Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Trening 121

Wtorek, 29 września 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 28.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:07 km/h: 25.07
Pr. maks.: 51.00 Temperatura: 818.0°C HRmax: 179179 ( 91%) HRavg 145( 74%)
Kalorie: 11kcal Podjazdy: 490m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Krótki wyjazd w przerwie od deszczu. Przed wyjazdem przełożyłem korbę do drugiego roweru zaoszczędzając kilka minut na przekładaniu miernika mocy. Ubrałem się nieodpowiednio bo w ciuchy przeciwdeszczowe w których było bardzo niewygodnie. Na rozgrzewce nie przeszkadzało to ale przed właściwym treningiem rozebrałem nogawki i kurtkę, schowałem do reklamówki i położyłem w niewidocznym miejscu. Przez ponad 20 minut planowałem pokonać kilka jazdy 800 metrowy odcinek w dwóch kierunkach. Byłem dobrze rozgrzany i nie przeszkadzało mi nawet zimno i bardzo trudne warunki na trasie, sporo wody, piachu i błota. Dawno nie miałem okazji jeździć w takich warunkach których za bardzo nie lubię. Planowałem trzymać kadencje około 80 i w miarę stałą moc, liczyłem na 5 powtórzeń i z takim założeniem rozpocząłem pierwsze. Po 5 znalazłem jednak motywacje na jeszcze jedno. Zacząłem bardzo mocno i myślałem, że uda się utrzymać wyższą moc ale brakło. W tych warunkach nie dało się jechać szybciej, w poprzednich latach również trenowałem na tym odcinku i wtedy generowałem minimum 10 Wat mniej ale wjeżdżałem kilka sekund szybciej. Po 6 podjazdach zatrzymałem się i ubrałem, w sumie nie miało to sensu, byłem cały mokry i brudny a rama zmieniła barwę z białej na brązową. Po zjeździe zdecydowałem, że zaliczę jeszcze dwa podjazdy około 90 sekundowe. Pierwszy z nich rozpocząłem mocno ale później wyszło, że wybrałem złe przełożenie i brakowało mnie w końcówce. Ostatni podjazd był bardzo podobny z tą różnicą, że brakło mnie w końcówce i odpuściłem zbyt szybko. Trening był krótki ale bardzo intensywny, gdyby było więcej czasu to dokręciłbym jeszcze do 100 TSS. Ten wyjazd nie miał zbyt dużego sensu, dużo ciuchów do prania i rower do czyszczenia na co musiałem poświęcić ponad godzinę i dlatego był to jedyny wyjazd przy niepewnej pogodzie.


Miasto 33

Poniedziałek, 28 września 2020 Kategoria Miasto
Km: 35.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:25 km/h: 24.71
Pr. maks.: 44.00 Temperatura: 12.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 690kcal Podjazdy: 320m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze

Podsumowanie 36 tygodnia 2020

Niedziela, 27 września 2020
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: min/km:
Pr. maks.: Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m
Miniony tydzień znowu nie należał do najłatwiejszych. Sporo się działo i mała ilość odpoczynku wpłynęła na gorsze samopoczucie. Jednak nie mogę narzekać na brak wrażeń. Niecodziennie pokonuje się Polskę lecąc kilkaset metrów nad ziemią a mi zdarzyło się to dwukrotnie w ciągu ledwie 40 godzin. Dodatkowo około 10 byłem nad morzem by około 8 godzin później być w górach. Podróże zawsze mnie męczą i tak też było tym razem. Ogólnie cały tydzień czułem się nie najlepiej co było widoczne podczas treningów. Przez ostatnie tygodnie miałem spokój z płucami które znowu dały o sobie znać, na razie lepiej nie będzie, 8 godzin dziennie w masce nie wpływa dobrze na organizm. Tydzień zakończył się znów bólem pleców. Najbliższy tydzień zapowiada się na mniej intensywny i może problem z plecami zniknie. Spodziewałem się spadku formy i przymusowe początek roztrenowania. W dwóch czołówkach nie spodziewam się cudów ale liczę na to że poniżej minimum prezentowanego w tym sezonie nie zejdę. Pora kończyć ten sezon i zrobić twardy reset.
1.Waga w ostatnim czasie:

Sytuacja z poprzednich tygodni znowu się powtórzyła i waga utrzymała się na zbliżonym poziomie. 
2.Obciążenie treningowe:

Dobry tydzień wpłynął na wzrost ATL i CTL a także spadek TSB który objawił się narastającym zmęczeniem. 
3.Najlepsze wartości mocy:

Słaby to był tydzień, jedyne niezłe wyniki to moce z 5 i 20 minut ale do maksymalnych brakuje sporo.
4.Intensywność treningów:

Treningi były bardzo zróżnicowane co potwierdzają dane w tej tabeli. Nie trzymałem planu treningowego i pozwoliłem sobie na sporo luzu. 
5.Dane liczbowe:

Czas w strefach:

Dane szczegółowe

6.Podjazdy:

Ilość podjazdów była dosyć umiarkowana. Poprawiłem najlepsze czasy na 3 podjazdach dokładając kolejne cegiełki do tego co już udało się osiągnąć w tym roku.
7. Wstępny rozpis na kolejny tydzień:
Ten tydzień nie zapowiada się dobrze, jak się uda cokolwiek pojeździć to będzie dobrze. Liczę, że forma zbytnio nie spadnie i będę w stanie powalczyć podczas 2 ostatnich czasówek w tym roku.

Trening 121

Niedziela, 27 września 2020
Km: 122.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:01 km/h: 30.37
Pr. maks.: 60.00 Temperatura: 10.0°C HRmax: 154154 ( 78%) HRavg 136( 69%)
Kalorie: 2658kcal Podjazdy: 1200m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Prognoza na niedziele zmieniała się w ostatnich dniach kilkakrotnie. Przez pewien czas była to sinusoida mówiąca albo o ciągłych opadach lub o ich całkowitym braku. Jedyne co było stałe to temperatura która miała nie przekroczyć 10-12 stopni. Dawno nie miałem treningu typowo bazowego, jak jeździłem w tlenie to maksymalnie po 2-2,5 godziny a dłuższy robiłem ostatnio na początku lipca. Warunki były idealne na taki trening a czas pozwalał nawet na 5 godzin jazdy. Ostatecznie ustaliłem trasę na około 4 godziny jazdy po względnie płaskim terenie. Przed wyjazdem miałem kilka dylematów, jednym z nich była kwestia ubioru, ostatecznie wybrałem ciepłą kurtkę, ocieplane nogawki, ochraniacze na buty i rękawiczki z długimi palcami. Był to idealny zestaw ciuchów, do tego dołożyłem kilka kanapek, dwa banany i dwa duże bidony wody. Na takim prowiancie nie jechałem od wiosny a wówczas się sprawdzał. Przez niepewną pogodę i przejazd przez dwa kraje zdecydowałem się na jazdę na lampkach. Planowałem wyjechać o 8, będąc gotowy szybciej wyjechałem kilka minut przed założoną godziną. Pierwsze 10 kilometrów jechałem z pomocą wiatru wiec było dosyć szybko. Nogi mimo temperatury i niewygodnych ciuchów pracowały chyba lepiej niż przez ostatnie dni. Pierwszy podjazd tego nie potwierdził ale czułem się nieźle i liczyłem na szybki przejazd trasy. Na zjeździe mimo tego, że nie skupiłem się wystarczająco pojechałem nieźle technicznie i szybko. Później pojawił się problem poboru optymalnego przełożenia i przez pewien czas przerzucałem łańcuch między koronkami. Gdy dojechałem do ronda w Ligocie zauważyłem dwójkę kolarzy ubranych na zupełnie inną temperaturę, wyglądałem przy nich co najmniej dziwnie. Miałem nadzieje, że uda się złapać ich koło i kawałek pojechać w grupie ale się nie udało. Moja moc oscylująca miedzy 200 a 250 Wat to za mało aby dotrzymać koła kolarzom. Jechałem wiec swoje tracąc ich z pola widzenia. Z każdą chwilą jechało mi się ciężej, przy podobnej mocy jechałem wolniej i szarpałem coraz bardziej szukając optymalnej kadencji. Ciągle mam z tym problem. Najgorzej było przed Chybiem gdzie wiatr był najbardziej odczuwalny. Następnie sprawdziłem przejazd kolejowy po remoncie, nie trzeba już w tym miejscu hamować, pociągi na razie nie jeżdżą a droga jest równiutka jak stół. Dawno nie byłem w tym rejonie i już zapomniałem, że nawet w niedzielę ruch jest spory, musiałem zwolnić przed skrzyżowaniem. Powoli warunki się stabilizowały, temperatura oscylowała około 10 stopni i wiał odczuwany południowo-zachodni wiatr. Oznaczało to szarpaninę przez kolejne 40 kilometrów i tak też było, cały czas walczyłem z silnym wiatrem. Po niespełna godzinie jazdy zatrzymałem się po raz pierwszy, źle uporządkowałem kieszonki i nie umiałem wyjąc jedzenia. Przepakowałem szybko kieszonki wkładając po jednej kanapce do kieszeni i dwa banany do trzeciej. Ostatnią kanapkę zacząłem konsumować. Zwykle w takich warunkach radziłem sobie słabo a gdy byłem w słabej formie traciłem sporo na wiatrach. To był także test dla organizmu. Mimo tego, że jechałem wolno to moc się zgadzała a kadencja była zmienna. Ostatnio stawiałem przed sobą różne cele i zazwyczaj przy takich treningach było to utrzymywanie mocy około 200 Wat i kadencji około 90. Z mocą nie było problemów ale kadencja była niższa, szczególnie na krótkich podjazdach. Najgorzej było w Kaczycach gdzie do wiatru doszedł interwałowy odcinek ze zniszczoną nawierzchnią i niespodzianka w postaci zwiniętego asfaltu w kierunku Karwiny. Zdecydowałem się objechać utrudnienia i wjechać do Karwiny drugim przejściem z Kaczyc. Nie pamiętałem wszystkich dróg i konieczny był postój aby sprawdzić najkrótszą drogę. Postój trwał około 3 minuty po których ruszyłem i zapomnianą całkowicie drogą dojechałem do drogi w n kierunku Karwiny. Po przekroczeniu granicy czekał mnie zjazd, cały czas kręciłem z mocą około 200 Wat, gdyby nie wiatr w twarz brakłoby przełożeń. Kiedyś bardzo lubiłem jeździć po Czechach, miedzy innymi dzięki temu, że był mniejszy ruch i inna kultura jazdy wśród kierowców. Od tego czasu sporo się zmieniło, samochodów było sporo i większość wyprzedzała na centymetry. Lepiej zrobiło się dopiero za Stonawą i Olbrachcicami gdzie znów wiatr był bardziej odczuwalny. Jednym z plusów takich warunków było to, że swobodnie mogłem dokręcać na zjazdach trzymając założoną moc, zwykle odpuszczałem zjazdy ale nie było to najlepsze rozwiązanie. Miałem już powoli dość tego wiatru ale moje cierpienia miały się wkrótce skończyć bo zbliżał się moment zmiany kierunku. Najpierw jednak musiałem pokonać dosyć wymagający podjazd który dał mi nieźle w kość. Nagrodą był szybki odcinek z wiatrem aż do Trzyńca. Trochę żałowałem, że wybrałem tą trasę bo na głównej drodze w Trzyńcu był bardzo duży ruch i dobrze, że zjeżdżałem z niej na rondzie. Kolejny szybki odcinek został przerwany przez skrzyżowanie na którym musiałem się zatrzymać i później nie byłem w stanie złapać swojego rytmu i byłem trochę rozbity. Nie liczyłem na szybki powrót do domu, co prawda jechałem z wiatrem ale czekało mnie jeszcze prawie 500 metrów przewyższenia na niecałych 40 kilometrach. Kolejna niespodzianka spotkała mnie na podjeździe w kierunku Lesznej. W końcówce podjazdu pojawił się nowy, równy dywanik ale nie do samego przejścia granicznego. Nie przypominam sobie aby ten odcinek miał jakąś złą nawierzchnie. Kolejny zjazd oznaczał dla mnie znów szybką jazdę i próbę utrzymania mocy, tym razem było z wiatrem wiec nie była to taka łatwa sprawa. Po raz kolejny przekonałem się, że równowaga w przyrodzie musi zostać zachowana i pojawiła się kolejna niespodzianka, niezbyt miła. Miałem jechać przez Goleszów i Międzyświeć ale okazało się, że droga w tym kierunku jest nieprzejezdna. Kilka tygodni temu były prowadzone prace w Goleszowie i pewnie ostatnim etapem jest wymiana nawierzchni. Chcąc czy nie chcąc musiałem jechać bardzo nielubianym odcinkiem w kierunku Cisownicy. Znowu się z nim męczyłem nie czerpiąc żadnej przyjemności a dodatkowo pojawił się kolejny raz ból pleców. Stało się to dokładnie po 3 godzinach jazdy i już wiedziałem że z równej i efektywnej jazdy nici. Musiałem często zmieniać pozycję co oznaczało że zmieniała się również kadencja a na niej mi bardzo zależało. Mimo dużego dyskomfortu dokręcałem na zjazdach by na prostych i podjazdach szukać optymalnej pozycji, przynajmniej nie miałem problemu z utrzymaniem mocy. Sprawnie przejechałem przez Ustroń, przed Brenną skorzystałem z pomocy wiatru i liczyłem na szybkie pokonanie podjazdu i zjazdu. Podjazd poszedł nieźle ale zjazd już gorzej, musiałem dwa razy hamować co wybiło mnie z rytmu. Średnio co minutę podnosiłem tyłek z siodełka w celu rozprostowania pleców. To był jedyny problem z jakim się zmagałem, żadnych oznak kryzysu i dobrze pracujące nogi w niskiej temperaturze to rzadko spotykana na dystansach sytuacja w moim przypadku. Sprawdzian nastąpił na pagórkach w Grodźcu gdzie dołożyłem trochę mocy a nie nastąpił gwałtowny wzrost tętna. Aż do Jaworza gnałem z wiatrem starając się utrzymać moc, zamontowałem niewielki spadek i utrzymywałem poziom na ostatnim podjeździe. Przejechanie tej trasy w takich warunkach zajęło mi dokładnie 4 godziny. Jak na mnie to było dosyć szybko, gdyby nie problem z plecami i utrzymaniem kadencji byłbym bardzo zadowolony z jazdy a tak to tylko umiarkowanie. Ten trening to już zaliczka na kolejny tydzień który zapowiada się słabo rowerowy ale z intensywnym końcem.

Rozjazd 34

Sobota, 26 września 2020
Km: 34.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:24 km/h: 24.29
Pr. maks.: 64.00 Temperatura: 12.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 548kcal Podjazdy: 490m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Nie liczyłem na to, że będzie się dało pokręcić po suchych drogach, prognozy zapowiadały deszcz przez całą sobotę ale około 12 się wypogodziło. Wraz z poprawą pogody przyszło ochłodzenie wymuszające wyciągniecie cieplejszych ciuchów z szafy. Nie miałem zbytnio czasu i udało się wyskoczyć na 90 minut. To wystarczyło aby trochę się dotlenić i rozkręcić nogi po ciężkim piątku. Zwykle w takich sytuacjach jeździłem na Przegibek, ale tym razem pojechałem na objazd wiosek gdzie również niewiele jest płaskiego. Sama trasa nie należała do ciekawych, początek możliwie najtrudniejszy, później kilka zjazdów na których poćwiczyłem technikę, ale nie wyglądało to zbyt dobrze, jakaś blokada pojawiła się znowu w głowie, później było już lepiej. Im dłużej jechałem tym było zimniej. W kilku miejscach znowu musiałem hamować a raczej decydowałem się na to m.in. gdy pojawił się znak o robotach drogowych które jednak dotyczyły pobocza a nie jezdni. W bocznych uliczkach było spokojnie a na głównych więcej samochodów ale nie utrudniających jazdy. W połowie trasy zaczęło mocniej wiać i miałem to szczęście, że na sporym odcinku wiatr pomagał. Na koniec dołożyłem sobie naprawdę trudny podjazd składający się z dwóch ścianek ponad 10 %. Pogoda zmieniała się diametralnie, raz świeciło słońce by po chwili zostać zakryte przez ciemne chmury. Dynamiczna sytuacja na niebie odwiodła mnie od opcji wydłużenia jazdy i najkrótszą drogą, a dokładnie ścieżką rowerową wróciłem do domu.

Trening 120

Piątek, 25 września 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 87.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:37 km/h: 24.06
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 140( 71%)
Kalorie: 2435kcal Podjazdy: 2030m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Prognozy pogody na kolejne dni nie były zbyt optymistyczne i piątek zapowiadał się na ostatni dzień w którym mogłem pojechać na kolejną górską trasę. Od pewnego czasu w piątki pracuje w domu i udało się wygospodarować cztery godziny między 8 a 12. Przed jazdą wymyśliłem, że pokręcę się po Szczyrku i zaliczę wszystkie znane mi podjazdy z Salmopolem od Wisły na deser. Trochę długo się zbierałem i wyjechałem kilka minut po 8. Przed jazdą zmieniłem koła na aluminiowe na których dużo pewniej się czuje co w takim terenie ma duże znaczenie. Wziąłem także duży zapas jedzenie i dwa duże bidony aby nie tracić czasu na postoje w sklepach. Warunki pogodowe były niezłe, trochę wiało ale nie było ciemnych chmur a temperatura całkiem przyjemna do jazdy. Najtrudniejszy był dla mnie przejazd przez miasto, jak zwykle zresztą. Moje obawy okazały się słuszne, już pierwsze większe skrzyżowanie na trasie przytrzymało mnie na dłuższą chwile a później lepiej nie było. Na pierwszym podjeździe stwierdziłem, że nogi są równie słabe jak w poprzednich dniach. Skupiłem się na pierwszym zjeździe i naprawdę nieźle technicznie go pokonałem ale w końcówce musiałem przyhamować. Drugi krótki podjazd pokonałem dosyć mocnym tempem, chcąc przepalić nieco nogę. Czy to był dobry pomysł to nie wiem, liczyłem, że to pomoże ale tak nie było. Dalej skupiłem się znów na technice ale ćwiczyłem raczej umiejętne używanie hamulców niż szybkie wchodzenie w zakręty. Z trzech technicznych odcinków zadowolony być mogę tylko z jednego. To i tak dużo jak na warunki panujące na drodze. Gdy miałem już najgorszy odcinek za sobą musiałem mocno zwolnić na bardzo niebezpiecznym skrzyżowaniu gdzie o mało nie doszło do kolizji dwóch samochodów, to skrzyżowanie już dawno nadaje się do przebudowy a ta jest ciągle odkładana na kolejne lata. Poczułem ulgę gdy wjechałem na główną drogę na Szczyrk, byłoby lepiej gdybym się strasznie nie męczył z południowo-wschodnim wiatrem bardzo odczuwalnym w tym momencie. Na podjeździe w Bystrej znów przepaliłem nogę ale nie wierzyłem, że to w czymś pomoże. Wtedy też wpadłem na pomysł aby zaliczyć po raz kolejny podjazd na Magurkę i spróbować poprawić swój najlepszy czas. Była to spontaniczna decyzja, podobnie jak wcześniejsze ataki na rekordy które miały miejsce w ostatnich tygodniach. Nie byłem przekonany czy to dobry pomysł ale kto nie ryzykuje, nie pije szampana wiec nie miałem nic do stracenia. Do Wilkowic starałem się dojechać spokojnie, nawet na skrzyżowaniach nie stałem zbyt długo, popełniłem tylko jeden błąd i zamiast batona zjadłem banana i nie miałem co zrobić ze skórką. Musiałem się zatrzymać na przystanku autobusowym i później czekałem by włączyć się do ruchu. Źle mi się jechało przez Wilkowice, nogi jakoś ciężko kręciły ale głowa była na właściwym miejscu i nie poddawałem się. Przed podjazdem zatrzymałem się na moment, rozebrałem rękawki, okulary i ruszyłem na około 17 minut rzeźni. Zacząłem podjazd możliwie mocno ale chyba za słabo na bardzo dobry czas. Później jednak jechałem dobrze, ten podjazd mi wybitnie nie pasuje, nachylenie ciągle się zmienia i gdy tylko rosło to generowałem ponad 400 Wat a na „wypłaszczeniach” spadało do około 300 Wat. Liczyłem, że nie będzie żadnych przeszkód ale takie się pojawiły. Nie było pieszych ale w kilku miejscach musiałem minąć się z samochodami i minąć wolniej jadących rowerzystów. Już w połowie podjazdu czułem, że sił ubywa i ciężko będzie dojechać w tym tempie do końca. Im bliżej końca tym trudniej mimo tego, że zwykle zyskiwałem w końcówce to tym razem na to nie było szans. Gdy tylko wyjechałem na bardziej otwarty teren to poczułem podmuchy silnego wiatru w twarz. Cenne sekundy uciekały a podjazd się ciągnął. Do końca walczyłem o czas poniżej 16 minut ale brakło kilku sekund a tak naprawdę około 10 Wat na całym podjeździe. Przypuszczenia co do słabych nóg potwierdziły się na tym podjeździe po którym bardzo długo dochodziłem do siebie, może to słabszy dzień a może oznaka spadku formy. Nie rozmyślałem nad tym i gdy trochę doszedłem do siebie ruszyłem w dół. Zjazd wyglądał lepiej niż ostatnim razem ale ledwie w kilku miejscach byłem w stanie puścić hamulce i bardziej odważnie jechać. Tak naprawdę dopiero w samej końcówce czułem się pewnie i puściłem hamulce. Sporo żwiru na drodze nie zachęcało do szybkiej jazdy. Obserwując niebo stwierdziłem, że uda się jeszcze zaliczyć kilka podjazdów w okolicy Czernichowa. Na początek kilka hopek na których męczyłem się strasznie ale tak naprawdę źle było dopiero na kostce brukowej gdzie urwało mi się mocowanie pompki, odczepiła torebka podsiodłowa i wysunął korek od owijki. Był przyklejony wiec utrzymał się na owijce która się odwinęła na krótkim odcinku. Wykorzystując moment, że zadzwonił telefon naprawiłem wszystkie usterki przejeżdżając przy okazji skrzyżowanie na którym miałem jechać w lewo. Droga którą przejechałem okazała się bardzo ciekawa i przyjemna, długi odcinek wzdłuż potoku prowadził w całości po równym i całkiem nowym asfalcie do urokliwego miejsca gdzie się zatrzymałem na moment. Ten podjazd jak większość w okolicy kończył się nagle i trzeba było wrócić tą samą drogą, na zjeździe nie poszalałem sobie ze względu na tartak który znajdował się w połowie odcinka i droga w tym miejscu była zablokowana. Najłatwiejszy podjazd na trasie miałem już za sobą i czekały mnie już prawie same ścianki i Przegibek na deser. Dwie kolejne zmarszczki na trasie znajdowały się po wschodniej stronie jeziora a konkretnie na zboczu Góry Żar. Jeden z nich zaliczyłem już kilka miesięcy temu i mogłem atakować rekord ale nie zrobiłem tego. Robiłem wszystko aby nie doprowadzić do bólu pleców i przez cały podjazd zmieniałem pozycje w momencie zmiany nachylenia. Do końca podjazdu ciągle zmieniałem kadencje i przełożenia i jakoś wjechałem w niezłym tempie ale sporo wolniej niż rekord. Drugi podjazd był znacznie krótszy ale najeżony ściankami miedzy którymi były wypłaszczenia a nawet zjazdy. Była to typowa droga dojazdowa do domów z zakazem wjazdu dla innych. Segment na Stravie sugerował, że pojawiają się tam rowerzyści lub kolarze ale niezbyt często. Znów wjechałem mocno średnim tempem ze zmienną kadencją i pozycją. Musze na nowo nauczyć się jazdy na stojąco której unikałem przez ostatnie lata przez co nadwyrężyłem sobie plecy. Po tych trzech spokojniejszych podjazdach postanowiłem zaatakować kolejny rekord na niespełna 2 kilometrowym podjeździe pod Groniaki. Podjazd należy do trudnych ponieważ przez ponad kilometr nachylenie nie spada poniżej 14-15 %. Cały podjazd pracowałem równo i mocno ale mogłem zrzucić ząbek niżej i dołożyć kilka Wat urywając cenne sekundy. Nie wiem czemu nie zrobiłem tego ale czas poprawiłem o blisko 30 sekund nie dużo tracąc do najlepszych na segmencie. Dobra nawierzchnia pozwoliła na szybszy zjazd ale cos poszło nie tak i w dwóch miejscach wytraciłem zbyt dużo prędkości, straciłem optymalny tor i dobre kilka sekund w plecy. Powoli brakowało mi czasu i musiałem zoptymalizować trasę. Do 2000 metrów w pionie brakowało mi jeszcze sporo i potrzebowałem zaliczyć jeszcze kilka podjazdów. Dwa z nich znajdowały się w Międzybrodziu. Krótkie ale wymagające ścianki dały mi w kość mimo tego, że wyraźnie się oszczędzałem co wpłynęło na gorsze czasy niż wcześniej na tych podjazdach. Ostatni dłuższy podjazd na trasie to Przegibek. Męczyłem się z nim strasznie. Mimo to dawałem z siebie dużo ale myślami byłem już na zjeździe. Postanowiłem zjechać jak najszybciej i jak najlepiej technicznie. Niestety na Przegibku natknąłem się na dwójkę kolarzy na rowerach testowych którzy wolnym tempem ruszyli w stronę Bielska. Odczekałem chwile i ruszyłem w dół. Początek zjazdu był naprawdę szybki, w dobrym czasie pojawiłem się na tzw. patelni, ale na tym się skończyło. Przed kolejnym łukiem dojechałem do dwójki kolarzy, nie byłem w stanie ich wyprzedzić, brakowało mi przełożenia aby dokręcić, musiałem mocno zwolnić na kolejnym łuku na którym zwykle miałem problemy a tym razem nie było szybciej ale dużo wolniej niż zazwyczaj. Zrobiło się niebezpiecznie, byłem znów bardzo sfrustrowany tą sytuacją ale postanowiłem dokręcić na ostatniej prostej. Doi najlepszego mojego czasu brakło kilka sekund ale jestem przekonany, że gdybym nie musiał hamować to urwałbym nawet 10 sekund z tego czasu. Przez całą Straconkę jechałem ile mogłem, zmienny wiatr dawał mocno w kość ale nie poddałem się i na całym odcinku urwałem więcej niż 10 sekund. Wciąż brakowało mi przełożenia i musiałem dołożyć jeszcze jeden podjazd w Olszówce. Na około 3 kilometrowym odcinku wjechałem prawie 100 metrów w górę. Czas już mnie gonił i postanowiłem wrócić drogą z największym przewyższeniem. Natrafiłem na remont drogi a konkretnie wymianę nawierzchni i straciłem kilka sekund. Już wyczerpałem swój czas ale zarezerwowane miałem dodatkowe 30 minut na nagłe wypadki i musiałem z tego czasu zabrać 10 minut które wystarczyło na spokojny dojazd do domu. Wróciłem do domu przed załamaniem pogody które przyszło popołudniu. Po przejechaniu tej trasy miałem mieszane uczucia. Nie byłem zadowolony z nóg i ogólnej dyspozycji ale zaliczyłem kolejną trasę z 2 kilometrami przewyższeń na niecałych 100 kilometrach oraz kolejne 200 TSS na górskiej trasie. Takie treningi pasują mi najbardziej i nawet przy słabszym dniu jestem w stanie je przejechać. Była to chyba jedna z ostatnich takich tras w tym roku. Ciężko liczyć na kolejne bo sporo rzeczy ma na to wpływ i ciężko oczekiwać, że wszystkie zgrają się w jednym dniu. Zwątpiłem także w moje możliwości i zasadność startu w dwóch ostatnich czasówkach w tym roku.

Rozjazd 33

Czwartek, 24 września 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 32.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:25 km/h: 22.59
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 511kcal Podjazdy: 530m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Spokojny wyjazd dla rozluźnienia i odstresowania. Znowu pojechałem na Przegibek ale bez żadnego celu, nie skupiałem się na niczym, technice czy szybkości zjazdu ani innych elementach potrzebnych do poprawy efektywności jazdy. Wyjechałem o podobnej porze jak dzień wcześniej i znowu musiałem walczyć z dużym ruchem na drogach. W kilku miejscach musiałem mocno hamować zdzierając resztki okładzin hamulcowych. Jechało się jakby lepiej niż w poprzednich dniach, dużym utrudnieniem oprócz samochodów i pieszych była spora ilość liści czy żołędzi zalegająca na drogach czy chodnikach. Nie czułem się komfortowo na drodze i dlatego z ulgą zjechałem na ścieżkę rowerową, gdzie się tylko dało jechałem ścieżką. Podjazd na Przegibek poszedł mi całkiem sprawnie, w końcówce gdzie tradycyjnie miałem coś zjeść dojechałem do wolno jadącego kolarza, szybko siadł mi na koło i z niego wyszedł wykonując gest jakby ograł mnie na finiszu po zwycięstwo na jakimś wyścigu, do tego nie pasował tylko jeden drobny szczegół, ja się nie ścigałem i jechałem możliwe wolno. Przed zjazdem zaczekałem aż odjedzie by nie mieć z nim styczności na zjeździe. Pojechał na Międzybrodzie i spokojnie mogłem zjechać do Bielska. Na zjeździe nie skupiałem się na technice ale wszystkie zakręty pokonałem z automatu i wyszło całkiem nieźle, gdybym dokręcał na prostych to zjazd byłby naprawdę dobry. W Straconce też nie szalałem w dół i znów zjechałem na ścieżkę rowerową, tam spora ilość rowerów i hulajnóg elektrycznych ale poradziłem sobie z nimi sprawnie i szybko. Wracając do domu obserwowałem zachowanie innych i próżno znaleźć uczestnika ruchu drogowego który nie złamał przynajmniej jednego przepisu, ja również nie byłem wyjątkiem. Pojechałem rozładować stres ale w 100 % się to nie udało. Pora chyba kończyć ten sezon i odpocząć.

Miasto 32

Środa, 23 września 2020 Kategoria Miasto
Km: 46.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:56 km/h: 23.79
Pr. maks.: 49.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 910kcal Podjazdy: 530m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze

Trening 119

Środa, 23 września 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 62.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:11 km/h: 28.40
Pr. maks.: 69.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: 154154 ( 78%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 1363kcal Podjazdy: 870m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Przed wyjazdem na trening postawiłem przed sobą kilka zadań które chciałem wykonać. Najważniejsze z nich to nie rezygnować przy pierwszej przeszkodzie jaka się pojawi a drugie to dawać z siebie jak najwięcej na zjazdach. Liczyłem też na to, że nogi będą kręcić lepiej niż we wtorek. Po powrocie z pracy szybko się zebrałem i już po 15 byłem gotowy do jazdy. Nie była to najlepsza godzina bo już po wyjeździe z domu wjechałem w duży ruch i na pierwszym większym skrzyżowaniu czekałem blisko 2 minuty aby przejechać na drugą stronę. Pierwszy podjazd na trasie już dał odpowiedź, że nogi nie kręcą najlepiej ale chyba nie tak źle jak wczoraj. Po prawie każdym podjeździe następuje zjazd na którym dałem z siebie dużo, przed jedynym niewidocznym łukiem musiałem przyhamować bo z przeciwka pojawił się samochód i przy rozwiniętej prędkości nie zmieściłbym się w zakręcie i zahaczył o krawężnik. Z technicznej strony był to bardzo przeciętnie przejechany odcinek ale trochę nadrobiłem szybkością. Kolejny zjazd był niedaleko, po krótkim ale wymagającym podjeździe. Technicznie było już lepiej ale znów pojawiły się samochody i musiałem kilka razy hamować, takie coś bardzo wybija z rytmu, muszę sobie to poukładać w głowie, na wyścigu zazwyczaj samochodów na zjazdach nie ma a odruch zwalniania przed zakrętami czy niewidocznymi łukami pozostaje. Kolejny zjazd pod tym względem wyglądał podobnie, znowu bałem się wyprzedzać chociaż miałem taką możliwość i jechałem wolniej niż pozwalały na to warunki. Później miałem dłuższą chwile spokoju przed najdłuższym zjazdem na trasie. Byłem już zmęczony każdym zatrzymywaniem się na skrzyżowaniu, myślałem nawet odpuścić ale nie chciałem tak łatwo się poddawać. Warunki wietrzne wskazywały, że podjazd i zjazd z Przegibka będzie z wiatrem w plecy. Potwierdził to szybki przejazd przez Straconkę, na podjeździe pod Przegibek noga podawała już lepiej niż na początku. Zjazd również wyglądał bardzo dobrze, do pewnego momentu. Jak zwykle przed końcem technicznej sekcji dojechałem do wolno jadących samochodów a warunki nie pozwalały na bezpieczne wyprzedzanie. Na prostce samochody już przyśpieszyły ale gdy rozwinąłem prędkość szybko do nich dojechałem, jeden z nich wyprzedził drugi ale mi to wiele nie dało, brakowało mi przełożeń aby wyprzedzić a robienie tego na dłuższym odcinku nie było bezpieczne. W końcu kierowca samochodu zjechał na pobocze i w końcówce już mogłem dawać z siebie wszystko, dodatkowym utrudnieniem był wiatr który wiał centralnie w twarz, z zupełnie innego kierunku niż w Bielsku. Mocno pracowałem aż do skrzyżowania za którym nieco odpuściłem. Dzięki pomocy wiatru mogłem odpocząć i nabrać sił przed kolejnym podjazdem i zjazdem. Jak się okazało odpuściłem szybką i techniczną jazdę przed Porąbką i poukładałem się dopiero przed zjazdem do Czańca. Tego odcinka w tym kierunku nie jechałem kilkanaście lat, po krótkim ale dosyć wymagającym podjeździe następuje długi zjazd z kilkoma technicznymi sekcjami. Pokonałem go w niezłym stylu mimo zmiennego wiatru który raz przeszkadzał, raz pomagał. Po zjeździe byłem zły na siebie ale z innego powodu, wybierając tą trasę nie miałem wyjścia i musiałem kawałek przejechać ruchliwą drogą krajową 52, wjazd na nią i skręt w lewo był niemal niemożliwy wiec skręciłem w prawo i przejechałem przez Kęty. W nagrodę musiałem pokonać blisko trzy kilometry ścieżką rowerową, nie przeszkadzało mi to ale ciągłe zjazdy i przejazdy przez drogi gdzie kierowcy nie zatrzymywali się mimo tego, że nie mieli pierwszeństwa denerwowały mnie bardzo. W końcu doczekałem się momentu w którym nogi się rozkręciły, miałem też dylemat czy jechać przez Pisarzowice czy Kozy ale mając tylko kilka sekund na decyzję nie zdążyłem się zastanowić i już jechałem znaną drogą na Kozy. O dziwo było w miarę spokojnie, jadąc z wiatrem szybko dojechałem do Kóz gdzie był trochę większy ruch. Później postanowiłem jechać na Lipnik gdzie miałem przed sobą długi i dosyć wymagający zjazd na którym znów dałem z siebie tyle ile mogłem. Dopiero stromy i techniczny łuk koło Kościoła wybił mnie z rytmu i spanikowałem. Później zdarzyła się bardzo niebezpieczna sytuacja, jadący za mną samochód strąbił mnie, wyprzedził na samym skrzyżowaniu i wjechał w inny jadący drogą z pierwszeństwem, nie opłaciło mu się to bo nic nie zyskał tylko rozbił przód swojego samochodu. Spokojniejszym już tempem dojechałem do Centrum Bielska i sprawdzoną drogą w kierunku Aleksandrowic. Od Lotniska już spokojniejszym tempem bez szalonego zjazdu. Byłem zmęczony po jeździe ale znów bardziej głowa niż nogi. Przy moim obecnym życiu, obowiązkach i sprawach które mam na głowie nie może być inaczej, trzeba jakoś z tym żyć.

Trening 118

Wtorek, 22 września 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 57.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:04 km/h: 27.58
Pr. maks.: 66.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: 186186 ( 95%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 1286kcal Podjazdy: 780m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Bardzo spontaniczny wyjazd po powrocie z delegacji. Nie liczyłem, że uda się wrócić już we wtorek ale tak się stało. Wyjechałem godzinę po powrocie do domu, w tym czasie zdążyłem tylko zjeść i przygotować ciuchy i bidony. Po raz pierwszy od dawna nie sprawdziłem roweru przed jazdą, wolałem wyjechać 5 minut szybciej niż później cisnąć na wariata. Była to słuszna decyzja bo jechałem niezwykle wolno i w kilku miejscach utknąłem w korkach. Wybrałem inną trasę dojazdu do BikeStore niż dwa tygodnie temu ale wiele lepiej i szybciej nie było. Byłem 10 minut przed czasem i wtedy sprawdziłem rower, wszystko było w porządku w przeciwieństwie do dyspozycji. Nie czułem się zbyt dobrze i jechało się ciężko, liczyłem, że podczas grupowej jazdy nogi puszczą. Na tym treningu pojawiłem się w celu poprawy fatalnej dyspozycji w peletonie, to prawdopodobnie ostatnia okazja w tym roku, po ostatniej jeździe grupowej byłem sfrustrowany słabą dyspozycją i chciałem to zmienić.
Po około 10 minutowym oczekiwaniu w dosyć licznym peletonie ruszyliśmy na stałą trasę, miało być spokojnie, w co specjalnie nie wierzyłem bo zawsze znajdzie się ktoś kto zaczyna szarpać i rozrywa peleton. Ruszając byłem w środku stawki, w odróżnieniu od ostatniego treningu gdy w kilka osób zostaliśmy na skrzyżowaniu za peletonem, wszyscy musieli się zatrzymać. Za skrzyżowaniem skupiłem się na utrzymaniu pozycji w peletonie i to się udało. Przy pierwszej okazji przeskoczyłem kilka miejsc do przodu, przy spokojnym tempie było to możliwe bez dodatkowego nakładu sił. Swoją pozycje utrzymałem do Wilkowic, na podjeździe postanowiłem wyjechać na czoło, utrzymując tempo wyznaczone przez innych jechałem na czele prawie do końca podjazdu, w kocówce wyskoczył Robert i podkręcił tempo, szybko doskoczyłem do koła, musiałem jechać już naprawdę mocno. Pod Magurką byłem jako drugi ale na początku zjazdu do Łodygowic zgodnie z przypuszczeniami zacząłem tracić, na początku zjazdu spadłem o kilka pozycji ale później byłem w stanie się zmobilizować i utrzymałem miejsce w szeregu. Jechało się całkiem przyjemnie w grupie ale nogi nie chciały współpracować. Liczyłem, że na hopkach popuszczą ale tak się nie stało. Gdy tylko teren stał się pagórkowaty znów musiałem się bardzo pilnować. W sumie mogę być zadowolony z przejazdu odcinka Zarzecze-Tresna, na którym było wszystko, zrywy, spawanie, przeskakiwanie do czoła grupy. Momentami musiałem generować 400-500 Wat na krótkich odcinkach aby się utrzymać ale nie miałem z tym najmniejszych problemów. Te zaczęły się dopiero na krótkim odcinku kostki brukowej gdzie zacząłem tracić i dodatkowo wypadła mi butelka z koszyka na bidon ale nie zatrzymywałem się bo za mną było jeszcze sporo osób i mógłbym przez to doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji. W Tresnej tradycyjny postój i czekanie na wszystkich i samochód techniczny zamykający peleton. Jak dla mnie przerwa była zbyt długa bo później nie umiałem się rozkręcić, na zjeździe o dziwo nie traciłem ale musiałem być skoncentrowany, ostatnio moja głowa jest bardziej zmęczona niż nogi i nie wiem jak długo wytrzymam jeszcze skupiając się na technice jazdy. Mocno niebezpiecznie zrobiło się w Międzybrodziu Żywieckim gdzie cześć osób wyjechała wprost przed nadjeżdżający samochód mający pierwszeństwo. Peleton trochę się rozciągnął i podzielił i musiałem znów spawać, lawirując miedzy dziurami i uważając na samochody z przeciwka nie była to łatwa sprawa ale przed krótkim podjazdem byłem znów w środku peletonu. Po chwili moje obawy o bezpieczeństwo skończyły się bo już podjeżdżaliśmy na Przegibek. W takich momentach dobrze czuje się jadąc z przodu i już po 100 metrach od skrzyżowania zacząłem przesuwać się do przodu, szło zadziwiająco łatwo. Zanim wyszedłem na czoło zrównałem się z prowadzącymi aby ustalić tempo jakim jadą, nie planowałem odjazdu tylko chciałem jechać na czele peletonu. Gdy znalazłem się na samym przodzie dojechał do mnie drugi zawodnik i nie patrząc do tyłu ciągnęliśmy grupę. Jak się okazało zrobiła się luka i chcąc czy nie chcąc oderwaliśmy się od peletonu. Różnica stopniowo się powiększała a tempo z każdą minutą nieco rosło, gdy różnica wynosiła około 15-20 sekund zauważyłem, że towarzysz odstaje. Peleton nie zbliżał się do nas ale my też się nie oddalaliśmy, nieco popuściłem na moment ale gdy zrobiło się stromo znowu dołożyłem i towarzysz ostatecznie został. Po 400 metrach trudniejszego podjazdu postanowiłem iść na całość, wiedziałem, że w peletonie jest kilku naprawdę mocnych kolarzy i postanowiłem jechać tak aby nie dogonili mnie przed końcem podjazdu, przestałem kalkulować, jechałem już na limicie i nie patrzyłem co dzieje się z tyłu. Była duża motywacja ale wyraźnie brakowało mi mocy, na takim podjeździe powinienem generować 10-15 Wat więcej, tak przynajmniej było 2 tygodnie wcześniej. W końcówce już mnie brakowało ale nie patrzyłem co tyłu, resztkami sił dojechałem do końca podjazdu poprawiając swój dotychczas najlepszy czas o 20 sekund. Zwykle brakowało 3-5 sekund do rekordu i w końcu udało się go poprawić. Jak na dyspozycje dnia to szybko doszedłem do siebie, gdy zdążyłem już zawrócić i spokojnie dojechać na Przegibek to zaczęli wjeżdżać kolejni zawodnicy z Remikiem i Michałem Braulińskim na czele. Miałem dobre 40 sekund przewagi a inni również jechali mocno podjazd. Mój wynik zniknął w 2 setce czasów na Stravie, przyczyna jest 1, szybciej podjechało podjazd około 130 zawodników podczas 3 ostatnich edycji Tour de Pologne, z pozostałych czasów mój plasuje się w najlepszej 10. Przed zjazdem ubrałem się bo zrobiło się chłodno. Nie planowałem szybkiej jazdy w dół ale jakoś wyszło, że zacząłem nieźle a później przyśpieszyłem. Miałem dwa słabsze momenty na zjeździe, pierwszy za pomnikiem przed pierwszym łukiem gdzie musiałem wyprzedzić dwóch wolniej jadących kolarzy i zwolnić a drugi za ostatnim łukiem gdy wyjechał mi samochód z pobocza ale i go wyprzedziłem. Na ostatniej prostej dokręciłem i wyszedł najszybszy zjazd w tym roku mimo tego, że w tych dwóch miejscach straciłem kilka sekund. Przejazd przez miasto również był szybki mimo kilku utrudnień i dwóch wyraźnych zahamowani z powodu wymuszenia pierwszeństwa przez kierowców. Ostatnie kilometry w zapadających ciemnościach były już spokojniejsze, walczyłem również z tylną lampką która po 2 minutach świecenia wyłączała się, muszę ją wymienić bo w najbliższym czasie lampki to będzie już obowiązkowe wyposażenie roweru. Jesień nadciąga a wraz z nią szybko zapadające wieczory. Wyjazd na ten trening to był dobry wybór, poćwiczyłem jazdę w grupie i znowu zrobiłem mały krok w dobrą stronę. Kolejne już raczej w przyszłym roku.

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 10148 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 12644 km
Evo 2 8629 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum