Na początek czerwca zaplanowałem
wymagający trening z powtórzeniami w 5 strefie mocy. Czując zmęczenie po pracy
wiedziałem, ze łatwo nie będzie. Ruszyłem jednak planowo na Przegibek,
rozgrzewka poszła sprawnie ale gdy przyszło do powtórzeń to pojawiła się jakaś
blokada. Dopiero drugie 5 minut mocnej jazdy wyglądało jak trzeba, kolejne dwa
również więc mogłem być z siebie zadowolony, moce już zaczynają przypominać te
z najlepszych lat ale to jeszcze nie jest to co być powinno. Wracając do domu
zatrzymałem się na kawę i ciasto, połączyłem wymagający trening z chwilą relaksu.
Coraz częściej stawiam na takie kompromisy ale jak brakuje czasu to innego
wyjścia nie ma.
Zaplanowany na ten dzień miałem trening z kilkunastominutowymi powtórzeniami na podjazdach z względnie stałą mocą. Czasu jak zazwyczaj nie miałem zbyt dużo więc zamiast Przegibka postanowiłem trenować na innym podjeździe. Z szerokiej gamy wybrałem Kocierz gdzie w tym roku jeszcze mnie nie było. Już po 7 wyjechałem samochodem w kierunku Porąbki gdzie ruszyłem na trasę. Na początek dosyć mocny przejazd przez Wielką Puszczę zakończony atakiem na ostatnich 500 metrach. Nie był to zły pomysł bo w niskiej temperaturze od razu zrobiło mi się cieplej. Na początku podjazdu na Kocierz zaczął padać deszcz, nie zatrzymałem się jednak i moknąc mknąłem w kierunku przełęczy. Nie byłem zadowolony z tego podjazdu ale dosyć szybko byłem na szczycie więc jednak tak źle nie było. Kolejne podjazdy wyglądały już tylko lepiej ale czułem narastające zmęczenie, pogoda była zmienna więc złapanie jakiegoś rytmu pedałowania czy komfortu cieplnego nie było możliwe. Równie kapryśna pogoda towarzyszyła mi również podczas powrotu do Porąbki. Nie trafiłem idealnie z pogodą ale trening został zaliczony.
Kilka razy w roku trafia się trening którego bardzo nie lubię ale poprawia wydolność organizmu w beztlenie i warto go robić. Aby dobrze się rozgrzać wybrałem dłuższy wariant dojazdu do Straconki. Jadąc tradycyjną drogą miałbym problem aby przeprowadzić dokładną rozgrzewkę, a wybierając wariant przez Lipnik miałem na to sporo czasu. Nie czułem się jakoś szczególnie dobrze a byłem wręcz zmęczony przed jazdą ale nie mogę zbyt łatwo rezygnować z treningów więc po solidnej rozgrzewce ruszyłem z kopyta pod Przegibek. Zacząłem zbyt mocno a później miałem problem aby utrzymać założoną moc na powtórzeniach, starałem się jak mogłem ale zdarzyły się powtórzenia na których nie utrzymałem założonej mocy. Sporo problemów sprawił sprzęt a konkretnie przednia przerzutka która czasami nie chciała wrzucić na blat. Druga seria powtórzeń na większym zmęczeniu była jeszcze trudniejsza. Tutaj znowu problemy z utrzymaniem mocy ale jakoś udało się wytrzymać 12 powtórzeń po których mogłem już spokojniej jechać w kierunku domu. Dołożyłem sobie kilka podjazdów na trasie i nieco ujechany dojechałem do domu. Bałem się tego treningu i cieszę się, że mam już go za sobą.
Drugi intensywny trening zadaniowy w ciągu dosłownie 3 dni. Od jakiegoś czasu chciałem wybrać się na Równicę by kilka razy wjechać pod gorę. Plan minimum zakładał dojazd do Ustronia samochodem i trening na podjeździe. Znalazłem jednak więcej wolnego czasu i mogłem ruszyć z domu. Nie wiem dlaczego ale nogi same niosły mnie do Skoczowa, zwykle na Ustroń jadę innymi drogami. Na dojeździe do Równicy solidnie przepaliłem i rozgrzałem nogę więc nie bałem się o to, że coś pójdzie nie tak. Ostatnio łapię się na tym, że jeżdżę za mocno i postanowiłem bardziej pilnować Watów aby uniknąć takich bądź podobnych sytuacji. Przed podjazdem zrzuciłem niepotrzebne ciuchy i żwawo ruszyłem od Jaszowca na Równicę. Od zakrętu wrzuciłem już właściwe tempo i Waty i cisnąłem przez 15 minut. Szło opornie ale wydaje się, że mieściłem się w widełkach mocy, zjazd z Równicy odpuściłem skupiając się na regeneracji przed kolejnym podjazdem. Ten wyszedł mi najlepiej, moc trochę za wysoka ale jechałem równo i z dobrą kadencją. Trzeci wjazd z narastającym zmęczeniem już nie wyglądał tak dobrze ale dojechałem do końca podjazdu. Powrót do domu wykorzystałem na kolejne mocne akcenty i walkę ze zmiennymi podmuchami wiatru. Po raz kolejny wyraźnie czułem nogi po treningu, mam wrażenie, że bolą nie tylko z wysiłku treningowego ale i innych przypadłości jakie mnie ostatnio trapią.
Po weekendzie
który był spokojny rowerowo ruszyłem na kolejny wymagający trening w terenie
górskim. Zamiast klepać podjazdy na stałej i wysokiej mocy postawiłem na
krótkie powtórzenia następujące bezpośrednio po sobie z połowę krótszym czasem
odpoczynku. Jako odcinek treningowy wybrałem podjazdy pod Salmopol, raz od
Szczyrku i dwa razy od Wisły. Nie chciało mi się robić rozgrzewki więc od
podjazdów i powtórzeń podszedłem z marszu, mając już za sobą 50 minut jazdy.
Pierwszy podjazd poszedł gładko, powtórzenia były trochę za mocne a wiatr w dużej
mierze pomagał więc były to idealne warunki na atak na rekord czasowy ale zaplanowany
trening da mi więcej korzyści w przyszłości więc bez zastanowienia realizowałem
założenia treningowe. Pierwszy zjazd do Wisły zupełnie odpuściłem, czas odpoczynku
między seriami powtórzeń był chyba zbyt krótki bo drugi podjazd już męczyłem
strasznie, do tego stopnia, że po głowie chodziły myśli o rezygnacji z trzeciego.
Wymęczyłem go jednak i postanowiłem sprawdzić się na zjeździe. Popełniłem kilka
błędów, najpierw odpuściłem początek, później źle wszedłem z zakręt i cudem
uniknąłem czołówki z samochodem a w końcówce wytraciłem zbyt dużo prędkości na
jednym z łuków. Mimo to poprawiłem najlepszy czas o 7 sekund, niby nie dużo ale
robienia takich różnic regularnie pozwoli znacznie poprawić czas na tym
zjeździe. Praca nad techniką wciąż trwa i umiejętności nabyte w terenie jestem
w stanie w jakimś stopniu wykorzystać na szosie. Po zjeździe do Wisły
pojechałem na rynek na dobrą kawę a następnie w niezłym tempie wróciłem do
domu. Pokręciłem jeszcze nieco po okolicy i na liczniku pojawiło się 100
kilometrów. Nogi były nieźle ubite po tym treningu więc liczyłem się z tym, że
regeneracja potrwa dłużej niż zwykle.
Kontynuując treningi w ramach majówki na tapetę poszedł krótszy trening z mocnymi akcentami. Planowałem co prawda dwie lub trzy rundy w okolicy Rudzicy ale nie miałem za bardzo czasu na dłuższą jazdę i zdecydowałem się na zaliczenie okolicznych górek a następnie dokrętkę w 2-3 strefie mocy. Noga po solidnej dawce tlenu była trochę zamulona ale szybko udało się wskoczyć na właściwe obroty. Zaliczyłem 6 podjazdów w dobrym tempie i każdy trwał około 3 minut. Nie czułem się wyjechany po ostatnim ale więcej w planie nie miałem a wykorzystałem prawie wszystkie możliwości jakie oferuje Jaworze i musiałbym powtórzyć któryś z zaliczonych już podjazdów. Po zaliczeniu górek pojechałem przez Jasienicę, Międzyrzecze i Mazańcowice do Bielska. Miałem okazję zaliczyć jeszcze trzy podjazdy i kilka szybkich odcinków płaskich. Noga zaczyna podawać coraz lepiej, dwa czynniki zdecydowały o tym, że wszystko wyraźnie ruszyło w dobrą stronę – poprawa stanu zdrowia i pogody, temperatura coraz bardziej przypomina tą w której jeździ mi się najlepiej. Taki trening był idealną przystawką do głównego dania jakie czekało na mnie następnego dnia. Podczas jazdy testowałem nowe opony - Continental Ultra Sport w rozmiarze 28 C. Wyciągnąłem je z nowego roweru do którego kupię coś lepszego na wiosnę. Opony zdały pierwszy test, płynnie przeszedłem z sztywnych kół karbonowych z szytkami na aluminiowe z oponami.
W końcu udało się zrealizować zaplanowany trening oparty na powtórzeniach. W ostatnim czasie nie było motywacji do takich wyzwań więc już pierwszy plus można wyciągnąć z tego dnia. Miałem ograniczony czas i w zasadzie dwie opcje do wyboru, rower w samochód i jazda do Ustronia by trzy razy wjechać na Równicę lub zaliczenie 4 razy Przegibka. Druga opcja wydawała mi się bardziej sensowna i postawiłem na nią. Noga niby dobrze kręciła ale czegoś brakowało, brakowało nieco mocy bo utrzymanie około 310 Wat już podczas rozgrzewki było wyzwaniem. Pierwszy podjazd na Przegibek szedł bardzo topornie, z trudem utrzymałem wskazane Waty ale czas podjazdu był bardzo dobry więc nie narzekałem. Na zjeździe znalazłem czas na doładowanie energii a także techniczne pokonywanie zakrętów. Po zjeździe bardzo krótki postój i ogień w górę, drugi podjazd mimo tego, że znowu miałem problemy z utrzymaniem Watów to był minimalnie lepszy. Po zjeździe do Bielska ruszyłem trzeci raz w górę, tutaj noga kręciła już całkiem nieźle ale Waty wyszły bardzo podobne jak za wcześniejszymi wjazdami. Zwykle po 3 podjazdach kończyłem taki trening ale musiałem znaleźć siły na czwarty. Jechało się całkiem nieźle pod górę i bez większych problemów utrzymałem Waty. Nie spodziewałem się tego, że dopiero za ostatnim razem noga będzie kręcić najlepiej. Po treningu wróciłem do domu, jak tylko jechałem spokojniej zrobiło mi się zimno. W końcówce walczyłem też z bardzo niestabilnym tętnem, w domu stwierdziłem, ze to wyłącznie wina pulsometru, wziąłem ten rezerwowy bo podstawowy omyłkowo znalazł się w pralce ze sportowymi ciuchami. Po tym treningu mogę stwierdzić, że coś ruszyło do przodu, czas budować formę na Uphille, szans na sprawdzenie nogi na podjazdach w czasie zawodów będzie w tym roku sporo i nie zamierzam na siłę szukać wyścigów aby walczyć na nich o przetrwanie.
Po dniu przerwy gdy nie miałem ani czasu ani głowy do tego by nawet spojrzeć na rower ruszyłem na mocniejszy trening na podjeździe pod Przegibek. Jechało się całkiem nieźle ale ogólnie czułem się zmęczony, przede wszystkim tą zmienną pogodą która tym razem pozwoliła założyć nieco lżejszy strój. Jadąc spokojnie przez Bielsko dwa razy byłem bliski zderzenia z samochodem, za każdym razem jechałem drogą z pierwszeństwem a kierowca nie zachował ostrożności. Na szczęście zachowałem zimną krew i za każdym razem udało mi się zmniejszać prędkość. Rozgrzałem się odpowiednio ale przy mocniejszej jeździe czułem jak brakuje mi tlenu. Nie przejmowałem się tym zbytnio bo taki stan towarzyszy mi już dłuższy czas i da się z tym trenować. Pierwszy podjazd na Przegibek, z wiatrem zacząłem zbyt mocno, przez 3 minuty starałem się ustabilizować kadencję i oddech ale nie wyszło to zupełnie, po sprincie jaki nastąpił po 3 minutach mocnej jazdy już bliżej było do stabilizacji kadencji ale wciąż nie wyglądało to jak należy, podjazd znowu okazał się za krótki i trzeci z planowanych sprintów rozpocząłem już po 2 minutach równej jazdy. Byłem nieco zmęczony tym podjazdem i zapomniałem o tym by przyjąć dawkę węglowodanów i dopiero po kilku minutach zjazdu kapnąłem się i nadrobiłem zaległości. Było już na to za późno co odbiło się zadyszką na początku drugiego podjazdu, czułem się znacznie gorzej i tylko siłą woli dojechałem w założonym tempie do przełęczy. Miałem problem ze stabilizacją i doborem obciążenia więc podjazdy wyszły za mocne. Płuca nie pozwalają obecnie na więcej a nogi coraz częściej idą z nimi w parze. Pora zacząć coś robić w kierunku poprawy wydolności układu oddechowego zanim będzie na to za późno. Po mocnych podjazdach już spokojnym tempem wróciłem do domu. Robiło się chłodniej więc nie traciłem czasu na dodatkowe postoje. Trening udało się zaliczyć i to jest zjawisko jak najbardziej pozytywne. Napęd po raz pierwszy od jakiegoś czasu działał płynnie a bateria od Di2 trzyma na razie bez dziwnych spadków energii. Muszę popracować nad wydolnością bo podczas zawodów nie będzie miejsca na żadne kalkulacje.