Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 80.00km
  • Czas 03:02
  • VAVG 26.37km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 183 ( 93%)
  • HRavg 137 ( 70%)
  • Kalorie 1356kcal
  • Podjazdy 1210m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 103

Środa, 11 września 2019 · dodano: 15.09.2019 | Komentarze 0

Po wczorajszym dniu w pierwszej kolejności wziąłem się za wyeliminowanie problemów z miernikiem mocy. Wygrałem na nowo oprogramowanie i miernik ruszył. Później postanowiłem dokładnie sprawdzić sprzęt i gdy zobaczyłem tylne koło to mi się wszystkiego odechciało. Ten wczorajszy strzał to nie szytka a pękająca obręcz. W dalszym ciągu szczęście nie jest moim sprzymierzeńcem i muszę znowu władować więcej pieniędzy w sprzęt aby chociaż w tym zakresie nie odstawać od najlepszych. Przed jazdą znów miałem problem z miernikiem mocy, olałem to i pojechałem bez danych o mocy i kadencji. Postanowiłem przyjechać trasę którą planowałem na niedzielę z pominięciem podjazdu na Równicę. Godzina wyjazdu nie była najlepsza i przez miasto jechałem w mniejszym lub większym korku. Nie mając danych o mocy zrezygnowałem z rozgrzewki i to był błąd. Noga była chyba lepsza ale jazda na kołach z zużytymi już oponami wcale nie była przyjemna. W średnim tempie dojechałem do Szczyrku gdzie prawie przegapiłem skręt na Orle Gniazdo. Wytraciłem sporo prędkości i mocno ruszyłem dopiero od łuku w lewo. Jechałem chyba za mocno ale równo. Niestety nawierzchnia w dalszym ciągu pozostawia wiele do życzenia i zamiast skupić się na trzymaniu tempa musiałem uważać na dziury aby nie uszkodzić jedynego sprawnego kompletu kół. Równo i mocno pokonałem końcówkę podjazdu i od razu ruszyłem w dół. Zjazd był wolny i asekuracyjny a w połowie pojawił się jakiś zawalidroga i przez to prawie cały zjazd jechałem na klamkach. Po dojeździe do głównej musiałem swoje odstać a na następnym skrzyżowaniu czekałem aż dwie zmiany świateł. Nie wystarczyło to na odpoczynek i cały odcinek dojazdowy do podjazdu na Salmopol męczyłem się strasznie walcząc z wysokim tętnem mimo wiatru w plecy. Na dużym zmęczeniu zaczynałem podjazd na Salmopol, zmobilizowałem się do bardzo mocnej jazdy i nawet dziurawa nawierzchnia i duża liczba samochodów nie miała tak dużego wpływu jak narastające zmęczenie. Z czasem miałem coraz większy problem z utrzymaniem tempa i ostatecznie podjazd kończyłem na rzęsach nie mając już nic w nogach. Na szczycie krótki postój przed bardzo słabym zjazdem, nie czułem się pewnie na tych kołach i zjeżdżałem bardzo asekuracyjnie. Przed skocznią minąłem się z jakimś kolarzem dopiero po chwili zajarzyłem, że był to Patryk. Jechałem dalej w kierunku Centrum walcząc z przeciwnym wiatrem. Jazda była już raczej z nogi na nogę, chciałem oszczędzić jak najwięcej sił na ostatni dłuższy podjazd. Przed rondem kolejna niespodzianka, zablokowany wjazd na most i objazd wzdłuż rzeki. Będąc już z tamtej strony rynku skierowałem się w kierunku skrótu prowadzącego do hotelu Gołębiewskiego. Sprawnie się tam dostałem i na moment się zatrzymałem. Ruszyłem dosyć spokojnie ale tętno szybko szło do góry i męczyłem się. Jak nie ma formy to wszystko zaczyna przeszkadzać, tym razem była to kostka brukowa po której jechałem ale na szczęście po 2 minutach skręciłem w prawo na asfalt. Po około 200 metrach łatwej wspinaczki nachylenie znacznie wzrosło i od tego momentu jechałem już tyle ile mogłem. W połowie podjazdu pojawił się znak o zakazie i drodze jednokierunkowej. Nie chciałem zawracać i na moje szczęście minąłem się tylko z jednym samochodem z przeciwka nie musząc zmieniać toru jazdy. Po dotarciu na szczyt dłuższą chwile dochodziłem do siebie, zrobiło się chłodno wiec jak tylko byłem w stanie to ruszyłem w dół. Na zjeździe minąłem dwa pojazdy, jeden na samym początku a drugi na końcu. Każda próba puszczenia na moment klamek kończyła się gwałtownym rozpędzeniem roweru i po kilku takich próbach gdy zrobiło się już naprawdę niebezpiecznie trzymałem mocno klamki i hamowałem pulsacyjnie. Po zjeździe obrałem kierunek sklep i dojechałem do sklepu w którym najczęściej zaopatruje się w wodę. Tym razem kupiłem także puszkę coli która trochę postawiła mnie na nogi i do pierwszego podjazdu na trasie jechało się lepiej. Do domu wróciłem prawie tą samą drogą co wczoraj zahaczając o ten nieszczęsny odcinek na którym uszkodziłem koło. Na podjazdach już nie szalałem ale mimo to zmęczenie było na tyle duże, że nie byłem w stanie jechać nawet przez moment w 1 strefie. Wróciłem już gdy było zimno i robiło się ciemno. Chyba ostatni taki wyjazd w tygodniu.
Trening był bardzo mocny, wycisnąłem z siebie tyle ile mogłem, niby podjazdy wyszły nieźle ale nie jestem zadowolony ze swojej dyspozycji, jest taka typowo wrześniowa czyli zmęczenie sezonem zaczyna brać górę nad resztką formy jaką jeszcze udaje się utrzymywać. Musze teraz polować na „lepsze” dni w których organizm jest bardziej wypoczęty i wydajny. Ten dzień zdecydowanie do takich nie należał.






Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa enera
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]