Rozjazd 9
Poniedziałek, 24 maja 2021 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: | 38.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:44 | km/h: | 21.92 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 816kcal | Podjazdy: | 570m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Lekki wyjazd po weekendzie. Pogoda całkiem niezła jak na ostatnie dni kiedy trzeba było szukać okien pogodowych. Mimo niezbyt wysokiej jak na maj temperatury pojechałem w letnim stroju, nie zabrałem nawet rękawków. Na aluminiowych kołach było mi wszystko jedno czy jadę drogą czy korzystam ze ścieżek rowerowych, warunki na drogach sprawiły, że gdzie tylko się dało uciekałem na ścieżkę rowerową. Jechałem tak wolno, że dojazd do Straconki zajął mi więcej niż 30 minut. Podjazd na Przegibek za to szedł całkiem nieźle, cały czas trzymałem się najlżejszego przełożenia, zmienna była kadencja ale starałem się jechać tak aby kadencja nie spadała poniżej 75. Kilka razy wstałem z siodełka na kilka sekund, na Przegibku było dużo ludzi, już nie ma znaczenia czy jest weekend czy inny dzień tygodnia, sporo osób jest w takich miejscach, zwłaszcza tam gdzie jest jakiś punkt gastronomiczny. Na podjeździe też sporo kolarzy, kilku z nich mnie wyprzedziło, większość jednak jechało wolniej niż ja. Dwie osoby które dogoniłem wyszły mi z koła przed przełęczą, cieszyły się z tego jak Michał Kwiatkowski ze zdobycia Mistrzostwa Świata, ja z tego mogę się tylko śmiać bo przy tak nisko zwieszonej poprzeczce i tempie w jakim jechałem to nawet pies z kulawą nogą jest w stanie mnie wyprzedzić. Takie sytuacje już mnie nie ruszają, nie mają znaczenia i żadnego wpływu na moją głowę. Zjazd wydawał mi się słaby, zarówno technicznie jak i szybkościowo ale nie wyszedł gorszy niż najlepsze z tego roku. Powrót z wiatrem należał do przyjemnych, udało się przedostać przez miasto przed szczytowymi godzinami na drogach. Miałem jeszcze trochę czasu i postanowiłem przejechać dwie pętle wokół lotniska. Zaletą jazdy po ścieżce wokół lotniska jest niewątpliwe brak samochodów, okrążenie w zasadzie nie zawiera żadnych podjazdów a różnicę robi tylko wiatr który jednak dzisiaj nie mieszał tak bardzo. Wychodząc z domu nie zorientowałem się, że nie zabrałem opaski mierzącej tętno, do niczego nie jest mi potrzebna i tylko ubyła jedna kolumna z danych statystycznych, w kontekście jakości nie miało to najmniejszego znaczenia.

Podsumowanie 21 tygodnia 2021
Niedziela, 23 maja 2021 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Ten tydzień był kolejnym w którym walczyłem o lepsze samopoczucie. Zdrowie dalej szwankuje, zmęczenie o treningach trzyma długo i zmiany tego stanu rzeczy nie widać. Już powoli mogę spisywać ten sezon na straty ponieważ w drugiej części roku nie będę miał już tyle czasu wolnego jak wcześniej a samo czekanie na poprawę nic nie da. Podczas treningów nie narzekałem zmęczenie ale musiałem zweryfikować założenia, nie wiem dlaczego ale żadne zmiany i nowe pomysły na wyjście z trudnej sytuacji nie pomagają i chyba będę musiał na jakiś czas odstawić rower w kąt. Już kiedyś jeździłem na siłę i nic dobrego z tego nie było. Może samo przejdzie i dlatego daję sobie jeszcze kilka dni na ewentualną poprawę zanim odpuszczę treningi.
1.Waga w ostatnim tygodniu:

Waga w ostatnim czasie znów jest stabilna, wolałbym jednak aby nieco spadła
2.Obciążenie treningowe:

Kolejny raz występowały duże wahania wartości ATL oraz TSB.
3.Najlepsze wartości mocy:

Poza niezłą mocą 8 minutową którą udało się powtórzyć 3 razy pozostałe nie były już tak dobre.
4.Dane liczbowe:

5.Dane o podjazdach:

Był to dobry tydzień na podjazdach. Zaliczyłem ich sporo, jednak bez żadnych fajerwerków.
1.Waga w ostatnim tygodniu:

Waga w ostatnim czasie znów jest stabilna, wolałbym jednak aby nieco spadła
2.Obciążenie treningowe:

Kolejny raz występowały duże wahania wartości ATL oraz TSB.
3.Najlepsze wartości mocy:

Poza niezłą mocą 8 minutową którą udało się powtórzyć 3 razy pozostałe nie były już tak dobre.
4.Dane liczbowe:

5.Dane o podjazdach:

Był to dobry tydzień na podjazdach. Zaliczyłem ich sporo, jednak bez żadnych fajerwerków.
Trening 49
Niedziela, 23 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 90.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:43 | km/h: | 24.22 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 173173 ( 88%) | HRavg | 131( 67%) |
Kalorie: | 2473kcal | Podjazdy: | 2020m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po dniu przerwy postanowiłem nieco przepalić nogę i podjąć decyzję o dystansie podczas sobotniego Rajdu. W „dobrych czasach” jeden dzień wolny wystarczył aby zregenerować się po kilku treningach a obecnie to nie wystarczyło i nie byłem odpowiednio wypoczęty aby mocno jechać wszystkie zaplanowane podjazdy, a chciałem zaliczyć ich aż cztery co w zeszłym roku było normą. Wyjechałem w ostatniej chwili aby zdążyć do domu przed deszczem, nie skracając trasy. Już na pierwszy rzut zafundowałem sobie najtrudniejszy podjazd dnia i jeden z najtrudniejszych w okolicy zwany potocznie Beskidzkim Zoncolanem – Magurkę. Zanim dojechałem do podjazdu musiałem się pomęczyć z wiatrem. Noga nie była najgorsza ale nie zamierzałem się zajechać już na pierwszej górze. Przed zasadniczym podjazdem zatrzymałem się i rozebrałem zbędne ciuchy aby mieć pełen komfort na podjeździe. Z obecną wagą na całkiem luźną jazdę liczyć nie mogłem, podjąłem też ryzykowną decyzję i zachowałem sobie w rezerwie jedną koronkę więc jechałem dosyć twardo i sporo na stojąco. W połowie podjazdu wrzuciłem już co miałem do dyspozycji, sam podjazd szedł mi nieźle, lepiej by było gdybym nie musiał co chwilę mijać wolniej jadących rowerzystów. Pieszych nie było zbyt wielu i bez zbędnych postojów się obyło. Przed końcem podjazdu pierwszy raz spojrzałem na licznik, czas był całkiem niezły, moc ponad 300 Wat przy oszczędnej jeździe to jak najbardziej pozytywny akcent tego dnia. Zjazd oczywiście bardzo wolny, asekuracyjny, droga w strasznym stanie po zimie i skupiłem się na bezpiecznej jeździe. Udało się bez zatrzymywania, po wymianie kół na aluminiowe nie bałem się o przegrzanie obręczy. Po 3500 metrach zjazdu było mi zimno a kolejne kilometry również prowadziły w dół. Temperatura powoli szła do góry i dopiero po interwałowym odcinku do Tresnej trochę się rozgrzałem. Podjazd na Żar był najdłuższym na trasie i prawie tradycyjnie złapał mnie tam kryzys. Mimo niższej mocy i w miarę równej jazdy byłem na szczycie bardziej zmęczony niż po Magurce. Zjazd pod wiatr nie był przyjemny, kilka razy musiałem awaryjnie hamować, o tej porze już w górach były tłumy. Po Żarze miałem już tylko wrócić do domu przez Przegibek, podjazd chciałem pokonać równym tempem zaczynając już na skrzyżowaniu w Międzybrodziu. Początek był mocny i trzymałem poziom przez pierwsze 3 kilometry, na ostatnich 3 dołożyłem jednak 50 Wat, nie było to planowane, jakoś tak samo wyszło. Podobnie sytuacja wyglądała z dodatkowym podjazdem na Przegibek. Po zjeździe do Straconki który musiałem totalnie odpuścić zdecydowałem się na kolejny podjazd. Ilość kolarzy na tym podjeździe czy zjeździe to jakaś masakra, większość z nic to jednak niedzielni rowerzyści pokonujący podjazd slalomem. Nie patrząc na licznik wjechałem na przełęcz w równym tempie. Ostatni zjazd był dobry do momentu jak musiałem zjechać do krawędzi jezdni jak jakiś kierowca zajechał mi drogę wymijając szerokim łukiem niedzielnego rowerzystę. W tym momencie najechałem na duży kamień, na szczęście obyło się na strachu i gumy nie złapałem. W Straconce zatrzymałem się pod sklepem, postój był krótki bo zbliżał się deszcz. Do domu wróciłem niemal w ostatniej chwili bo 5 minut później już padało. Wyjazd jest niewielkim krokiem w dobrą stronę, po 4 podjazdach byłem zmęczony ale były momenty, że szybciej dochodziłem do siebie po wysiłku ale niewiele ich było. Jeszcze kilka takich wyjazdów potrzeba aby myśleć o jakiejś formie. Wyjazd potwierdził też, że na razie nadaję się tylko na rajdy rowerowe i dystans 151 kilometrów bez ścigania w sobotę będzie dla mnie idealny.

Trening 48
Piątek, 21 maja 2021 Kategoria 100-200, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 109.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:10 | km/h: | 26.16 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 159159 ( 81%) | HRavg | 131( 67%) |
Kalorie: | 2549kcal | Podjazdy: | 1520m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny wyjazd bez fajerwerków. Tym razem zrezygnowałem z dwóch liczników i zabrałem tylko Garmina. Udało się wyjechać już po 12 i dzięki temu miałem czas aby po drodze stanąć w bufecie. Już dawno miałem ochotę na najlepszą Szarlotkę w okolicy ale dopiero kilka dni temu otwarto lokale gastronomiczne i teraz już nic nie stało na przeszkodzie i była większa motywacja aby zaliczyć Ochodzitą gdzie pojawiam się stosunkowo rzadko. Przez Bielsko przejechałem głównymi drogami ale w dosyć dużym ruchu więc wcale szybciej i lepiej nie było niż jadąc dobrze znaną trasą przez Kamienicę. Tym razem podarowałem sobie podjazd pod Piekło w Bystrej i ruszyłem na Wilkowice. Gdy tylko wyjechałem z Bielska poczułem jak mocno dmucha z południa. Aby zasłużyć na ciasto i kawę musiałem się dwie godziny męczyć z wiatrem. Postanowiłem nie patrzeć na licznik i w dużej mierze się to udawało, włączyłem sobie różne komunikaty i sygnały dźwiękowe przypominały mi gdy moc wykraczała poza 3 strefę, gdy łańcuch z tyłu lądował na największej koronce, pojawił się problem z komunikatami z telefonu i niestety nie widziałem ich na liczniku. Wiatr nie zelżał ani na chwilę, w Szczyrku zaszła potrzeb krótkiego postoju więc się nie wahałem i stanąłem na około 2 minuty. Nic to nie pomogło i strasznie męczyłem się pod Salmopol, nie potrzebnie włączyłem segmenty Strava w liczniku, na przełęczy licznik powiadomił mnie o tym, że wykręciłem swój trzeci czas na Strava, od końca, gorzej tylko było podczas kryzysowych Pętli Beskidzkich w 2013 i 2015 roku. Nie miało to jednak znaczenia i po krótkim postoju ruszyłem w dół, wiatr nie pozwolił na zbyt wiele, przy silnych podmuchach nawet nie byłem w stanie dobrze ułożyć się technicznie o szybkości już nie wspominając i 6 minut na tym zjeździe to wciąż granica nie do przejścia dla mnie w tym roku. W Wiśle dojechałem do dwójki kolarzy którzy od razu pojawili się na moim kole, nie czułem się bezpiecznie ale musiałem przetrwać aż do skrętu na Czarne. Jazda po nowym asfalcie była przyjemna ale ostanie 1500 metrów przez Zameczkiem to już stare, dobrze znane dziury i wyboje. Podjazd na Zameczek z czystym sumieniem sobie odpuściłem i wybrałem najłatwiejszy wariant dojazdu do Istebnej czyli Czarną Wisełkę. W lesie wiatr nie był tak odczuwalny jak wcześniej i dopiero ostatnie 600 metrów po lepszej jakości nawierzchni było wymagające. Zjazd do Istebnej zanieczyszczony a zadania nie ułatwiały również rynny na wodę więc bezpiecznie zjechałem, inaczej się nie dało. Objeżdżanie Złotego Gronia sensu nie miało, pchanie się za wszelką cenę do Istebnej również, Koczy był za trudny jak na lekką jazdę więc została Jasiówka, tej wersji podjazdu nie jechałem już kilka lat. Po drodze do pokonania były dwie wymagające ścianki i musiałem pogodzić się z tym, że kadencja była niska. Na szczęście kolana i plecy nie protestowały i jakoś przetrwałem tą męczarnię. Ostatnie 1500 metrów główną drogą już szybko przeleciało, wiatr zaczął w końcu pomagać. Po ponad 2 i półgodzinnej walce z wiatrem i protestującym organizmem byłem na Ochodzitej. Widoczność była całkiem niezła i w oddali widać było Tatry. Przerwa na kawę nie była tak długa jak się spodziewałem. Zjadłem pyszną szarlotkę i ruszyłem w stronę Kamesznicy. Zjazd ściankami nie był najlepszym pomysłem, skupiłem się raczej na tym by nie zwiało mnie z drogi niż na rozwinięciu jak największej prędkości. Przejazd przez Kamesznicę za to był szybki, nie byłem w stanie dokręcać bardziej, wiatr miał być sprzyjający na 80 % trasy powrotnej ale nie wziąłem pod uwagę tego, że na drogach będą korki. Już w Milówce pojawił się ciągnik rolniczy i nie mogąc go wyprzedzić gdy z przeciwka był sznurek samochodów zatrzymałem się na chwilę. Jak na drodze zrobiło się pusto to ruszyłem, sielanka nie trwała długo, wjeżdżając do Węgierskiej Górki już był korek, jakoś go minąłem jadąc slalomem i uciekłem w kierunku Cięciny. Po drodze w końcu zdjąłem rękawki by złapać trochę opalenizny. Na dłuższe, szybsze odcinki liczyć nie mogłem, raz musiałem hamować po czym na moment była pusta droga. Przejazd przez Żywiec nie był przyjemny ale na dłuższe postoje się nie załapałem. Za Żywcem wiatr już bardziej wiał z boku i musiałem się znów męczyć. Uratował mnie postój pod sklepem gdzie musiałem zatankować bidony. Po krótkim odpoczynku jechałem dalej, nie spodziewałem się sparaliżowanego Bielska jakie zastałem kilkanaście minut później. Jak się okazało w okolicy było kilka poważnych zdarzeń drogowych i stąd większość dróg w okolicy Olszówki było zakorkowanych. Część utrudnień udało się minąć ścieżkami rowerowymi. Duży ruch i korki towarzyszyły mi już do końca. Gdyby nie to, że celem była Ochodzitą i postój na deser nie wyciągnął bym żadnych pozytywów z jazdy, podjazdy słabe, zjazdy fatalne a ogólna dyspozycja jeszcze gorsza niż w ostatnim czasie a już wtedy było źle. Nie wiem co w tym roku dzieje się z moim organizmem, nie pomaga pogoda, ogólna sytuacja i szczęście którego znowu mi brakuje. Mam nadzieję, że powoli sięgam dna, będę w stanie szybko się odbić i powoli wracać na właściwe tory chociaż na razie na to się nie zanosi.

Trening 47
Czwartek, 20 maja 2021 Kategoria 100-200, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 101.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:53 | km/h: | 26.01 |
Pr. maks.: | 66.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 161161 ( 82%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 2442kcal | Podjazdy: | 1700m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wczorajszym treningu szybko rozwiązałem problem z nieszczelnym zaworem w szytce, powietrze trzyma ale by go spuścić muszę odkręcać zawór bo naciskając jest bardzo duży opór, nie przeszkadza mi to ale tak chyba być nie powinno. Najważniejsze, że powietrze nie schodzi, resztą zajmę się w odpowiednim czasie. Wreszcie pogoda poprawiła się na tyle, że można cieszyć się jazdą a nie zastanawiać czy uda się objechać na sucho. Zasłużony urlop trzeba jak najlepiej wykorzystać bo w lecie nie będzie takiej możliwości. Mój organizm dalej nie działa jak trzeba i postawiłem na trening tlenowy ale na wymagającej trasie. Ostatnio udało się załatwić na testy licznik Garmin Edge 830 i chciałem przetestować go podczas jazdy. Od samego działania bardziej ciekawy byłem porównania z IGPSPORT z którego nie jestem zbytnio zadowolony. Wyjechałem w ostatniej chwili by uniknąć korków i spowolnień w Bielsku. Pomiar w licznikach uruchomiłem w jednej chwili i już po 2 kilometrach były rozbieżności. Jedyna różnica to pomiar prędkości, Garmina nie połączyłem z czujnikiem prędkości i dane pochodziły z GPS a IGPSORT pobierał je z czujnika prędkości. Rozbieżności w tym aspekcie nie były duże ale w czasie prawie 4 godzin jazdy widoczna była różnica. Od samego startu szwankował czujnik tętna, często pokazywał głupoty a chwilowe rozbieżności sięgały nawet 20 bpm przy równej mocy. Założeniem było nieskupianie się na cyferkach i jedyne co śledziłem to różnice wartości danych. Już po 30 minutach było wiadomo, że żaden z parametrów na obu urządzeniach nie zgadza się. IGPSPORT pokazywał więcej niż Garmin i tylko średnia wartość tętna na Garminie była wyższa niż na IGS 620. Przy okazji sprawdziłem wiele funkcji Garmina których nie posiada IGPSPORT IGS 620. Jest to urządzenie dużo bardziej rozbudowane i pozwalające przeprowadzić bardzo dokładny trening oraz zaoszczędzić sporo czasu na analizy po treningu które licznik wykonuje sam. Już po 2 godzinach jazdy byłem bardziej zadowolony z działania Garmina niż po 4 tygodniach z IGPSORT. Żeby nie okazało się, że jedynym celem jazdy był test licznika starałem się zjeżdżać jak najlepiej technicznie. Miałem do pokonania 3 podjazdy i zarazem zjazdy. Pierwszy z nich nie wyszedł najlepiej, drugi był już lepszy ale nie na tyle aby być z niego zadowolonym , ze swojej strony zrobiłem wszystko ale na czołowy wiatr i dużą ilość samochodów wpływu nie miałem. Po raz kolejny doceniłem karbonowe koła na końcówce zjazdu i dojeździe do Andrychowa, mimo walki z czołowym wiatrem nie miałem problemu z utrzymaniem prędkości, jedynym utrudnieniem po raz kolejny okazały się samochody. Mimo odpuszczenia przejazdu przez Wielką Puszczę zaliczyłem kilka krótszych podjazdów i już w Andrychowie miałem 1000 metrów w pionie. Różnica między urządzeniami wynosiła około 30 metrów na korzyść IGPSPORT. Po wyjeździe z Andrychowa złapał mnie lekki kryzys, jechało się ciężko ale gdy zaczął się zjazd problemy zniknęły. W Czańcu włączyłem nawigację po śladzie, skręciłem gdzieś w boczną dróżkę i objechałem cały Czaniec od północnej i zachodniej strony, drogi były wąskie ale całkiem dobrej jakości i co najważniejsze puste, wyjechałem w takim miejscu, ze jadąc główną byłbym tam po 500 metrach od zmiany kierunku a w tym czasie przejechałem ponad 4 kilometry. Kolejnym testem była nawigacja do punktu startu, nim do tego przystąpiłem przetestowałem jeszcze jedną rzecz, w tym samym momencie włączyłem kurs w Garminie i IGPSPORT, IGP od razu załapał trasę a Garmin przeliczał ją około 45 sekund. Jednak nie wszystkie funkcje lepiej działają w Garminie. Po drodze też cały czas Garmin gubił kontakt z telefonem i nie mogłem sprawdzać na bieżąco powiadomień. Jednak muszę jeździć cały czas z włączonym głosem w telefonie aby wiedzieć co się dzieje. W Porąbce zorientowałem się, że jeszcze nie miałem żadnego postoju, zatrzymałem się więc na moment rozprostować kości. To był chyba błąd bo później nie jechało się już tak dobrze a tętno osiągało wartości wręcz kosmiczne. Nie zmieniło to jednak nic w moich założeniach i dalej jechałem w podobnym tempie. Zjazd z Przegibka tym razem znowu był niezły technicznie ale szybkości brakowało, w Bielsku kilka razy musiałem hamować. Zdecydowałem się wrócić dłuższą drogą by trasa liczyła minimum 100 kilometrów. Około 500 metrów przed domem wyłączyłem pomiar w IGPSPORT a Garmina dopiero pod domem. Porównując wartości wyszły mniejsze lub większe rozbieżności. Na razie będę testował Garmina pod kątem treningowym i od czasu do czasu porównywał go z IGPSPORT. Ten test był wspaniałą odskocznią, nie myślałem tyle o tym co zrobić aby organizm wrócił na właściwe tory.
Porównanie danych z dwóch liczników:

Większość danych różni się między sobą. W Garminie Edge 830 prędkość pochodziła z GPS, średnia wartość kadencji nie uwzględniała zer, przy średniej mocy brane pod uwagę były również zera. Rozbieżność w wartościach spalonych kalorii czy temperaturze są znaczne. Pomiar tętna w obu urządzeniach jest identyczny i wartości wyszły takie same. Biorąc pod uwagę opinie użytkowników Garmina przewyższenia są nieco zaniżone wobec właściwych, pomiar z GPS jest dosyć dokładny. IGPSPORT z kolei zawyża nieco metry w pionie a długość odcinka pokonywanego przez koło podczas pełnego obrotu jest wpisywana ręcznie i wygląda na to, że jest zawyżona. Czas mimo dużych rozbieżności podczas jazdy jest niemal identyczny po prawie 4 godzinach jazdy. Rozbieżności w danych o mocy czy kadencji zależą pewnie tylko od tego jakie wartości są brane pod uwagę i stąd różnice w Watach, obrotach na minutę czy TSS. Pośrednio wpłynęło to na moc znormalizowaną. Pomiar mocy kalibrowany był za pomocą Garmina Edge 830, wartości mocy jakie pojawiały się na urządzeniach wydawały mi się za niskie, na podjazdach przy podobnych czasach jak ostatnio potrzebowałem 10 Wat mniej przy bardzo podobnej wadze. Warunki jakieś znaczenie miały ale po tym jak zacząłem używać Garmian Edge 830 wartości watów spadły ale ma to także swoje plusy, znacznie więcej czasu spędziłem w 2 strefie niż zwykle gdy sporo było 3 strefy. Kolejne porównanie nastąpi chyba na płaskie trasie lub treningu z przynajmniej jednym mocnym podjazdem na trasie.
Porównanie danych z dwóch liczników:

Większość danych różni się między sobą. W Garminie Edge 830 prędkość pochodziła z GPS, średnia wartość kadencji nie uwzględniała zer, przy średniej mocy brane pod uwagę były również zera. Rozbieżność w wartościach spalonych kalorii czy temperaturze są znaczne. Pomiar tętna w obu urządzeniach jest identyczny i wartości wyszły takie same. Biorąc pod uwagę opinie użytkowników Garmina przewyższenia są nieco zaniżone wobec właściwych, pomiar z GPS jest dosyć dokładny. IGPSPORT z kolei zawyża nieco metry w pionie a długość odcinka pokonywanego przez koło podczas pełnego obrotu jest wpisywana ręcznie i wygląda na to, że jest zawyżona. Czas mimo dużych rozbieżności podczas jazdy jest niemal identyczny po prawie 4 godzinach jazdy. Rozbieżności w danych o mocy czy kadencji zależą pewnie tylko od tego jakie wartości są brane pod uwagę i stąd różnice w Watach, obrotach na minutę czy TSS. Pośrednio wpłynęło to na moc znormalizowaną. Pomiar mocy kalibrowany był za pomocą Garmina Edge 830, wartości mocy jakie pojawiały się na urządzeniach wydawały mi się za niskie, na podjazdach przy podobnych czasach jak ostatnio potrzebowałem 10 Wat mniej przy bardzo podobnej wadze. Warunki jakieś znaczenie miały ale po tym jak zacząłem używać Garmian Edge 830 wartości watów spadły ale ma to także swoje plusy, znacznie więcej czasu spędziłem w 2 strefie niż zwykle gdy sporo było 3 strefy. Kolejne porównanie nastąpi chyba na płaskie trasie lub treningu z przynajmniej jednym mocnym podjazdem na trasie.

IGPSPORT IGS 620
Czwartek, 20 maja 2021 Kategoria Przegląd sprzętu
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
IGPSPORT IGS 620 - Funkcjonalny komputer rowerowy

Firma IGPSORT nie należy do topowych marek produkujących sprzęt elektroniczny dedykowany sportowcom, nie ma wielu zwolenników i ciężko znaleźć większą ilość opinii na temat liczników IGPSPORT.
W ofercie producenta jest kilka modeli, ja na tapetę wziąłem ten najdroższy, z największą ilością funkcji. Licznik można kupić w 2 wersjach:
W ofercie producenta jest kilka modeli, ja na tapetę wziąłem ten najdroższy, z największą ilością funkcji. Licznik można kupić w 2 wersjach:
- Bez czujników – 699 złotych
- Z czujnikami – 899 złotych
Licznik bez problemu łączy się z wszelkimi czujnikami działającymi w standardzie Ant + oraz Bluetooth, moje poprzednie czujniki jakich używałem są sprawne i wybrałem wersję bez czujników.
W opakowaniu oprócz licznika ważącego 90 gram znajdują się również: dwa uchwyty na kierownicę wraz z gumkami mocującymi i uszczelkami, kabel USB do podłączenia do komputera lub ładowarki sieciowej oraz podręczna instrukcja obsługi. Brakuje w zestawie smyczy służącej do zabezpieczenia licznika przed upadkiem w przypadku wypięcia się licznika z mocowania.

Po wypakowaniu urządzenia z pudełka stwierdziłem, że jest dosyć solidnie wykonane, obsługiwane jest trzema przyciskami, pierwszy z nich służy do włączenia urządzenia, wyjścia do menu w trakcie aktywności, zakończenia aktywności lub wyjścia do poprzedniego pola w trakcie poruszania się po menu. Środkowy przycisk służy do rozpoczęcia aktywności lub nowego okrążenia a trzeci do poruszania się po menu lub przechodzenia z ekranu na ekran w trakcie aktywności. Poruszać się możemy tylko w jednym kierunku, aby wrócić do poprzedniego widoku musimy przejść przez wszystkie ekrany lub parametry w menu aż dojdziemy do pierwszego i tego który nas aktualnie interesuje.
Po pierwszym włączeniu ustawiamy podstawowe dane takie jak: język menu, dane o użytkowniku, rowerach, strefach mocy, tętna, itd. Niestety w oczy rzuca się brak polskiego menu. Te opcje można ustawić pobieżnie i gdy wejdziemy już do urządzenia łączymy urządzenie z aplikacją w telefonie. Dużym plusem tego modelu licznika jest opcja ustawień licznika w aplikacji na telefonie. Poza stronami danych, ustawieniem roweru, użytkownika, stref treningowych możemy włączyć także powiadomienia z telefonu. Warunkiem działania tej funkcji jest stałe połączenie z telefonem przez Bluetooth. W tym liczniku mamy jeszcze dodatkowe funkcje takie jak aktualna pogoda w miejscu w jakim się znajdujemy i prognozowana pogoda na kolejne godziny oraz śledzenie urządzenia na bieżąco. Warunkiem działania tej funkcji jest również stałe połączenie z telefonem poprzez Bluetooth. W ustawieniach łatwo się połapać, nawet nie znając dobrze języka angielskiego. Nie wszystkie parametry da się ustawić i już na tym etapie wychodzą błędy oraz niedopracowanie softu.
Po ustawieniu podstawowych parametrów przychodzi kolej na bardziej zaawansowane czynności. Jedną z nich jest sparowanie urządzenia z czujnikami, możemy je podłączyć w standardzie Bluetooth lub Ant +. Licznik współpracuje zarówno z czujnikami prędkości kadencji czy tętna jak i miernikami mocy różnych firm. Czas łączenia jest dosyć długi ale po kilkunastu sekundach już wszystko działa albo nie, zdarzają się nieudane próby ale wystarczy próbować kolejny raz i jak dalej nic się nie dzieje to znaczy, że czujnik nie działa. Po połączeniu z czujnikami przechodzimy do ustawienia stref treningowych, w tym urządzeniu możemy ustalić zarówno strefy mocy jak i tętna. Strefy określa się na podstawie określonej wartości FTP lub LTHr lub ręcznie wpisuje zakresy parametrów. Jest jeszcze opcja ustawienia stref kadencji ale z reguły nie jest praktykowana. Mając ustawione strefy przechodzimy do ustawień stron danych. Możemy ustawić aż 5 stron z 10 polami danych, wybór jest szeroki ponieważ licznik oferuje około 80 funkcji. Wiele z nich jest kompletnie nie przydatnych, część z nich jest niezbędna w określonych sytuacjach i przy codziennym użytkowaniu. Funkcje wybieramy z kilku kategorii: prędkość, czas, dystans, kadencja, moc, tętno, nawigacja, ogólne, kalorie czy wysokość. Bardzo łatwo ustawia się ekrany w aplikacji, robienie tego bezpośrednio w liczniku jest czasochłonne i wymaga dużego skupienia.
Urządzenie działa także jako nawigacja. Istnieje możliwość nawigacji po śladzie. Kurs wybiera się na kilka sposobów m.in. wgranie pliku gpx do licznika bądź ustalenie trasy na podstawie wcześniej zakończonej aktywności. Nawigacja w tym liczniku jest słaba, mimo kolorowej i dokładnej mapy brakuje opcji zapamiętywania położenia i nawigacji do określonego punktu. Podczas jazdy z kursem wielokrotnie gubi się sygnał i urządzenie przestaje nawigować, jedyna opcja trzymania się śladu to stałe kontrolowanie mapy. Ustawienia mapy nie są skomplikowane, możemy skorygować orientację tak aby północ była zawsze na górze lub tam gdzie rzeczywiście się znajduje. Mapę można przybliżać środkowym przyciskiem, od 250 do 1000 metrów a przy śladzie do momentu jak widoczna jest cała trasa na ekranie czyli nawet do 100 kilometrów.
Przed pierwszą jazdą należy dokładnie sprawdzić wszystkie ustawienia, fabrycznie ustawione są m.in. autostart, auto okrążenia czy sygnał dźwiękowy przy kliknięciu, zmienić można także kolor ikonek w menu czy protokół na podstawie którego urządzenie pobiera sygnał GPS. Ustawienie urządzenia trwa od kilku do kilkudziesięciu minut, wszystko zależy od ilości parametrów jakie chcemy zmienić czy ustawić.
Przed pierwszą jazdą należy dokładnie sprawdzić wszystkie ustawienia, fabrycznie ustawione są m.in. autostart, auto okrążenia czy sygnał dźwiękowy przy kliknięciu, zmienić można także kolor ikonek w menu czy protokół na podstawie którego urządzenie pobiera sygnał GPS. Ustawienie urządzenia trwa od kilku do kilkudziesięciu minut, wszystko zależy od ilości parametrów jakie chcemy zmienić czy ustawić.
Licznik dosyć często gubi sygnał z GPS, wystarczy wjechać w bardziej zalesiony teren i już są problemy. Jazda z czujnikiem prędkości rozwiązuje problem. Zastrzeżenia można mieć także do szybkości działania urządzenia, zwykle reaguje z niewielkim opóźnieniem, przy postojach krótszych niż 15 sekund autopazuza nie zdąży się włączyć. W porównaniu do Garmina czy nawet Brytona jest to niedopracowany element. Licznik z automatu uwzględnia zerowe momenty przy uśrednianiu kadencji i nie da się tego zmienić. Przy jeździe na czujnikach tętna i mocy urządzenie wytrzymało ponad 15 godzin na jednym ładowaniu. Gdy dodałem czujnik prędkości i moduł Di2 czas spadł i przed upływem 15 godzin wyświetlił się komunikat o słabej baterii. Przy braku czujników całkiem realne jest 20 godzin jazdy na jednym ładowaniu.
Oczywiście jak każde tego typu urządzenie ma swoje zalety oraz wady:
- Pierwszą zaletą jest na pewno cena, za 700 złotych mamy kompletne urządzenie z wieloma funkcjami których nie mają nawet droższe produkty konkurencji.
- Firma ma swojego dystrybutora w Polsce i podobnie jak inne firmy produkujące elektronikę posiada 24 miesięczną gwarancję. Nie trzeba reklamowanego urządzenia wysyłać do Chin i długo czekać na naprawę bądź wymianę.
- Urządzenie jest kompatybilne niemal z wszystkimi czujnikami działającymi w standardzie Bluetooth oraz Ant+.
- Mocowanie urządzenia jest na tyle silne, że nie potrzeba dodatkowego zabezpieczenia na smyczy. Pasuje do mocowań z innych liczników np. Garmin.
- Nie trzeba urządzenia podłączać do komputera by zgrać dane. Zgrywanie po kablu jest jednak szybkie dzięki zastosowaniu najnowszego portu USB.
- Funkcja śledzenia czy informacje o pogodzie nie są standardem w licznikach i mają je tylko urządzenia warte znacznie więcej.
Wśród wad można wymienić:
- Częste problemy z łącznością bluetooth i problemy z parowaniem z aplikacją w telefonie.
- Brak kilku opcji które są niezbędne dla bardziej zaawansowanego użytkowania urządzenia np. w celach treningowych czy nawigacyjnych.
- Niedopracowany soft, wolna synchronizacja z aplikacją, opóźniona reakcja po użyciu guzików.
- Słaba reklama i brak większej ilości recenzji w sieci.
- Brak współpracy ze Strava Live Segments oraz możliwości wgrania treningu oraz wsparcia dla Trening Peaks.
Podsumowując, nie jest to urządzenie dla każdego. Dla osób mających problemy z cierpliwością działanie tego licznika będzie irytujące. Dla maniaków cyferek również to urządzenie okaże się bublem, występuje duża rozbieżność między tym co pokazał licznik a tym co widoczne jest w podsumowaniu w aplikacji IGPSPORT. Dla osób potrzebujących dobrej nawigacji to urządzenie również się nie nadaje. Jako podstawowy komputer rowerowy obsługujący czujniki prędkości, kadencji, tętna czy mocy i pokazujące podstawowe i bardziej rozbudowane dane urządzenie działa doskonale. W tej klasie cenowej ciężko znaleźć bardziej rozbudowany komputer rowerowy . Cena jest dużo niższa niż Garmina Edge 530 który posiada większość funkcji IGS 620 a także inne których nie ma IGPSORT ale precyzja działania, jakość wykonania i soft odstają wyraźnie od Garmina. Po prawie 4 tygodniach testów nie jestem przekonany do tego licznika, może się przyzwyczaję do nieco „ innego działania” niż Brytona Aero 60 czy Garmina Edge 800 lub wymienię na coś bardziej popularnego i dopracowanego w kontekście oprogramowania i funkcjonalności.
Trening 46
Środa, 19 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 85.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:15 | km/h: | 26.15 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 10.0°C | HRmax: | 180180 ( 92%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 2213kcal | Podjazdy: | 1410m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy dzień urlopu w którym normalnie dało się wyjechać z domu bez większych obaw o pogodę. Przed wyjazdem popełniłem duży błąd dopompowując 0,5 bara do każdej szytki. Zawór w przedniej jest dalej wadliwy o czym boleśnie przekonałem się na trasie. Gdy tylko ruszyłem już zaczęło padać ale po chwili przestało. Nie umaiłem wskoczyć na obroty, jakoś dziwnie pusto było na drogach ale to tylko złudzenie bo gdy dostałem się bliżej centrum już samochodów i pieszych więcej. Po rozgrzewce nie byłem zadowolony ze swojej dyspozycji ale zaplanowany trening należy do moich ulubionych więc nie chciałem z niego rezygnować. Za pierwszym błędem poszły kolejne, wybierając trasę nie wziąłem pod uwagę tego, że na drodze z ograniczeniem prędkości może pojawić się więcej samochodów i przez dłuższy czas częściej hamowałem niż kręciłem korbami. Ostatni strzał przed Przegibkiem pokazał już lepszą nogę ale jakoś przekonania nie miałem. Pierwszy podjazd szedł ciężko, jechałem głównie z wiatrem ale nie było tego w ogóle czuć, starałem się jechać równo i nie miałem problemów z utrzymaniem kadencji co oznaczało, że było dobrze. Zjazdy kompletnie mi nie wychodziły ale nie było to nadrzędnym celem. Po pierwszym zjeździe krótki postój który jednak przedłużył się do kilku minut. Dałem sobie 2 minuty na rozkręcenie i dopiero przyłożyłem w korby. Początek był trochę zbyt mocny ale później już złapałem rytm i trzymałem założony pułap mocy. Idealnie wymierzyłem odcinek bo na Przegibku pojawiłem się dokładnie po 8 minutach mocnej jazdy. Jeszcze się wahałem czy zjeżdżać do bielska czy Międzybrodzia. Ostatecznie wybrałem Międzybrodzie skąd podjeżdża mi się zazwyczaj lepiej. Po zjeździe zauważyłem brak powietrza w przednim kole, musiałem się zatrzymać i dopompować, nie chciało mi się machać ręczną pompką więc nabiłem powietrza z naboju. Jak się okazało problemem był wciąż nieszczelny zawór, nie sprawdziłem go jednak dokładnie i powietrze dalej uchodziło. Ostatni podjazd szedł znacznie ciężej ale zaczynając z tego samego miejsca byłem na Przegibku ponad 10 sekund szybciej. Końcówkę już jednak pokonałem na oparach, nie zatrzymywałem się na Przegibku tylko zjechałem kolejny raz na Międzybrodzie. Po zjeździe już powietrza w szytce nie było, dopompowałem tym razem ręczną pompką do około 5 bar, dokręciłem zawór ile się dało i ostrożnie jechałem dalej. Powietrze już nie schodziło ale jechało się ciężko, byłem ujechany po 3 podjazdach w S5, zwykle po takim treningu wracałem prosto do domu, tym razem miałem czas, pogoda też była dobra więc żal było nie wykorzystać tej sytuacji. Po drodze oczywiście masa niespodzianek, m.in. roboty drogowe na wielu odcinkach, typowe dla Polski jest to, że znaki informujące o robotach pojawiają się dopiero 100 metrów przed utrudnieniami a na skrzyżowaniach nie ma informacji, że skręcając w lewo trafimy na drogę bez przejazdu lub objazd. Jadąc objazdem jednej z zamkniętych dróg trafiłem na szuter, przy małej ilości powietrza w szytce i kołach karbonowych nie chciałem ryzykować i wybrałem inną drogę. Trafiłem na główną i musiałem się męczyć wśród ciężarówek. Przejazd przez miasto też przyniósł niespodzianki, jedną z nich był odcinek brukowy na którym radziłem sobie jednak całkiem nieźle jak na moje możliwości. Gdyby nie to, że mam urlop mógłbym narzekać, że trening trwał zbyt długo przez te nieplanowane atrakcje ale w tej sytuacji nie miało to znaczenia. Zmęczenie na trasie i problemy z szytką sprawiły, że nie był to całkiem przyjemny dzień.


Rozjazd 8
Wtorek, 18 maja 2021 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube '21, Samotnie, Szosa
Km: | 25.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 25.00 |
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 140140 ( 71%) | HRavg | 121( 62%) |
Kalorie: | 703kcal | Podjazdy: | 270m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Gdy pojawiło się pierwsze dłuższe okno pogodowe nie wahałem się i wyjechałem na pierwszą od miesiąca przejażdżkę regeneracyjną. Mając urlop jest więcej czasu i można obserwować przez okno jak deszcz pada. W tym czasie zacząłem nawet uczyć grać się w szachy, tutaj warunki atmosferyczne znaczenia nie mają. Liczyłem na to, że uda się dojechać na sucho ale było to zbyt duże życzenie. Już po wyjeździe zauważyłem wysokie tętno które utrzymało się do końca. Po 20 kilometrach zaczęło padać i z każdą minutą było coraz gorzej, ostatnie minuty już w intensywnym deszczu. Godzinka jazdy musiała wystarczyć, widać, że w tym roku nawet na urlopie nie jest dane mi normalnie trenować. Pora chyba jednak dać sobie z tym spokój, coraz gorzej to wygląda.

Podsumowanie 20 tygodnia 2021
Niedziela, 16 maja 2021 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Tydzień regeneracyjny zwykle nie jest dla mnie wyłącznie czasem odpoczynku. Zazwyczaj obowiązki którym nie poświęcam zbyt dużo czasu w tym okresie zabierają mi go więcej. Tym razem nie byłem w stanie wygospodarować zbyt wiele czasu na trening i łatwiej byłoby zrobić 2 treningi po 45 minut w ciągu dnia niż jeden 90 minutowy. Takie już są uroki życia i w sumie nawet nie mam ochoty aby z tym walczyć i za wszelką cenę szukać czasu na rower bo na razie w weekendy mam go dosyć dużo i wtedy mogę spokojnie trenować. Mimo małej ilości czasu, w tym snu zdążyłem nieco odpocząć. Brak czasu na rower a także kapryśna pogoda spowodowały, że testy sprzętu które miałem rozplanowane na cały tydzień skumulowały się do jednego dnia. Karbonowe koła dały dużo większą różnicę niż się spodziewałem, komfort jazdy wzrósł dwukrotnie a jeździ się szybciej zarówno na płaskim, zjazdach ale i podjazdach gdzie jednak różnica jest minimalna. Po wielu problemach z opaskami do pomiaru tętna, które raz działały dobrze, innym razem gubiły sygnał, dużo zależało od stroju zdecydowałem się na zakup opaski mierzącej tętno z nadgarstka lub innej części ręki. Przy tej opasce pomiar będzie już bardziej bezpośredni ale czy tak dokładny jak z piersi to nie wiem. Od pewnego czasu jest to dla mnie tylko dodatek i statystyka. Opaska na rękę reaguje dosyć szybko na zmiany obciążeń ale dosyć wolno tętno opada do redukcji mocy, wygląda na to, że rozkład tętna jest nieco inny niż przy tradycyjnym pomiarze. Po ostatnich problemach z butami rowerowymi zdecydowałem się na wymianę bloków na oryginalne Locka. Komfort jazdy wzrósł i zniknął problem z wypinaniem się bloków podczas jazdy. Ustawiłem je na oko i po pierwszych jazdach problemów z kolanami ani innymi częściami ciała nie stwierdziłem. Na razie wciąż czekam na zamienne części do miernika mocy ale po problemach jakie się pojawiły i kilku konfiguracjach miernik znów działa poprawnie ale wydaje się, że wskazuje niższe wartości. Może to być wyłącznie zasługa kół czy bloków ale chyba takich różnic sprzętem nie da się uzyskać. Na początku wydawało mi się, że miernik zaniża, w perspektywie testów jakie mnie czekały nie była to sprzyjająca okoliczność. Z zaplanowanych 5 prób zrobiłem tylko 4, dwie z nich były udane, dwie kolejne już nie. Same testy potwierdziły kilka wniosków jakie wyciągnąłem z ostatnich tygodni. Moce stopniowo są coraz lepsze ale zmęczenie po każdym mocnym zrywie jest ogromne, nawet będąc bez formy i zmęczony sezonem mój organizm szybciej się regenerował. To nie jest normalne, wystarczy kilka minut w trupa aby organizm odmówił posłuszeństwa i na regenerację potrzebował znacznie więcej czasu niż dotychczas po kilku godzinnym wymagającym treningu w górach. W dalszym ciągu mogę jeździć długo na niskiej intensywności ale bardzo krótko na wysokiej. W tym stanie o ściganiu mowy być nie może więc świadomie z tego rezygnuję. Liczę na to, że jeszcze w tym roku wrócę na właściwe tory ale nie stawiam tego za cel. Próby czerpania przyjemności z jazdy, mimo problemów często kończą się porażką, nie wszystko zależy ode mnie, na drogach jest niebezpiecznie, wielokrotnie cudem udaje się uniknąć zderzenia z samochodem czy upadku. Bardzo cierpi na tym głowa która potrzebuje resetu, kiedyś podczas jazd byłem w stanie całkowicie uwolnić myśli i czerpać przyjemność z życia a obecnie o to coraz trudniej. W życiu człowieka jest kilka ważnych momentów kiedy przychodzi czas na zmiany i jeden z nich właśnie nastał. Po kilku latach uczciwej i sumiennej pracy zdecydowałem się na zmianę pracodawcy. Złożyło się na to wiele czynników i poniekąd zmusiły mnie do tego okoliczności. Jest to jednak początek zmian życiowych i być może wywrócenie życia o 180 stopni. Jestem jednak na to przygotowany i nie żałuję niczego. Uważam, że przez kilka ostatnich lat zrobiłem bardzo dużo dla siebie, skorzystałem z życia i powoli przychodzi czas na zbudowanie czegoś trwałego co będzie można pozostawić innym. Zmiana pracy to dopiero początek, na ten moment nie wiem jak to wszystko będzie wyglądać dalej, nawet jeżeli będę musiał tylko patrzeć na rower lub jeździć jedynie w weekendy to uważam, że jest to właściwy ruch który może dać więcej korzyści niż szkód przyniosłoby po raz kolejny zbyt duże poświęcenie się rowerami bo żaden puchar czy inne trofeum nie jest warte zaniedbań które odczuwalne będą przez kolejne lata. Patrząc na to co dzieje się na świecie to zbytniego wyboru nie ma, kiedyś był bardzo bogaty wybór, trzeba było kombinować czy lepiej pojechać w sobotę na wyścig czy z bliskimi osobami pozwiedzać jakieś ciekawe zabytki czy zjeść obiad w dobrej restauracji. Dzisiaj kombinuje się, żeby wyjść gdziekolwiek a wyścigów szuka się już po całym kraju i wyboru dużego nie ma. Pomijam już fakt, że sporo się zmieniło w organizacji zawodów i wiele z nich jest niebezpiecznych, wypadków coraz więcej a gdy trzeba brać za nie odpowiedzialność to każdy broni się jak może by nie ponieść konsekwencji. Nic nie jest warte utraty zdrowia czy życia i dlatego świadomie rezygnuję z wyścigów. Gdy będę miał czas i chęci a termin mi spasuje to pewnie gdzieś wystartuję ale specjalne planowanie urlopu, noclegów po to aby ścigać się o kawałek plastiku lub komuś coś udowadniać mija się już dla mnie z celem. Są rzeczy ważne i ważniejsze i przyjemności nigdy nie mogą stać ponad obowiązkami zwłaszcza wtedy gdy przez lata było odwrotnie. Swoje już w życiu przejechałem, mam za sobą ponad 100 startów w zawodach, nie kręci mnie to tak jak kiedyś, jest coraz więcej osób z którymi muszę i chcę się liczyć, trochę przygód zaznałem a zmiany w życiu osobistym są wystarczającym argumentem aby nie myśleć już o głupotach a takimi są m.in. wyścigi i zajeżdżanie się w trupa bez celu, zdrowie mamy tylko jedno, ja już wiele z tego tytułu w życiu wycierpiałem i pora zacząć szanować swój organizm. Ostatnie dwa lata to były wyżyny moich możliwości, w zawodach startowałem mało, postawiłem na jakość ale obecnie jak nic nie wychodzi to nawet na dobrą jakość nie ma co liczyć. Uświadomiłem sobie, że bez regularnych startów mam dużo więcej czasu na inne, ważniejsze sprawy i nie wyobrażam sobie powrotu np. do 2018 gdy postawiłem zbyt wiele na szali i ani nie było z tego przyjemności ani żadnych wymiernych efektów a tylko same problemy to stwierdziłem, że drugi raz tego błędu nie popełnię. Wyścigi szosowe w Polsce raczej przeżywają kryzys i przy małej ich ilości zainteresowanie jest duże a co za tym idzie, większe parcie na wynik i mniejsze bezpieczeństwo. Ja nawet w dobrych czasach nie czułem się pewnie w peletonie a teraz jest z tym znacznie gorzej. Większej ilości argumentów nie potrzebuję, może za jakiś czas sytuacja się zmieni i znów będę miał więcej możliwości i wrócę do wyścigów ale na ten moment mam ważniejsze sprawy na głowie i nie chcę czegoś znów zaniedbać. W ciągu dwóch najbliższych tygodni wykorzystuję tegoroczny urlop, niestety prognozy są fatalne i to kolejny kubeł zimnej wody jaki wylewa się na moją głowę. Jedyny plus jest taki, że łatwiej trafić na okno pogodowe co przy 8 godzinnej pracy zazwyczaj było niemożliwe.
1.Waga w ostatnim tygodniu:

Po wielu tygodniach walki o zbicie wagi wreszcie coś ruszyło, nie mam za bardzo z czego zrzucać bo widać, że przybyło sporo masy mięśniowej i aby zejść z wagą jeszcze niżej będę musiał się jej trochę pozbyć. Pozostałe parametry w normie i bez dużych wahań.
2.Obciążenie treningowe:

Przy małej ilości treningów wystąpiły duże wahania wartości danych zarówno ATL, CTL jak i TSB.
3.Najlepsze wartości mocy:

Dobre wyniki mocy udało się wygenerować w czasie 5,20 oraz 30 minut.
4.Dane liczbowe:

5.Dane o podjazdach:

Zaliczyłem mało podjazdów ale z lepszymi czasami niż dotychczas.
6.Analiza wyników testów:
Jedną z najbardziej ulubionych czynności po treningowych jest dla mnie analiza danych liczbowych. W tym roku testuję się regularnie co 8 tygodni, wypada to dokładnie w co drugim tygodniu regeneracyjnym. Do tych testów byłem bardzo sceptycznie nastawiony i nie mogłem być pewny, że są konieczne. Ostatnie tygodnie to pasmo niepowodzeń i walki ze słabościami i problemami zdrowotnymi które nie chciały mnie opuścić. Nie miałem jednak nic do stracenia i zdecydowałem się jedynie na drobne modyfikacje w sposobie przeprowadzenia testów. Pogoda oczywiście trafiła się najgorsza z możliwych czyli deszcz i zimno ale nie zniechęciło mnie to do jazdy. Testy poszły podobnie jak większość treningów w tym roku, część była dobra a część lepiej przemilczeć. Wśród 4 prób dwie pokazały regres, pozostałe niewielki lub większy progres. Na testach osiągnąłem następujące wyniki:

Wynik z testu 30 minutowego jest identyczny jak pokazał licznik. Próba 5 minutowa różni się o 2 Waty. Większa różnica jest już podczas wysiłku 1 minutowego gdzie licznik pokazał 30 Wat mniej niż faktycznie było. Sprintu nie monitorowałem na bieżąco i nie jestem w stanie stwierdzić jaka jest dokładnie różnica. Trenowanie z licznikiem iGPSPORT nie jest takie łatwe jak się wydawało i wychodzą dużo większe różnice niż wówczas gdy trenowałem z Garminem czy Brytonem.
Przez dwa miesiące nastąpiły jednak zmiany i moje maksymalne moce się różnią:

Spory wzrost maksymalnej mocy 5 minutowej napawa optymizmem, zwłaszcza w wypadku gdy jest to wynik niewiele gorszy niż życiowy. Lepiej spisałem się także podczas próby 30 minutowej, dopiero w tym roku wykonuję takie próby i za każdym razem wynik wychodzi lepszy, obecnie tylko o 1 % ale poprzedni test robiony był na trenażerze gdzie cały czas kręci się równo i mocno a na szosie następują momenty nawet z zerową mocą. Z maksymalnej 30 minutowej mocy można dokładniej wyznaczyć FTP niż z 20 minutowej czasówki. Wyniki na 1 minutę oraz sprintu wyszły gorsze niż 8 tygodni. Temu, złożyło się na to wiele czynników ale na pewno nie obniżenie możliwości. Moje doświadczenia z krótkimi wysiłkami nie są najlepsze i dobrych wyników nigdy nie miałem więc nie ma co się tym przejmować. Wyniki testu wyszły dobre ale same moce nie wystarczą aby określić formę. Wiele innych elementów leży i nad nimi muszę pracować.
1.Waga w ostatnim tygodniu:

Po wielu tygodniach walki o zbicie wagi wreszcie coś ruszyło, nie mam za bardzo z czego zrzucać bo widać, że przybyło sporo masy mięśniowej i aby zejść z wagą jeszcze niżej będę musiał się jej trochę pozbyć. Pozostałe parametry w normie i bez dużych wahań.
2.Obciążenie treningowe:

Przy małej ilości treningów wystąpiły duże wahania wartości danych zarówno ATL, CTL jak i TSB.
3.Najlepsze wartości mocy:

Dobre wyniki mocy udało się wygenerować w czasie 5,20 oraz 30 minut.
4.Dane liczbowe:

5.Dane o podjazdach:

Zaliczyłem mało podjazdów ale z lepszymi czasami niż dotychczas.
6.Analiza wyników testów:
Jedną z najbardziej ulubionych czynności po treningowych jest dla mnie analiza danych liczbowych. W tym roku testuję się regularnie co 8 tygodni, wypada to dokładnie w co drugim tygodniu regeneracyjnym. Do tych testów byłem bardzo sceptycznie nastawiony i nie mogłem być pewny, że są konieczne. Ostatnie tygodnie to pasmo niepowodzeń i walki ze słabościami i problemami zdrowotnymi które nie chciały mnie opuścić. Nie miałem jednak nic do stracenia i zdecydowałem się jedynie na drobne modyfikacje w sposobie przeprowadzenia testów. Pogoda oczywiście trafiła się najgorsza z możliwych czyli deszcz i zimno ale nie zniechęciło mnie to do jazdy. Testy poszły podobnie jak większość treningów w tym roku, część była dobra a część lepiej przemilczeć. Wśród 4 prób dwie pokazały regres, pozostałe niewielki lub większy progres. Na testach osiągnąłem następujące wyniki:

Wynik z testu 30 minutowego jest identyczny jak pokazał licznik. Próba 5 minutowa różni się o 2 Waty. Większa różnica jest już podczas wysiłku 1 minutowego gdzie licznik pokazał 30 Wat mniej niż faktycznie było. Sprintu nie monitorowałem na bieżąco i nie jestem w stanie stwierdzić jaka jest dokładnie różnica. Trenowanie z licznikiem iGPSPORT nie jest takie łatwe jak się wydawało i wychodzą dużo większe różnice niż wówczas gdy trenowałem z Garminem czy Brytonem.
Przez dwa miesiące nastąpiły jednak zmiany i moje maksymalne moce się różnią:

Spory wzrost maksymalnej mocy 5 minutowej napawa optymizmem, zwłaszcza w wypadku gdy jest to wynik niewiele gorszy niż życiowy. Lepiej spisałem się także podczas próby 30 minutowej, dopiero w tym roku wykonuję takie próby i za każdym razem wynik wychodzi lepszy, obecnie tylko o 1 % ale poprzedni test robiony był na trenażerze gdzie cały czas kręci się równo i mocno a na szosie następują momenty nawet z zerową mocą. Z maksymalnej 30 minutowej mocy można dokładniej wyznaczyć FTP niż z 20 minutowej czasówki. Wyniki na 1 minutę oraz sprintu wyszły gorsze niż 8 tygodni. Temu, złożyło się na to wiele czynników ale na pewno nie obniżenie możliwości. Moje doświadczenia z krótkimi wysiłkami nie są najlepsze i dobrych wyników nigdy nie miałem więc nie ma co się tym przejmować. Wyniki testu wyszły dobre ale same moce nie wystarczą aby określić formę. Wiele innych elementów leży i nad nimi muszę pracować.
Trening 45
Niedziela, 16 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 58.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 28.06 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 156156 ( 80%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 1428kcal | Podjazdy: | 810m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po dwóch dniach testów odczuwałem duże zmęczenie. W dalszym ciągu organizm potrzebuje więcej czasu na regenerację, nie zakładałem żadnego treningu ale po południu pogoda się poprawiła i patrząc na prognozy na kolejne dni, szkoda było tego nie wykorzystać. Mimo zachodniego wiatru wybrałem się w innym kierunku co okazało się jednym, wielkim błędem. Na początku było fajnie bo jechałem z wiatrem i bez przeszkód przez pierwsze 10 minut. Gdy tylko dojechałem do terenów rekreacyjnych przy lotnisku zaczęły się problemy. Ludzi było jak mrówek a większość z nich zachowywało się jak bydło wypuszczone na wybieg po zimie. Po kilku minutach jazdy slalomem wśród pieszych miałem dość, na tym odcinku prawie wogóle nie kręciłem korbą. Później próbowałem nadrobić trochę czasu na zjazdach, z wiatrem nie było to trudne. Na tych kołach nie czuję się jeszcze pewnie ale na prostych zjazdach jestem w stanie już puścić całkiem hamulce, gdyby nie było samochodów kilka sekund jeszcze bym urwał na końcówce ale i tak kolejny podjazd wjechałem z rozpędu. Tradycyjnie zatrzymywały mnie skrzyżowania ale i kolejny zjazd pokonałem szybko i pewnie, na końcu jednak musiałem się zatrzymać. Zatrzymały mnie wszystkie większe skrzyżowania ale nieco szczęścia miałem na przejeździe kolejowym gdzie sygnał pojawił się w momencie jak przez nie przejechałem. Za Bielskiem ruch samochodów jakby mniejszy ale lepiej przez to się nie jechało. Nogi po wczorajszym treningu nie pozwalały na zbyt wiele na podjazdach, łatwiej było utrzymywać wysoką kadencję. Z wiaterkiem jechało się fajnie ale co dobre szybko miało się skończyć. Już w Zarzeczu zaciągało z boku i częste zmiany przełożenia stały się faktem, widoków nie było więc nie było jak się oderwać od śledzenia cyferek na liczniku, podjazdy szły nieźle ale utrzymywanie się w 2 czy 3 strefie nie pozwalało na dynamiczne i szybkie pokonywanie kolejnych hopek. Z rytmu wybił mnie skutecznie odcinek brukowy w Tresnej, jak już poczułem się pewniej samochody zaczęły mnie wyprzedzać na centymetry i musiałem zmienić optymalny tor jazdy. Nie miałem ochoty na postoje i szybko chciałem dojechać do Międzybrodzia. Słusznie bałem się tego odcinka wzdłuż jezior, dziur cała masa, samochodów jeszcze więcej i ciężko było wszystkie omijać. Jakoś przetrwałem ale na horyzoncie pojawił się kolejny problem. Cały podjazd na Przegibek walczyłem z wiatrem a w końcówce także z rowerzystami próbującymi mi odjechać co im się nie udało i jeszcze do mnie mieli o to pretensje, jadąc spokojnym, równym tempem pod górę nie patrzę co dzieje się wokół a to, że inni chcą mnie za wszelką cenę objechać to już inna sprawa. Na zjeździe chciałem poćwiczyć trochę technikę ale nie wyszło, za dużo samochodów i rowerzystów, wiatr też robił swoje. Gdy tylko wjechałem do Bielska znowu zaczął się horror, co rusz jakiś pieszy pojawił się na drodze, najczęściej poza przejściem dla pieszych. Nie było to bezpieczne ale oczywiście winny byłem ja bo niby miałem obowiązek się zatrzymać, jak kierowcy wymuszają pierwszeństwo to też nie jest ich wina. Ten kraj przez ostatni rok stał się jeszcze bardziej chory o ile w ogóle to jest możliwe. Postanowiłem wrócić inną niż zwykle drogą, przez wiele kilometrów miałem spokój z pieszymi ale skumulowało się to na ostatnich 4 kilometrach. Moja głowa już miała dość ale musiałem jakoś przetrwać w tym tłumie pieszych. Mimo wszystko byłem zadowolony ze swojej jazdy, podjazdy faktycznie wyglądają coraz lepiej, nad zjazdami muszę pracować ale ogólnie nie jest już tak źle jak było jeszcze 2 tygodnie temu.
