimowych pokonanie podjazdu jest niemal niemożliwe.
4. PRADZIAD:
Podjazd którego największą trudnością jest długość. Składa się z kilku różnych części. Na początek blisko 5 kilometrów z nachyleniem 6 - 9 % prowadzące w większości przez las. Później jest łatwiej ale są też krótkie odcinki z nawet 10 % nachyleniem. Dużym obciążeniem dla głowy jest fakt, że na ostatnich 3 kilometrach widać już wieżę na szczycie ale bardzo do niej się nie zbliżamy. Ciekawostką jest fakt, że szczyt wieży na Pradziadzie jest najwyższym punktem w Sudetach, wyższym nawet niż Śnieżka. Lokalny klimat i pogoda potrafią sprawić, że zdarzyły się latach w których przez większą część roku na Pradziadzie leżał śnieg. Kiedyś regularnie odbywały się tutaj zawody “Zdobywamy Pradziada” ale obecnie jak większość, podobnych i ciekawych inicjatyw nie ma kontynuacji.
5. ŁĄCZKA Z BYSTRZYCY:
Najtrudniejszy podjazd w Czeskiej części Beskidu Śląskiego. Zaczyna się dosyć niewinnie i prowadzi szeroką, dobrej jakości drogą. Nawet nachylenie dochodzące do 10 % na końcówce pierwszego kilometra nie jest tak odczuwalne. Po 2500 metrach szerokiej drogi zaczyna się to co jest na tym podjedzie charakterystyczne. Droga robi się wąska, nawierzchnia ulega pogorszeniu a przed sobą mamy ścianę do nieba. Na kolejnych 500 metrach nachylenie nie spada poniżej 15 % a raczej trzyma w okolicy 20 %. Później jest już łatwiej ale nie na tyle aby odpocząć bo do końca trzyma około 10 %. Nawierzchnia na tym odcinku jest nienajlepsza, miejscami sporo żwiru i nierówności a w końcówce nawet zupełny brak asfaltu. Piękne widoki wynagradzają wszystko. Być może i ten podjazd znajdzie się na trasie jakiś zawodów kolarskich.
6. ZAGRODY:
Prawdziwa kolarska rzeźnia odbiegająca od bardziej znanych tylko długością. Na przeważającej części wspinaczki walczymy z nachyleniem około 15 %. Podjazd nie jest popularny bo jest to alternatywna droga dla szerokiej, głównej drogi z niższym nachyleniem. Pojawia się na trasie wyścigów amatorskich w ostatnich latach i daje w kość nawet najlepiej przygotowanym i najsilniejszym zawodnikom.
7. OSIEDLE PODMAGURA OD SZCZYRKU BIŁEJ:
Trudniejszy wariant wjazdu na Osiedle Podmagura. Początek podjazdu jest naprawdę trudny, na około 500 metrowym odcinku nachylenie nie spada poniżej 15 %. Praktycznie nie ma gdzie odpocząć bo druga część podjazdów od Sanktuarium jest także trudna. Wariant jest jednak popularniejszy ze względu na lepszą nawierzchnię na początku. Zimą droga jest raczej nieprzejezdna.
8. MAKOWICA:
Jeden z najtrudniejszych podjazdów w Beskidzie Wyspowym. Składa się z kilku fragmentów trudnych i łatwiejszych. Maksymalne nachylenie według różnych źródeł oscyluje wokół 30 % na krótkim odcinku. Początek i końcówka są łatwiejsze ale złe rozłożenie sił może spowodować zejście z roweru na najtrudniejszych fragmentach. W 2013 i 2014 roku na podjeździe odbyły się prawdopodobnie najtrudniejsze czasówki typu Uphill w tej części Polski.
9. JAVOROVY:
Rozpoznawalny podjazd w Czechach. Można powiedzieć, że podjazd zaczyna się około 5 kilometrów wcześniej ale tylko ostatnie niecałe 6 kilometrów jest trudne. Nawierzchnia na całym podjeździe jest zła lub bardzo zła i pogarsza się z roku na rok. Podjazd również nie ma równego nachylenia, po trudnym początku można odpocząć na około kilometrowym odcinku by później męczyć się na ostatnich 2 kilometrach z wysokim nachyleniem. Przez kilka lat regularnie odbywały się zawody z metą na Javorovym ale obecnie ze względu na zły stan nawierzchni nie są organizowane. Na razie nie ma chyba co marzyć o remoncie drogi.
10. NOWY ŚWIAT:
Podjazd wyróżniający się przede wszystkim tym, że nie ma równego nachylenia na całej długości. Można go podzielić na cztery części. Pierwsza z nich jest łatwa, później zaczyna się robić stromo i nachylenie przekracza nawet 20 % i przez około 1000 metrów nie spada poniżej 10 % a na przeważającej części nawet 15 %. Później robi się łatwiej a na koniec na dokładkę 300 metrów drogi złożonej z płyt betonowych i wysokiego nachylenia. Widoki ze szczytu wynagradzają trud podjazdu.
11. GODULA:
Wymagający odcinek w Czechach. W odróżnieniu od dłuższego Jaworowego ma lepszą nawierzchnie i bardziej równe nachylenie. Na podjeździe nie ma wyraźnie łatwiejszych fragmentów, ruch jest w zasadzie zerowy więc zarówno podjazd jak i zjazd są dosyć przyjemne. Oczywiście pod warunkiem dobrego przygotowania kondycyjnego.
12. RÓWNICA OD MOSTU NA WIŚLE:
Podjazd który między innymi dla mnie ma sentymentalne znaczenie. Nie jest ani przesadnie długi ani trudny ale mimo to wymagający. Segment trochę różni się od oficjalnego bo zaczyna się na początku mostu a kończy przy linii poboru opłat. Najtrudniejszy jest początek za mostem gdzie nachylenie dochodzi do 15 %. Po małym przerywniku w postaci coraz bardziej nierównej kostki brukowej nachylenie jest bardziej stałe i tylko momentami przekracza 10 %. Najgorsze fragmenty nawierzchni zostały wymienione ale wciąż są miejsca nierówne a nawet dziurawe. Podjazd znalazł się na trasie Tour de Pologne w roku 2010. Niemal co roku pojawia się na wyścigach lub czasówkach w ramach Pucharu Równicy.
13. TYNIOK Z KAMESZNICY:
Odcinek z trudnym początkiem i jeszcze trudniejszym końcem. W zasadzie cały podjazd jest wymagający bo składa się z kilku ścianek z kilkunasto % nachyleniem i łatwiejszych sekcji wśród których trafia się nawet zjazd. Nawierzchnia na początku jest nowa a w końcówce w nieco gorszym stanie. Segment nie należy do najdłuższych i dlatego nie mieści się w najwyżej punktowanej dziesiątce w rankingu.
14. OSIEDLE PODMAGURA OD SZCZYRKU:
Podjazd który obecnie lepiej omijać szerokim łukiem. Początek prowadzi bardzo dziurawą drogą z jednocześnie wysokim nachyleniem, dopiero przy hotelu Orle Gniazdo nawierzchnia się poprawia. Druga część podjazdu jest naprawdę trudna. Nawierzchnia na końcowym fragmencie jest lepsza niż na początku ale również zdarzają się dziury i nierówności. Warto pokonać cały podjazd bo ze szczytu można podziwiać piękne widoki ze Skrzycznem na czele.
15. MAŁA PRASIWA:
Odcinek bardzo zbliżony do innych w okolicy. Podjazd o stałym, wysokim nachyleniu prowadzący w większości przez las. Jedyny wyróżniający się czynnik to nawierzchnia która pozostawia wiele do życzenia. Podjeżdżając pod górę to nie przeszkadza ale na zjeździe robi się problem. Ze względu na lokalny charakter drogi nie ma co liczyć na szybki i generalny remont nawierzchni.
16. PUSTEVNY Z TROJANOWIC:
Bardzo przyjemny podjazd. Charakteryzuje się przede wszystkim jednostajnym nachyleniem bez momentów bardzo stromych ale i takich gdzie można odpocząć. W 2017 roku cały podjazd dostał nową nawierzchnię a droga z reguły jest zamknięta dla samochodów. Niczego więcej kolarzom nie potrzeba. Podjazd jest bardzo popularny i pojawia się regularnie na trasach amatorskich zawodów kolarskich a m.in. w 2020 roku przez Pustevny przejeżdżał wyścig Dookoła Czech.
17. CZERETNIK OD ŚKLEMIENIA:
Konkretny ale mało znany podjazd. Początek jest spokojny ale później pojawiają się fragmenty nachylenia około 15 % na dosyć długich odcinkach, wypłaszczenia nie bardzo pozwalają odpocząć. Odcinek jest dosyć długi a w końcówce trzeba uważać na gorszą nawierzchnię, a nawet brak asfaltu. Segment jest przejezdny i po zaliczeniu podjazdu można zjechać stromą drogą do Huciska. W okolicy jest wiele podobnych podjazdów, niby Beskid Mały ale stromy.
18. HROBACZA ŁĄKA:
Podjazd z długą historią, w całości do podjechania tylko na MTB. Do roweru szosowego nadają się jedynie pierwsze 2 kilometry. Są one jednak bardzo trudne i przy trudnych warunkach atmosferycznych raczej nie do pokonania. Nawierzchnia jest w dobrym stanie, co jakiś czas pojawiają się nowe płaty asfaltu w wybranych miejscach. Odcinek mimo tego, że skrócony nadal cieszy się popularnością chociaż nie taką jak w czasach gdy regularnie odbywały się tam czasówki.
19. KOCZY ZAMEK Z KAMESZNICY:
odjazd zdecydowanie można zaliczyć do kategorii bardzo trudnych. Nie powala długością ale trzy sekcje z nachyleniem ponad 15 % na dłuższych odcinkach a momentami nawet 25 % potrafią sponiewierać. Kilka lat temu segment dostał nową nawierzchnię co pozwoliło wykorzystać odcinek przede wszystkim do szybkich zjazdów. Kiedyś klimatu dodawały płyty ażurowe w końcówce podjazdu oraz topiący się asfalt w którym zostawały ślady setek bloków butów kolarzy prowadzących rowery na metę Road Trophy czy Pętli Beskidzkiej. W 2016 roku na tym odcinku odbyła się jazda indywidualna na czas.
20. CHATA HRADEK:
Wymagający podjazd dosyć trudny do zlokalizowania. Jeden z niewielu który nie posiada jednej, stałej nazwy. Podjazd nazwałem od restauracji która znajduje się w końcówce podjazdu. Jest to wymagający odcinek składający się w zasadzie z kilku ścianek i naprawdę krótkich łatwiejszych sekcji. W jednym miejscu łatwo się pomylić i skręcić w prawo gdy główna droga odbija w lewo. Nawierzchnia na podjeździe nie jest najgorsza, w bardziej zacienionych miejscach jest sporo żwiru który potrafi utrudnić jazdę.
21. NYDEK:
Podjazd trudny do zlokalizowania po czeskiej stronie Beskidu Śląskiego. Odcinek jest wymagający nawet dla bardziej doświadczonych kolarzy. Nawierzchnia jest w dobrym stanie, jedyne co przeszkadza to rynny odprowadzające wodę. Na końcu podjazdu nie ma nic i trzeba zawrócić. Segment w sumie nie należy do ciekawych ale w tej okolicy nie ma wielu szosowych podjazdów więc znalazł się w bazie.
22. ŁYSINA:
Podjazd z gatunku bardzo trudnych, poza jednym momentem wypłaszczenia a nawet lekkiego zjazdu nachylenie nie spada poniżej 10 %. Nawierzchnia nie jest najgorsza a odcinek niezbyt popularny wiec spokojnie można podjeżdżać, najgorszy moment jest w samej końcówce gdzie nachylenie dochodzi do 20 %. Średnie nachylenie tego segmentu jest zaniżone przez to, że prowadzi on do punktu widokowego, gdy kończy się ścianka mamy do pokonania jeszcze prawie 400 metrów łatwiejszego podjazdu.
23. RÓWNICA OD JASZOWCA:
Popularny wariant podjazdu na Równicę. Niemal w całości prowadzi po nawierzchni asfaltowej zmiennej jakości. Początek jest łatwy ale później robi się coraz trudniej. W zasadzie ostatnie 4000 metrów prowadzi pod wymagający podjazd. Nachylenie nie jest stałe, zdarzają się łatwiejsze momenty ale nie jest ich dużo. Segment ma koniec po wyjeździe z lasu przy linii poboru opłat. Można jechać dalej i wjechać jeszcze na Skibówkę gdzie ostatnie 150 metrów jest naprawdę strome.
24. HREBIENOK:
Słowacki podjazd znany m.in. z wyścigu Jarna Klasika. Odcinek jest z reguły zamknięty dla ruchu. W miesiącach letnich nawet wjazd rowerem jest dozwolony tylko w określonych godzinach. Nawierzchnia na podjeździe pozostawia do życzenia a nachylenie na całym odcinku jest wysokie, momentami ponad 10 %.
25. DESTNA:
Jeden z ciekawszych podjazdów w Górach Orlickich. Jak na dosyć dziurawe okolice ten odcinek ma nową i równą nawierzchnię z kilkoma gorszymi fragmentami. Nachylenie na całej długości jest stałe i oscyluje w granicy 5-10 %. Podjazd znajdował się na trasie m.in.. Klasyka Kłodzkiego a także innych zawodów kolarskich.
26. CZERWONOGÓRSKIE SIODŁO Z FILIPOWIC:
Dłuższy podjazd na znaną przełęcz w Jesenikach. Podjazd nie należy do trudnych ale jest dosyć długi. Nie jest tak ciekawy jak wariant od drugiej strony, poza kilkoma łukami dominują długie proste. Droga jest na tyle szeroka, że bez problemu można się minąć z samochodami z przeciwka i nie utrudniać jazdy rowerzystom. Podjazd ma dobrą nawierzchnię mimo tego, że ostatnia modernizacja miała miejsce już jakiś czas temu.
27. PRZEŁĘCZ SALMOPOLSKA OD WISŁY:
Podjazd który w zasadzie rozpoczyna się już na rondzie w centrum Wisły, niektóre źródła mówią, że nawet w Ustroniu. Tak naprawdę ostatnie 5 kilometrów od zajezdni autobusowej jest wymagające. Droga na przełęcz była w ostatnich latach dwukrotnie remontowana, najpierw wymieniono tylko nawierzchnię ale to nie wystarczyło i w 2016 roku droga przeszła gruntowny remont. Nachylenie na podjeździe nie jest stałe, ledwie w kilku miejscach można odpocząć. Droga jest fragmentem ważnego ciągu komunikacyjnego i dlatego ruch na tym odcinku jest spory, także zimą. Wśród kolarzy ten podjazd cieszy się dużą popularnością. W 2017 i 2018 roku podjazd był na trasie Tour de Pologne.
28. GÓRA ŻAR:
Rozpoznawalny podjazd w Beskidzie Małym. Jest najdłuższy w okolicy z wieloma trudnymi fragmentami. Na początku droga prowadzi przez teren zabudowany, przy dolnej stacji kolejki są parkingi i dalej liczba samochodów jakie użytkują drogę znacznie spada. Budynków jest mniej ale sporo ludzi wybiera zamiast szlaku wzdłuż kolejki szosę i nią podąża na górę. Nawierzchnia na podjeździe pogarsza się z roku na rok. Najgorzej jest w końcówce podjazdu do zbiornika na szczycie. Przed najtrudniejszym fragmentem możemy odpocząć na krótkim zjeździe. Wiele ludzi kończy podjazd przed tym zjazdem ale Góra Żar jest jedna i podjazd kończy się tam gdzie da się dojechać kolejką w najwyższym punkcie. Niegdyś na fragmencie podjazdu odbywała się coroczna czasówka Świerkota. Ciekawostką pozostaje fakt, że w pewnym punkcie podjazdu pojazdy jadą same pod górę jakby w tym momencie prawo grawitacji nie działało. W rzeczywistości zależy to jednak od ukształtowania terenu.
29. GŁODÓWKA Z BIAŁKI TATRZAŃSKIEJ:
Znany podjazd na Podhalu. Zaczyna się na dolnym rondzie w Bukowinie Tatrzańskiej a kończy przy punkcie widokowym Na Głodówce, czyli najwyższym punkcie na trasie Białka Tatrzańska - Łysa Polana. Pierwsza połowa podjazdu w Bukowinie jest znana przede wszystkim z tego, że na tym odcinku wiele razy ważyły się losy końcowej klasyfikacji Tour de Pologne. Nawierzchnia na całej długości jest w dobrym stanie. Nieco gorzej jest za Bukowiną gdzie pojawiają się gorsze fragmenty nawierzchni. Na całym odcinku występuje bardzo duży ruch i często jazda nie jest bezpieczna ani przyjemna.
30. CIEŃKÓW Z MALINKI:
Podjazd z gatunku tych których nie lubię. Składa się z kilku części, początek jest bardzo łatwy ale później robi się coraz trudniej. W połowie podjazdu kończy się asfalt i dalej trzeba jechać po betonowych płytach ażurowych, momentami środkiem znajduje się pasek asfaltu. Najwyższe nachylenie jest właśnie na płytach i niedoświadczeni zawodnicy mogą mieć duże problemy z podjazdem.
31. PRZEŁĘCZ JAMNY Z WYCHYLOWKI:
Znany podjazd po słowackiej stronie Beskidu Żywieckiego. Podjeżdżając na tą przełęcz można poczuć się jak w Alpach bo mury oporowe i otoczenie drogi jest bardzo podobne jak na podjazdach na alpejskie przełęcze. Nawierzchnia na podjeździe jest całkiem dobra i droga przejezdna jest cały rok. Podobnie jak inne znane podjazdy, ten również pojawiał się na trasie różnych wyścigów amatorskich ale także wyścigu Dookoła Słowacji.
32. PRZEŁĘCZ JUGOWSKA Z PIESZYC:
Najdłuższy podjazd w rankingu. Łatwy początek powoli przechodzi w trudniejszy podjazd. Nawierzchnia na tym odcinku jest całkiem dobra. Podjazd już nie raz znajdował się na trasach różnych wyścigów. Odcinek bardzo odpowiada osobom lubiącym długie podjazdy z niezbyt wysokim nachyleniem.
33. GRONIAKI:
Lokalny, trudny podjazd w Beskidzie Małym. Jest to dosyć trudny odcinek wymagający przygotowania kondycyjnego. Na kilkuset metrach nachylenie nie spada poniżej 15 %, większa cześć prowadzi przez las po całkiem dobrej nawierzchni. Podjazd kończy się przy budynkach mieszkalnych, z drogi nie ma ładnych widoków i mało osób zapuszcza się w ten zaułek.
34. CZERWONOGÓRSKIE SIODŁO Z KOUTÓW:
Krótsza, trudniejsza i ciekawsza wersja podjazdu do znanego ośrodka narciarskiego w Jesennikach. Ze względu na dużą ilość zakrętów, podjazd często jest porównywany do Alpe d' Huez. Niedawno droga przeszła generalny remont trwający kilka lat. Efekt końcowy jest bardzo imponujący.
35. KARŁÓW OD KUDOWY ZDROJU:
Najdłuższy szosowy podjazd w górach Stołowych, w całości prowadzi przez las dobrej jakości drogą. Nie posiada zbyt trudnych fragmentów ale na całym odcinku występuję wzmożony ruch pojazdów. Nawierzchnia jak na lokalne warunki jest bardzo dobra. Podjazd pojawiał się na trasie Klasyka Radkowskiego.
36. KARPACZ BIERUTOWICE:
Podjazd zaczynający się w centrum Karpacza a kończący przy Kościele Wang gdzie zaczyna się jeden z kilku szlaków na Śnieżkę. Prowadzi główną drogą przy dosyć dużym, regularnym ruchu pojazdów. Nachylenie na podjeździe jest względnie równe, w najtrudniejszych momentach dochodzi do 10 %.
37. ORLINEK Z KARPACZA:
Zapomniany podjazd z długą historią pojawiający się na trasie wielu edycji Tour de Pologne. Nawierzchnia na podjeździe jest całkiem niezła. Podjazd nie należy do najdłuższych ale jest dosyć trudny, z 8 % średnim nachyleniem potrafi zmęczyć. Przy drodze znajduje się opuszczona i popadająca w ruinę skocznia narciarska Orlinek a na końcu podjazdu kolejka na Śnieżkę.
38. PRZEŁĘCZ KOCIERSKA Z TARGANIC:
Trudniejsza wersja podjazdu na Kocierz główną drogą. Podjazd zaczyna się przy znaku informującym o wzniesieniu terenu. Nachylenie na całej długości jest względnie stałe i nie spad poniżej 5 % przez 3500 metrów. Ostatnie 400 metrów do wjazdu do hotelu jest łatwiejsze. Nawierzchnia nie jest najgorsza ale z każdym rokiem jest gorzej. Podjazd nie znalazł się w ostatnim czasie na trasie żadnych zawodów kolarskich.
39. GNIEWOSZÓW:
Kolejny z grupy podjazdów które pojawiały się na trasie amatorskich zawodów, w tym przypadku Klasyka Kłodzkiego. Podjazd nie jest łatwy, już od samego początku nachylenie dochodzi do 10 % i trzyma przez dłuższy czas. Łatwiejszych fragmentów jest niewiele i nie ma gdzie odpocząć. W końcówce jest znacznie łatwiej i zanim zacznie się zjazd jest jeszcze kilkaset metrów płaskiego.
40. PITONIÓWKA:
Słynny podhalański podjazd znany również z wyścigu Tour de Pologne a także amatorskich zawodów Tatra Road Race. Składa się z dwóch części, pierwszej łatwej i drugiej bardzo trudnej. Nawierzchnia również zmienia się w trakcie podjazdu, najlepszej jakości podłoże jest w momentach wysokiego nachylenia. Podjazd zazwyczaj dłuży się a sprawy nie ułatwia fakt, że najtrudniejszy fragment prowadzi otwartym terenem i widać to co nas jeszcze czeka.
41. LESZCZYNY:
Mniej znany podhalański podjazd. Zaczyna się w Białym Dunajcu za słynnym przejazdem kolejowym wielokrotnie utrudniającym rywalizację w Tour de Pologne. Na wyścigu zwykle ten odcinek był pokonywany w dół. Zdecydowanie najtrudniejszy fragment znajduje się na początku podjazdu gdzie nachylenie dochodzi do 15 %. Na tym odcinku jest też nowa nawierzchnia a później już stara ale całkiem równa. Podjazd nie ma stałego nachylenia i trudniejsze fragmenty które pojawiają się później nie są tak wymagające jak ten pierwszy. Środkowa cześć nie posiada w zasadzie żadnych zakrętów których kilka pojawia się w końcówce. W zasadzie podjazd kończy się na skrzyżowaniu z drogą Ząb-Szaflary.
42. BAHENEC:
Trochę zapomniany podjazd na pograniczu czesko-polskim. Kilka lat temu regularnie odbywały się tam amatorskie zawody na czas. Nawierzchnia na całym podjeździe jest dobra, okresami jest zanieczyszczona przez pojazdy ściągające drzewo z lasu. Podjazd jest bardzo nieregularny, po trudniejszym początku nastepuje dosyć długi odcinek z niewielkim nachyleniem, ostatnie 3 kilometry są znów trudne, momentami nachylenie przekracza 10 %. Po dojeździe do hotelu możemy jeszcze zaliczyć dodatkowe kilkaset metrów podjazdu z wysokim nachyleniem które wcześniej nie występuje.
43. PRZEŁĘCZ ZDZIARSKA OD OSTRUNI:
Najbardziej widokowy podjazd w Tatrach. Przy dobrej pogodzie szybko ubywa drogi ale gdy są chmury lub mgła strasznie się dłuży. Nawierzchnia jest całkiem niezła, ruch samochodów niewielki ale podjazd w ostatnim czasie uzyskał dużą popularność wśród kolarzy i rowerzystów. Jest to ciekawy łącznik między Łapszanką a Zdziarem.
44. SŁODYCZKI Z NOWEGO BYSTREGO:
Podjazd który bardzo lubię, mimo tego, że nie ma stałego nachylenia i momentami nienajlepszą nawierzchnię. Zaczyna się w miejscowości Nowe Bystre i wije zboczem w kierunku Butorowego Wierchu. Odcinek wielokrotnie znajdował się na trasie Tour de Pologne a jego początek także na trasach amatorskich wyścigów m.in. Tatra Road Race. Na najbardziej stromych fragmentach w czasie deszczu łatwo stracić przyczepność, zimą może być jeszcze większy problem.
45. TOKARNIA OD WISŁY:
Dłuższy wariant podjazdu na Tokarnię. Zaczyna się przy Hotelu Gołębiewskim w Wiśle, początek prowadzi niezbyt równą kostką brukową z niewysokim nachyleniem. Po skręcie w prawo nawierzchnia się poprawia a nachylenie spada do zera. Chwilę później po łuku w lewo zaczyna się prawdziwe piekło. Przez kolejne 700 metrów nachylenie nie spada poniżej 10 % a na przeważającej części nie spada poniżej 15 %. Droga jest wąska, w okresie zimowym nie do przejechania. W ostatnim czasie odcinek jest popularny ze względu na remont głównej drogi w Wiśle i powstające korki.
46. WIDŁY Z BIAŁEJ POD PRADZIADEM:
Dosyć długi podjazd do miejscowości Widły. Nazwa ciekawa, połączenie dróg na głównym skrzyżowaniu przypomina widły. Nawierzchnia na całym odcinku jest w dobrym stanie. Podjazd prowadzi w większości w lesie niezbyt szeroką drogą. Zimą może być problem z przejazdem szosą.
47. ZAKRZOSEK:
Kolejny podjazd który zaliczyłem tylko raz. Nie jest zbyt znany i ciężko go zlokalizować. Jadąc w kierunku Ustronia Dobki szukamy ulicy Jastrzębiej Jak większość tego typu dróg prowadzi do budynków mieszkalnych znajdujących się na końcu asfaltowej drogi a dalej można jechać na rowerze górskim. Nachylenie na segmencie nie jest równe, momentami przekracza 10 % a momentami spada poniżej 5 %, nawierzchnia jest w dobrym stanie. Trochę przeszkadzają rynny odprowadzające wodę i zanieczyszczenia pojawiające się po deszczach. Zimą może się nie dać podjechać na szosie.
48. KROSNA:
Jeden z trudniejszych podjazdów w Beskidzie Wyspowym pojawiający się na trasie Galicja Road Maraton w 2013 i 2014 roku. Nachylenie na podjeździe nie jest stałe. Kilka fragmentów ma nachylenie przekraczające 10 % a nawet 20 % ale są też dwa dużo łatwiejsze fragmenty nawet z momentami płaskimi. Podjazd posiada dobrą nawierzchnię ale droga nie należy do szerokich i ciężko jest się minąć z samochodem jadącym z przeciwka. Segment w większej części nie jest osłonięty i droga jest przejezdna niemal cały rok co przy podobnych podjazdach nie jest standardem.
49. PONIWIEC:
Niezbyt znany podjazd w Ustroniu. Zaczyna się po drugiej stronie dwupasmówki niż most rozpoczynający podjazd na Równicę. Początek jest łagodny i prowadzi po niezłej jakości drodze. Ostatni kilometr jest trudny, oprócz wysokiego nachylenia zmienia się też nawierzchnia, od niezłego asfaltu przez płyty po bardzo nierówną drogę w końcówce. Ze szczytu nie ma widoków ponieważ podjazd kończy się przy hotelu a dalej podjeżdżać można już tylko na rowerze górskim.
50. SREBRNA GÓRA:
Podjazd charakteryzujący się przede wszystkim nawierzchnią. Na sporym odcinku występuje kostka brukowa, dosyć równa ale przy sporym ruchu samochodów pogarsza się z roku na rok. Podjazd nie jest długi ale nachylenie cały czas oscyluje w okolicy 10 % co w połączeniu z kostką brukową stanowi o jego trudności. W końcówce już jest nienajlepszej jakości asfalt.
51. KOZINIEC:
Jeden z moich ulubionych podjazdów w Czechach. Jest jednym z najkrótszych w okolicy ale posiada bardzo trudne fragmenty w drugiej części oraz równą nawierzchnię. Początek jest nieciekawy ale po wjeździe do lasu zaczyna się to co najlepsze. Ostatnie 150 metrów prowadzi bardzo dziurawą drogą do parkingu. W okresie zimowym droga może być nieprzejezdna, otoczenie drzewami nie pozwala na podziwianie widoków i to jedna z niewielu złych stron tego wzniesienia.
52. BISKUPIA KOPA Z GÓR ZŁOTYCH:
Łatwiejszy wariant podjazdu pod Biskupią Kopę, podjazd posiada trudniejsze sekcje a także gorszej jakości nawierzchnię. Jadąc tą drogą najszybciej dostaniemy się w rejon Krnowa, nie musząc robić pętli przez Wyrobno pod Pradziadem.
53. REJWIZ Z JESIONIKA:
Podjazd łączący dwie ważne miejscowości w regionie. Rejwiz jest najwyżej położoną miejscowością w Czechach. Droga prowadząca do tej miejscowości jest w nienajlepszym stanie, ruch na tym odcinku jest dosyć spory i czasami naprawdę jest ciężko. Nachylenie nie jest zbyt duże ale trafiają się nieco trudniejsze fragmenty.
54. HERMANOWICE Z PIETROWIC:
Jeden z mniej znanych podjazdów w Jesenikach. Nie jest popularny ze względu na złej jakości nawierzchnię zniszczoną przez zwózkę drewna. Podjazd zaczyna się w tym samym miejscu co prowadzący w kierunku Biskupiej Kopy. Nachylenie na początku jest niewielkie ale później pojawia się nawet 10 %. Po krótkim zjeździe w końcówce segmentu dojeżdżamy do głównej drogi z Gór Złotych do Wyrobna pod Pradziadem.
55. GLICZARÓW GÓRNY Z BIAŁEGO DUNAJCA:
Krótszy wariant podjazdu w kierunku Gliczarowa Górnego. Maksymalne nachylenie na całym odcinku nie przekracza 20 %. Segment nie jest tak popularny i sławny jak równoległa Ściana Bukowina. Nawierzchnia jest w dobrym stanie, jedynie w kilku miejscach pojawiają się rynny odprowadzające wodę, nie są zbyt szerokie.
56. WILCZE Z ISTEBNEJ:
Jeden z tych podjazdów o których istnieniu wie niewiele osób. Podjazd zaczyna się w tym samym miejscu co Olecki. Cały odcinek prowadzi dobrej jakości nawierzchnią z bardzo zmiennym nachyleniem, momentami jest około 10 ?ragmentami nawet lekko w dół. Droga prowadzi jedynie do budynków które znajdują się przy końcowej części podjazdu.
57. ŚCIANA BUKOWINA Z BIAŁEGO DUNAJCA:
Słynna ściana Bukowina daje w kość nawet najbardziej wytrenowanym zawodnikom. Początek segmentu jest dojazdem do najtrudniejszego fragmentu który występuje w dalszej części podjazdu. Droga nie jest zbyt szeroka a nawierzchnia nie jest w najlepszym stanie. W gorszych warunkach pogodowych "ściana" jest bardzo trudna a nawet niemożliwa do pokonania.
58. BUTOROWY WIERCH Z KOŚCIELISKA:
Krótki, stromy podjazd pojawiający się na trasie Tour de Pologne. Nawierzchnia na całym odcinku jest z złym stanie i pogarsza się z roku na rok. Droga jest fragmentem ważnego ciągu komunikacyjnego i jest utrzymywana cały rok.
59. PRZEŁĘCZ OKRAJ Z PRZEŁĘCZY KOWARSKIEJ:
Łatwy, znany i popularny podjazd w kierunku granicy polsko-czeskiej. Nawierzchnia na całym odcinku jest w dobrym stanie. Podjazd wielokrotnie pojawiał się na trasie wyścigów amatorskich a także ważniejszych wyścigów kolarskich. Niegdyś na tym podjeździe walczono na czas m.in.. podczas Tour de Pologne.
60. PRZEŁĘCZ KOCIERSKA ULICĄ WIDOKOWĄ:
Najtrudniejszy wariant wjazdu na przełęcz Kocierską. Jadąc doliną wzdłuż potoku Kocierzanka, przed początkiem trudniejszej części podjazdu na Kocierz skręcamy w prawo. Po około kilometrze za małym mostkiem skręcamy w lewo w boczną drogę. Pierwszy kilometr jest bardzo trudny, nachylenie nie spada poniżej 10 % a momentami przekracza 20 %. Na najtrudniejszym fragmencie podjazdu położony jest nowy asfalt dzięki czemu nieco łatwiej pokonuje się podjazd. Końcówka podjazdu boczną drogą jest sporo łatwiejsza a ostatni fragment do przełęczy prowadzi już główną drogą.
61. BISKUPIA KOPA Z PIOTROWIC:
Podjazd we wschodniej części Jeseników. Prowadzi wzdłuż granicy czesko-polskiej w kierunku parkingu z którego zaczyna się szlak na Biskupią Kopę. Podjazd nie jest trudny, nachylenie oscyluje w granicach 5-9 % a nawierzchnia jest w całkiem dobrym stanie. Ruch pojazdów na tym odcinku jets okresowo wzmożony.
62. PRZEŁĘCZ SALMOPOLSKA OD SZCZYRKU:
Kolejny popularny podjazd w okolicy. Za jego początek uważa się parking przy wyciągu w Solisku. Podjazd ma zmienne nachylenie, zaczyna się łagodnie, po około 300 metrach wzrasta nachylenie i przez kilometr jest trudno. Najsztywniejszy fragment ma ponad 10 % ale po nim następuje wypłaszczenie i bardziej równa druga część podjazdu. Sporym utrudnieniem na całym podjeździe jest pogarszająca się z roku na rok nawierzchnia. Podczas wspinaczki nie jest to dużym problemem ale na zjeździe trzeba bardzo uważać. Podjazd znalazł się na trasie 74 i 75 edycji Tour de Pologne. W 2019 roku część nawierzchni została wymieniona. Na gruntowny remont trzeba będzie poczekać do momentu aż skończy się modernizacja dróg w Wiśle.
63. TOKARNIA OD USTRONIA:
Krótsza, trudniejsza opcja podjazdu na Tokarnię. Niemal od samego początku nachylenie jest spore a w momentach wypłaszczenia tylko nieznacznie spada poniżej 10%. Rozłożenie sił jest kluczowe, najgorszy fragment występuje na samym końcu. Jest to najkrótszy ale nie najbardziej stromy podjazd w rankingu.
64. ŁAZY OD ŁĄCZKI:
Podjazd z łatwym początkiem i wymagającą końcówką. Nawierzchnia na całym odcinku jest w niezłym stanie, droga utrzymywana jest przez cały rok ze względu na to, że droga jest ważnym ciągiem komunikacyjnym w regionie. Jeden z podjazdów które pojawiały się na trasie Mamut Tour.
65. PRZEŁĘCZ KOCIERSKA Z KOCIERZA MOSZCANICKIEGO:
Podjazd na Przełęcz Kocierską od południa wygląda na papierze na łatwiejszy. Wcale tak nie jest, początek nie należy do najłatwiejszych a największe trudności występują w pierwszej połowie segmentu. Sama końcówka jest dużo łatwiejsza. W ostatnich latach około 2 kilometrowy odcinek był remontowany kilkukrotnie. Droga momentami była całkowicie zamknięta i wówczas popularny stał się podjazd ulicą Widokową.
66. PRZEŁĘCZ KROWIARKI OD ZAWOJI:
Najwyższa przełęcz dostępna komunikacyjnie w Beskidzie Żywieckim. Podjazd nie należy do szczególnie trudnych, jest to jeden z dłuższych segmentów podjazdowych. Od niedawna cały odcinek posiada nową nawierzchnię.
67. ZAMECZEK:
Klasyczny, bardzo popularny podjazd w Wiśle. Podjazd nie należy do najłatwiejszych, potrafi wycisnąć z człowieka ostatnie poty. Początek podjazdu jest w miarę łagodny, stromiej robi się dopiero po 1000 metrach a ostatnie 800 jest zdecydowanie najtrudniejsze. Podjazd w ciągu ostatnich 10 lat pojawiał się na trasach 5 edycji Tour de Pologne. Droga przeszła w 2008 roku remont, jej stan pogarsza się z roku na rok.
68. MAGURSKIE SIODŁO OD SŁOWEŃSKIEJ WSI:
Popularny słowacki podjazd. Jest łącznikiem miedzy Słowackimi Tatrami a Pieninami. Startuje po wyjeździe Słoweńskiej Wsi a kończy się na przełęczy. Początek segmentu ma niezbyt dobrą nawierzchnie a po skręcie na Wojnany stan jezdni znacznie się poprawia. Podjazd nie ma stałego nachylenia, początek jest spokojny, po wjeździe na lepszą nawierzchnie nachylenie wzrasta i przekracza 10 % a później już jest łatwiej. Przy dobrej pogodzie widoki ze szczytu są piękne a droga przez większość roku jest przejezdna dla rowerów szosowych.
69. BATORÓWEK Z CHOCIESZOWA:
Dosyć długi i trudny podjazd w Górach Stołowych. Zaczyna się w Chocieszowie po zjeździe z drogi 388 na Batorów a kończy w miejscu w którym zaczyna się zjazd bardzo zniszczoną i nierówną drogą. Większa część segmentu znajduje się w lesie a na całym odcinku występuje bardzo mały ruch. Przy gorszej pogodzie mogą wystąpić problemy z przyczepnością.
70. SOPOTNIA WIELKA:
Jeden z najdłuższych podjazdów w rankingu, jednocześnie nie jest wymagający i ma bardzo różnej jakości nawierzchnię. Prowadzi doliną wzdłuż potoku i kończy się w zasadzie nigdzie, dalej można jechać jedynie na rowerze górskim. W sumie podjazd nie należy do ciekawych i popularnych w regionie.
71. DĄB:
Trudny podjazd znany z trasy Mamut Tour. Prowadzi wąską drogą z niezłą nawierzchnią. Na znacznym fragmencie odcinka nachylenie oscyluje około 10 %. Chwilę oddechu można złapać w połowie gdzie na moment jest poniżej 5 % nachylenia.
72. HERMANOWICE Z GÓR ZŁOTYCH:
Odcinek nie wyróżniający się niczym szczególnym. Prowadzi główną drogą z Złotych Gór w kierunku Hermanowic. Po wyjeździe z terenu zabudowanego podjazd prowadzi przez las a w końcówce, w bardziej otwartym terenie można podziwiać widoki na okoliczne szczyty. Ruch na tym odcinku jest umiarkowany, okresowo wzmożony.
73. RUSAWA Z RAZTOKI:
Wymagający podjazd w Górach Hostyńsko-Wsetyńskich. W zasadzie podjazd składa się z kilku części. Niektóre z nich są trudne, z nachyleniem ponad 10 %, trudności odcinkowi dodaje nienajlepsza nawierzchnia. Od lat ten podjazd znajduje się na trasie kultowego już wyścigu Mamut Tour.
74. PRZEŁĘCZ KOWARSKA Z KOWAR:
Niezbyt znany w regionie odcinek. Zaczyna się w Kowarach na moście nad potokiem Jedlina. Jadąc ul. Rejtana od drogi 367 w kierunku centrum skręcamy w lewo w ul. Kowalską. Nawierzchnia na całym segmencie pozostawia dużo do życzenia. W końcówce występuje dodatkowo bardzo wysokie nachylenie. Po około 2 kilometrach od początku segmentu skręcamy w lewo w boczną dróżkę i od tego momentu jest nieco trudniej.
75. ZĄB Z PORONINA:
Kultowy podjazd pojawiający się na etapach wielu edycji Tour de Pologne. Podjazd jest bardzo popularny i w ciągu roku zaliczają go tysiące kolarzy i rowerzystów. Nachylenie na całej długości nie przekracza 10 % a kilka łatwiejszych fragmentów pozwala mniej wytrenowanym osobą złapać oddech. Nawierzchnia na całym odcinku jest bardzo dobra a droga jest zadbana i przejezdna przez cały rok.
76. CIEŃKÓW OD WISŁY CZARNE:
Mało znany segment. Łatwiejsza wersja wjazdu na Cieńków w dużej części prowadzi po dobrej, częściowo odnowionej nawierzchni. Małym przerywnikiem jest krótki odcinek płyt który w połączeniu z wysokim nachyleniem klasyfikuje podjazd jako trudny.
77. CZERETNIK OD HUCISKA:
Trudny ale mało znany podjazd, jest ciekawym łącznikiem między Huciskiem a Ślemieniem. Na całym odcinku nachylenie jest zmienne, w kilku miejscach pojawiają się ścianki z nachyleniem ponad 15 % ale jest też sporo łatwiejszych fragmentów. W pierwszej części dominuje dobrej jakość nawierzchnia ale w końcówce jest już znacznie gorzej.
78. STARE RYBIE Z TARNAWY:
Bardzo przyjemny i niezbyt trudny podjazd znajdujący się na drodze powiatowej łączącej Pogórze Wielickie z Limanową. W okresie letnim na trasie występuje wzmożony ruch i wtedy warto skorzystać z równoległej drogi.
79. PRZEŁĘCZ WALIMSKA OD WALIMIA:
Popularny podjazd w regionie. Znajduje się w ciągu drogi 383 prowadzącej z Walimia do Pieszyc. Segment ma zmienne nachylenie a także różną nawierzchnie. Początek ma średniej jakości asfalt który przechodzi w bardzo równą kostkę brukową a następnie w lepszej jakości nawierzchnie asfaltową.
80. REJWIZ OD DOLNI UDOLI:
Krótszy wariant dojazdu do miejscowości Rejwiz. Odcinek ma dosyć równe nachylenie i całkiem dobrą nawierzchnię. Na segmencie występuje duży ruch pojazdów a także rowerzystów.
81. OLECKI:
Trudny wariant wjazdu na Kubalonkę. Prowadzi zupełnie boczną, wąską drogą z kilkoma bardzo trudnymi fragmentami. Nawierzchnia na całym odcinku jest niezła ale zimą droga może być nieprzejezdna. Aby dojechać do początku segmentu należy od stacji Orlen w Istebnej jechać na zachód i kierować się na Olecki. Po około 1300 metrach od skrzyżowania dojeżdżamy do momentu gdzie droga skręca w prawo i po kolejnych 300 metrach pojawia się wysokie nachylenie. Również ten odcinek znalazł się na trasie amatorskich zawodów.
82. PRZEŁĘCZ PRZEGIBEK OD MIĘDZYBRODZIA:
Jeden z podjazdów na ważną przełęcz komunikacyjną w Beskidzie Małym. Wspinaczka zaczyna się już w Międzybrodziu Bialskim po zjeździe z drogi 948. Segment startuje po przekroczeniu mostu z nawierzchnią z kostki brukowej. Najtrudniej jest na ostatnich 2500 metrach. Nachylenie w kilku miejscach przekracza 10 % a podjazd ma dobrą nawierzchnię. Odcinek był fragmentem trasy Tour de Pologne w latach 2018-2020.
83. PRZEŁĘCZ SOKOŁA Z LUDWIKOWIC KŁODZKICH:
Jeden z dłuższych podjazdów w Górach Sowich. Początek jest względnie łatwy a w końcówce nachylenie dochodzi do 10 %. Nawierzchnia całkiem niezła jak na ten rejon. Podjazd jest popularny ze względu na położenie na Pętli wokół Gór Sowich. Znalazł się na trasie Sowiogórskiego Maratonu w 2012 roku.
84. BUDZIN Z LESZNEJ:
Jeden z podjazdów których nie lubię. Nie lubię go dlatego, że po wjeździe na górę trzeba z niej zjechać a zjazd jest bardzo trudny. Podjazd należy do trudnych, wąska i dosyć sztywna droga potrafi dać w kość. Odcinek znajdował się na trasie dwóch edycji Pucharu Równicy. Po kilku upadkach na zjeździe zrezygnowano z Budzina na trasie amatorskich wyścigów szosowych.
85. PASIERBIEC Z ŁOSOSINY GÓRNEJ:
Ciekawy odcinek w Beskidzie Wyspowym. Podjazd charakteryzujący się solidnym nachyleniem na całej długości. Najtrudniejsze fragmenty przekraczają 10 % a najniższe nachylenie nie spada poniżej 5 %.
86. WIERCH RUSIŃSKI:
Wymagający podjazd w Bukowinie Tatrzańskiej. W kilku momentach nachylenie przekracza 15 %, w okresie zimowym może być kłopot z podjazdem. Odcinek znalazł się na trasie Tour de Pologne. Od kilku lat na królewskim etapie kolarze zjeżdżają Wierchem Rusińskim w kierunku ostatniego podjazdu na rundzie. Nawierzchnia na całym odcinku jest zmienna i momentami pozostawia sporo do życzenia.
87. PRZEŁĘCZ KUBALONKA OD WISŁY:
Bardzo popularny podjazd w Beskidach. Jest to ważny ciąg komunikacyjny i nawet zimą dostęp do przełęczy jest dosyć łatwy. Sam podjazd zaczyna się przy skręcie na Łabajów. Moja wersja startuje od mostu który znajduje się na 1200 metrach od startu. Niemal od początku segmentu droga pnie się w górę. Najgorszy fragment następuje po 300 metrach i ciągnie się przez około 400. Dalej nachylenie robi się bardziej przyjemne i jest w miarę stałe. W 2009 roku droga przeszła kapitalny remont, wymieniona została cała konstrukcja, od podbudowy, przez odwodnienie po nawierzchnię i zarówno podjazd jak i zjazd w dół są bardzo przyjemne. Zjazd i podjazd należą do moich ulubionych w regionie.
88. BRZEGI:
Podjazd znany z Tour de Pologne. Lokalizacja nie jest taka oczywista bo podjazd nie należy do popularnych odcinków. Jadąc drogą 49 z Białki Tatrzańskiej w kierunku granicy skręcamy w prawo na Jurgów. Następnie kierujemy się na Brzegi. Po przejechaniu mostu nad Białką zaczyna się segment. Początek jest łagodny, nachylenie wzrasta wraz z odległością od startu. Pod koniec występuje wypłaszczenie po którym jest trudniejszy fragment do drogi 960 w Bukowinie Tatrzańskiej. Nawierzchnia nie jest w najlepszym stanie, na podjeździe to nie przeszkadza, problemy zaczynają się na zjeździe.
89. PRZEŁĘCZ PRZYSŁOP OD STRYSZAWY:
Łącznik między Stryszawą a Zawoją. Segment startuje przy kościele w centrum Stryszawy a kończy się na Przełęczy Przysłop. W okresie zimowym przejazd tą drogą jest utrudniony. Nawierzchnia w ostatnim czasie uległa poprawie i jazda może być przyjemna. Na ostatnich 2 kilometrach nachylenie dochodzi nawet do 15 % i dlatego podjazd nie należy do szczególnie łatwych.
90. LUDWIKÓW Z KRAŁOWEJ STUDNI:
Krótki i niezbyt trudny odcinek prowadzący z Krałowej Studni w kierunku Wideł. Nawierzchnia na całej długości jest w dobrym stanie a droga jest przejezdna przez cały rok. Na tym odcinku występuje wzmożony ruch pojazdów ze względu na położone w okolicy atrakcje turystyczne.
91. KULE Z RATUŁOWA:
Kolejny z długich ale niezbyt trudnych podjazdów na Podhalu. Na całym odcinku jest tylko jeden około kilometrowy fragment z nachyleniem dochodzącym do 10 %. Nawierzchnia na całym odcinku jest dobra lub bardzo dobra. Przy ładnej pogodzie na całym podjeździe można podziwiać widoki na Tatry. Dosyć ciężko zlokalizować początek podjazdu, jadąc z Nowego Bystrego w kierunku Ratułowa trzeba wypatrywać strzałek z Tarta Road Race 2020. To właśnie finałowy podjazd tego wyścigu.
92. SWANCZAROWA Z OSZCZADNICY:
Ciekawy podjazd po drugiej stronie granicy. Segment nie należy do łatwych, zwłaszcza ostatnie 1000 metrów potrafi zmęczyć. Odcinek jest fajnym skrótem między Kyszuczem a Skalitem. Nie jest to popularny segment więc ruch jest niewielki i można czerpać przyjemność z jazdy.
93. ISTEBNA Z JAWORZYNKI:
Wymagający podjazd z Doliny Czadeczki do Istebnej. Segment nie jest zbyt popularny, nawierzchnia nie należy do najlepszych a niezbyt duża szerokość drogi sprawia, że w okresie zimowym podjazd nie jest odśnieżany i może być nieprzejezdny. Podjazd znalazł się na trasach amatorskich wyścigów Rajcza Tour, Road Trophy czy Pętla Beskidzka.
94. POPRĘCINKA Z KICZORY:
Wydłużony podjazd na przełęcz Kotelnicę a dokładnie odcinek z największym przewyższeniem. Podjazd znalazł się na trasie wyścigu Rajcza Tour w 2019 roku. Gdyby wziąć tylko odcinek do przełęczy podjazd nie znalazłby się w setce najtrudniejszych. Podjazd nie ma stałego nachylenia, początek jest interwałowy, pierwsza trudność pojawia się przed przełęczą gdzie nachylenie przekracza momentami 10 % ale najgorzej jest w końcówce gdzie na 300 metrowym odcinku nachylenie nie spada poniżej 10 % a momentami przekracza 15 %. Podjazd jest wymagający i potrafi dać w kość nawet wytrenowanym kolarzom.
95. KOMARNY WIERCH:
Ciekawy podjazd w Górach Orlickich. Jak na lokalne realia nawierzchnia na tym podjeździe jest bardzo dobra. Nachylenie na większej części jest stałe. Podjazd dosyć często pojawiał się na trasie Klasyka Kłodzkiego, stąd właśnie go znam.
96. RZEDZISKA:
Jeden z mniej znanych podjazdów w słowackiej części Beskidu Żywieckiego. Gdyby nie Road Trophy nawet nie wiedziałbym o jego istnieniu. Ciężko na niego trafić, jadąc główną drogą przez Czarne trzeba skręcić w lewo na jednym z największych skrzyżowań, przed widocznym po prawej stronie kościołem. Początek podjazdu jest łatwy ale w końcówce nachylenie przekracza 10 %, nawierzchnia momentami jest niezłej jakości ale na ogół pozostawia wiele do życzenia. Ze szczytu nie ma zbyt wielu ładnych widoków, ciężko jest je podziwiać bo gdy tylko zaczyna się zjazd nawierzchnia jest jeszcze gorsza.
97.PRZEŁĘCZ GLINKA Z UJSÓŁ:
Podjazd który zamyka pierwszą setkę rankingu. Nie jest zbyt długi ale posiada trudniejsze fragmenty, widać to szczególnie na zjeździe gdzie łatwo rozpędza się nawet do 80 km/h. Nawierzchnia na tym podjeździe nie należy do najlepszych i najrówniejszych ale większych dziur i nierówności nie ma. Podjazd nie jest najpopularniejszy, kilka razy znajdował się na trasie amatorskich wyścigów z cyklu Road Maraton: Rajcza Tour, Road Trophy czy Ujsoły-Novot. Przed metą po 100 kilometrach w nogach potrafił dać w kość.
Ranking wyścigów
Piątek, 30 października 2020 Kategoria Inne
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Kolejne ciekawe zestawienie dotyczące w tym przypadku wyścigów i maratonów w jakich brałem udział. Zaliczyłem już około 100 startów w zawodach, większość z nich to wyścigi jednodniowe. Z zestawieniu znalazły się tylko maratony i wyścigi, czasówki rozpatrzę osobno. Wśród zaliczonych imprez znalazło się blisko 40 różnych wyścigów lub maratonów. Wiele z nich zaliczyłem tylko raz , do rankingu zakwalifikowałem 20 które mniej lub bardziej przypadły mi do gustu. Ocena i miejsce w rankingu są bardzo subiektywne, oceniałem na podstawie wielu kryteriów m.in. organizacja, atmosfera, trasa czy moje osiągniecia. W rankingu znalazły się głównie imprezy rozgrywane w terenie górskim gdzie czuję się jak ryba w wodzie. Ranking będzie uzupełniany na bieżąco od najniżej sklasyfikowanych do zajmujących wyższe miejsce w rankingu.
1. TATRA ROAD RACE:
Najtrudniejszy wyścig w rankingu. W zasadzie od pierwszej edycji chciałem startować w tym wyścigu ale zawsze coś nie pasowało i dopiero w 2019 roku pojawiłem się na starcie. Wyścig zaskoczył mnie pod każdym względem. Organizacja na najwyższym poziomie, bardzo obszerne biuro zawodów, duże zainteresowanie mediów i bardzo dużo uczestników na starcie. Trasy zabezpieczone wzorowo, bardzo trudne warunki i wysoki poziom sportowy szybko zweryfikował moje miejsce w szeregu. Już po zakończeniu edycji 2019 chciałem wystartować w kolejnej. Po problemach organizacyjnych i przeniesieniu wyścigu na wrzesień przygotowałem się najlepiej jak potrafiłem ale znów spisałem się co najwyżej średnio. Pewnie tak jak w przypadku innych zawodów dopiero po kilku startach uda się odczarować ten wyścig. Aby tak się stało musze podnieść swój poziom sportowy bo na razie jestem za słaby na wyższe miejsca. Wyścig chyba znajdzie stałe miejsce w moim kalendarzu ze względu na trudność, atmosferę i to, że nie wybacza nieprzygotowania o czym sam się przekonałem w tym roku.
Moje starty w Tatra Road Race:
2. PĘTLA BESKIDZKA:
Wyścig do którego mam bardzo duży sentyment. To tam w 2009 gdy po raz pierwszy pojawiłem się na starcie maratonu rozpoczęła się moja przygoda ze startami w amatorskich zawodach rowerowych. Pętla Beskidzka ma stałe miejsce w moim kalendarzu, zazwyczaj najlepszą formę w sezonie mam właśnie na tym wyścigu ale również kilka lat minęło zanim byłem w stanie pokazać się z dobrej strony na Pętli. Trasa wyścigu zmieniała się wielokrotnie i gdy tylko nie była to tradycyjna Pętla Beskidzka prowadząca przez Salmopol, Kubalonkę czy Ochodzitą to była trudna i wymagająca. W okolicy jest to najdłużej organizowany wyścig i co roku przyciąga wielu sympatyków jazdy rowerem. W 2020 roku z wiadomych względów wyścig nie doszedł do skutku. Szczególnie dobrze wspominam Pętlę z 2019 roku, był to najlepszy mój wyścig co w połączeniu z ciekawą trudną trasą i wspaniałą atmosferą powoduje, że zapamiętam ten dzień na długo.
Moje starty w Pętli Beskidzkiej:
3. RAJCZA TOUR:
Wśród trzech najwyżej punktowanych u mnie wyścigów znalazły się tylko wyścigi z którymi wiążę dobre wspomnienia. Ciężko było ustalić kolejność i ostatecznym kryterium jakie wziąłem pod uwagę jest trudność tras. W Rajczy startowałem już w pierwszej edycji, wyścig z reguły odbywał się we wrześniu, dwie edycje rozegrano wiosną a jedną latem. Trasy wyścigu były bardzo zróżnicowane, w latach 2011-2012 do wyboru były dwa wariant, pierwszy to tradycyjna pętla wokół Pilska a drugi, dłuższy okrążał dodatkowo Babią Górę. Zaliczyłem oba warianty ale bez satysfakcjonujących efektów. Dopiero w 2015 roku odczarowałem ten wyścig, po odpuszczeniu wyścigu w 2016 do kolejnych edycji przystępowałem przygotowany. Zwłaszcza w 2017 roku spisałem się bardzo dobrze. Dwie ostatnie to już słabsza dyspozycja, ostatnie trasy były trudne, takie jak lubię najbardziej. Ten wyścig ma stałe miejsce w moim kalendarzu startów. Atmosfera na tym wyścigu jest dobra, zazwyczaj klimatu dodaje góralska kapela dająca koncert w trakcie lub po wyścigu.
Moje starty w Rajcza Tour:
4. ROAD TROPHY:
Pierwszy szosowy wyścig etapowy w Polsce. Kolejne pojawiły się w momencie gdy odbyły się już 3 edycje RT. Pierwsze RT miało wyjątkowy charakter gdyż na starcie pojawiło się kilku czołowych polskich kolarzy znanych m.in. z najważniejszych wyścigów World Tour. Kolejne już miały mniejszą otoczkę i przyciągały stopniowo coraz mniej ludzi. Impreza charakteryzuje się przede wszystkim trudnością, trasy są zróżnicowane ale nigdy nie były łatwe. To właśnie odróżnia Road Trophy od innych etapówek w Polsce. Organizacyjnie wszystko wygląda dobrze, trasy są odpowiednio przygotowane i zabezpieczone, w przeszłości zdarzały się niedociągnięcia i wypadki na trasie ale bardziej z winy zawodników niż organizatorów. Wyścig nie przyciąga wielu chętnych, jedna z edycji odbywała się we wrześniu a pozostałe w połowie sierpnia. W zależności od edycji w skład wyścigu etapowego wchodziły 3-4 etapy, kilka edycji zaczynało się czasówką a w 2018 roku również ostatni etap był jazdą indywidualną na czas, oczywiście pod górę. Jak dotąd nie znalazł się wyścig etapowy mogący trudnością dorównać RT. Moje wspomnienia z tym wyścigiem nie są dobre. Jeszcze nie udało mi się ukończyć etapówki bez przygód, zazwyczaj jeden etap był nieudany, najczęściej przez defekt roweru. Wciąż czekam na odczarowanie tego wyścigu ale mimo to znajduje się wysoko w rankingu. Mam duży szacunek do gór i moje słabe wyniki są również pokłosiem mojego słabego przygotowania, ciężko mi trafić z formą na ten wyścig. W 2020 roku gdy w zastępstwie Road Trophy odbyły się dwie czasówki połączone klasyfikacją generalną spisałem się świetnie ale nie było to tradycyjne Road Trophy.
Moje starty i wyniki w Road Trophy:
5. VELO CARPATHICA:
Kolejny wyścig który zniknął kilka lat temu z kalendarza. W 2010 wyścig zastąpił Supermaraton „Green Cyklo Bies” który odbył się w 2009 roku w Polańczyku. Pierwsza edycja wyścigu miała bardzo kameralny charakter, przyciągnęła bardzo małą ilość osób i do dzisiaj jest to chyba impreza z najlepszą otoczką. Bardzo bogate pakiety startowe, m.in. noclegi w ekskluzywnym hotelu w cenie czy duża ilość nagród nie wpłynęła na frekwencję w kolejnych edycjach wyścigu. Od 2011 roku wyścig startował z Ustrzyk Górnych, na dwóch edycjach można było wybrać dwa warianty trasy, wtedy też miałem okazję przejechać Dużą Pętlę Bieszczadzką z dodatkowymi podjazdami w Górach Słonych. Na tym wyścigu bardzo odpowiadało mi tempo, które było umiarkowane i pozwalało długo utrzymywać się w peletonie. Moja forma nie była wtedy najlepsza, rok później byłem jeszcze słabszy ale w 2013 roku odczarowałem ten wyścig. Wtedy też nie było już możliwości wyboru dystansu i wszyscy jechali trasę długości 125 kilometrów. Udało się w ostatniej edycji tego wyścigu stanąć na podium, jedyny raz w tamtym sezonie.
Moje starty w Velo Carpathica:
6. GALICJA ROAD MARATON:
Wyścig którego trasa szczególnie mi pasowała. Nie zapisał się na stałe w kalendarzu i odbyły się tylko trzy edycje na różnych trasach w okolicy Brzeska, Limanowej. Start i meta znajdowały się w Nowym Wiśniczu. Pierwsza edycja szczególnie dobrze była zorganizowana, kolejne już słabiej ale i tak na wyższym poziomie niż w przypadku pozostałych wyścigów z cyklu Road Maraton. Zabezpieczenie trasy nie odbiegało od innych zawodów, w otwartym ruchu zabezpieczone były najważniejsze skrzyżowania. Mam różne wspomnienia z tego wyścigu, na tym wyścigu m.in. pomyliłem raz trasę zaliczając dodatkowy podjazd i straciłem na tym ponad 10 minut oraz miałem defekt który zabrał mi kolejne kilka minut. Dobrze wówczas czułem się w peletonie i do momentu defektu jechałem w dobrej grupie z której na podjazdach byłem w stanie odjeżdżać. Na tym wyścigu również po raz pierwszy stanąłem na podium w 2012 roku. Większość wspomnień jest dobrych i dzięki temu wyścig znajduje się w czołówce rankingu.
Moje starty w Galicja Road Maraton:
7. DOLINA OPATÓWKI:
Jedyny wyścig w rankingu rozgrywany bardzo daleko od gór. Bardzo odpowiada mi termin tego wyścigu oraz interwałowa trasa. Zawsze na tym wyścigu prezentowałem wysoką formę, nie zawsze dopisywało szczęście. Wyścig odbywa się już chyba dlatego, że na tej samej trasie walczą strażacy o tytuł Mistrza Polski. Poza tym nie ma wielu chętnych do startu. Trasa zabezpieczona jest dobrze, na trasie zazwyczaj doskwiera upał ale kurtyny wodne skutecznie studzą emocje i rozgrzane ciała zawodników. To na tym wyścigu po raz ostatni stanąłem na podium, później już tylko na czasówkach byłem w stanie plasować się wśród trzech najlepszych wśród rówieśników.
Moje starty w Dolinie Opatówki:
8. KLASYK RADKOWSKI:
Maraton z którym wiążę dobre wspomnienia mimo tego, że w 2018 roku został zorganizowany po raz ostatni. Jego cechą charakterystyczną była zła lub bardzo zła nawierzchnia na połowie trasy z jednym bardzo dziurawym zjazdem na którym złapałem jedyną podczas startów w tym cyklu gumę a także miałem problem z klamkomanetką. Mimo to trudna trasa z długimi ale niezbyt stromymi podjazdami bardzo mi odpowiadała. Jak kiedyś maraton znów będzie organizowany to chciałbym znów stanąć na starcie. Moje wyniki są adekwatne do moich możliwości mimo tego, że na długich dystansach zwykle miałem problemy.
Moje starty w Klasyku Radkowskim:
9. MARATON LICZYRZEPA:
Kolejny maraton w polskich górach. Zawody odbywały się regularnie od 2010 do 2016 roku. Próba reaktywacji była w 2020 roku ale z wiadomych powodów maraton nie doszedł do skutku. Maraton odbywał się na różnych trasach o zróżnicowanej trudności i zazwyczaj były do wyboru trzy dystanse. Termin zawodów również nie był stały, ostatnie edycje jednak odbywały się we wrześniu. Atmosfera podobnie jak na innych zawodach z cyklu Supermaratonów była wyjątkowa, nie do podrobienia na innych wyścigach. Niestety nawierzchnie również na tym maratonie były różnej jakości. Jakiś sentyment mam jednak do tego maratonu. Dobrze czułem się w Karkonoszach i żałuję, że dopiero w 2016 roku zdecydowałem się na start. Mój wynik nie wyszedł dobry ale znowu jechałem solo i więcej po sobie oczekiwać nie mogłem.
Moje starty w Maratonie Liczyrzepa:
10. KARPACKI MARATON ROWEROWY:
Wyścig słynący z niezbyt dobrej organizacji. Pierwsze trzy edycje nie były przystosowane do startu na rowerach szosowych a trasy poprowadzone totalnie orientacyjnie bez logicznego porządku. Dopiero w 2012 roku sytuacja wyglądała lepiej, trasa dalej nie była zbyt łatwa orientacyjnie ale nadawała się do wyścigu szosowego. Przez kolejne cztery lata wyścig przebiegał tymi samymi drogami, startował z Nowego Sącza a meta znajdowała się przed wjazdem do miasta. Mi osobiście ten wyścig bardzo odpowiadał, dobrze czułem się na tej trasie i przy niezbyt licznej i silnej obsadzie notowałem niezłe wyniki. Od 2017 roku wyścig nie jest organizowany a w jego zastępstwie pojawił się nowy wyścig w Beskidzie Niskim – Przełomy Wisłoka.
Moje starty w Karpackim Maratonie Rowerowym:
11. KLASYK KŁODZKI:
Tradycja organizacji tego maratonu sięga 2004 roku, w sumie odbyło się 16 edycji na różnych trasach i zazwyczaj 3 dystansach. Start odbywał się w kilkunastoosobowych grupach w Zieleńcu należącego administracyjnie do Dusznik Zdroju. Atmosfera wokół zawodów była inna niż w przypadku innych wyścigów w górach. Klasyk Kłodzki miał swoich fanów i oprócz stałych bywalców przyciągał też inne osoby chcące przeżyć przygody na górskich trasach oraz tych co walczą o wysokie miejsce w generalce Supermaratonów. W ostatnich latach przebiegała przez Polskę i Czechy gdzie do zaliczenia były trzy różne długości, jakości i trudności podjazdy. Początek był szybki, przez pierwsze kilkanaście kilometrów droga prowadziła w dół a do mety dojeżdżało się lekkim podjazdem z krótkim trudniejszym fragmentem. Do życzenia sporo pozostawiała nawierzchnia zwłaszcza po polskiej stronie. Bardzo podobał mi się ten maraton, szczególnie dwa podjazdy na trasie bardzo przypadły mi do gustu. Moja jedyna styczność z Klasykiem nie była zbyt fortunna, w zasadzie cały dystans pokonałem na solo zyskując na podjazdach tracąc z nawiązką na zjazdach i płaskich odcinkach których nie brakowało. Termin wyścigu zwykle pokrywał się z innymi zawodami, m.in. Karpackim Maratonem w Nowym Sączu i dlatego tylko raz pojawiłem się na stracie.
Moje starty w Klasyku Kłodzkim:
12. KRAKONOSUV CYKLOMARATON:
Ten maraton bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie mam nic do zarzucenia w kwestii organizacji zawodów. Biuro zawodów znajduje się w malowniczej czeskiej miejscowości Trutnov u podnóża Karkonoszy. Trasa była bardzo ciekawa, szczególnie odcinek po czeskiej stronie, zamknięty dla ruchu samochodowego zapierał dech w piersiach. W 2020 roku nie było mi dane wystartować, na zmienionej trasie znowu znalazł się ten ciekawy odcinek z bardzo trudnym podjazdem. Bardzo dobra atmosfera również świadczy za tym wyścigiem. Akurat moja jazda w tym dniu nie wyglądała najlepiej i dlatego ten wyścig nie znalazł się w TOP 10. Rywalizacja z elitą zawsze dodaje smaku rywalizacji i gdyby była osobna kategoria to mój wynik nie byłby tak zły. To jeden z tych wyścigów których chciałbym zaliczyć kolejny raz.
Moje starty w Krakonosuv Cyklomaraton:
13. UJSOŁY-NOVOT:
Stosunkowo nowy wyścig w kalendarzu przebiegający przez dwa kraje. Jak dotąd odbyły się dwie edycje na tej samej trasie. W rzeczywistości były to dwa różne wyścigi, pierwszy spokojny z finiszem z większej grupki a drugi to ostre ściganie od startu do mety. Trasa przebiegała głównymi drogami w otwartym ruchu wiec zabezpieczenie trasy nie było tak dobre jak na niektórych wyścigach. Trzecia edycja nie doszła do skutku, trasa miała być inna, z profilu trudniejsza i być może wówczas wyścig zyskałby kilka pozycji w rankingu. Startując w pierwszej edycji miałem mieszane uczucia. Inaczej jest przegrać wyścig o kilkanaście minut niż zostać pokonany na finiszu. Trasa w sumie nie była najgorsza ale przy dosyć umiarkowanym tempie nie podzieliła wystarczająco peletonu. Jeżeli ten wyścig się rozwinie to zapewne będzie jednym z ciekawszych w regionie.
Moje starty w Ujsoły-Novot Road Maraton:
14. PODHALE TOUR:
Wyścig cyklicznie odbywający się w latach 2011-19. Najpierw w formie jazdy indywidualnej na czas a następnie także ze startu wspólnego. W ciągu roku rozgrywano 4-5 edycji z klasyfikacją generalną na koniec roku. O końcowym miejscu decydował całkowity czas. Trasy wyścigu również były zróżnicowane i promowały różnych zawodników. Organizacja wyścigu na dobrym poziomie, zabezpieczone i bezpieczne trasy i zazwyczaj mocna obsada zawodów były punktem charakterystycznym Podhala. Potrzeba zmian była przyczyną zaprzestania organizacji zawodów w tej formie. Na starcie tego wyścigu pojawiłem się tylko raz i mój występ lepiej przemilczeć.
Moje starty w Podhale Tour:
15. PUCHAR RÓWNICY:
Pierwszy z wyścigów w rankingu z którym nie mogłem się zaprzyjaźnić. Pierwsza edycja odbywała się na dosyć łatwej orientacyjnie trasie biegnącej przez Śląsk Cieszyński. Później trasa zmieniała się wielokrotnie, od 2013 roku wyścig odbywał się na rundach w Ustroniu. Meta wyścigu za każdym razem znajdowała się na Równicy. Organizacja zawodów zwykle stała na dobrym poziomie, zmiana trasy na krótszą rundę pozwoliła lepiej zabezpieczyć trasę po tym jak w 2012 zdarzyły się poważne w skutkach wypadki kilku zawodników. Pierwsza runda była moim zdaniem najbardziej optymalna, z jednym wymagającym podjazdem, technicznym zjazdem i szybkim, płaskim odcinkiem wzdłuż Wisły. Kolejne zmieniały się już tylko na gorsze. Wyścig znalazł się tak nisko w rankingu z kilku powodów. Jak na to, że jest rozgrywany na terenie który znam jak własną kieszeń a na metę prowadzi jeden z moich ulubionych podjazdów to moje osiągnięcia są dosyć słabe. Dwa razy nie ukończyłem zawodów i dopiero w 2015 roku odczarowałem ten wyścig i od tego czasu stopniowo coraz wyżej byłem notowany. Trasa specjalnie mi nie odpowiada i to również jeden z powodów niskiej pozycji. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z czasówkami które odbywały się już trzykrotnie ale to nie ma wpływu na ocenę tego wyścigu.
Moje starty w Pucharze Równicy:
16. ŻĄDŁO SZERSZENIA:
Impreza z bardzo długą historią i wyjątkową atmosferą. Przez kilka lat maraton w Trzebnicy otwierał sezon Supermaratonów. Kilka razy do wyboru były aż 3 dystanse ze startem w kilkunastoosobowych grupach co jest wyznacznikiem tego cyklu. Organizacja zawodów nie pozostawiała zbyt dużo do życzenia. Kilka lat temu impreza znikła z kalendarza co szczególnie zmartwiło stałych jej bywalców. Trasa przebiegała m.in. przez Kocie Góry czy Dolinę Baryczy, na trasie znajdowały się odcinki brukowe, dziurawe jak ser asfalty czy podjazdy z kultową Prababką na czele. Mój jedyny start w tym maratonie był udany. Wówczas byłem jeszcze bardzo słabym, początkującym kolarzem, bez doświadczenia z jazdą w grupie i większość dystansu przejechałem samotnie. Był to mój pierwszy maraton na dystansie dłuższym niż 200 kilometrów. W kolejnych latach nie miałem okazji stanąć na starcie tego unikatowego maratonu.
Moje starty w Żądle Szerszenia:
17. MAMUT TOUR:
Pierwszy z wyścigów czeskich jakie znalazły się w tym rankingu. Organizacja wyścigu stała na bardzo wysokim poziomie, zabezpieczenie trasy również. Trasa jest bardzo zróżnicowana, sporo płaskiego i kilka podjazdów w drugiej części średniego i długiego dystansu. Dużym plusem jest możliwość wyboru aż trzech dystansów oraz start wspólny wraz z zawodnikami Elity. W wyścigu wystartowałem jeden raz ze średnim rezultatem. Gdybym miał więcej startów to ocena zapewne byłaby wyższa.
Moje starty w Mamut Tour:
18. SOWIOGÓRSKI ROAD MARATON:
Zawody w formie maratonu ze startu wspólnego. Rozgrywane w latach 2011-15 na nie najlepszych drogach ale w pięknych Górach Sowich. Start znajdował się w Srebrnej Górze a meta niektórych edycji przy Twierdzy znajdującej się na wzgórzu nad miastem. Organizacja i zabezpieczenie trasy pozostawiało sporo do życzenia. W latach 2012-13 zawody znajdowały się w kalendarzu Road Maraton. Niestety w 2013 roku wydarzyły się dwa poważne wypadki w tym jeden śmiertelny. Wyścig miał swój klimat i szkoda, że nie jest już rozgrywany. Na tym wyścigu pojawiłem się tylko raz i nie mam najlepszych wspomnień. Wówczas przeżywałem „najlepsze sportowe lata” i na tym wyścigu szybciej podjeżdżałem niż zjeżdżałem i zanim trafiłem na metę kilkanaście minut siedziałem na poboczu walcząc z mocnymi skurczami. Później już termin wyścigu mi nie odpowiadał i nie było szansy na wyrównanie rachunków.
Moje starty w Sowiogórskim Road Maratonie:
19. PRZEŁOMY WISŁOKA:
Wyścig który na stałe wpisał się już w kalendarz szosowych imprez w Polsce. Odbywa się od 2017 roku na stałej trasie, ze startem w Besku i metą w Puławach Górnych znajdujących się w Beskidzie Niskim. Ukształtowanie terenu w tym regionie jest takie a nie inne i mimo, że odbiega np., od Beskidu Śląskiego to wyścig klasyfikowany jest jako górski. Wyścig zwykle jest szybki i promuje raczej dobrze zbudowanych, mocnych kolarzy. Organizacja stoi na wysokim poziomie, wyścig odbywa się na mniej zaludnionym terenie co tworzy wyjątkową atmosferę. Jak dotąd wystartowałem w dwóch edycjach tego wyścigu, za każdym razem nie byłem w najwyższej formie i moje wyniki to potwierdzają. Wyścig a konkretnie jego trasa nie przypadły mi jak na razie do gustu i dlatego w rankingu nie znalazł się wyżej. Być może wrócę na trasę wyścigu o ile będzie dalej organizowany. Dużym plusem tego wyścigu jest jego termin. Środek lata sprzyja wypoczynkowi w tym regionie, dojazd nie jest najgorszy ale wyścig nie cieszy się zbyt dużą popularnością. Nawet w 2020 roku przy ograniczonej liczbie wyścigów i ogólnych warunkach panujących w kraju nie przyciągnął więcej fanów niż w trzech poprzednich edycjach.
Moje starty w Przełomach Wisłoka:
20. KLASYK ANNOGÓRSKI:
Jeden z niewielu wyścigów z którymi jak dotąd się nie zaprzyjaźniłem. Dotychczas rozegrano 6 edycji tego wyścigu, ja wystartowałem w pięciu i spisywałem się raczej słabo. Na trasie wyścigu za każdym razem znajdowała się Góra Świętej Anny jako punkt charakterystyczny. Pierwsze dwie edycje zaczynały się i kończyły w Leśnicy. Od 2016 roku meta znajduje się na Górze Świętej Anny lub w jej pobliżu. Wyścig nie kwalifikuje się do stricto górskich ale nie można go klasyfikować jako płaski. Od pierwszej edycji wyścig rozgrywany jest na różnych rundach z bardzo zróżnicowaną nawierzchnią. Od kilku lat wyścig przyciąga dużo zawodników i w latach 2015-18 był najpopularniejszym wyścigiem z cyklu Road Maraton. Położenie na mapie Polski jest bardzo korzystne, bardzo dobra lokalizacja w pobliżu Autostrady A4 przyciąga dużo uczestników. Wyścig promuje przede wszystkim specjalistów od wyścigów jednodniowych, dobrzy sprinterzy nie mający problemów na krótkich podjazdach czy górale potrafiący skutecznie finiszować mają tutaj o co walczyć. Organizacja tego wyścigu podobnie jak większość innych w cyklu Road Maraton stoi na dobrym poziomie ale odbiega od czołowych imprez w Polsce. Wielu zmian od początku organizacji imprezy nie było i dlatego np. w 2019 roku wyścig przyciągnął mniej osób. Ciekawostką jest fakt, że z każdym rokiem wyścig odbywał się wcześniej, pierwsza edycja odbyła się początkiem czerwca a ostatnia już końcem kwietnia. Moja dyspozycja na tym wyścigu pozostawiała do życzenia, trasa nie zupełnie mi odpowiadała. Na miejsce w rankingu wyraźny wpływ miały moje wyniki, jedynie w 2017 roku spisałem się średnio a poza tym był to zazwyczaj najsłabszy start w sezonie, dojeżdżałem ze sporymi startami do czołówki, nie potrafiąc się odnaleźć w peletonie. Traktowałem zazwyczaj ten wyścig jako trening i w tym aspekcie ten wyścig się sprawdzał. Duża ilość startów w tym wyścigu spowodowała, że znalazł się w rankingu.
Moje starty w Klasyku Annogórskim:
1. TATRA ROAD RACE:
Najtrudniejszy wyścig w rankingu. W zasadzie od pierwszej edycji chciałem startować w tym wyścigu ale zawsze coś nie pasowało i dopiero w 2019 roku pojawiłem się na starcie. Wyścig zaskoczył mnie pod każdym względem. Organizacja na najwyższym poziomie, bardzo obszerne biuro zawodów, duże zainteresowanie mediów i bardzo dużo uczestników na starcie. Trasy zabezpieczone wzorowo, bardzo trudne warunki i wysoki poziom sportowy szybko zweryfikował moje miejsce w szeregu. Już po zakończeniu edycji 2019 chciałem wystartować w kolejnej. Po problemach organizacyjnych i przeniesieniu wyścigu na wrzesień przygotowałem się najlepiej jak potrafiłem ale znów spisałem się co najwyżej średnio. Pewnie tak jak w przypadku innych zawodów dopiero po kilku startach uda się odczarować ten wyścig. Aby tak się stało musze podnieść swój poziom sportowy bo na razie jestem za słaby na wyższe miejsca. Wyścig chyba znajdzie stałe miejsce w moim kalendarzu ze względu na trudność, atmosferę i to, że nie wybacza nieprzygotowania o czym sam się przekonałem w tym roku.
Moje starty w Tatra Road Race:
2. PĘTLA BESKIDZKA:
Wyścig do którego mam bardzo duży sentyment. To tam w 2009 gdy po raz pierwszy pojawiłem się na starcie maratonu rozpoczęła się moja przygoda ze startami w amatorskich zawodach rowerowych. Pętla Beskidzka ma stałe miejsce w moim kalendarzu, zazwyczaj najlepszą formę w sezonie mam właśnie na tym wyścigu ale również kilka lat minęło zanim byłem w stanie pokazać się z dobrej strony na Pętli. Trasa wyścigu zmieniała się wielokrotnie i gdy tylko nie była to tradycyjna Pętla Beskidzka prowadząca przez Salmopol, Kubalonkę czy Ochodzitą to była trudna i wymagająca. W okolicy jest to najdłużej organizowany wyścig i co roku przyciąga wielu sympatyków jazdy rowerem. W 2020 roku z wiadomych względów wyścig nie doszedł do skutku. Szczególnie dobrze wspominam Pętlę z 2019 roku, był to najlepszy mój wyścig co w połączeniu z ciekawą trudną trasą i wspaniałą atmosferą powoduje, że zapamiętam ten dzień na długo.
Moje starty w Pętli Beskidzkiej:
3. RAJCZA TOUR:
Wśród trzech najwyżej punktowanych u mnie wyścigów znalazły się tylko wyścigi z którymi wiążę dobre wspomnienia. Ciężko było ustalić kolejność i ostatecznym kryterium jakie wziąłem pod uwagę jest trudność tras. W Rajczy startowałem już w pierwszej edycji, wyścig z reguły odbywał się we wrześniu, dwie edycje rozegrano wiosną a jedną latem. Trasy wyścigu były bardzo zróżnicowane, w latach 2011-2012 do wyboru były dwa wariant, pierwszy to tradycyjna pętla wokół Pilska a drugi, dłuższy okrążał dodatkowo Babią Górę. Zaliczyłem oba warianty ale bez satysfakcjonujących efektów. Dopiero w 2015 roku odczarowałem ten wyścig, po odpuszczeniu wyścigu w 2016 do kolejnych edycji przystępowałem przygotowany. Zwłaszcza w 2017 roku spisałem się bardzo dobrze. Dwie ostatnie to już słabsza dyspozycja, ostatnie trasy były trudne, takie jak lubię najbardziej. Ten wyścig ma stałe miejsce w moim kalendarzu startów. Atmosfera na tym wyścigu jest dobra, zazwyczaj klimatu dodaje góralska kapela dająca koncert w trakcie lub po wyścigu.
Moje starty w Rajcza Tour:
4. ROAD TROPHY:
Pierwszy szosowy wyścig etapowy w Polsce. Kolejne pojawiły się w momencie gdy odbyły się już 3 edycje RT. Pierwsze RT miało wyjątkowy charakter gdyż na starcie pojawiło się kilku czołowych polskich kolarzy znanych m.in. z najważniejszych wyścigów World Tour. Kolejne już miały mniejszą otoczkę i przyciągały stopniowo coraz mniej ludzi. Impreza charakteryzuje się przede wszystkim trudnością, trasy są zróżnicowane ale nigdy nie były łatwe. To właśnie odróżnia Road Trophy od innych etapówek w Polsce. Organizacyjnie wszystko wygląda dobrze, trasy są odpowiednio przygotowane i zabezpieczone, w przeszłości zdarzały się niedociągnięcia i wypadki na trasie ale bardziej z winy zawodników niż organizatorów. Wyścig nie przyciąga wielu chętnych, jedna z edycji odbywała się we wrześniu a pozostałe w połowie sierpnia. W zależności od edycji w skład wyścigu etapowego wchodziły 3-4 etapy, kilka edycji zaczynało się czasówką a w 2018 roku również ostatni etap był jazdą indywidualną na czas, oczywiście pod górę. Jak dotąd nie znalazł się wyścig etapowy mogący trudnością dorównać RT. Moje wspomnienia z tym wyścigiem nie są dobre. Jeszcze nie udało mi się ukończyć etapówki bez przygód, zazwyczaj jeden etap był nieudany, najczęściej przez defekt roweru. Wciąż czekam na odczarowanie tego wyścigu ale mimo to znajduje się wysoko w rankingu. Mam duży szacunek do gór i moje słabe wyniki są również pokłosiem mojego słabego przygotowania, ciężko mi trafić z formą na ten wyścig. W 2020 roku gdy w zastępstwie Road Trophy odbyły się dwie czasówki połączone klasyfikacją generalną spisałem się świetnie ale nie było to tradycyjne Road Trophy.
Moje starty i wyniki w Road Trophy:
5. VELO CARPATHICA:
Kolejny wyścig który zniknął kilka lat temu z kalendarza. W 2010 wyścig zastąpił Supermaraton „Green Cyklo Bies” który odbył się w 2009 roku w Polańczyku. Pierwsza edycja wyścigu miała bardzo kameralny charakter, przyciągnęła bardzo małą ilość osób i do dzisiaj jest to chyba impreza z najlepszą otoczką. Bardzo bogate pakiety startowe, m.in. noclegi w ekskluzywnym hotelu w cenie czy duża ilość nagród nie wpłynęła na frekwencję w kolejnych edycjach wyścigu. Od 2011 roku wyścig startował z Ustrzyk Górnych, na dwóch edycjach można było wybrać dwa warianty trasy, wtedy też miałem okazję przejechać Dużą Pętlę Bieszczadzką z dodatkowymi podjazdami w Górach Słonych. Na tym wyścigu bardzo odpowiadało mi tempo, które było umiarkowane i pozwalało długo utrzymywać się w peletonie. Moja forma nie była wtedy najlepsza, rok później byłem jeszcze słabszy ale w 2013 roku odczarowałem ten wyścig. Wtedy też nie było już możliwości wyboru dystansu i wszyscy jechali trasę długości 125 kilometrów. Udało się w ostatniej edycji tego wyścigu stanąć na podium, jedyny raz w tamtym sezonie.
Moje starty w Velo Carpathica:
6. GALICJA ROAD MARATON:
Wyścig którego trasa szczególnie mi pasowała. Nie zapisał się na stałe w kalendarzu i odbyły się tylko trzy edycje na różnych trasach w okolicy Brzeska, Limanowej. Start i meta znajdowały się w Nowym Wiśniczu. Pierwsza edycja szczególnie dobrze była zorganizowana, kolejne już słabiej ale i tak na wyższym poziomie niż w przypadku pozostałych wyścigów z cyklu Road Maraton. Zabezpieczenie trasy nie odbiegało od innych zawodów, w otwartym ruchu zabezpieczone były najważniejsze skrzyżowania. Mam różne wspomnienia z tego wyścigu, na tym wyścigu m.in. pomyliłem raz trasę zaliczając dodatkowy podjazd i straciłem na tym ponad 10 minut oraz miałem defekt który zabrał mi kolejne kilka minut. Dobrze wówczas czułem się w peletonie i do momentu defektu jechałem w dobrej grupie z której na podjazdach byłem w stanie odjeżdżać. Na tym wyścigu również po raz pierwszy stanąłem na podium w 2012 roku. Większość wspomnień jest dobrych i dzięki temu wyścig znajduje się w czołówce rankingu.
Moje starty w Galicja Road Maraton:
7. DOLINA OPATÓWKI:
Jedyny wyścig w rankingu rozgrywany bardzo daleko od gór. Bardzo odpowiada mi termin tego wyścigu oraz interwałowa trasa. Zawsze na tym wyścigu prezentowałem wysoką formę, nie zawsze dopisywało szczęście. Wyścig odbywa się już chyba dlatego, że na tej samej trasie walczą strażacy o tytuł Mistrza Polski. Poza tym nie ma wielu chętnych do startu. Trasa zabezpieczona jest dobrze, na trasie zazwyczaj doskwiera upał ale kurtyny wodne skutecznie studzą emocje i rozgrzane ciała zawodników. To na tym wyścigu po raz ostatni stanąłem na podium, później już tylko na czasówkach byłem w stanie plasować się wśród trzech najlepszych wśród rówieśników.
Moje starty w Dolinie Opatówki:
8. KLASYK RADKOWSKI:
Maraton z którym wiążę dobre wspomnienia mimo tego, że w 2018 roku został zorganizowany po raz ostatni. Jego cechą charakterystyczną była zła lub bardzo zła nawierzchnia na połowie trasy z jednym bardzo dziurawym zjazdem na którym złapałem jedyną podczas startów w tym cyklu gumę a także miałem problem z klamkomanetką. Mimo to trudna trasa z długimi ale niezbyt stromymi podjazdami bardzo mi odpowiadała. Jak kiedyś maraton znów będzie organizowany to chciałbym znów stanąć na starcie. Moje wyniki są adekwatne do moich możliwości mimo tego, że na długich dystansach zwykle miałem problemy.
Moje starty w Klasyku Radkowskim:
9. MARATON LICZYRZEPA:
Kolejny maraton w polskich górach. Zawody odbywały się regularnie od 2010 do 2016 roku. Próba reaktywacji była w 2020 roku ale z wiadomych powodów maraton nie doszedł do skutku. Maraton odbywał się na różnych trasach o zróżnicowanej trudności i zazwyczaj były do wyboru trzy dystanse. Termin zawodów również nie był stały, ostatnie edycje jednak odbywały się we wrześniu. Atmosfera podobnie jak na innych zawodach z cyklu Supermaratonów była wyjątkowa, nie do podrobienia na innych wyścigach. Niestety nawierzchnie również na tym maratonie były różnej jakości. Jakiś sentyment mam jednak do tego maratonu. Dobrze czułem się w Karkonoszach i żałuję, że dopiero w 2016 roku zdecydowałem się na start. Mój wynik nie wyszedł dobry ale znowu jechałem solo i więcej po sobie oczekiwać nie mogłem.
Moje starty w Maratonie Liczyrzepa:
10. KARPACKI MARATON ROWEROWY:
Wyścig słynący z niezbyt dobrej organizacji. Pierwsze trzy edycje nie były przystosowane do startu na rowerach szosowych a trasy poprowadzone totalnie orientacyjnie bez logicznego porządku. Dopiero w 2012 roku sytuacja wyglądała lepiej, trasa dalej nie była zbyt łatwa orientacyjnie ale nadawała się do wyścigu szosowego. Przez kolejne cztery lata wyścig przebiegał tymi samymi drogami, startował z Nowego Sącza a meta znajdowała się przed wjazdem do miasta. Mi osobiście ten wyścig bardzo odpowiadał, dobrze czułem się na tej trasie i przy niezbyt licznej i silnej obsadzie notowałem niezłe wyniki. Od 2017 roku wyścig nie jest organizowany a w jego zastępstwie pojawił się nowy wyścig w Beskidzie Niskim – Przełomy Wisłoka.
Moje starty w Karpackim Maratonie Rowerowym:
11. KLASYK KŁODZKI:
Tradycja organizacji tego maratonu sięga 2004 roku, w sumie odbyło się 16 edycji na różnych trasach i zazwyczaj 3 dystansach. Start odbywał się w kilkunastoosobowych grupach w Zieleńcu należącego administracyjnie do Dusznik Zdroju. Atmosfera wokół zawodów była inna niż w przypadku innych wyścigów w górach. Klasyk Kłodzki miał swoich fanów i oprócz stałych bywalców przyciągał też inne osoby chcące przeżyć przygody na górskich trasach oraz tych co walczą o wysokie miejsce w generalce Supermaratonów. W ostatnich latach przebiegała przez Polskę i Czechy gdzie do zaliczenia były trzy różne długości, jakości i trudności podjazdy. Początek był szybki, przez pierwsze kilkanaście kilometrów droga prowadziła w dół a do mety dojeżdżało się lekkim podjazdem z krótkim trudniejszym fragmentem. Do życzenia sporo pozostawiała nawierzchnia zwłaszcza po polskiej stronie. Bardzo podobał mi się ten maraton, szczególnie dwa podjazdy na trasie bardzo przypadły mi do gustu. Moja jedyna styczność z Klasykiem nie była zbyt fortunna, w zasadzie cały dystans pokonałem na solo zyskując na podjazdach tracąc z nawiązką na zjazdach i płaskich odcinkach których nie brakowało. Termin wyścigu zwykle pokrywał się z innymi zawodami, m.in. Karpackim Maratonem w Nowym Sączu i dlatego tylko raz pojawiłem się na stracie.
Moje starty w Klasyku Kłodzkim:
12. KRAKONOSUV CYKLOMARATON:
Ten maraton bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie mam nic do zarzucenia w kwestii organizacji zawodów. Biuro zawodów znajduje się w malowniczej czeskiej miejscowości Trutnov u podnóża Karkonoszy. Trasa była bardzo ciekawa, szczególnie odcinek po czeskiej stronie, zamknięty dla ruchu samochodowego zapierał dech w piersiach. W 2020 roku nie było mi dane wystartować, na zmienionej trasie znowu znalazł się ten ciekawy odcinek z bardzo trudnym podjazdem. Bardzo dobra atmosfera również świadczy za tym wyścigiem. Akurat moja jazda w tym dniu nie wyglądała najlepiej i dlatego ten wyścig nie znalazł się w TOP 10. Rywalizacja z elitą zawsze dodaje smaku rywalizacji i gdyby była osobna kategoria to mój wynik nie byłby tak zły. To jeden z tych wyścigów których chciałbym zaliczyć kolejny raz.
Moje starty w Krakonosuv Cyklomaraton:
13. UJSOŁY-NOVOT:
Stosunkowo nowy wyścig w kalendarzu przebiegający przez dwa kraje. Jak dotąd odbyły się dwie edycje na tej samej trasie. W rzeczywistości były to dwa różne wyścigi, pierwszy spokojny z finiszem z większej grupki a drugi to ostre ściganie od startu do mety. Trasa przebiegała głównymi drogami w otwartym ruchu wiec zabezpieczenie trasy nie było tak dobre jak na niektórych wyścigach. Trzecia edycja nie doszła do skutku, trasa miała być inna, z profilu trudniejsza i być może wówczas wyścig zyskałby kilka pozycji w rankingu. Startując w pierwszej edycji miałem mieszane uczucia. Inaczej jest przegrać wyścig o kilkanaście minut niż zostać pokonany na finiszu. Trasa w sumie nie była najgorsza ale przy dosyć umiarkowanym tempie nie podzieliła wystarczająco peletonu. Jeżeli ten wyścig się rozwinie to zapewne będzie jednym z ciekawszych w regionie.
Moje starty w Ujsoły-Novot Road Maraton:
14. PODHALE TOUR:
Wyścig cyklicznie odbywający się w latach 2011-19. Najpierw w formie jazdy indywidualnej na czas a następnie także ze startu wspólnego. W ciągu roku rozgrywano 4-5 edycji z klasyfikacją generalną na koniec roku. O końcowym miejscu decydował całkowity czas. Trasy wyścigu również były zróżnicowane i promowały różnych zawodników. Organizacja wyścigu na dobrym poziomie, zabezpieczone i bezpieczne trasy i zazwyczaj mocna obsada zawodów były punktem charakterystycznym Podhala. Potrzeba zmian była przyczyną zaprzestania organizacji zawodów w tej formie. Na starcie tego wyścigu pojawiłem się tylko raz i mój występ lepiej przemilczeć.
Moje starty w Podhale Tour:
15. PUCHAR RÓWNICY:
Pierwszy z wyścigów w rankingu z którym nie mogłem się zaprzyjaźnić. Pierwsza edycja odbywała się na dosyć łatwej orientacyjnie trasie biegnącej przez Śląsk Cieszyński. Później trasa zmieniała się wielokrotnie, od 2013 roku wyścig odbywał się na rundach w Ustroniu. Meta wyścigu za każdym razem znajdowała się na Równicy. Organizacja zawodów zwykle stała na dobrym poziomie, zmiana trasy na krótszą rundę pozwoliła lepiej zabezpieczyć trasę po tym jak w 2012 zdarzyły się poważne w skutkach wypadki kilku zawodników. Pierwsza runda była moim zdaniem najbardziej optymalna, z jednym wymagającym podjazdem, technicznym zjazdem i szybkim, płaskim odcinkiem wzdłuż Wisły. Kolejne zmieniały się już tylko na gorsze. Wyścig znalazł się tak nisko w rankingu z kilku powodów. Jak na to, że jest rozgrywany na terenie który znam jak własną kieszeń a na metę prowadzi jeden z moich ulubionych podjazdów to moje osiągnięcia są dosyć słabe. Dwa razy nie ukończyłem zawodów i dopiero w 2015 roku odczarowałem ten wyścig i od tego czasu stopniowo coraz wyżej byłem notowany. Trasa specjalnie mi nie odpowiada i to również jeden z powodów niskiej pozycji. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z czasówkami które odbywały się już trzykrotnie ale to nie ma wpływu na ocenę tego wyścigu.
Moje starty w Pucharze Równicy:
16. ŻĄDŁO SZERSZENIA:
Impreza z bardzo długą historią i wyjątkową atmosferą. Przez kilka lat maraton w Trzebnicy otwierał sezon Supermaratonów. Kilka razy do wyboru były aż 3 dystanse ze startem w kilkunastoosobowych grupach co jest wyznacznikiem tego cyklu. Organizacja zawodów nie pozostawiała zbyt dużo do życzenia. Kilka lat temu impreza znikła z kalendarza co szczególnie zmartwiło stałych jej bywalców. Trasa przebiegała m.in. przez Kocie Góry czy Dolinę Baryczy, na trasie znajdowały się odcinki brukowe, dziurawe jak ser asfalty czy podjazdy z kultową Prababką na czele. Mój jedyny start w tym maratonie był udany. Wówczas byłem jeszcze bardzo słabym, początkującym kolarzem, bez doświadczenia z jazdą w grupie i większość dystansu przejechałem samotnie. Był to mój pierwszy maraton na dystansie dłuższym niż 200 kilometrów. W kolejnych latach nie miałem okazji stanąć na starcie tego unikatowego maratonu.
Moje starty w Żądle Szerszenia:
17. MAMUT TOUR:
Pierwszy z wyścigów czeskich jakie znalazły się w tym rankingu. Organizacja wyścigu stała na bardzo wysokim poziomie, zabezpieczenie trasy również. Trasa jest bardzo zróżnicowana, sporo płaskiego i kilka podjazdów w drugiej części średniego i długiego dystansu. Dużym plusem jest możliwość wyboru aż trzech dystansów oraz start wspólny wraz z zawodnikami Elity. W wyścigu wystartowałem jeden raz ze średnim rezultatem. Gdybym miał więcej startów to ocena zapewne byłaby wyższa.
Moje starty w Mamut Tour:
18. SOWIOGÓRSKI ROAD MARATON:
Zawody w formie maratonu ze startu wspólnego. Rozgrywane w latach 2011-15 na nie najlepszych drogach ale w pięknych Górach Sowich. Start znajdował się w Srebrnej Górze a meta niektórych edycji przy Twierdzy znajdującej się na wzgórzu nad miastem. Organizacja i zabezpieczenie trasy pozostawiało sporo do życzenia. W latach 2012-13 zawody znajdowały się w kalendarzu Road Maraton. Niestety w 2013 roku wydarzyły się dwa poważne wypadki w tym jeden śmiertelny. Wyścig miał swój klimat i szkoda, że nie jest już rozgrywany. Na tym wyścigu pojawiłem się tylko raz i nie mam najlepszych wspomnień. Wówczas przeżywałem „najlepsze sportowe lata” i na tym wyścigu szybciej podjeżdżałem niż zjeżdżałem i zanim trafiłem na metę kilkanaście minut siedziałem na poboczu walcząc z mocnymi skurczami. Później już termin wyścigu mi nie odpowiadał i nie było szansy na wyrównanie rachunków.
Moje starty w Sowiogórskim Road Maratonie:
19. PRZEŁOMY WISŁOKA:
Wyścig który na stałe wpisał się już w kalendarz szosowych imprez w Polsce. Odbywa się od 2017 roku na stałej trasie, ze startem w Besku i metą w Puławach Górnych znajdujących się w Beskidzie Niskim. Ukształtowanie terenu w tym regionie jest takie a nie inne i mimo, że odbiega np., od Beskidu Śląskiego to wyścig klasyfikowany jest jako górski. Wyścig zwykle jest szybki i promuje raczej dobrze zbudowanych, mocnych kolarzy. Organizacja stoi na wysokim poziomie, wyścig odbywa się na mniej zaludnionym terenie co tworzy wyjątkową atmosferę. Jak dotąd wystartowałem w dwóch edycjach tego wyścigu, za każdym razem nie byłem w najwyższej formie i moje wyniki to potwierdzają. Wyścig a konkretnie jego trasa nie przypadły mi jak na razie do gustu i dlatego w rankingu nie znalazł się wyżej. Być może wrócę na trasę wyścigu o ile będzie dalej organizowany. Dużym plusem tego wyścigu jest jego termin. Środek lata sprzyja wypoczynkowi w tym regionie, dojazd nie jest najgorszy ale wyścig nie cieszy się zbyt dużą popularnością. Nawet w 2020 roku przy ograniczonej liczbie wyścigów i ogólnych warunkach panujących w kraju nie przyciągnął więcej fanów niż w trzech poprzednich edycjach.
Moje starty w Przełomach Wisłoka:
20. KLASYK ANNOGÓRSKI:
Jeden z niewielu wyścigów z którymi jak dotąd się nie zaprzyjaźniłem. Dotychczas rozegrano 6 edycji tego wyścigu, ja wystartowałem w pięciu i spisywałem się raczej słabo. Na trasie wyścigu za każdym razem znajdowała się Góra Świętej Anny jako punkt charakterystyczny. Pierwsze dwie edycje zaczynały się i kończyły w Leśnicy. Od 2016 roku meta znajduje się na Górze Świętej Anny lub w jej pobliżu. Wyścig nie kwalifikuje się do stricto górskich ale nie można go klasyfikować jako płaski. Od pierwszej edycji wyścig rozgrywany jest na różnych rundach z bardzo zróżnicowaną nawierzchnią. Od kilku lat wyścig przyciąga dużo zawodników i w latach 2015-18 był najpopularniejszym wyścigiem z cyklu Road Maraton. Położenie na mapie Polski jest bardzo korzystne, bardzo dobra lokalizacja w pobliżu Autostrady A4 przyciąga dużo uczestników. Wyścig promuje przede wszystkim specjalistów od wyścigów jednodniowych, dobrzy sprinterzy nie mający problemów na krótkich podjazdach czy górale potrafiący skutecznie finiszować mają tutaj o co walczyć. Organizacja tego wyścigu podobnie jak większość innych w cyklu Road Maraton stoi na dobrym poziomie ale odbiega od czołowych imprez w Polsce. Wielu zmian od początku organizacji imprezy nie było i dlatego np. w 2019 roku wyścig przyciągnął mniej osób. Ciekawostką jest fakt, że z każdym rokiem wyścig odbywał się wcześniej, pierwsza edycja odbyła się początkiem czerwca a ostatnia już końcem kwietnia. Moja dyspozycja na tym wyścigu pozostawiała do życzenia, trasa nie zupełnie mi odpowiadała. Na miejsce w rankingu wyraźny wpływ miały moje wyniki, jedynie w 2017 roku spisałem się średnio a poza tym był to zazwyczaj najsłabszy start w sezonie, dojeżdżałem ze sporymi startami do czołówki, nie potrafiąc się odnaleźć w peletonie. Traktowałem zazwyczaj ten wyścig jako trening i w tym aspekcie ten wyścig się sprawdzał. Duża ilość startów w tym wyścigu spowodowała, że znalazł się w rankingu.
Moje starty w Klasyku Annogórskim: