Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 229777.38 kilometrów w tym 8243.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.36 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2421965 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Cube '21

Dystans całkowity:7447.00 km (w terenie 3.00 km; 0.04%)
Czas w ruchu:282:11
Średnia prędkość:26.39 km/h
Maksymalna prędkość:81.00 km/h
Suma podjazdów:116490 m
Maks. tętno maksymalne:189 (179 %)
Maks. tętno średnie:178 (91 %)
Suma kalorii:184790 kcal
Liczba aktywności:110
Średnio na aktywność:67.70 km i 2h 33m
Więcej statystyk
  • DST 81.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 27.00km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 189 ( 96%)
  • HRavg 133 ( 68%)
  • Kalorie 1928kcal
  • Podjazdy 1270m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 44

Sobota, 15 maja 2021 · dodano: 17.05.2021 | Komentarze 0

Pierwszy test FTP w terenie. Ze względu na prognozy pogody, czas, samopoczucie zrezygnowałem z testu który robiłem w tym roku już dwukrotnie obejmującego 5 prób czasowych, na 12 sekund, 1,6,12 oraz 30 minut. Wczoraj udało się zrobić próbę 5 minutową która niewiele różni się od 6 sekundowej i dwie imitacje „sprintu” które jednak mi nie wyszły. Zastanawiałem się czy robić próbę 20 czy 30 minutową i na jakim podjeździe, w grę wchodziły Równica od Jaszowca, Salmopol od Szczyrku, Salmopol od Wisły, Przegibek z Międzybrodzia, Żar czy Kocierz z Andrychowa. Tylko dwa z nich umożliwiały wysiłek 30 minutowy i ostatecznie na taki się zdecydowałem. Wyjechałem z lekkim opóźnieniem w kierunku Szczyrku. W ramach rozgrzewki miałem przeprowadzić jeszcze próbę 1 minutową. Ostatnio pobawiłem się ustawieniami licznika i coś omyłkowo przestawiłem, w efekcie po zakończeniu każdego okrążenia automatycznie zatrzymuje się zapis i jak nie nacisnę od razu drugi raz przycisku zapis nie jest kontynuowany. Tak właśnie kilka razy się stało na trasie i niektóre okrążenia nie zapisały się co jednak nie miało większego znaczenia. Już po rozgrzewce byłem zmęczony co nie wróżyło niczego dobrego. Próba 1 minutowa wyszła tragicznie ale złożyło się na to sporo czynników, pierwszy z nich to źle dobrany odcinek testowy na którym musiałem kilka razy wyraźnie korygować przełożenie i tak to nic nie dało bo zakres kadencji w ciągu minuty wyszedł bardzo duży. Wynik o 50 Wat słabszy niż w marcu osiągnąć mogłem tylko wtedy gdybym te dwa miesiące przeleżał na kanapie, nie dałem z siebie wszystkiego i minutowy maksymalny wysiłek jest do powtórzenia w najbliższym czasie albo całkowicie to oleję bo i tak nie jestem w tym na tyle dobry aby osiągać jakieś konkretne moce. Byłem zrezygnowany po tym teście ale i tak chciałem chociaż przystąpić do próby 30 minutowej nawet jeżeli musiałbym odpuścić w trakcie. Jakoś dojechałem do Buczkowic gdzie za rondem chciałem ruszyć mocno. Wybrałem nieco inny wariant który okazał się bardzo problematyczny. Już po kilku sekundach musiałem puścić korby więc zanotowałem falstart. Chwilę później jednak ruszyłem mocno, po skręcie w ulicę Grunwaldzką już wiedziałem, że popełniłem błąd w wyborze trasy. Okazało się, że droga jest w remoncie i trzeba uważać na przeszkody. Kilka minut testu wystarczyło aby stwierdzić, że nie jest to mój dzień. Gdyby było dobrze trzymanie kadencji ponad 90 niezależnie od mocy byłoby możliwe a teraz był z tym problem, jechałem dosyć twardo ale tylko to pozwoliło na generowanie przyzwoitej mocy. Pierwsze miejsce gdzie mogłem stracić prędkość, moc czy kadencję przejechałem dosyć płynnie ale przejazd przez centrum Szczyrku wyglądał naprawdę niebezpiecznie bo by jechać równym, mocnym tempem musiałem jechać środkiem a nieraz przekraczać oś jezdni. Trochę na tym straciłem ale gdy przekroczyłem skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną gdzie jedyny raz na trasie nie musiałem się zatrzymywać na czerwonym świetle już mogłem liczyć na jazdę bez większych przeszkód. Po niecałych 10 minutach generowałem średnio 330 Wat ale nie bardzo było z czego dołożyć więc trzymałem w miarę równe tempo. Jechałem całkiem szybko, koła robiły robotę a wiatr wiał z boku i na tym odcinku lekko w plecy więc warunki nieco utrudniały sprawę bo moc lepiej utrzymuje się jak jest ciąg w twarz. Kadencja dalej była jak na mnie niska ale każda próba jej zwiększenia przynosiła coraz gorsze rezultaty. Po kilkunastu minutach już miałem dość ale nie zamierzałem się poddawać zbyt łatwo. Po 20 minutach moc była wyższa niż po 10 o kilka Wat. W sumie mogłem już przerwać test ale zagiąłem się już na maksa, moja jazda przez ostatnie minuty była już strasznie szarpana, moc jednak nie spadła i utrzymałem ją w zasadzie do końca. Przez ostatnią minutę już niewiele myślałem, ledwo widziałem na oczy i po 30 minutach puściłem korby. Ostatnie 100 metrów podjazdu jechałem chyba z 40 sekund, brakło jakiś 20 do szczytu. Gdy dojechałem na pełną ludzi przełęcz musiałem się przytrzymać barierki aby nie spaść z roweru, tak ujechany nie byłem już dawno, za każdym razem taki stan po czasówkach towarzyszył mi gdy byłem bez formy. Pierwotnie myślałem o tym aby zjechać do Wisły i podjechać jeszcze raz Salmopol ale nie byłem w stanie się szybko zregenerować. Na przełęczy też długo nie zabawiłem, byłem tak zmęczony, że musiałem kompletnie odpuścić zjazd, omijanie dziur na dużej prędkości było ponad moje siły, w połowie dziurawego odcinka wypadła mi lampka z mocowania i musiałem się po nią wrócić. Dopiero gdy nawierzchnia się poprawiła puściłem hamulce, jak na pierwszy trochę asekuracyjny zjazd na tych kołach w tym roku nie było źle na ostatnim kilometrze. Przejazd przez Szczyrk znowu był tragiczny, bardziej przypominał „najlepsze lata” gdy zostawałem na zjazdach na całe minuty niż ostatnie gdy udało się nieco poprawić ten element. Postanowiłem wracać dłuższą drogą omijającą ścieżkę rowerową na wjeździe do Bielska. Po drodze krótki postój po którym znowu miałem okazję oglądać ciekawe przedstawienie. Jakieś 200 metrów przede mną jechał kolarz, po chwili zacząłem się do niego zbliżać, gdy brakowało 50 metrów zorientował się i próbował odjechać. Sposób jaki to robił jednak wcale mi nie imponował, pracował całym ciałem, kiwając się na tym rowerze, nie wytrzymywał jednak długo i gdy tylko zwiększył dystans do 100 metrów odpuszczał i tak w kółko. Na skrzyżowaniu ze światłami dojechałem do niego, sprzęt miał lepszy, wyglądał jak kolarz a nie takie straszydło jak ja ale odjechać nie był w stanie. Pomogłem mu i za skrzyżowaniem odpuściłem na tyle aby stracić go z oczu, kiedyś próbowałem zrozumieć takie zachowanie, obecnie mogę się już tylko z tego śmiać. Wjeżdżając do Bielska postanowiłem jeszcze wjechać na Przegibek bo jeszcze w tym tygodniu nie byłem. Po drodze zaliczyłem jeszcze ulicę Wczasową, bardzo polubiłem ten podjazd a przy okazji omija się ruchliwy fragment ulicy Górskiej. Na początku podjazdu znowu dojechałem do tego kolarza ale tym razem miałem przewagę i szybko odjechałem. Jechałem całkiem dobrym tempem, mimo tego, że nie śledziłem danych o mocy, kadencji czy czasu czułem, że jest nieźle, zmęczenie było jednak duże i na więcej raczej nie było mnie stać. Zjazd całkiem niezły technicznie ale niezbyt szybki, wydawało mi się, że nie było tak źle, w tym roku szybciej jednak nie zjechałem. Powrót do domu nieco trudniejszą trasą z przelotnymi opadami deszczu po drodze. Byłem jednak zmęczony i przyjemności z jazdy nie było. Mogę jednak znaleźć jakieś pozytywy, podjazdy wyglądały lepiej niż wcześniej, może sztywniejsze i lżejsze koła pomogły. Moja dyspozycja w tym roku jest jednak tak zmienna i na ogół słaba, że nawet niezła moc z testu nie przybliża mnie do formy której wciąż sporo brakuje . Na czasówkach gdzie wystarczy utrzymać moc przez kilkanaście minut mam jakieś szanse a podczas wyścigów gdzie trzeba m.in. powtarzalności moje akcje stoją bardzo nisko.




  • DST 16.00km
  • Czas 00:38
  • VAVG 25.26km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • HRmax 178 ( 91%)
  • HRavg 137 ( 70%)
  • Kalorie 370kcal
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 43

Piątek, 14 maja 2021 · dodano: 17.05.2021 | Komentarze 0

Po 2 dniach gdy nie miałem czasu na trening za dnia przystąpiłem do kilku testów. Warunki do sprawdzenia sprzętu czy nogi były dokładnie takie jakich bardzo nie lubię czyli zimno, mokro a w trakcie także opady deszczu. Są to jednak idealne warunki na testy sprzętowe a takich miałem kilka. Po ostatniej jeździe gdy szwankował miernik mocy odkręciłem go z roweru, wyczyściłem, wysuszyłem czujniki, na nowo zainstalowałem oprogramowanie i zamontowałem. Drugi test to bloki które wymieniłem z czerwonych ze zbyt dużym dla mnie luzem na szare z połowę mniejszym. Ustawienie było dokładnie takie samo jak wcześniej i zauważyłem, że bloki już się nie wypinają w trakcie jazdy. Trzeci test to karbonowe koła, miałem je testować już jakiś czas temu ale cały czas zwlekałem, dopiero ostatnio udało się uszczelnić zawory w szytkach i przykleić je do obręczy, tylna niestety leży nierówno ale nie czuć tego podczas jazdy. Szkoda mi było nowych okładzin więc wykorzystałem te które zostały z zeszłego roku. Rower przed jazdą zważyłem i z miernikiem mocy, koszykami na bidon czy uchwytem na licznik wyszło 7,19 kg, czyli całkiem nieźle. Pierwsze wrażenie jakie miałem było takie, że rower sam jedzie mimo wiatru w twarz, na tych kołach jazda jest przyjemniejsza i chyba szybsza. Wskazania mocy wyglądały dobrze ale wydawało mi się, że są dosyć niskie, sprawdziłem jeszcze ustawienia miernika w liczniku i wszystko było w porządku więc po prostu potrzebowałem mniej mocy aby jechać szybciej niż zwykle. Kolejny test to nowa opaska tętna, tym razem na rękę. Ostatnie testy były już sprawdzianami dla organizmu. Niestety trochę zawaliłem sprawę, zachowałem się jakbym pierwszy raz przystępował do takiego testu. Znowu źle dobrałem trasę bo z planowanych 6 minut już po 5 byłem na końcu podjazdu którego w żaden sposób nie dało się przedłużyć nie zahaczając o terenowy odcinek. Już w trakcie byłem tego świadomy więc w końcówce dołożyłem kilka Wat, nie śledziłem średniej mocy ale wydawało mi się, że wyszła dosyć niska bo nie czułem się zbyt dobrze. Niestety ta próba była ostatnią o której mogę powiedzieć chociaż trochę dobrego. Kolejne dwie już w większym deszczu wyszły takie jak zwykle u mnie czyli żałosne. Nigdy nie byłem sprinterem ale minimum przyzwoitości to 10 W/kg przez kilkanaście sekund a ja nie potrafię nawet tego. Na siłowni sporo ćwiczeń wykonałem w tym kierunku a jak przychodzi do testu to nie potrafię się zagiąć, albo to jest maksimum moich możliwości albo potrzebuję innych czynników które pozwolą wygenerować 1oo Wat więcej, nie wygląda to w dalszym ciągu dobrze. Nawet po tak żałośnych sprintach czułem wyraźne zmęczenie to kolejna oznaka, że w tym roku z tej mąki nie będzie dobrego chleba. Zrezygnowany wróciłem do domu, rower do mycia, ciuchy do prania a nogi do wymiany tak w skrócie można ocenić to co działo się ze mną po tym treningu.




  • DST 47.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 27.12km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 152 ( 77%)
  • HRavg 124 ( 63%)
  • Kalorie 1182kcal
  • Podjazdy 580m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 42

Wtorek, 11 maja 2021 · dodano: 16.05.2021 | Komentarze 0

Szybki wyjazd z wieloma problemami. Czas nie pozwolił na wcześniejszy wyjazd i miałem niecałe 2 godziny na jazdę. Planowałem przetestować koła karbonowe ale nie zdążyłem przekręcić kasety i wymienić okładzin hamulcowych co zajęłoby kolejne kilka minut. Wyjechałem w niezbyt dobrym nastroju i wtedy stwierdziłem, że miernik mocy nie działa, pokazuje jakieś głupoty i nawet kolejne kalibracje nie przynosiły zmian. W pewnym momencie olałem już ten temat. Mimo niezbyt dobrego samopoczucia noga kręciła całkiem nieźle, powoli już przestaję rozumieć swój organizm, raz jest dobrze, innym razem wręcz fatalnie. W tym roku jest to bardziej odczuwalne i widoczne niż wcześniej. Jakby problemów było mało to musiałem się zatrzymać na każdym większym skrzyżowaniu, przejeździe kolejowym tracąc sporo cennego czasu. Samochodów na drogach było sporo i w zasadzie cały czas drżałem o bezpieczeństwo. Po raz kolejny postanowiłem sprawdzić jedną nieznaną drogę która na mapie wyglądała ciekawie, ale tylko na mapie bo po 300 metrach asfalt się skończył i musiałem zawrócić. Niewielką nagrodą za wysiłek był wiatr w plecy na kilku kilometrach. Po raz pierwszy od dawna zrezygnowałem z jazdy ścieżką rowerową i w pierwszym możliwym miejscu skręciłem w lewo w boczną drogę. Przejazd przez Bielsko już w mniejszym ruchu niż na przeważającej części trasy ale wiele mi to nie dało. Nie miałem już czasu aby dokręcić kilka dodatkowych kilometrów aby do domu wrócić po 2 godzinach jazdy. Bardzo słabo wygląda na razie ten tydzień a widoków na lepsze nie widać.




  • DST 137.00km
  • Czas 05:11
  • VAVG 26.43km/h
  • VMAX 70.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 156 ( 80%)
  • HRavg 132 ( 67%)
  • Kalorie 3660kcal
  • Podjazdy 2060m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 41

Niedziela, 9 maja 2021 · dodano: 13.05.2021 | Komentarze 0

Kończący wyjątkowo intensywny tydzień dzień był jednym z najlepszych w tym roku, zarówno pod względem pogody, dyspozycji jak i trasy jaką wybrałem. Niestety znowu nie ominęły mnie problemy techniczne z rowerem ale ich wpływ na jakość treningu nie był zbytnio odczuwalny. Wyjechałem względnie wcześnie w całkowicie letnim stroju, to zupełnie inna jazda niż w ciepłych ciuchach. Miałem zaplanowaną ciekawą trasę w dwóch wariantach ale tym razem poszedłem na łatwiznę i wybrałem ten łatwiejszy omijający dwa podjazdy. Na początek jednak musiałem przejechać całe Bielsko, w weekendy zwykle wybieram trasę głównymi szosami i tak też było tym razem. Standardowo w tym roku musiałem się zatrzymać na każdym większym skrzyżowaniu i ponad 20 minut zajął mi dojazd do ulicy Górskiej gdzie zaczyna się pierwszy dłuższy na trasie podjazd na Przegibek. Podobnie jak wczoraj podjazd pokonałem w spokojnym tempie a ograniczała mnie tylko korba, chciałem trzymać kadencję powyżej 80 i się udało, wczoraj na podjeździe wiatr miał większy wpływ na jazdę, dzisiaj cały czas było z bocznym a tylko momentami pod wiatr a w końcówce z wiatrem, czas wyszedł bardzo zbliżony, moc również. Zjazd był dobry technicznie ale mógł być szybszy, w końcówce pojawiło się sporo samochodów które nie były w stanie wyprzedzić dwóch rowerzystów jadących obok siebie, bez pedałowania i w całkowicie wyprostowanej pozycji. Dopiero za skrzyżowaniem się rozładowało, rowerzyści oczywiście jechali na topowych rowerach, z wygolonymi i wytatuowanymi łydami. Jakiś dziwny trend ostatnio się narodził, ja ze swoimi zarośniętymi nogami i sprzęcie poskładanym z komponentów różnych firm wyglądam przy innych jak dziad. Bez problemu jednak wyprzedziłem dwójkę „ zawalidróg” i w swoim tempie jechałem dalej. Temperatura rosła szybko i jak rano było mi zimno to po godzinie już całkiem komfortowo. Walka z wiatrem nie była tak uciążliwa jak mogło się wydawać, podjazdy chyba bardziej dawały w kość ale na ogół idą ciężko więc żadnej różnicy mi to nie zrobiło. Od wiatru mogłem odpocząć na kilkunastokilometrowym odcinku z Żywca do Koconia. Równym tempem fajnie się kręciło, szybko przejechałem ten odcinek i zbyt późno zorientowałem się, że powinienem włączyć nawigację bo miałem wjechać w nieznane mi drogi. Musiałem zwolnić na moment aby upewnić się, że dobrze jadę, nie bardzo było jak pomylić skrzyżowania bo było tylko jedno na którym można było skręcić w prawo na Kocoń. Trzymając się głównej trafiłem w zupełnie nieznany mi teren, nawigacja przegapiła gdzieś jedno skrzyżowanie na którym miałem trzy nieznane drogi do wyboru, w prawo do głównej drogi na Suchą, prosto na jakiś przysiółek Lasu lub w prawo na Hucisko. Spojrzałem na mapę by się upewnić, że mam jechać w prawo, po pokonaniu sztywnego podjazdu trafiłem na bardzo niebezpieczny zjazd, technicznie nie było źle ale jakość drogi pozostawiała do życzenia, w okolicy Jastrzębia takie wyboje są normą ale w górach i środku lasu to chyba skutek rozrośniętych korzeni drzew, droga w takim wypadku nadaje się do remontu bo nawet samochodem nie jest bezpiecznie. Po zjeździe do kolejnej głównej drogi zrobiłem pierwszy dłuższy postój na trasie. Na postoju popełniłem poważny błąd nawigacyjny, testując różne ustawienia licznika zmieniłem orientację mapy i północ zwykle znajdowała się na górze a tym razem była na dole czyli tam gdzie rzeczywiście się znajduje i omyłkowo skręciłem w lewo, nie żałowałem tej pomyłki mimo dodatkowych 6 kilometrów jakie musiałem przejechać. Dojechałem do Lachowic ale zawróciłem by nie jechać znów na Koszarawę gdzie byłem ledwie 3 tygodnie temu. Odcinek w lesie był bardzo przyjemny ale później znowu pojawił się wiatr który utrudniał jazdę przez wiele kolejnych kilometrów. Po raz ostatni tą drogą w tym kierunku jechałem w 2010 roku, walcząc z wiatrem nie było możliwości aby cieszyć się widokami górskich szczytów z ośnieżonym Pilskiem na czele. Zaległości miałem jednak okazję nadrobić później, wybrałem się do Sopotni gdzie po raz pierwszy zawitałem w ubiegłym roku. Jadąc cały czas na południe walczyłem z czołowym wiatrem, mając przed sobą Pilsko było łatwiej oderwać myśli od dłużącego się podjazdu. Dla urozmaicenia w połowie dogonił mnie jakiś „kolarz” na elektrycznej szosie. Próbował mnie wyprowadzić z równowagi swoimi opowieściami o sportowej przeszłości wyssanymi oczywiście z palca, na początku próbowałem go nawet słuchać ale gdy wykład zszedł na pomiar mocy to zrozumiałem, że w tym nie ma ziarenka prawdy, 30-40 lat temu gdy ten „kolarz” był w moim wieku nie było jeszcze mierników mocy a generując takie wartości odjeżdżał by na całe minuty zawodowemu peletonowi a takiego kolarza w Polsce chyba nawet nie było, inne aspekty rozmowy również sugerowały, że ten osobnik ma coś z głową bo zaczął wyjeżdżać z tym co powinien robić a czego nie robić kolarz i gdy powiedział, że kolarz powinien skupiać się tylko na rowerze nie zawracając sobie głowy pracą ostatecznie przestałem go słuchać, na szczęście droga zrobiła się węższa i trzeba było jechać slalomem między turystami. Do końca podjazdu miałem spokój, na postoju próbowałem wytracić się wśród pieszych i odjechać ale się nie udało. Szybko poczułem ogon za plecami, ostatecznie po dosyć szybkim zjeździe zgubiłem szkodnika. Niestety hamując przed skrzyżowaniem zrobiłem to szybciej niż rowerzysta jadący za mną i wjechał mi w tylną przerzutkę. Usłyszałem trzask i byłem pewny, że pozbyłem się haka tylnej przerzutki ale konsekwencje nie były tak drastyczne, strzeliła tylko szprycha i po poluzowaniu hamulca dało się normalnie jechać. To była cena za święty spokój na dalszej trasie. Tak się złożyło, że w ciągu kilku minut miałem dwa postoje, po przymusowym na oględziny roweru musiałem zatrzymać się w sklepie bo w bidonach już była susza. Jedzenia miałem sporo w zapasie więc kupiłem tylko dużą butelkę wody i szybko ruszyłem w dalszą drogę. Jechałem już w większości z wiatrem ale dosyć asekuracyjnie na zjazdach i dziurawych odcinkach, mogłem zyskać nawet kilka minut ale postawiłem na bezpieczną jazdę. Momentami było trochę niebezpiecznie, w każdym miejscu gdzie mogłem spodziewać się pieszych były ich dziesiątki, nie utrudniało to aż tak bardzo jazdy ale wymagało koncentracji której po prawie 5 godzinach jazdy już brakowało. Lepsza pogoda to od razu dobre samopoczucie i całkiem przyjemna jazda, spokojnie mogłem wybrać trudniejszy wariant bo w domu byłem ze sporym zapasem mimo tego, że ostatnie 45 kilometrów przejechałem na uszkodzonym kole, bez jednej szprychy, nie wpłynęło to jednak na większe rozcentrowanie się koła bo wymiana i przykręcenie szprychy zajęło mi dokładnie 5 minut, musiałem też niestety uszkodzić opaskę TL w kole ale i tak jeżdżę z dętką więc nie miało to aż tak dużego znaczenia. Koło po wymianie szprychy kręci się tak samo jak przed uszkodzeniem. Tym treningiem zakończyłem wymagający cykl treningowy.




  • DST 54.00km
  • Czas 02:21
  • VAVG 22.98km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • HRmax 182 ( 93%)
  • HRavg 138 ( 70%)
  • Kalorie 1639kcal
  • Podjazdy 1310m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 40

Sobota, 8 maja 2021 · dodano: 12.05.2021 | Komentarze 0

Krótki ale treściwy trening z podjazdami w roli głównej. Już na starcie problemy sprzętowe przez które wyjechałem kilka minut później. Po ostatniej jeździe rower stał ponad dobę i to wystarczyło aby zeszło powietrze z przedniego koła. Miałem do wyboru trzy opcje, zmienić dętkę, zmienić koło na karbonowe i dodatkowo klocki lub skorzystać z rezerwowego, wysłużonego i nie tak lekko kręcącego się koła jak pozostałe. Wybór padł na trzecią opcję bo była najszybsza w realizacji. Pogoda nieznacznie się poprawiła ale wciąż było zimno i wiało. Nie przeszkodziło mi to jednak w niczym, noga od startu była całkiem niezła. Mimo to pierwszy podjazd na Przegibek wjechałem bardzo spokojnie, zachodni wiatr sprawił, że raz było pod wiatr, raz z wiatrem ale nie było to to samo jakby wcale nie wiało. Na zjeździe trochę poszalałem ale samochody skutecznie utrudniały techniczną jazdę. Pierwszy mocny akcent nastąpił na lokalnym, krótkim ale wymagającym podjeździe pod Walusiów, jechałem bardzo mocno cały czas i podjazd skończył się szybciej niż myślałem, osiągnąłem lepszy czas niż w ubiegłym roku i także najlepszy na Stravie. Kolejny podjazd był blisko i nie zdążyłem się zregenerować. Na początku podjazdu miałem problemy z łańcuchem, tak się dzieje jak szybko zmieniam przełożenie i łańcuch spada na małą tarczę nie w tym miejscu gdzie powinien. Na starcie straciłem kilka sekund i nie umiałem się rozkręcić, podjazd był w kilku miejscach zakorkowany i kilka razy musiałem nawet przestać pedałować. Mimo to również poprawiłem swój czas na tym odcinku. Prawdziwy sprawdzian czekał mnie jednak chwilę później na jednym z najtrudniejszych odcinków w Międzybrodziu. Tam już jednak walczyłem z wiatrem ale także z grawitacją. Sam początek odpuściłem ale gdy zrobiło się stromo i łańcuch powędrował w górę kasety wzrosła moc. Równym tempem jechałem cały najtrudniejszy odcinek, wśród drzew nie czuć było wiatru który jednak dawał się we znaki w końcówce i wraz z narastającym zmęczeniem skutecznie utrudniał walkę z podjazdem, gdy zorientowałem się, że jadę niewiele gorzej od rekordu docisnąłem na końcówce, ostatecznie brakło kilkunastu sekund ale moc jaką wygenerowałem przez ponad 11 minut podjazdu była bardzo dobra nawet przy wyższej wadze. Cała ta sytuacja miała także drugą, bardziej ciemną stronę, po tym podjeździe mój organizm odmówił posłuszeństwa, nie umiałem zejść z tętna i początek podjazdu na Przegibek pokonałem na tętnie wyższym o strefę od mocy, nie miałem już czasu i musiałem ograniczyć się do jednego podjazdu, dołożyłem za to 25 Wat do mocy ale na nic to się zdało bo warunki nie pozwoliły na zbyt wiele, tegoroczny najlepszy czas na podjeździe poprawiłem o 6 sekund generując ledwie 30 Wat więcej niż przy tamtej próbie, zjazd do Straconki też nie był szybki ani nawet dobry technicznie. Przejazd przez Bielsko tez był walką o dojechanie w jakimś rozsądnym tempie i próba podniesienia kadencji która jedna nie była zbyt efektywna. Zmęczenie jakie towarzyszy mi po każdym, pojedynczym zrywie trwa zbyt długo i to wystarczający argument aby stwierdzić, że formy nie ma i nie ma widoków aby wkrótce pojawiła się na horyzoncie. Niestety w trakcie podjazdu pokonywanego siłowo i momentami na stojąco znowu poczułem ból w plecach.




  • DST 86.00km
  • Czas 03:16
  • VAVG 26.33km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 178 ( 91%)
  • HRavg 138 ( 70%)
  • Kalorie 2259kcal
  • Podjazdy 1670m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 39

Piątek, 7 maja 2021 · dodano: 10.05.2021 | Komentarze 0

Pierwszy od dawna dzień w tygodniu pracy kiedy miałem do dyspozycji większą ilość czasu i postanowiłem wykorzystać tą sytuację. Przy wyborze podjazdu na trening FTP wziąłem pod uwagę m.in. wiatr, myślałem o tym aby zaliczyć trzy razy podjazd na Przegibek ale ale jakoś nie byłem przekonany do tego pomysłu, Równicę w tym roku już trenowałem, więc pozostał Salmopol do którego przekonał mnie silny wiatr z południowego - zachodu. Aby dojechać do Szczyrku czekało mnie wiele minut walki z wiatrem, pozwoliło to zrobić solidną rozgrzewkę. Jadąc przez Szczyrk zastanawiałem się czy miernik dobrze działa, trzymają podobną moc jak zwykle jechałem aż 5 km/h wolniej. Odpowiedzi na to pytanie nie znalazłem tak szybko, miałem na czym się skupić i przestałem myśleć o bzdurach. Pierwszy podjazd szedł topornie, był za to równy i moc odpowiadała 95 - 105 % FTP, starałem się trzymać równą kadencję ale tutaj już tak dobrze nie było. Źle oceniłem odcinek pomiarowy i trochę z musu wydłużyłem czas powtórzenia z 16 do 17 minut. Przed zjazdem zatrzymałem się tylko na moment, ubrałem kurtkę, zjadłem batona i zacząłem zjazd. Zjazd też nie wyglądał dobrze, nie umiałem się dobrze ułożyć technicznie i zbyt często korzystałem z hamulców. Zjazdy nie były celem na ten dzień więc szybko zapomniałem o tym co poszło nie tak. Na podjeździe nie czułem jakiegoś wyraźnego wpływu wiatru, momentami jechało się lżej ale końcówka znów nie szła tak dobrze jak powinna. Generowałem nieco wyższą moc i podjazd skończyłem niemal po 17 minutach wspinaczki. Nie jest to poziom jaki był w tamtym roku ale warunków na razie nie ma na lepsze czasy. Na Salmopolu tak wiało, że miałem problem by ubrać kurtkę i męczyłem się z tym chyba z 2 minuty, drugi zjazd nie różnił się w niczym od pierwszego. Ostatni podjazd poszedł chyba najlepiej, generowałem znowu kilka Wat więcej, kadencja była bardziej równa ale końcówka znów słaba. W tym roku tracę tam gdzie zwykle zyskiwałem czyli w samych końcówkach. Potrafię równiej pokonywać podjazdy ale na samym końcu tracę cenne sekundy. Ostatni zjazd jaki mnie czekał był strasznie dziurawy. Od zeszłego roku zmieniło się dużo na gorsze i w zasadzie dopiero po 2 kilometrach można puścić hamulce. Nagrodą z wysiłek była lufa w plecy aż do wyjazdu ze Szczyrku, przez wiele kilometrów jechałem około 50 km/h lekko pedałując ale w Szczyrku samochody przerwały tą sielankę, przed Buczkowicami wiatr zmienił się na boczny i już tak szybko nie było. Trochę czasu zyskałem na zjeździe więc postanowiłem wracać przez Rybarzowice, z wiaterkiem kręciło się całkiem fajnie ale skręciłem o jedno skrzyżowanie za wcześnie i musiałem kawałek przejechać nierówną i wąską drogą. Dojazd do Bielska również z wiaterkiem ale ostanie kilometry to już walka z żywiołem, nie taka jak na dojeździe do Salmopolu ale jednak walka. Nogi były już zmęczone i postanowiłem wracać najkrótszą drogą. Nawet zjazdy sobie odpuszczałem, w domu byłem nawet szybciej niż zamierzałem i to wydłużyło czas regeneracji przed weekendem.




  • DST 57.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 28.03km/h
  • VMAX 73.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 144 ( 73%)
  • HRavg 127 ( 65%)
  • Kalorie 1434kcal
  • Podjazdy 780m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 38

Wtorek, 4 maja 2021 · dodano: 08.05.2021 | Komentarze 0

Pogoda zmieniła się diametralnie przez kilkanaście godzin i było całkiem ciepło, pogodnie ale wietrznie. Wiało z południowego - zachodu więc obrałem kierunek Cieszyn. Wreszcie mogłem zrzucić grube ciuchy i wyjechałem w letnim stroju nie zapominając o rękawkach. Niezbyt dokładnie wyczyściłem rower po wcześniejszej jeździe i gdzieś jeszcze znalazł się piasek. Już na starcie problemy z licznikiem i przez kilka minut walczyłem z podłączeniem czujników, w końcu się udało i po kilometrze na którym wiatr wiał idealnie w plecy dopiero rozpocząłem pomiar. Pierwsze kilometry były z wiatrem bocznym i nie było tak ciężko jak się spodziewałem, im bliżej Skoczowa jednak to wiatr bardziej zachodni i już tak lekko nie było. Trzymałem się założonej mocy, z kadencją był delikatny problem ale nie skupiałem się na tym. O dziwo jechało się dużo lżej i lepiej, w sumie pierwszy raz od jakiegoś czasu temperatura mi odpowiadała i strój był idealnie dobrany do pogody. Oczywiście wiatr rozdawał karty i nie dało się za szybko jechać ale jechałem cały czas założonym tempem nie zwracając uwagi na prędkość. Do Ustronia dojechałem najkrótszą trasą ale nie najszybszą, momentami na podjeździe jechałem całe 10 – 12 km/h z lufą w twarz. Tętno było bardzo niskie, trochę to dziwne i zastanawiające ale jak noga podawała to nie miało to żadnego znaczenia. Za Ustroniem wiatr wiał idealnie z boku i kilka razy miałem problem z utrzymaniem roweru, teren w większości był otwarty i to w niczym nie pomagało, podjazdy jednak szły jak zwykle w tym roku czyli bardzo przeciętnie. Niby ważę tylko 2 kilogramy więcej ale robi to kolosalną różnicę jeżeli Watów nie ma więcej. Szczególnie przekonałem się o tym na kolejnych kilometrach. Z Cieszyna do Skoczowa jest do pokonania kilka hopek o różnej długości i nachyleniu, będąc solidnie rozpędzonym z góry nie byłem w stanie szybko i efektywnie pokonać podjazdów nawet z wiatrem w plecy, trzymałem się jednak Watów i musiałem zaakceptować to, że obecnie nie stać mnie na więcej, wszystkie podjazdy w zasadzie wyglądały podobnie. Jak już przywykłem do górek wjechałem do Skoczowa, to był błąd, mogłem minąć główne skrzyżowanie i ronda gdzie utknąłem w korku ale tak wydawało mi się szybciej głównie ze względu na silny wiatr w plecy który tutaj bardziej pomógł niż na drugim wariancie. Za Skoczowem już wiało bardziej z boku a momentami nawet zaciągało od przodu i już tak efektywnie nie było, podjazdy jakoś poszły ale to nie jest mój poziom, nie chciałem dokładać Watów bo zmieniłoby to charakter treningu i trzymając się Watów wytracałem dużo prędkości już na początku podjazdów a później trzymałem w miarę stabilny poziom. Ostatnie kilka kilometrów pokonałem już na luzie, spróbowałem nawet jechać nową ścieżką rowerową ale nie bardzo się dało. Trening w sumie niezły, bardziej równe tempo niż zwykle na pagórkach ale brakuje czegoś aby wybić się z przeciętności. Na ten moment widzę dwie opcje, albo spróbować podnieść FTP lub zrzucić z wagi aby wrócić do tego co było w ostatnich latach gdy takie pagórki pokonywałem wyraźnie szybciej, dynamiczniej wcale nie generując dużo wyższych mocy.




  • DST 110.00km
  • Czas 04:18
  • VAVG 25.58km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • HRmax 155 ( 79%)
  • HRavg 131 ( 67%)
  • Kalorie 2867kcal
  • Podjazdy 1720m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 37

Poniedziałek, 3 maja 2021 · dodano: 08.05.2021 | Komentarze 0

Mimo niepewnej pogody wyjechałem na kolejny długi trening. Już na początku straciłem godzinę na zastanawianie się czy w ogóle jechać i zdecydowałem się na skrócenie trasy o 20 kilometrów czyli jakieś 50 minut jazdy. Na termometrze było ledwie kilka stopni więc znowu sięgnąłem po cieplejsze ciuchy chowając jeszcze wiatrówkę czy grubsze rękawice do kieszeni. Ostatnio unikam płaskich tras i raczej staram się zaliczyć na trasie przynajmniej jeden podjazd, tym razem w planie była Ochodzita która pominąłem ostatnim razem. Po ostatniej jeździe nie zdemontowałem błotników które na trasie sprawdziły się połowicznie. Do Milówki postanowiłem dojechać unikając głównej drogi od Żywca, najpierw trzymałem się blisko gór zaliczając sporo bocznych, pustych uliczek w Lipowej czy Ostrem, na mapie była ciekawa przecinka z Przybędzy do Węgierskiej Górki więc skusiłem się na jazdę tą drogą, nie wziąłem pod uwagę faktu, że właśnie trwa budowa obwodnicy Węgierskiej Górki i trafiłem na zamknięty dla ruchu odcinek, nie było żadnych znaków informacyjnych na skrzyżowaniu i dopiero tablica z zakazem wjazdu spowodowała, że musiałem zawrócić. Jazda główną drogą nie była taka zła, ruchu praktycznie nie było. Ostatnio wpadam na pomysły które nie należą do najlepszych i takim wyborem był zjazd na Trakt Cesarski, przez kilka kilometrów ledwie 500 metrów prowadziło po równym asfalcie a momentami brnąłem w kilkucentymetrowym błocie. Rower wyglądał jak po kąpieli i napęd stał się bardzo głośny. Pominąłem ostatni fragment Traktu i ostatnie 1500 metrów do ronda pokonałem już w dużym ruchu główną drogą. Gdy skręciłem na zachód dostałem silny, zimny podmuch wiatru w twarz. Cały podjazd na Ochodzitą to walka z wiatrem a w końcówce także ze śniegiem. Po drodze kilka razy padało ale nie tak mocno jak na podjeździe, gdy dojechałem do końca podjazdu przestało sypać a droga zrobiła się nagle sucha. Podjąłem decyzję o powrocie przez Wisłę zamiast objechania Ochodzitej i jazdy przez Kiczorę czy Nieledwię. Pomysł z początku wydawał się dobry ale później znowu żałowałem, że wybrałem trudniejszy wariant. Przed podjazdem na Kubalonkę znowu zaczęło padać, w połowie podjazdu deszcz zamienił się w śnieg. Na zjeździe jechałem bardzo wolno ale i tak zmarzłem okrutnie, w Wiśle zatrzymałem się na moment by dać odjechać samochodom które jechały strasznie wolno. Odechciało mi się powrotu przez Salmopol, długiego zjazdu do Szczyrku i przedzierania się przez korki. Jadąc przez Wisłę spotkało mnie tylko to ostatnie, większość korków minąłem bocznymi drogami i tylko wjazd na główną zabrał mi trochę czasu. Później już cały czas jechałem i to całkiem niezłym tempem, o dziwo dobrze mi się kręciło w tych warunkach. Ostatnia godzina jazdy wyglądała podobnie jak poprzednie, temperatura wahała się od 2 do 6 stopni, co chwilę padało, w bidonie woda była lodowata i piłem zdecydowanie za mało. O dziwo nie było żadnego kryzysu a przejechanie tej trasy nie sprawiło żadnych, większych problemów. W nagrodę za wytrwałość ostatnie 10 kilometrów jechałem z wiatrem w plecy. Po drodze walcząc z warunkami chciałem już całkowicie rzucić kolarstwo ale będąc już w domu szybko mi przeszło i poświęciłem się regeneracji.




  • DST 81.00km
  • Czas 03:16
  • VAVG 24.80km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 179 ( 91%)
  • HRavg 142 ( 72%)
  • Kalorie 2159kcal
  • Podjazdy 1770m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 36

Sobota, 1 maja 2021 · dodano: 06.05.2021 | Komentarze 0

Dłuższy weekend majowy podobnie jak w ubiegłym roku przyniósł bardzo złą pogodę która w sumie nie odbiegała od tego co było w ostatnich tygodniach. Była szansa na poprawę pogody po południu więc rano poświęciłem czas na obowiązki i prace domowe i o 14 mogłem już jechać. Zdecydowałem się na jazdę z błotnikami, po deszczu w wielu miejscach mogło być mokro, szkoda zarówno roweru jak i ciuchów, w tym miejscu popełniłem duży błąd bo błotniki były niepotrzebne i jeszcze dwa razy się musiałem zatrzymać bo gdzieś obcierało. Drugi wyraźny błąd to ubiór, mogłem ubrać lżejszy zestaw ciuchów i zabrać dodatkową warstwę do kieszonki, na pewno bym na tym nie ucierpiał a komfort by się poprawił, człowiek jednak jest mądry po szkodzie. Chciałem nieco przepalić nogę na podjazdach, miałem do wyboru kilka wariantów tras wyrysowanych wcześniej. Postawiłem na najbardziej optymalną trasę i ruszyłem w kierunku Szczyrku. Po drodze nie zrobiłem żadnej rozgrzewki co było kolejny błędem jaki popełniłem. Pierwszy podjazd poszedł mi dobrze, chociaż nie jechałem na maksa, poprawiłem swój czas o ponad minutę uzyskując najlepszy czas na segmencie. Kolejne podjazdy już nie poszły tak dobrze, nie umiałem się zregenerować po tym podjeździe a dodatkowo pojawił się problem z lewym blokiem i musiałem bardzo ostrożnie jechać aby nie wypinać co chwilę nogi. Ten problem towarzyszył mi już do końca treningu. Drugi podjazd również nie należy do popularnych, jechałem już go 3 raz i także poprawiłem swój najlepszy czas o ponad minutę. Na stromych fragmentach jechałem na granicy możliwości generując ponad 5,5 W/kg a momentami ponad 6 W/kg, na wypłaszczeniach nie byłem w stanie dawać z siebie odpowiednio dużo, nawierzchnia też nie pozwalała na wiele a tłumy pieszych skutecznie mnie spowalniały. Z podjazdu byłem zadowolony, zjazd był wolny i ostrożny. Później miałem do zaliczenia Salmopol, w tym roku jechałem go tylko raz, spokojnym tempem, teraz trzymałem moc na granicy 4 i 5 strefy. Po raz pierwszy od dawna czułem, że moc miała jakieś przełożenie na osiągnięty czas podjazdu, wyszedł całkiem niezły jak na okoliczności. Po wjeździe na przełęcz gdzie było pełno samochodów i ludzi nie zatrzymywałem się i od razu zjechałem do Wisły. Podjazd od południa zwykle bardziej mi odpowiadał ale teraz szło ciężko i zwłaszcza w końcówce dużo czasu straciłem. Wjechałem w najgorszym od prawie 2 lat czasie mimo niezłej mocy. Zjazd na Szczyrk to tragedia w moim wykonaniu, mijanie dziur zwykle mi idzie ciężko a w dodatku nie umiałem się ułożyć technicznie na lepszych jakościowo fragmentach i o tym zjeździe muszę prędko zapomnieć. Ostatnim daniem dnia a raczej głupotą z mojej strony był podjazd pod Orle Gniazdo. Planowałem wjechać tylko do Sanktuarium ale puściłem się dalej i zaliczyłem nieznany mi jeszcze wariant z łatwiejszą końcówką. Podjazd wjechałem już na oparach, przy próbie jazdy na stojąco znowu plecy dały o sobie znać, organizm sypie się coraz bardziej i nawet jak coś zaczyna wychodzić to zaraz inna rzecz przestaje działać i tak w kółko. Miałem już ten trening ocenić jako pozytywny ale ostatni podjazd powiedział całą prawdę o mojej dyspozycji i miejscu w jakim się aktualnie znajduję. Powrót pod silny wiatr do Bielska nie należał do przyjemnych, już w Szczyrku pojawił się komunikat o słabej baterii Di2, wracałem na małej tarczy z przodu ale tył działał do końca. Wybrałem inny wariant przejazdu przez Bielsko, ale nie był ani szybszy ani przyjemniejszy. Na przełamanie muszę jeszcze poczekać, pojawiają się przebłyski dobrej dyspozycji ale to za mało aby zaliczyć dobry, jakościowy i stabilny trening.




  • DST 53.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 26.28km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 157 ( 80%)
  • HRavg 138 ( 70%)
  • Kalorie 1404kcal
  • Podjazdy 820m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 35

Czwartek, 29 kwietnia 2021 · dodano: 03.05.2021 | Komentarze 0

Trzeci z rzędu trening rozpoczęty przed 6 rano, po wczorajszym wycisku chciałem zrobić coś spokojniejszego i wybrałem się na 2 godzinny trening w strefach 1-3. Wybrałem tradycyjnie trudną trasę z podjazdem na Przegibek. Obecnie muszę się liczyć z tym, że nie jestem tak szybki i dynamiczny jak w ubiegłym roku i postawiłem na najkrótszy wariant trasy z Przegibkiem. Wyjazd przed 6 ma swoje plusy i minusy, do tych pierwszych należy m.in. mniejszy ruch na drogach, osoby jadące do pracy na 6 już przejechały a kolejna dawka dopiero za pół godziny więc w mieście zatrzymywały mnie jedynie skrzyżowania z sygnalizacjami świetlnymi i ronda. Całkiem sprawnie przejechałem przez miasto, by wyjechać z Bielska musiałem pokonać wymagający podjazd który jednak bardzo mnie zmęczył. Trzymałem się jednak założeń i jechałem na określonej mocy nie przejmując się rosnącym coraz bardziej tętnem. Na głównej drodze w Kozach pojawiło się więcej samochodów ale to była już godzina w której więcej osób zaczyna pracę. Mimo wszystko odcinek drogi krajowej nie był taki straszny jak mogło się wydawać. Jazda tym odcinkiem zwykle jest szybka, bo więcej jest w dół niż pod górę. Nawet wiatr w twarz nie przeszkadzał zbytnio. Warunki wietrzne nawet płatały figla bo miało wiać bardziej z północy a dmuchało raczej z południa więc kolejne kilometry były znów walką z wiatrem. Jechałem jednak równym tempem i z niezłą mocą. Zakładałem, że po godzinie będę na głównym skrzyżowaniu w Międzybrodziu a byłem przy skręcie na Hrobaczą Łąkę. Nie miałem już żadnego zapasu czasowego i musiałem się śpieszyć. Podjazd na Przegibek z wiatrem był całkiem przyjemny, ostatnie kilometry to walka z nierówną kadencją i rosnącą temperaturą. Zjazd z Przegibka znowu całkiem niezły technicznie ale niezbyt szybki. W mieście straciłem trochę czasu na skrzyżowaniach, po 2 godzinach jazdy byłem w domu z niewielkim zapasem czasu. Dobry trening, szkoda, że nie miałem możliwości jeździć w wyższych temperaturach jakie pojawiły się popołudniu. W tym roku jakoś nie mam szczęścia do pogody, nie lubię jeździć w niskich temperaturach ale w tym roku już to tego przywykłem.