Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 112.00km
  • Czas 04:23
  • VAVG 25.55km/h
  • VMAX 75.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 180 ( 92%)
  • HRavg 137 ( 70%)
  • Kalorie 1946kcal
  • Podjazdy 2050m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Roztrenowanie 13

Niedziela, 20 października 2019 · dodano: 20.10.2019 | Komentarze 0

Ostatni wyjazd przed planowaną przerwą regeneracyjną. Korzystając z wolnego dnia pospałem dłużej i wstałem dopiero po 8:30. Zjadłem zbyt lekkie śniadanie i godzinę później już byłem gotowy do jazdy. Ubrałem się podobnie jak wczoraj biorąc dodatkowo do kieszonki kamizelkę. Chciałem zakończyć sezon jakąś fajną trasą i wiedząc co działo się np. w zeszłą sobotę na Równicy zdecydowałem się wybrać na Czechy. W tym roku nie byłem jeszcze na Jaworowym i Kozińcu i taki był plan.
Wyjechałem tradycyjnie już w kierunku Jaworza i trzymałem się jak najbliżej gór. Noga podawała całkiem nieźle od samego początku co zapowiadało bardzo przyjemną jazdę. Dobrze znaną drogą dojechałem do Grodźca i Górek gdzie po raz pierwszy poczułem mocniejszy podmuch wiatru w twarz. Najbardziej we znaki dawały się tłumy ludzi przy kościołach których na około 10 kilometrowym odcinku mijałem aż cztery. Uspokoiło się dopiero w Ustroniu gdzie z kolei pojawiło się więcej rowerzystów którzy w połączeniu ze wzmożonym ruchem samochodowym wymuszali częste używanie hamulców. Na poprawę sytuacji musiałem czekać do wjazdu do Czech. Pogoda była wyborna i wszystkie ważniejsze szczyty Beskidu Śląsko-Morawskiego były widoczne jak na dłoni. Nie mogłem cieszyć się szybkim zjazdem na którym karty rozdawał wiatr, później nie był już tak odczuwalny a ruch samochodowy był tak niewielki, że bez problemów przedostałem się przez Trzyniec. Zdecydowałem, że najpierw wjadę na Koziniec. Zmartwiła mnie ogromna liczba samochodów zaparkowanych przy głównej drodze ale nie po to jechałem 40 kilometrów aby nie zaliczyć żadnego podjazdu. Na podjeździe nie było dużego ruchu, minęły mnie tylko dwa samochody a dużo większym utrudnieniem były liście i inne zanieczyszczenia na drodze. Na podjeździe nie jechałem na maksa, dawałem z siebie tyle na ile pozwoliło przełożenie przy kadencji 75-85. Całkiem nieźle poszedł mi podjazd na szczycie którego nie było ani jednego wolnego miejsca postojowego. Trochę czasu straciłem na ubranie się na zjazd, założyłem tylko rękawki które zdjąłem przed podjazdem. Zjazd był bardzo asekuracyjny i wolny. Na zanieczyszczonej drodze łatwo było o kapcia lub wywrotkę i liczyło się tylko bezpieczeństwo. Po zjeździe podjąłem decyzje o odpuszczeniu Jaworowego i zaliczenia odjazdu na Luczkę. Była to chyba dobra decyzja, na Jaworowym były pewnie tłumy a nawierzchnia na podjeździe nie zachęcała do jazdy. Dosyć sprawnie dojechałem do podnóża podjazdu przed którym znowu zdjąłem rękawki. Już na początku wspinaczki we znaki dawał się bardzo silny południowy wiatr znacznie utrudniający jazdę. Starałem się jechać spokojnie i tak mniej więcej wyglądały pierwsze 3 kilometry podjazdu. Zabawa zaczęła się w momencie zwężenia drogi. Nachylenie gwałtownie wzrosło, łańcuch szybko znalazł się na 32 z tyłu. Ten podjazd zdecydowanie był za trudny jak na moją obecną formę. Nie lubię ścianek na których trzeba przepychać korbę a ponad połowa końcowej części wspinaczki na Luczkę właśnie tak wyglądała. Tutaj już wielkich rezerw nie byłem w stanie zachować. Dodatkowy urok dawała zanieczyszczona droga wśród drzew i dużych objętości liści, momentami ciężko było stwierdzić gdzie jechać i czy jest tam pod spodem droga. Męczyłem się strasznie ale w końcu znalazłem się na szczycie. Ładne widoki wynagrodziły trudy wspinaczki i nie żałowałem, ze wybrałem ten podjazd. Na szczycie dużo ludzi i nie zabawiłem tam długo. Przed zjazdem ubrałem rękawki i kamizelkę która przydała się na długim zjeździe. Jazda wyglądała jeszcze gorzej niż na poprzednim zjeździe. Robiłem wszystko aby jak najbezpieczniej zjechać nie przegrzewając obręczy. Udało się i zatrzymałem się na moment sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Na szerokim zjeździe puściłem się odważniej, na dwóch zakrętach spanikowałem i wytraciłem dużo prędkości, za to na ostatnim kilometrze z wiatrem w plecy dokręciłem na maksa. Kamizelka powodowała zbyt duży opór i nie jechałem tak szybko jakbym mógł. Po zjeździe stwierdziłem, że zasłużyłem na postój. Wstąpiłem do cukierni z myślą o Kofoli. Niestety nie było i musiałem zadowolić się sokiem owocowym. Wiedziałem, że Kofoli napiję się przy granicy Czesko-Polskiej i po uzupełnieniu bidonu w pobliskim sklepie ruszyłem w dalszą drogę. Z wiatrem leciało się naprawdę fajnie i szybko. Chcąc ominąć Trzyniec skręciłem w boczną drogę i do przejścia granicznego w Lesznej dojechałem odcinkiem który dotąd jechałem tylko w przeciwną stronę. Krótki postój i mała Kofola dały mi jeszcze motywacje na zaliczenie jeszcze jednego, bardzo nielubianego przeze mnie podjazdu na Budzin od strony Lesznej. Na podjeździe o mocy w dużej mierze decydowało przełożenie i kadencja. Starałem się trzymać ponad 70 obr./min. ale nie wychodziło to idealnie. W drugiej części podjazdu sporo samochodów i pieszych wymuszających kilkukrotne hamowanie. Widoki wynagrodziły trudy wspinaczki ale podobnie jak na poprzednich szczytach duża liczba turystów nie zachęcała do dłuższego postoju. Ubrałem szybko rękawki i ruszyłem na kolejny znienawidzony odcinek – zjazd do Cisownicy. Skupiłem się wyłącznie na bezpieczeństwie i nawet dużo czystsza droga nie zachęciła mnie do puszczenia klamek. Po technicznej części zjazdu odetchnąłem z ulgą i przez Cisownicę przejechałem szybko i sprawnie. Do domu zdecydowałem się wrócić tą samą drogą która dojechałem do Ustronia. W nogach już czułem spory jak na październik dystans ale wiatr wiejący w plecy pozwalał na spokojniejszą jazdę. Wszelkie mocne zrywy już sobie podarowałem i powoli kulałem się w stronę Bielska. Dojeżdżając do Jaworza stwierdziłem, że nie warto pchać się w stronę gór i już najprostszą drogą wróciłem do domu. Nie spodziewałem się tak przyjemnego końca sezonu, w ostatnim czasie już czułem zmęczenie sezonem i myślę, że jest to idealny moment na odpoczynek, przedłużanie sezonu na siłę nie ma sensu. Ostatnio już miałem kilka niebezpiecznych sytuacji które mogły skończyć się tragicznie a każdy incydent mógłby wpłynąć na moją motywacje i znacznie wpłynąć na technikę którą z niezłym skutkiem staram się poprawić. Najważniejsze, że sezon kończę z tarczą, zupełnie inaczej niż trzy poprzednie.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa oduma
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]