Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 229777.38 kilometrów w tym 8243.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.36 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2421965 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Trening 2021

Dystans całkowity:6984.00 km (w terenie 97.00 km; 1.39%)
Czas w ruchu:263:46
Średnia prędkość:26.48 km/h
Maksymalna prędkość:81.00 km/h
Suma podjazdów:103620 m
Maks. tętno maksymalne:189 (179 %)
Maks. tętno średnie:164 (84 %)
Suma kalorii:174390 kcal
Liczba aktywności:95
Średnio na aktywność:73.52 km i 2h 46m
Więcej statystyk
  • DST 38.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 25.91km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • HRmax 157 ( 80%)
  • HRavg 128 ( 65%)
  • Podjazdy 720m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 70

Sobota, 10 lipca 2021 · dodano: 20.07.2021 | Komentarze 0

Szybki trening w przerwie od obowiązków w domu. Postanowiłem sprawdzić jak szybko da się zajechać do Międzybrodzia najkrótszą drogą i wrócić, sobotnie popołudnie było dobrym momentem na taki test ponieważ ruch na drogach jest relatywnie mniejszy niż w innych dniach. Noga tego dnia była jeszcze lepsza niż w piątek, jechało się całkiem dobrze. Już w Bielsku zatrzymały mnie skrzyżowania z sygnalizacją świetlną i straciłem ponad 2 minuty na postojach. Podjazd na Przegibek jednak poszedł na tyle dobrze, że po 45 minutach od wyjazdu z domu byłem na przełęczy. Zjazd był dobry technicznie ale bez specjalnej napinki na prędkość i po 49 minutach od wyjazdu z domu już podjeżdżałem od drugiej strony. Jechało się jak zazwyczaj lepiej niż za pierwszym razem, niewiele brakło aby przełęcz minąć dokładne po godzinie od wyjazdu z domu. Na zjeździe znów dałem z siebie dużo pod względem technicznym ale nie dokręcałem na maksa na prostych, dopiero w końcówce dołożyłem nieco do pieca, powrót przez Bielsko niestety był walką z wiatrem ale podjazdy szły sprawnie, na zjazdach nieco dokręcałem aby nie tracić czasu i po 95 minutach byłem już po treningu. To dobry wynik jak na mnie i trasę o przewyższeniu wynoszącym  prawie 2 % dystansu. Co jakiś czas będę powtarzał tą trasę, jest szybka, daje dobre przewyższenie i pozwala zaliczyć dwa podjazdy i zjazdy. Dojazd bokami jest dobry gdy na głównych jest spory ruch ale w weekendy można ciągnąć najkrótszą drogą co daje zysk na dojeździe do Przegibka nawet 5 minutowy. Kolejny dobry trening ale ostatni z dobrą nogą w tym tygodniu.




  • DST 101.00km
  • Czas 03:49
  • VAVG 26.46km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 169 ( 86%)
  • HRavg 133 ( 68%)
  • Kalorie 2670kcal
  • Podjazdy 1700m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 69

Piątek, 9 lipca 2021 · dodano: 20.07.2021 | Komentarze 0

Po ostatnim treningu Garmin zalecał 2,5 dnia odpoczynku, skróciłem go do 45 godzin i wyjechałem na kolejny trening, tym razem tlenowy ale w trudnym terenie. Od samego początku jechało mi się dobrze, nawet przejazd przez Bielsko nie był tak uciążliwy jak zwykle, dosyć szybko byłem w Straconce, przed pierwszym podjazdem na Przegibek. Podjazd poszedł mi nieźle, noga podawała jak należy, trzymałem założone tempo, kadencję, moc nie była za wysoka, tętno trochę skakało ale za nim nie jestem w stanie nadążyć. Zjazd nie był tak dobry jak mógłbym się spodziewać, kilka błędów popełniłem a w końcówce swoje wtrącił wiatr i odpuściłem równą i szybką jazdę. Planowałem standardową trasę przez Wielką Puszczę, Kocierz i Przegibek ale zmieniłem zdanie i pojechałem w Porąbce na Kozubnik, podjazd był walką z wiatrem, od zeszłego roku nic się nie zmieniło, nawierzchnia w kilku miejscach dobra a miejscami bardzo zła, część budynków dawnego ośrodka wypoczynkowego dalej odstrasza swoim widokiem, nie miałem jednak czasu na postój i gdy skończył się asfalt zawróciłem i zjechałem w dół. Zjazd z wiatrem był dosyć szybki, miejscami ponad 60 km/h, co oznacza, że fragmentami jest tam około 10 %, pod gorę nie było tego czuć tak jak na zjeździe. Aby zachować bilans podjazdów na właściwym poziomie do Czańca pojechałem przez Bukowiec. Kolejny niezły podjazd w moim wykonaniu, oczywiście biorąc na tapetę ten rok, zjazd znów nie tak dobry ale nie było to najważniejsze. Kolejne kilometry też nie należały do nudnych, najpierw ciągnący się łagodny podjazd aż do Małopolski a następnie sekcja krótkich podjazdów w rejonie Andrychowa, dopiero odcinek wojewódzkiej drogi do Targanic był czymś mniej ciekawym, w tym czasie jednak przeczytałem kilka e-maili które przyszły w trakcie jazdy, doładowałem energii i już byłem pod Kocierzem. Podjazd pokonałem równym ale nie mocnym tempem, tak jak zakładałem, nie zbliżyłem się nawet na moment do FTP. Wiatr się jednak odwrócił i po raz pierwszy od dawna na tym podjeździe jechałem z wiatrem w plecy co pozwoliło szybko wdrapać się na przełęcz, zwykle by wjechać na przełęcz minutę szybciej potrzebowałem prawie 50 Wat więcej przy podobnej wadze. Lubię tak kalkulować ale dokładne to nie jest i nie da się jednoznacznie określić ile Wat potrzeba aby wjechać w określonym czasie. Kocierz była dla mnie tego dnia szczęśliwa bo i zjazd był dobry. Początek jednak odpuściłem, dopiero po kilkuset metrach puściłem klamki, na łagodnych łukach w ogóle nie hamowałem, płynnie składałem się, jadąc w dobrej pozycji, nie dokręcałem na prostych ale i tak najtrudniejszy technicznie fragment zawaliłem, wytracając sporo prędkości. Mimo to Garmin potwierdził najlepszy mój czas na tym zjeździe więc zadowolony być z niego mogę, jechałem już wtedy bez wody więc postój w sklepie był konieczny. Był nieco dłuższy niż zakładałem i pogoda zdążyła się w tym czasie zmienić, wiatr wiał z różnych kierunków, w oddali widać było pioruny i słychać grzmoty, musiałem ewakuować się w stronę domu. Zrezygnowałem z Przegibka bo czas mnie już gonił a szybciej było objechać prawie całe jezioro Żywieckie i wrócić przez Łodygowice, nie obyło się bez różnych atrakcji po drodze, m.in. wymiana nawierzchni w Tresnej czy zablokowana droga przez kury w Biernej. Wyrobiłem się jednak na czas zaliczając po drodze jeszcze kilka podjazdów i niezłych zjazdów. Kolejna setka wpadła i ciekawa trasa przejechana. Jeden z ostatnich treningów przez Małopolską 250 tką, na więcej nie miałem czasu, gdyby nie postój w sklepie i trochę leniwe wybieranie się na trening dałoby się dokręcić do 4 godzin co pozwoliłoby wrócić przez Przegibek. Noga jednak po raz kolejny podawała więc powodów do narzekań nie ma żadnych.




  • DST 84.00km
  • Czas 03:14
  • VAVG 25.98km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 2247.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 143 ( 73%)
  • Kalorie 30kcal
  • Podjazdy 1590m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 68

Środa, 7 lipca 2021 · dodano: 19.07.2021 | Komentarze 0

Nie ukrywam, że czekałem na ten trening. Przed wyjazdem mimo wcześniej pory było już gorąco, w zasadzie nigdy jakoś nie narzekałem na upały i teraz też nie zamierzałem. Zabrałem dokładnie 1,5 litra wody i sporo jedzenia, m.in. żel energetyczny. Na dojeździe przepaliłem nieco nogę opróżniając już jeden bidon. Tętno od rana było wysokie więc nie zamierzałem nim się sugerować. Niepotrzebnie zatrzymałem się przed pierwszym podjazdem bo od razu cały pokryłem się potem. Zacząłem zbyt mocno co odbiło się w drugiej części podjazdu na Równicę. Jechałem cały czas mocno ale w końcówce zaczęło mnie lekko brakować. Dojechałem jednak ten podjazd w dobrym tempie ale później zaczęły się schody. Zjazd sobie podarowałem i myślami byłem już przy kolejnym podjeździe. Wzorem ubiegłego roku postanowiłem podjechać najpierw po kostce od Jaszowca a na koniec zostawić sobie łatwiejszy wariant w całości asfaltowy. Nic tak dawno mi nie szło jak jazda po bruku, trzymałem średnio 15 Wat mniej niż zakładałem, druga część podjazdu nieco mocniejsza ale całościowo nie nawiązałem do pierwszego podjazdu, w ubiegłym roku byłem w stanie pokonać ten podjazd ponad minutę szybciej. W tym upale popełniłem błąd oszczędzając wodę tylko po to by dojechać jeszcze trzeci podjazd. Po kolejnym słabym zjeździe podczas którego wcisnąłem w siebie żel energetyczny dałem z siebie więcej na podjeździe. Podjazd wyglądał bardzo podobnie jak pierwszy, cisnąłem do końca ale czułem już zmęczenie. Na Równicy zatrzymałem się w pierwszym napotkanym wodopoju i od razu wlałem w siebie 500 ml płynu. Zjazd nieco lepszy niż dwa poprzednie ale tym razem zjechałem do mostu gdzie w sklepie uzupełniłem dwa bidony. Pijąc całą drogę w niezłym tempie dojechałem do domu. Po drodze musiałem się raz zatrzymać ale nie miało to żadnego wpływu i znaczenia na moje samopoczucie. Po raz kolejny przecierałem oczy ze zdumienia widząc wartości tętna rzędu 160-170, nie ważne czy generowałem 150 Wat czy ponad 250, tętno nie różniło się. Po raz kolejny mam dowód na to, że trening na tętnie nie ma sensu bo wystarczą trudniejsze warunki i już trafiają się takie anomalia. W domu szybko schłodziłem organizm przyjmując kolejny litr płynów. Jeden z najcieplejszych dni w tym roku, ciężko się jeździ w takich warunkach, moja jazda jednak wyglądała dobrze więc mogę być z tego treningu zadowolony.




  • DST 139.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 05:51
  • VAVG 23.76km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 175 ( 89%)
  • HRavg 131 ( 67%)
  • Kalorie 4050kcal
  • Podjazdy 2990m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 67

Niedziela, 4 lipca 2021 · dodano: 13.07.2021 | Komentarze 0

Ostatnio tak się układa, że ciężko zrobić dwa treningi dzień po dniu. Sobota przyniosła sporo obowiązków, najpierw 8 godzin w pracy a później trochę zajęć w domu więc na rower czasu nie było. Na niedzielę plan był inny ale nie byłem w stanie dopiąć wszystkich spraw organizacyjnie i musiałem zrezygnować z wyjazdu w Jeseniki m.in. ze względu na to, że zapomniałem okularów potrzebnych do prowadzenia samochodu w pracy a nie miałem klucza aby dostać się do biura. Postanowiłem więc na solidny trening w okolicy. Wyjechałem znacznie później niż myślałem ale kompletnie nic mnie nie trzymało więc nie miało to aż tak dużego znaczenia. Do Ustronia dojechałem możliwie trudną trasą odpuszczając tylko jeden podjazd w Zawodziu, przed Równicą miałem już ponad 350 metrów w pionie. Nie miałem dokładnie sprecyzowanego planu trasy ale wstępne założenia były takie aby zaliczyć jak najwięcej podjazdów których w obecnym sezonie jeszcze nie jechałem. Na start jednak zafundowałem sobie Równicę, bardzo lubię ten podjazd a nie było mnie na nim ponad 2 miesiące. Poziom jaki zaprezentowałem na Równicy miał być wyznacznikiem przed kolejnymi. Jechało się całkiem dobrze ale z czasu zadowolony nie byłem bo liczyłem w tym wypadku na złamanie 18 minut. Nie wiem czy wiatr miał jakieś znaczenie czy miernik znowu szwankował ale moc z podjazdu wyszła dobra więc nie mam na co narzekać. Po zjeździe postanowiłem napełnić pusty już bidon bo nie byłem pewny kiedy znów trafię na otwarty sklep przy trasie. Drugi podjazd już wyjaśnił warunki, mimo bardzo podobnej jazdy moc miała znacznie lepsze przełożenie na czas co oznaczało, że wiatr pomagał a na Równicy gdzie jechało się głównie w przeciwnym kierunku utrudniał jazdę. Kolejny podjazd był już trudniejszy i trochę żałowałem, że wziąłem koła z kasetą 11-28. Podjazd na Budzin już nie był tak równy jak poprzednie, ścianki pokonałem możliwie mocno ale z jakąś rezerwą a łatwiejsze fragmenty odpuszczałem, do końca walczyłem o to aby zaliczyć najwolniejszy wjazd ale nie udało się. Może dzięki temu, że mi to nie wyszło podjąłem kolejną super decyzję i postanowiłem zjechać bezpośrednio do Nydka. To był najwolniejszy zjazd w ostatnim czasie ale na karbonowych kołach i fatalnie nawierzchni inaczej się nie dało. Na kolejnym już podjeździe na trasie zrobiłem to co nie udało się na Budzinie. Zaliczyłem najwolniejszy wjazd ale z niezłą mocą, mocną końcówką i w trudnych warunkach. Nie był to jednak słaby podjazd bo moc wyszła najwyższa ze wszystkich a sama jazda wydawała mi się dobra. Zjazd również był najlepszy na trasie, mało razy musiałem hamować, płynnie wchodziłem w zakręty, nie musiałem przejmować się pieszymi których nie było. W dalszym ciągu improwizowałem przebieg trasy i postanowiłem uderzyć na Javorovy gdzie nie było mnie ponad 4 lata, od czasu zawodów w których brałem udział. Tak się złożyło, że prawie cały czas jechałem z wiatrem i szybko pokonałem Karpętną i nudną dojazdówkę pod Javorovy. Zupełnie nie pamiętałem jak wygląda ten podjazd, zaczął się niewinnie i zastanawiałem się co nastąpi szybciej, pogorszenie się nawierzchni czy wzrost nachylenia. Oczywiście gorsza droga pojawiła się szybciej a wraz z nią coraz więcej pieszych i pieszych. Jechałem więc spokojnie, dociskając na trudniejszych fragmentach by puszczać korby na lżejszych. Cały podjazd to był slalom między pieszymi a dziurami w drodze których było jednak znacznie mniej. Kojarzyło mi się, że Javorovy był dosyć zalesionym podjazdem, albo pamięć mnie zawiodła albo przez ostatnie lata wycięto sporo drzew. Do szczytu dojechałem szybciej niż się spodziewałem ale znacznie wolniej niż na zawodach kilka lat temu. Na szczycie byłem w samo południe, w ponad 30 stopniowym upale i w tłumie pieszych więc czym prędzej zaczynałem zjeżdżać. Zjazd był wolny, asekuracyjny ale bezpieczny, Strava pokazała, że wcześniej zjeżdżałem jeszcze wolniej. Dojazd do Trzyńca nie były miłym przeżyciem bo cały czas wiatr stawiał opór, myślałem już o bufecie który czekał w Lesznej ale musiałem się jeszcze trochę pomęczyć. Szybko jednak zleciało i mogłem zrobić zasłużony postój. Później jechało się całkiem dobrze i postanowiłem zaatakować kolejny podjazd na Budzin. Symbolicznie poprawiłem swój najlepszy czas mimo tego, że specjalnie się na to nie nastawiałem i nie walczyłem. Zjazd jednak wyglądał jak większość tego dnia czyli po prostu słabo. Po drodze do domu musiałem jeszcze zatankować bidony. Do domu znów wróciłem możliwe trudną trasą. Do końca jechało się dobrze i mogę uznać ten dzień jako jeden z lepszych w tym roku. Już dawno chciałem zabić ponad 300 Tss w ciągu dnia i musiałem czekać aż do lipca. Ten wyjazd był próbą generalną przed Małopolską 250-tką. Sprawdziłem ustawienie sprzętu, spodenki w których mam zamiar jechać, koła i przełożenia a także zachowanie się organizmu podczas długiego wysiłku w trudnym terenie i wysokiej temperaturze. Egzamin zdałem w 80 %, na pewno zrezygnuję z kół karbonowych i założę kasetę 11-32. Spodenki są dobrze na dłuższą trasę, lepszy rozkład sił oraz pilnowanie jedzenia i picia powinno wystarczyć aby tą trasę przejechać, kondycyjnie jestem przygotowany, mocy brakuje ale nie jest ona tak potrzebna na dystansie jak wytrzymałość.




  • DST 103.00km
  • Czas 03:38
  • VAVG 28.35km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 156 (179%)
  • HRavg 128 ( 65%)
  • Kalorie 2419kcal
  • Podjazdy 1120m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 66

Piątek, 2 lipca 2021 · dodano: 13.07.2021 | Komentarze 0

Po kolejnym dniu wolnym od roweru w którym poświeciłem się obowiązkom domowym wyjechałem na ciekawą trasę. Ten dzień zapamiętam długo bo był pierwszym od prawie 4 lat gdy po pracy byłem w stanie zagospodarować na rower blisko 4 godziny. Mimo ciężkiego tygodnia czułem się nieźle, przez ostatnie dni mało trenowałem i to wystarczyło aby nieco zregenerować siły po tym jak zdecydowałem się na powrót do normlanych obciążeń treningowych. Nie miałem planu na trasę ale szybko ustalił się sam, kolejne zmiany w obostrzeniach i przepisy regulujące przekraczanie granic Polska – Czechy spowodowały, że zdecydowałem się wykorzystać jedną z ostatnich szans na wjazd do Czech przed przyjęciem szczepionki które wciąż odkładam na kolejne tygodnie. Odkurzyłem więc trasę którą kilka lat temu jeździłem regularnie a później już jej nie jechałem. Postanowiłem jednak wprowadzić drobne zmiany wymuszone m.in. pogodą która okazała się bardzo kapryśna. Dzięki temu szybciej byłem w Czechach gdzie pomyliły mi się drogi ale dzięki temu poznałem nową dróżkę. Remonty na trasie spowodowały, że dużego wyboru nie miałem i musiałem jechać głównymi do Olbrachcic gdzie zmieniłem po raz kolejny trasę. Zamiast jechać najkrótszą drogą na Cieszyn pojechałem na Cierlicko gdzie było świeżo po deszczu i przez kilka kilometrów jechałem bo bardzo mokrej drodze. Jazda główną drogą nie była tak uciążliwa jak się mogło wydawać, całkiem sprawnie pokonałem wszystkie pagórki i na zjeździe przed Cieszynem rozpędziłem się do 70 km/h, nie dokręcałem ale szybciej chyba już się nie dało. Noga mimo ciężkiego tygodnia podawała całkiem nieźle, musiałem trochę pokombinować aby Cieszyn przejechać bez korków i postojów, prawie się udało. Lekki kryzys za Cieszynem spowodowany był brakiem wody i jedzenia które uzupełniłem dopiero w Międzyświeciu. Atrakcji było jednak mało i po drodze dwa razy spotkał mnie krótkotrwały prysznic, ciuchy były jednak suche. Późno wracając do domu na drogach nie było wcale spokojniej jak w innych godzinach. Z roku na rok samochodów przybywa i nawet tak nadzwyczajne sytuacje jakie mają przez ostatni rok tego nie zmieniły.




  • DST 56.00km
  • Czas 02:07
  • VAVG 26.46km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 176 ( 90%)
  • HRavg 132 ( 67%)
  • Kalorie 1383kcal
  • Podjazdy 830m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 65

Środa, 30 czerwca 2021 · dodano: 08.07.2021 | Komentarze 0

Wieczorny trening na pagórkowatej trasie. Znowu nie chciało się wyjeżdżać po 10 godzinach pracy ale zmotywowałem się jakoś i pojechałem. W zasadzie nie miałem żadnego planu, ten tydzień miał być luźniejszy aby w kolejnym wykonać większą pracę przed zbliżającym się maratonem po górach. Jechałem głównie bocznymi drogami obserwując znów bardzo niskie Waty na liczniku. Jazda bocznymi drogami ma swoje plusy i minusy, do tych drugich należy fakt, że wiele skrzyżowań i miejsc jest kompletnie niewidocznych i trzeba uważać na zjazdach o czym raz się przekonałem cudem unikając zderzenia z samochodem którego wyniosło na zakręcie na drugi pas. W tym momencie mi się odechciało dalszej jazdy ale dopiero wyjechałem z domu i przerwanie treningu sensu nie miało. Kolejne podjazdy jechałem spokojnie, na zjazdach i płaskim nie dokręcałem a na bocznych dróżkach gminy Skoczów wlekłem się strasznie. Przed Skoczowem dałem z siebie więcej na podjazdach a później postanowiłem przepalić nogę w Iskrzyczynie. Mogłem na zjeździe rozpędzić się jeszcze bardziej i od razu ruszyć z grubej rury, na samym początku straciłem kilka sekund i później mocna jazda wydawała mi się wolna i byłem pewny, że kiedyś mocniej i szybciej byłem w stanie pokonać ten podjazd, dosyć szybko doszedłem do siebie i kolejne podjazdy pokonywałem już spokojniej. Znowu zabrakło mi wody i musiałem dotankować bidony. Po postoju drugi przepał nogi, tym razem za późno zebrałem się na segment ale i tak poprawiłem najlepszy na nim najlepszy czas. Moc jaką generowałem była słaba albo po prostu miernik znów zaniżył Waty. Na tym skończyłem mocne zaciągi i spokojnie dojechałem do domu. Powrót był znacznie szybszy niż pierwsza połowa trasy ale nic to nie dało. Stać mnie na pojedyncze zrywy ale to wciąż mało, mocy brakuje, ciężko się zmotywować ale to na co się zdecydowałem dało czołowe czasy na segmentach więc całkiem źle nie jest. Wyjazd zasadniczo miał być luźny ale w trakcie nieco zweryfikowałem założenia, nie żałuję jednak tego bo fajnie było przepalić nogę na pagórkach.




  • DST 141.00km
  • Czas 05:22
  • VAVG 26.27km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 181 ( 92%)
  • HRavg 136 ( 69%)
  • Kalorie 3739kcal
  • Podjazdy 2460m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 64

Niedziela, 27 czerwca 2021 · dodano: 05.07.2021 | Komentarze 0

Mocny trening na koniec tygodnia. Zaplanowałem ciekawą trasę będącą jednocześnie treningiem Jas-Kółek. Liczyłem na większe zainteresowanie i w składzie jaki się pojawił byłem jednym ze słabszych o czym przekonałem się już na pierwszych wspólnych podjazdach. Na jednym z nich zostałem na szarym końcu ale zdołałem szybko dojechać, przejazd przez pogórze cieszyńskie wyglądał w zasadzie cały czas tak samo, każdy podjazd minimalnie dzielił grupę, później znowu się łączyło i tak w kółko. Dopiero po przekroczeniu granicy jechaliśmy zwartym peletonem i wjechaliśmy na niektórym nieznane drogi. Jednego odcinka też nie znałem i dlatego na rondzie w Wędryni zrobiło się nerwowo, ostatecznie wybrany trakt okazał się lepszy bo całkowicie omijał główną drogę na Jabłonków. W Bystrzycy byliśmy tak szybko, że z rozpędu zaczęliśmy podjazd pod Loukcę, z 5 osobowej grupki tylko 2 osoby znały ten podjazd wcześniej. Początkowo jechaliśmy spokojnie, nie czułem się na tyle pewnie i mocno aby mocne tempo dyktować od podnóża. Dopiero gdy ładna, szeroka droga się skończyła ruszyłem mocniej ale wymagało tego nachylenie które przez około 300 metrów nie spadało poniżej 20 % a momentami pokazywało nawet 27 %. Ujechałem się na tej ściance i później próbowałem złapać rytm i oddech, jechałem równo i mocno, na tyle ile było mnie stać. Brakło mnie dopiero w końcówce ale i tak byłem zaskoczony, nie zakładałem, że spróbuję nawiązać do poprzednich czasów na tym podjeździe. Do najlepszego brakło ponad 30 sekund ale do drugiego już tylko 12 więc biorąc pod uwagę wszystkie czynniki jest to dobry prognostyk na kolejne tygodnie. Po podjeździe, gdy wszyscy dotarli na górę ustaliliśmy, że jedziemy jeszcze na Koziniec. Znowu wybraliśmy drogę której większość osób nie znała. Do pokonania był kolejny, ciekawy podjazd po którym jednak nastąpiło wypłaszczenie. Podjazd na Koziniec wjechałem już spokojniejszym tempem, nie miałem motywacji do mocnej jazdy, jechałem równym tempem, lubię ten podjazd i zwykle dobrze mi się go podjeżdża. Tym razem nie byłem pierwszy na szczycie, w tym momencie widoczny był progres jaki zrobili inni, wystarczy, ze jaz jestem w słabszej dyspozycji, nie daję z siebie 100 % a inni jadą na maksa i potrafią być szybcy pod górę, w zeszłym roku tak nie było. Na Kozińcu nastąpiło to o czym marzyłem już od kilkunastu minut czyli postój w bufecie na uzupełnienie płynów, kofola na szczycie góry zawsze smakuje lepiej. Po postoju nastąpiło przypadkowe ale miłe spotkanie z Patrykiem i Amadeuszem a później już walka o przetrwanie na trasie. Nie było na tyle słabszych ogniw w grupie aby nastąpiła zmiana trasy i jechaliśmy to co było zaplanowane, na trasie hopka goniła hopkę, tempo na większości było mocne, raz mi się udało odjechać ale nie mogłem cisnąć do woli tylko musiałem czekać na resztę aby nikt nie pomylił drogi. Po drodze trafiła się też niemiła niespodzianka a był nią brak asfaltu na kilkuset metrowym odcinku. Dwa kolejne podjazdy pokazały, że tego dnia nie jestem w stanie rywalizować z lepiej dysponowanymi zawodnikami. Sporo straciłem ale ostatni wspólny podjazd poszedłem już na całość i mimo, że straciłem to już nie tak dużo. Nie czułem się dobrze a w Cieszynie odezwały się znowu plecy ale wszystkie przyczyny od razu zlokalizowałem, jedną z nich są ostatnie kombinacje z ustawieniem bloków i szukaniem rozwiązania związanego z dużymi wahaniami wskazań mocy. Przez to ostatnie 25 kilometrów było męczące, podjazdy pokonywałem mocnym tempem często wstając z siodełka, jakoś doturlałem się do Skoczowa skąd już było łatwiej dostać się do Bielska. Idealnie wystarczyło picia i jedzenia bo do domu wróciłem już z pustym bakiem ale odciąć prądu nie zdążyło. Po tym treningu znowu jestem krok bliżej poziomu na jaki mnie stać, na razie jestem w stanie zmobilizować się na jeden podjazd, na długich radzę sobie całkiem nieźle ale im krótszy, wymagający większej mocy tym idzie mi gorzej. Po tym treningu łożysko suportu już nie nadawało się do użytkowania, po ostatnich kombinacjach z korbami, nie sprawdziłem dokładnie uszczelnienia łożysk, po jazdach w deszczu czy wodzie za dużo brudu dostało się do środka i zniszczyło łożysko. Zabawa w serwis nie ma sensu i czas kupić nowy suport. Gdyby nie to jazda na pewno byłaby bardziej przyjemna a czasy pod górę również kilka sekund lepsze. Na razie musi mi wystarczyć taka jazda, raczej nic się nie zmieni i tylko w niedzielę będę mógł jeździć dłuższe trasy.




  • DST 55.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 28.95km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 154 ( 78%)
  • HRavg 126 ( 64%)
  • Kalorie 1358kcal
  • Podjazdy 650m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 63

Sobota, 26 czerwca 2021 · dodano: 05.07.2021 | Komentarze 0

Mimo wolnej od pracy soboty miałem dużo obowiązków i na rower czas znalazł się dopiero późnym popołudniem. Nie miałem jakoś ochoty na kolejny Przegibek i wybrałem się w kierunku Skoczowa gdzie ostatnio zaglądałem raczej rzadko. Rower po serwisie i czyszczeniu działał dobrze poza suportem który ostatnio zaczął stukać, wolałem tam nie zaglądać bo nie miałem jeszcze nowego na wymianę i bałem się, że jak go rozbiorę to nie uda się go złożyć spowrotem. Wahałem się czy nie założyć lżejszych kół ale mając w perspektywie zaliczenie podjazdów o sporym nachyleniu zostałem przy aluminiowych z kasetą 11-32. Warunki tym razem przypominały te z piątku gdy było pochmurno, chłodniej o kilka stopni, ostatnio jednak nie ma to dla mnie znaczenia i przy tym, że noga coraz lepiej kręci nawet przy 20 stopniach i braku słońca jechało mi się całkiem nieźle. Musiałem jednak zweryfikować swoje plany i zmienić trasę, w Skoczowie zamiast na Dębowiec gdzie wciąż remontowany jest kilkusetmetrowy odcinek drogi, ostatnio nadzoruję dużo większą inwestycję i wiem ile trwa remont krótkiego odcinka drogi. Ruszyłem więc na Goleszów mając przed sobą kilka mniejszych podjazdów niż na pierwotnej trasie, już odruchowo biorę dwa duże bidony i na 2 godziny to starcza więc na postoje nie liczyłem. Pojechałem trochę na pamięć i zaliczyłem dobrze mi znaną rundę zahaczając o Ustroń i Brenną, trzymałem się planu który zakładał spokojną jazdę. Miernik tym razem pokazywał nieco więcej Wat ale i tak mniej niż powinien na tej trasie. Różnice 20 Wat na podjazdach przy podobnej wadze były zauważalne ale jakoś mi to już nie przeszkadza. Nie spodziewałem się, że na trasie znów wezmę kąpiel. Jak tylko wjechałem do Jasienicy na drodze pojawiła się rzeka, w momencie byłem cały mokry i brudny, nie wspominając o rowerze. W Jaworzu dodatkowo zaczęło padać, szukając plusów tej sytuacji zaoszczędziłem trochę na wodzie, zamiast brać 2 pryszniców w domu wystarczył tylko jeden, schłodziłem się już na trasie i później tylko musiałem zmyć ten cały syf nagromadzony na drogach i oczywiście wyczyścić rower. Ta pogoda jednak w tym roku jest bardzo kapryśna, długo czekałem na lato które przyszło później niż zazwyczaj a i tak zdarzają się załamania pogody i deszcze, szkoda, że łapią mnie wtedy gdy jestem na trasie i wymuszają niemal codzienne czyszczenie roweru.




  • DST 57.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 25.33km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 160 ( 82%)
  • HRavg 130 ( 66%)
  • Kalorie 1514kcal
  • Podjazdy 1070m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 62

Czwartek, 24 czerwca 2021 · dodano: 03.07.2021 | Komentarze 0

Po dniu gorszej pogody znowu wróciło słońce i wysoka temperatura. Nie miałem możliwości wyjechania wcześniej i kręciłem w największym upale. Postanowiłem w końcu zaliczyć podjazd pod Żarnówkę, większość dolinek w rejonie Soły już znam a ta była plamą na mojej mapie. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie zaliczył dodatkowo przynajmniej jednego podjazdu na Przegibek. Pojechałem tradycyjną drogą do Straconki i zaliczyłem jeden z lepszych podjazdów w ostatnim czasie. Noga szła całkiem dobrze i musiałem się nawet pilnować aby nie przesadzić z tempem. W tym cieple szybko ubywało picia w bidonach i dobrze, że zabrałem dwa duże. Zjazd do Międzybrodzia początkowo dobry technicznie ale dwa ostatnie zakręty spaliłem a później nie umiałem jechać na tyle szybko aby zaliczyć ten zjazd do udanych. Cały czas byłem jakoś zamyślony i jadąc w kierunku Porąbki przegapiłem skręt w lewo, mijając drogę na Hrobaczą nie kapnąłem się i pomyłkę stwierdziłem dopiero przy Zaporze, przejechałem dodatkowo jakieś 3 kilometry zanim wjechałem na właściwą drogę. Podjazd okazał się nudny i po nierównej nawierzchni, do tego jechałem pod wiatr który wykorzystałem natomiast na zjeździe. Powrót pod Przegibek był jak zwykle męczący ale mimo ciepła czułem się całkiem nieźle, w końcówce rozpiąłem koszulkę aby ograniczyć pot ale zapomniałem o tym przed zjazdem i już wiem czemu dobry zjazd był tak wolny, dobre kilka sekund straciłem na aerodynamice która miała kluczowe znaczenie na tym zjeździe. Powoli kończył mi się czas więc ruszyłem najkrótszą drogą do domu. Wygląda na to, że naprawdę wróciłem do lat kiedy najlepiej czułem się w wysokich temperaturach. Nawet moc za bardzo przypomina tamte czasy.




  • DST 51.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 25.93km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 1339kcal
  • Podjazdy 1040m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 61

Środa, 23 czerwca 2021 · dodano: 03.07.2021 | Komentarze 0

Pierwszy zaplanowany trening po przerwie, nie ukrywam, że bałem się go bardzo biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio miernik mocy nie działa jak należy i podaje chyba niższe wartości co potwierdziło kilka wyjazdów z rzędu. Już na starcie skorygowałem swoje FTP obniżając je o 10 Wat co wydawało mi się słusznym i dosyć dokładnym zabiegiem. Ten trening właśnie oparty był na powtórzeniach FTP z krótką wstawką wyższej mocy i niższej kadencji. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie popełnił kilku głupich błędów, pierwszym z nich było zbyt luźne podejście do rozgrzewki która ostatecznie była zbyt lekka. Jednym z powodów był znowu szwankujący miernik mocy, przez to pierwszy podjazd na papierze był za mocny a w rzeczywistości poszedł słabiej niż dwa kolejne. Miałem wyraźny problem z przejściem z wyższej kadencji na niższą, nie wstawałem z siodełka, wówczas byłoby łatwej. Po raz kolejny przekonałem się, że jakaś rozbieżność mocy występuje bo przy podobnej jeździe czasy jakie miałem były gorsze i analogicznie teraz potrzebowałem prawie 20 Wat mniej aby uzyskać wynik. Jakoś to po mnie spłynęło, zrobiłem swoje podczas 3 podjazdów. Warunki były trudne więc obrałem kierunek dom. Zjazdy tego dnia sobie podarowałem, na ten moment nie jestem w stanie skupić się jednocześnie na zjazdach i podjazdach. Najważniejsze, że po tym treningu czułem się nieźle bo ostatnie intensywne treningi były bardziej odczuwalne dla organizmu i znacznie dłużej się regenerowałem.