Drugi dzień weekendu wykorzystałem na sprawdzenie nogi na
podjeździe pod Przegibek w formule 2 x 9 minut na poziomie 110 – 120 % FTP. Już
rozgrzewka była niezła więc byłem spokojny przed ćwiczeniami na Przegibku. Noga
bardzo dobrze podawała i podczas podjazdów utrzymałem założoną moc i kadencję a
nawet zachowałem drobne rezerwy na wypadek gdyby do głowy wpadł mi pomysł
zaliczenia jeszcze 3 podjazdu. Po podjazdach ruszyłem na inspekcję prac
drogowych w Międzybrodziu bo internetowe przecieki wskazywały na to, że zaczęli
asfaltować odcinek drogi z Międzybrodzia do Czernichowa co otwierało nowe
możliwości treningowe. Doniesienia potwierdziły się i na odcinku do skrętu na
Żar jest już nowa nawierzchnia, momentami tylko na jednym pasie z kilkoma
miejscami gdzie jej nie ma. Jadąc spokojnie nie musiałem się martwić o to, że
wpadnę w niezauważoną dziurę których jeszcze nie dawno była cała masa. Aby dostać
się do Trsenej musiałem przejechać na drugą stronę Soły i znowu jechałem po
równym asfalcie. Hopki w Zarzeczu okazały się męczące, po raz kolejny we znaki
dała się falująca w tym roku dyspozycja. Nigdy nie wiem kiedy noga będzie
podawała jak należy a kiedy jazda będzie męczarnią. Od tego momentu męczyłem
się i nic nie zmieniło się aż do powrotu do domu. Z treningu mogę być
zadowolony bo jednak jakaś moc w nogach jest a stabilizacja potrzebna będzie dopiero
na jesień gdy planuję start w TRR na dystansie Hell.
Korzystając w większej ilości czasu wolnego oraz trafiając na przerwę w odpadach deszczu ruszyłem na okoliczne pagórki w celu przepalenia nogi. Od początku było nieźle więc nie robiłem długiej rozgrzewki i od razu ruszyłem z grubej rury. Udało się zaliczyć kilka podjazdów z mocą na poziomie 6 strefy. Mięśnie trochę zapiekły ale o to w tym wszystkim chodziło. Pogoda była taka a nie inna i nie było już czasu na spokojne kręcenie w niskich strefach. Szybko więc wróciłem do domu przed kolejną dawką deszczu. Po ostatnich przygodach z korbą pojechałem na treningowym rowerze, błotniki sprawdziły się idealnie na mokrych i zanieczyszczonych, wąskich szosach.
Na początek czerwca zaplanowałem
wymagający trening z powtórzeniami w 5 strefie mocy. Czując zmęczenie po pracy
wiedziałem, ze łatwo nie będzie. Ruszyłem jednak planowo na Przegibek,
rozgrzewka poszła sprawnie ale gdy przyszło do powtórzeń to pojawiła się jakaś
blokada. Dopiero drugie 5 minut mocnej jazdy wyglądało jak trzeba, kolejne dwa
również więc mogłem być z siebie zadowolony, moce już zaczynają przypominać te
z najlepszych lat ale to jeszcze nie jest to co być powinno. Wracając do domu
zatrzymałem się na kawę i ciasto, połączyłem wymagający trening z chwilą relaksu.
Coraz częściej stawiam na takie kompromisy ale jak brakuje czasu to innego
wyjścia nie ma.
Zaplanowany na ten dzień miałem trening z kilkunastominutowymi powtórzeniami na podjazdach z względnie stałą mocą. Czasu jak zazwyczaj nie miałem zbyt dużo więc zamiast Przegibka postanowiłem trenować na innym podjeździe. Z szerokiej gamy wybrałem Kocierz gdzie w tym roku jeszcze mnie nie było. Już po 7 wyjechałem samochodem w kierunku Porąbki gdzie ruszyłem na trasę. Na początek dosyć mocny przejazd przez Wielką Puszczę zakończony atakiem na ostatnich 500 metrach. Nie był to zły pomysł bo w niskiej temperaturze od razu zrobiło mi się cieplej. Na początku podjazdu na Kocierz zaczął padać deszcz, nie zatrzymałem się jednak i moknąc mknąłem w kierunku przełęczy. Nie byłem zadowolony z tego podjazdu ale dosyć szybko byłem na szczycie więc jednak tak źle nie było. Kolejne podjazdy wyglądały już tylko lepiej ale czułem narastające zmęczenie, pogoda była zmienna więc złapanie jakiegoś rytmu pedałowania czy komfortu cieplnego nie było możliwe. Równie kapryśna pogoda towarzyszyła mi również podczas powrotu do Porąbki. Nie trafiłem idealnie z pogodą ale trening został zaliczony.
Kilka razy w roku trafia się trening którego bardzo nie lubię ale poprawia wydolność organizmu w beztlenie i warto go robić. Aby dobrze się rozgrzać wybrałem dłuższy wariant dojazdu do Straconki. Jadąc tradycyjną drogą miałbym problem aby przeprowadzić dokładną rozgrzewkę, a wybierając wariant przez Lipnik miałem na to sporo czasu. Nie czułem się jakoś szczególnie dobrze a byłem wręcz zmęczony przed jazdą ale nie mogę zbyt łatwo rezygnować z treningów więc po solidnej rozgrzewce ruszyłem z kopyta pod Przegibek. Zacząłem zbyt mocno a później miałem problem aby utrzymać założoną moc na powtórzeniach, starałem się jak mogłem ale zdarzyły się powtórzenia na których nie utrzymałem założonej mocy. Sporo problemów sprawił sprzęt a konkretnie przednia przerzutka która czasami nie chciała wrzucić na blat. Druga seria powtórzeń na większym zmęczeniu była jeszcze trudniejsza. Tutaj znowu problemy z utrzymaniem mocy ale jakoś udało się wytrzymać 12 powtórzeń po których mogłem już spokojniej jechać w kierunku domu. Dołożyłem sobie kilka podjazdów na trasie i nieco ujechany dojechałem do domu. Bałem się tego treningu i cieszę się, że mam już go za sobą.
Drugi intensywny trening zadaniowy w ciągu dosłownie 3 dni. Od jakiegoś czasu chciałem wybrać się na Równicę by kilka razy wjechać pod gorę. Plan minimum zakładał dojazd do Ustronia samochodem i trening na podjeździe. Znalazłem jednak więcej wolnego czasu i mogłem ruszyć z domu. Nie wiem dlaczego ale nogi same niosły mnie do Skoczowa, zwykle na Ustroń jadę innymi drogami. Na dojeździe do Równicy solidnie przepaliłem i rozgrzałem nogę więc nie bałem się o to, że coś pójdzie nie tak. Ostatnio łapię się na tym, że jeżdżę za mocno i postanowiłem bardziej pilnować Watów aby uniknąć takich bądź podobnych sytuacji. Przed podjazdem zrzuciłem niepotrzebne ciuchy i żwawo ruszyłem od Jaszowca na Równicę. Od zakrętu wrzuciłem już właściwe tempo i Waty i cisnąłem przez 15 minut. Szło opornie ale wydaje się, że mieściłem się w widełkach mocy, zjazd z Równicy odpuściłem skupiając się na regeneracji przed kolejnym podjazdem. Ten wyszedł mi najlepiej, moc trochę za wysoka ale jechałem równo i z dobrą kadencją. Trzeci wjazd z narastającym zmęczeniem już nie wyglądał tak dobrze ale dojechałem do końca podjazdu. Powrót do domu wykorzystałem na kolejne mocne akcenty i walkę ze zmiennymi podmuchami wiatru. Po raz kolejny wyraźnie czułem nogi po treningu, mam wrażenie, że bolą nie tylko z wysiłku treningowego ale i innych przypadłości jakie mnie ostatnio trapią.