Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 229777.38 kilometrów w tym 8243.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.36 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2421965 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Cube '21

Dystans całkowity:7447.00 km (w terenie 3.00 km; 0.04%)
Czas w ruchu:282:11
Średnia prędkość:26.39 km/h
Maksymalna prędkość:81.00 km/h
Suma podjazdów:116490 m
Maks. tętno maksymalne:189 (179 %)
Maks. tętno średnie:178 (91 %)
Suma kalorii:184790 kcal
Liczba aktywności:110
Średnio na aktywność:67.70 km i 2h 33m
Więcej statystyk
  • DST 62.00km
  • Czas 02:11
  • VAVG 28.40km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 159 ( 81%)
  • HRavg 135 ( 69%)
  • Kalorie 1548kcal
  • Podjazdy 770m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 58

Czwartek, 17 czerwca 2021 · dodano: 25.06.2021 | Komentarze 0

Po wczorajszym dniu wahałem się czy kolejna jazda ma jakiś sens ale zmobilizowałem się i wyjechałem tym razem w kierunku Skoczowa. Byłem zmęczony już przed jazdą więc chciałem się po prostu przejechać nie zwracając uwagi m.in. na to, że powrót będzie z silnym wiatrem w twarz. Miałem kilka koncepcji tras w głowie ale ostatecznie postawiłem na wariant który jechałem już w ubiegłym roku tylko w drugą stronę. Miałem także alternatywę pozwalającą ominąć Skoczów w razie dużego ruchu na drodze. Było jednak na tyle spokojnie, że nie musiałem nic kombinować i bez problemów znalazłem się w Skoczowie. Za miastem na moim kole pojawił się jakiś turysta na elektryku, później się zrównał ze mną, chciałem go puścić do przodu ale wówczas też zwalniał, najwyraźniej bawiło go to, że ja muszę się męczyć z podjazdem a on jedzie sobie bez wysiłku. Na szczęście nasze drogi rozeszły się w Międzyswieciu gdzie ja pojechałem prosto a towarzysz w prawo na Iskrzyczyn. Irytowało mnie to, że po raz kolejny nie byłem w stanie wykorzystać sprzyjającego wiatru, na zjeździe musiałem hamować z powodu dziur lub samochodów jadących dużo wolniej a na podjeździe brakowało rozpędu aby wjechać szybko bez wchodzenia w wyższe strefy. Nawet nie było zawiesić na czym oczu bo góry były zamglone i ledwo dojrzałem Lysą Horę w oddali. Gdy tylko zjechałem z głównej drogi w prawo już poczułem niesprzyjający wiatr, miałem jeszcze czas aby się przyzwyczaić do tego, że przez najbliższą godzinę będę miał stały opór przed sobą. Na podjazdach starałem się trzymać w 2 strefie mocy ale zazwyczaj wchodziłem na moment do 3, kadencja też była cały czas wysoka a tylko momentami gdy wstawałem z siodełka spadała poniżej 80. Nie musiałem nawet pilnować tego elementu i mogłem się skupić na innych. Gdy jechałem pod wiatr każdy podjazd wydawał się dużo trudniejszy, nawet na płaskim nie byłem w stanie jechać równo. W poprzednich latach przychodził moment, że wiatr przestał robić na mnie wrażenie i radziłem sobie dobrze w każdych warunkach, w tym roku jeszcze ten moment nie nadszedł. Mimo to starałem się jak mogłem aby utrzymać dobry poziom do końca treningu. Nie wszystko jednak wyszło jak trzeba, tą trasę miałem przejechać na 2 bidonach ale już po 54 kilometrach nie było wody wiec zatrzymałem się w sklepie. To już chyba ten czas, że bez postoju po wodę się nie obędzie nawet podczas krótkich treningów, zabieranie bardziej pojemnych bidonów tez nie zawsze rozwiąże sprawę. Po postoju jechałem już spokojniej, temperatura zrobiła się bardziej przyjemna ale nie zdecydowałem się na wydłużenie jazdy bo z planowanych 2 godzin zrobiło się 10 minut więcej. Po treningu nie byłem bardziej zmęczony niż przed, noga podawała całkiem fajnie to kolejny znak, ze wszystko idzie w dobrym kierunku i jest duża szansa na dobrą nogę jesienią tego roku.




  • DST 63.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 26.07km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 159 ( 81%)
  • HRavg 134 ( 68%)
  • Kalorie 1503kcal
  • Podjazdy 930m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 57

Środa, 16 czerwca 2021 · dodano: 25.06.2021 | Komentarze 0

Po raz kolejny wybrałem się na Przegibek z zamiarem powrotu przez Kobiernice. Jednak już po paru minutach żałowałem, w każdym możliwym miejscu stałem, sporo jechałem w korku i do Straconki jechałem dłużej niż podczas jazd regeneracyjnych. Dopiero od Przegibka mogłem trzymać dobre i równe tempo, podjazd poszedł mi słabo ale lepszy był zjazd, mimo wiatru w twarz cisnąłem cały czas równo starając się nie wychodzić z 2 strefy, Na końcu zjazdu wypadła mi lampka z uchwytu, w ostatniej chwili ją złapałem ale by włożyć spowrotem w uchwyt musiałem się zatrzymać. Będąc w Porąbce skręciłem na Bukowiec, dołożyłem jeden podjazd i zarazem zjazd. Znowu na zjeździe szło lepiej jak pod górę, nagle nie stałem się zjazdowcem tylko podjazdy po prostu mi w tym momencie nie wychodzą. Przez remonty w Kętach i Kozach postanowiłem wrócić główną drogą do Lipnika by zaliczyć jeszcze jeden szybki zjazd. Podjazdy męczyłem tak jak wcześniejsze, zjazdy wyglądały dobrze ale czegoś brakło, najbardziej tego, że nie mogłem puścić hamulców i pójść na całość tylko musiałem w kilku miejscach zwolnić z powodu samochodów. Ten zjazd pokonałem już na sucho, bez wody więc postój w sklepie był konieczny. Przejazd przez Bielsko znowu w korkach i utrudnieniach, powinienem sobie darować jazdę wokół lotniska ale tradycyjnie przejechałem jedną pętlę. Tempo był strasznie szarpane, w kilku miejscach robiło się naprawdę niebezpiecznie, nie codziennie komuś ucieka deskorolka spod nóg i jedzie wprost pod koła mojego roweru, gdybym nie depnął dostałaby się idealnie między przednie a tylne koło a tak uderzyła w tylne i skończyło się na strachu. Cały dzień był jakiś dziwny, nerwowy, bez ładu i składu, zadowolony mogę być jedynie z odcinka między Straconką a Lipnikiem, wtedy faktycznie wszystko składało się do kupy, ponad połowa czasu to jednak walka o przetrwanie na drodze. Czas chyba zmienić kierunek i popołudniami jeździć na Skoczów, Cieszyn, Goleszów a Przegibek zostawić sobie na weekendy lub dni kiedy treningi będą przed południem.




  • DST 30.00km
  • Czas 01:21
  • VAVG 22.22km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 134 ( 68%)
  • HRavg 108 ( 55%)
  • Kalorie 641kcal
  • Podjazdy 410m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 14

Poniedziałek, 14 czerwca 2021 · dodano: 24.06.2021 | Komentarze 0

Spokojny wyjazd na drugą stronę miasta, Wybrałem chyba najbardziej optymalną trasę przejazdu i stałem tylko na kilku skrzyżowaniach tracąc relatywnie mało czasu. Okazało się, że wyjechałem godzinę za wcześnie wiec odwiedziłem znajomego z którym nie widziałem się jakiś czas, w sumie planowałem być w domu na drugą połowę meczu ale okazało się, że nic nie straciłem bo nie było co oglądać. Wracając do domu zahaczyłem tradycyjnie o lotnisko, zrobiłem rundkę i wróciłem do domu już w całkiem przyjemnej temperaturze.




  • DST 60.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 29.75km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 138 ( 70%)
  • HRavg 120 ( 61%)
  • Kalorie 1350kcal
  • Podjazdy 420m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 56

Niedziela, 13 czerwca 2021 · dodano: 21.06.2021 | Komentarze 0

Luźny wyjazd po solidnej dawce snu której brakowało w ostatnich dniach. Nie miałem zbyt wielu czasu a temperatura nie zachęcała do postojów więc przejechałem cały dystans ciągiem zahaczając o kilka odcinków dróg z nową nawierzchnią. Ta niższa temperatura podziałała na mnie bardzo mobilizująco bo jechało mi się całkiem nieźle. Powoli te tlenowe treningi zaczynają wychodzić mi bokiem. Czasami chociaż warto zrobić odmianę i pojeździć trochę po płaskim. Wyjechałem dosyć późno i pustek na drogach nie było, duży ruch też to nie był ale to wystarczyło aby pojawiło się kilka niebezpiecznych sytuacji. Pierwszy odcinek z nową nawierzchnią to słynny lasek między Pierścem a Iłownicą, takie fragmenty dróg często są problemem bo nie wiadomo kto faktycznie za nie odpowiada i pewnie dlatego wcześniej odnowiono drogi dochodzące do tego miejsca a około 500 metrowy odcinek został bez zmian. Wyczyszczony rower został zabrudzony bo w lesie było mokro i trochę błota, na szczęście to jedyny taki punkt na trasie. Dalej walczyłem już ze zmiennym wiatrem, zahaczyłem o takie miejsca które zazwyczaj omijam szerokim łukiem, np. Czechowice-Dziedzice. Miałem jeszcze czas i siły więc wróciłem przez Bestwinę, zaskoczony byłem, że przez kilka kilometrów nie minął mnie żaden samochód i to na terenie Bielska. Wracając już przez miasto postanowiłem sprawdzić łącznik między al. Andersa a Hulanką, kawałek jechałem główną drogą na której teoretycznie jest zakaz jazdy rowerem. W pewnym momencie podbiło mi rower, wypadł korek z kierownicy który został zmiażdżony przez koło wyprzedzającego mnie samochodu. Ostatni sprawdzony odcinek to wreszcie otwarta dla ruchu ulica Cieszyńska, na zjeździe rozpędziłem się zbyt mocno i miałem problem z wyhamowaniem przed rondem. Trochę było mi zimno, ale do domu blisko więc od razu po jeździe zafundowałem sobie ciepłą herbatę. Po tej jeździe znowu uwierzyłem w to, ze coś dobrego mnie w tym roku jeszcze czeka. Ja taki stan się utrzyma to za tydzień wracam do wyższych obciążeń treningowych i akcentów ponad progowych.





  • DST 118.00km
  • Czas 04:21
  • VAVG 27.13km/h
  • VMAX 74.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 159 ( 81%)
  • HRavg 131 ( 67%)
  • Kalorie 2855kcal
  • Podjazdy 1570m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 55

Sobota, 12 czerwca 2021 · dodano: 21.06.2021 | Komentarze 0

Pierwszy od jakiegoś czasu trening z którego mogę być zadowolony. Postanowiłem chociaż w pewnym sensie nawiązać do tego co było jeszcze miesiąc temu i pojechałem trasę o podobnej długości, poziomie trudności i w bardzo podobnym tempie. Przed wyjazdem wahałem się czy jechać po raz kolejny Pętlę Beskidzką, nieco mniej kilometrów i więcej przewyższenia czy wybrać się w Beskid Żywiecki i dojechać do Korbielowa. Ten drugi wariant był bardziej kuszący wiec nie zastanawiałem się dłużej. Początkowo strasznie się męczyłem i dlatego do Żywca dojechałem najprostszą drogą. Po wyjeździe z Bielska jechało mi się zadziwiająco lekko, według prognoz miało wiać z południowego zachodu a widocznie wiało z północy i stąd szybka jazda aż do Żywca. Za Żywcem pojawiły się jednak podjazdy które o dziwo poszły gładko, potrzebna była prawie godzina spokojnej jazdy bez wymagających odcinków aby noga zaczęła kręcić. Po pierwszym podjeździe był bardzo krótki zjazd na którym poćwiczyłem hamowanie, pojawiło się nagle kilka samochodów i korek do skrzyżowania w Juszczynie gotowy. Drugi podjazd również poszedł nieźle, nagrodą był piękny widok na góry z Babią na czele, nie zatrzymywałem się jednak, na zjeździe puściłem się zbyt odważnie i cudem wyhamowałem przed skrzyżowaniem. Na tym zjeździe coś stało się z miernikiem mocy i przestał pokazywać dane o mocy i kadencji, nie zauważyłbym tego gdybym stale nie monitorował ilości obrotów korbą. Musiałem się więc pierwszy raz zatrzymać. Szybko wyeliminowałem problem, poza spadkiem o kilka Wat średniej mocy nie wpłynęło to w żaden sposób na dalszą jazdę. Po zjeździe do Jeleśni spodziewałem się dużego ruchu na tarsie do Korbielowa, ale nie było tak źle. Przez moment wahałem się czy nie jechać na Koszarawę i odkryć podjazd na Klekociny gdzie jeszcze mnie nie było. Nie zmieniłem jednak trasy i ciąłem dosyć szybko w kierunku Słowacji. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się w Korbielowie. Ostatnie 2500 metrów jest bardziej wymagające i po gorszej nawierzchni, zupełnie zapomniałem jak wygląda ten podjazd bo nie jechałem go chyba 5 lat. Na przełęczy było sporo ludzi, symbolicznie przekroczyłem granicę i zawróciłem. Przed zjazdem się zatrzymałem, odcinek w dół podobnie jak ostatnimi czasy wyglądał dobrze technicznie ale nie dokręcałem na maksa na prostych. Po wyjeździe z lasu przekonałem się, że dobrze szło na podjeździe głównie dzięki pomocy wiatru. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie popełnił choćby jednego, głupiego błędu na trasie. Takim okazał się skręt w nieznaną dróżkę do Sopotni Wielkiej. Starałem się jechać jak najlżej ale gdy nachylenie skoczyło do 15 % musiałem pogodzić się z ugniataniem mięśni. Już po minucie takiej jazdy wcale nie na wysokiej mocy bardzo czułem nogi, skupiłem się na tym aby nie bujać za bardzo rowerem ale i tak efektywność jazdy wynosiła maksymalnie 50 % czyli połowa mocy szła w gwizdek. Na tym odcinku były aż trzy ścianki z kilkunasto % nachyleniem. Jakoś przetrwałem ten czas ale później długo dochodziłem do siebie a czekały mnie jeszcze dwie ścianki. Przed nimi jednak musiałem zatrzymać się w sklepie bo bidony były już puste. Postój nie był zbyt długi ale nieco się zregenerowałem. Powrót do domu był całkiem przyjemny, na ściankach już się tak nie męczyłem ale brak przełożeń zmusił mnie do bardzo twardej jazdy. Na przełęczy u Poloka zatrzymałem się na moment by zrobić zdjęcie pięknie oświetlonej Babiej Góry. Był to ostatni postój na trasie, później już ciąłem prosto do domu, zjazdy starałem się pojechać dobrze technicznie i szybko, wyszło tylko to pierwsze bo samochody i kierowcy nie pozwolili na szybszą jazdę. Problemy cały czas się pojawiały i najpierw był to zakorkowany Żywiec, później silny wiatr który strasznie mnie hamował, a miało na tym odcinku wiać z boku lub w plecy a następnie kolejni kierowcy wymuszający pierwszeństwo na zjeździe zmuszający mnie do hamowania. Jak tak dalej pójdzie to nowe okładziny hamulcowe zużyją się po 2 tygodniach jazdy. W Bielsku tradycyjnie zahaczyłem o ścieżkę rowerową wokół lotniska i wróciłem bezpieczniejszą drogą chociaż nawet tam pojawił się samochód zaparkowany na środku ścieżki rowerowej bo przejście kilkuset metrów po to by znaleźć się nad wodą to dla niektórych za dużo. W normalnych warunkach cieszyłbym się z takiego treningu jakby w kalendarzu był marzec, obecnie muszę być zadowolony bo wiem na co w tym momencie stać mój organizm.




  • DST 53.00km
  • Czas 02:06
  • VAVG 25.24km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 160 ( 82%)
  • HRavg 135 ( 69%)
  • Kalorie 1301kcal
  • Podjazdy 930m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 54

Czwartek, 10 czerwca 2021 · dodano: 19.06.2021 | Komentarze 0

Pogoda w ostatnich dniach jest plażowa więc postanowiłem też zaznać nieco relaksu nad wodą. Idealnym miejscem było Międzybrodzie bo by tam dojechać musiałem się trochę pomęczyć by zasłużyć na odpoczynek. Po trzech dniach pracy po 10 godzin nie byłem tak zmęczony jak się spodziewałem ale gdzieś to jednak w organizmie zostało. Jechało się odrobinę lepiej niż w poprzednich dniach, pilnowałem tych parametrów na których mi zależało, tętno znów skakało między strefami nawet przy podobnej mocy. Podjazdy poszły jakby odrobinę lepiej, na zajazdach starałem się jechać odrobinę szybciej niż zwykle ale nie wyszło. Zmiany organizacji ruchu w Międzybrodziu coraz bliżej co oznacza, że już niedługo lista tras które da się przejechać bez korków, spowolnień i dużej ilości skrzyżowań znowu się skurczy. Prawie godzinę jechałem do Międzybrodzia aby odpocząć 15 minut i ruszyć w powrotną drogę. Chętnie posiedziałbym tam i godzinę ale nie miałem na to czasu. Czas jednak znalazł się na kolejną pętelkę wokół lotniska, staje się to powoli tradycją, że po każdej jeździe zaliczam jedno lub kilka okrążeń. Wracałem podobnie jak w ostatnim czasie bezpieczniejszą drogą. Wciąż potrzebuję czasu i spokojnych jazd aby wrócić na tory jakimi jechałem jeszcze w marcu.




  • DST 40.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 22.86km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 141 ( 72%)
  • HRavg 114 ( 58%)
  • Kalorie 826kcal
  • Podjazdy 560m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 13

Środa, 9 czerwca 2021 · dodano: 16.06.2021 | Komentarze 0

Przed jazdą założyłem nowy łańcuch i kasetę bo na poprzedniej łańcuch przeskakiwał już na kilku koronkach a jej przebieg dobijał do 30000 kilometrów. Dopiero zamówiłem 11-32 i na razie założyłem 11-28 i postanowiłem zrobić eksperyment, na kołach karbonowych będę jeździł na kasecie 11-28 i łańcuchu KMC a na aluminiowych na chińskim zestawie z większym wachlarzem zębów na kasecie. Siły, czasu i motywacji nie było na kolejny trening więc zmusiłem się jedynie do jazdy regeneracyjnej. Patrząc na taki parametr jak moc to było spokojnie, tętno natomiast dalej jest w swoim świecie i tylko czasami schodzi na ziemię. Pulsometr biorę z przyzwyczajenia i tylko po to aby stale monitorować swój organizm. Kolejna wizyta na Przegibku także nic nie wniosła, podjazd przemęczyłem, na zjeździe nie byłem w stanie pojechać dobrze technicznie. Aby wszystko do siebie pasowało rundy wokół lotniska które dołożyłem tradycyjnie na koniec też były wolne i jakościowo słabe. Nie mogę się wydobyć z tego marazmu, ciągle coś nie gra i dochodzą kolejne problemy.




  • DST 61.00km
  • Czas 02:16
  • VAVG 26.91km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 164 ( 84%)
  • HRavg 140 ( 71%)
  • Kalorie 1436kcal
  • Podjazdy 820m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 53

Wtorek, 8 czerwca 2021 · dodano: 15.06.2021 | Komentarze 0

Po pierwszym dniu w nowych warunkach pracy nie byłem w najlepszej kondycji. Dodatkowo miałem opcję wyjechać tylko rano po 3 godzinach snu. Mimo wczesnej pory było na tyle ciepło, że rękawki wylądowały prowizorycznie w kieszeni. Wybrałem trasę której jeszcze w tym roku nie jechałem czyli Przegibek i powrót przez Zarzecze. Jadąc przez miasto nie było tak źle jak zwykle i tylko kilka razy musiałem się zatrzymać na skrzyżowaniach. Noga podawała całkiem nieźle ale tętno było bardzo wysokie, już przestałem rozumieć swój własny organizm. Podjazd na Przegibek szedł ciężko, z trudem utrzymywałem założoną kadencję. Niestety skupisko problemów pojawiło się na zjeździe i musiałem zrezygnować z technicznej jazdy. Dokręciłem nieco podczas drugiej części zjazdu ale do dobrego i szybkiego zjazdu brakowało sporo. Kolejne niemiłe zaskoczenie to ruch wahadłowy w Czernichowie. Później dowiedziałem się, że to początek kolejnego dużego remontu w regionie, ograniczony dojazd do Wisły stwarza już duże problemy dla przyjezdnych, w Beskidzie Małym może być podobnie. Nie miałem jednak czasu by się nad tym zastanawiać bo nie miałem zbyt wiele czasu. Hopki nad jeziorem były męczące, starałem się nie wychodzić poza 2,3 strefę i zazwyczaj się udawało. Musiałem się jednak bardzo pilnować, przed Wilkowicami na podjeździe kilka razy przeskoczył mi łańcuch i w domu postanowiłem sprawdzić przymiar łańcucha. Na zjeździe z kolei próbowałem znowu technicznej i szybkiej jazdy ale samochody i warunki nie pozwoliły na to. Przez miasto znowu przejechałem sprawnie i znalazłem czas na jedną pętlę wokół lotniska. Przejechałem ją w dobrym tempie notując najlepszy swój czas na tym odcinku. Ten wyjazd w żaden sposób nie przybliżył mnie do lepszej dyspozycji, wciąż sporo brakuje aby myśleć o mocniejszej jeździe.




  • DST 91.00km
  • Czas 03:01
  • VAVG 30.17km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 155 ( 79%)
  • HRavg 129 ( 66%)
  • Kalorie 2131kcal
  • Podjazdy 500m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 52

Niedziela, 6 czerwca 2021 · dodano: 10.06.2021 | Komentarze 0

Wyjazd przed którym miałem dużo wątpliwości. Bardzo ciągło mnie w góry ale nie chciałem znów przesadzić. Miałem opcję jechać po płaskim w grupie ale bałem się tego, że tempo narzucone przez konie pociągowe będzie zbyt mocne, nawet będąc zdrowy i dużo mocniejszy zostawałem za grupą prędzej czy później, z różnych powodów. Nie widziałem innej opcji jak samotna pętla po płaskim. Nakreśliłem ciekawą pętlę, z postojem w Pszczynie. Tak długo się zbierałem, zastanawiałem, że wyjechałem 15 minut później niż planowałem, miałem jednak bufor czasowy który był większy niż wspomniane 15 minut. Przed jazdą tradycyjne sprawdzenie sprzętu, m.in. ciśnienia w szytkach, wszystko było w normie więc ruszyłem spokojnym tempem. Po odpoczynku i dużej ilości snu noga podawała już od startu. Przez Bielsko przejechałem najkrótszą drogą zahaczając m.in. o nieotwarty jeszcze odcinek ulicy Cieszyńskiej, zaskoczył mnie za to brak asfaltu przed Hulanką gdzie o mało nie wpadłem w dziurę którą zauważyłem w ostatniej chwili. Ogólnie przez Bielsko przejechałem bez większych problemów, pomijając samochód który zatrzymał się na środku wiaduktu na podwójnej ciągłej nie musiałem ryzykować zdrowia na jakieś gwałtowne manewry. Za Bielskiem niemal zerowy ruch i tak przez wiele kilometrów, gdyby nie świtała w Jawiszowicach czy Brzeszczach nie musiałabym się zatrzymywać aż do Chrzanowa. Jazda głównymi drogami w weekend jest nawet przyjemna, nawierzchnia na większości trasy do Chrzanowa była niemal idealna. Dalej też nie było gorzej, po prawie 60 kilometrów zdecydowałem się na krótki postój który przedłużył się do kilku minut. Miałem jechać inną drogą na Chełm Śląski ale nawigacja poprowadziła mnie na Chełmek, odcinek przez las znam bardzo dobrze ale jechałem go tylko w drugim kierunku. W pewnym momencie nawigacja wyprowadziła mnie w las a konkretnie na szuter, odcinek według mapy nie był długi ale nie chciałem ryzykować i pojechałem inną ale ciekawą drogą, widoki były ładne ale nawierzchnia już niekoniecznie, nawigacja prowadziła mnie jakimiś drogami i miałem wrażenie, że kręcę się w kółko, szyb kopalni Bieruń raz był z lewej, raz z prawej strony, w końcu dojechałem do Bierunia gdzie coś schrzaniłem i znowu zaufałem za bardzo nawigacji aż w końcu trafiłem na właściwy szlak. Nie przypuszczałem, że moja jazda skończy się za kilka minut. Zwykle do Pszczyny jeździłem przez Wolę i inny wybór okazał się dużym błędem. W pewnym momencie jadąc równą drogą bez dziur strzeliła szytka, zatrzymałem się, próbowałem ją załatać na różne sposoby, stwierdziłem, że uszkodzenie jest przy wentylu, posmarowałem odruchowo klejem aby coś chwyciło, wlałem sporą ilość uszczelniacza do środka. Próbowałem lekko pompować, ale bezskutecznie, pomoc osób trzecich nic nie pomogła, w bezsilności i zrezygnowaniu zrobiłem kolejną głupią rzecz i wpakowałem cały nabój CO2. Pozostało szukać transportu do domu, najpierw minęła chwila aż miłe państwo z rowerami zatrzymało się i podwiozło mnie do Pszczyny, tam chwilę czekałem na PKP do Bielska gdzie zostawiłem rower u znajomego w centrum, do domu wróciłem komunikacją miejską a później już samochodem podjechałem po rower. Cała akcja ewakuacyjna trwała ponad 2 godziny, wykorzystałem w ten sposób cały bufor czasowy. Czasami zastanawiam się co mnie jeszcze trzyma przy tym sporcie, z formą jestem na dnie, zdrowia nie ma za grosz a problemy sprzętowe przypominają mi „najlepsze lata”, każdy z nich byłby dobrym pretekstem aby rzucić kolarstwo w kąt. Jeszcze nie zdobyłem nowej śruby do korby a już muszę kupić nową szytkę, już chyba na zawsze wyleczyłem się z firmy Continental, wiele osób chwali produkty tej firmy a ja mam najgorsze z nimi wspomnienia. Nie tylko w rowerze ale i w samochodzie opony Continentala kończyły żywot szybciej niż powinny. Na razie zmienię koła na aluminiowe gdzie mam dobre opony i przy najbliższej okazji wymienię tą uszkodzoną szytkę. Gdyby nie ten defekt ten wyjazd byłby całkiem udany i przyjemny. Szukając jednak plusów, po raz pierwszy w tym roku na końcu jazdy miałem więcej niż 30 km/h na liczniku. Nie jeżdżę dla średnich i mają one dla mnie charakter statystyczny, ostatni taki rok w którym nie byłem w stanie do czerwca osiągnąć 30 km/h to był 2009 kiedy byłem jeszcze żółtodziobem. Nie przywiązuję do tego jednak wagi bo jakby to miało jakieś znaczenie to zamiast ponad 30 miejsc na podium w zawodach miałbym znacznie więcej lokat w ogonie stawki a takich mam tylko kilka, zazwyczaj zajmowanych po mniejszych lub większych defektach na trasie.




  • DST 40.00km
  • Czas 01:36
  • VAVG 25.00km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 126 ( 64%)
  • HRavg 107 ( 54%)
  • Kalorie 777kcal
  • Podjazdy 280m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 12

Sobota, 5 czerwca 2021 · dodano: 10.06.2021 | Komentarze 0

Luźny wyjazd z konkretnymi celami do zrealizowania. Ostatnio polubiłem jazdę ścieżką rowerową wokół lotniska wiec postanowiłem zrobić aż 10 okrążeń co dawało ponad godzinę jazdy plus dojazd. Postawiłem tego dnia na ścieżki rowerowe i tylko niecałe 5 kilometrów prowadziło zwykłą szosą. Wyjechałem o niezbyt sprzyjającej porze, było już ciepło a w słońcu nawet gorąco a ludzi wszędzie cała masa, ze słońcem poradziłem sobie szybko, posmarowałem się kremem z filtrem i zabrałem dwa bidony wody, z ludźmi jednak musiałem walczyć przez prawie cały czas. Po kilku tygodniach a nawet miesiącach walki z układem oddechowym muszę sobie wyrobić na nowo nawyki i podczas jazdy ćwiczyłem oddech. Kwestie techniczne czy dane na liczniku olałem ale mimo to nie jechałem za mocno, nie musiałem często hamować, przyśpieszać. Przełożenia jednak zmieniałem cały czas, przyzwyczaiłem się do jazdy na wysokiej kadencji i nawet nie zwracając na nią uwagi kręciłem cały czas 95-100 obrotów na minutę. Po godzinie wpadłem w monotonię z której wybił mnie dopiero spadnięty łańcuch na końcu 9 okrążenia, musiałem się zatrzymać by go nałożyć. Ostatnie okrążenie okazało się najszybszym z 9 pokonanych w prawie identycznym czasie. Miałem ochotę na szybki zjazd z lotniska ale nie tym razem. Na więcej okrążeń nie miałem już ochoty więc wróciłem do domu. Czasami trzeba takich spokojnych wyjazdów, nie czuję by w jakiś szczególny sposób mi to pomogło ale próbować trzeba, gorzej już chyba być nie może.